Krystian Kratiuk: Trump przypomina nam, że to o co walczymy, jest realne!
Organizacje patriotyczne, konserwatywne, katolickie i społeczne w Polsce i na całym świecie dostały kolejny sygnał, że można. Że się da. Że nie warto się poddawać. Że trzeba budować. Że można codziennie publikować teksty przeciwko polityce WHO i zachęcać swój kraj do opuszczenia jej, gdy wszyscy wokół się z tego pomysłu nabijają – bo nagle okazuje się, że może to z dnia na dzień zrobić wielkie światowe mocarstwo – pisze Krystian Kratiuk na profilu Facebook. A jak zauważa, światowe poruszenie Donaldem Trumpem wynika z przypomnienia, że to o co walczymy, jest realne, choć tak często wydaje się być przegrane.
**
Widzę ogólne poruszenie po kolejnej fali radości, jaka wylewa się z kont polskich konserwatystów, katolików, kontrrewolucjonistów, antysystemowców, patriotów, po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa. Dostrzegam rytualne odcinanie się od tej radości, podkreślanie jakim to łotrem w życiu prywatnym bywa Trump, jaki to niemądry bywa w swej ekspresji Musk, i przypominanie, że przecież to są władcy USA a nie Polski. Spoglądam też na tych, którzy dziwią się temu dość powszechnemu poruszeniu.
Spieszę zatem wyjaśnić – jestem przekonany, że owa fala entuzjazmu nie wynika z tego, że ktoś postrzega Trumpa jako zbawiciela (to byłaby wyjątkowo głupia herezja), wybawcę Polski (to byłby politologiczny idiotyzm), polityka idealnego (takich nie ma), albo przedstawiciela Boga w USA (tak rzeczywiście wydaje się postrzegać Trump, ale to głównie jego problem).
Z czego więc wynika to masowe zainteresowanie i poruszenie? Z tego, że Amerykanom udało się to, co u nas wskazuje się jako absolutnie niemożliwe. Jako zakazane. Jako fejk-news nawet w kategoriach nadziei. I nie chodzi o zwycięstwo tego czy innego konkretnego człowieka, ale o przełamanie (być może chwilowe, być może pozorne – zobaczymy) tego, co miało być już zadekretowane na zawsze. Historia uczy przecież, że niezwykle rzadko udaje się cofnąć rewolucję, szczególnie tę ideologiczną, zatruwającą masy a potem implementowaną obowiązkowo odgórnie.
A Amerykanie, w swym potężnym ruchu, pokazali że jest to możliwe. Że ideologie WOKE, klimatyzmu, pandemizmu i gender, których efektem były te wszystkie bzdury, których aż szkoda czasu tu wyliczać, można zatrzymać i cofnąć. Dzięki wytrwałej pracy u podstaw, budowaniu dziesiątek mediów internetowych i radiowych, budowaniu formalnych i nieformalnych stowarzyszeń – i drugim efektem tej pracy (być może chwilowym i efemerycznym) są wyniki wyborów a w konsekwencji Trump w Białym Domu. Pierwszym efektem jest natomiast częściowe, ale dość doniosłe, przebudzenie społeczeństwa już kilka, kilkanaście miesięcy temu. Ono naprawdę jest imponujące, biorąc pod uwagę to przeciwko jak ogromnej machinie musieli się zbuntować.
Organizacje patriotyczne, konserwatywne, katolickie i społeczne w Polsce i na całym świecie dostały kolejny sygnał, że można. Że się da. Że nie warto się poddawać. Że trzeba budować. Że można codziennie publikować teksty przeciwko polityce WHO i zachęcać swój kraj do opuszczenia jej, gdy wszyscy wokół się z tego pomysłu nabijają – bo nagle okazuje się, że może to z dnia na dzień zrobić wielkie światowe mocarstwo. Że można przypominać, że są tylko dwie płcie. Albo, że można mieć inny pomysł na ochronę przyrody i planety, niż pomysły globalistów. I tak dalej. I tym podobne.
Tak więc, poruszenie nie wynika (a przynajmniej nie powinno) z miłości do Trumpa, do amerykańskich protestantów, z podziwu dla Muska, z elegancji Melanii ani nawet z kalkulacji geopolitycznych, bo te rzeczywiście mogą okazać się zaskakujące. Poruszenie to wynika z przypomnienia, że to o co walczymy, jest realne. A przecież tak często wydaje się przegrane, bo przecież „cały świat jest przeciw”. Guzik prawda.
Krystian Kratiuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz