piątek, 28 czerwca 2013

29 czerwca -Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła

29 czerwca
Święci Apostołowie Piotr i Paweł




Święci Piotr i Paweł - książęta Kościoła
Kościół umieszcza w jednym dniu uroczystość św. Pawła wraz ze św. Piotrem nie dlatego, aby równał go w prymacie z pierwszym zastępcą Chrystusa. Chodzi jedynie o podkreślenie, że obaj Apostołowie byli współzałożycielami gminy chrześcijańskiej w Rzymie, obaj w tym mieście oddali dla Chrystusa życie swoje oraz że w Rzymie są ich relikwie i sanktuaria. Najwięcej jednak zaważyła na połączeniu pamiątki obu Apostołów w jednym dniu opinia, dzisiaj uznawana za mylną, że obaj Apostołowie ponieśli śmierć męczeńską tego samego dnia. Już w roku 258 obchodzono święto obu Apostołów razem dnia 29 czerwca, tak na Zachodzie, jak też i na Wschodzie, co wskazywałoby na powszechne przekonanie, że był to dzień śmierci obu Apostołów. Taki bowiem był bardzo dawny zwyczaj, że święta liturgiczne obchodzono w dniu śmierci męczenników, a potem także (od w. IV) - wyznawców.
Święty Piotr Apostoł Właściwe imię Piotra to Szymon (Symeon). Pan Jezus zmienił mu imię na Piotr przy pierwszym spotkaniu, gdyż miało ono symbolizować jego przyszłe powołanie. Pochodził z Betsaidy, miejscowości położonej nad Jeziorem Genezaret (Galilejskim). Był bratem św. Andrzeja, Apostoła, który Szymona przyprowadził do Pana Jezusa niedługo po chrzcie w rzece Jordan, jaki Chrystus Pan otrzymał z rąk Jana Chrzciciela (Mt 10, 2; J 1, 41). To, że Chrystus Pan zetknął się z Andrzejem i Szymonem w pobliżu rzeki Jordan, wskazywałoby, że obaj bracia byli uczniami św. Jana (J 1, 40-42). Ojcem Szymona Piotra był Jona (Jan), rybak galilejski. Kiedy Chrystus Pan włączył Piotra do grona swoich uczniów, ten nie od razu przystał do Pana Jezusa, ale nadal trudnił się pracą rybaka. Dopiero po cudownym połowie ryb definitywnie został przy Chrystusie w charakterze Jego ucznia wraz ze swoim bratem, Andrzejem (por. Łk 5, 1-11). Kiedy Piotr przystąpił do grona uczniów Pana Jezusa, był już człowiekiem żonatym i mieszkał w Kafarnaum u teściowej, którą Pan Jezus uzdrowił (Mk 1, 29-31; Łk 4, 38-39). Tradycja wczesnochrześcijańska wydaje się potwierdzać, że miał dzieci, gdyż wymienia jako jego córkę św. Petronelę. Nie jest to jednak pewne.
Święty Piotr Apostoł Jezus bardzo wyraźnie wyróżniał Piotra wśród Apostołów. Piotr był świadkiem - wraz z Janem i Jakubem - wskrzeszenia córki Jaira (Mt 9, 23-26; Mk 5, 35-43; Łk 8, 49-56), przemienienia na górze Tabor (Mt 17, 1-13; Mk 9, 2-13; Łk 9, 28-36) i krwawego potu w Getsemani (Mt 26, 37-46; Mk 14, 33-42; Łk 22, 41-46). Kiedy Jezus zapytał Apostołów, za kogo uważają Go ludzie, otrzymał na to różne odpowiedzi. Kiedy zaś rzucił im pytanie: "A wy za kogo Mnie uważacie?" - usłyszał z ust Piotra wyznanie: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego". Za to otrzymał w nagrodę obietnicę prymatu nad Kościołem Chrystusa: "Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr (czyli skała), i na tej skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16, 18-19). Można byłoby wymienić jeszcze inne historie związane z Piotrem. Jezus ratuje Piotra, kiedy tonął w Jeziorze Galilejskim (Mt 14, 28-31). Piotr płaci podatek za Jezusa i za siebie monetą, wydobytą z pyszczka ryby (Mt 17, 24-27); od Piotra Pan Jezus zaczyna mycie nóg Apostołom przy Ostatniej Wieczerzy (J 13, 6-11). Przed pojmaniem Mistrza Piotr zapewnia Go o swojej dla Niego wierności (Mt 26, 33). W Getsemani występuje w obronie Jezusa i ucina ucho słudze arcykapłana, Malchusowi (Mt 26, 51-54; Mk 14, 47; Łk 22, 49-50; J 18, 10-11). On jeden, wraz z Janem, idzie za Chrystusem aż na podwórze arcykapłana. Jednak tu, rozpoznany, wyrzeka się ze strachu Jezusa i trzykrotnie potwierdza zaparcie się przysięgą. Kiedy zapiał kogut, przypomniał sobie przepowiednię Chrystusa i gorzko zapłakał (Mt 26, 69-75; Mk 14, 66-72; Łk 22, 54-62; J 18, 15-27).
Święty Piotr otrzymuje klucze Królestwa Przed odejściem do nieba Pan Jezus zlecił Piotrowi najwyższą władzę pasterzowania nad Jego Apostołami i pozostałymi wiernymi wyznawcami (J 21, 15-19). Apostołowie od początku podjęli te słowa i uznali w Piotrze pierwszego spośród siebie. We wszystkich wykazach apostolskich Piotr jest zawsze stawiany na pierwszym miejscu (Mt 10, 2; Mk 3, 16; Łk 6, 14; Dz 1, 13). Pisma Nowego Testamentu wymieniają go 150 razy. Piotr proponuje Apostołom przyłączenie do ich grona jeszcze jednego w miejsce Judasza (Dz 1, 15-26). Piotr pierwszy przemawia do tłumu w dzień Zesłania Ducha Świętego i pozyskuje sporą liczbę pierwszych wyznawców (Dz 2, 14-36). Uzdrawia chromego od urodzenia i nawraca kilka tysięcy ludzi (Dz 3, 1-26). Zakłada pierwszą gminę chrześcijańską w Jerozolimie i sprawuje nad nią władzę sądowniczą (Dz 5, 1-11). To jego Chrystus poucza w tajemniczym widzeniu, że ma także przyjmować pogan i nakazuje mu udać się do domu oficera rzymskiego, Korneliusza (Dz 10, 1-48). Na Soborze apostolskim Piotr jako pierwszy przemawia i decyduje, że należy iść także do pogan, a od nawróconych z pogaństwa nie należy żądać wypełniania nakazów judaizmu, obowiązujących Żydów (Dz 15, 1-12). W myśl zasady postawionej przez Pana Jezusa: "Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada" (Mt 26, 31) - właśnie Piotr stał się głównym przedmiotem nienawiści i pierwszym obiektem prześladowań. Został nawet pojmany i miał być wydany przez króla Heroda Agryppę I Żydom na stracenie. Jednak anioł Pański wybawił go cudownie od niechybnej śmierci (Dz 12, 1-17). Niebawem po uwolnieniu Piotr udał się do Antiochii, gdzie założył swoją stolicę (Ga 2, 11-14). Stamtąd podążył do Małej Azji i Koryntu (2 P 1, 1), aby wreszcie osiąść na stałe w Rzymie. Tu także poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Nerona ok. 64 roku, umierając na krzyżu, jak mu to zapowiedział Chrystus (J 21, 18-19). O pobycie Piotra w Rzymie i jego śmierci piszą między innymi: św. Klemens Rzymski (+ ok. 97), List do Koryntian, 5; św. Ignacy z Antiochii (+ ok. 117), List do Rzymian 4, 3; św. Dionizy z Koryntu (+ 160); św. Ireneusz (+ 202); Euzebiusz -  Historia Kościoła 2, 25, 8; św. Kajus Rzymski (+ 296) i wielu innych.
Święty Piotr Apostoł Św. Piotr zostawił dwa listy, które należą do ksiąg Pisma świętego Nowego Testamentu. Dyktował je swojemu uczniowi Sylwanowi (1 P 5, 12). Wyróżniają się one niezwykłą pl

czwartek, 27 czerwca 2013

Święto Matki Bożej Nieustającej Pomocy

Święto Matki Bożej Nieustającej Pomocy


Radio Maryja




27 czerwca w kalendarzu liturgicznym obchodzimy wspomnienie Matki Bożej Nieustającej Pomocy, które w Zgromadzeniu Redemptorystów oraz w diecezji toruńskiej przeżywane jest jako święto.



W związku z tegorocznym świętem Matki Bożej Nieustającej Pomocy przełożony Prowincji Warszawskiej Redemptorystów o. Janusz Sok skierował do współbraci specjalny list, w którym nawiązał do zbliżającego się jubileuszu 150-lecia krzewienia Jej kultu przez Zgromadzenie Redemptorystów. Zachęcił w nim do rozwijania kultu Matki Bożej pod wezwaniem Nieustającej Pomocy i szukania nowych inspiracji w wypełnianiu powierzonego im przez Kościół zadania.

 

List na święto Matki Bożej Nieustającej Pomocy [czytaj]

Ikonę Maryi pod wezwaniem Nieustającej Pomocy przywieziono w XV w. do Rzymu z wyspy Krety. Przez 300 lat doznawała ona czci w kościele św. Mateusza na Eskwilinie należącym do augustianów. W czasie wojen napoleońskich kościół ten zburzono, a ikona została przeniesiona do kaplicy klasztornej augustianów i zapomniana.

Po jej odnalezieniu kilkadziesiąt lat później ikona została przekazana redemptorystom za zgodą papieża Piusa IX w celu rozwijania jej kultu. W kwietniu 1866 r. umieszczono ją w kościele św. Alfonsa przy ulicy Merulana na Eskwilinie, a kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy zaczął się szybko rozszerzać po całym świecie. W tym samym roku papież Pius IX nawiedził ikonę w kościele św. Alfonsa, a rok później odbyła się koronacja obrazu koronami papieskimi. W 1871 r. powstało Bractwo Matki Bożej Nieustającej Pomocy, zaś w 1876 r. ustanowiono święto Matki Bożej Nieustającej Pomocy wraz z formularzem mszalnym i własnym oficjum.

[Czytaj więcej]

Najbardziej znaną i bardzo cenioną przez ludzi formą kultu jest nabożeństwo Nieustannej Nowenny, która celebrowana jest co tydzień w wielu kościołach w Polsce i na świecie gromadząc setki tysięcy wiernych na wszystkich kontynentach. W obecnym roku przypada 91. rocznica powstania w Stanach Zjednoczonych Nieustannej Nowenny, która w Polsce po raz pierwszy została odprawiona publicznie w 1951 roku w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Gliwicach. Obecnie ponad 2 tysiące parafii w Polsce prowadzi to nabożeństwo, a co roku przybywają jeszcze nowe parafie i kościoły.

Wielkim krzewicielem kultu Matki Bożej Nieustającej Pomocy był Sługa Boży o. Bernard Łubieński (1846-1933), którego 80. rocznica śmierci przypada 10 września br. Obraz Maryi pod tym wezwaniem umieszczał on podczas misji czy rekolekcji parafialnych w pobliżu ambony. Jednocześnie zachęcał wiernych do ufności w Jej opiekę, a proboszczów do sprowadzenia z Rzymu wiernej kopii ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy dla parafii powierzonych ich duszpasterskiej pieczy. Wielu kapłanów chętnie poszło za jego radą, dzięki czemu za jego życia sprowadzono do Polski około 500 wiernych kopii cudownej ikony.

Redemptoryści polscy rozwijają nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy poprzez rozpowszechnianie wiernych kopii tej ikony, rekolekcje przygotowujące do uroczystego wprowadzania ikony do poszczególnych kościołów, jak też poprzez zakładanie i odnawianie nabożeństwa Nieustannej Nowenny w parafiach na zaproszenie księży proboszczów.

W Polsce redemptoryści prowadzą także sanktuaria maryjne pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Krakowie i Toruniu oraz parafie pod tym wezwaniem w Gdyni i Skarżysku -Kamiennej, a także kościół klasztorny w Paczkowie.

W sobotę 19 października br. zostanie uroczyście zainaugurowane nowe Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Elblągu, zaś w Gliwicach trwają przygotowania do koronacji tamtejszej ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy koronami papieskimi.

RIRM/ o. Sylwester Cabała CSsR



Nabożeństwo do Maryi konieczne jest do osiągnięcia żywota wiecznego


Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort


Nabożeństwo do Maryi konieczne jest do osiągnięcia żywota wiecznego.


Data publikacji: 2013-06-27 08:00

Data aktualizacji: 2013-06-27 09:24:00


Nabożeństwo do Maryi konieczne jest do osiągnięcia żywota wiecznego.




Z faktu, że Najświętsza Dziewica potrzebna jest Bogu, mianowicie  potrzebna warunkowo, bo taka jest wola Boża, wypływa nieodzowny wniosek, że  ludziom jest Ona potrzebniejsza do osiągnięcia zbawienia wiecznego. Dlatego nie  wolno nabożeństwa do Najświętszej Dziewicy stawiać na równi z nabożeństwem do  świętych, jak gdyby było niekonieczne lub nadobowiązkowe.

Uczony i pobożny Suarez z Towarzystwa Jezusowego, uczony i bogobojny  Justus Lipsius, doktor lowański, i kilku innych udowad­niają niezbicie,  opierając się na Ojcach Kościo­ła, mianowicie na nauce św. Augustyna, św.  Efrema z Edessy, św. Cyryla Jerozolimskiego, św. Germana z Konstantynopola, św.  Jana Damasceńskiego, św. Anzelma, św. Bernarda, św. Bernardyna, św. Tomasza, św.  Bonawentury, że nabożeństwo do Najświętszej Dziewicy jest do zbawienia  konieczne, oraz że brak czci i miłości dla Niej jest niezawodnym znakiem  potępienia, co nawet Ekolampadiusz i kilku innych kacerzy wyraźnie stwierdzają.  Przeciw­nie, oddanie się Jej całkowite i szczere jest niezawodnym znakiem  predestynacji.

Dowodzą tego figury i słowa Starego i Nowego Testamentu, stwierdza to  nauka i przykład świętych, a rozum i doświadczenie to samo uczą i poświadczają.  Nawet szatan i jego poplecznicy częstokroć silą prawdy zmuszeni byli to przyznać  wbrew własnej woli.

By prawdę tę udowodnić zebrałem długi szereg ustępów z pism Ojców św. i  Doktorów. Nie chcąc jednak wywodów swych zbytnio przedłużać, poprzestaję na  jednym: „Tobie się oddaję święta Dziewico, boś puklerzem Zba­wienia, jaki  Bóg daje tym, których chce zbawić.
Źródło: Św. Ludwik Maria Grignion de  Montfort, Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi  Panny, Kraków 2006, s.16.


Read more: http://www.pch24.pl/nabozenstwo-do-maryi-konieczne-jest-do-osiagniecia-zywota-wiecznego-,2085,i.html#ixzz2XRtMhdlr

Litania do Matki Bożej Nieustającej Pomocy

Litania do Matki Bożej Nieustającej Pomocy


Drukuj



Kyrie, eleison. Chryste eleison. Kyrie eleison. Chryste, usłysz nas, Chryste, wysłuchaj nas. Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami. Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami. Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami. Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami. O Maryjo, Matko Nieustającej Pomocy, pomagaj nam nieustannie. Błagamy Cię o to najusilniej i najgoręcej. Wielka Matko Boża. Matko nasza najlepsza. Pośredniczko nasza u Boga. Szafarko łask wszelkich. Matko świętej wytrwałości. Tronie Miłosierdzia Bożego. Wszechmocy błagająca. Poręko naszego zbawienia. Pogromczyni mocy piekielnych. Kotwico naszej nadziei. Umocnienie słabych. Ucieczko uciśnionych. Żywicielko głodnych. Opatrzności ubogich. Cudowna Lekarko w chorobach. Ratunku ginących grzeszników. Nadziejo zrozpaczonych. Patronko misji świętych. Wychowawczyni powołań kapłańskich. Mistrzyni życia duchowego. Strażniczko czystości. Opiekunko rodzin. Czuła Matko sierot. Zbawienie umierających. Pani naszych losów. Przewodniczko pewna do nieba. Obrono nasza na sądzie. Wybawicielko z czyśćca. Tyś naszą ucieczką, o Pani.

O Maryjo, Matko Nieustającej Pomocy, przyjmij dziękczynienia nasze. Za wszystkie łaski nam i innym wyświadczone, dziękujemy Ci, Matko najlepsza. Za uzdrowionych z choroby. Za pocieszonych w strapieniu. Za ocalonych z rozpaczy. Za podtrzymanych w zwątpieniu. Za wyzwolonych z mocy grzechu. Za wysłuchanych w błaganiu. Za litość nam okazaną. Za miłość Twą macierzyńską. Za dobroć Twą niezrównaną.

O Maryjo, Matko Nieustającej Pomocy, usłysz błagania nasze. Za chorych, abyś ich uzdrowiła, błagamy Cię, Matko miłości. Za strapionych, abyś ich pocieszyła. Za płaczących, abyś im łzy otarła. Za sieroty i opuszczonych, abyś im Matką była. Za biednych i potrzebujących, abyś ich wspomagała. Za błądzących, abyś ich na drogę prawdy sprowadziła. Za kuszonych, abyś ich z sideł szatańskich wybawiła. Za upadających, abyś ich w dobrym podtrzymywała. Za grzeszników, abyś im żal in łaskę dobrej spowiedzi wyjednała. O wysłuchanie wszystkich próśb naszych.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

K: Wstawiaj się za nami, Matko Nieustającej Pomocy! W: Bądź naszą pomocą w uciskach i smutku.

