Pokazywanie postów oznaczonych etykietą znaki czasu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą znaki czasu. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 31 lipca 2025

Gdy zlekceważy się przestrogi Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowiadaną otchłań rozpaczy! Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać? Odpowiadamy: na pewno nie!

 W lipcu 1943 roku w Orzywole, gdzie pojechałam na rozkaz Matki Najświętszej, po modlitwie, miałam widzenie Pana Jezusa, który trzymał rózgę nad Warszawą. Wiedziałam, że Warszawę czeka wielka kara.
W okresie międzywojnia sytuacja moralna społeczeństwa polskiego była, oględnie mówiąc, nienajlepsza. Dlatego Jezus Chrystus prosił wizjonerów św. siostrę Faustynę, Sługi Boże: Rozalię Celakównę, Leonię Nastał, Kunegundę (Kundusię) Siwiec o modlitwy wynagradzające za grzechy rozwiązłości: Strasznie ranią moje Serce Najświętsze grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji!

Siekierki będą spalone ! - Ojawienia Matki Bożej w Siekierkach 1943-49

Fragment z zapisków z "dzieniczka objawień na Siekierkach"


 Siekierki będą spalone!

23 sierpnia 1944 r. Niemcy spędzili na boisko szkolne 126 mężczyzn, by ich rozstrzelać. Wśród nich był ojciec Władzi. Jeden z okupantów zdążył ostrzec mamę Władzi: „Bierz dzieci i jak najszybciej uciekaj. Siekierki zostaną spalone! Jemu już nie pomożesz!” – krzyknął łamaną polszczyzną. Mama Władzi wzięła więc poduszkę, kołdrę i kilka ubrań. „Sąsiedzi śmiali się z nas, że wyjeżdżamy. Kilka godzin później z oddali widzieliśmy kłęby dymu palących się Siekierek” – wspominała ów tragiczny dzień ocalona z pożogi wojennej Władzia. I przypominała słowa Matki Bożej, która prosiła: „Módlcie się, bo idzie na was wielka kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna Mojego, bo się lud nie nawraca. Klękaj codziennie od godziny 12 do 15 i błagaj Boga o miłosierdzie dla całego świata” – prosiła Maryja. Na Siekierki przybywało coraz więcej ludzi. Mieszkańcy okolicznych domów z gruzów zburzonej stolicy zbudowali małą kapliczkę. Miłość do Matki Bożej w tym miejscu była szczególna, dlatego wybudowano kościół, który od 1997 r. nosi tytuł sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży, a kaplicę na miejscu objawień po roku 1980 kilkukrotnie rozbudowano.

Po sześćdziesięciu trzech dniach powstanie poniosło druzgoczącą klęskę, a Warszawa została totalnie zrujnowana, wręcz starta z powierzchni ziemi. Stało się tak, jak zaplanował Hitler: Warszawa [została] zrównana z ziemią, [by] w ten sposób [stworzyć] zastraszający przykład dla całej Europy. Warschau caput! ! ! Pół miliona niewinnych ludzi straciło życie. Słusznie zauważa ks. Kazimierz Góral: Gdy zlekceważy się przestrogi Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowiadaną otchłań rozpaczy! Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać? Odpowiadamy: na pewno nie! Wystarczy przyjrzeć się analogicznej sytuacji, jaka w tym samym czasie miała miejsce w okupowanym Rzymie

Matka Boża objawiła mistyczce Bronisławie Kuczewskiej wybuch Powstania Warszawskiego

Matka Boża Łaskawa, obrana w 1652 roku Patronką Warszawy i Strażniczką Polski [pełen tytuł warszawskiej Madonny, przyp. red.] w 1943 roku ukazała się w Warszawie, na osadzie Siekierki, by uprzedzić swój lud o grożącym nieszczęściu. Maryja przybywa, aby miasto, któremu od 291 lat patronuje, nie podzieliło losu dopalającego się w tym czasie żydowskiego getta. Mistyczka Bronisława Kuczewska (1907-1989) tak wspomina swoje pierwsze spotkania z Matką Bożą na Siekierkach: 28 kwietnia 1943 roku Matka Boża objawiła mi się w domu rodzinnym w Nowym Dobrem i powiedziała: Dziecino, nie będziesz już do Mnie przychodzić do Przygód i do Budzieszyna. Wybieram sobie inne miejsce, w Warszawie, na Siekierkach. Będziesz miała tylko 3 kilometry od tramwaju, z ulicy Czerniakowskiej, i tam masz przychodzić. Ujrzałam wiśnię i dziewczynkę. Jak się później okazało, była nią 13-letnia Władysława Fronczakówna [obecnie Papis przyp.aut.], której Matka Najświętsza objawi się 3 maja 1943 roku.

Bogurodzica, niebiańsko piękna, ukazała się wśród zieleni, na drzewie wiśni obsypanym kwiatami. Jej słowa były poważne i brzmiały złowieszczo: Módlcie się, bo idzie na was WIELKA KARA, CIĘŻKI KRZYŻ. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo lud się nie nawraca. Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia!
Bronisława relacjonuje dalej: 4 maja 1943 roku przyjechał do mnie mąż i powiedział, że w Warszawie na Siekierkach było objawienie [Bogurodzicy] 3 maja. Ja mu na to odpowiedziałam, że wiem o tym, bo Matka Boża powiedziała mi o tym 5 dni wcześniej. 5 maja 1943 roku urodziłam syna Janusza. 28 maja 1943 roku pojechałam z mężem i małym dzieckiem [23-dniowym niemowlęciem] na Siekierki, gdzie 3 maja objawiła się Matka Boża, i miałam z Nią tam po raz pierwszy objawienie. Odtąd chodziłam na Siekierki i tam otrzymywałam od Matki Bożej polecenia do wykonania przez 38 lat, aż do 1981 roku. Kilka razy w miesiącu nawiedzałam to miejsce, a szczególnie każdego 3 i 28 dnia miesiąca oraz w uroczystości Matki Bożej.
3 czerwca 1943 roku poszłam z synkiem na ręku na Siekierki. Ujrzałam Matkę Najświętszą, która powiedziała mi, że pragnie, aby na tym miejscu wybudować klasztor. Powiedziała też, że to będzie jakby druga Częstochowa dla Warszawy, że ludność nie będzie musiała tak daleko jeździć, względnie chodzić. Będą mogli przychodzić na Siekierki.


W lipcu 1943 roku w Orzywole, gdzie pojechałam na rozkaz Matki Najświętszej, po modlitwie, miałam widzenie Pana Jezusa, który trzymał rózgę nad Warszawą. Wiedziałam, że Warszawę czeka wielka kara.
W okresie międzywojnia sytuacja moralna społeczeństwa polskiego była, oględnie mówiąc, nienajlepsza. Dlatego Jezus Chrystus prosił wizjonerów św. siostrę Faustynę, Sługi Boże: Rozalię Celakównę, Leonię Nastał, Kunegundę (Kundusię) Siwiec o modlitwy wynagradzające za grzechy rozwiązłości: Strasznie ranią moje Serce Najświętsze grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji!
Nasz Pan szczególnie prosił o modlitwy za warszawian: stolica odrodzonej Polski, nie chciała pamiętać o Dekalogu. Wystarczy zajrzeć do pamiętników i wspomnień z tego okresu. Luminarze życia społecznego i kulturalnego prowadzili ostentacyjnie, nader rozwiązłe życie, zarażając tym stylem życia otoczenie, a szczególnie podatną na wpływy młodzież.

Masoni zdawali sobie sprawę z tego, że aby osiągnąć powszechne rozluźnienie obyczajów potrzebna jest demoralizacja. Starali się, aby romanse i rozwody sławnych ludzi były nagłaśniane w bulwarowej prasie tak, by te niemoralne zachowania przestały bulwersować, by spowszedniały i powoli stały się obowiązującą normą. Postarali się także, by swobodę obyczajów lansowali pisarze i dziennikarze, sami żyjący według tego wzorca, tak długo, aż stanie się ona normą i nastąpi wyparcie z powszechnej świadomości zarówno pojęcia grzechu, jak i jego skutków [w książce autorzy zamieścili m. in. cytaty z autobiografii Ireny Krzywickiej, o znamiennym tytule: Wyznania Gorszycielki, gdzie bez żenady opowiada o sobie (pisarce, matce dwóch synów), mężu (znanym warszawskim adwokacie Jerzym Krzywickim) i… wieloletnim kochanku, żonatym pisarzu i krytyku teatralnym Tadeuszu Boyu-Żeleńskim]. świadectwa rozwiązłości znajdziemy nie tylko we wspomnieniach Krzywickiej.

Z długiej listy książek lansujących „nowy moralny ład” wybija się książka Tadeusza Wittlina Pieśniarka Warszawy. Biografia. Hanna Ordonówna i jej świat (Wydawnictwo POLONIA, Warszawa 1990). Jej autor na 300 stronach (małym drukiem!) relacjonuje życie gwiazdy, tzn. omawia trwające do ostatnich miesięcy życia romanse zamężnej artystki, podając bardzo szczegółowo źródła każdej informacji (por. także: Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena. Z pamiętnika niemłodej już mężatki.

Dzięki aktywnym propagatorkom wolności seksualnej masoni stopniowo osiągnęli cel, jakim było doprowadzenie do tego, że większa część społeczeństwa polskiego odrzuci chrześcijańskie zasady moralne, tj. prawa Dekalogu. Masoni przyjęli roztropną taktykę: „wyciszenia religii katolickiej nie rozumowaniem, ale psuciem obyczajów”.

W roku 1936, po osiemnastu latach niepodległości, masoni mogli się wykazać znacznymi osiągnięciami w demoralizacji społeczeństwa
. [Tu opuszczam fragmenty książki Sławomira Kopera Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej (Bellona Rytm, Warszawa, 2009, md]
Katolicki pisarz Gilbert Keith Chesterton w roku 1923 napisał: Rozwód to coś, co dzisiejsze gazety nie tylko reklamują, ale wręcz zalecają, zupełnie jakby to była przyjemność sama w sobie.

Ks. kard. August Hlond konkluduje: Fala wszelkiego rodzaju nowinkarstwa zabagnia dziedzinę obyczajów. Podkopuje nie tylko moralność chrześcijańską, ale godzi wprost w etykę naturalną, szerzy nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześcijańską „masońskim naturalizmem”. Koła liberalne i masońskie przypuściły atak na małżeństwa chrześcijańskie, sprowadzając je tylko do rangi kontraktu cywilnego, pozbawiając je wszelkiej nadprzyrodzoności.

Zapoczątkowany przed II wojną światową proces upadku moralności doprowadził do tego, że w pierwszej dekadzie XXI wieku, już nikt nie ośmieli się przypomnieć „nowożeńcom z odzysku”, zawierającym kontrakt małżeński (w urzędzie Stanu Cywilnego), że w świetle prawa kanonicznego popełniają cudzołóstwo (gdy któreś z nich jest nadal związane sakramentem małżeństwa). Czyli zaczynają, świadomie i dobrowolnie, tzw. nowe życie w grzechu ciężkim, co prowadzi prostą drogą do piekła!

Wygodny eufemizm, używany w kościele – „związek niesakramentalny” – zgrabnie ukrywa złowieszczą perspektywę. Autor wielokrotnie rozmawiał w konfesjonale z kobietami, które dla swoich dzieci, związanych sakramentem małżeństwa, a rozwiedzionych w świetle prawa cywilnego, modlą się o… założenie nowej, szczęśliwej rodziny! Sądzą one, że jest to intencja słuszna! Te „pobożne” matki realizują plan masonów, którzy chcą zniszczyć chrześcijaństwo… rękami samych katolików!

Trwająca od dziesięcioleci promocja wszelkiej wolności seksualnej i zanik społecznego ostracyzmu w stosunku do tzw. „związków partnerskich” doprowadził, zdaniem księdza profesora Jerzego Bajdy, do: Zniszczenia moralnych, religijnych, społecznych i ekonomicznych podstaw rodziny i fałszowania jej struktury personalistycznej. Profesor przestrzega: Jeżeli proces niszczenia rodziny będzie się dalej toczył tak, jak tego chcą promotorzy rewolucji obyczajowej – a właściwie promotorzy rozwiązłości, […] wkrótce może zupełnie zniknąć ta formuła antropologiczna, której na imię naród, a społeczeństwo nie będzie się niczym różniło od stada zwierząt, chyba tylko strojem. Choć i pod tym względem różnica systematycznie maleje.
Czyny, których nikt nie ośmieliłby się publicznie nazwać grzechem, a więc nierząd, cudzołóstwo, lesbijstwo i homoseksualizm – nadal wywołują, określone w Piśmie świętym, konsekwencje. […]

Bóg Ojciec, chcąc ocalić Warszawę przed zasłużoną karą pozwala, by Matka Łaskawa ostrzegła swój lud, by żądała nawrócenia, całkowitego odwrócenia się od grzesznego życia i wynagrodzenia za dotychczas popełnione grzechy: rozwiązłości, cudzołóstwa i te najstraszniejsze – grzechy dzieciobójstwa. Trzeba bowiem wiedzieć, że w okresie międzywojennym przeciętna liczba umyślnych poronień wynosiła rocznie, według oficjalnych statystyk: przeciętnie od 100 do 130 tysięcy.

Kiedy Maryja przybędzie na Siekierki, orędzia będzie otrzymywać nie tylko trzynastoletnia Władysława Fronczakówna, ale przede wszystkim Jej ulubienica, trzydziestosześcioletnia Bronisława Kuczewska: Od 9 kwietnia przestałam chodzić do Budzieszyna, natomiast od 28 maja 1943 roku zaczęłam chodzić na Siekierki, gdzie otrzymywałam polecenia od Matki Bożej do wykonania, przez okres 38 lat, do 21 sierpnia 1981 roku [tj. od święta Maryi Królowej Polski do wigilii święta Matki Bożej Królowej].
Maryja, Matka Łaskawa Patronka Warszawy, za pośrednictwem Broni Kuczewskiej i Fronczakówny będzie apelować do ludu stolicy, aby przez przemianę życia, respektowanie

Prosi warszawian o modlitwę powszechną, czyli taką jak w 1920 roku, kiedy to lud stolicy żarliwie błagał Boga i Patronkę Warszawy o ocalenie przed bolszewikami [rozdziały 15 i 16 cytowanej książki przyp. red.] i wymodlił cud Jej publicznego ukazania się, które w konsekwencji zmieniło zdawałoby się już przesądzony wynik wojny i ocaliło Polskę!
Po 23 latach, w roku 1943 – czwartym roku okupacji niemieckiej, sytuacja jest diametralnie różna: to nie lud błaga Maryję, Patronkę Warszawy i Strażniczkę Polski o ustanie okropieństw wojny, lecz Ona Sama schodzi z nieba i osobiście wzywa do modlitwy o pokój, błagając Swój lud o nawrócenie i pokutę!!! Najłaskawsza z Matek chce odwrócić od miasta zapowiedzianą karę! Podejmuje się tej niewdzięcznej misji, by nie doszło do tragedii: Jeśli się nie nawrócicie, to wszyscy zginiecie!

Pomimo ośmieszania i deprecjonowania objawień wiadomości o nich rozchodzą się po mieście. Dzieje się tak dzięki niestrudzonej Broni Kuczewskiej, która dociera z nimi do warszawskich księży, oraz życzliwym mieszkankom Siekierek, które rozwożąc mleko i warzywa „na gospody”, opowiadają w mieście o objawieniach.

Mimo wielu wysiłków przestrogi Maryi nie dotrą do ogółu warszawian. Główną przyczyną jest brak zainteresowania objawieniami ze strony kleru.
Wydawało się oczywiste, że księża Zmartwychwstańcy z parafii św. Bonifacego na Czerniakowie, pełniący posługę w osadzie, dopomogą w upowszechnieniu orędzi i że słowa Bogurodzicy, uprzedzające o mającej nadejść na miasto karze, będą głoszone ze wszystkich ambon stolicy. Niestety, Zmartwychwstańcy nie tylko nie traktowali objawień poważnie, ale negowali wszystko, co miało z nimi związek, m.in. odmówili poświęcenia malutkiej kapliczki, umiejscowionej przy drzewie, na którym ukazała się Matka Boża. Bronisława Kuczewska napisze: Po postawieniu kapliczki Pan Jezus dał mi polecenie, abym poszła do księdza do parafii św. Kazimierza na ul. Chełmską. Kiedy przyszłam i powiedziałam, że Pan Jezus życzy sobie, aby poświęcić kapliczkę, ksiądz wysłał mnie do parafii św. Jakuba [na Ochocie, przyp. aut.]. Było tam 5 księży. Wypytywali mnie o objawienia na Siekierkach. Opowiadałam im o nich przez około 4 godziny. Potem wysłali mnie z powrotem do parafii św. Kazimierza [Dolny Mokotów, przyp. aut.]. Ksiądz jednak nadal nie chciał wyrazić zgody na poświęcenie kapliczki. Powiedział, że nie ma pozwolenia, bo trzeba iść z procesją i on nie może tego wykonać.

Wróciłam więc do domu [przy ul. Jasnej, przyp. aut.], a że byłam zmęczona, położyłam się. I wtem słyszę głos Pana Jezusa: Idź Dziecino do księdza po raz trzeci, i powiedz, żeby poszedł z kościelnym, bez ludzi i bez procesji, i poświęcił kapliczkę. Powiesz, że taka jest Wola Moja i Matki Mojej, ażeby kapliczka była poświęcona, bo jest bardzo znieważana.

Kiedy poszłam po raz trzeci do księdza, chciał mi drzwi zamknąć przed nosem, ale ja przytrzymałam je nogą i powtórzyłam to, co mi Pan Jezus powiedział. Ksiądz jednak nie wykonał tego polecenia. Dopiero jedna z wiernych przyprowadziła, po kryjomu, księdza jezuitę, ojca Antoniego Kozłowskiego, który był wielkim czcicielem Matki Bożej i wiedział o moich objawieniach, i on poświęcił kapliczkę.


Wokół siostry Bronisławy, profeski III Zakonu św. Franciszka, spontanicznie gromadzili się ludzie i wkrótce zawiązała się wspólnota, której Sama Bogurodzica nadała nazwę Grono Matki Bożej i Miłosierdzia Bożego. Jej członkowie, osoby świeckie, pomagały mistyczce w wykonywaniu poleceń z Nieba. Grono podejmowało także cotygodniowe modlitwy o nawrócenie Warszawy i upowszechniało orędzia Maryi i Pana Jezusa w swoich środowiskach.

Misja ostrzeżenia Warszawy przed mającym wybuchnąć za 16 miesięcy powstaniem wymagała od Kuczewskiej heroizmu i zaparcia: W sierpniu 1943 roku [rok przed wybuchem powstania] na modlitwie u pani Teofili Ciecierskiej, przy ul. Płockiej 25, miałam objawienie Matki Najświętszej. Maryja ukazała mi okropny widok Warszawy w czasie Powstania. Widziałam masowe aresztowania, rozstrzeliwania, palące się domy. Zobaczyłam też dom, w którym modliliśmy się. Matka Boża powiedziała mi, że ten dom będzie podlany benzyną i podpalony od dołu przez Niemców. W widzeniu widziałam, jak matki wyskakiwały z dziećmi z płonącego domu. Zaraz powiedziałam o tym widzeniu obecnym, ale nie chcieli mi uwierzyć. Huknęli na mnie, że opowiadam głupstwa, bo Niemcy będą liczyć się z nami. [W innym miejscu Bronisława mówi o tym wydarzeniu w ten sposób: Powiedzieli, żebym nie plotła głupstw i zajęła się robotą, a nie plotkami, że Niemcy będą się z nami liczyć].

Trzy dni przed Powstaniem Matka Boża dała mi polecenie, abym zabrała dzieci i wyjechała z Warszawy w rodzinne strony, do Dobrego. Kiedy po Powstaniu wróciłam do Warszawy, dom, który miałam ukazany przez Matkę Bożą przy ul. Płockiej 25 – był spalony. W domu tym i w sąsiednich zabito 300 ludzi. Ludzie mówili, że matki wyrzucały swoje dzieci przez okna, a za nimi same wyskakiwały. Dzisiaj widnieje w tym miejscu tablica pamiątkowa mówiąca, że zginęło tu ok. 300 osób.


Proroctwa nie lekceważcie – pisze św. Paweł w Liście do Tesaloniczan (1 Tes 5,20). Proroctwo o całkowitym zniszczeniu Warszawy zostało lekceważone. Przestroga, jaką w imieniu Boga Najwyższego, Bogurodzica przekazała warszawianom: Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Żąda nawrócenia! – do nich nie dotrze…

Powstanie Warszawskie wybuchnie po szesnastu miesiącach od pierwszych objawień i ostrzeżeń Maryi. W sierpniu 1944 roku młodych warszawian rozpiera chęć walki ze znienawidzonym wrogiem, ruszą więc naprzeciw potędze militarnej Niemców z gorącymi sercami, z butelkami napełnionymi benzyną, ale… bez błogosławieństwa Bogurodzicy.

Dowództwo nie czuło potrzeby oficjalnego zawierzenia akcji zbrojnej Patronce miasta. Owszem, indywidualnie zawierzano się Maryi Łaskawej, modlono się na różańcu, przyjmowano sakramenty, uczestniczono w polowych Mszach świętych (co w swojej książce wspomina s. Maria Okońska),
lecz oficjalnego – jak za Marszałka Piłsudskiego – zawierzenia akcji zbrojnej Bogu Najwyższemu nie było!

Po 47 latach w dniu święta Najświętszego Imienia Maryi, 12.09.1991r., w Sastin, Narodowym Sanktuarium Słowacji, w orędziu skierowanym do ks. Stefano Gobbi’ego Maryja dobitnie wyjaśni kwestię oficjalnego zawierzenia na przykładzie odsieczy wiedeńskiej: Turcy zostali pokonani, gdy oblegali Wiedeń i grozili zniszczeniem całego chrześcijańskiego świata. Przewyższali żołnierzy świętej Ligi liczbą, siłą, uzbrojeniem i czuli, że do nich należy zwycięstwo, ale: wezwano Mnie publicznie, i publicznie proszono o pomoc, Moje Imię zostało wypisane na proporcach i było wzywane przez wszystkich żołnierzy. To za Moim wstawiennictwem miał miejsce cud zwycięstwa, który uratował świat chrześcijański.

Matka Łaskawa w ciągu 16 miesięcy wielokrotnie uprzedzała, że jedynym sposobem na pokój i zakończenie wojny jest nawrócenie, modlitwa i pokuta, nie zaś pięści i butelki z benzyną.

Młodzi warszawianie jednakże bezgranicznie ufali w moc pięści i nie widzieli powodu, by w swoje plany wtajemniczać Boga. Stolica w obliczu godziny W zachowała się tak, jak zachowują się przemądrzałe dzieci, które chcą wszystko robić same, bez pomocy Mamy i Taty!

Nie chciano pamiętać, że to, co dzieli zwycięstwo od klęski, to nie moc oręża, przeważające siły czy strategia nawet najgenialniejszych dowódców, lecz wola Boga Najwyższego, który zawsze i wszędzie Sam o wszystkim decyduje!
Nie chciano pamiętać, że to jedynie od Niego zależy, czy ludzkie plany zaowocują sukcesem, czy zakończą się porażką.

Miał tą świadomość lud Warszawy w sierpniu 1920 roku, kiedy leżał krzyżem przed Patronką Stolicy i Strażniczką Polski, błagając o ocalenie stolicy, ocalenie Polski.

W 1920 roku warszawianie mieli świadomość, że współpracując z Najwyższym, będą w stanie pokonać pięciokrotnie liczniejszych i zdeterminowanych bolszewików. Wiedzieli, że gdy współpracują z Bogiem, siła i moc są po ich stronie. Bo: Jeśli Bóg jest z nami, to kto przeciwko nam?
1 sierpnia 1944 roku, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego, Hitler wspólnie z Himmlerem wydał rozkaz, który przesądzi o losie „zbuntowanej” Warszawy: Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią. W ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy.

Po drugiej stronie Wisły stały wojska radzieckie, Sowieci jednak nie kiwnęli palcem, by konającej Warszawie przybyć z odsieczą. Stalin zdawał sobie sprawę, że skupione w Warszawie młode pokolenie polskiej inteligencji zagraża jego koncepcji utworzenia w Polsce rządu totalitarnego. Dlatego nie przeszkadzał w zbrodni, która dokonywała się niemieckimi rękami w zbuntowanym mieście.

