poniedziałek, 29 lipca 2019

„Gdyby mnie trafił, to pewnie by zabił. Oni byli w jakiejś diabelskiej furii”. Ksiądz o ataku w Szczecinie

„Gdyby mnie trafił, to pewnie by zabił. Oni byli w jakiejś diabelskiej furii”. Ksiądz o ataku w Szczecinie

„Gdyby mnie trafił, to pewnie by zabił. Oni byli w jakiejś diabelskiej furii”. Ksiądz o ataku w Szczecinie
fot. tvp.info

„Rzucił się na mnie, zaczął mnie atakować (…) Gdyby mnie trafił, to pewnie by zabił. Oni byli w jakiejś diabelskiej furii” – mówił na gorąco ks. prałat Aleksander Ziejewski, poszkodowany podczas ataku w bazylice św. Jana Chrzciciela.

W niedzielę około godziny 17.00 w bazylice św. Jana Chrzciciela w Szczecinie doszło do ataku na osoby duchowne i zakrystiankę. Dwóch mężczyzn pobiło i zbluzgało kapłanów, zażądali wydania ornatów ponieważ „chcieli udzielić sobie ślubu”, a także mieli bić jednego z księży różańcem. Sprawę na gorąco skomentował jeden z posługujących w bazylice kapłanów.

- Dwóch stało wewnątrz (…) jeden stojący, a drugi że się niby modli. Ja mówię, proszę Pana, to nie jest miejsce na modlitwę, to jest zakrystia, zaplecze, proszę wyjść. On wtedy się rozsierdził, rzucił się na mnie – relacjonuje niedzielne wydarzenia ks. prałat Aleksander Ziejewski.

Uderzył mnie kilka razy, ja się zachwiałem, byłem cały zakrwawiony – kontynuował.
Zaatakowany ksiądz stwierdził, że jeden z napastników, który go uderzył, miał coś w ręku. – Gdyby mnie trafił, to pewnie by zabił. Oni byli w jakiejś diabelskiej furii. Bluzgali, nie będę tego powtarzał. Kościelny próbował mnie zasłonić, też go uderzyli i ma szwy. Popychali panią zakrystiankę – powiedział ks. Aleksander Ziejewski.

Napastnicy mieli domagać się wydania ornatów i różańców. Chcieli dokonać świętokradztwa poprzez odprawienie mszy i udzielenia sobie wzajemnie homoślubu. Jeden z nich miał się zastanawiać, czy ma przy sobie obrączki. Według niektórych mieli w planach też okraść świątynię.

Oświadczenie w tej sprawie wydał rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej, ks. Sławomir Zyga.
Sprawcy weszli do zakrystii w środku dnia - przed wieczorną Mszą św., więc najprawdopodobniej spodziewali się, że ktoś w tej zakrystii będzie - i zaczęli się awanturować. To nie wygląda na napaść na tle rabunkowym - ocenił. - Polecamy modlitwie ofiary tego brutalnego pobicia jak również prosimy o modlitwę w intencji nawrócenia i opamiętanie się sprawców - dodał.

Źródło: tvp.info / telewizjarepublika.pl
PR  

DATA: 2019-07-29 13:07
 
 
Podziel się:  
 
 
 
drukuj
 
Udostępnij


Read more: http://www.pch24.pl/gdyby-mnie-trafil--to-pewnie-by-zabil--oni-byli-w-jakiejs-diabelskiej-furii--ksiadz-o-ataku-w-szczecinie-pch,69806,i.html?utm_source=facebook&utm_medium=social&utm_campaign=post&utm_term=pch#ixzz5v4PZ4eEb

Brutalny atak na księdza w szczecińskiej bazylice. Proboszcz pobity różańcem, bo nie chciał dopuścić do świętokradzkiej mszy


Ks. Jan Pęzioł: chrońmy siebie, nasze małżeństwa, nasze rodziny i Matkę Bożą

Ks. Jan Pęzioł: chrońmy siebie, nasze małżeństwa, nasze rodziny i Matkę Bożą

Zraniona miłość Boża - ks. Piotr Glas

Szatan nie może przyjść sam od siebie, chyba, że jest to za zezwoleniem Boga, jak u Hioba. Ale szatan przeważnie przychodzi na nasze zaproszenie. Zapraszamy go do życia - mówił ks. Piotr Glas

