15 lipca 2024 r. polski oddział organizacji opublikował na swojej
stronie oświadczenie pt. „Grzegorz Braun vs. Global Order of Satan
Poland”. Było to odniesienie się do zdarzenia z 12 grudnia 2023 roku.
Według nich, „na korytarzach polskiego Sejmu, miał miejsce skandaliczny
incydent, który był przykładem skrajnej dyskryminacji i braku
poszanowania dla wolności sumienia i wyznania”.
Otóż „podczas uroczystego zapalenia świec chanukowych, poseł
Grzegorz Braun zgasił je przy użyciu gaśnicy”, a „zaraz po incydencie
Braun udzielił wywiadu tabloidowi Super Express, uzasadniając swoje
działanie twierdzeniem, że akt, który miał miejsce w Sejmie, jest aktem religijnym, głęboko satanistycznym oraz, że byłoby jego przeniewierstwem tolerowanie i ignorowanie satanizmu.
Dlatego też – w przekonaniu Global Order of Satan – czyn Brauna miał
wydźwięk nie tylko antysemicki, ale również antysatanistyczny i to z
tego powodu jeden z członków naszej wspólnoty złożył zawiadomienie o
uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa do prokuratury,
wskazując na popełnienie występku z art. 196 kodeksu karnego (tzw.
obrazy uczuć religijnych) na szkodę jednego z Nas”.
Polskie demony. Jeszcze nigdy nie upadliśmy tak nisko. Wstaniemy?
Lekarz wstrzykuje dziecku w serce chlorek potasu. Na
warszawskiej manifestacji LGBT przechadza się człowiek, który założył
maskę demona z dziecięcymi nóżkami w miejscu rogów. Ani w jednym, ani w
drugim przypadku policja nie reaguje – bo zabijanie małych dzieci oraz
pochwała tych mordów jest zgodna z naszym, polskim prawem. Jeszcze nigdy
w historii Polska nie upadła tak nisko, jak dziś.
W sobotę 14 czerwca ulicami Warszawy przeszła parada LGBT. Jej
adherenci co do zasady nie mają poszanowania dla norm obyczajowych
naszej cywilizacji. W imię folgowania pożądliwości są gotowi dokonywać
gwałtu na naturze. Oczekują społecznej akceptacji dla faktu spółkowania z
osobami tej samej płci albo podawania się za osoby innej płci, niż
faktyczna. Zasadniczym trzonem ich ruchu jest postulat seksu bez
ograniczeń. Co się komu chce, ma to robić.
Ta idea w oczywisty sposób łączy się z aborcjonizmem. Piewcy
swobodnego mordowania dzieci nienarodzonych mówią, że jeżeli na skutek
seksu pojawi się dziecko, mają mieć możliwość łatwo je zabić. Seks jest
dla nich ważniejszy niż życie ludzkie. Spółkować i zabijać własne
dzieci, czyli robić, co się chce – to credo aborcjonizmu.
Dlatego nie może dziwić, że na warszawskiej demonstracji LGBT
pojawili się również sataniści. Trzonem współczesnego ruchu
satanistycznego jest dokładnie to samo: realizowane własnych pożądań bez
ograniczeń. W Stanach Zjednoczonych ruch satanistyczny od dawna promuje
aborcję. Zabijanie dzieci poczętych nazywa często swoim „sakramentem”.
To logiczne w dwóch perspektywach. Czysto materialistycznie,
zamordowanie człowieka będącego owocem dania upustu pożądliwości jest
rzeczywiście aktem niebywałej swobody, czyli tego, do czego ruch
satanistyczny dąży. W kategoriach duchowych uznanie aborcji za
„satanistyczny sakrament” również ma sens. Bóg stworzył człowieka i dał
mu miłość, żeby powoływał do życia nowych ludzi. W aborcji miłość
zamienia się w pożądanie, a tworzenie życia w jego niszczenie. To
największe możliwe wypaczenie natury i rażąco skrajny bunt wobec Boga.
Ulicami Warszawy przeszedł w sobotę człowiek, który założył maskę
diabła z dorobionymi rogami w kształcie nóg dziecka. Jego wizerunek
można łatwo znaleźć w internecie. Nazwał się „demonem aborcjelem”.
Proszę dobrze zrozumieć skalę pogardy dla życia ludzkiego, jaką to
transmituje: oderwane nogi dziecka przymocowane do głowy człowieka,
który głosi polityczny postulat swobody masakrowania niewinnych. Trzeba
pamiętać, że nie wszyscy aborcjoniści zabijają dzieci zastrzykiem w
serce, jak Gizela Jagielska. Niektórzy rzeczywiście odrywają dzieciom
nogi: rozrywanie człowieka na małe kawałki to jedna z metod aborcji.
Na warszawskiej paradzie z udziałem satanistów, którzy chlubili
się odrywaniem dzieciom nóg, obecny był prezydent stolicy Rafał
Trzaskowski. Mówił o równości i wolności, nazywając własne miasto
„otwartym”. Trudno o większe zakłamanie rzeczywistości: sprzeczna z
naturą sodomia i mordowanie dzieci nazywane wolnością i równością.
Polska i Warszawa w szczególności doświadczyły w swojej historii
wiele zła, także w jego najpotworniejszej, ludobójczej postaci. Polacy –
rozstrzeliwani, gazowani, głodzeni – ginęli, bo ich oprawcy gardzili
prawem naturalnym i godnością życia ludzkiego. Zarówno naziści jak i
komuniści uważali, że są bezgranicznymi panami życia i śmierci, dlatego
mogą decydować, kogo i w jaki sposób zabić. To straszne doświadczenie,
wydawałoby się, immunizuje Polaków na wpływ takich ideologii, jak
aborcjonizm. Okazuje się jednak, że nic z tych rzeczy. Ulicami naszej
stolicy przechodzą dziś ludzie, którzy na sztandarach mają zabijanie
dzieci poczętych w imię szatana. Nic się nie dzieje – nasze, polskie
prawo na to pozwala.
Katolicka Polska – tak lubimy o sobie myśleć. Katolicka Polska? Gdzie? Katolicy w Polsce – pewnie tak, ale: katolicka Polska?
Jest raczej Polska przeorana przez rewolucję. W tej Polsce
lekarze mogą zabijać niewinnych pacjentów, a inni pochwalać
dzieciobójstwo w masce demona z nogami dziecka. Większość Polaków,
oczywiście, nie robi ani jednego, ani drugiego. Czy większość z nas jest
zatem lepsza?
Główny Urząd Statystyczny podał, że w 2024 roku dzietność w
Polsce wyniosła 1,099 – to jeden z najgorszych wyników na całym świecie.
Nie chcemy dzieci. Nie obchodzą nas, bo nie obchodzi nas nasza
przyszłość. Polska wymiera, a my w milczeniu pozwalamy na to, by ludzie
robili, co chcą: zabijali dzieci zastrzykami, manifestowali satanizm,
niszczyli własne rodziny kategorycznym „nie” wobec dzieci.
Z roku na rok jest nas, Polaków, coraz mniej. To, co nie udało
się największym wrogom polskości, robimy sami: dokonujemy
autolikwidacji. Oto, dokąd zabrnęliśmy, wierząc ślepo w kłamstwa o
liberalnej demokracji jako ostoi wolności.
Te kłamstwa trzeba wreszcie odrzucić. Liberalna demokracja, którą
przyjęliśmy, nie doprowadziła do żadnej wolności, ale do najgorszego w
naszych dziejach zniewolenia: do eliminacji narodu polskiego jego
własnymi rękami. Nie można dłużej uspokajać się paplaniną, że „jakoś to
będzie” i Bóg nas ocali.
Bóg zawsze ratował Polaków przed katastrofami, które na nas
spadały i winniśmy Mu za to ogromną wdzięczność. Dziś jednak nie ma
podziału na niewinne ofiary i sprawców. Dziś sami jesteśmy katem i
ofiarą.
Żeby Bóg nas uratował, musimy tego chcieć – i z Bogiem współpracować. Jesteśmy na to gotowi?
Choć zwycięstwo kandydata sił broniących Ładu cieszy, to
jednak nie możemy pomijać faktu, że niemal połowa wyborców – ponad 10
milionów Polaków – przy rekordowo wysokiej frekwencji opowiedziała się
za kandydatem, który na swoje sztandary wpisał walkę z chrześcijańskim
dziedzictwem narodu Polskiego! Jest to fakt porażający swoją wymową!