Sowieci, zgrupowani na drugim brzegu Wisły, z zimną krwią przyglądali się agonii Warszawy, miasta, którego nie udało się im zdobyć i złupić w 1920 roku:
[….]
1 sierpnia 1944 roku o godzinie „W” nastąpiło zderzenie młodzieńczego zapału, młodzieńczych wizji, z realnymi możliwościami, ergo brutalną rzeczywistością. Akcja zbrojna, podjęta bez wsparcia się na Bogu i Maryi, po dwóch miesiącach zakończyła się totalną, niewyobrażalną klęską, jakiej w historii Polski i narodu jeszcze nie było. Daremny był trud żołnierzy, daremna ofiara z życia i krwi osób cywilnych.

Czas gorzki, zły, zwątpienia czas podchodzi nam pod gardło,
Czy wszyscy zapomnieli nas, czekając, by miasto padło?…
Na barykadach wciąż czekamy, licząc ostatnie chwile,
Tak się powoli dopalają warszawskie Termopile…
Tylko na Woli w dniach 3-5 sierpnia bestialsko zamordowano pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Ogółem zginało pół miliona ludzi (wg szacunku historyka Norberta Boratyna). Z pewnością nie taki los w zamyśle Bożym miał spotkać lud Warszawy, gdyby usłuchał ostrzeżeń swej Łaskawej Matki, swej Patronki!

Nurtuje pytanie: co w ciągu dwudziestu czterech lat, które upłynęły od bitwy warszawskiej, mogło tak bardzo odmienić serca i umysły mieszkańców stolicy, że bez oficjalnego zawierzenia Bożej Opatrzności podjęli się walki z przeważającym wrogiem? Skąd pomysł, by własnymi, wątłymi siłami, bez Bożego błogosławieństwa próbować oswobodzić stolicę? Nie od dziś wiadomo, że: jeśli Pan miasta nie strzeże, daremnie czuwają straże (Ps 127,1).


Chrystus Pan uprzedzał: beze Mnie nic dobrego uczynić nie możecie (J 15,5).

Skąd więc ta krótkowzroczność w Polsce, która w owym czasie uważała się za kraj katolicki? Gdyby orędzia Bogurodzicy zostały przyjęte, gdyby podjęto powszechne modlitwy przebłagalne w intencji pokoju (jak w 1920 roku), gdyby lud Warszawy zreflektował się i podjął przemianę życia, to losy Powstania z pewnością potoczyłyby się inaczej! Tak ocalała Niniwa, której mieszkańcy posłuchali proroka Jonasza i nawrócili się, żałując za dawne grzechy. Niniwici mieli czterdzieści dni na zmianę postępowania, a warszawianie… prawie półtora roku! Tak ocalał Rzym dwa miesiące wcześniej (5. VI.44). Dzięki modlitwie uratowało się zaminowane przez Niemców miasto, miliony ludzi ocaliły życie, o czym piszemy dalej.

Dowódcom AK nie brakowało bojowej odwagi, ale zabrakło im wiary, by los powstania oficjalnie, przez ręce Maryi, powierzyć Bogu Najwyższemu. Ze słów Matki Bożej, które padły na Siekierkach, wybraliśmy te z listopada 1943 roku, są one bowiem kluczem do zrozumienia przyczyny klęski Powstania Warszawskiego:

Jak wy jesteście ze Mną, to i Ja jestem z wami i nic się wam nie stanie!

Dowódcy Armii Krajowej nie poszli w bój z Jej błogosławieństwem, okryci płaszczem Jej opieki. Nie prosili Patronki Warszawy, by skruszyła strzały Bożego gniewu godzące w miasto, nie prosili, by odrzucała, jak ongiś w Wólce Radzymińskiej, wrogie pociski, które teraz bezkarnie burzyły dom po domu. Nie byli z Maryją, więc nie mogli doświadczyć skutków Jej solennej obietnicy: i nic się wam nie stanie! Dlatego nie może nikogo dziwić, że w sierpniu 1944 roku, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, nie powtórzył się Cud nad Wisłą z 1920 roku, nie pokonano i nie przepędzono okupanta ze stolicy!

Nie może nikogo dziwić, że wszystko dookoła leżało w gruzach. Wszystko było zburzone i wszystko się paliło. Między jednym a drugim schronem przekopy były zniszczone. Nie było możliwości życia. Bomby padały i burzyły ulicę po ulicy, dom po domu.

Po sześćdziesięciu trzech dniach powstanie poniosło druzgoczącą klęskę, a Warszawa została totalnie zrujnowana, wręcz starta z powierzchni ziemi. Stało się tak, jak zaplanował Hitler: Warszawa [została] zrównana z ziemią, [by] w ten sposób [stworzyć] zastraszający przykład dla całej Europy. Warschau caput! ! !
Pół miliona niewinnych ludzi straciło życie. Słusznie zauważa ks. Kazimierz Góral: Gdy zlekceważy się przestrogi Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowiadaną otchłań rozpaczy!
Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać? Odpowiadamy: na pewno nie! Wystarczy przyjrzeć się analogicznej sytuacji, jaka w tym samym czasie miała miejsce w okupowanym Rzymie: Rzym, maj 1944 roku. Front szybko zbliżał się do Wiecznego Miasta. Walki toczyły się zaledwie o 12 kilometrów od centrum, w pobliżu miejscowości Castel di Leva. Papież Pius XII zatroskany o bezpieczeństwo cudownego, starożytnego obrazu Madonny Bożej Miłości, nakazał przeniesienie go do rzymskiej bazyliki św. Ignacego.

W końcu maja, gdy działania wojenne objęły przedmieścia, Papież polecił, by przed obrazem Madonny dei Divino Amore została podjęta nowenna o ocalenie miasta. Sam w imieniu mieszkańców Rzymu złożył Maryi ślubowanie. Przyrzekł, że jeśli Madonna ocali miasto, to na ruinach zamku Castel di Leva zostanie zbudowana dla cudownego obrazu nowa świątynia i zostaną erygowane organizacje religijne i charytatywne Jej imienia.


4 czerwca 1944 roku czołgi generała Alexandra ruszyły do ataku. Niemcy byli przygotowani do zdetonowania założonych ładunków i wysadzenia w powietrze miasta. Chcieli pozostawić po sobie pamiątkę: spaloną ziemię i rumowisko gruzów (takie samo, jakie w 3 miesiące później pozostawili w Warszawie i jakie chcieli pozostawić po sobie na Jasnej Górze, w styczniu 1945 roku).

Lud Rzymu, odmiennie niż lud Warszawy, nie sposobił się do akcji zbrojnej. Jego mieszkańcy trwali na modlitwie dzień i noc na placu przed bazyliką świętego Ignacego. Zawierzali Matce Bożej Miłości los Wiecznego Miasta, a władze magistratu oficjalnie potwierdziły gotowość wypełnienia ślubów, jakie w ich imieniu złożył Madonnie Ojciec święty.

I oto tego samego dnia, w nocy z 4 na 5 czerwca, Niemcy nagle, z niewiadomych przyczyn, opuścili Rzym, nie detonując założonych ładunków. Nikt nie mógł pojąć, jak to się właściwie stało i dlaczego? Wszystkich: cywilów, wojskowych i polityków zadziwił ten cudowny obrót sprawy! Winston Churchill dał wyraz zdumieniu, pisząc: „Rzym zdobyto w sposób całkowicie nieoczekiwany!”

12 czerwca 1944 r. „L’ Osservatore Romano” poinformował swoich czytelników: 11 czerwca dziesiątki tysięcy ludzi zebrały się przed Bazyliką Sant Ignazio, a wielu z nich przyszło tutaj boso. Przybyły rodziny, instytucje i szkoły. W procesji bez końca podchodzono, by ucałować obraz Madonny Bożej Miłości, by podziękować i oddać Jej cześć. Wśród rzeszy pątników znajdował się także Papież Pius XIL który przemówi! do Maryi w imieniu zgromadzonych, wyrażając Jej wdzięczność za cud bezkrwawego oswobodzenia Rzymu! Następnego dnia nieprzebrane tłumy odprowadziły procesyjnie cudowny obraz Madonny dei Divino Amore do jej siedziby w Castel di Leva.

Rzymianie nie chcieli rozstać się ze swoją dobrodziejką! W ścianach rzymskich kamienic wykuwano nisze, gdzie wśród kwiatów i płonących lampek królował obraz ich umiłowanej Matki! Magistrat Rzymu wkrótce wywiązał się ze złożonych obietnic: Czym się odpłacimy Maryi, za wszystko co nam wyświadczyła? Wypełnimy nasze śluby dla Niej, przed ludem Rzymu!

Porównajmy skuteczność sposobów zastosowanych dla wyzwolenia dwóch europejskich stolic latem 1944 roku:
. lud Wiecznego Miasta sposobił się do wyzwolenia stolicy, nie chwytając za broń i nie wzniecając powstania. Pod przewodnictwem swego biskupa, ojca świętego Piusa XII, złożył Bogurodzicy ślubowania i … trwał na ufnej modlitwie przed Jej obliczem;
. papież, Głowa Kościoła katolickiego i jednocześnie biskup Rzymu, mimo realnie istniejącego śmiertelnego niebezpieczeństwa (zaminowane miasto miało być lada chwila wysadzone w powietrze!) nie opuścił miasta, by ratować życie, lecz jak Dobry Pasterz pozostał ze swoimi owcami. I był promotorem ocalenia miasta, które dokonało się w sposób duchowy, bez użycia broni i przelewu krwi. Bo jak siłą armii jest wódz, tak siłą wierzącego ludu są jego pasterze;
ˇ prymas Polski, kard. Hlond opuścił Polskę i swoją owczarnię już we wrześniu 1939 roku;

. w Warszawie słowa ostrzeżeń Matki Bożej, nawołujące do pokuty i modlitwy, zostały praktycznie zignorowane, trafiając jedynie do znikomej części warszawian;
. Mater Gratiarum odwrotnie niż Madonna dei Divino Amore nie została oficjalnie zaproszona do współpracy! Pozbawione Jej matczynej opieki Powstanie upadło, hitlerowcy stolicę Polski spalili i wymordowali pół miliona jej mieszkańców;
. rzymianie postawili na MARYJĘ i… uratowali miasto;
. warszawianie postawili na SIEBIE i… ponieśli totalną klęskę;
. nie chciano pamiętać, że: lepiej uciekać się do Pana, niźli pokładać ufność w człowieku (Ps 118);
. zapomniano, że : bez Boga ani do proga!


Fragment książki ks. dra Józef Marii Bartnika SJ i Ewy J. Storożyńskiej „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą, czyli prawdziwa historia Bitwy Warszawskiej, rozdz. pt.: Rok 1943 Matka Łaskawa objawia się na Siekierkach, czyli S.O.S dla Warszawy.

Matka Boża objawiła mistyczce Bronisławie Kuczewskiej wybuch Powstania Warszawskiego

Ze słów Matki Bożej, które padły na Siekierkach, …

OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. I – dotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy. „ Proroctwa nie lekceważcie”. (1 Tes 5,20) Proroctwo zostało zlekceważone.

 

OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. I – dotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy. „ Proroctwa nie lekceważcie”. (1 Tes 5,20) Proroctwo zostało zlekceważone. Młodzi Warszawiacy, ruszyli do boju, przeciwko militarnej potędze wroga, mając niewielką ilość broni i amunicji, oraz butelki z benzyną. Ale w tym wszystkim zabrakło najważniejszego… - ZAWIERZENIA AKCJI ZBROJNEJ BOGU NAJWYŻSZEMU I ODDANIA SIĘ POD OPIEKĘ MATKI BOŻEJ ŁASKAWEJ - PATRONKI WARSZAWY, tak, jak to uczynił lud Warszawy przed nawałą bolszewicką.

To, co miało miejsce w czasie II wojny światowej, a zwłaszcza w czasie Powstania Warszawskiego, gdzie zupełnie nie liczono się z człowiekiem, powinno nam dać do myślenia. Grzech został ukarany i to srogo. Życie niezgodne z Bożym Prawem, do niczego nie prowadzi, jedynie prędzej, czy później, do nieszczęścia i do zguby
OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. Idotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy

1 sierpnia – kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, które miało trwać zaledwie kilka dni, ale w rzeczywistości przeciągnęło się do ponad 2 msc. Powstanie przepowiedziała Maryja w czasie objawień w Siekierkach, w czasie II Wojny Światowej, w roku 1943. Gdyby wówczas posłuchano Matki Bożej, losy okupowanej Warszawy i przebieg Powstania Warszawskiego byłyby inne. Nie wzięto przykładu z mieszkańców Stolicy, którzy dzień i noc błagali na kolanach o pomoc, gdy w 1920 r. Polskę zalewał bolszewicki wróg. Powstanie w Warszawie rozpoczęto, liczono przy tym na własne siły, zupełnie pomijając Boga i Jego pomoc. I to był błąd, który skończył się klęską. Zginęło kilkaset tys. ludzi, a miasto było niemalże zrównane z ziemią.

„Módlcie się, bo idzie na was kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo lud się nie nawraca. Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia”.

„Grożące nieszczęście nie jest przejawem gniewu Boga wobec swego ludu, ale samozniszczeniem narodu poprzez grzech”.


Przed wybuchem II wojny światowej, będącej karą za grzechy, Bóg ostrzegał Polaków wielokrotnie. O ukaraniu Polski, Pan Jezus przestrzegał przez św. Faustynę, oraz Rozalię Celakównę: „Nastaną straszne czasy dla Polski. Polska ma być ukarana za to […], że naród odwrócił się od Boga, […] popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najgłośniejsze z nich są grzechy nieczyste”. „Moje dziecko, za grzechy: zbrodnię zabijania dzieci poczętych i rozpustę, popełniane przez ludzkość na całym świecie, ześle Bóg straszną karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków”

Najbardziej grzesznym miastem była stolica Polski – Warszawa. Żeby przestrzec jej mieszkańców, Matka Boża Łaskawa, ukazywała się dwóm osobom i przez nie upominała ludzi. Objawienia miały miejsce w Siekierkach, rozpoczęły się 3 maja 1943 roku. Matka Najświętsza ukazywała się wówczas, na kwitnącym drzewie wiśniowym, 13 -letniej dziewczynce Władysławie Fronczakównej.

Na wiśni, w miejscu, w którym pień rozgałęzia się w konary, zobaczyłam postać. Ubrana była w białą suknię koloru reflektorów, jarzeniówek, jak gdyby mgły. To była postać kobiety, młodej dziewczyny. Suknię miała przepasaną niebieską, niezbyt szeroką szarfą. Na głowie miała welon, tylko nie przejrzysty, tego samego koloru. Ręce złożone. Była boso. Na prawym ręku miała biały różaniec. Nie stała bezpośrednio na drzewie, pod stopami miała biały obłoczek. Kwiaty białej wiśni zdawały się martwe przy tej postaci. To było tak bardzo świetliste”.

W czasie objawień na Siekierkach, Matka Boża zapewniała, że jest z cierpiącym ludem, że Bóg nie opuszcza swoich dzieci, gdy nadchodzą straszne czasy.

Objawienia Maryi na Siekierkach były przepełnione rozmaitymi znakami i bogatą symboliką. Obok Matki Najświętszej, widoczna była litera „X”, w powietrzu unosiły się ptaki, które śpiewały i tańczyły na Jej cześć; potem były ukazane spadające na ziemię i nagle rozpływające się w powietrzu brązowe, tajemnicze ptaki, których było siedem; trzy wielkie gwiazdy i dwanaście małych gwiazdek; kaplica, kościół i trzy zakonnice. Była też góra, na którą, jak mrówki, wspinało się wielu ludzi, jednak nie potrafili oni dotrzeć na szczyt. Te znaki i symbole, były trudne do odczytania.

W trakcie objawień Maryja nazywała siebie patronką kobiet, matek tracących dzieci, synów. Niektórzy odczytują to jako znak i ostrzeżenie przed utratą dzieci przez matkę -Kościół.
Władysława miała przekazane dwie modlitwy: Litanię i Koronkę do Matki Bożej Niepokalanie Poczętej. Maryja podyktowała jej również słowa i nuty pieśni, aby ją śpiewano na Jej cześć, a także sama pięknie ją śpiewała łagodnym sopranem. Niepokalana nauczyła też dzieci, jak mają odmawiać różaniec. Do Władysławy powiedziała, że:

„Przyjdą ciężkie czasy, ale kto będzie miał iskrę wiary , nadziei i miłości ten nie zginie''

13 października 1943 r. Matka Najświętsza rzekła: „Dziateczki kochane, dążcie do Mnie i Syna Mojego, a okryję was swoim płaszczem i nic wam się złego nie stanie”. Ludzie, którzy przychodzili na modlitwę, prosili wizjonerkę, aby zapytała Najświętszą Panienkę, kiedy zakończy się wojna. 29 maja 1943 r. dziewczynka ujrzała obok Maryi następujące cyfry: 1945. Gdy spostrzegła tą datę, nie bardzo wiedziała, jak ma oznajmić to ludziom, gdyż wszyscy spodziewali się szybkiego zakończenia wojny. W pierwszy piątek miesiąca sam Pan Jezus udzielił Komunii św. zgromadzonym na modlitwie przy kapliczce. 23 sierpnia, Niemcy zabrali mężczyzn i podpalili wszystkie domy w Siekierkach. Dzięki Bogu kobiety z dziećmi zdążyły uciec. Kapliczka oraz drzewo wiśniowe były nienaruszone. Ci, którzy ocaleli, wiedzieli, że zawdzięczają to Matce Bożej Łaskawej. Gdy powrócili po wojnie, zebrali cegły, które pozostały po zburzonych domach i ułożyli je przy kapliczce. Posłużyły one potem do budowy kaplicy, którą rozpoczęto stawiać w 1946 r., tj. w trzecią rocznicę pierwszych objawień Maryi w Siekierkach.

Kolejną osobą, której objawiała się Maryja, była Bronisława Kuczewska. Ta 36 letnia wówczas wizjonerka i mistyczka miała pierwsze widzenie z Matką Bożą w wieku 15 lat, w święto Wniebowzięcia NMP, w 1922 roku. 28 kwietnia 1943 r., podczas objawienia w domu rodzinnym, w Nowym Dobrem, Maryja zapowiedziała jej, że teraz będzie się ukazywała w Warszawie, na Siekierkach. Od tej chwili Bronisława przychodziła na miejsce objawień kilka razy w miesiącu, a szczególnie każdego 3 i 28 dnia miesiąca a także w uroczystości Matki Bożej. Po raz pierwszy udała się na Siekierki 28 maja 1943 r. Wybrała się tam z mężem i 23 dniowym synkiem. Natomiast 3 czerwca, Bogurodzica przekazała jej prośbę, żeby w tym miejscu wybudować kapliczkę. Wizjonerka otrzymywała też od Matki Bożej różne polecenia do wykonania.

Bogurodzica przekazała ostrzeżenie, że, jeżeli ludzie się nie nawrócą, będą strasznie ukarani. Nawoływała do pokuty, wynagrodzenia za grzechy cudzołóstwa, rozwiązłości i dzieciobójstwa. Wzywała do modlitwy powszechnej i przebłagalnej w intencji pokoju, podobnej do tej sprzed 23 lat, gdy Warszawie, a także całej Polsce, groził zalew bolszewizmu, ze strony Armii Czerwonej.

Co prawda wiadomości o tym, że Maryja ukazuje się w Siekierkach były rozpowszechniane na różne sposoby, jednak przestrogi Bogurodzicy nie dotarły do zbyt wielu mieszkańców stolicy, ponieważ kapłani to zbagatelizowali i nie upowszechniali tych orędzi, nie wzywali z ambon do nawrócenia i nie uprzedzali o karze nadchodzącej na Warszawę, jeśli jej mieszkańcy nie zawrócą z drogi grzechu. Księża Zmartwychwstańcy nie wierzyli w te objawienia, wszystko negowali, co miało z nimi jakikolwiek związek. Gdy Pan Jezus prosił przez Bronisławę, aby kapłani poświęcili malutką kapliczkę, którą ludzie postawili przy drzewie, na którym objawiała się Matka Boża, ksiądz z miejscowej parafii odmówił, twierdząc, że aby to zrobić, musi iść z procesją, a to jest niemożliwe.

Wówczas Pan Jezus ponowił prośbę, by wizjonerka udała się do księdza i powiedziała mu, że wolą Jezusa i Maryi jest, aby kapliczka była poświęcona, gdyż jest bardzo znieważana, i by poszedł z kościelnym, bez ludzi i bez procesji. Niestety także i tym razem ksiądz tego nie uczynił. Dopiero ojciec Antoni Kozłowski, jezuita, który był wielkim czcicielem Matki Bożej, poświęcił kapliczkę.

Misja ostrzeżenia stolicy przed mającym wybuchnąć za kilkanaście miesięcy Powstaniem, nie była łatwa i wymagała od wizjonerki heroizmu i odwagi. W sierpniu 1943 r., w czasie modlitwy miała objawienie, w czasie którego Matka Boża, ukazała jej pewne okrutne sceny. Widziała Warszawę w czasie Powstania. Przed jej oczyma przesuwały się straszliwe obrazy: masowych aresztowań, rozstrzeliwań ludzi, palących się budynków; wśród nich ujrzała dom, w którym z kilkoma osobami gromadziła się na modlitwie. Maryja powiedziała jej, że ten dom będzie podlany benzyną, a potem podpalony przez Niemców. Bronisława miała ukazane matki wyskakujące z dziećmi z płonącego domu. Po tym widzeniu natychmiast opowiedziała o wszystkim osobom zgromadzonym na modlitwie, lecz nikt jej nie uwierzył. Ludzie twierdzili, że plecie głupstwa, bo Niemcy będą się z nimi liczyć.

Bronisława Kuczewska była przez Maryję ostrzeżona na trzy dni przed wybuchem Powstania. Opuściła Warszawę i pojechała w rodzinne strony, do Dobrego. Wróciła do stolicy po Powstaniu i rzeczywiście widziała spalony dom, który miała w widzeniu. Gdy ludzie opowiadali jej o całym zdarzeniu, wszystko było tak, jak to miała ukazane w wizji. W domu tym zginęło ok. 300 osób.

„ Proroctwa nie lekceważcie”. (1 Tes 5,20)

Proroctwo zostało zlekceważone. Młodzi Warszawiacy, ruszyli do boju, przeciwko militarnej potędze wroga, mając niewielką ilość broni i amunicji, oraz butelki z benzyną. Ale w tym wszystkim zabrakło najważniejszego… - ZAWIERZENIA AKCJI ZBROJNEJ BOGU NAJWYŻSZEMU I ODDANIA SIĘ POD OPIEKĘ MATKI BOŻEJ ŁASKAWEJ - PATRONKI WARSZAWY, tak, jak to uczynił lud Warszawy przed nawałą bolszewicką.

Wtedy to, Warszawiacy, pokutowali za grzechy, leżąc krzyżem przed Jezusem i Maryją i błagali o ocalenie stolicy i całej ojczyzny, zawierzając swojej patronce losy Polski.

Same chęci i wola walki ze znienawidzonym okupantem, oraz odwaga w sercu nie wystarczyły. To od Boga bowiem zależy, czy ludzkie plany zakończą się sukcesem, czy porażką. Gdyby wówczas posłuchano Matki Bożej i lud stolicy wraz ze swoimi pasterzami i kapłanami, upadł na kolana w akcie pokutnym, oraz gdyby dowódcy AK dokonali oficjalnego aktu zawierzenia, wówczas losy Powstania Warszawskiego, a także losy okupowanej stolicy, byłyby inne, gdyż sama Maryja wraz z Niebiańską Armią Aniołów przyszła by na pomoc, jak to miało miejsce w czasie Bitwy Warszawskiej w 1920 r., podczas której miał miejsce tzw. Cud nad Wisłą.

W czasie Powstania Warszawskiego zginęło kilkaset tys. ludzi: żołnierzy i cywilów, osób starszych, dorosłych i dzieci. W ruinę obróciło się wiele kościołów, klasztorów, budynków mieszkalnych i rozmaitych budowli.

Porażka Powstania Warszawskiego, dowodzi, że my sami z siebie nic nie możemy uczynić. Dopiero, gdy prosimy o pomoc Boga, wszystko jest możliwe, bowiem On sam walczy za nas. Jeżeli jesteśmy posłusznym narzędziem w Jego Rękach, zawierzamy Mu siebie, całe swoje życie i czynimy to, co nam nakazuje, wtedy w każdej walce odnosimy zwycięstwo. I nie chodzi tu tylko o walki zbrojne, ale przede wszystkim o takie, zwykłe, ludzkie, codzienne, z naszymi słabościami, nałogami, rozmaitymi problemami. Sami z niczym nie wygramy, bo w rezultacie dopadnie nas frustracja i zniechęcenie. Zamiast nadziei pojawi się rozgoryczenie, pesymizm. Jedynie z Bożą pomocą możemy osiągnąć wiele


W Piśmie Świętym, w Księdze Jozuego, ukazany jest przykład zwycięstwa nad poganami, w czasie oblężenia miasta Jerycha. Miasto to było otoczone mocnym murem i uważano je za trudne do zdobycia. Gdyby Izraelici (naród wybrany) nie prosili Pana Boga o pomoc, oraz gdyby nie posłuchali Go i postąpili po
swojemu, wtedy miasta by nie zdobyli i ponieśliby ogromne straty w ludziach.

„Jerycho było silnie umocnione i zamknięte przed Izraelitami. Nikt nie wychodził ani nie wchodził. I rzekł Pan do Jozuego: «Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami. Wy wszyscy, uzbrojeni mężowie, będziecie okrążali miasto codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach. Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie”.

(Księga Jozuego 6, 1 -5)

To, co miało miejsce w czasie II wojny światowej, a zwłaszcza w czasie Powstania Warszawskiego, gdzie zupełnie nie liczono się z człowiekiem, powinno nam dać do myślenia. Grzech został ukarany i to srogo. Życie niezgodne z Bożym Prawem, do niczego nie prowadzi, jedynie prędzej, czy później, do nieszczęścia i do zguby.

Gdy zanika chrześcijaństwo, wtedy również zanika u ludzi dobroć, miłość, radość, życzliwość, uprzejmość, empatia, cierpliwość, łagodność, pokój, opanowanie, wierność. Bez tych cnót, człowiek staje się zdolny do wszelkiego zła. Przecież nie kto inny, tylko ludzie ludziom gotują taki czy inny los.

W momencie, kiedy odrzucamy Boga, powstaje pustka i trzeba ją czymś wypełnić, zazwyczaj wtedy z propozycją przychodzi szatan, który mami i wabi różnymi obietnicami. Ci których zwiódł, jego ziemscy słudzy, stają się często nieobliczalnymi barbarzyńcami, niosącymi ze sobą cierpienie, pożogę, zniszczenie, trwogę i śmierć. Pycha, która rodzi się w ich zatwardziałych sercach wynosi takich ludzi ponad wszystkich i dlatego gardzą oni drugim człowiekiem, uważając go za przedmiot, który można wykorzystać, oraz zniszczyć.

Dlaczego Niebo wzywało wtedy do pokuty i do nawrócenia? Ponieważ moralność w Polsce w okresie międzywojennym, była w opłakanym stanie. Poza tym kwitł okultyzm, spirytyzm, popularne było chodzenie do wróżek. Prawa dekalogu były przez polskie społeczeństwo mocno lekceważone, nastąpiło rozluźnienie obyczajów. Dygnitarze życia społecznego, kulturalnego, prowadzili rozwiązłe życie, a za ich przykładem szła podatna na wpływy młodzież
.

Wśród tzw. gwiazd, na porządku dziennym były romanse, rozwody, życie erotyczne z wieloma partnerami, a także związki jednopłciowe i biseksualne. Mnożyły się niechciane ciąże, a przez to wzrastała ilość aborcji. W czwartym roku okupacji hitlerowskiej, pozwolono Polkom na przerywanie ciąży i jednocześnie Niemkom zabroniono tego pod karą śmierci. Aborcje były przeprowadzane oficjalnie w szpitalach i prywatnych klinikach.

Masoni wprowadzili w życie taktykę „wyciszenia religii katolickiej nie rozumowaniem, ale psuciem obyczajów”. Żeby ten cel osiągnąć, nagłaśniali w prasie bulwarowej romanse i rozwody sławnych ludzi: polityków, aktorów, pisarzy, piosenkarzy, dziennikarzy, itd., po to, aby niemoralne życie stało się czymś powszednim, by ludzie się do tego przyzwyczaili, żeby takie swobodne obyczaje przestały gorszyć, oraz żeby stały się wzorcem dla ogółu, niemalże obowiązującą normą. Chodziło o wyparcie z ludzkiej świadomości poczucia, że takie niemoralne zachowania są grzechem, i dążono do tego, aby większa część polskiego społeczeństwa odeszła od praw Dekalogu. Masoni chcieli zniszczyć chrześcijaństwo rękami samych katolików.

Ks. kard. August Hlond wyraził się w sposób następujący: „Fala wszelkiego rodzaju nowinkarstwa zabagnia dziedzinę obyczajów. Podkopuje nie tylko moralność chrześcijańską, ale godzi wprost w etykę naturalną, szerzy nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześcijańską „masońskim naturalizmem”. Koła liberalne i masońskie przypuściły atak na małżeństwa chrześcijańskie, sprowadzając je tylko do rangi kontraktu cywilnego, pozbawiając je wszelkiej nadprzyrodzoności”.

Katolicki pisarz Gilbert Keith Chesterton pisał w 1923 r.: „Rozwód to coś, co dzisiejsze gazety nie tylko reklamują, ale wręcz zalecają, zupełnie jakby to była przyjemność sama w sobie”

„Zawsze jest tak, że gdy Bóg zamierza upomnieć świat, przed wymierzeniem kary proponuje, z pewną obawą, ostatnią drogę ocalenia: Swoją Najświętszą Matkę! Jeśli zlekceważymy i odepchniemy ten ostatni środek ocalenia, wtedy nie będzie już dla nas ratunku.” (s. Łucja z Fatimy)

Objawienia w Siekierkach nie zostały oficjalnie uznane przez Kościół. Na ich temat wypowiedzieli się jednak niektórzy duchowni. Więcej na ten temat na stronach: Potwierdzają objawienie Boga? oraz Ona nas teraz słucha

a.n.

Źródła: gwiazdaporanna.pl, tvrepublika.pl , stacja7.pl, sanktuarium.pijarzy.pl
Foto: marypages.com, sppw1944.org (zdjęcie główne), tvp.info (zdjęcie w tekście)

Objawienia Maryjne

OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. I – dotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy


To, co miało miejsce w czasie II wojny …

niedziela, 13 lipca 2025

OBJAWIENIA W FATIMIE. KIEDY ROSJA SIĘ NAWRÓCI?

Czas Fatimy?

 

Czas Fatimy?

Wysłane przez: Dzieckonmp w dniu 30 czerwca 2025

Być może, ale według mnie dopóki Rosja i Chiny nie wezmą udziału w grze, na razie nie mamy się czego obawiać. Upadek reżimu mułłów byłby wydarzeniem porównywalnym do upadku Związku Radzieckiego.

Przed nami czasy biblijne, bądźcie tego pewni, jeśli poświęcenie Rosji nie zostało lub nie zostanie dokonane w odpowiednim czasie, wiele narodów zostanie unicestwione. Przypominam sobie słowa papieża Jana Pawła II z 1980 r., na rok przed zamachem w Fuldzie (Niemcy), dotyczące tego tekstu 3 tajemnicy:

Październikowy numer niemieckiego magazynu Stimme des Glaubens z 1981 r. donosił o dyskusji, jaką papież Jan Paweł II odbył z wybraną grupą niemieckich katolików w listopadzie 1980 r. Poniżej znajduje się dosłowny zapis dyskusji:

Tekst opublikowanego raportu

Ojciec Święty został zapytany: „A co z Trzecią Tajemnicą Fatimską? Czy nie powinna zostać opublikowana już w 1960 roku?”

Papież Jan Paweł II odpowiedział:

Biorąc pod uwagę powagę treści, moi poprzednicy na urzędzie Piotrowym woleli dyplomatycznie odłożyć publikację, aby nie zachęcać światowej potęgi komunistycznej do podjęcia pewnych kroków.

„Z drugiej strony, powinno wystarczyć, aby wszyscy chrześcijanie wiedzieli, że jeśli istnieje przesłanie, w którym napisano, że oceany zaleją całe obszary ziemi i że w jednej chwili zginą miliony ludzi, to naprawdę opublikowanie takiego przesłania nie jest już czymś tak bardzo pożądanym”.

„Wielu pragnie wiedzieć po prostu z ciekawości i zamiłowania do sensacji, ale zapominają, że wiedza oznacza również odpowiedzialność. Szukają tylko zaspokojenia swojej ciekawości, a to jest niebezpieczne, jeśli jednocześnie nie są skłonni do zrobienia czegoś i jeśli są przekonani, że nie da się nic zrobić przeciwko złu”.

Następnie zapytano Ojca Świętego: „Co stanie się z Kościołem?”

Musimy przygotować się na cierpienie wielkich prób, które wkrótce będą wymagały od nas gotowości do oddania nawet życia i całkowitego poświęcenia się Chrystusowi i dla Chrystusa… Dzięki waszej i mojej modlitwie możliwe jest złagodzenie tego ucisku, ale nie jest już możliwe jego odwrócenie, ponieważ tylko w ten sposób Kościół może zostać skutecznie odnowiony. Ileż razy odnowa Kościoła wypłynęła z krwi! Tym razem również nie będzie inaczej. Musimy być silni i przygotowani, i ufać Chrystusowi i Jego Matce, i być bardzo, bardzo wytrwali w odmawianiu Różańca”.

poniedziałek, 23 czerwca 2025

CZY TO POCZĄTEK WIELKIEGO UCISKU? Wojna Goga i Magoga! VLOG Marka Skowrońskiego...

LISICKI, GÓRNY, KRATIUK. MIESIĄC PAPIEŻA LEONA XIV. CO WIEMY?

LEON XIV STANĄŁ MUREM Z ABPEM JĘDRASZEWSKIM! Polska dla papieża prioryte...

Kardynał Robert Sarah kończy 80 lat. Czy odegra rolę liturgicznego doradcy Leona?

 

Kardynał Robert Sarah kończy 80 lat. Czy odegra rolę liturgicznego doradcy Leona?

(PCh24.pl)

15 czerwca 2025 roku gwinejski kardynał Robert Sarah skończył 80 lat. Gdyby nie decyzja papieża Franciszka, mógłby aż do dziś kierować Dykasterią ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Istnieje jednak szansa, że mimo wieku i usunięcia z Kurii Rzymskiej nowy papież Leon XIV weźmie pod uwagę jego wizję rozwoju katolickiej liturgii.

Człowiek trzech papieży

Robert Sarah trafił do Watykanu w 2001 roku. Jako 56-letni biskup z dużym doświadczeniem duszpasterskim i administracyjnym w swojej ojczystej Gwinei został z woli św. Jana Pawła II sekretarzem Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. Papież Benedykt XVI uczynił go kardynałem w roku 2010, powierzając zarazem istotne stanowisko przewodniczącego rady „Cor unum”, która koordynowała pomocą humanitarną Watykanu i ściśle współpracowała z Caritas Internationalis. Był to wyraz dużego zaufania, bo wcześniej radą kierował bliski Benedyktowi kardynał, Niemiec Paul Josef Cordes. Papież Franciszek, chcąc pokazać kontynuację z pontyfikatem poprzednika, w 2014 roku mianował kardynała Roberta Saraha prefektem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.



Od tego momentu kardynał Sarah zyskał światową rozpoznawalność. Nie tylko za sprawą swojej posługi w Kongregacji, ale również – a może przede wszystkim – dzięki coraz liczniejszym wypowiedziom na wielkie tematy cywilizacyjne oraz książkom poświęconym życiu duchowemu. Gwinejski purpurat dał się poznać jako gorliwy orędownik kultury katolickiej, którą często przedstawiał z jednej strony islamizmowi, z drugiej – materialistycznemu i ateistycznemu konsumpcjonizmowi współczesności. Mówił i pisał o pięknie liturgii, zwłaszcza w aspekcie ciszy, która otwiera na Boga. Starał się zachęcać do przeżywania i sprawowania mszy świętej w duchu właściwym pobożnej celebracji liturgii trydenckiej.

Papabile konserwatystów

Przysporzyło mu to ogromnej popularności. Dla wielu katolików kardynał Robert Sarah stał się ostatnim wysoko postawionym hierarchą Watykanu, który daje wyraz autentycznemu umiłowaniu Tradycji Kościoła. Każda jego wypowiedź, każda podróż – również w Polsce – budziły wielkie zainteresowanie i nadzieję. Nic dziwnego, że kiedy 21 kwietnia 2025 zmarł papież Franciszek, pojawiło się wśród konserwatystów powszechne oczekiwanie „czarnego papieża”. Lewica nie mogła się temu nadziwić: jak to możliwe, że katoliccy rasiści, zwłaszcza w Polsce, mówią dobrze o kimkolwiek z Afryki – i chcą go jeszcze na papieża? Fenomen niezrozumiały dla ludzi, którzy żyją uprzedzeniami i nienawiścią do Kościoła…

W efekcie kardynał Robert Sarah wszedł 7 maja na konklawe jako „papabile konserwatystów”. Wyszedł z niego dalej jako kardynał, ale manifestował wielką radość z wyboru Leona XIV. W charakterystyczny sposób zmienił się jego profil na „X”. Jeszcze do niedawna niemal każdy post opisywał aktywności samego Roberta Saraha; dziś większość wpisów poświęconych jest Leonowi XIV. Z nowym papieżem były prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego ma chyba dobre relacje. Leon XIV mianował go swoim wysłannikiem na uroczystości liturgiczne, które odbędą się w sanktuarium św. Anny we Francji pod koniec lipca. To niewielki gest, niemniej jednak za pontyfikatu Franciszka byłby raczej nie do pomyślenia.

Spory z papieżem Franciszkiem

Jorge Mario Bergoglio pozostawał z Robertem Sarahem w poważnym konflikcie. Zaczęło się od sporów dotyczących samej liturgii. Kardynał proponował Kościołowi swoistą „reformę reformy”, to znaczy powolne „trydentynizowanie” nowej mszy świętej. W 2016 roku wezwał księży na całym świecie, by – w miarę możliwości – wracali do celebracji „ad orientem”. Spotkało się to ze stanowczą reakcją papieża. Watykan oświadczył, że apel kardynała nie miał papieskiej autoryzacji, a sam Franciszek wezwał go „na dywanik” i wyjaśnił, że nie powinien więcej bez jego zgody wygłaszać takich apeli, bo – jak mówił Jorge Mario Bergoglio – „reforma liturgiczna jest nieodwracalna”.

Do szczególnego napięcia doszło w styczniu 2020 roku. Kardynał Robert Sarah wydał wówczas nieoczekiwanie książkę, w której zamieścił również obszerny artykuł Benedykta XVI. Rzecz ukazała się pod tytułem „Z głębi naszych serc”, a dotyczyła obronie tradycyjnie rozumianego kapłaństwa. Dla nikogo nie było tajemnicą, że kardynał Sarah chciał poprzez tę publikację „zatrzymać” synodalną rewolucję, którą wraz z niemieckimi i latynoamerykańskimi liberałami rozpoczął Franciszek. Na początek 2020 roku zaplanowana była posynodalna adhortacja „Querida Amazonia”, która miała ogłosić zmiany odnośnie celibatu. Chodziłoby o zgodę na wyświęcanie żonatych mężczyzn na księży – najpierw w regionie Amazonii, a później również w innych miejscach. Publikacja kardynała Roberta Sarah i Benedykta XVI zatrzymała ten pomysł. Publikacja dokumentu Franciszka została przesunięta w czasie, a w ostatecznej treści nie było nic na temat celibatu. Ostatnio nawet kardynał Walter Kasper przyznał, że Franciszek miał konkretne plany, ale wobec książki „Z głębi naszych serc” poczuł się zmuszony je zmienić.

Ostateczne uderzenie… i nadzieja

W tym samym roku 2020 kardynał Robert Sarah ukończył 75 lat i złożył na ręce Franciszka przepisową rezygnację z urzędu prefekta Kongregacji Kultu Bożego. Odszedł w styczniu 2021 roku. Ten okres zwłoki niektórzy interpretowali jako wyraz sympatii Franciszka do kardynała, ale w praktyce chodziło o coś zupełnie innego. Jorge Mario Bergoglio potrzebował po prostu czasu, by uzgodnić ze swoim otoczeniem, co dalej z liturgią. Tuż po odejściu kardynała Saraha rozpoczęła się rewolucja. Kongregację przejął abp Arthur Roche, dziś już kardynał, obsadzając na stanowiskach w kongregacji ludzi związanych z progresywnym liturgicznie uniwersytetem Anselmianium.

Jednym z nich był bp Vittorio Viola, człowiek, który w geście czci wobec architekta posoborowej reformy liturgicznej abp. Annibale Bugniniego nosi jego pierścień biskupi. Wkrótce przyszło mocne uderzenie. W lipcu 2021 roku Franciszek ogłosił motu proprio „Traditionis custodes”, które cofnęło reformę „Summorum pontificum” Benedykta XVI, uwalniające tradycyjną mszę świętą. To był cios nie tylko w byłego papieża, ale również w kardynała Roberta Saraha. Za jego prefektury nigdy by do tego nie doszło… Nic dziwnego, że w kolejnych latach purpurat skupił się na wydawaniu kolejnych książek i umacnianiu katolików we wierze poprzez liczne wywiady czy homilie.

Jednak wraz z nowym pontyfikatem kardynał Robert Sarah może mieć nadzieję na przełom. Trudno wprawdzie zakładać, by w wieku 80 lat otrzymał jeszcze z rąk nowego papieża jakieś urzędy związane z koniecznością ciężkiej pracy administracyjnej. Jest jednak możliwe, że w jakiejś roli wróci do Kurii Rzymskiej – albo przynajmniej do otoczenia papieża Leona. Swoją głęboką duchowością i miłością do katolickiej liturgii mógłby w aktywny sposób wpłynąć na decyzje Leona XIV dotyczące mszy świętej, a takie decyzje – wobec głębokich podziałów – po prostu trzeba podjąć.

Na to, sądzę, mogą liczyć wszyscy katolicy – i o to mogą się modlić.

Paweł Chmielewski

sobota, 10 maja 2025

Prof. Marek Kornat: Czy papież Leon XIV zatrzyma rewolucję rozpoczętą przez Franciszka?

 Dlaczego nowy papież przyjął imię Leona XIV? Szczegóły podał jeden z kardynałów 

 

 https://pch24.pl/pawel-chmielewski-z-rzymu-papiez-kompromisu-a-moze-papiez-prymatu-boga

Papież Leon XIV przyjął imię po wybitnym poprzedniku. Leon XIII potępił socjalizm i walczył o państwo chrześcijańskie

Prof. Marek Kornat: Czy papież Leon XIV zatrzyma rewolucję rozpoczętą przez Franciszka?

(Fot: PAP/Art Service)

Wybór na Stolicę Piotrową papieża Leona XIV nie może nie być momentem bez znaczenia dla Kościoła. Oczywiście o tym, jak zapisze się w pamięci historycznej ten pontyfikat, zadecyduje przyszłość. W jaki sposób poprowadzi Kościół Leon XIV – pokaże przyszłość. Co ona przyniesie – tego w oczywisty sposób nie wiemy. Już na dzień dzisiejszy (tj. 9 maja 2025 r.) możemy jednak przyjąć, że sytuacja nas uprawnia do kilku obserwacji.

Nie może ulegać wątpliwości, że wybór Ojca Świętego dokonał się po krótkim conclave, ale był jednak przeprowadzony jako elekcja kompromisowego kandydata. Piszę te słowa bez żadnej wiedzy niejawnej, ale mając na myśli, to, że skrzydło liberalne Kolegium Kardynalskiego, pragnące kontynuacji poczynań zmarłego papieża, musiało napotkać na opór. Nie zdołało bowiem przeprowadzić wyboru ani kard. Parolina (co byłoby decyzją najpewniej najgorszą z możliwych), ani kogoś ze ścisłego grona twórców rewolucji „synodalnej”, jaką zafundowano Kościołowi w ostatnim czasie. Stało się więc dobrze – już tylko dlatego, że tak się stało.

Ewentualna elekcja kard. Parolina byłaby jednoznaczną manifestacją, że Kościół funduje sobie kontynuację rewolucji. Myślę, że swoje znaczenie miały kongregacje generalne przed conclave, na których kardynałowie nie-elektorzy wygłaszali stanowcze przemówienia zwracające się – na ile to możliwe w Kościele – przeciw polityce i dziedzictwu papieża z Argentyny. Z pewnością do jakiejś części elektorów to przesłanie dotarło i osłabiło szanse kandydata modernistycznego, który przynosiłby katastrofę. Należy przecież pamiętać, że Parolin firmował wszystkie poczynania Bergoglio. Jemu – co więcej, przypisuje się faktyczne autorstwo dekretu Traditionis custodes, który był ciosem w Kościół. 


Wybór imienia nowego papieża nie jest bez znaczenia. Wybór ten zazwyczaj programuje pontyfikat. Św. Pius X otwarcie powiedział, że chce kontynuować to, co czynił Pius IX. Pius XII pragnął podążać drogą Piusa XI. Przykłady można by mnożyć. Taka jest tradycja w Kościele. Jeżeli tak na to spojrzymy – nie sposób nie uznać, że papież, wybierając sobie takie imię, odwołuje się do historii i już samym tym gestem daje do zrozumienia, że nie akceptuje rewolucyjnej koncepcji „nowego Kościoła”, lecz upatruje inspiracji w jego wielkiej przeszłości. W wyborze imienia Leon wybrzmiewać się zdaje największe wezwanie (i wyzwanie) naszych czasów: „Kontynuujcie Kościół!”. Tym, którzy tworzyli modernistyczną awangardę nie udało się zaprogramować tego conclave! To jest powód do satysfakcji dla tych wszystkich, którzy pragną pomyślności Kościoła.

Imię Leon – o ile nie zostało wybrane z kaprysu (czego z pewnością powiedzieć nie można) – zdaje się wskazywać na ideę silnego rządu w kościele, bo przecież Leon to lew po łacinie. Na pewno nie zapowiada rządzenia sprowadzającego się do słów bez treści i nieustającego opowiadania, że tzw. Lud Boży chce dzisiaj tego, a jutro tamtego.

Pod imieniem Leon – zupełnie podobnie jak pod imieniem Grzegorz – piastowali urząd przywódcy Kościoła ludzie na ogół wybitni. Leon Wielki to papież, którego nie ma potrzeby przedstawiać nikomu, kto ma rozeznanie w historii. Ideę prymatu Rzymu jako Stolicy Apostolskiej wyniósł on na szczyt. Leon III to papież-architekt restytucji cesarstwa rzymskiego na Zachodzie i koronator Karola Wielkiego w Bazylice św. Piotra w Boże Narodzenie 800 r. Jedenastowieczny Leon IX jest świętym Kościoła i szermierzem reformy kluniackiej jak też najlepszym papieżem z grona tych, których wprowadzili na tron Piotrowy cesarze rzymscy narodu niemieckiego, bo takie były wówczas realia (X/XI wiek). Leon X, chociaż był typowym renesansowym księciem, ma jednak nieusuwalne miejsce w dziejach Kościoła za sprawą potępienia heretyckiej rewolty Lutra. Wreszcie w wieku XIX dwaj papieże o tym imieniu służyli Kościołowi. Leon XII to krótko i autokratycznie panujący papież (1823—1929), ale nader zasłużony zwłaszcza dla Państwa Kościelnego i miasta Rzymu. Wreszcie Leon XIII (1878—1903), to dyplomata najwyższej klasy i może największy intelektualista na tronie papieskim, autor prawie dziewięćdziesięciu encyklik i co najważniejsze papież, który po tragicznym upadku Państwa Kościelnego (1870) wysoko podniósł prestiż Stolicy Apostolskiej i tym samym sprawił, że marzenia wrogów o jej rychłym upadku są bezpodstawne.

Nie jest bez znaczenia, że na Wielkim Balkonie Bazyliki św. Piotra ukazał się nowy papież „po papiesku” ubrany. Przemawiając, założył stułę, która zawsze oznacza w Kościele władzę (w tym oczywiście władzę odpuszczania grzechów). Nie jest nieważne, że powiedział Leon XIV o sobie, iż jest „duchowym synem” św. Augustyna biskupa i doktora. Jest to, jak najbardziej, patron na nasze czasy. Wielki nauczyciel wiary z epoki wstrząsającego dogasania cywilizacji antycznej.

Nie może ulegać żadnej wątpliwości, że pierwsze przemówienie papieża Leona XIV daje podstawy o umiarkowanego optymizmu. Nie padło z jego ust ani jedno słowo o konieczności kontynuowania tzw. synodalności (Piszę o tak zwanej synodalności, bo zgromadzenie, w którym świeccy głosują na równi z biskupami, nie ma nic wspólnego z żadnym synodem). Pozostaje wielkie pytanie, na ile ten papież będzie potrafił dokonać choćby tylko korekty kursu, na który wkroczył Kościół w związku z elekcją Bergoglio w 2013 roku. Na nie przyniesie odpowiedź przyszłość.