Módlmy się: Panie, Jezu Chryste, Ty dałeś nam Rodzicielkę Swoją, Maryję, za Matkę nieustannie pomagać nam gotową. Dozwól, prosimy, abyśmy ustawicznie Jej macierzyńskiej pomocy wzywając, zasłużyli nieustannie doznawać owoców Twego odkupienia. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

źródło:maryjni.pl

Dziś Wspomnienie Matki Bożej Nieustającej Pomocy

Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy


Uwaga, otwiera nowe okno.PDFDrukujEmail
„JESTEM MATKĄ NIEUSTAJĄCEJ POMOCY"
Jednym wśród najbardziej znanych wśród chrześcijan wezwań odnoszących się do Matki Bożej jest wezwanie „Nieustająca Pomoc"; zwłaszcza wśród najbardziej smutnych i potrzebujących miłości i opieki. Oryginał obrazu Nieustającej Pomocy jest wschodnią ikoną przedstawiającą Matkę Bożą Bolesną. Jednak jej duchowe przesłanie jest ważniejsze od artystycznego piękna: ma pobudzać nadzieję i ożywiać modlitwę.
obraz_mbnp
Szesnastowieczna legenda opowiada o pewnym kupcu, który wykradł cudowny wizerunek z jednego z kościołów na wyspie Krecie. W rok później znalazł się wraz  z obrazem w Rzymie.
Ciężka choroba sprawiła, że kupiec był zmuszony szukać schronienia w domu swego przyjaciela. W godzinie śmierci wyjawił mu sekret swojego obrazu, prosząc, by ten umieścił go w jakimś kościele. Przyjaciel przy-rzekł spełnić to życzenie, jednak umarł bez wypełnienia obietnicy. Matka Boża objawiła się wówczas jego córce, sześcioletniej dziewczynce i zażyczyła sobie, aby obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy został umieszczony w kościele pod wezwaniem św. Mateusza Apostoła, wznoszącym się między bazylikami Santa Maria Maggiore i św. Jana na Lateranie.  W świątyni tej, od 1499 roku obraz odbierał cześć przez następnych 300 lat, a nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy zaczęło rozszerzać się po całym Rzymie.
Począwszy od 1739 roku, kościół św. Mateusza i przylegający doń klasztor został powierzony opiece zakonników: Augustianów irlandzkich. Kiedy w roku 1798 do Rzymu dotarła wojna, przyniosła ze sobą prawie całkowite zniszczenie kościoła i klasztoru. W roku 1819 zakonnicy przejęli pod opiekę zbudowany nad Tybrem kościół Santa Maria in Posterula. Zabrali tam ze sobą obraz Madonny z kościoła św. Mateusza. Ponieważ w nowo przejętym kościele czczono już obraz Matki Bożej Łaskawej, ikona została umieszczona w prywatnej kaplicy klasztoru, gdzie powoli pozostawała zapomniana niemal przez wszystkich.
W styczniu 1855 roku Redemptoryści, którzy w tym czasie rozszerzyli swoją obecność na Europę Zachodnią, nabyli w Rzymie posiadłość, na terenie której znajdowały się właśnie ruiny kościoła św. Mateusza. Nie wiedząc o tym weszli w posiadanie terenu, który wiele lat wcześniej Matka Najświętsza wybrała na swoje Sanktuarium. Rozpoczęli tam budowę kościoła poświęconego św. Alfonsowi Liguori, założycielowi Zgromadzenia.
Redemptoryści zainteresowali się historią swojej nowej posiadłości. Przekazy historyczne wzmiankowały o starożytnym, „zaginionym obrazie z kościoła św. Mateusza przy Via Merulana i czczonym pod wezwaniem Dziewicy od św. Mateusza czy Nieustającej Pomocy", który był otaczany „wielką czcią i znany z licznych cudów". Rozpaliło to ciekawość Redemptorystów, którzy zapragnęli lepiej poznać obraz i mieć go w swoim kościele.
Do znalezienia przyczynił się pewien Redemptorysta, O. Michał Marchi. Jako młody ministrant, wiele razy służąc do Mszy w kaplicy domowej Augustianów w Santa Maria in Posterula, widział ów obraz i dobrze wiedział, gdzie się on znajduje.
Z polecenia papieża Piusa IX, ikona Nieustającej Pomocy ponownie została wystawiono do kultu publicznego. W kwietniu 1866 roku, po odrestaurowaniu go przez polskiego malarza Leopolda Nowotnego, obraz umieszczono w kościele Redemptorystów, opodal miejsca, gdzie niegdyś wznosił się kościół św. Mateusza.
Tradycja głosi, że przy tej okazji papież wypowiedział te słowa: „Uczyńcie ten obraz znanym na całym świecie". Dlatego Redemptoryści, głosząc jak ich założyciel chwałę Maryi, propagują i rozwijają kult jej cudownego wizerunku, jako Matki gotowej nieustannie nam pomagać.
---------------------------
Patrząc na obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy należy mieć zawsze na uwadze, że mamy do czynienia z ikoną (gr. eikón = obraz), która jest czymś więcej, aniżeli zwykłym przedstawieniem wydarzeń czy osób. Ikona czyni obecnym to, co przedstawia. Jest ona punktem spotkania tajemnicy Boga z rzeczywistością ludzką. Sama jest więc ołtarzem.
Ikona jest owocem pokuty i modlitwy jej twórcy. Jako przedmiot medytacji ma wspomóc nasze zanurzenie w tajemnicę, którą przedstawia.
Większość malarzy ikon, to twórcy anonimowi. Z dużym prawdopodobieństwem możemy jednak stwierdzić, że autor tej ikony był mnichem pochodzącym z Krety.
Z racji artystycznych, zgodnie z typem obrazu, ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy została nazwana „Matką Bożą Bolesną". Przedstawia ona Dziewicę, Matkę Boga trzymającą na ramieniu Dzieciątko Jezus, zaś po bokach archaniołów Michała i Gabriela, niosących narzędzia zbawczej Męki Jezusa. Postacie te są opisane przy pomocy liter umieszczonych na ikonie:
ΜΡ – ΘΥ = Matka Boga (po obu stronach górnej części obrazu);
'ΙC – XC  = Jezus Chrystus (po prawej stronie głowy Dzieciątka Jezus);
OAM        = Archanioł Michał (nad aniołem, po lewej stronie patrzącego);
OAΓ         = Archanioł Gabriel (nad aniołem, po prawej stronie).
Maryja przedstawiona jest do połowy postaci, ale stwarza wrażenie, jakby stała. Jej oblicze wydaje się być lekko pochylone w stronę Dzieciątka. Prawą, dużą dłonią o długich palcach (charakterystyczne dla obrazów typu „Hodigitria"–„wskazująca drogę) zdaje się wskazywać na Dzieciątko, któremu obejmuje ręce. W jej spojrzeniu przebija czuły smutek. Nie patrzy na swojego Syna, lecz zdaje się rozmawiać z patrzącym na obraz.
Dzieciątko Jezus spoczywa na lewym ramieniu Matki, podczas gdy Jego ręce mocno ujmują Jej dłoń. Opadający prawy sandał prawej nogi pozwala zobaczyć spód stopy, co może oznaczać, że będąc Bogiem jest także człowiekiem. Stopy i szyja wyrażają nagły odruch lęku przed czymś, co ma niebawem nadejść. Tym, co wydaje się przerażać Dziecię, jest wizja męki wyrażona poprzez krzyż i gwoździe ukazywane przez Archanioła Gabriela. Po drugiej stronie Archanioł Michał przedstawia inne narzędzia męki: włócznię, trzcinę z gąbką i naczynie z octem.
Na podst.: Redemptoryści,
"Matka Boża Nieustającej Pomocy.
Ikona, Łaski i Sanktuaria", Rzym 1998.

środa, 26 czerwca 2013

GOSPA -Medjugorie -film fabularny

http://pl.gloria.tv/?media=170210 GOSPA-Mediugorie  piękny film fabularny

Ks.Bux o zastrzeżeniach papieża wobec posoborowej reformy liturgii

Ks. Bux o zastrzeżeniach papieża wobec posoborowej reformy liturgii


24 czerwca 2012 19:54Komentowanie nie jest możliweViews: 8





Liturgia jako akt Kościoła powszechnego, a nie jakieś grupy, nie może się stać miłym rodzinnym spotkaniem – mówił w wywiadzie, który na swoich stronach publikuje Radio Watykańskie ks. prałat Nicola Bux, konsultant Kongregacji Nauki Wiary oraz Urzędu Papieskich Celebracji Liturgicznych, a także autor poczytnej książki Jak chodzić na Mszę i nie stracić wiary.

Dyskusja nad przebiegiem posoborowej reformy liturgicznej odżyła po ostatnim kazaniu ojca świętego Benedykta XVI z okazji Bożego Ciała oraz po wygłoszonym przez papieża przesłaniu na Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny. Papież stwierdził, że posoborowa reforma liturgii często ograniczała się do zmian czysto zewnętrznych.

Poproszony o komentarz w tej sprawie ks. Nicola Bux, w krótkim wywiadzie przedstawił kilka wątpliwości dotyczących reformy liturgii. „W liturgii stracono wymiar wertykalny, podobnie zresztą, jak w etyce czy życiu społecznym. A zatem liturgia przestała być rozumiana jako prawo Boga do bycia czczonym tak, jak On sam to ustalił. I stała się naszą uzurpacją do swobodnego tworzenia kultu i sprawowania go według naszych zwyczajów” – stwierdził ks. Prałat i powołuje się na słowa obecnego papieża, który w czasach gdy był jeszcze kardynałem, pisał: „Liturgia stała się swoistą formą rozrywki, spędzania wolnego czasu”.

„Myślę – mówił ks. Bux – że dziś trzeba przywrócić zasadę, że liturgia nie jest dobrem, którym możemy swobodnie dysponować, gdzie możemy robić to, co się nam podoba, dodawać, co chcemy, i usuwać, co nam nie pasuje. Nie, liturgia jest publicznym aktem Kościoła, jak o tym pisze sam Sobór Watykański II w Konstytucji o liturgii, i dlatego jest regulowana przez Stolicę Apostolską, co przypomina Sobór w słynnym paragrafie 22 konstytucji: «Nikomu innemu, choćby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii». Jednakże stało się inaczej, stało się właśnie to, czego Sobór nie chciał”.

Nicola Bux wspomniał również, że posoborowa reforma liturgiczna wciąż czeka na rzetelne przeprowadzenie. Musi to być jednak prawdziwa reforma, a nie rewolucja, która w centrum liturgii stawia człowieka. Włoski kapłan przypomniał też słowa papieża, który stwierdził kiedyś, że kryzys Kościoła jest konsekwencją upadku liturgii.

Na prośbę o podanie przykładu, w czym reforma posoborowa sprzeciwiła się woli ojców soborowych, ks. Bux wskazał na zepchnięcie w liturgii na boczny tor aspektu adoracyjnego. „Adoracja oznacza, że ludzie przychodzą do kościoła, by uznać swego Pana i oddać Mu cześć. Jest to rzecz podstawowej wagi. Jeśli tego brakuje, może się zdarzyć wszystko” – podkreślił. Zwrócił też uwagę, że przykładem błędu posoborowego jest usunięcie z centralnego miejsca Najświętszego Sakramentu, który często znajduje się w bocznej kaplicy, a postawienie w centrum tronu dla kapłana. „Na to Sobór nigdy nie pozwolił – przypomina. – Doszło do tego na zasadzie stopniowych ustępstw: najpierw usunęliśmy z centralnego miejsca Pana Boga w Najświętszym Sakramencie, a Jego miejsce zajęliśmy my, duchowni. I to w okresie, gdy my, kapłani, nie mamy się czym chwalić”.

Ks. Bux wskazał też dwa podstawowe klucze do właściwego odczytania soboru, które wskazuje Benedykt XVI, a są nimi postrzeganie soboru w kontekście historycznym, w jedności z całą dotychczasową Tradycją, oraz wiara. „Vaticanum II nie da się zrozumieć bez wiary” – zaznaczył.

Na koniec wyraził nadzieję, że wkrótce Benedykt XVI napisze encyklikę o liturgii, „aby również kardynałowie, biskupi i kapłani byli w tym zgodni z Papieżem”. „Kardynałowie i biskupi muszą zrozumieć, że ich posługa jest ważna tylko wtedy, gdy jest spełniania w jedności z Biskupem Rzymu. Nie mówiąc już o zgorszeniu, jakie powodują wśród wiernych” – zakończył ksiądz prałat.

Oprac. PP

Cały wywiad przeczytasz tutaj.

Rewolucja francuska w Kościele katolickim -Ks.prof.Michał Poradowski

Rewolucja francuska w Kościele katolickim – ks. prof. Michał Poradowski


Aktualizacja: 2012-10-16   9:31 pm<!-- Dodał Dział: Lead News -->


Dodano: 2008-10-12 11:41 pm

Przez przeszło dwieście lat, rewolucja francuska daremnie usiłowała rozciągnąć się także i na Kościół katolicki, a osiągnęła to dopiero w czasie Drugiego Soboru Watykańskiego (DSW). Co więcej, osiągnęła nie tylko pewne wpływy na obrady tegoż Soboru, ale także i oczywiste triumfy. Już na początku Soboru, wśród jego uczestników, wyraźnie zamanifestowały się trzy pozycje: gorących entuzjastów ideologii rewolucji francuskiej, zdecydowanych wrogów tejże, oraz osób niezdecydowanych. Tak entuzjaści, jak i wrogowie ideologii rewolucyjnej usiłowali pozyskać owych niezdecydowanych.

Ale kim byli ci “niezdecydowani”? Byli to prawie wyłącznie biskupi z krajów pozaeuropejskich, a więc azjatyckich, afrykańskich, amerykańskich, australijskich, czyli osoby, które niewiele wiedziały o historycznej roli rewolucji francuskiej, a przede wszystkim o jej zdecydowanie antychrześcijańskim charakterze.

Dlaczego jednak znaczna część biskupów z krajów europejskich z takim entuzjazmem odnosiła się do ideologii rewolucji francuskiej? Odpowiedź jest bardzo prosta: bo albo byli masonami, albo też byli zwolennikami ideologii masońskiej, bo przecież rewolucję francuską przygotowała masoneria i to głównie jeśli chodzi o samą ideologię rewolucji i jej charakter antychrześcijański. Jak wielu było masonów wśród Ojców Soboru świadczą ich przemówienia jakby żywcem brane z encyklik papieskich, które potępiały masonerię i jej ideologię. Wystarczy zajrzeć do owych encyklik papieskich, poczynając od Klemensa XII z roku 1738 aż do Piusa XII, aby stwierdzić, że opinie te dziwnie pokrywały się lub co najmniej zbliżały do błędów potępionych przez papieży we wspomnianych wyżej encyklikach. Zresztą porównanie między rewolucją francuską i Soborem przyszło niemal w początkach obrad i to ze strony entuzjastów rewolucji francuskiej, gdyż porównanie to po prostu narzucało się, zwłaszcza jeśli chodzi o przebieg początkowych obrad soborowych. Przypomnijmy, że zwołanie Stanów Generalnych przez króla Francji Ludwika XVI i z jego inicjatywy (choć można podejrzewać, że inicjatywa ta została mu przez kogoś podsunięta), oraz drobiazgowe przygotowania tematów obrad, które miały na celu unowocześnienie ustroju państwa, to wszystko zostało już w pierwszej sesji odrzucone, lub co najmniej nie brano tego pod uwagę, gdyż zgromadzeni postanowili zrobić wszystko po swojemu i z własnej inicjatywy. To samo stało się z Drugim Soborem Watykańskim, jako iż Ojcowie Soboru odrzucili materiał przygotowany przez Stolicę Apostolską i postanowili wszystko zacząć na nowo, według własnej inicjatywy, okazując w ten sposób zupełny brak szacunku dla Kurii Rzymskiej i jej pracowników, a więc postąpili zupełnie tak samo jak stało się w czasie rewolucji francuskiej. Ale nie ograniczono się tylko do owych porównań formalnych, lecz świadomie żądano, aby “duch” rewolucji francuskiej zapanował na Soborze. Wszyscy pamiętamy, jak kardynał Suenens oświadczył, że “Vaticanum II to jest rok 1789 w Kościele”, a więc porównał Drugi Sobór Watykański z rewolucją francuską, nadto dominikanin Yves Congar poszedł jeszcze dalej i porównał Sobór do rewolucji październikowej (i słusznie, gdyż rewolucja październikowa była tym dla Rosji co rewolucja francuska dla Francji). A obaj powiedzieli to z zachwytem i z wielką radością. W ten sposób prawie wszyscy uczestnicy DSW uznali jednogłośnie, że triumfuje na nim ideologia rewolucji francuskiej; jedni stwierdzili to z radością, a drudzy z ubolewaniem, ale opinia na ten temat była niemal jednomyślna.

Wkrótce okazało się, że zwolennicy ideologii rewolucji francuskiej stanowili większość, stąd też bez większych trudności narzucali swoje opinie i żądali całkowitej zmiany, tak co do ustroju prawnego Kościoła, jak też co do tradycyjnej nauki Kościoła. Usiłowano więc wszystko zmienić, ale nie zawsze w sensie udoskonalania, lecz raczej z zamiarem zrobienia wszystkiego na odwrót.

I tak, na przykład, od czasów apostolskich aż do II Soboru Watykańskiego, Kościół był zawsze monarchią i to nie jakąkolwiek, gdyż nawet Mesjasz był zapowiadany przez proroków jako król. Królowie, przybywający do Palestyny kierowani przez gwiazdę, zapytywali Heroda: gdzie się narodził przyszły król Izraela, stąd też i rzeź niewiniątek, zarządzona przez Heroda. Jezus z Nazaretu został skazany jako Bóg-człowiek, ale także jako król i sam bardzo często nauczał o Królestwie Bożym. Dlatego też Kościół od początku przyjął ustrój monarchiczny i zachował go aż do DSW, czego nie należy mieszać ze sprawą Państwa Kościelnego i jego ustroju monarchistycznego. Cały ustrój Kościoła, aż do DSW, był zawsze monarchiczny i to w sensie takim, że władza jego szła z góry, od Boga, od papieża aż do proboszcza wiejskiego, a prawo kanoniczne drobiazgowo określało odnośną jurysdykcję. Kościół był więc monarchią “par excellence” i to zupełnie niezależnie od zmiennych sytuacji politycznych, będąc już monarchią przed posiadaniem własnego Państwa, jak i też po jego utraceniu, czy też kiedy odzyskał je symbolicznie jako Citta del Vaticano. Miało to swoje ogromne konsekwencje praktyczne, jak na przykład pełnia władzy papieża, niezależność władzy biskupa w swej diecezji, czy też proboszcza w swej parafii, oczywiście zawsze według przepisów prawa kanonicznego.

Cała ta monarchiczna struktura Kościoła została zniszczona przez Drugi Sobór Watykański, a to głównie dlatego, że DSW, będąc entuzjastą ideologii rewolucji francuskiej, wprowadził do wewnątrz Kościoła ustrój demokratyczny i to demokracji nie starożytnej, a wiec ateńskiej, lecz demokracji rewolucji francuskiej, a wiec demokracji totalitarnej, bo russonianej 1). To już nie wola Boga, Chrystusa Króla, rządzi Kościołem-monarchią, przez swego wikariusza-papieża, ale “Lud Boży” przez nowoczesne struktury demokratyczne. Po DSW bowiem papieże nie mają już władzy królewskiej i we wszystkim, zgodnie z prawem kanonicznym już zdemokratyzowanym, muszą odwoływać się do najrozmaitszych instytucji demokratycznych, jak Sobory, Synody itd. i działać według “woli ludu”, jak w każdym ustroju demokratycznym. Podobnie też zmieniła się sytuacja wszystkich biskupów, gdyż zostali pozbawieni pełni władzy, którą mieli w dawnym ustroju monarchistycznym Kościoła, a obecnie zależą nie tylko od Rzymu, czyli od Stolicy Apostolskiej, lecz także od Synodów i ich postanowień, a przede wszystkim od Episkopatu i jego “demokratycznych” uchwał. To samo odnośnie proboszczów, którzy dawniej, w ustroju monarchistycznym Kościoła, mieli pełnie władzy w swych parafiach, podczas gdy obecnie ich władza została bardzo ograniczona, a to głównie przez swych własnych parafian, których muszą się radzić niemal we wszystkich sprawach i prosić o pozwolenie “rady parafialnej”. Stąd też zupełna zmiana w nowym kodeksie prawa kanonicznego.

Można dyskutować, czy ustrój poprzedni, a więc monarchistyczny, był lepszy od obecnego ustroju demokratycznego, ale nas interesuje tutaj zupełnie co innego, a mianowicie stwierdzenie, że rewolucja francuska, a według niektórych, jak widać, rewolucja październikowa czyli bolszewicka, odniosły triumf w Kościele, narzucając mu swoją ideologię polityczną, w miejsce zasad jakie dał mu sam Chrystus Pan. Łatwo jest zdać sobie sprawę z tej zasadniczej zmiany, porównując treść poprzedniego i obecnego Kodeksu Prawa Kanonicznego, i to nie tylko co do sprawy ustroju Kościoła, ale także i przede wszystkim odnośnie wszystkich zwyczajów życia chrześcijańskiego; wiele z tego co w dawnym Kodeksie Prawa Kanonicznego było zakazane, w obecnym Kodeksie jest nakazane lub co najmniej dozwolone 2). A nie są to sprawy banalne, bo za nimi znajdują się bardzo ważne zasady moralne i dogmatyczne. W dawnym ustroju monarchicznym spełniała się wola Boża, wola Chrystusa Pana, a w ustroju demokratycznym, obecnie zaprowadzonym, spełnia się wolę człowieka, wolę ludu i jego zachcianki, często całkowicie sprzeczne z wolą Boga i z nauką Chrystusa Pana. Nadto, ta “wola ludu” w praktyce sprowadza się do woli “większości głosów”, a więc decyduje liczba, a nie racja czy słuszność. Widzimy obecnie jak często, w parlamentach krajów tradycyjnie chrześcijańskich, przechodzą większością głosów ustawy całkowicie niezgodne z wolą Boga. Bóg mówi: “nie zabijaj”, a wola ludu uchwala ustawy pozwalające na zabijanie nienarodzonych. Bóg mówi przez słowa liturgii ślubnej do małżonków: “nie porzucę cię aż do śmierci”, a “wola ludu” uchwala ustawy o rozwodach. Trzeba pamiętać, że demokracja rewolucji francuskiej nie uznaje ani prawa naturalnego, ani też Dekalogu.

Wejście demokracji rewolucji francuskiej do wnętrza Kościoła spowodowało także zasadniczą zmianę roli Kościoła w społeczeństwie jako takim. Kościół monarchistyczny, rządzony przez Chrystusa Króla, służył Bogu, a obecny Kościół demokratyczny sam podkreśla w dokumentach II Soboru Watykańskiego, iż służy człowiekowi i ludzkości, a ta “ludzkość” często utożsamia się z tzw. “światem”, a przecież Chrystus Pan przestrzega nas przed “światem”, jako iż ten “świat” jest jeszcze często pod władzą szatana (wystarczy przypomnieć czasy Hitlera w Niemczech, czy też Stalina w Rosji). św. Jakub pisze: “…czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem?” (4,4). Niektóre idee rewolucji francuskiej wtargnęły do Kościoła już uprzednio, ale były przez autorytety kościelne zwalczane; dopiero w czasie Vaticanum II niektóre z nich zostały częściowo lub całkowicie przyjęte przez dokumenty soborowe, a wśród nich przede wszystkim sprawa poszanowania przekonań osobistych, czyli “głosu sumienia” i jego skutków, a więc uznania innych religii, nawet pogańskich, jako równych religii katolickiej. Przypomnijmy, że według biskupa Dillona był to główny postulat masonerii 3).

Cały szereg zasad i idei całkowicie obcych tradycyjnej nauce Kościoła, głoszonych przez entuzjastów rewolucji francuskiej, zaczęło przenikać do wnętrza życia religijnego Kościoła, mimo iż były one wielokrotnie przez poprzednich papieży odrzucane i napiętnowane jako heretyckie, lub co najmniej jako całkowicie niezgodne z nauką Kościoła, zwłaszcza przez ostatnich papieży przedsoborowych, a więc przez Piusa IX, Piusa X, Piusa XI i Piusa XII. Tak zwana “nowa teologia”, oparta na potępionym modernizmie, ukazuje się jeszcze przed drugą wojną światową, ale to dopiero po zwołaniu Vaticanum II i w czasie jego obrad zaczyna się proces asymilacji tych herezji wśród katolików i przesiąkanie ich do dokumentów II Soboru Watykańskiego, a zwłaszcza do ich interpretacji. Ta “nowa teologia” zrywa całkowicie z “teologią tradycyjną” Kościoła katolickiego, z nauką Kościoła niemal dwutysiącletnią, bo od czasów Chrystusa Pana i Apostołów aż do DSW. Teologia tradycyjna była i jest aż do dzisiaj oparta na tzw. “philosophia perennis”, czyli na filozofii chrześcijańskiej, wypracowanej przez Ojców Kościoła, jako podstawy teologii katolickiej, nie każda bowiem filozofia może być przydatną dla teologii katolickiej, a tylko takie filozofie, które szanują metafizykę, szukającą prawdy, jako iż właśnie z prawdą utożsamia się Chrystus Pan i Jego nauka. Nadto, aby prawda mogła być zrozumiale przedstawiona, konieczna jest odpowiednia terminologia, czyli dokładne określenie znaczenia słów i właśnie philosophia perennis jest jedyną filozofią, która dzięki nieustannej i żmudnej pracy filozofów, wypracowała konieczną terminologie. Było to dzieło wielu wieków, a skromne lecz bardzo ważne jej podstawy przygotowała już filozofia Sokratesa, Platona i Arystotelesa, dzięki czemu pierwsi Ojcowie Kościoła mogli wypracować podstawy terminologii teologicznej. Trudno tu nie wspomnieć głośnego filozofa chrześcijańskiego jakim był Boethius, który najbardziej przyczynił się do wypracowania terminologii filozoficzno-teologicznej, dzięki której powstała philosophia perennis, pozwalająca na uprzystępnienie wiernym największych tajemnic Wiary, jak np. Trójcy Przenajświętszej, czyli istnienia jednego Boga w trzech osobach, Ojca, Syna i Ducha świętego, czy też tajemnicy Chrystusa Pana jako Boga i człowieka, a więc jednej osoby, ale dwóch natur: boskiej i ludzkiej. Ta philosophia perennis pierwszych wieków została nadzwyczajnie wzbogacona i pogłębiona przez św. Tomasza z Akwinu, dając tak zwany “tomizm”, który stał się podstawą filozoficzną teologii.

Dopóki teologia chrześcijańska, a przede wszystkim teologia katolicka posługiwała się ową filozofią, a zwłaszcza tomizmem, wszystko w Wierze było jasne, zrozumiałe i poprawne, tak było w Kościele katolickim mniej więcej aż do drugiej wojny światowej, a jeśli pojawił się jakiś niedouczony teolog to Stolica Apostolska zabierała głos. Stąd też tak liczne encykliki wspomnianych już uprzednio papieży Piusów, od IX aż do XII. Przez niedouczonych teologów należy rozumieć tych, którzy odrzucili philosophia perennis, a przede wszystkim tomizm i zaczęli posługiwać się współczesnymi filozofiami, które absolutnie nie nadają się do rozważań teologicznych. Wspomniana już “nowa teologia” właśnie posługuje się owymi pseudofilozofiami współczesnymi, jak np. egzystencjonalizmem lub fenomenologią, a tym bardziej tzw. “filozofią działania” (Blondel). Wyjątkowo można by w pewnych wypadkach posługiwać się w teologii tzw. “filozofią czynu” Augusta Cieszkowskiego, ponieważ filozofia ta daje pierwszeństwo “prawdzie”, gdyż ta prawda metafizyczna dla Cieszkowskiego utożsamia się z Chrystusem Panem (zob. Cieszkowskiego Ojcze nasz).

Wszystkie współczesne pseudoteologie opierają się albo na egzystencjonalizmie, albo też na fenomenologii, stąd też nie są teologiami, lecz mają charakter wyłącznie osobistych opinii, a opinie te, jeśli chodzi o pisarzy przed II Soborem Watykańskiem, a więc jeszcze za życia papieży Piusów, zostały potępione i uznane za heretyckie. Niestety, mimo tych potępień, naucza się ich obecnie w Seminariach i na katolickich Wydziałach Teologicznych, stąd też zamęt jaki panuje obecnie w naszym życiu religijnym. Stąd też tylko powrót do philosophia perennis może położyć kres tym bałamuctwom.

Wielkim triumfem rewolucji francuskiej w Kościele katolickim jest porzucenie “teocentryzmu” i zastąpienie go “antropocentryzmem”. Cały światopogląd chrześcijański jest zbudowany na teocentryzmie i nie może istnieć światopogląd chrześcijański bez teocentryzmu, stąd też porzucenie teocentryzmu jest unicestwieniem chrześcijaństwa. Sprawa ta jednak nie jest taka prosta, gdyż wchodzi tutaj w grę także i fakt Wcielenia, a więc przyjęcia przez Słowo Boże natury człowieka. Stąd też kiedy papież Paweł VI z dumą głosił światu, oświadczając: “My również mamy kult człowieka”, wierzący katolicy odnieśli to oświadczenie do Jezusa z Nazaretu, czyli do człowieczeństwa Chrystusa Pana, który przez przyjęcie natury ludzkiej w łonie Najświętszej Dziewicy, stał się Bogiem-człowiekiem, stąd to i wyłącznie to człowieczeństwo Chrystusowe może odbierać kult religijny wśród chrześcijan, ale nigdy, w żadnym wypadku, jakiejkolwiek innej osoby, a nawet nie osoby Najświętszej Marii Panny. Kościół, w ciągu całej swej historii, zawsze rozróżniał między kultem religijnym Boga i kultem świętych, wyniesionych na ołtarze (figury, obrazy itd.). Kult Boga w Kościele katolickim zawsze był i jest uważany jako adoracja, zwany “latria”, kult zaś świętych tylko jako czczenie, a więc jako “dulia”, natomiast kult religijny Matki Bożej jako “superdulia”, a więc Kościół zawsze bardzo wyraźnie rozróżniał między kultem Boga i stworzeń boskich.

Tak więc, w czasie DSW, mimo dążności do zastąpienia tradycyjnego teocentryzmu przez antropocentryzm, istniała nadal świadomość, że “kult człowieka”, tak wychwalany przez papieża Pawła VI, nie ma nic wspólnego z antropocentryzmem ideologii rewolucji francuskiej, ale obecnie, trzydzieści lat po DSW, już nie przypomina się tajemnicy Wcielenia, lecz wprost mówi się o człowieku jako takim. Stąd też poprzedni antropocentryzm, usprawiedliwiany przez dogmat Wcielenia, został zastąpiony zwykłym i wulgarnym antropocentryzmem. Co więcej, zwolennicy Teilhard’a de Chardin, nawiązują nawet do ewolucji, uważając, że to dzięki niej małpa stała się człowiekiem. Jest to więc antropocentryzm zoologiczny, a więc jak najbardziej zgodny z ideologią rewolucji francuskiej. Tak zwana “nowa teologia” właśnie jest budowana na tym ewolucyjnym antropocentryzmie, a więc jest też całkowicie sprzeczna z teologią tradycyjną.

Ten ewolucyjny antropocentryzm, głoszony w czasie DSW, jeszcze bardziej zapanował w życiu religijnym katolików, kiedy po Soborze zaczęto przeprowadzać najrozmaitsze reformy i zmiany w liturgii Kościoła katolickiego. Cała liturgia dwutysiącletnia była liturgią teocentryczną, poczynając od stylu budowy świątyń, kościołów i kaplic, które własną strukturą były skierowane ku Bogu, ku Niebiosom, ku wieczności. Przepiękne katedry średniowiecza do dziś mówią nam o Bogu, o Trójcy Przenajświętszej, o wieczności. Bardziej jeszcze mówią do nas witraże, obrazy, rzeźby, a to dlatego, że panował wśród wiernych teocentryzm. Obecnie, po reformach posoborowych, to co nowe, czy to budowle, czy malowidła, obrazy, figury, ołtarze niewiele mówią nam o Bogu i wieczności, gdyż są już przesiąknięte antropocentryzmem. Najbardziej widać to w zmianie liturgii. Ołtarz już nie jest ukierunkowany ku Bogu, ale ku ludziom. Celebrant też jest zwrócony ku wiernym, biorącym udział w ceremonii, a nie ku Bogu. Najświętszy Sakrament dawniej znajdował się w centrum kościoła, a dziś nieraz trudno go znaleźć. Cała liturgia Mszy świętej została tak zmieniona, że nic w niej nie zostało z teocentryzmu, gdyż wszystko zostało podporządkowane antropocentryzmowi. Nieliczni świeci, którzy ocaleli w okresie nowego obrazobórstwa posoborowego, chyba ze zdumieniem patrzą na to co się w świątyni obecnie dzieje; zapewne zapytują czy owe ceremonie mają coś wspólnego z dawną Mszą świętą, czy też są to jakieś protestanckie zebrania; i nic dziwnego skoro obecna liturgia mszalna została wzięta z protestanckiej ceremonii. Tak to antropocentryzm wyrugował teocentryzm.

Największe jednak spustoszenie dokonał w tak zwanej “nowej teologii”, której “nowość” polega właśnie na całkowitym zerwaniu z teologią tradycyjną i na powrocie do wszelkich poglądów heretyckich, jakie ukazywały się w ciągu dwutysiąclecia chrześcijaństwa.

Ta “nowa teologia” daje nam nowe pojęcie Kościoła, całkowicie niezgodne z pojęciem tradycyjnym. Aż do II Soboru Watykańskiego Kościół był pojmowany przede wszystkim jako Ciało Mistyczne Chrystusa Pana, według teologii św. Pawła. Do Kościoła należały tylko i wyłącznie osoby wierzące w Chrystusa Pana, jako Boga-człowieka i w naukę Kościoła, a przyjmowani byli do Kościoła przez Chrzest św. Natomiast “nowa teologia” pojmuje Kościół jako wspólnotę wszystkich ludzi, żyjących na planecie Ziemia, a więc także i nie wierzących i nie ochrzczonych, a nawet takich, którzy o Kościele nic nie słyszeli i go nie znają, ale przez “nową teologię” są uważani jako “chrześcijanie anonimowi”. Takie pojęcie Kościoła zrujnowało misjonarstwo, bo po co misjonarze mają nawracać pogan, jeśli ci, będąc poganami, i tak należą do Kościoła i będą zbawieni?

“Nowa teologia” narzuciła także katolikom nowe pojęcia ekumenizmu, który jest pojmowany jako zjednoczenie wszystkich religii, nawet pogańskich, które, aż do II Soboru Watykańskiego uważane były jako szatańskie, a to na podstawie psalmu 95, który mówi: “ąuoniam omnes dii gentium daemonia”, czyli: bożkowie pogan są demonami.

Tę “nową teologię” naszych czasów charakteryzuje także przesadny subiektywizm, czyli szukanie pewności tylko i wyłącznie we własnej świadomości, a więc w sobie samym, a nie w świecie zewnętrznym, czyli w Objawieniu zawartym w Piśmie św. i w Tradycji, ani też w oficjalnej nauce Kościoła, głoszonej w ciągu wszystkich wieków jego istnienia. Ta “nowa teologia” nie bierze więc pod uwagę Depositum Fidei, o którym tak gorliwie przypominał św. Paweł w liście do Tymoteusza (2 Tym. l, 12). Także tradycyjna nauka Kościoła nie interesuje tej “nowej teologii”, stąd też jej najrozmaitsze dziwactwa i bałamuctwa, jak np. że wszyscy ludzie będą zbawieni, niezależnie od tego w jaki sposób żyją, a więc że nie istnieje piekło, a przecież Chrystus Pan powiedział: “Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (św. Mk 16, 15-16).

Ukazał się też w tej “nowej teologii” nowy personalizm, zupełnie inny niż ten tradycyjny, oparty na filozofii Boethiusa i św. Tomasza z Akwinu. Ten “nowy personalizm” to pogański kult człowieka, nawiązujący do myśli Spinozy, Kanta i Hegla, a przesiąknięty panteizmem.

Głównymi przedstawicielami tej “nowej teologii”, potępionej wielokrotnie przez ostatnich papieży przedsoborowych, są Karl Rahner, Yves Congar, Alois Grillmeier, Hans Kung, De Lubac, Semmelroth, Urs von Balthazar i Schillebeeck.

Oto niektóre triumfy rewolucji francuskiej w Kościele katolickim.

Największym jednak triumfem rewolucji francuskiej jest to, że w miejsce tradycyjnej zasady: “wszystko dla większej chwały Boga”, II Sobór Watykańskie wprowadził zasadę: “wszystko na ziemi powinno być podporządkowane człowiekowi” (Gaudium et Spes, 12, 1), czyli triumf antropocentryzmu nad teocentryzmem.
ks. prof. Michał Poradowski

Przypisy:

1) Zob. I.L. Talmon, Los origenes de la dcmocracia totalitaria.

2) Na przykład: poprzednie prawo kanoniczne zabraniało koncelebracji (c. 803), a obecne prawo kanoniczne na nią pozwala. Sprawa ta jest bardzo ważna, bo kiedy stu księży koncelebruje jest tylko jedna Msza święta, a nie sto, co bardzo interesuje dusze w czyśćcu cierpiące.

3) G.F. Dillon, Antychryst w walce z Kościołem, Fulmen, 1994.

(Ks. Michał Poradowski, Dziedzictwo rewolucji francuskiej, Wrocław 2001, ss.192-199)

Nieujawniona Prawda o Neokatechumenacie









Neokatechumenat AD 2006













Wpisał: Marek Alessio
22.06.2013.

Neokatechumenat AD 2006


 

[Umieszczam w związku z synkretyczna „uroczystością” w Oświęcimiu z udziałem Kiko (w roli głównej), kard. Dziwisza i licznych... rabinów i biskupów (sic!). „zabrzmi 23 czerwca w Oświęcimiu symfonia „Cierpienie Niewinnych” autorstwa założyciela Drogi Neokatechumenalnej Kiko Argüello”.  Oh, Q !!! ‑"Cierpienie Niewinnych" - pomieszanie z poplątaniem... No i bluźnierstwa. Ale w sosie!  MD]



Marek Alessio

cz. I


http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/983

„Droga Neokatechumenalna” jest jednym z najliczniejszych i najbardziej wpływowych „nowych ruchów kościelnych”. Autor tekstu, podążający „Drogą” przez siedem lat, ukazuje jej prawdziwy obraz i wyjaśnia, dlaczego niedawna „interwencja Watykanu”, o której donosiły media, nie jest w stanie skorygować błędów „Drogi”.

W liście apostolskim Ecclesia in America, ogłoszonym w roku 1999, Jan Paweł II wzywał do zaangażowania na rzecz nowej ewangelizacji „będącej nie reewangelizacją, ale ewangelizacją całkowicie nową: nową w żarliwości, metodach i wyrazach”.

I faktycznie, „nowa ewangelizacja”, w niczym nie przypominająca „reewangelizacji”, czyli ponownego nauczania i przyjmowania wiary apostolskiej, która opierała się mijającym stuleciom i wszelkim próbom starcia jej z powierzchni ziemi – jest bezsprzecznie „nowa”. Nowa i „ulepszona”. Termin ten stał się mantrą powtarzaną nieustannie przez tych, wedle których II Sobór Watykański był najlepszą rzeczą, jaka spotkała Kościół od czasu zmartwychwstania Chrystusa.

Od roku 1996 napisałem dla „Catholic Family News” serię artykułów poświęconych „Drodze Neokatechumenalnej”, jednej z głównych sił „nowej ewangelizacji”. Swego czasu byłem dość aktywnym członkiem „Drogi”. Pracowałem jako katechista (byłem członkiem zespołu wysłanego do parafii w celu tworzenia nowych wspólnot „Drogi”), „współodpowiedzialnym” wspólnoty (co oznaczało, że mogłem kierować grupą pod nieobecność „odpowiedzialnego”), kantorem (czyli osobą grającą na gitarze i śpiewającą podczas liturgii „Drogi”), seminarzystą (w domu formacyjnym Redemptoris Mater House w Newark w stanie Nowy York) i „misjonarzem” (czyli osobą pracującą z „rodzinami misyjnymi” „Drogi” w Wheeling i Pittsburgu w Pensylwanii).

19 listopada 2005 roku Benedykt XVI przyjął założycieli „Drogi Neokatechumenalnej”: Kiko Argüello i Carmen Hernández, na audiencji prywatnej, mającej miejsce po zakończeniu Synodu Biskupów na temat Eucharystii, w którym Kiko uczestniczył jako obserwator.

22 listopada 2005 r. „Droga” wydała oświadczenie, w którym Kiko i Carmen poinformowali, że  papież wyraził swe poparcie dla ich wysiłków, zwłaszcza dla projektu szerzenia Ewangelii w najbardziej zdechrystianizowanych częściach świata, w szczególności w Europie.

Miesiąc później, w połowie grudnia, Argüello i Hernández, razem z włoskim księdzem Mario Pezzim, członkiem międzynarodowego zespołu odpowiedzialnego za „Drogę Neokatechumenalną”, otrzymali dwustronicowy list od kard. Franciszka Arinze, prefekta Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. List ten, datowany na 1 grudnia 2005, rozpoczyna się następującymi słowami:

Po rozmowach w niniejszej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w sprawie celebracji Najświętszej Eucharystii we wspólnotach „Drogi Neokatechumenalnej”, zgodnie z wytycznymi podanymi podczas spotkania z Państwem w dniu 11 listopada br., informuję Państwa o decyzjach Ojca Świętego.

W liście kard. Arinze podnosi kilka kwestii:

  • „Droga Neokatechumenalna” musi      wejść w dialog z biskupem diecezjalnym w celu wyjaśnienia, że wspólnota      „Drogi Neokatechumenalnej” jest wcielona w parafię także w kontekście      celebracji liturgicznych. Przynajmniej w jedną niedzielę w miesiącu      wspólnoty „Drogi Neokatechumenalnej” muszą uczestniczyć w Mszy świętej      wspólnoty parafialnej.

  • Co do komentarzy wygłaszanych przed      czytaniami, muszą one być krótkie.

  • W sprawie przyjmowania Komunii św.,      udziela się „Drodze Neokatechumenalnej” okresu przejściowego (nie      przekraczającego dwóch lat) na przejście z szeroko rozpowszechnionego w      jej wspólnotach sposobu przyjmowania Komunii św. (siedząc, ze stołem      nakrytym obrusem umieszczonym w centrum kościoła zamiast przeznaczonym ku      temu ołtarzem w prezbiterium) na zwykły sposób, w który cały Kościół      przyjmuje Komunię św.


Jakie jest znaczenie tego listu dla przyszłości Neokatechumenatu?

Świat według Kiko i Carmen


Człowiek pierwotny – mówią Kiko i Carmen – „zawsze napotykał zjawiska, rzeczy, które go przekraczały: burze, choroby, śmierć etc. i odczuwał potrzebę szukania schronienia, by w jakiś sposób powstrzymać te siły, które go przekraczały”. Aby je uśmierzyć, człowiek „stworzył religię, zbudował świątynię i ołtarz oraz umieścił tam kapłana”. Wraz z akceptacją chrześcijaństwa przez cesarza Konstantyna, hordy słabo schrystianizowanych pogan wdarły się do Kościoła, przynosząc ze sobą swe pogańskie wierzenia, a zwłaszcza ideę wzbudzającej strach krwawej ofiary, składanej dla obłaskawienia sił wyższych. Te elementy „naturalnej religijności” skaziły liturgię Mszy. Przeobraziła się ona w obrzęd polegający na ofiarowaniu Bogu darów dla uśmierzenia Jego gniewu. Jak twierdzą założyciele „Drogi”,

to owe masy pogan chciały widzieć w chrześcijańskiej liturgii – ofiarę. Jest to całkowity powrót do Starego Przymierza, z którego wyrósł nawet sam Izrael.

Tak właśnie według Kiko i Carmen wygląda historia religii i rozwoju Ofiary Mszy. Poniższy fragment, przeznaczony dla katechistów, pochodzący z ich „szkicu katechez” (głównego tekstu zawierającego doktrynę „Drogi”), demonstruje ich niezmierną pogardę względem katolickiej Mszy:

Tak więc widzimy całą serię idei przejmowanych przez liturgię z religii naturalnych: ofiarowanie różnych rzeczy Bogu dla pozyskania Jego względów: ofiar, baranków, obiat etc. Czynił tak również Izrael w swym kulcie ofiarnym, ale Bóg powoli prowadził go od ofiar i świątyń ku liturgii uwielbienia oraz wielkiej duchowości Paschy. Potem jednak nowe ludy, które weszły do Kościoła, powróciły do tego, od czego lud Izraela odszedł, a w chrześcijańskiej liturgii pojawiły się pogańskie obrzędy.

Doktryna Mszy jako „bezkrwawej ofiary” jest dla nich odrażająca. Pytają:

Czy Bóg wymaga krwi swojego Syna dla uśmierzenia swego gniewu? Jakiego Boga w ten sposób stworzyliśmy? (sic!) Doszliśmy do twierdzenia, że Bóg powściąga swój gniew przez ofiarę ze swego Syna, na wzór pogańskich bożków.

Wedle założycieli „Drogi”, Msza szybko zdegenerowała się, przechodząc od pełnej ekspresji uczty uwielbienia do statycznych, zabobonnych obrzędów, skażonych destrukcyjną ideą „ofiary”. Na całe szczęście w XX wieku pojawili się założyciele Neokatechumenatu, by zawrócić Kościół z powrotem na właściwą „Drogę”, poprzez Eucharystię (założyciele „Drogi” gardzą terminem „Msza”), dzięki której przywracają mu radość pierwszych chrześcijan.

Dlatego właśnie ostatnie doniesienia o tym, że „Droga” musi dostosować swoje praktyki liturgiczne do ogólnych norm Kościoła są szczególnie interesujące. Jak mówi stara łacińska senstencja: lex orandi, lex credendi. Nasza modlitwa i życie liturgiczne zarówno odzwierciedlają jak i kształtują naszą wiarę. Krótki rzut oka na Eucharystię „Drogi” całkowicie potwierdza tę regułę.

„Liturgia dla wtajemniczonych”?


Eucharystia „Drogi” jest – w najlepszym razie – liturgią skoncentrowaną na człowieku. Jest wypełnionym gwarem spotkaniem, zdominowanym przez ludzkie kaprysy i osobiste opinie, spotkaniem, w którym Kalwaria ma jedynie drugorzędne znaczenie, jeśli w ogóle się o niej pamięta.

Liturgie te sprawowane są w sobotnie wieczory, a podczas dni poprzedzających sobotę ze wspólnoty wyłaniany jest zespół dla „przygotowania Eucharystii”. Jego członkowie spotykają się w domu jednego z nich i przygotowują wszystkie czytania mszalne. Następnie podejmuje się decyzję, kto będzie je czytał w sobotni wieczór, a kto będzie wygłaszał „napomnienia”, będące krótkimi do nich wprowadzeniami.

W sobotę wieczorem przed Eucharystią „Drogi” panuje zawsze gorączkowa krzątanina. W czasie gdy przygotowywany jest stół z obrusem i kwiatami, kantorzy na boku ćwiczą pieśni na wieczór (wszystkie skomponowane przez Kiko Argüello). Wokół rozbrzmiewa trzask rozkładanych krzeseł.

Jednym z wielu nadużyć liturgicznych praktykowanych przez „Drogę” jest przyjmowanie Komunii św. na siedząco.

Jeśli liturgia nie odbywa się w zamkniętym pomieszczeniu, poziom hałasu nie ma takiego znaczenia. Jednak najczęściej wszystko to ma miejsce w kościele, zaledwie kilka metrów od tabernakulum. W całej tej krzątaninie, której towarzyszy hałas i śmiech, Najświętszy Sakrament najczęściej w ogóle nie jest zauważany.

O tych właśnie sobotnich Eucharystiach mówi list kard. Arizne, wspominając, że „przynajmniej w jedną niedzielę w miesiącu wspólnoty „Drogi Neokatechumenalnej” muszą uczestniczyć w Mszy świętej wspólnoty parafialnej”. Jednym z głównych zarzutów wobec „Drogi” jest ekskluzywizm – podkreśla się, że jej członkowie spotykają się za zamkniętymi drzwiami i generalnie trzymają na uboczu, dystansując od życia parafii. W wywiadzie dla „30 Giorni” Kiko tak odpowiedział na ten zarzut:

Nie sprawujemy liturgii za zamkniętymi drzwiami. Po prostu mamy pewien program, którego przestrzegamy. Jeśli ktoś idzie na studia, wie, że jest pierwszy rok, drugi rok etc. I myślę, że studenci drugiego roku wiedzą, że nie powinni spędzać czasu z czwartym rokiem, ale z pierwszym. Również my mamy nasz program obejmujący dwa stopnie, dwa okresy. Nowi neokatechumeni przechodzą etapy przedkatechumenatu, katechumenatu, wyboru i nowicjusza. Pomiędzy tymi etapami istnieje wyraźny moment przejścia.

Jak tłumaczy Kiko:

Zaniedbani i zeświecczeni ludzie, ludzie, którzy opuścili Boga, są wewnętrznie martwi, (...) nie rozumieją wysiłku, jaki podejmujemy, by doprowadzić ich z powrotem do Chrystusa i są zgorszeni niedzielną Mszą celebrowaną we wspólnocie w sobotni wieczór, z całym bogactwem znaków, których pragnął sobór (np. Komunią pod dwiema postaciami, jak nam to zagwarantowała Stolica Apostolska).

Jeśli więc kwestionujecie liturgię „Drogi”, jesteście „wewnętrznie martwi”. Czy jednak Eucharystia Neokatechumenatu jest jego prywatną sprawą? Trzeba pamiętać, że Eucharystia ta jest spektaklem przygotowanym dla tych, którzy przeszli ośmiotygodniowe katechezy „Drogi” i wstąpili do jej wspólnoty. W czasie tych wprowadzających katechez nowym rekrutom narzucane są poglądy Kiko i Carmen na istotę Mszy, czemu towarzyszy poniżanie tradycyjnej katolickiej doktryny i norm liturgicznych. Podczas tygodniowego zakończenia, kończącego ośmiotygodniowy okres przygotowawczy, całe popołudnie spędza się na Eucharystii, do której włącza się długą lekcję na temat żydowskiej Paschy, na wszelki wypadek, żeby nikt nie nawiązał kontaktu z kimś spoza wspólnoty. W międzyczasie, od pierwszego dnia, potencjalni rekruci uczą się śpiewać pieśni Kiko i posługiwać specyficznym słownictwem, które „Droga” posiada podobnie jak wszystkie subkultury. Od momentu, kiedy ktoś zostanie przyjęty do wspólnoty, metodologia, pieśni, język etc. stają się czymś bardzo osobistym.

Nowe twarze są na Eucharystii „Drogi” zaledwie tolerowane. Chłopcy zapraszają swe dziewczyny. Dziewczyny zapraszają chłopców. Rodzice zapraszają dorosłe dzieci etc. Nowo przybyli są tolerowani, ale jedynie jako potencjalni członkowie. Oczekuje się, że zniewoleni mocą liturgii, przyjdą na następną katechezę i już pozostaną. Do tego czasu zaleca się zwykle, by nowo przybyli trzymali się z boku, gdyż jedynie ośmiotygodniowe katechezy mogą otworzyć ich na „bogactwo znaków”, które zostało „przywrócone” przez Kiko i Carmen.