Fakt, który ukazuje gigantyczne spustoszenie w sercach i umysłach
milionów Polskich katolików – ochrzczonych i zapewne korzystających z
sakramentów świętych, którzy jednocześnie opowiedzieli się za kandydatem
światowej, globalistycznej rewolucji działającej na rzecz totalnego
zniszczenia nie tylko Kościoła i Wiary Chrześcijańskiej ale także
wszelkich śladów, jakie Ewangelia Zbawiciela pozostawiła przez ponad
2000 lat w świecie.
Kandydat „cywilizacji śmierci” uzyskał poparcie aż 10 milionów dorosłych Polaków! Jest
to wynik świadczący o ogromnym rozdźwięku między wyznawaną i
praktykowaną Wiarą wielu naszych rodaków a podejmowanymi przez nich
ważnymi decyzjami.
Można odnieść wrażenie, jakby olbrzymia część polskich katolików
zapomniała o podstawowych wymogach katolickiej moralności! Zatracili oni
zmysł moralny i obywatelską roztropność przy dokonywaniu ważnych
wyborów mających gigantyczne konsekwencje dla zbawienia wiecznego tak
osobistego, jak i bliźnich – współobywateli naszej Ojczyzny. Przez
swoją postawę stali się równocześnie przyczyną zgorszenia dla wielu
rodaków – czytamy w stanowisku Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej
im. Ks. Piotra Skargi po Wyborach Prezydenckich 2025 roku.
Stanowisko Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi
po Wyborach Prezydenckich 2025 roku
„Jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane moje Imię, i
będą błagać, i będą szukać mego imienia, i odwrócą się od swoich złych
dróg, ja im wybaczę, a kraj ich ocalę.” 2 Krn 7,14
Tymi słowami Pan Prezydent Elekt Karol Nawrocki rozpoczął swoje
przemówienie po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów na Urząd
Prezydenta Rzeczypospolitej Polski w 2025 roku.
Nie mogło być lepszego odniesienia ponad odwołanie się do Tego, który
jest naszym Stwórcą, Opiekunem i Odkupicielem. W tych słowach Prezydent
Elekt uznał prawdę, że „każda władza pochodzi od Boga” Rz 13,1-7 a
każdy władca jest jedynie sługą Boga oraz sługą tych, nad którymi
sprawuje władzę a celem każdej władzy jest dobro wspólne.
To odwołanie do księgi Pisma Świętego daje nam ogromną nadzieję, że
deklaracje Pana Prezydenta z kampanii wyborczej będą znajdowały
potwierdzenie w rzeczywistych działaniach.
Dzięki Bożej Opatrzności i opiece Maryi Królowej Polski w roku
Jubileuszu 1000-lecia Królestwa Polskiego w Roku Świętym najwyższy urząd
w państwie objął zdeklarowany katolik, polski patriota oraz historyk
strzegący pamięci narodowej. Jak pisaliśmy w oświadczeniu z dnia 22 maja tuż przed 2. turą wyborów:
„Wiernym uczniom Jezusa Chrystusa nie wolno poprzeć polityka, który
świadomie i otwarcie dąży do zniszczenia chrześcijańskiego porządku,
wciąż jeszcze kształtującego prawo i życie społeczne Rzeczypospolitej.
Oddanie głosu na kandydata Koalicji Obywatelskiej byłoby aktem
niewierności wobec samego Stwórcy, jako że polityk ten głosi program,
otwarcie zapowiadający pogwałcenie prawa naturalnego, między innymi w
postaci postulatu legalizacji zbrodni aborcji oraz zapowiedzi realizacji
rewolucyjnej agendy ruchu LGBT, w tym destrukcji instytucji małżeństwa
poprzez zrównanie z nim w prawach związków jednopłciowych.”
Choć zwycięstwo kandydata sił broniących Ładu cieszy, to jednak nie
możemy pomijać faktu, że niemal połowa wyborców – ponad 10 milionów
Polaków – przy rekordowo wysokiej frekwencji opowiedziała się za
kandydatem, który na swoje sztandary wpisał walkę z chrześcijańskim
dziedzictwem narodu Polskiego! Jest to fakt porażający swoją wymową!
Fakt, który ukazuje gigantyczne spustoszenie w sercach i umysłach
milionów Polskich katolików – ochrzczonych i zapewne korzystających z
sakramentów świętych, którzy jednocześnie opowiedzieli się za kandydatem
światowej, globalistycznej rewolucji działającej na rzecz totalnego
zniszczenia nie tylko Kościoła i Wiary Chrześcijańskiej ale także
wszelkich śladów, jakie Ewangelia Zbawiciela pozostawiła przez ponad
2000 lat w świecie.
Kandydat „cywilizacji śmierci” uzyskał poparcie aż 10 milionów
dorosłych Polaków! Jest to wynik świadczący o ogromnym rozdźwięku między
wyznawaną i praktykowaną Wiarą wielu naszych rodaków a podejmowanymi
przez nich ważnymi decyzjami.
Można odnieść wrażenie, jakby olbrzymia część polskich katolików
zapomniała o podstawowych wymogach katolickiej moralności! Zatracili oni
zmysł moralny i obywatelską roztropność przy dokonywaniu ważnych
wyborów mających gigantyczne konsekwencje dla zbawienia wiecznego tak
osobistego, jak i bliźnich – współobywateli naszej Ojczyzny. Przez
swoją postawę stali się równocześnie przyczyną zgorszenia dla wielu
rodaków.
Czyżby duża część polskich chrześcijan zapomniała o nauczaniu Św. Jana Pawła II? Ten wielki Polak błagał nas:
„Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo,
któremu na imię „Polska”, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i
miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, –
abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, –
abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.”
Niestety lwia część naszego Narodu wyprzedaje swe duchowe dziedzictwo
za miskę soczewicy w postaci mglistych obietnic dotacji, czy też
wyrazów uznania ze strony światowych salonów służących „cywilizacji
śmierci”.
Tymczasem nie można zapominać o niezwykle przełomowym i tragicznym
położeniu, w jakim obecnie znajduje się świat, Kościół i nasza Ojczyzna.
Świat ogarnięty jest błędem i szałem skierowanym przeciw Bogu i
prawdziwej Religii. Niemal wszystkie istotne ośrodki wpływające na
rzeczywistość społeczną, polityczną, ekonomiczną i kulturową stają po
stronie anty-kościoła i antycywilizacji. Ideologia „zrównoważonego
rozwoju” i służąca jej strategia „Wielkiego Resetu” zmierzają systemowo
do usunięcia wszelkich śladów nauki Chrystusa w każdym obszarze życia.
Jednym z najbardziej rozpowszechnionych błędów jest antynatalizm, który
każe widzieć w człowieku „nowotwór świata” i dąży do depopulacji naszego
globu. W drodze do utopijnego raju na ziemi dokonywany jest zamach na
prawo naturalne: rodzinę złożoną z mężczyzny i kobiety oraz dzieci.
Atakuje się autonomię rodziny kreując jej obraz jako instytucji
opresyjnej. Zwalcza się zdrowe zasady ekonomiczne, by w ten sposób
utrzymanie dużej rodziny było dla wielu nie do udźwignięcia.
Efekty tej wojny przeciw normalności już widać. Jesteśmy narodem,
który wymiera! Na liście dzietności ze wskaźnikiem 1,12 zajmujemy jedno z
ostatnich miejsc na świecie! Obok głębokiego kryzysu religijnego i
moralnego to największa katastrofa, z jaką boryka się współczesna
Polska. Listę nabrzmiałych problemów można by wydłużać…
Nasza Ojczyzna jest również krajem niezwykle zadłużonym i
powiększającym ciągle zobowiązania. Niefrasobliwe władze zaciągają dług
na koszt nie tylko obecnie żyjących obywateli ale także przyszłych
pokoleń. Polska, której suwerenność jest stale ograniczana, jest
państwem słabym militarnie z nieliczną armią i niedorozwiniętą
infrastrukturą obronną w tym słabym systemem obrony cywilnej. W
kontekście zagrożeń wojennych te braki jawią się jako karygodne
zaniedbania! Olbrzymim wyzwaniem i koniecznością dla polskiej armii
staje się również jej morale. Nie będziemy mieli gotowej do obrony
Ojczyzny armii bez fundamentów duchowych, o które w pierwszej kolejności
zadbać powinni dobrze ukształtowani i posyłani hojnie przez pasterzy
Kościoła kapelani wojskowi. Tej pracy nad morale żołnierzy nie zastąpi
nawet najlepsze uzbrojenie!
Sygnowanie szkodliwych umów międzynarodowych tych związanych z tzw.