Leon XIV jest człowiekiem Kurii – w tym znaczeniu, że powołany do służby w centrali Kościoła doszedł do purpury kardynalskiej (we wrześniu 2023) i stał się papieżem. Staż kardynalski jego jest nader krótki, chociaż oczywiście bywało w historii i tak, że kardynał podniesiony do tej godności zaledwie pół roku przed conclave, zostawał papieżem jak np. Pius XI (1922).

Z jednego powodu refleksja nad perspektywami, które otwiera pontyfikat rozpoczęty 8 maj 2025 r., pozostaje bardzo utrudniona. Leon XIV nie ma za sobą większej pracy pisarskiej. Nie publikował książek, nie wypowiadał się na temat zagadnień doktrynalnych. Nie mamy w tym wypadku takiej sytuacji jak przy osobach Jana Pawła II czy zwłaszcza Benedykta XVI, którzy zanim wychodzili z conclave jako papieże, mieli określony dorobek pisarski (czy akademicki) i każdy mógł poddać go swojej lekturze, aby rozeznać się w poglądach przychodzącego przywódcy Kościoła.

Nie znamy odpowiedzi na jedno fundamentalne pytanie. Na ile papież Leon XIV akceptuje rewolucyjne poczynania zmarłego poprzednika. Myślę, że tu nie ma sytuacji krańcowej, w kategoriach „wszystko albo nic”. Mogą być zagadnienia, które uznaje on za właściwe, mogą być takie, do których ma dystans, a może i sprzeciw, lecz podczas pontyfikatu swego zwierzchnika nie mógł o tym mówić i milczał taktycznie. Wiemy, że opowiadał się przeciwko diakonatowi kobiet, co dawałoby przyniosłoby nieodwołalne dopuszczenie ich i do święceń prezbiteratu, wcześniej czy później. Wiadomo też, że wyrażał się negatywnie o propagandzie ideologii gender (w tym w Kościele). Potępiał aborcję i eutanazję. Ale są sprawy, w których dostatecznej jasności już nie ma – jak np. w sprawie dopuszczenia do komunii rozwiedzionych i uwikłanych w nowe związki (W każdym razie College of Cardinals Report sugeruje tu jakiś rodzaj ambiwalencji amerykańskiego hierarchy i nowego papieża).

Z pewnością wiele nam powie o sobie nowy papież wydając pierwszą encyklikę, która siłą rzeczy stanie się programową.

Prof. Marek Kornat

Tomasz Rowiński: Leon XIV: Papież jedności czy turbopapież?

 

Tomasz Rowiński: Leon XIV: Papież jedności czy turbopapież?

(EPA/ETTORE FERRARI Dostawca: PAP/EPA.)

Z wyboru kard. Prevosta na papieża można wyczytać kontynuację obecnego kursu Kościoła – przynajmniej w sensie personalnym. Amerykanin, misjonarz o dyskretnym, lecz konsekwentnym profilu, dotychczas prefekt Dykasterii ds. Biskupów, był bliskim współpracownikiem papieża Franciszka. To właśnie ten pontyfikat dał mu największe pole działania – najpierw jako peruwiańskiemu biskupowi, a następnie jako głównemu „architektowi” nominacji biskupich.

Amerykanin o latynoskiej duszy

Robert Francis Prevost urodził się w Chicago w 1955 roku. Od młodości związany z augustianami, zdobył wykształcenie w zakresie matematyki, filozofii i prawa kanonicznego. Szybko odnalazł swoje miejsce na misjach w Peru, gdzie przez ponad dekadę pełnił rozmaite funkcje duszpasterskie, naukowe i administracyjne. Przez wiele lat formował młodych kapłanów jako rektor seminariów; był także prowincjałem oraz przełożonym generalnym zakonu augustianów.


W 2014 roku papież Franciszek uczynił go biskupem Chiclayo w Peru, gdzie przyszły papież odegrał znaczącą rolę podczas politycznych kryzysów targających krajem. Był także członkiem episkopatu peruwiańskiego, pełniąc wysokie funkcje w jego strukturach. Jako biskup pozostawał szczególnie aktywny w obronie roli Kościoła jako mediatora i stabilizatora w rozchwianym społeczeństwie.

Kluczowa rola w nominacjach biskupich

W 2023 r. kard. Prevost objął jedno z najważniejszych stanowisk w Kościele: prefekta Dykasterii ds. Biskupów. To z tej pozycji miał wpływ na kształt hierarchii katolickiej, był promotorem większego zaangażowania świeckich i lokalnych wspólnot w proces wyboru pasterzy diecezji –  budzącego niepokój postulatu „demokratyzacji” Kościoła.

Nowy papież wielokrotnie wypowiadał się w duchu tzw. „synodalności”, opowiadając się za bardziej kolegialnym i słuchającym stylem sprawowania władzy w Kościele. Wypowiedzi te – choć nie bez racji wskazujące na potrzebę lepszego rozeznania potrzeb wspólnot lokalnych – mogą jednak prowadzić do zatarcia różnicy między autorytetem duchowym a oczekiwaniami społecznymi, co nierzadko przywołuje echo błędów modernizmu.

Cień trudnej przeszłości

W USA media przypomniały w ostatnim czasie jego decyzję z czasów, gdy był prowincjałem augustianów – pozwolił wówczas na zamieszkanie skazanego za pedofilię księdza Jamesa Raya w klasztorze znajdującym się nieopodal szkoły. Kapłan ten przez dwa lata odprawiał sakramenty, zanim został usunięty. W 2024 roku pojawiły się również oskarżenia o próbę tuszowania przypadków nadużyć w jego byłej diecezji w Peru.

W świetle tego, iż papież Franciszek powołał go na strażnika przejrzystości w doborze biskupów, kontrowersje te niepokoją i wymagają jasnego stanowiska. Trudno przecież oczekiwać, by Kościół po doświadczeniach związanych z nadużyciami mógł ignorować podobne zarzuty wobec swoich najwyższych przedstawicieli.

Synodalność i rola kobiet

Leon XIV, choć nie opowiada się za święceniem kobiet, co – jak sam twierdzi – groziłoby ich „klerykalizacją”, mocno akcentuje potrzebę zwiększenia ich obecności na wyższych stanowiskach w Kościele. Pod jego kierownictwem Dykasteria ds. Biskupów otworzyła się na udział kobiet w procesach decyzyjnych – co budzi pytania o granice tego zaangażowania.

Nowy papież odegrał również rolę w blokowaniu niemieckiej „Drogi Synodalnej” – projektu, który miał wprowadzić świeckich do realnego zarządzania Kościołem. Sprzeciwił się tym samym rozwiązaniom, które mogłyby zniekształcić naturę Kościoła jako hierarchicznej wspólnoty ludu Bożego.

Nie jest jasne jego stanowisko wobec ataków, jakie w czasie pontyfikatu papieża Franciszka przeprowadzono szczególnie na doktrynę moralną. Z jednej strony można przeczytać, że chłodno przyjął deklarację Fiducia supplicans, z drugiej – da się usłyszeć, że był popierany przez skrajnie progresywnych członków drużyny papieża Franciszka, jak Austen Ivereigh czy ks. James Martin. Z pewnością wiele informacji dotyczących papieża Leona XIV jest dziś niepewnych i to ostatecznie jego czyny pozwolą nam ocenić rozpoczynający się pontyfikat.

Papież z kraju różnorodności religijnej

Niektórzy komentatorzy zaczęli od początku utyskiwać, że papież wspomniał w swoim pierwszym słowie m.in. o budowaniu mostów i dialogów, co brzmi jak dobrze znana w ostatnich latach kościelna, zeświecczona nowomowa. Jednak dodajmy, że papież pochodzi z kraju, gdzie tradycjonaliści i moderniści trwale znajdują się w ostrym zwarciu – jak zresztą w całym Kościele. Nie musi to zatem oznaczać kataklizmu i przymusowej unifikacji, jak za czasów Franciszka, ale rzeczywistą wolę „pojednania Kościoła samego z sobą”. Skoro Leon XIV, mówiąc w pierwszych słowach o pokoju, bezpośrednio odwołał się do Zmartwychwstałego jako prawdziwego źródła tego pokoju może wolno mieć takie oczekiwania lub choć marzenia.

Co ciekawe, w mediach społecznościowych pojawiły się informacje, że kardynał Prevost był widziany przy odmawianiu nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. Może to być plotka, jak wiele słów, które znajdujemy w mediach społecznościowych, jednak być może rzeczywiście takie wydarzenie miało miejsce. Warto zatem nowemu papieżowi uważnie się przyglądać, a jeszcze go nie oceniać. Przynajmniej nie pośpiesznie. Czy jego wizja synodalności mogłaby także uwzględniać głos tradycji katolickiej, a nie tylko socjologii teologicznej, którą promował Franciszek? To naprawdę pokaże dopiero przyszłość.

Konklawe i geopolityka

Być może wybór Roberta Prevosta oznacza także porażkę na konklawe opcji prochińskiej, do której należeli Pietro Parolin, Matteo Zuppi czy Luis Tagle. Wszyscy trzej należeli do zdecydowanych zwolenników tajnego porozumienia pomiędzy Stolicą Apostolską a Chinami, którego pozytywnych efektów dla Kościoła nigdy nie było nikomu dane zobaczyć. Za to widzieliśmy same pożytki dla Pekinu w postaci spacyfikowania katolickiego Kościoła podziemnego w Chinach i przejęcia władzy nad katolikami – także tej religijnej – przez politycznych nominatów partii komunistycznej. Trzeba mieć nadzieję, że w tym zakresie nastąpi uzdrowienie lub przynajmniej poprawa sytuacji.

Imię wielkiego poprzednika

Godny szacunku jest wybór imienia przez nowego papieża. Kardynał Prevost, zainteresowany sprawami społecznymi, także strukturalnym i globalnym ubóstwem, wydaje się nawiązywać do dzieła odnowy katolickiej nauki społecznej, którą podjął Leon XIII w XIX wieku. Leon XIII także reagował na problem strukturalnej nędzy, jaka dotykała wtedy robotników, a jednocześnie widział potrzebę odpowiedzi innej niż ta dana przez Karola Marksa.

Można mieć nadzieję, że mający doświadczenie w pracy z biednymi kard. Prevost będzie potrafił pójść za najlepszymi tropami z encyklik Benedykta XVI Caritas in veritate oraz Franciszka Laudato si’, wskazując Kościołowi i światu drogę do odrzucenia zaborczego modernizmu cywilizacyjnego. Ważne jednak w tym wszystkim jest, by ten modernizm nie był zastępowany jeszcze nowszymi ideologiami, ale prymatem Boga – czego domagał się w swojej encyklice Franciszek. Tego uwikłania sam papież z Argentyny, pomimo wartościowej teologii zawartej w jego encyklice, sam uniknąć nie potrafił.

Nowy papież, nowe nadzieje?

Wybór Roberta Prevosta na Stolicę Piotrową jako papieża Leona XIV zapowiada kontynuację pewnej wizji Kościoła, którą realizował papież Franciszek, ale nie wyklucza też znaczących korekt. Po pierwszym wystąpieniu stanowisko Leona XIV zdaje się, mocno osadzone religijnie, misyjne i – miejmy nadzieję – rzeczywiście nastawiona na słuchanie. Czy pontyfikat Leona XIV będzie obarczony ryzykiem dalszego rozmywania autorytetu religijnego, jeśli nie zostanie zakorzeniony w Tradycji i Magisterium? Oczywiście. Może się nawet zdarzyć, że łagodniej usposobiony od Franciszka papież Prevost będzie kolejnym turbopapieżem, który zechce wiarą i naszymi sumieniami rządzić, a nie ich strzec.

Na koniec dodam, że papież Leon XIV stoi przed heroicznym zadaniem utrzymania katolickiej jedności, która trzeszczy w szwach. Jak można być papieżem jedności – co już jest Leonowi prorokowane – w czasach, gdy w Kościele nie ma już faktycznie jednej religii, a nominalni katolicy wierzą wedle rozmaitych upodobań czy religijnych ideologii, często dalekich od prawdziwej religii? I jednocześnie te swoje upodobania chcą narzucać w Kościele wszystkim?

Pokusą dla „papieża jedności” może być zastąpienie myślenia i działania w kluczu rzeczywistej jedności kościelnej, polityczną równowagą – podobną do tej, jaką przez dekady wdrażano we wspólnocie anglikańskiej. Efekt jest znany: coraz wyraźniejsze rozchodzenie się poszczególnych wspólnot anglikańskich o innych preferencjach, innym podejściu do prawdy religijnej, sakramentów i zasadach moralnych. Oczywiście Kościół katolicki ma boską gwarancję trwałości, ale traktujmy jej magicznie, podział znów może przyjść.

Tomasz Rowiński

Znaki i fakty. Prof. Tomasz Panfil dla PCh24.pl o wyborze Leona XIV

 

Znaki i fakty. Prof. Tomasz Panfil dla PCh24.pl o wyborze Leona XIV

(Fot. Vativan News/YT)

W 1997 roku kardynał Joseph Ratzinger, pytany o rolę Ducha Świętego podczas konklawe, odparł „Nie twierdzę, że Duch Święty uczestniczy w wyborze papieża w sensie dosłownym, ponieważ Duch Święty na pewno by nie dopuścił do wybrania wielu papieży. Natomiast Duch Święty nie tyle trzyma rękę na pulsie, ile pełni rolę dobrotliwego nauczyciela, zostawiając nam swobodę działania, ale nie spuszczając nas z oka. Rolę Ducha Świętego należy rozumieć bardziej elastycznie.

On nie narzuca, na którego kandydata mamy głosować. Zapewne chroni nas tylko przed tym, abyśmy wszystkiego nie zaprzepaścili”. Czy wybór Ojca Świętego Leona XIV jest takim właśnie działaniem Ducha Św.?

Znaki:


8 maja 1895 r., a więc 130 lat temu za pontyfikatu Papieża Leona XIII urodził się arcybiskup Fulton Sheen, najbardziej znany i ceniony w świecie amerykański duchowny. W dzień 8 maja amerykański kardynał Robert Prevost OSA został wybrany papieżem i przyjął imię Leona XIV. Czy wstrzymana w 2019 r. beatyfikacja abp Sheena dojdzie teraz do skutku?

Papież Leon XIII miał słynną wizję, pod wpływem której ułożył modlitwę do Michała Archanioła: „Święty Michale Archaniele! Wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Wodzu niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.” Modlitwa ta w liturgii posoborowej została usunięta. Od kilku lat wraca do polskich (i nie tylko) kościołów – jak zawsze pełna mocy i wiary w Bożą pomoc w chwilach zagrożenia. Módlmy się, by papież Leon XIV wzorem swego wielkiego poprzednika, godnie prowadził lud Boży w czasie zamętu i kryzysów.

Wiceprezydent USA J.D. Vance, pochodzi z „pasa rdzy”, tak jak Papież Leon XIV. Nawracając się na katolicyzm, J. D. Vance na bierzmowaniu w roku 2019 przyjął imię Augustyn, ku czci św. Augustyna z Hippony, patrona zakonu, z którego wywodzi się papież. Obserwujemy odradzanie się katolicyzmu w krajach, które – jak USA< UK, czy Francja – zaszły bardzo daleko na drodze demolibu. Niewątpliwie wybór pierwszego Amerykanina na Stolicę Piotrową nada rekatolicyzacji w Stanach Zjednoczonych nowej siły, zapewne przełoży się też pozytywnie na tę tendencję w Europie.

Fakty:

W życiorysie kardynała Prevosta odnajdujemy fascynującą syntezę historii rozwoju cywilizacji: korzenie ze starego, europejskiego świata, dojrzewanie i wzrost w nowym, północnoamerykańskim, świecie i pracę duszpasterską w świecie zwanym niegdyś trzecim, a dzisiaj południem. A co do posługi biskupiej w peruwiańskim Chiclayo: w czasie lockdownu związanego z covid-19, biskup Prevost chodził po opustoszałych ulicach swej stolicy biskupiej i błogosławił ludzi zamkniętych w domach Najświętszym Sakramentem. 

Leon XIV był zdecydowanym przeciwnikiem święceń dla kobiet. Stwierdził, że święcenia dla kobiet nie rozwiążą istniejących problemów, stworzą natomiast nowe. Był przeciwnikiem demoliberalnej, wypaczonej przez ideologizację genderową, edukacji seksualnej (zdrowotnej?) w szkołach.

Zawsze – ja już czwarty raz – wierni wsłuchują się uważnie w pierwsze słowa nowoobranego papieża, chcąc z nich wyczytać przyszły program pontyfikatu. Dostrzegłem w przemówieniu Leona XIV jedną sprzeczność, która – mam nadzieję – znajdzie dobre wyjaśnienie w przyszłości. Otóż Kościół będąc Mistycznym Ciałem Chrystusa może być wyłącznie katolicki, czyli powszechny. I to papież Leon XIV powiedział. Powiedział jednak również, że należy kontynuować „drogę synodalną”. Synodalność zaś w jej obecnym, zapoczątkowanym przez VS i rozwijanym przez papieża Franciszka, kształcie prowadzi do partykularyzmu.

Widziałem, że niektórych zaniepokoiły słowa papieża o budowaniu mostów. Sądzę, że Leon XIV nie miał na myśli iluzorycznych mostów, które według Franciszka miały łączyć katolicyzm – jedyną prawdziwą religię – z innymi religiami, na zasadzie identyczności Boga. Wydaje mi się, że Leon XIV raczej nawiązywał do swego tytułu: Pontifex Maximus oznacza bowiem właśnie budowniczego mostów, które Kościół buduje pracą apostolską i misyjną. Czyli miłość do innych ludzi jako Dzieci Bożych, nakazuje katolikowi ukazywanie im Chrystusa jako jedynej drogi do zbawienia.

Niestety, nie wiem nic o stosunku papieża Leona XIV do rytu wieczystego. Mam nadzieję, że cofnie on szkodliwe zakazy swego poprzednika. Dlatego modlę się za Leona XIV tymi słowami: „Deus, omnium fidelium pastor, et rector, famulum tuum Leoni XIV, quem pastorem Ecclesiae tuac praeesse voluisti, propitius respice : da ei, quaesumus, verbo et exemplo, quibus praeest, proficere; ut ad vitam, una cum grege sibi credito, perveniat sempiternam.

Prof. Tomasz Panfil

Leon XIV – Papież na czas przełomu

 

Leon XIV – Papież na czas przełomu

Kiedy biały dym uniósł się nad Kaplicą Sykstyńską, świat zaczął zadawać sobie pytanie: kim jest Leon XIV – nowy następca św. Piotra? Ale dla wielu ludzi wierzących pytanie brzmi inaczej: czy ten papież przywróci Kościołowi wewnętrzną spójność, duchową siłę i wiarygodność? Bo choć Kościół nie jest partią polityczną ani organizacją medialną, to jednak dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje przywódcy – pasterza, który stanie odważnie na straży prawdy i jedności. I wszystko wskazuje na to, że pontyfikat Leona XIV będzie czasem decyzji – nie pozornych reform, ale wyborów, które mogą przywrócić Kościołowi duchowy autorytet.

W ostatnich latach wielu wiernych, kapłanów i teologów odczuwało niepokój z powodu zamętu wokół oficjalnego nauczania Kościoła. Adhortacje, encykliki, dokumenty synodalne – często interpretowane były w sposób sprzeczny lub wręcz opozycyjny wobec dotychczasowego Magisterium. Leon XIV staje przed zadaniem, którego nie może zlekceważyć: przywrócenia papieskim dokumentom powagi, jednoznaczności i czytelności. Słowo papieża powinno być latarnią w ciemności, a nie źródłem zamieszania. Nie chodzi o tworzenie nowych doktryn, ale o jasne przypomnienie prawdy, która została dana Kościołowi od początku. Nie mniej, nie więcej – tylko wiernie i z miłością.

Synod o synodalności – choć zapowiadany jako próba otwarcia Kościoła na głos ludu Bożego – przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi. W niektórych kręgach wywołał nadzieję na rewolucję, w innych – lęk przed rozwodnieniem wiary. Leon XIV powinien ten rozdział zamknąć, zanim stanie się on źródłem głębokiego podziału. Synodalność nie może oznaczać demokracji w sprawach wiary. Kościół nie jest parlamentem, lecz Ciałem Chrystusa. Papież powinien przywrócić właściwe rozumienie kolegialności – jako współodpowiedzialności biskupów z papieżem, a nie plebiscytu na temat objawionej prawdy. Potrzeba teraz więcej jasności niż eksperymentów.

Od wielu lat niepokój wzbudza brak jasnej odpowiedzi na pytania – tzw. dubia – dotyczące interpretacji adhortacji Amoris Laetitia. Czy osoby rozwiedzione żyjące w nowych związkach mogą przystępować do Komunii świętej? Czy grzech może przestać być grzechem w zależności od sytuacji? Milczenie Stolicy Apostolskiej w tej sprawie było dramatyczne. Leon XIV musi przerwać to milczenie. Nie dla zwycięstwa jednej frakcji nad drugą, lecz dla dobra dusz. Ludzie mają prawo wiedzieć, co jest prawdą moralną. Papież musi odpowiedzieć jasno, z szacunkiem, ale bez uników. To akt miłości do Kościoła, nie akt polityczny.

W epoce racjonalizacji wiary i przesadnego intelektualizmu Kościół często zapominał, że duchowość to nie tylko doktryna – to także serce, modlitwa, prostota i łzy. Leon XIV powinien przywrócić rangę zdrowym formom duchowości: adoracji Najświętszego Sakramentu, różańcowi, nabożeństwom pierwszych sobót, pielgrzymkom, pokucie. Nie można lekceważyć prostego ludu, który przez wieki przechowywał wiarę bardziej przez kolana niż przez książki. Czas, by Kościół znów przemówił językiem modlitwy, a nie tylko struktur. Czas, by duchowość wróciła do centrum życia Kościoła.

Kryzys powołań i postępująca sekularyzacja sprawiają, że rola kapłana bywa niekiedy pomniejszana – również wewnątrz samego Kościoła. Tymczasem bez kapłana nie ma Eucharystii, a bez Eucharystii nie ma Kościoła. Leon XIV powinien jasno przypomnieć o świętości i niezastąpionej roli kapłana. Ale jednocześnie musi przywrócić godność świeckim – nie przez symetrię funkcji, lecz przez uznanie ich misji w świecie. Świeccy nie są „prawie-księżmi”, a kapłani – nie są świeckimi z koloratką. Każdy ma swoje miejsce, każdy jest potrzebny – w harmonii, a nie w konkurencji.

Spór o tzw. Mszę trydencką stał się w ostatnich latach polem niepotrzebnych napięć. Zamiast wzajemnego słuchania – doszło do zakazów i podziałów. Leon XIV ma szansę uzdrowić tę sytuację. Dawna liturgia nie jest zagrożeniem dla jedności Kościoła – przeciwnie, może być jego duchowym bogactwem. Uszanowanie tradycyjnej liturgii nie oznacza odrzucenia Soboru Watykańskiego II. Oznacza uznanie, że w Kościele jest miejsce dla różnych duchowości, o ile są wierne Chrystusowi. Papież powinien być ojcem – nie sędzią – dla tych, którzy chcą modlić się w duchu przodków.

I wreszcie – jedno z najtrudniejszych, ale i najważniejszych zadań: odbudowa reputacji Kościoła. Nie chodzi tylko o wizerunek medialny. Chodzi o wiarygodność moralną i duchową. O to, czy ludzie jeszcze wierzą, że Kościół mówi prawdę. Że Kościół jest domem dla grzeszników, nie instytucją przykrywającą zło. Leon XIV musi mówić odważnie – również o błędach, grzechach i upadkach ludzi Kościoła. Musi jednak też pokazywać świętość, która w Kościele wciąż jest – w ukrytych konfesjonałach, w cichych misjonarzach, w codziennej świętości rodzin, sióstr zakonnych, proboszczów, świeckich. Odbudować wizerunek można tylko prawdą i pokorą.

Leon XIV nie musi być nowym Janem Pawłem II ani kolejnym Franciszkiem. Ma być sobą – pasterzem, który słucha Boga bardziej niż świata. To pontyfikat, który może być czasem odnowy, ale nie przez rewolucję. Przez wierność, mądrość i odwagę.

Kościół nie potrzebuje dzisiaj strategii – potrzebuje świętości.

A świat bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje Kościoła, który potrafi z pokorą, ale i mocą powiedzieć: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.”