- Szatan nie może przyjść sam od siebie, chyba, że jest to za zezwoleniem Boga, jak u Hioba. Ale szatan przeważnie przychodzi na nasze zaproszenie. Zapraszamy go do życia - mówił ks. Piotr Glas
- Ludzie mówią, że nigdy szatana nie zapraszali. Jedno zdanie, niewinne, człowiek może nawet tego nie pamiętać, a potem całe życie jest problem. Szatan przychodzi na zaproszenie. Oczywiście otwiera się wiele furtek - dodawał
 - Nieraz mówią ludzie, że egzorcyzmy to średniowiecze. Kościół katolicki zabobony. Największe dochody dzisiaj są z ezoteryki - zaznaczył duchowny
- My chcemy być bogami. Ja swoje życie sobie układam. To jest nasz grzech. Chcemy być niezależni od samego Boga. - dodawał
Ks. Piotr Glas wyjaśniał również jakie metody stosuje szatan.
- Niewybaczenie to picie trucizny z intencją, że kogoś innego szlag trafi. Piję truciznę, czyli sam się truję, ale moja intencja jest, że tego kogoś zabije. Niszczę samego siebie. Większość zniewoleń szatańskich i opętań bierze się z braku przebaczenia - podkreślał duchowny 
- Czy jeśli popełniasz grzech, jesteś szczęsliwy? Tylko na chwilę. W momencie popełnienia grzechu, cierpisz. Szatan wstrzyknął ci głupiego jasia - dodawał
- Kiedy głupi jaś przestaje działać, zaczynają się problemy. Jeżeli człowiek nie jest w stanie stanąć w prawdzie, zacznie dryfować, to zaczną się problemy - mówił
- Nie ma łagodnego przejścia z grzechu do Boga. To zawsze będzie bolało. Nikt nie jest wolny od konsekwencji swoich decyzji - podkreślał
bz/YT

"Niewidzialni" chrześcijanie - ks. Piotr Glas

Ks. prof. Dariusz Oko: Szatański plan genderystów wobec dzieci

Genderyści kierują się demoniczną strategią. Celowo prowokują i dążą do zamieszek, igrają z ludzkim życiem. Jeden z ich polskich przywódców, Janusz Palikot, świadomie wzywa do tego, by dać się atakować. Jak mówił na antenie "Aktualności dnia" ks. prof. Dariusz Oko, genderyści "chcą się zrobić ofiarami", a to oznacza, że grają ludzkim życiem.
"To jest niedopuszczalne, aby świadomie prowokować sytuacje groźne dla ludzi, które mogą skończyć się pobiciem, a nawet śmiercią" - powiedział.
Ks. Oko przypomniał, że wbrew tolerancjonistycznemu sztafażowi genderystów, tak naprawdę idzie o wstrętną deprawację dziecięcych umysłów i ciał.
"W programie genderowym wyraźnie jest napisana seksualizacji dzieci możliwie od najmłodszych lat, namawianie ich do jak najwcześniejszego życia seksualnego, do posiadania jak największej ilości partnerów i stosowania różnych form seksu. Namawianie dzieci do czegoś takiego jest ciężkim przestępstwem" - wskazał.
"Namawianie nieletnich do uprawiania seksu jest przestępstwem. To jest rodzaj pedofilii. Oczywiście, że przed tym trzeba się bronić. To jest ideologia absurdalna, ideologia przestępcza, której w żadnym wypadku nie można propagować" - zaznaczył.
Kapłan zauważył, że istnieje bardzo wyraźna ciągłość między dawnymi zwolennikami komunizmu a dzisiejszymi orędownikami ideologii LGBT. Podobne są metody oraz ciągłość osobowa.
Ks. Oko powiedział, że my jako katolicy możemy tolerować pochody genderystów - ale oni nie mogą naruszać naszych praw i szargać naszych świętości i ludzkiej godności.
"Możemy tolerować pochody genderystów, ale oni mają obowiązek szanować prawa człowieka, szanować godność innych ludzi, szczególnie chrześcijan, katolików, a oni tę godność ciągle szargają. Oni przecież hasłami, zachowaniem, parodią symboli, szargają podstawowe wartości innych ludzi. Nie zachowują elementarnego szacunku dla ich przekonań i ich godności. To jeszcze bardziej widać w przedstawieniach teatralnych, filmowych, które przygotowują, które propagują" - powiedział duchowny.
Według księdza profesora genderyści celowo zajmują dziecięce umysły tym, co zmysłowe, by odciągnąć je od życia duchowego i uczynić je niezdolnymi do przeżywania wiary katolickiej, małżeństwa i życia rodzinnego.
"To jest właśnie wielki zamysł polityczny – żeby sprowadzić ludzi do materii, do zmysłowości, żeby oni głosowali na materialistów, żeby partie ateistyczne, lewackie, osiągnęły pełnię władzy" - podsumował kapłan.
bsw/RadioMaryja.pl

Grzegorz Górny dla Frondy: Nadchodzi zacięta, kulturowa i duchowa wojna z LGBT!