„zielonym ładem” i walką ze „zmianami klimatu” nakłada na Polaków
ciężary, które stają się nie do udźwignięcia tak dla rodzin, jak i
polskich przedsiębiorców. W obliczu postępującej dyskryminacji polskiego
przemysłu i rolnictwa, może oznaczać bankructwo wielu wartościowych
przedsiębiorstw dających utrzymanie naszym rodakom!
To tylko część wyzwań, z jakimi muszą zmierzyć się Polacy! Biorąc pod
uwagę skalę problemów, wygrana Prezydenta Elekta – Karola Nawrockiego z
kandydatem sił globalistycznych, stanowi z jednej strony nadzieję, z
drugiej zaś budzi niepokój, bowiem zwycięstwo to dokonało się zaledwie
różnicą 369 tys. głosów ukazując, jak niewiele dzieliło nas od epokowej
katastrofy!
Niewiele brakowało, by w obliczu wielkich wyzwań, najwyższy urząd w
Państwie objął człowiek, który w swój program wpisał walkę z tym, co
Polskę buduje i stanowi!
To najwyższy czas, aby wszystkie odpowiedzialne za dobro wspólne
instytucje i osoby, od pasterzy Kościoła Katolickiego, poprzez
polityków, naukowców, działaczy społecznych i dziennikarzy, dokonały
rachunku sumienia i zapytały: czy ich postawa odpowiadała wyzwaniu
chwili, jaką były te epokowe w naszej historii wybory? Na to pytanie
należy odpowiedzieć sobie jak najpilniej, aby każde następne decyzje w
życiu społecznym i indywidualnym były podejmowane odpowiedzialnie!
Niestety wyniki wyborów i ponad 10 milionów głosów za kandydatem
nieakceptowalnym z punktu widzenia katolickiej doktryny i dobra
wspólnego dowodzi, że uczyniono zbyt mało.
Zabrakło przede wszystkim jasnego i donośnego głosu biskupów, którzy
przypomnieliby zasady moralne dotyczące życia publicznego i jasno
wskazali wiernym, że głosowanie na ludzi otwarcie popierających zło jest
grzechem. Wskazywanie jedynie na moralny obowiązek wzięcia udziału w
wyborach jest dalece niewystarczające. W myśl przykazania miłości, aby
nieumiejętnych pouczyć, koniecznym jest jasne demaskowanie zła oraz
przestrzeganie przed nim. Także postawa niektórych liderów politycznych
mogła przyczynić się do innego, skrajnie niekorzystnego dla
Rzeczypospolitej wyniku. Niestety też, niektórzy działacze społeczni,
którzy słusznie głęboko rozczarowani byli polityką zaplecza Prezydenta
Elekta, sugerowali, że głosowanie na obu kandydatów jest jednakowo złe.
Katolik i każdy człowiek dobrej woli, który w sercu ma miłość Ojczyzny i
zasady budujące naszą tożsamość, dokonując jakichkolwiek ważnych
wyborów, nie może kierować się zaciemniającymi osąd emocjami, ale
powinien dostrzec, z jakiej decyzji wynika większe dobro i która
bardziej ograniczy zło.
W systemie politycznym, jaki obowiązuje w Polsce i w wielu państwach,
z takimi wyzwaniami spotykamy się niestety często i nasza postawa musi
być odpowiedzialna i roztropna.
Taka właśnie odpowiedzialna za dobro wspólne postawa, mimo
wspomnianych zaniedbań i ludzkiej przewrotności, zwyciężyła. Stało się
to możliwe dzięki pomocy Bożej Opatrzności i wielu anonimowym ludziom
dobrej woli, którzy czynem, słowem a także często cichą modlitwą i
ofiarowanym za Ojczyznę cierpieniem uprosili u Dobrego Boga tę łaskę
wyboru człowieka, który deklaruje Wiarę Katolicką, zamiast wskazania na
kogoś, kto jawnie opowiada się po stronie zła.
Dlatego też jako Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks.
Piotra Skargi, które podczas kampanii wyborczej dostępnymi sobie
środkami jasno wskazywało, jak powinien się zachować katolik w tej
godzinie próby, apelujemy do Pana Prezydenta Elekta Karola Nawrockiego
oraz całego jego zaplecza politycznego, aby pamiętał o swoich
deklaracjach, oraz o tym, komu ten wybór wszyscy zawdzięczamy. Jest to
bowiem nie tylko zasługa obozu politycznego, który poparł tę
kandydaturę, ale przede wszystkim istotnej części tych Polaków, którym
zależało na tym, aby nie dopuścić do „domknięcia systemu” będącego jawną
ekspozyturą globalnych sił rewolucyjnych.
To właśnie odpowiedzialni wyborcy, mimo popierania innych, ugrupowań
politycznych i innych kandydatów, w krytycznym momencie właściwie
rozeznali, jak należy postąpić i rozumnie oddali głos za kandydatem
dającym nadzieję na przełamanie niekorzystnego dla Polski status quo.
Apelujemy zatem do Pana, Panie Prezydencie, jako głowy Państwa
Polskiego, któremu udzieliliśmy ogromnego kredytu zaufania, aby wypełnił
Pan swoją misję służby dobru wspólnemu w duchu deklarowanych przez Pana
poglądów. Aby miał Pan w pamięci te wszystkie różnorodne środowiska,
bez poparcia których ta prezydentura z pewnością nie byłaby możliwa. A
przede wszystkim, aby nie ulegał Pan Prezydent jakimkolwiek wewnętrznym i
zewnętrznym naciskom politycznym i ideologicznym szkodliwym dla Polski.
Polskę rzeczywiście trzeba ocalić! Nie tylko dla niej samej i
dla jej obywateli, ale także dla Kościoła Świętego i całej Cywilizacji
Chrześcijańskiej. Oby pokora, szukanie dróg Bożych i odwrócenie
się od zła było rzeczywiście fundamentem Pana prezydentury dla dobra
wspólnego i na chwałę Bożą.
Zapewniamy o naszej gorącej modlitwie za „umiłowaną matkę Ojczyznę
naszą” oraz za wszystkich, którzy rządy w Niej sprawują, w tym także za
Pana, Panie Prezydencie i Pana Rodzinę.
Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi
Karol Nawrocki został prezydentem w ogromnej mierze dzięki
głosom tych, którzy kategorycznie odrzucają lewicową agendę rewolucyjną.
Jego zwycięstwa nie byłoby bez mocnego zaangażowania konserwatywnych
katolików – i bez wyraźnego ustawienia się Rafała Trzaskowskiego w roli
eksponenta ideologii aborcyjnej i tęczowej. To powinno mieć swoje
poważne konsekwencje. Karol Nawrocki jest wezwany do prezydentury
wiernej wobec Boga i Kościoła świętego.
Karol Nawrocki zadeklarował w kampanii wyborczej bardzo wyraźnie:
jest za ochroną życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci.
Odrzucił jakiekolwiek możliwości ułatwiania zabijania dzieci
nienarodzonych.
Więcej, sprzeciwił się też bluźnierczej procedurze in vitro. W
debacie z Rafałem Trzaskowskim, na oczach milionów Polaków, zapytany
przez swojego przeciwnika o in vitro powiedział, że nie będzie wspierać
tego barbarzyństwa.
Tak powiedział – i wygrał. To jasny znak, że Polacy są w stanie
zaakceptować prezydenta, który w jasny sposób odrzuca zamach na ludzkie
życie. Nie trzeba popierać ani aborcji, ani nawet in vitro by odnieść w
Polsce sukces polityczny. Wręcz przeciwnie, można oba te zbrodnicze
rozwiązania otwarcie skrytykować i zasłużyć na sympatię polskich
obywateli.
Do tego trzeba oczywiście dodać odrzucenie przez Karola
Nawrockiego ideologii LGBT, krytykę Zielonego Ładu czy „Piątki dla
zwierząt”. Kandydat popierany przez PiS w swoich wystąpieniach potrafił
się odcinać od tych lewicowych błędów – i wygrał.
Płynie z tego zarówno ważna lekcja, jak i konkretne zobowiązanie.
Prawica w Polsce nie musi podążać drogą zachodnioeuropejskiej
chadecji. Frakcja PiS, która od dłuższego czasu uśmiecha się do
liberalnej zgnilizny moralnej, powinna albo stracić na znaczeniu – albo
po prostu uzdrowić własne stanowisko. Chodzi o takich ludzi, jak Mateusz
Morawiecki, który nie tylko firmował ugodową politykę europejską, ale
który twierdził też, że w 2023 roku PiS przegrało z powodu ochrony życia
– i który w tym samym roku głosował za haniebną ustawą o finansowaniu
in vitro z budżetu, podpisaną później przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Trzeba sobie uświadomić, że polityka skłaniania głowy przed
antykatolicką rewolucją jest polityką nie tylko moralnie błędną – bo to
dla wielu działaczy partyjnych nie ma pewnie większego znaczenia – ale
po prostu nieskuteczną. Większość Polaków nie jest
zainteresowana zwiększeniem swobody zabijania chorych dzieci albo
możliwością mrożenia ludzkich zarodków. Ludzie chcą po prostu wolnej
Ojczyzny, niezależnej od dyktatu lewicowych ośrodków zewnętrznych – a to
oznacza Ojczyznę zbudowaną na naturalnym porządku. Taki porządek daje
wyłącznie Kościół katolicki – dlatego prawica w Polsce musi
przyjąć właśnie naukę katolicką za wykładnię tego, co dozwolone, a co
zakazane, bez żadnych zawahań. Oby tak się rzeczywiście stało i
także w kampanii parlamentarnej 2027 roku nie było w ugrupowaniach
prawicowych ludzi, którzy będą łączyć patriotyzm z aborcjonizmem.
Polacy wybrali Karola Nawrockiego, żeby powstrzymać pogorszenie
spraw w kraju, które byłoby oczywiste po zwycięstwie Rafała
Trzaskowskiego. Nowy prezydent nie może jednak zadowalać się utrzymaniem
status quo, które odziedziczył po Andrzeju Dudzie. Powinien aktywnie
bronić prawa do życia od początku do naturalnej śmierci. Dotyczy to dziś
kilku bardzo konkretnych spraw.
Po pierwsze, powinien podjąć próbę zatrzymania mordowania
dzieci nienarodzonych na zaświadczenie od psychiatry. Prezydent jest
strażnikiem ładu konstytucyjnego, a obecna praktyka – zainicjowana przez
resort zdrowia pod koniec rządów PiS, a znacząco rozbudowana za rządów
KO – w oczywisty sposób w ten ład godzi. Jest nieprawdopodobne,
by Karol Nawrocki mógł doprowadzić do całkowitego zakazu aborcji w
Polsce; może jednak wymuszać na rządzie Donalda Tuska odejście od linii,
którą przyjęto po niesławnej konferencji prasowej Donalda Tuska, Adama
Bodnara i Izabeli Leszczyny, kiedy zapowiedziano niemal całkowitą
bezkarność dla tych, którzy w imię ideologii aborcyjnej będą łamać prawo
i dzieci uśmiercać. Oprócz zabijania dzieci zastrzykiem w serce, jak
czyni to Gizela Jagielska w Oleśnicy, tuż pod Sejmem funkcjonuje od
kilku miesięcy punkt aborcyjny. Władze państwa odmówiły zajęcia się tym
miejscem i pozwalają mu swobodnie działać. Karol Nawrocki powinien
podjąć wszelkie starania, by ta obrzydliwość została jak najszybciej
zamknięta. W wolnej Polsce nie ma miejsca na działalność ludzi, którzy –
tuż pod Sejmem! – z pogwałceniem prawa Bożego i stanowionego pomagają
uśmiercać małych Polaków.
Nowy prezydent powinien zająć się również kwestią in vitro.
Niestety, w związku z fatalną decyzją Andrzeja Dudy z grudnia 2024 roku,
ta procedura jest finansowana z budżetu publicznego. Karol Nawrocki
zapowiedział w kampanii wyborczej, że nie będzie z tym walczyć,
jakkolwiek nie zamierza in vitro również wspierać. Do walki nie ma też
dziś szczególnych narzędzi – ale może uczynić temat in vitro ważnym
elementem rozmów, które będzie prowadzić z politykami prawicy,
przygotowującymi Polskę do wyborów w roku 2027. Jeżeli uda się wówczas
odsunąć Koalicję Obywatelską od władzy, prezydent Nawrocki
powinien stać się liderem, który razem z nową prawicową większością
uporządkuje sprawę tzw. sztucznego zapłodnienia, po prostu raz na zawsze
kończąc z jakimkolwiek państwowym wsparciem dla tego procederu.
Nie może dopuścić, by w tej sprawie dominujący stał się głos
lewoskrętnej części PiS – albo też powinien skutecznie tę część namówić
do porzucenia dotychczasowego stanowiska.
Wreszcie Karol Nawrocki powinien bezwzględnie stać na straży
polskiej suwerenności. Prezydent Andrzej Duda starał się to robić, ale –
nie da się ukryć – kilkukrotnie występował z bardzo złymi inicjatywami.
To przede wszystkim propozycja wpisania członkostwa Polski w Unii
Europejskiej do konstytucji. Rzecz była PR-owo zrozumiała w kontekście
ówczesnych ataków na PiS, oskarżane o chęć nagłego wyprowadzenia Polski z
UE, niemniej jednak jej realizacja miałaby po prostu fatalne
konsekwencje. Karol Nawrocki nie może pozwalać sobie na takie błędy:
został wybrany przez „suwerenistów” po to, żeby Polska pod jego rządami
nie straciła nic z samowładzy, ba, żeby – w miarę możliwości – jeszcze
jej zakres poszerzyła.
To samo dotyczy Ukrainy. Andrzej Duda realizował politykę
zdecydowanego wsparcia tego państwa. Nie chcę oceniać słuszności tej
linii, bo kwestia dotyczy wielu szczegółowych spraw, dla których
właściwej oceny potrzeba byłoby mieć dostęp do znacznie bardziej
wiarygodnych źródeł niż te, które dostępne są publicznie. Można jednak
obiektywnie stwierdzić, że od strony symbolicznej w polityce
ustępującego prezydenta wątek zespolenia polskiego interesu z interesem
ukraińskim wybrzmiał zbyt mocno. To w odbiorze publicznym zaciemniło
nieco podstawową przecież prawdę: żadne państwa nie mają tożsamego
interesu, w tym Polska i Ukraina. Karol Nawrocki deklarował, że będzie
wobec Kijowa bardziej krytyczny, niż jego poprzednik. Dziś to już
oczywiście dalece łatwiejsze, niż w 2022 roku – ale można mieć nadzieję,
że nowemu prezydentowi będzie w ogóle przyświecać zasada bardziej
dobitnego akcentowania prymatu polskiego interesu narodowego.
Słowem, od Karola Nawrockiego trzeba oczekiwać tylko
jednego: pełnienia urzędu prezydenta RP w duchu autentycznej prawicy,
bez żadnych ukłonów w stronę świata liberalnego. Może to za dwa
lata pomóc w sukcesie konserwatystów w wyborach parlamentarnych, a
przede wszystkim – pozwoli nowemu prezydentowi sprawować władzę z
honorem nie tylko w oczach opinii publicznej, ale przede wszystkim w
obliczu samego Boga. Pan Bóg, któremu Karol Nawrocki chce służyć – jak
sam deklarował – jest Bogiem prawdy, a nie zgniłego kompromisu.
– Korona, która symbolizuje władzę i majestat królewski w
tym wypadku usiłowała zmienić znaczenie, pokazując że królewskość
Jezusa oznacza hańbę, poniżenie, upokorzenie. Jednak to nie symbole
nadają znaczenie Bogu – to Bóg nadaje znaczenie symbolom i dlatego ten
cyniczny, swoiście perwersyjny akt wyszydzenia Boga stał się ostatecznie
manifestacją Jego potęgi. Ona nie dokonuje się poprzez przemoc, ale
poprzez miłość posuniętą do radykalnego wyniszczenia, do oddania swojego
życia, przelania krwi za drugiego, Korona cierniowa na Głowie Chrystusa
uzmysławia nieprzemijającą wielkość Jego miłości – mówi ks. prof. Paweł Bortkiewicz.
Wielebny Księże profesorze, w powszechnej świadomości
korona cierniowa, którą założono na głowę Panu Jezusowi, zanim wziął on
na swoje barki krzyż, to kolczasty wieniec. Tak jest ona przedstawiana
na obrazach, na ikonach, w kinematografii etc. Czy faktycznie tak
pierwotnie wyglądała?
Faktycznie ikonografia przedstawia zazwyczaj koronę cierniową jako
rodzaj wieńca nałożonego czy raczej wciśniętego na skronie Chrystusa
Pana. Współcześnie jednak bardzo często pojawia się przekonanie, że ta
korona stanowiła rodzaj czapki obejmującej większy obszar głowy
Chrystusa.
Za kształtem wieńca przemawia jeden ze starożytnych fresków
przedstawiających „cierniem ukoronowanie Pana Jezusa” odnaleziony w
katakumbach z II wieku. Z kolei w ikonografii korona cierniowa była
przedstawiana również w formie diademu, a także skrzyżowania gałązek
cierniowych.
Wydaje się jednak, że współcześnie dominuje przekonanie o koronie
w kształcie czapki, co nie zmienia faktu, że każda z tych postaci
usiłuje pokazać, uświadomić nam niewyobrażalny w istocie ból zadany
Zbawicielowi przez człowieka.
Co w sensie metafizycznym symbolizuje korona cierniowa?
W Starym i Nowym Testamencie ciernie są kojarzone ze śmiercią,
umieraniem, bólem, smutkiem i grzechem. Korona cierniowa została
umieszczona na głowie Jezusa jako sposób na wyśmianie i wyszydzenie Go
podczas procesu ukrzyżowania. Można powiedzieć, że był to straszliwie
cyniczny komentarz do słów Chrystusa, który przed sądem Piłata
przedstawił się, że jest królem, ale zaznaczył, że Jego królestwo nie
jest z tego świata
Korona, która symbolizuje władzę i majestat królewski w tym
wypadku usiłowała zmienić znaczenie, pokazując że królewskość Jezusa
oznacza hańbę, poniżenie, upokorzenie. Jednak to nie symbole nadają
znaczenie Bogu – to Bóg nadaje znaczenie symbolom i dlatego ten
cyniczny, swoiście perwersyjny akt wyszydzenia Boga stał się ostatecznie
manifestacją Jego potęgi. Ona nie dokonuje się poprzez przemoc, ale
poprzez miłość posuniętą do radykalnego wyniszczenia, do oddania swojego
życia, przelania krwi za drugiego, Korona cierniowa na Głowie Chrystusa
uzmysławia nieprzemijającą wielkość Jego miłości.
Dlaczego legioniści rzymscy założyli Panu Jezusowi
koronę cierniową? Przecież samo jej sporządzenie nie było czymś łatwym i
bezbolesnym. Wychodzi na to, że specjalnie cierpieli, aby zadać
Chrystusowi jeszcze większy ból. Tylko po co? Sprawiało im to radość i
dawało satysfakcję?
To chyba bardzo intrygujące w istocie działanie rzymskich
żołnierzy. Istotnie, podejmują wielki wysiłek narażając się na zranienie
po to, by zadać w sposób perwersyjny ból. Może w tym geście zawarta
jest jakaś anatomia ludzkiego grzechu i ludzkiego zła, które
niejednokrotnie w sposób wyrafinowany, z wielką przemyślnością podejmuje
działanie wymierzone przeciw Bogu.
W gruncie rzeczy dzisiaj znajdujemy wiele przykładów
potwierdzających ten styl działania. Przecież chociażby tak
charakterystyczne prowokacje ideologiczne wymierzone przeciwko życiu,
przeciwko miłości małżeńskiej, przeciwko dziecku wymagają wielkiego
wysiłku organizacyjnego, zastosowania swoistej stylistyki, zapewne wielu
godzin spędzonych na przygotowaniu scenariusza i scenografii tych
wydarzeń. A wszystko to po to, by zbrukać miłość, by wykrzyczeć Bogu
swoje „nie” wobec prawdy Jego stworzenia, by zakpić z ludzkiego życia.
Żołnierze rzymscy dokonując tego wszystkiego narażają się na
samookaleczenie, a więc na autodestrukcję, jakby przypominając, że
działanie przeciwko Bogu jest zawsze wejściem na drogę autodestrukcji.
Ci sami żołnierze podejmując całą szyderczą akcję ostatecznie jednak w
sposób niezamierzony wyrażają hołd Bogu. „Witaj Królu żydowski”, choć z
zamierzenia brzmi ironicznie, jest przecież prawdą! Podobnie i dzisiaj
wiele działań podejmowanych w sposób ironiczny czy cyniczny, tak
naprawdę odsłania Boga, który choć atakowany pozostaje Panem życia,
Dawcą miłości, Stworzycielem człowieka, Stwórcą małżeństwa rodziny.
Dlaczego Piłat nie zareagował na „samowolę legionistów” i nie nakazał zdjąć z głowy Pana Jezusa korony cierniowej?
W całym procesie, bardzo zresztą specyficznym i z punktu widzenia
prawa rzymskiego nielegalnym, Piłat balansuje między głosem sumienia a
konformizmem, uległością wobec władzy. Stosuje grę uniku i konformizmu.
Jedna i druga postawa nie jest autentyczna – nie służy budowaniu dobra
wspólnego. Nie służy budowaniu dobra wspólnego tej prowincji rzymskiej,
którą Piłat zarządzał, ale przede wszystkim nie służy budowaniu dobra w
życiu samego Piłata.
Przyzwolenie na śmierć Jezusa nie jest zachowaniem postawy
biernej wobec Boga. Nie można przyjąć postawy zupełnej neutralności, gdy
staje się w obliczu Boga. Ta pozorna neutralność oskarża Piłata.
Podobnie dzisiaj, gdy niejednokrotnie próbujemy w kwestiach moralnych
zająć postawę neutralną, postawę nazywaną niekiedy „etyką niezależną”, w
gruncie rzeczy zajmujemy stanowisko. Jest to stanowisko destrukcyjne.
Każda zdrada prawdy jest destrukcją.
Jeszcze jedna myśl. Włoski myśliciel Giorgio Agamben napisał
komentując sąd Piłata nad Jezusem: „w rzeczy samej, dwóch sędziów i dwa
królestwa stoją tu jedno przed drugim bez szansy na dojście do
porozumienia. W ogóle nie jest jasne, kto kogo sądzi: sędzia dysponujący
legalną władzą ziemską czy też ten reprezentujący królestwo nie z tego
świata, którego sędzią uczyniono tu dla pośmiewiska”. Cała ta scena
odczytywana po wiekach, zdaje się jednoznacznie pokazywać, że sąd
człowieka nad Bogiem jest tak naprawdę wstrząsającym sądem Boga nad
człowiekiem.
Kościół od wieków głosi, że rany zadawane przez
koronę odpowiadają tym grzechom, które popełniamy dla czystej
satysfakcji czynienia krzywdy drugiemu człowiekowi. Niestety na
przestrzeni lat pojęcie krzywdy mocno się zmieniło. Ja i Ksiądz profesor
nazwiemy krzywdą aborcję, a nasi przeciwnicy ideowi będą mówić o
„wolnym wyborze”. Ja i Ksiądz profesor nazwiemy krzywdą tzw. „zmianę
płci”, a nasi przeciwnicy ideowi powiedzą, że to „wolność”. Można
popełnić grzech, wyrządzić krzywdę nie wiedząc o tym?
Niewątpliwie kwestia świadomości jest niezwykle ważna, wręcz
decydująca w rozeznaniu ludzkiego grzechu .Mówimy przecież, że grzech
jest świadomym i dobrowolnym wykroczeniem przeciwko prawu Bożemu, albo
świadomym i dobrowolnym odwróceniem się od Boga, a zwróceniem ku
stworzeniu. Świadomość i dobrowolność wydobywane w tych określeniach
mogą być ograniczane czynnikami, które tradycyjna etyka i teologia
moralna nazywa „przeszkodami” ludzkiego czynu. Jedną z takich przeszkód
dotyczących świadomości jest ignorancja.
Niewątpliwie mogą istnieć sytuacje, w których człowiek działa w
pewnej niewiedzy, nie mogąc uzyskać w tym zakresie jasności opinii i
oceny. Jednak w tych sytuacjach, o których mówimy, w sytuacjach
najbardziej newralgicznych, dotycząc kwestii takich jak życie ludzkie,
sposób jego przekazywania, kształt miłości, tożsamość płciowa, kształt
małżeństwa – powoływanie się na ignorancję jest albo nieprawdziwe, albo
może być przejawem powoływania się na ignorancje zawinioną.
Przypuśćmy, że ktoś nie wie na czym polega zło zapłodnienia in
vitro. W tej chwili nie ma najmniejszego problemu, aby rozeznać tę ocenę
moralną z punktu widzenia nauczania Kościoła – autentycznego nauczania
Kościoła zawartego w Katechizmie, w dokumentach papieskich, dokumentach
kongregacji papieskich. Wystarczy po prostu sięgnąć do internetu, do
publikacji. Odpowiedzi w tym zakresie, czyli wskazania postępowania są
jednoznaczne. Nie budzą wątpliwości. Powoływanie się na nieświadomość,
na niewiedzę jest zatem dzisiaj raczej próbą samousprawiedliwienia, a
dokładniej mówiąc samozakłamania. To jednak oznacza zwiększenie
odpowiedzialności moralnej za własne postępowanie.
Większość naukowców uważa, że koronę cierniową zabrał
jeden z uczniów obecnych przy złożeniu jego ciała do grobu. Robiąc to
złamał ów uczeń żydowskie prawo nakazujące grzebać ze skazanym na śmierć
człowiekiem wszystkie przedmioty, które miały kontakt z jego krwią,
ponieważ uważane były za nieczyste. Co Żydzi rozumieli pod pojęciem
„nieczyste”? Dlaczego ich zdaniem powrót do miasta takich przedmiotów
uczyniłby miasto „nieczystym” i co by to oznaczało?
Nieczystość oznaczała stan bycia splugawionym. Mogła oznaczać też
czynność, która do takiego stanu doprowadzała. Samo pojęcie było bardzo
istotne w starotestamentalnym przedstawianiu świętości. Jak pokazuje
Stary Testament, wiele rzeczy mogło uczynić Izrael rytualnie nieczystym
lub skażonym – menstruacja, poród, dotykanie zwłok. Nieczystość mogła
być też ceremonialnie przenoszona na innych. Każdy osobisty kontakt z
kimś nieczystym powodował, że kontaktujący się zaciągał nieczystość.
Taki człowiek stawał się oddzielany od społeczności. Nie wolno mu było
oddawać czci w świątyni, ani sprawować kultu w świątyni. Nieczystość
ceremonialna mogła być też znakiem nieczystości moralnej. Tak spoglądano
w starożytnym Izraelu na trąd – chorobę, która uznawana była za
nieuleczalną. A zatem trędowaty był trwale nieczysty, był wyrzutkiem na
całe życie, był postrzegany jako osoba trwale grzeszna.
W tej perspektywie Korona cierniowa, która dotykała Ciała
umęczonego, ale przede wszystkim Ciała zabitego stawała się nieczysta i
stawała się nośnikiem nieczystości. Gest zabrania tej Korony przez
dokonującego pochówku Jezusa, świadczył o przełomie, jaki nastąpił na
skutek nauczania Chrystusa Pana. Bo to Chrystus pokazywał, że źródło
nieczystości nie tkwi w przedmiotach materialnych. Źródłem nieczystości
są ludzkie wnętrza. Jednocześnie ta scena może ukazywać niezwykłą potęgę
Chrystusa nadającego nowe znaczenie tradycyjnym znakom. Tak jak sam
Krzyż za sprawą Chrystusa z szubienicy dla niewolników stał się
narzędziem zbawienia, tak i Korona cierniowa – znak upokorzenia, stała
się świętą relikwią dającą uczniom Chrystusa moc w cierpieniach.
W popkulturze wytworzyło się przekonanie, że korona
cierniowa to „magiczny artefakt”. To samo obserwowaliśmy w przypadku
Świętego Grala. Skąd u tak wielu zarówno twórców, jak i odbiorców
popkultury potrzeba „umagicznienia” chrześcijaństwa? Dlaczego próbuje
się nam wmówić np. że to jeden, czy drugi przedmiot, artefakt, a nie Pan
Bóg uzdrawia?
Pozwolę sobie zacząć od pewnego wspomnienia. Niedawno słyszałem o
bardzo interesującym numizmacie upamiętniającym inwazję aliantów w
Normandii prowadzącą do zakończenia II wojny światowej. Cenne numizmaty,
posiadające wartość z racji kruszcu i nominału, zostały w tej kolekcji
wzbogacone przewiezieniem ich przez teren wojennych batalii, a także
dodaniem do zestawów niewielkich fragmentów oryginalnych mundurów z
czasów tamtych walk. Przypominam tę historię, bo człowiek w kulturze
laickiej nadal pozostaje istotą duchowo-cielesną i potrzebuje różnych
form zapośredniczenia z przeszłością, tradycją, wymiarem duchowym.
Zapośredniczenia poprzez artefakty. Nie powinno zatem dziwić to, że w
katolicyzmie człowiek także dokonuje zapośredniczenia poprzez
pielgrzymki czy poprzez relikwię. Z jedną zasadniczą różnicą. W
przypadku kultury laickiej to zapośredniczenie buduje pewną sferę
emocji, wrażeń, pamięci. W katolicyzmie buduje odniesienie do
rzeczywistego działania Boga, które ma moc zmieniać ludzkie życie. To
nie jest działanie magii, to jest działanie zbawcze Boga. Dlatego tak
bardzo ważną, a wręcz bezcenną pozostaje w tradycji katolickiej relikwia
cierniowej Korony.
Europoseł Grzegorz Braun oraz poseł do Sejmu RP Roman Fritz
dokonali zatrzymania doktor Gizeli Jagielskiej, która według medialnych
informacji miała zabić w oleśnickim szpitalu nienarodzonego,
9-miesięcznego chłopca – poinformowała w mediach społecznościowych
Justyna Krasowicz, współpracująca z kandydatem na urząd prezydenta
europosłem.
„Gizela Jagielska, dokonująca najwięcej aborcji w Polsce, która
prawdopodobnie dopuściła się zabicia dziecka poprzez wstrzyknięcie
chlorku potasu do serca dziecka w łonie matki w 9. miesiącu ciąży,
została zatrzymana przez posłów: Grzegorza Brauna i Romana Fritza” –
czytamy na facebookowym profilu działaczki Konfederacji Korony Polskiej.
„Na miejsce została wezwana policja” – dodała Krasowicz.
Zapowiedziała też złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa
przez ginekolog z Oleśnicy. „To dobra wiadomość. Nie możemy pozwolić aby
aborterzy byli bezkarni” – podkreśliła.
Maryja powiedziała bł. Hiacyncie z Fatimy: „Najwięcej ludzi trafia do piekła przez grzechy nieczystości”.
W Liście Judy czytamy: „Ci właśnie na waszych agapach są zakałami,
bez obawy oddają się rozpuście… samych siebie pasą… obłoki bez wody
wiatrami unoszone… drzewa jesienne nie mające owocu, po dwakroć uschłe,
wykorzenione… rozhukane bałwany morskie wypluwające swoją hańbę… gwiazdy
zbłąkane, dla których nieprzeniknione ciemności na wieki przeznaczone”
(Jd 12-13). Gwiazdy zbłąkane to metafora do upadłych aniołów, których
los potępienia podzielą rozpustnicy! „Dopiero na Sądzie Ostatecznym
poznamy, ilu to ludzi wtrąciła nieczystość na wieczne potępienie. Tak,
bracia moi, grzech ten jest okropnie szkaradnym i dlatego ludzie
tajemnie go popełniają. Chcą go nawet ukryć w oczach własnych, bo dobrze
wiedzą, jak ich upadla” – mówi św. Jan Vianney. Grzech nieczystości
jest więc generalnie grzechem ciężkim. Choć oczywiście wina moralna może
być w konkretnym przypadku mniejsza poprzez okoliczności łagodzące.
Apostoł Paweł poucza, że człowiek może „doprowadzić siebie do
zatwardziałości i oddać się rozpuście, popełniając zachłannie wszelkiego
rodzaju grzechy nieczyste” (Ef 4,19). Grzech ten pociąga bowiem za sobą
szukanie coraz to mocniejszych doznań, bodźców… Doświadczenia seksualne
wdrukowują się w nas i popęd seksualny niewłaściwie realizowany staje
się nałogiem. Wtedy stajemy się niewolnikami własnego popędu
seksualnego. Tak jakby ogon machał psem, a nie pies ogonem! Są to nałogi
bardzo trudne do pokonania! Potwierdza to wiele świadectw ludzi.
Polecam również wykład egzorcysty ks. Piotra Glassa pt. „Demony seksu”.
Ukazuje jak dochodzi również do opętania poprzez grzechy nieczyste!
O powadze tego grzechu świadczy scena, którą mistycznie zobaczyła św.
Faustyna: „Ujrzałam Pana Jezusa przywiązanego do słupa, z szat
obnażonego, i zaraz nastąpiło biczowanie. (…) I dał mi Jezus poznać, za
jakie grzechy poddał się biczowaniu, są to grzechy nieczyste”
(Dzienniczek, nr 445). A okrucieństwo rzymskiego biczowania widzieliśmy
chociażby w filmie „Pasja” Mela Gibsona. Św. Piotr napisał o
popełniających nieczystość: „Za przyjemność uważając rozpustę uprawianą z
dnia, jako zakały i plugawcy pławią się w tych uciechach, gdy z wami są
przy stole. Oczy mając pełne kobiety cudzołożnej i niesyte grzechu,
uwodzą oni dusze niestałe. (…) Wypowiadając bowiem słowa górnolotne a
próżne, uwodzą żądzami cielesnymi i rozpustą (…). Wolność im głoszą, a
sami są niewolnikami zepsucia” (2 P 2,13-19). Ci wszyscy, którzy
stworzyli ideologię gender są niewolnikami zepsucia i psują moralność
innych. Wg tej ideologii płeć jest jedynie tworem kulturowo-społecznym.
Niektórzy wyliczają 56 płci. Stąd nie istnieją żadne zasady moralne,
każdy realizuje się seksualnie wg własnych potrzeb. Ta ideologia jest
opracowana w podręczniki, programy nauczania i wtłaczana powoli w system
edukacji! To prowadzi do zaburzeń osobowości oraz zupełnej rozwiązłości
seksualnej u dzieci. Rozbije to rodzinę i zdeprawuje społeczeństwo.
Grzech nieczysty prowadzi ludzi do ustanawiania praw sprzecznych nie
tylko z moralnością, ale i z prawem naturalnym! Raport Światowej
Organizacji Zdrowia promuje edukację seksualną typu B. Według niej
dzieci do lat 4 mają wiedzieć o masturbacji, dzieci do lat 6 powinny
wiedzieć czym jest miłość homoseksualna, do lat 9 umieć znać metody
antykoncepcji, a do lat 12 ją stosować, do lat 15 znać rodzaje związków!
Mamy więc doświadczenia z systemowym niszczeniem czystości serc nawet
najmłodszych.
Św. Jan Maria Vianney w kazaniu o grzechu nieczystym mówił: „Chcąc
wam należycie przedstawić ciężkość tego przeklętego grzechu, który tyle
dusz wiedzie na stracenie, należałoby otworzyć przed waszymi oczyma
piekło z całą jego grozą i wskazać, jak strasznie chłoszcze wszechmoc
Boża nieszczęśliwe ofiary tego występku. – Przyznacie, że człowiek nie
zdoła pojąć należycie szkarady tego grzechu i surowości Bożej, która
karze na wieki nieczystych. Powiem tylko tyle, że kto popełnia grzech
nieczysty, dopuszcza się pewnego rodzaju świętokradztwa, bo znieważa
członki Chrystusowe i świątynię Ducha Świętego, którą jest nasze ciało
(1 Kor 6,15.19). Z tego można choć nieco pojąć, jak wielką obrazą Bożą
jest ten grzech i na jak wielkie zasługuje kary”. Dokonujemy więc przez
ten grzech profanacji ciała, które ma zmartwychwstać w chwale!
Św. Paweł wołał: „Strzeżcie się rozpusty. (…) Czyż nie wiecie, że
ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego
macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?” (1 Kor 6,
18-19). Akt małżeński jest rzeczywistością sakrum. Jest uczestnictwem
rodziców w wielkim darze dawania nowego życia. Tego daru nie otrzymali
nawet aniołowie!
Katechizm św. Piusa X mówi: „Nieczystość jest nader poważnym grzechem
w oczach Boga i ludzi, gdyż zniża człowieka do poziomu nierozumnych
zwierząt, pociąga do wielu innych grzechów i wad, a także przynosi
najstraszniejsze kary zarówno w życiu doczesnym jak i w przyszłym”.
Wiemy, że Sodoma i Gomora zostały zniszczone z powodu grzechów
nieczystych, grzechów homoseksualizmu. „Krzyk Sodomy i Gomory rozmnożył
się i grzech ich zbytnie ociężał” (Rdz 18,20). „Jak Sodoma i Gomora, i
okoliczne miasta – (…) oddawszy się rozpuście i pożądaniu cudzego ciała –
stanowią przykład przez to, że ponoszą karę wiecznego ognia” (Jd 7).
Podobnie Pompeje, w których kwitły domy rozpusty zniszczone zostały z
powodu wybuchu Wezuwiusza. Wiemy też jakie skutki przyniósł grzech
cudzołóstwa, którego dopuścił się król Dawid.
Organizacje patriotyczne, konserwatywne, katolickie i
społeczne w Polsce i na całym świecie dostały kolejny sygnał, że można.
Że się da. Że nie warto się poddawać. Że trzeba budować. Że można
codziennie publikować teksty przeciwko polityce WHO i zachęcać swój kraj
do opuszczenia jej, gdy wszyscy wokół się z tego pomysłu nabijają – bo
nagle okazuje się, że może to z dnia na dzień zrobić wielkie światowe
mocarstwo – pisze Krystian Kratiuk na profilu Facebook. A jak zauważa,
światowe poruszenie Donaldem Trumpem wynika z przypomnienia, że to o co
walczymy, jest realne, choć tak często wydaje się być przegrane.
**
Widzę ogólne poruszenie po kolejnej fali radości, jaka wylewa się
z kont polskich konserwatystów, katolików, kontrrewolucjonistów,
antysystemowców, patriotów, po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa. Dostrzegam
rytualne odcinanie się od tej radości, podkreślanie jakim to łotrem w
życiu prywatnym bywa Trump, jaki to niemądry bywa w swej ekspresji Musk,
i przypominanie, że przecież to są władcy USA a nie Polski. Spoglądam
też na tych, którzy dziwią się temu dość powszechnemu poruszeniu.
Spieszę zatem wyjaśnić – jestem przekonany, że owa fala entuzjazmu
nie wynika z tego, że ktoś postrzega Trumpa jako zbawiciela (to byłaby
wyjątkowo głupia herezja), wybawcę Polski (to byłby politologiczny
idiotyzm), polityka idealnego (takich nie ma), albo przedstawiciela Boga
w USA (tak rzeczywiście wydaje się postrzegać Trump, ale to głównie
jego problem).
Z czego więc wynika to masowe zainteresowanie i poruszenie? Z
tego, że Amerykanom udało się to, co u nas wskazuje się jako absolutnie
niemożliwe. Jako zakazane. Jako fejk-news nawet w kategoriach nadziei. I
nie chodzi o zwycięstwo tego czy innego konkretnego człowieka, ale o
przełamanie (być może chwilowe, być może pozorne – zobaczymy) tego, co
miało być już zadekretowane na zawsze. Historia uczy przecież, że
niezwykle rzadko udaje się cofnąć rewolucję, szczególnie tę
ideologiczną, zatruwającą masy a potem implementowaną obowiązkowo
odgórnie.
A Amerykanie, w swym potężnym ruchu, pokazali że jest to możliwe.
Że ideologie WOKE, klimatyzmu, pandemizmu i gender, których efektem
były te wszystkie bzdury, których aż szkoda czasu tu wyliczać, można
zatrzymać i cofnąć. Dzięki wytrwałej pracy u podstaw, budowaniu
dziesiątek mediów internetowych i radiowych, budowaniu formalnych i
nieformalnych stowarzyszeń – i drugim efektem tej pracy (być może
chwilowym i efemerycznym) są wyniki wyborów a w konsekwencji Trump w
Białym Domu. Pierwszym efektem jest natomiast częściowe, ale dość
doniosłe, przebudzenie społeczeństwa już kilka, kilkanaście miesięcy
temu. Ono naprawdę jest imponujące, biorąc pod uwagę to przeciwko jak
ogromnej machinie musieli się zbuntować.
Organizacje patriotyczne, konserwatywne, katolickie i społeczne w
Polsce i na całym świecie dostały kolejny sygnał, że można. Że się da.
Że nie warto się poddawać. Że trzeba budować. Że można codziennie
publikować teksty przeciwko polityce WHO i zachęcać swój kraj do
opuszczenia jej, gdy wszyscy wokół się z tego pomysłu nabijają – bo
nagle okazuje się, że może to z dnia na dzień zrobić wielkie światowe
mocarstwo. Że można przypominać, że są tylko dwie płcie. Albo, że można
mieć inny pomysł na ochronę przyrody i planety, niż pomysły globalistów.
I tak dalej. I tym podobne.
Tak więc, poruszenie nie wynika (a przynajmniej nie powinno) z
miłości do Trumpa, do amerykańskich protestantów, z podziwu dla Muska, z
elegancji Melanii ani nawet z kalkulacji geopolitycznych, bo te
rzeczywiście mogą okazać się zaskakujące. Poruszenie to wynika z
przypomnienia, że to o co walczymy, jest realne. A przecież tak często
wydaje się przegrane, bo przecież „cały świat jest przeciw”. Guzik
prawda.
(fot. EPA/ANGELINA KATSANIS / POOL
Dostawca: PAP/EPA.)
– Od tej pory będzie to oficjalną polityką USA, że są tylko dwie płci – mężczyźni i kobiety – powiedział w przemówieniu inaugurującym swoją prezydenturę, jako 47. Prezydenta USA Donald Trump.
Słowa Trumpa stanowią potwierdzenie jego wcześniejszych
zapowiedzi dotyczących walki z ideologią woke i gender. „Decyzja ta ma
zakończyć radykalne i marnotrawne programy różnorodności, równości i
włączenia w agencjach federalnych”, zauważa NBC News.
Walka z „ideologiami płciowymi”, to częścią szerszej agendy
Donalda Trumpa, którą nowy prezydent USA nazywa „przywracaniem zdrowego
rozsądku” Ameryce.
Pierwsze rozporządzenie Trumpa w tej materii ma na celu obronę kobiet
przed ekstremizmem ideologii płciowej i przywrócenie „biologicznej
prawdy” w rządzie federalnym. Wymaga ono używania terminu „płeć” zamiast
„gender” oraz zapewnienia, że dokumenty rządowe, takie jak paszporty i
wizy, dokładnie odzwierciedlają płeć.
„Rozporządzenie to uniemożliwi również finansowanie z podatków opieki zdrowotnej związanej z tranzycją płciową oraz doda prywatność w intymnych przestrzeniach w takich miejscach jak więzienia czy schroniska dla migrantów”, czytamy na wp.pl.
„Drugie rozporządzenie ma na celu zakończenie radykalnych i marnotrawnych programów DEI (diversity, equity, and inclusion – różnorodność, równość i włączenie społeczne – red.) w rządzie federalnym”, dodaje wp.pl.
Kardynał Müller ostrzega przed podporządkowaniem Kościoła ideologicznym przywódcom
"Korzeniem
zła nie jest 'klerykalizm', czymkolwiek by on nie był, ale odrzucenie
prawdy i moralna rozwiązłość" - powiedział kardynał Gerhard Müller w
homilii na konferencji duchowieństwa w Rzymie 14 stycznia.
Dodał, że zepsucie zdrowej doktryny prowadzi do zepsucia moralności.
Prawdziwą
reformą, powiedział, nie jest "sekularyzacja Kościoła i poddanie jego
przywódców ideologii woke ", ale uświęcenie papieża i duchowieństwa.
Kościół
"nie jest przyziemną agencją poprawy świata", a ksiądz "nie jest
funkcjonariuszem ruchu społeczno-religijnego o romantycznym lub
rewolucyjnym charakterze".
"Nie powinniśmy uważać się za ważnych w
kwestiach drugorzędnych i realizować program innych, którzy nie chcą
wierzyć, że tylko Bóg jest źródłem i jedynym celem człowieka i całego
stworzenia".
"Prawdziwym zagrożeniem dla ludzkości są dziś gazy cieplarniane grzechu i globalne ocieplenie niewiary oraz transhumanistyczny upadek moralności, kiedy nikt już nie wie ani nie uczy różnicy między dobrem a złem".
Kardynał
Müller ostrzega przed pomysłem [Franciszka], że dogmat chrześcijański
nie jest już podstawą i kryterium moralności i nie ma już charakteru
duszpasterskiego: "Herezja chrystologiczna polega na przeciwstawianiu
sobie Chrystusa jako nauczyciela boskiej prawdy i Chrystusa jako
dobrego pasterza".
Kościół katolicki i jego
świadczenie o Bogu – pokazujące człowiekowi drogę moralną przez świat
charakteryzowany zaniedbaniem – jako ostatnie schronienie. I mamy
przywództwo Kościoła, które zaciemnia tę ścieżkę swoimi działaniami” –
pisze szwajcarski ksiądz Martin Grichting.
Duchowny
przywołuje charakterystyczne doświadczenie J.D. Vance’a i jego drogę do
Kościoła katolickiego, które pokazują, że to nie „synodalizm ani
retoryka szpitala polowego czy peryferii go przekonały”. W swojej
autobiografii Hillbilly Elegy (Elegia prostaka) z 2016 r.
obecny wiceprezydent USA opisuje „przerażający obraz
północnoamerykańskiego społeczeństwa” – pisze ks. Grichting. I nie
chodzi tu tylko o upadek gospodarczy, ale także o upadek społeczny,
którego przejawami jest rozkład „podstawowej komórki społecznej”, czyli
rodziny: rozwody i liczne związki partnerskie, gdzie dziecko żyje mając
zmieniających się ojców i przyrodnie rodzeństwo, którego nawet nie zna.
„Vance dorastał w tym chaosie”.
Jak
pisze sam Vance: „W zależności od tego, jak liczyłem, prawdopodobnie
miałem około tuzin przyrodniego rodzeństwa. (...) Ostatecznie nauczyłem
się z tego tylko jednego: nie możesz polegać na nikim”. Choć dziadkowie
wiceprezydenta usiłowali go „ocalić”, wychowując go w protestantyzmie,
to nie było to rozwiązanie problemu. Ów protestantyzm „był pozbawiony
treści i instytucji”, charakteryzował się „ciasnym moralizmem i
fantazjami o końca świata”. A to „nie wiodło do wiary w
chrześcijańskiego Boga jednakże, ale do ateizmu” – pisze ks. Grichting.
Vance
mimo to nawrócił się w 2020 na katolicyzm. Jak wyjaśnia szwajcarski
duchowny do Kościoła katolickiego doprowadził go fakt, że jest to
„jedyne schronienie w morzu zaniedbania rodziny, dezorientacji,
wokeizmu, narkotyków i kapitalistycznej chciwości”. Sam Vance
zatytułował rozdział poświęcony swojemu nawróceniu: „Jak dołączyłem do
ruchu oporu”. Pomogło mu studiowanie św. Augustyna, aym motywem nawrócenia” obecnego wiceprezydenta, ks.
Grichting stwierdza, że „chaos moralny, w którym dorastał Vance, odegrał
ważną rolę. Nauczanie Kościoła katolickiego o małżeństwie i rodzinie
niemaen dramat, który
(...) dominuje (...) w dużej części świata Zachodu, należy stwierdzić,
że obecne przywództwo Kościoła katolickiego żyje we wszechświecie
równoległym”.
Jak
bowiem ks. Grichting dodaje dalej: „To nierozerwalność małżeństwa
chrześcijańskiego jest istotna dla fundamentów społeczeństwa, które nie
jest dekadenckie. To właśnie ta nierozerwalność jest tym, co obecny
papież podważył zniekształcając procedury stwierdzenia nieważności
małżeństwa do takiego stopnia, że mogą one być i są wykorzystywane w
służbie katolickiego rozwodu”.
Autor, który jest profesorem prawa kanonicznego, zaznacza, że „teoretycznie” adhortacja Amoris laetitia
„utrzymała w mocy nierozerwalność chrześcijańskiego małżeństwa”, jednak
problem jest w tzw. „duszpasterskim rozeznaniu”. Wiedzie ono bowiem w
konsekwencji do tego, że „każdy, niezależnie od swojego statusu
rodzinnego, idzie teraz przyjąć Komunię z czystym sumieniem”. A zatem „dla przywództwa Kościoła nie ma już nierozerwalnego małżeństwa chrześcijańskiego”.
Ks. Grichting wskazuje też na problem z błogosławieniem par jednopłciowych, które jego zdaniem „zalegalizowało pary
homoseksualne w Stolicy Apostolskiej”. A tymczasem dla opinii
publicznej w postchrześcijańskim świecie „liczy się praktyka, a nie
gołosłowne poparcie” dla chrześcijańskiej wizji małżeństwa jako związku
kobiety i mężczyzny. „Flirt obecnego papieża z homoseksualistami, osobami trans i innymi aktywistami woke dalej podkreśla, jak należy rozumieć rzeczywistość” – pisze duchowny.
Zdaniem
szwajcarskiego księdza hierarcha obecnego Kościoła nie pomaga wiernym
„przetrwać jako chrześcijanie w metafizycznym chaosie nihilistycznie
rozumianej wolności”. Zajmuje się zamiast tego „oderwanymi dyskusjami o
zagadnieniach strukturalnych. To wszystko wyjawia zatrważający stopień
ślepoty”. Biskupi milczą, bo boją się utraty pozycji w Kościele. „Gdyby
nie rosnąca liczba wołań z mroków metafizycznego porzucenia, które są
świadectwem ukrytego działania Ducha Świętego, byłoby to rozpaczliwe” –
konkluduje ks. Grichting w tekście zamieszczonym przez „Life Site News”.