Jaki będzie ostateczny efekt zalecenia: „Przynajmniej w jedną niedzielę w miesiącu wspólnoty «Drogi Neokatechumenalnej» muszą uczestniczyć w Mszy świętej wspólnoty parafialnej”? Co to da? W jaki sposób ma to związać „Drogę” z parafią? Jest faktem, że wielu członków „Drogi” zaangażowanych jest w swych parafiach poza czasem, jaki spędzają w swych lokalnych wspólnotach neokatechumenalnych. Często katecheci „Drogi” proszeni są o prowadzenie katechez czy kursów poprzedzających wstąpienie do wspólnot Kana. Jednak poza przypadkami, gdy „Droga” całkowicie przejęła kontrolę nad parafią – a zdarza się to częściej, niż można by przypuszczać – to zmieszanie wspólnoty parafialnej i „Drogi” daje mało efektów.

„Obudźcie się!”


Kolejne zalecenie kard. Arinze brzmi: „Co do komentarzy wygłaszanych przed czytaniami, muszą one być krótkie”. „Komentarze” są głównym elementem wszystkich liturgii „Drogi”: Eucharystii, liturgii pokutnych, zwykłych wieczornych spotkań członków etc. Ja sam wygłosiłem ich sporo.

Podczas Eucharystii „Drogi” każde czytanie poprzedzane jest „komentarzem”. Nazwa ta mówi sama za siebie. Oczekuje się, że będą one bardzo zwięzłe i przyciągające uwagę. Chodzi o to, by nakłonić zgromadzenie do uważnego słuchania.

Jest jednak oczywiste, że w rzeczywistości działają one rozpraszająco. Jak gdyby nie wystarczał sam pochód komentatorów i lektorów do i od mównicy, również treść tych komentarzy naraża słuchaczy na konieczność wysłuchiwania najdziwniejszych nawet „przemyśleń” ich „braci i sióstr”. Komentarze mogą być różnej długości i niekiedy stają się dłuższe, niż same czytania z Pisma św. Mogą być przemyślane lub dziwaczne, wygłaszający je ludzie mogą przedstawiać swe własne koncepcje Boga, mogą krzyczeć do zgromadzonych: „Przebudźcie się!”.

Nie ma potrzeby wygłaszania tych komentarzy, ich celem jest „angażowanie” ludzi w liturgię. Skutkuje to również wymieszaniem mężczyzn i kobiet podczas celebracji. Ta rzekomo konserwatywna grupa, która sprzeciwia się święceniom kobiet i ministrantkom, nie widzi problemów z liturgią zintegrowaną. Jednak dla Kiko i Carmen sama idea sanktuarium jako wyjątkowej, świętej przestrzeni, w której zachowywane jest i chronione samo serce wiary katolickiej, jest jedynie przesądem, pozostałością z pogańskich czasów, kiedy poganie „stworzyli religię, zbudowali świątynię oraz ołtarz i umieścili tam kapłana”.

Nie ma Eucharystii bez zgromadzenia?


Po odczytaniu (lub odśpiewaniu) ewangelii liturgia „Drogi” wchodzi w fazę „dzielenia się”. Każdy członek zgromadzenia może wówczas zabrać głos i powiedzieć, w jaki sposób przemówiły do niego czytania tego wieczoru. Możecie sobie wyobrazić, ile czasu to zabiera, kiedy setki członków „Drogi” gromadzą się na specjalne spotkania! Dopiero po zakończeniu tego etapu kapłan może wygłosić homilię.

Podczas tego „dzielenia się” słuchacze po raz kolejny stają się więźniami mówców. Każda osoba, która zechce zacytować czytania, gość czy ktokolwiek inny, mogą opowiadać o najbardziej przyziemnych sprawach: mąż i żona pokłócili się w samochodzie w drodze do kościoła, ktoś inny nienawidzi swojej pracy, ojciec poczuł się źle, bo nakrzyczał na swoje dzieci. Pamiętam jedną osobę dzielącą się przemyśleniami na temat rozmnożenia chleba dla pięciu tysięcy ludzi. Powiedziała ona zgromadzeniu, że to wcale nie był cud. Wedle niej słowa Pana Jezusa były tak przekonujące, że wszyscy ci, którzy mieli przy sobie jedzenie, zdecydowali się nim podzielić! Kapłan nie zareagował w żaden sposób...

Taka mieszanina sentymentalizmu i teoretyzowania dobrze pasuje do teorii Kiko i Carmen odnośnie do rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii, która wydaje się nie mieć dla nich większego znaczenia. Podstawowym „sakramentem” w teologii „Drogi” jest zgromadzenie. Być może najbardziej zgubną herezją założycieli „Drogi”, jest głoszona przez Carmen teza o względnej wartości rzeczywistej obecności, w przeciwieństwie do roli, jaką przypisuje ona zgromadzeniu:

Tak więc mamy zgromadzenie. Nikt tu nie myśli w kategoriach indywidualnego obrzędu. Hebrajczycy nie mogli celebrować Paschy, jeśli w rodzinie nie było co najmniej jedenastu osób. Sakramentem jest bowiem nie tylko chleb i wino, ale i zgromadzenie, cały Kościół, który głosi Eucharystię. Bez tego zgromadzenia (...) nie byłoby Eucharystii.

Dla założycieli „Drogi” Msza nie posiada swej własnej, wewnętrznej wartości. Źródłem jej mocy, a zarazem powodem istnienia jest zgromadzenie. Kapłan odprawiający Mszę samotnie, aby zadośćuczynić Bogu i wybłagać łaski dla świata, mógłby równie dobrze kłaść pasjans.

Można by powiedzieć, że bez zgromadzenia głoszącego Eucharystię byłaby ona niemożliwa, skoro postrzega się właściwe postacie eucharystyczne (chleb i wino) jako elementy, które nie są niezbędne. Carmen z pewnością skłania się ku takiej interpretacji. Mówi o „problemie” rzeczywistej obecności. „Obsesja, czy Chrystus jest obecny pod postaciami chleba i wina” wywołana została według niej przez XVI-wiecznych teologów, których wysiłki określa lekceważąco jako „gimnastykę umysłową ludzi o małej wiedzy biblijnej o tym, skąd pochodzi Eucharystia”. I to by było na tyle, jeśli chodzi o teologów Soboru Trydenckiego oraz o jego nieomylne dogmaty! I Carmen pisze dalej, demonstrując swe prawdziwe sympatie:

Tajemnica skoncentrowana jest na obecności; zgadzają się w tym zarówno protestanci, jak kalwiniści. Dla Kościoła katolickiego obecność ta stała się taką obsesją, że przeobraziła się w rzeczywistą obecność.

„Eucharystia” „Drogi” jest doskonałym instrumentem liturgicznego programu Kiko i Carmen, opartego na świadomym odrzuceniu nieomylnej doktryny katolickiej, w którą wierni muszą wierzyć, by osiągnąć zbawienie. Podczas sobotniej liturgii „Drogi” Jezus Chrystus wspominany jest co prawda bardzo często, ale to mężczyźni i kobiety należący do wspólnot Neokatechumenatu odgrywają w niej pierwszoplanową rolę. Po długich komentarzach i „dzieleniu się wrażeniami” po odczytaniu Ewangelii rozdzielanie chleba i wina wydaje się mało znaczącym epizodem.

„Nie mamy kapłanów...”


List kard. Arinze odnosi się również do sposobu, w jaki wspólnoty „Drogi” przyjmują Komunię św. Wspólnotom tym daje się okres przejściowy (nie przekraczający dwóch lat), w którym to czasie członkowie Neokatechumenatu muszą przejść „z szeroko rozpowszechnionego w jej wspólnotach sposobu przyjmowania Komunii świętej (siedząc, ze stołem nakrytym obrusem umieszczonym w centrum kościoła zamiast przeznaczonym ku temu ołtarzem w prezbiterium) na zwykły sposób, w który cały Kościół przyjmuje Komunię św.”.

Podczas Eucharystii „Drogi”, do Komunii używany jest zwykły chleb. W czasie ośmiotygodniowych katechez wstępnych potencjalni członkowie „Drogi” pouczani są, jak go przygotować. Procedura ta obejmuje specjalne modlitwy, wyciskanie widelcem symboli na cieście etc. Podczas rozdzielania Komunii wspólnota pozostaje w pozycji siedzącej, ponieważ chleb i wino przynoszone są każdemu z osobna przez seminarzystów i akolitów. Jest to oczywiście „Komunia na rękę”, a ze względu na konsystencję chleba, jego łamanie powoduje, że okruchy i drobne cząstki rozpryskują się we wszystkich kierunkach.

Pomijając już fakt, że aprobowane obecnie formy przyjmowania Komunii św. dopuszczają destrukcyjną dla wiary praktykę „Komunii na rękę”, warto wspomnieć również o innych aspektach rozdzielania Komunii przez „Drogę”.

Jak pamiętamy, w swej krótkiej historii ludzkości Kiko opisywał starożytnych, bojaźliwych i przesądnych pogan. Przerażeni siłami znajdującymi się poza ich kontrolą poganie wynaleźli religię oraz ustanowili kapłanów i zbudowali ołtarze. Kiko pisze dalej: „W chrześcijaństwie nie ma świątyni, nie ma ołtarza, nie ma kapłana w religijnym sensie tego słowa. (...) Świątynią chrześcijaństwa są chrześcijanie. (...) Nie ma też ołtarzy w sensie poświęconych kamieni, do których nikt nie może się zbliżyć ani ich dotknąć. (...) Nie mamy też kapłanów w znaczeniu ludzi, których wybieramy spośród innych, aby w naszym imieniu wchodzili w kontakt z bóstwem. Kapłanem, który wstawia się za nami, jest Chrystus. A ponieważ jesteśmy Jego Ciałem, wszyscy jesteśmy kapłanami”.

Nie ma miejsca dla przestrzeni sakralnej, takiej jak kościół, kamiennych ołtarzy, czy kapłanów jako pośredników, działających in persona Christi! Tę pogardę dla katolickiego kapłaństwa widać podczas liturgii eucharystycznej „Drogi”, w której nie ma miejsca na osobną „Komunię kapłana”. Chociaż „przewodniczący” czy „prezbiter” przyjmuje Komunię jako pierwszy, musi cierpliwie siedzieć na miejscu, aż każdy nie dostanie swego kawałka. Następnie wszyscy spożywają razem. Smacznego!

Nie trzeba sięgać aż do przedsoborowych dokumentów, by znaleźć potępienie takich antyklerykalnych opinii. Wystarczy zajrzeć do dyrektorium Kongregacji ds. Duchowieństwa na temat posługi i życia kapłańskiego z 31 stycznia 1994 r., zaaprobowanego i zatwierdzonego przez papieża Jana Pawła II, skądinąd bezkrytycznego apologety „Drogi”. Czytamy tam co następuje:

Jeśli kapłan poddaje Chrystusowi, Wiecznemu i Najwyższemu Kapłanowi, swój intelekt, wolę i ręce, by ofiarować, poprzez swą posługę, sakramentalną ofiarę odkupienia Ojcu, powinien sam upodabniać się do swego Mistrza i jak On żyć tymi darami dla swych braci w wierze.

Skoro kapłan składa „poprzez swoją posługę, sakramentalną ofiarę odkupienia Ojcu”, dlaczego Kiko uczy, że „nie mamy też kapłanów w znaczeniu ludzi, których wybieramy spośród innych, aby w naszym imieniu wchodzili w kontakt z bóstwem”? Jeśli kapłan rzeczywiście działa in persona Christi, dlaczego jego Komunia jest podczas Eucharystii „Drogi” zmieszana z Komunią zgromadzenia, jak gdyby jego rola nie zasługiwała na specjalny szacunek czy uwagę?

To lekceważenie „Komunii kapłana” doskonale oddaje stosunek Kiko i Carmen do rzeczywistości sakramentalnych wiary katolickiej. Porównajmy to stanowisko ze słowami św. Alfonsa Liguoriego, zaczerpniętymi z jego książki Święta Eucharystia:

Powinniśmy też starać się o podtrzymywanie żarliwości duszy, często przystępować do Komunii duchowej (...). Duchowa Komunia może być przyjmowana kilka razy dziennie: kiedy odmawiamy nasze modlitwy, kiedy nawiedzamy Najświętszy Sakrament, a zwłaszcza, kiedy uczestniczymy we Mszy w momencie Komunii kapłana.

Inną nowością wprowadzoną do liturgii eucharystycznej Kiko i Carmen jest brak „Domine, non sum dignus” (‘Panie, nie jestem godzien’). Kiedy wszyscy trzymają w rękach swe kawałki chleba, kapłan mówi: „Oto Baranek Boży. (...) Błogosławieni jesteśmy, wezwani na Jego ucztę”, po czym wszyscy z zapałem zabierają się do jedzenia. Prawdopodobnie wzmianka o grzeszności zbyt przypominałaby „zalęknionych pogan”.

Pamiętam pewien incydent, który miał miejsce, kiedy byłem seminarzystą „Drogi”. Być może nie odnosi się on do podstaw filozofii Neokatechumenatu, pokazuje jednak charakterystyczny dla niego protekcjonalny stosunek do sakramentalnego kapłaństwa. Pewna kobieta poprosiła rektora naszego seminarium o pobłogosławienie medalika. Już później, mówiąc do zgromadzonych seminarzystów, rektor powiedział nam, że kapłan „Drogi”, jeśli zostanie poproszony przez kogoś z zewnątrz o pobłogosławienie medalika, powinien to uczynić, ale w innym wypadku nie powinniśmy robić takich rzeczy. W domyśle: „To tylko zachcianka przesądnej idiotki. My wiemy, ile to warte”...

Wpływ wyższego szczebla katechistów na kapłanów „Drogi” jest trudny do przecenienia. Kiedy byłem „wędrownym seminarzystą”, pracującym z „misyjnymi rodzinami” „Drogi”, naszej grupie towarzyszył bardzo miły ksiądz, który powiedział mi kiedyś: „Powinienem być tam, dokądkolwiek Kiko mnie pośle”. cdn.

Tekst za: „Catholic Family News”. Tłumaczył Tomasz Maszczyk. Dokończenie w kolejnych numerach Zawsze wierni.

Pozostałe części:




źródło:www.dakowski.pl

Neokatechumenat czyli Kościół św.Kiko

Neokatechumenat czyli Kościół św. Kiko


Aktualizacja: 2013-06-23   9:45 am<!-- Dodał Dział: Featured -->

Istnieje oficjalnie wewnątrz Kościoła Katolickiego jawnie protestantyzująca sekta zwana “neokatechumenatem”, popierana zwłaszcza przez postępowo-liberalne skrzydło hierarchii, otwarte na wszelkie nowinki liturgiczne i wprowadzanie “idących z duchem czasu” zmian do kanonów naszej wiary i dziwnie często współpracujące z lewicą. Gwoli prawdy trzeba też dodać, iż bardzo wielu godnych zaufania hierarchów wyraźnie odcina się od neokatechumenatu, wbrew listom polecającym samego Jana Pawła II, co do których (ze względu na ówczesny zly stan zdrowia Papieża i daleko zaawansowaną chorobę Parkinsona) można mieć uzasadnione wątpliwości, czy istotnie był ich autorem. Nie nosiły zresztą nigdy znamiona nieomylności i jako takie nikogo nie obowiązują.


Sektę założył niejaki Kiko Argüello, “wywodzący się” z rodziny żydowskiej. Już samo imię, jakiego używa, nie budzi zaufania, a raczej wywołuje śmiech: jak ktoś poważny może publicznie i oficjalnie tytułować się zdrobnieniem? Czy robił to Franek z Asyżu? Prymas Ziutek Glemp? Papież Beniek XVI? Poważne wątpliwości budzi też fakt, iż Żyd bierze się za reformowanie (zwane dla niepoznaki “odnową”) Kościoła. Dziwne to doprawdy zjawisko…

Dlaczego neokatechumenat można uznać za chrześcijańską sektę? Ponieważ charakteryzują go typowe dla sekt cechy:

  1. Wprowadzenie “stopni wtajemniczenia” dla neofitów, zupełnie jakby chrzest nie wystarczał.

  2. Podsycanie atmosfery zamknięcia, odrębności, odcięcia od wspólnoty parafialnej, istnienia jakiegoś nieokreślonego zagrożenia.

  3. Nakłanianie członków neokatechumenatu do wyrzekania się dóbr materialnych.

  4. Istnienie tzw. “katechistów”, czyli “ojców duchownych” (“guru”), którymi rzekomo kieruje bezpośrednio Duch Święty. Oni decydują, kto już osiągnął “dostateczny poziom rozwoju”, aby “postepować na drodze”, a kto jeszcze musi powtórzyć jakiś etap. Publiczne ocenianie stopnia czyjejś wiary lub niewiary to najzwyklejszy skandal i niesłychane nadużycie, którego zindoktrynowani neokatechumeni w ogóle nie dostrzegają.

  5. Wymaganie, na samym początku “drogi” – od ludzi przecież już ochrzczonych! – aby publicznie wyparli się swej dotychczasowej wiary (sic!), gdyż dopiero wiara w neokatechumenacie jest prawdziwa. Jest to najzwyklejsza apostazja.

  6. Stawianie się neokatechumenów ponad kapłanów, choć oficjalnie gorąco temu zaprzeczają. Kapłani są już tylko po to, aby obsługiwać wspólnotowe nabożeństwa. Ma to niewątpliwie związek z powszechnie znaną, antykapłańską fobią Kiko. U Kiko “wszyscy jesteśmy kapłanami”.

  7. Wypraszanie z nabożeństw wspólnotowych osób spoza ruchu, choć przecież są ochrzczone. Jest to grzech wołający o pomstę do Nieba. Czy ktoś mógłby sobie wyobrazić wypraszanie przybyszów z Kółka Różańcowego?

  8. Akcentowanie “powrotu do źródeł” chrześcijaństwa, np. udzielanie Komunii Św. pod postacią zwykłego chleba, gdyż tak czynił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. W rzeczywistości zaś neokatechumeni coraz bardziej odcinają się od korzeni. Ich “powrót” jest powrotem wyłącznie według mniemania niedouczonego Kiko o pierwszych wiekach Kościoła, mniemania pełnego błędów i zmyśleń.

  9. Niemal całkowite ignorowanie 2000-letniej Tradycji, której nie może odrzucić nikt, uważający się za katolika. Dla katolików bowiem ich religia składa się nie tylko z Ewangelii, ale i z Tradcyji. Jedno bez drugiego nie ma sensu. Tradycja jest takim samym źródłem Objawienia, jak Pismo Swięte.

  10. Ekscesy liturgiczne, nie zatwierdzone ani przez Rzym, ani przez Kościół lokalny: brak “Credo” w Mszy Świętej, Komunia Św. udzielana na siedząco w postaci wypiekanych w domu placków, rozrywanych rękami itp.

  11. Dla “zaawansowanego” katechumena nie istnieją takie słowa, jak Msza Święta, ksiądz, nabożeństwo. Drażnią go terminy “Święta Tradycja”, herezja, odpust, koronka, Droga Krzyżowa, koło różańcowe.

  12. Neokatechumenat nie sprzyja życiu rodzinnemu. Jak w każdej sekcie – wszyscy wszystko o sobie wiedzą, najintymniejsze rodzinne sprawy roztrzasane sa publicznie, włącznie z wyznawaniem grzechów, zdrad małżeńskich itp. co tworzy między uczestnikami swoistą, patologiczną solidarność, typową dla sekt.


W ramach neokatechumenatu odbywa się raczej indoktrynacja, niż praca nad rozwojem duchowości katolickiej. Silne są wpływy judaistyczne: obowiązkowe nabożeństwa w sobotę, “midrasze”, opowieści rabinackie. Trudno powiedzieć, czy ruch ten miał już w samych swoich założeniach rozbijanie Kościoła od wewnątrz, ale wiele wydaje się na to wskazywać.

Niewątpliwie powodem, iż Kościół toleruje takie wybryki jest “duch” nieszczęsnego II Soboru Watykańskiego.

kiko.jpg

Apostoł Kiko Argüello

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2006-09-09)

Neokatechumenat -Ks.prof.Michał Poradowski

Neokatechumenat – ks. prof. Michał Poradowski


Aktualizacja: 2013-06-23   9:59 am<!-- Dodał Dział: Featured -->


Już w czasach apostolskich pojawiały się najrozmaitsze sekty wśród wspólnot chrześcijańskich, zagrażając czystości Wiary i nauki Kościoła.

Szczególnie skarżył się na to św. Paweł w swych “Listach”. Słynny jest z tego powodu jego “List do Galatów”, w którym pisze z goryczą: “Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma, są, tylko tacy ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybym nawet my lub anioł z Nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęły” (Gal 1, 6-9).

Najwięcej jednak najrozmaitszych sekt powstało za czasów Lutra i protestantyzmu, a które obecnie tylko w Stanach Zjednoczonych przekraczają kilka tysięcy, rozprzestrzeniając się na cały świat. Było ich już wiele w Polsce w okresie międzywojennym, nie miały jednak większego wpływu na naszą ludność katolicką, głęboko maryjną, ale po drugiej wojnie światowej, a zwłaszcza po Drugim Soborze Watykańskim, stały się one prawdziwą plagą i wielkim niebezpieczeństwem dla Wiary. Co więcej, dawniej, a więc przed Drugim Soborem Watykańskim, wszystkie te sekty protestanckie działały poza Kościołem katolickim, a jako heretyckie były zwalczane przez autorytety kościelne, a więc przez biskupów, którzy jako gorliwi pasterze, bronili czystości Wiary, zabraniając księżom proboszczom tolerowania owych sekt w swych parafiach. Natomiast po Drugim Soborze Watykańskim przyszła “moda” nie tylko na kontakty z owymi sektami, ale nawet na wspólne nabożeństwa w imię tzw. “ekumenizmu”, a nawet niektórzy biskupi zaczęli polecać księżom proboszczom, aby oddawali do użytku owych sekt heretyckich swoje parafialne sale, a nawet kościoły i kaplice. Stąd też obecnie w Polsce setki sekt protestanckich, a więc heretyckich, korzysta z sal, kaplic i kościołów katolickich, czy to dla swoich zebrań czy nabożeństw, czy też dla wspólnych z katolikami zgromadzeń i nabożeństw. Dlatego też czystość świętej Wiary Katolickiej została poważnie zagrożona. Doszło nawet do tego, że niektóre ruchy lub wspólnoty protestanckie, a więc heretyckie, zostały z polecenia niektórych biskupów włączone do życia religijnego parafii katolickich, a ich książki, broszury i modlitewniki zostały przez niektórych biskupów nie tylko polecone katolikom, ale nawet uzyskały przedmowy i wstępy, w których się te heretyckie poglądy gorliwie zaleca. Jednym z takich ruchów jest właśnie tzw. Ruch Neokatechumenalny, całkowicie sprzeczny z tradycyjną nauką Kościoła katolickiego, co w niniejszej broszurze staramy się wyjaśnić, porównując naukę Ruchu Neokatechumenalnego z tradycyjną nauką Kościoła, którą św. Paweł nazwał “Depositum Fidei”.

Co to jest ruch neokatechumenalny?

W połowie lat sześćdziesiątych ukazał się w Hiszpanii ruch charytatywny, działający początkowo wyłącznie na przedmieściach Madrytu, opiekując się tamtejszą biedotą, na czele którego stały dwie osoby: Kiko Arguello i Carmen Hermandez; ruch ten spotkał się natychmiast z uznaniem tamtejszego arcybiskupa. Z biegiem jednak czasu z ruchu charytatywnego zaczął przekształcać się w ruch religijny typu sekciarskiego, co jednak nie zostało spostrzeżone przez autorytety kościelne, które nadal go popierały jako ruch charytatywny. To dzięki swej działalności dobroczynnej wśród najbardziej ubogich uzyskał sobie jak najlepszą opinię wśród autorytetów kościelnych tak w Hiszpanii, jak i winnych krajach na które stopniowo zaczął się rozszerzać. Stąd też i sympatia do niego ówczesnego Papieża Pawła VI, który zaczął go wychwalać i zalecać. W międzyczasie zaczęły się duże zmiany wewnątrz owego ruchu, a to w miarę jak przybywali zwolennicy i opiekunowie, tak iż z ruchu charytatywnego stał się rodzajem sekty religijnej wewnątrz Kościoła, o czym różni jego opiekunowie, głównie biskupi, niewiele wiedzieli, jako iż przez kierowników tego ruchu wypracowane instrukcje religijne nie zostały aż do dzisiaj opublikowane i są znane tylko wtajemniczonym, gdyż dostępne wyłącznie kierownikom owego ruchu, będąc wydane jako maszynopis do użytku prywatnego, liczący 373 stronice. Jest to tzw. “katecheza”, której analiza wykazuje, że nie ma ów ruch neokatechumenalny nic wspólnego z nauką oficjalną Kościoła. Co więcej, nauka owej “katechezy”, z punktu widzenia nauki tradycyjnej Kościoła, jest zbiorem najrozmaitszych herezji, głównie protestanckich. (…)

Wspomniana wyżej “Katecheza” owego Ruchu Neokatechumenalnego została szczegółowo przestudiowana przez księdza włoskiego Enricco Zoffoli, który na ten temat napisał i wydał kilka książek, a główną z nich jest “ERESIE DEL MOVIMENTO NEOCATECUMENALE” – SAGCIO CRITICO – 1991. Książka ta ma już pięć wydań. Korzystam tutaj z wydania piątego. Tenże autor wydal także studium porównawcze pod tytułem “MAGISTERO DEL PAPA E KATECHESI DI KIKO”, wykazując sprzeczność między nauką Papieża i katechezą Kiko.

We wspomnianej “Katechezie”, zarezerwowanej tylko dla “wtajemniczonych”, znajduje się wiele stwierdzeń heretyckich, z których, w tej pierwszej części naszej krytyki, zostaną na razie wzięte pod uwagę tylko następujące:

- Człowiek nie może nie grzeszyć.

- Nawrócenie polega jedynie na uznaniu swej nędzy moralnej.

- Grzech nie obraża Pana Boga, bo jest czymś normalnym w życiu człowieka.

- Chrystus Pan dokonał odkupienia wszystkich ludzi nie przez Swą mękę i śmierć na Krzyżu, lecz przez Swe Zmartwychwstanie.

- Kościół nie został założony przez Chrystusa Pana, lecz przez pierwotną wspólnotę wiernych, jak wszystkie religie, stąd też są one sobie równe i każdy może się zbawić niezależnie od wiary, którą wyznaje. Kapłaństwo nie ma nic wspólnego ze święceniami, gdyż każdy chrześcijanin jest kapłanem przez Chrzest, a więc także i kobiety są kapłankami.

- Msza święta, zwana przez ową “Katechezę” Eucharystią nie jest ofiarą, stąd też nie jest potrzebny ołtarz, bo wystarcza stół.

- Eucharystia jest tylko ucztą – biesiadą, a nie ofiarą.

- Konsekracja chleba i wina jest tylko symbolem Zmartwychwstania Chrystusa.

- Msza święta nie jest celebrowana przez kapłana, lecz przez Zgromadzenie.

- Nie istnieje obecność rzeczywista Chrystusa Pana w Eucharystii, stąd też nie usprawiedliwiają się akty adoracji, przyklękania itp.

- Sakrament pokuty utożsamia się z sakramentem Chrztu i spowiedź powinna być publiczną wobec Zgromadzenia, a nie wobec kapłana.

- Wszyscy ludzie są grzeszni, więc nie może istnieć “stan łaski”.

- Chrystus Pan nie może być naśladowany.

- Chrystus Pan wymaga, aby każdy chrześcijanin nienawidził swych rodziców, braci i krewnych.

- Aby być chrześcijaninem trzeba najpierw wyzbyć się wszelkich dóbr na korzyść wspólnoty neokatechumenalnej.

- Dobra wspólne mogą być używane i nadużywane; nie usprawiedliwia się żadna asceza, ani też powściągliwość.

- Wszyscy będą zbawieni dzięki miłosierdziu Boga; nie istnieje piekło, ani czyściec, więc modlitwy za zmarłych są niepotrzebne.

- Historia Kościoła kończy się z edyktem cesarza Konstantyna i zaczyna się na nowo dopiero dzięki Drugiemu Soborowi Watykańskiemu.

- Biblia interpretuje się sama (a nie przez Kościół).

Jak z powyższego widać, Ruch Neokatechumenalny jest zbiorem najrozmaitszych herezji, jakie ukazywały się wciągu dziejów Kościoła, a głównie jest syntezą nauki różnych sekt protestanckich.

Według tej “Katechezy” kapłaństwo (a więc i cała hierarchia Kościoła) są zbyteczne.

Przyjrzyjmy się tym dziwnym stwierdzeniom “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego Kiko Arguello i Carmen Hermandez z punktu widzenia tradycyjnej nauki Kościoła, przedstawionej w dziele Henryka Denzingera, Enchiridion Symbolorum et Definitionum, który, wydany w połowie XIX wieku, został przez Papieża Piusa IX, w roku 1854, zalecony jako podręcznik dogmatyki katolickiej. Korzystam tutaj z wydania szóstego z roku 1888.

A więc najpierw stwierdzenie pierwsze: “człowiek nie może nie grzeszyć”. Jest to skrajny pesymizm, sprzeciwiający się nauce Chrystusa Pana, a często podkreślany przez najrozmaitsze herezje, jak np. albigensów, waldensów, anabaptystów itd., a przede wszystkim przez Lutra. Wśród czterdziestu jeden słynnych błędów Lutra, potępionych przez Papieża Leona X, dnia 16 maja 1520 roku, znajdują się właśnie twierdzenia, że człowiek nie może nie grzeszyć. Luter sformułował to w dwóch stwierdzeniach, a mianowicie stwierdzenie 31: “In omni opere bono justus peccat” (w każdym swym czynie dobrym sprawiedliwy grzeszy), oraz stwierdzenie 32: “Opus bonum optime factum est veniale peccatum” (czyn dobry, najlepiej spełniony, jest grzechem powszednim). Denzinger, o. c., s. 178, par. 655 – Errores 41 Lutheri damnati a Leone X, per Bullam “Exurge Domine”, 16 Mai 1520. Tak więc twierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego Kiko Arguello i Carmen Hermandez, że człowiek nie może nie grzeszyć, jest herezją, potępioną przez Kościół. Inna sprawa, że człowiek, na skutek grzechu pierworodnego, ma skłonność do złego, ale dzięki Odkupieniu, przy pomocy łaski, udzielanej przez sakramenty, może żyć w stanie bezgrzesznym, co potwierdzają kanonizowani święci i liczni ludzie świętobliwi.

Stwierdzenie drugie, a mianowicie: że “nawrócenie polega jedynie na uznaniu swej nędzy moralnej”, także nie jest zgodne z nauką Kościoła, gdyż każdy chrześcijanin, kiedy się “nawraca” nie tylko czyni decydujący akt woli unikania grzechu i wszelkich okazji do grzechu, lecz przede wszystkim zobowiązuje się, w miarę swych możliwości, do praktykowania cnót; bez tego nie można mówić o żadnym “nawróceniu”. Uznanie tylko swej nędzy moralnej nie jest jeszcze żadnym nawróceniem, a tylko aktem pokory, a więc “wstępem” do prawdziwego nawrócenia, czyli do powrotu do życia w stanie laski, do współżycia z Bogiem.

Trzecie stwierdzenie, że: “grzech nie obraża Pana Boga”, bo jest czymś normalnym w życiu człowieka, jest opinią całkowicie niezgodną z nauką Kościoła. Kościół zawsze nauczał, że każdy grzech, czy “lekki”, czy też “ciężki” (śmiertelny) jest obrazą Boga i dlatego ze wszystkich grzechów należy się spowiadać przed kapłanem i za wszystkie grzechy szczerze żałować, gdyż stanem normalnym dla chrześcijanina jest tylko “stan łaski”, czyli miłosne współżycie z Bogiem. To lekceważenie grzechów powszechnych i lekkich zostało wielokrotnie potępione przez Kościół (peccatum ex natura sua veniale). I tak np. papież św. Pius V, w Bulli “Ex omnibus afflictionibus” (1 Oct. 1567), potępiając siedemdziesiąt dziewięć błędów Michaelis Baii, potępia także i owe trzy stwierdzenia “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego: “20. Nullum est peccatum ex natura sua veniale, sed omne peccatum meretur poenam aeternam” (żadnym jest grzech z natury swej powszedni, ale każdy grzech zasługuje na karę wieczną), Denzinger, o. c., s. 243, par. 20.

Czwarte stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego odnosi się do Odkupienia, a mianowicie twierdzą oni, że Odkupienie dokonało się nie przez śmierć i mękę Chrystusa Pana na Krzyżu, lecz przez Zmartwychwstanie. Otóż wszystkie oficjalne “Wyznania Wiary” Kościoła Katolickiego, na przestrzeni dwóch tysięcy lat, czyli (zw. “Credo”, stwierdzają, że Odkupienie dokonało się przez mękę i śmierć na Krzyżu Chrystusa Pana. Formułą najczęściej używaną jest: “Qui passus es pro salute nostra” (który cierpiał dla zbawienia naszego). Denzinger, o.c., s. 37, par. 137. Natomiast w żadnym “Credo” nie przypisuje się Odkupienia Zmartwychwstaniu. Każdy katolik wie, że Zmartwychwstanie jest dowodem boskości Chrystusa Pana, gdyż jest zwycięstwem nad śmiercią.

Piąte stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego jest: że “Kościół nie został założony przez Chrystusa Pana”, lecz przez pierwotną wspólnotę wiernych i że wobec tego wszystkie religie są sobie równe, jako dzieła ludzkie, a nie boskie i że każdy człowiek może się zbawić, niezależnie od tego jaką religię wyznaje; jest to całkowicie niezgodne z oficjalną nauką tradycyjną Kościoła, wyrażoną w wielu dokumentach zwłaszcza soborowych, a szczególniej przez Sobór Watykański Pierwszy, sesja czwarta: “Konstytucja Kościoła Chrystusowego”. Dokument ten jest bardzo długi, oparty głównie na Ewangelii i na nauce Soborów poprzednich, które wszystkie stwierdzają, że nie ma zbawienia poza Kościołem Katolickim. Dla przykładu przypomnijmy formuły najczęściej spotykane, a mianowicie: jedną z najstarszych, tzw. wyznania wiary, pod nazwą “Symbolum Athanasianum”, zaczyna się słowami: “Quicunque vult salvus esse, ante omnia opus est, ut teneat catholicam fidem, quam nisi quisque integram inviolatamque servaverit, absque dubio in aeternum peribit”. Denzinger, o. c., s. 36, par. 1 (ktokolwiek chce być zbawionym powinien przede wszystkim wyznawać wiarę katolicką, zachowując ją całkowitą i nienaruszoną, gdyż inaczej na pewno będzie potępiony). A więc nie ma zbawienia poza Kościołem Katolickim. To wyznanie wiary kończy się surową przestrogą: “Haec est fides catholica: quam nisi quisque fideiliter firmiterque crediderit, salvus esse non poterit”, a więc: taką jest Wiara katolicka: kto jej wiernie i silnie nie wyznaje, nie może być zbawionym. Potwierdzają to prawie wszystkie Sobory, używając jednak nieraz formuł krótszych, jak np. IV Sobór Laterański: “Una vero est fidelium universalis Ecclesia, exstra, quam nullus omnino salvatur”, “Jednym jest wiernych Kościół powszechny, poza którym nie ma zbawienia”. Najczęściej powtarza się zdanie: “Absque fide catholica nulla salus, ed hoc est de fide” (poza Wiarą katolicką nie ma zbawienia i tak trzeba wierzyć). A więc herezją jest twierdzić, że wszystkie religie są równe i że wyznając religie jakiekolwiek można się zbawić. Nadto, ci co to twierdzą, ciężko grzeszą, gdyż obrażają Chrystusa Pana, stawiając go na równi z najrozmaitszymi założycielami religii pogańskich, a nade wszystko przez to samo zaprzeczają, że Chrystus Pan jest Bogiem i że tylko Jego nauka jest boską, a więc prawdziwą.

Szóste stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokalechumenalego, a mianowicie: że “kapłaństwo nie ma nic wspólnego ze święceniami gdyż każdy chrześcijanin jest kapłanem przez Chrzest”, jest to nauka Lutra, potępiona przez Sobór Trydencki. Wszystkie sekty protestanckie nie uznają sakramentu kapłaństwa i żadna z sekt protestanckich nie ma kapłanów, a tylko mają “pastorów”, podobnie jak żydzi po zburzeniu świątyni Jerozolimskiej przez Tytusa w roku 70, którzy też tylko mają “rabinów”, czyli “mędrców”, a w gruncie rzeczy są oni prawnikami, czyli specjalistami od Prawa Mojżeszowego, a także i od przepisów Talmudu, lub też “cadycy”, czyli “cudotwórcy”, uchodzący za świętobliwych. Kościół Katolicki jednak zachował kapłaństwo ustanowione przez Najwyższego Kapłana Chrystusa Pana, w czasie Ostatniej Wieczerzy, jak to opisuje Nowy Testament i jak to naucza oficjalnie Kościół w aktach wielu Soborów. Według tradycyjnej nauki Kościoła, przez święcenia kapłańskie (Sacramentum Ordinis), osoba wyświecona na kapłana uczestniczy w kapłaństwie Chrystusowym w najściślejszym tego słowa znaczeniu, a więc jest jakby “wszczepiona” w Kapłaństwo Chrystusa Pana, czyli jest jakby narzędziem w rękach Chrystusa Pana, przede wszystkim jeśli chodzi o konsekrację chleba i wina w czasie Mszy świętej, dlatego też kapłan wypowiada słowa Chrystusa Pana z Ostatniej Wieczerzy: “to jest Ciało moje” – “to jest kielich Krwi mojej”, bo to sam Chrystus Pan konsekruje, posługując się kapłanem, co jest Misterium Fidei, czyli Wielką Tajemnicą Wiary. Stąd też teolodzy, jak np. ś.p. R. L. Bruckberger, uważają, że skoro kapłaństwo w Kościele Katolickim jest uczestnictwem w kapłaństwie Chrystusowym, a Chrystus Pan jest mężczyzną, to kobiety nie mogą otrzymywać tych święceń.

Sobór Trydencki poświęca wiele stronic w swych aktach przepisom odnośnie sakramentów w ogóle, a przede wszystkim sakramentowi kapłaństwa. Aż do reform liturgicznych Drugiego Soboru Watykańskiego, sakrament kapłaństwa składał się z siedmiu święceń: czterech mniejszych (ostiariusza, lektora, egzorcysty i akolity) oraz trzech większych (subdiakona, diakona i kapłana). Reformy Drugiego Soboru Watykańskiego, a raczej po DSW, zniosły cztery święcenia mniejsze, stąd też ostatnio wyświęceni kapłani nie posiadają władzy Egzorcysty, czyli władzy wypędzania szatana z duszy człowieka opętanego (jak to tak często czynił Chrystus Pan, żyjąc na ziemi). Nadto, zreformowana liturgia Chrztu świętego obecnie tego nie przewiduje, podczas gdy tradycyjna liturgia udzielania Chrztu świętego zawierała aż pięć egzorcyzmów, zakładając możliwość, że nowo narodzony człowiek może być przed Chrztem “mieszkaniem” złego ducha i dlatego, “na wszelki wypadek” aż pięć razy kapłan wyrzucał (wyklinał) szatana z niemowlęcia, zanim przystępował do samego obrzędu Chrztu świętego. Natomiast obecny, posoborowy, rytuał Chrztu świętego nie przewiduje tej sytuacji (ewentualnego opętania niemowlęcia przez szatana). Kto wie, czy tak często obecnie na całym świecie zdziczenia wśród młodzieży nie są skutkiem owych zmian w liturgii Chrztu świętego, skoro małoletni podpalacze kościołów i kaplic, oraz niszczyciele przydrożnych figur świętych i Krzyży prawie zawsze pozostawiają po sobie jakieś bluźniercze napisy i symbole szatańskie. Prawie wszędzie znikła też z użycia woda święcona, a przecież dusze zmarłych tak bardzo o nią p roszą (zob. Maria Simma, Moje przeżycia zduszam! czyśćcowymi). Tak więc twierdzenia “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego odnośnie kapłaństwa Kościoła Katolickiego są bałamutne, i całkowicie sprzeczne z nauką tradycyjną Kościoła.

Siódme stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “Msza święta, zwana przez ową ‘Katechezę’ Eucharystia (zobaczymy nieco dalej, że to nie jest to samo), nie jest ofiara, stąd też nie jest potrzebny ołtarz, a wystarczy stół,” co także jest sprzeczne z tradycyjną nauką Kościoła, gdyż rozporządzenia w tej sprawie, na przestrzeni wszystkich wieków, zawsze wymagają, także i obecnie, a więc po Drugim Soborze Watykańskim, aby Msza święta była odprawiana na ołtarzach poświęconych, w których znajdują się relikwie świętych. Inna sprawa, że obecnie w praktyce, po niszczycielskiej reformie liturgicznej masona Bugniniego, przeprowadzonej po Drugim Soborze Watykańskim, w wielu wypadkach, te dzisiejsze ołtarze są traktowane jak zwykle stoły, a nie jak ołtarze poświęcone i zawierające relikwie świętych. A dzieje się to głównie dzięki właśnie różnym ruchom pseudoliturgicznym, jak omawiany tutaj heretycki Ruch Neokatechumcnalny Kiko Arguello i Carmen Hermandez.

Że Msza święta jest ofiarą, a nie tylko jakąś “ucztą” czy “biesiadą” oderwaną od ofiary Baranka Bożego, poucza nas cala tradycja Kościoła Katolickiego, poczynając od samego Chrystusa Pana i Jego Apostołów aż do dziś. świadczą o tym Ewangelie, Dzieje Apostolskie i Listy Apostołów, a później wszystkie dokumenty Kościoła. Ustanowienie Mszy świętej ma miejsce nie tylko na Ostatniej Wieczerzy, ale też i to przede wszystkim na Krzyżu. Ostatnia Wieczerza, męka i śmierć Chrystusa Pana na Krzyżu oraz Jego Zmartwychwstanie są to trzy akty tego samego wydarzenia: Odkupienia i ustanowienia Mszy świętej, która odnawia nieustannie w ciągu wieków, aż do powtórnego przyjścia Zbawiciela, akt najwyższej miłości Chrystusa Pana. To nie tylko na Krzyżu Chrystus Pan cierpiał i umarł, odkupując wszystkich ludzi, czyli zbawiając ich od wiecznego potępienia, ale także ustanawiając Mszę świętą w Wieczerniku i oddając się wszystkim w Niego wierzącym jako pokarm dla duszy na żywot wieczny. Stąd też Msza święta nie utożsamia się z Eucharystią, chociaż Eucharystia jest jej najistotniejszą częścią, bo poza powtarzaniem Ostatniej Wieczerzy jest ona także i powtarzaniem Ofiary Krzyżowej. Dlatego też słowo “Eucharystia” znaczy co innego w Kościele Katolickim i co innego w sektach protestanckich, gdyż w protestantyzmie odnosi się ono do ceremonii, która zastępuje Mszę świętą, a polega tylko na wspominaniu Ostatniej Wieczerzy, co Luter nazwał Abendmahl (Wieczerzą) i w czasie tej “wieczerzy” używa się, ale tylko w niektórych sektach, nawet opłatka, którym się dzielą uczestnicy, ale ten opłatek jest tylko opłatkiem (podobnym do polskiego zwyczaju dzielenia się opłatkiem z okazji świąt Bożego Narodzenia) i niczym więcej, podczas gdy we Mszy świętej Kościoła Katolickiego dokonuje się konsekracji owego opłatka przez kapłana, uczestniczącego w kapłaństwie Chrystusa Pana i, dzięki tej konsekracji, chleb (opłatek) i wino, stają się Ciałem i Krwią Chrystusa Pana, w sensie rzeczywistej obecności Chrystusa Pana w pokonsekrowanym chlebie i winie; podczas gdy w ceremonii protestanckiej tylko “wspomina się” Ostatnią Wieczerzę, ale ta wspominana Wieczerza nie powtarza się tak jak we Mszy świętej. Tylko w pewnych wypadkach, zależnie od sekty, protestanci przypisują obecność Chrystusa Pana w Eucharystii przez wiarę uczestników, ale nigdy nie ma “konsekracji” czyli przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa Pana i nigdy nie może mieć miejsca takie “przeistoczenie”, gdyż celebrujący pastor nie ma święceń kapłańskich. Stąd też Eucharystia protestantów nie ma nic wspólnego z Eucharystią Kościoła Katolickiego. Dla protestantów cała ceremonia jest tylko “wspominaniem” (może dla wielu bardzo poważnym i uroczystym) Ostatniej Wieczerzy, ale dla katolików Msza święta, niesłusznie nieraz zwana Eucharystią, jest to powtórzenie nie tylko Ostatniej Wieczerzy (przez realną obecność Chrystusa Pana, działającego poprzez kapłana wyświęconego), ale także jednocześnie męki i śmierci Chrystusa Pana na Krzyżu. Stąd też słowo “Eucharystia” ma zupełnie inne znaczenie u protestantów i inne w Kościele Katolickim i dlatego nie należy używać tego słowa odnośnie Mszy świętej, bo powoduje to nieporozumienia. Nadto należy pamiętać, że nawet u anglikanów, których ceremonie eucharystyczne są niemal identyczne z katolickimi (oczywiście aż do zmian jakie zaszły w Kościele Katolickim po Drugim Soborze Watykańskim), naucza się oficjalnie, że nie tylko nie ma przeistoczenia w czasie tej ceremonii, ale sam reformator anglikanizmu, arcybiskup T. Cranmer, w opracowanym przez siebie “Book of Common Prayer”, oświadcza, że przypuszczać iż w Eucharystii jest realna obecność Chrystusa Pana to bluźnierstwo, bo według anglikanizmu ich “msza” jest tylko wspominaniem Ostatniej Wieczerzy. Ruch Neokatechumenalny właśnie podziela poglądy protestanckie anglikańskie co do Eucharystii, bo Lutra, i Cranmcra, a więc całkowicie obce nauce Kościoła Katolickiego.

Przypomnijmy, że to dopiero w zaawansowanym średniowieczu pojawiają się sekty heretyckie zaprzeczające, że Msza święta ma charakter ofiarny, stąd też i Sobory owego czasu zaczynają zajmować się tym zagadnieniem, potępiając heretyckie poglądy i przypominając wiernym poprawną naukę Kościoła. I tak np. Sobór Laterański IV, z roku 1215, bardzo silnie podkreśla charakter ofiary Mszy świętej, deklarując: “Una vero est fidelium universalis Ecclesia, exstra quam nullus omnino salvatur. In qua idem ipse sacerdos est sacrificium Jesus Christus: cujus corpus et sanguis in sacramento altaris sub speciebus panis et vini in sanguinem, potestate divina…” (Denzinger, o. c., s. 120, par. 357). Co po polsku można przetłumaczyć: “Jeden jest wiernych Kościół Powszechny, poza którym nie ma zbawienia, w nim Jezus Chrystus jest kapłanem – ofiarą, a którego Ciało i Krew stanowią sakrament ołtarza i pod postaciami chleba i wina prawdziwie zawierają przeistoczony władzą boską chleb w Ciało i wino w Krew”.) A więc Msza święta ma charakter ofiary. Jeszcze silniej podkreśla to dekret Soboru Trydenckiego: “Sacrificium et sacerdotium ita Dei ordinatione conjuncta sunt, ut utrumque In omni legę exisiterit. Cum igitur in Novo Testamento sanctum Eucharistiae sacrificium visibile ex Domini institutione catholica Ecclesia acepperit…” (Denzinger, o. c., s. 226, par. 834. – Ofiara i kapłaństwo są złączone przez samego Boga, aby obydwa prawnie istniały. Jako iż w Nowym Testamencie święta ofiara Eucharystii widocznie z postanowienia Pana jako instytucja Kościoła została przyjęta.)

Także i wśród siedemdziesięciu dziewięciu błędów Michaelis Baii (poprzednio już wspomnianych), potępionych przez papieża Urbana VIII, w Bulli “In Eminenti” (6 marca 1641), potępiony błąd czterdziesty piąty właśnie odnosi się do “Sacrificium Missae”, w którym ów heretyk neguje charakter ofiarny Mszy świętej, podobnie jak to czyni “Katecheza” Ruchu Neokatechumenalnego. Kościół Katolicki bowiem nauczał, że Msza święta jest ofiarą, ale niekrwawą, jak nią była ofiara na Krzyżu.

Ósme stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego oświadcza, że “Eucharystia jest tylko ucztą – biesiadą, ale nie ofiarą”. Otóż według tradycyjnej nauki Kościoła Katolickiego, Msza święta jako Eucharystia (pojmowana po katolicku, co już było wyjaśnione) ma także charakter “uczty – wieczerzy”, ale jako uczestnictwo w ofierze na Krzyżu, nie jest to więc jakaś zwykła “biesiada”, lecz “Wieczerza Pańska” podwójnie sakralna, raz dlatego, że w ciągu niej Chrystus Pan ustanawia Eucharystię, czyli że Ciało Swoje i Krew Swoja,, pod postaciami chleba i wina, pozostawia jako pokarm duchowy swym wiernym, a po drugie dlatego, że natychmiast po Ostatniej Wieczerzy idzie do Ogrójca, gdzie rozpoczyna się Jego męka i cierpienia, kończące się ofiarą śmiertelną na Krzyżu, stąd też ta uczta – wieczerza ponawiana we Mszy świętej jest najściślej związana z ofiarą na Krzyżu, co już w Starym Testamencie zostało symbolicznie zapowiedziane jako ofiara Baranka, składana Bogu na ołtarzu z kamienia przez Abrahama, który swoje dziecię, Izaaka, zastępuje cudownie ukazującym się barankiem i odtąd Baranek Boży staje się symbolem i zapowiedzią ofiary Chrystusowej na Krzyżu, a przecież ta uczta historyczna w Wieczerniku też polega na spożywaniu baranka wielkanocnego, który był zapowiedzią i symbolem samego Chrystusa Pana. A więc Eucharystia jest “ucztą”, ale nie jakąkolwiek, lecz liturgiczną, świętą. Dlatego też w dawnej trydenckiej Mszy świętej, kiedy kapłan po konsekracji zwraca się do ludu, aby udzielać Komunii świętej, najpierw wypowiadał słowa formuły liturgicznej, bo brał do ręki Hostię konsekrowaną i ukazując ją wiernym mówił: “Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata… Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł do serca mego…” (itd.). A więc chodzi tu, we Mszy świętej, o Baranka, którym jest sam Chrystus Pan pod postaciami Hostii i Wina (Krwi Chrystusowej), co nie ma żadnego związku z jakimś świeckim “bankietem”. Dlatego też Kościół naucza, że do przyjmowania Komunii świętej należy się odpowiednio przygotować i przyjmować ją tylko w stanie łaski.

Dziewiąte stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego utrzymujące, że “konsekracja chleba i wina jest tylko symbolem Zmartwychwstania Chrystusa Pana” jest po prostu dziwactwem, bo Zmartwychwstanie nie jest żadnym symbolem, lecz rzeczywistością historyczną, zarejestrowaną w Ewangeliach i potwierdzoną przez świadków; jest jednak związane z Eucharystią i Ostatnią Wieczerzą, gdyż Chrystus na wieki żywy, a więc Zmartwychwstały, czyli mający swe uwielbione Ciało, które znajduje się w Eucharystii daje życie wieczne swym wiernym i utrzymuje ich w stanie łaski, udzielanej przez Sakramenty święte, a zwłaszcza przez Eucharystię – Komunię świętą.

Dziesiąte stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, utrzymujące, że “Msza święta nie jest celebrowana przez kapłana, lecz przez zgromadzenie wiernych”, jest całkowicie sprzeczne z tradycyjną nauką Kościoła Katolickiego. Wierni tylko uczestniczą we Mszy świętej, szczególniej właśnie przez przystępowanie do Komunii świętej, ale nie ma i nie może być Msza święta bez kapłana. Jedną z największych tragedii naszych czasów jest właśnie brak kapłanów; są obecnie tysiące parafii bez księży i więc bez Mszy świętej, a zastępują ją tylko “zgromadzenia wiernych”, na których wyłącznie są czytania z Pisma św., czasami także śpiewy i przemówienia, ale nie ma i nie może być żadnej Mszy świętej bez kapłana, bo nie ma przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa Pana, a bez tego nie ma Mszy świętej, a więc i Eucharystii. Żadne “zgromadzenie wiernych”, ani też żadna “wspólnota” nie mogą zastąpić kapłana. To tylko niektóre sekty protestanckie twierdzą, że zgromadzenie wiernych może odgrywać rolę kapłańską, ale to są herezje wielokrotnie potępione przez Kościół Katolicki. To są albo nieporozumienia, albo opinie heretyckie, luterskie i kalwińskie, stokroć razy potępione przez Sobory Kościoła Katolickiego. Sobór Trydencki wyraźnie potępia wyżej wspomnianą opinię, że przez wiarę wiernych, biorących udział w zgromadzeniu Eucharystycznym, chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa Pana. Oto odnośny tekst: “Si quis dixerit, solam fidem esse sufficientem praeparationem ad sumendum sanctissimae Eucharistiae sacramentum, Anatema Sit. (Denzinger, o. c., s. 204, par. 773; Dccreta dogmatica Concilli Tridentini.)

Jedenaste stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “nie istnieje obecność rzeczywista Chrystusa Pana w Eucharystii i że stąd też nie usprawiedliwiają się akty adoracji i przyklękania” jest surowo potopione przez wiele Soborów, a szczególniej przez Sobór Trydencki. I tak np. Can. 6 postanawia: “Si quis dixerit, in sancto Eucharistiae sacramento Christum unigenitum Dei Filium non esse cultu latriae, etiam externo, adorandum, atque ideo nec festiva peculiari celebritate venerandum, neque in processionibus, secundum laudabilem et universalem Ecclesiae sanctae ritum et consuetudinem, solemniter circumgestandum, et ejus adoratores esse idolatras; A. S.” Denzinger, o. c., s. 204, par. 76N. W skrócie po polsku: “Jeśliby kłoś powiedział, że w świętym sakramencie Eucharystii (katolickiej) Chrystus jednorodzony Syn Boży nie potrzebuje być czczony, także zewnętrznie adorowany, ani też w szczególniejszy sposób świętowany i uwielbiany, ani też przez procesje według chwalebnego i powszechnego świętego rytuału zwyczajowego uroczyście obchodzonego wychwalany i że Jego czciciele są idolatrami, niech będzie wyklęty”. A więc wyklętymi są wszyscy zwolennicy Ruchu Neokatechumenalnego przez dekret Soboru Trydenckiego (którym oni pogardzają, nazywając ten Sobór “paraliżem Kościoła”, powtarzając w ten sposób pogardę, jaką okazywał temu Soborowi Marcin Luter). To protestanci nie szanują Najświętszego Sakramentu, ale dla katolika największym zaszczytem jest adorowanie Najświętszego Sakramentu i uwielbianie Boga ukrytego w Eucharystii.

Dwunaste stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego głosi, że “sakrament pokuty utożsamia się z sakramentem Chrztu i że spowiedź powinna być publiczna wobec Zgromadzenia, a nie wobec kapłana”, co jest wielokrotnie potępiane przez Kościół, gdyż wiele Soborów w przeszłości zajmowało się tą sprawą, zwłaszcza po ukazaniu się sekty albigensów. Jednym z pierwszych czyni to Sobór Laterański III, z roku 1179, w dokumencie “dekret przeciwko albigensom”, przez który potępia tę herezję. Po ukazaniu się zaś protestantyzmu, który przejął tę herezję, Sobór Trydencki bardzo szczegółowo wykłada naukę Kościoła co d o sakramentów w ogóle, a w sesji XIV wyłącznie o sakramencie pokuty. Dokument ten jest bardzo długi (ponad dziesięć stronic), a więc niemożliwy tutaj do zacytowania, a mający dziewięć rozdziałów. W skrócie nauka ta jest następująca: w pierwszym rozdziale jest mowa o ustanowieniu przez Chrystusa Pana sakramentu pokuty; w drugim rozdziale wyjaśnia się różnicę między sakramentem Chrztu i sakramentem pokuty; w trzecim rozdziale opisuje się “owoce” sakramentu pokuty; w czwartym rozdziale o żalu za grzechy (de Contritione); w piątym o spowiedzi; w szóstym o ministrze tegoż sakramentu, a jest nim tylko i wyłącznie kapłan, dalsze rozdziały zawierają pouczenia dla spowiednika, głównie odnośnie co do grzechów zarezerwowanych (biskupowi lub papieżowi). Otóż w drugim rozdziale jest bardzo jasno i obszernie omawiany stosunek między sakramentem Chrztu i sakramentem pokuty, wyjaśniając, że sakrament Chrztu świętego gładzi wszystkie grzechy popełnione przed przyjęciem Chrztu, natomiast człowiek już raz ochrzczony, jeśli w jakikolwiek sposób zgrzeszył może się z owych grzechów oczyścić tylko przez spowiedź przed kapłanem lub biskupem i w żadnym wypadku nie przewiduje się spowiedzi publicznej przed jakimś “zgromadzeniem”, czy wspólnotą, nadto, dokument ten wielokrotnie stwierdza, że można się spowiadać tylko przed kapłanem lub biskupem i tylko od nich otrzymać rozgrzeszenie, a jednocześnie potępia wszelkie inne opinie co do tego, kończąc słowami: “fałszywe są i przeciwne prawdzie Ewangelii wszelkie doktryny, które twierdzą inaczej”. Tak więc Ruch Neokatechumenalny powraca do praktyk dawno potępionych przez Kościół. Denzinger, o. c., s. 205-213.

Trzynaste stwierdzenie heretyckie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “wszyscy ludzie są grzeszni, wiec nie może istnieć stan łaski’ ” jest sprzeczne z rzeczywistością, której wszyscy jesteśmy świadkami. Faktem jest tylko, że wszyscy ludzie mają skłonność do złego, bo wszyscy rodzą się w stanie grzechu pierworodnego, ale jeśli chodzi o chrześcijan, to dzięki sakramentowi Chrztu świętego, grzech pierworodny zostaje usunięty, zmazany i chociaż pozostaje skłonność do złego, to dzięki Łasce Bożej, otrzymywanej przez różne sakramenty, a szczególniej Eucharystii, czyli Komunii świętej, życie w stanie Łaski jest możliwe, choć trudne, a świadczą o tym tysiące świętych beatyfikowanych i kanonizowanych i ogromna liczba osób świętobliwych, bo d;a katolików życie normalne jest życiem w stanie łaski, a nie w stanie grzechu. Sam Chrystus Pan nas naucza: “Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. Sprzeczali się więc między sobą żydzi mówiąc: Jak on może nam dać swoje ciało do spożycia? Rzekł do nich Jezus; Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a ja jego wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem” (J 6, 48-55) Także i inne sakramenty uświęcają życie człowieka, umożliwiając życie w łasce. Twierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego jest więc sprzeczne z nauką Kościoła, ale zgodne z pesymizmem Lutra. Luter jednak był heretykiem i skończył marnie.

Czternaste stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, a mianowicie: że “Chrystus Pan nie może być naśladowaniy” jest sprzeczne z Ewangelią i praktyką wiernych Kościoła Katolickiego. W Ewangelii Chrystus Pan mówi do młodzieńca: “Pójdź za Mną” (Mt 8, 22), co zawsze było i jest rozumiane w Kościele Katolickim jako powołanie do naśladowania Chrystusa Pana i taką zawsze była i jest praktyka wiernych. Przecież jedno z najbardziej znanych dziel literatury religijnej to książka Tomasza z a Kempis “O naśladowaniu Chrystusa Pana” (żył on w latach 1380-1471). Książka ta była i jest tak czytana i wykorzystywana przez ludzi ze wszystkich warstw społecznych, że nawet jest bardziej znana niż Ewangelie, a to właśnie głównie dlatego, że wierni dobrze pojęli zaproszenie Chrystusa Pana: “Pójdź za Mną”, czyli “naśladuj mnie”. Tego Ruch Neokatechumenalny nie rozumie, bo jest ruchem głęboko protestanckim, opartym na luteraniźmie.

Piętnaste stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “Chrystus Pan wymaga, aby każdy chrześcijanin nienawidził swych rodziców, braci i krewnych”, jakoby to było warunkiem miłości Jego, jest bolesnym nieporozumieniem. Wiadomo, że żydzi bardzo przesadzają i to się odzwierciedla w ich języku, stąd częste zwroty językowe, jak np. “śmiercią umrzesz” itp. Tłumaczenia z hebrajskiego też są często niedokładne. Chrystus Pan mówił językiem tamtejszego ludu i używał wyrażeń potocznych, aby mógł być przez swych słuchaczy zrozumianym i używał – jak to widać w tekstach Ewangelii – ówczesnych wyrażeń, czyli często przesadnych, jak np. “widzisz źdźbło w oku swego brata, a nie widzisz belki w oku własnym” itp. (Mt 7, 3). Będąc Bogiem wymaga, aby go ludzie kochali nade wszystko, stąd też i przestroga: “Kto miłuje swego ojca łub swą matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 37), ale nie wymaga nienawiści do rodziców i rodzeństwa. Chrystus Pan wymaga od nas tylko nienawiści do grzechu i szatana; ale bliźnich i krewnych zawsze mamy miłować.

Szesnaste stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “aby być chrześcijaninem trzeba najpierw wyzbyć się wszystrkich dóbr na korzyść Wspólnoty Neokatechumenów” jest postawą komunistyczną. Komunizm, jak nas poucza historia, jest urzeczywistniany tylko w rodzinie i w zakonach, poza tym jest zawsze utopią, czyli czymś, co jest nieosiągalne, przynajmniej w krajach cywilizacji europejskiej. Ruch Neokatechumenalny nie jest ani rodziną, ani też zakonem w ścisłym lego słowa znaczeniu, więc nie może wymagać takich wyrzeczeń. Takie zadania przypominają ruchy wywrotowe i rewolucyjne albigensów, waldensów, anabaptystów o zabarwieniu komunistycznym, a więc ruchów potępionych przez Kościół. Co więcej, w niektórych grupach tego ruchu Neokatechumenalnego są widoczne tendencje w kierunku komunizmu państwowego, a więc do tego, co panowało do niedawna w Rosji bolszewickiej, czyli całkowitego zniesienia własności prywatnej na rzecz Państwa, podczas gdy chrześcijaństwo zawsze broniło własności prywatnej, zwłaszcza rodzinnej. Przecież w Dziesięciu Przykazaniach, czyli Dekalogu, aż cztery odnoszą się do własności prywatnej: VI, VII, IX, i X. W praktyce to żądanie zniesienia własności prywatnej może okazać się zwykłym łupiestwem, czyli obrabowaniem naiwnych zwolenników owego ruchu z wszelkiej własności.

Siedemnaste stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “dobra wspólne mogą być nie tylko używane, ale i nadużywane i że nie usprawiedliwia się żadna asceza, ani powściągliwość”, są to też opinie niezgodne z nauką Kościoła, gdyż tzw. “nauka społeczna Kościoła” wymaga poszanowania wszelkich dóbr, gdyż powinny one służyć nie tylko właścicielowi, ale całemu społeczeństwu (tzw. hipoteka społeczna), a więc moralność chrześcijańska nie dopuszcza “nadużywania”, jak na to pozwalało dawne, przedchrześcijańskie prawo rzymskie (ius possedendi, fruendi, utendi et abutendi), a również ze względów moralnych, a więc “powściągliwości”, czyli cnoty umiarkowania we wszystkim: jedzenia, picia, zabawy, odpoczynku, pracy itd. Postawa więc “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego jest niemoralna z punktu widzenia chrześcijańskiego.

Osiemnaste stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego: że “wszyscy będą zbawieni dzięki miłosierdziu Boga; że nie istnieje piekło ani też czyściec i że niepotrzebne są modlitwy za zmarłych” jest bałamutne. Prawdą jest, że wszyscy są powołani do współżycia z Bogiem w Niebie, a także że za wszystkich zmarł na Krzyżu Chrystus Pan, aby wszystkich zbawić, ale nie wszyscy będą zbawieni, bo nie wszyscy odpowiadają na wezwanie Chrystusa Pana. Twierdzenia Ruchu Neokatechumenalnego mają charakter herezji, którą Kościół nazwał “indyferentyzmem”, która to herezja została potępiona w wielu dokumentach Kościoła, jak np. Multiplices inter z 10 czerwca 1851; Maxima quidem z 9 czerwca 1862; Qui pluribus z 9 listopada 1846 i kilkunastu innych dokumentów.

Dziewiętnaste stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “historia Kościoła kończy się w czasach edyktu cesarza Konstantymi i zaczyna się na nowo dopiero dzięki Drugiemu Soborowi Watykańskiemu”, oraz że “okres między tymi wydarzeniami jest periodem nadużyć i że czasy Soboru Trydenckiego to paraliż Kościoła” są opinią szkalującą Kościół Katolicki. Prawda natomiast jest, że Kościół, w ciągu swych dziejów w każdym okresie, poczynając od czasów apostolskich, zawsze przeżywał najrozmaitsze trudności, prześladowania i walki; jego symbolem jest barka świętego Piotra, topiąca się na zburzonym morzu, w której Chrystus Pan jest zawsze obecny, chociaż wydaje się nam, że śpiący, tak jak wówczas, kiedy tą barką pływał po jeziorze Genezaret. Zawsze Kościołowi towarzyszyły najrozmaitsze herezje, juk również różne nadużycia, niedbalstwa, czy pomyłki; zawsze wszyscy chrześcijanie, a zwłaszcza duchowieństwo, są wystawieni na próbę wierności nauce Chrystusa Pana, a bardziej jeszcze na próbę Jego miłosierdzia. Pogardliwe traktowanie okresu Soboru Trydenckiego przez Ruch Neokatechumenalny jest najlepszym dowodem, że ruch ten jest przesiąknięty herezją luteranizmu, a więc jest ruchem heretyckim.

Dwudzieste stwierdzenie “Katechezy” Ruchu Neokatechumenalnego, że “Biblia interpretuje się sama”, wzięte jest od sekty protestanckiej “Badaczy Pisma świętego”, a polega na tym, że każdy może ją tłumaczyć na swój sposób, uciekając się do metody porównawczej różnych części Biblii między sobą, podczas gdy Kościół Katolicki wymaga, aby Biblia była czytana “w Kościele i z Kościołem”, czyli w świetle tradycyjnej nauki Kościoła, a to dlatego że Objawienie Boże zostało dane ludzkości częściowo jeszcze w czasach przedbiblijnych, a było i jest przekazywane przez tzw. Tradycję. Co więcej, wiadomo jest, że tylko część owego Objawienia przekazywanego przez Tradycję została spisana w różnych czasach, powoli tworząc dzisiejszą Biblię, złożoną z dwóch części: Starego i Nowego Testamentu, ale ani Stary Testament, ani też nowy Nowy Testament nie zawierają całości Objawienia. Jasno i kategorycznie stwierdza to święty Jan Ewangelista, kiedy pisze na końcu swej Ewangelii: “Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał i nauczał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (J 21, 25). To samo odnosi się i do Starego Testamentu. Objawienia Boże zostały nam przekazane przez Tradycję i tylko mała część tej Tradycji została spisana i zawiera się w Biblii. Natomiast reszta Tradycji zachowała się w tym co nazywamy “nauką Kościoła”, zawartą w najrozmaitszych dokumentach pisanych i innych przekazach jak np. sztuka kościelna, rzeźby, obrazy, różne malowidła, pieśni, śpiewy, ceremonie liturgiczne, architektura świątyń, szaty liturgiczne, kalendarze świąt i kultu itd., co bardzo silnie podkreślają Synody pierwszych wieków, broniąc najrozmaitszych zwyczajów i obyczajów. Stąd też zasada Badaczy Pisma świętego, że “Biblia się interpretuje sama” nie jest uzasadniona. Jest to opinia Lutra i sekt protestanckich. Ruch Neokatechumenalny idzie drogą Lutra, a nie tradycji Kościoła katolickiego. Co więcej, z powyższej krótkiej analizy jest oczywiste, że Ruch Neokatechumenalny jest zbiorem najrozmaitszych herezji, głównie sekt protestanckich ale także i gnozy oraz kabały.

Ks. prof. Michał Poradowski

Portal omp.lublin.pl publikuje tekst książki “Neokatechumenat” za zgodą Rodziny śp. Księdza Profesora, do której należą prawa autorskie niniejszej publikacji.

Źródło: Organizacja Monarchistów Polskich – Lublin

Za: Rodzina katolicka (22 grudnia 2008) | Przypomniane przez: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (22.06.2013)



ZOB. TAKŻE:

Papież Polak film dok