Tomasz Wandas, Fronda.pl: Polska zawsze była krajem tolerancyjnym, nawet gdy swojego czasu na Zachodzie Europy, panowała moda na nietolerancję, u nas każdy mógł czuć się bezpiecznie.  Homoseksualizm nie jest niczym nowym, dlaczego dopiero teraz, od pewnego czasu, coraz mocniej słyszymy o tym, że ludzie, których seksualność ukierunkowana jest na tą samą płeć, czują się u nas dyskryminowani, dlaczego coraz częściej słyszymy, z powodu krytycznego podejścia do LGBT, że jesteśmy nietolerancyjnymi homofobami?
Grzegorz Górny, były redaktor naczelny kwartalnika „Fronda”, obecnie publicysta „Sieci": Myślę, że jest to część szerszego procesu o charakterze globalnym. To, co dzieje się w Polsce, jest „odpryskiem” ogólnoświatowych zjawisk. Na przykład w zeszły weekend manifestacje gejowskie i marsze prorodzinne odbyły się niemal jednocześnie w Bratysławie na Słowacji. W tej chwili w słowackiej publicystyce jest to temat numer 1. 
O czym to świadczy? 
O tym, że nie jest to polska specyfika. Sprawa ta wiąże się z ofensywą ideologiczną środowisk gejowskich, która globalnie ma miejsce już od kilkudziesięciu lat. Jest to strategia, która odbywa się według konkretnego scenariusza. Różnica polega jedynie na tym, że rozmaite kraje znajdują się na innym etapie realizacji. W państwach zachodnich, gdzie zaczęło się wcześniej, mamy do czynienia z bardziej zaawansowaną fazą, natomiast w Europie Środkowej i Wschodniej, znajdujemy się na wcześniejszym etapie. Chodzi jednak o ten sam proces. 
Jeśli ma to szerszy, globalny kontekst, a LGBT ma wsparcie ogromnych globalnych koncernów, to pytanie jakie się nasuwa, to gdzie możemy szukać sojuszników by zaradzić temu problemowi? Czy może nie potrzebujemy żadnego wsparcia i sami damy sobie radę i stawimy czoła środowiskom LGBT? 
W najgorszej sytuacji są ludzie, którzy muszą stawić czoła zarówno potęgom politycznym, jak i biznesowym, które angażują się we wspieranie postulatów lobby LGBT. Weźmy przypadek polskiego pracownika IKEI, który został wyrzucony z pracy za poglądy. Na kogo on może liczyć w starciu z ekonomicznym gigantem? W Polsce może jeszcze liczyć na wsparcie instytucji państwowych. Ale już na Zachodzie państwo w takim sporze weźmie raczej stronę wielkiego biznesu niż pojedynczej jednostki. Tam, gdzie panują rządy lewicowo-liberalne, układ jest już domknięty. W skrajnych przypadkach mamy do czynienia wręcz z miękkim totalitaryzmem, jak np. w Kanadzie pod rządami Justina Trudeau. Tam, gdzie obszary wolności są jedyną oazą swobody jest Kościół, ale na Zachodzie ma on coraz mniejsze wpływy, a na dodatek ulega tam mentalnej kolonizacji. Dlatego też wielu chrześcijan w Europie patrzy z nadzieją na takie kraje, jak Polska czy Węgry, gdzie układ nie został jeszcze domknięty, gdzie wojna kulturowa trwa i nie doszło do duchowej kapitulacji.
Co na to papież Franciszek? Czy zdaje on sobie sprawę, z czym mamy teraz do czynienia na świecie, w Polsce właśnie w związku z ideologią LGBT? Jeśli, tak, to dlaczego zdaje się nie widzieć tego problemu?
Problemem jest fakt, że z kręgów kościelnych coraz częściej płyną sprzeczne sygnały. Co innego mówią dostojnicy z Niemiec, czy Austrii oraz część hierarchów amerykańskich, którzy akceptują radykalne postulaty środowiska gejowskiego, a co innego mówią biskupi np. środkowoeuropejscy czy afrykańscy, którzy są wierni dotychczasowemu nauczaniu Kościoła. W efekcie w przestrzeni publicznej mamy do czynienia z kakofonią. Powstaje wrażenia, jakby Kościół nie miał w tej kwestii jednoznacznego stanowiska, lecz prezentował wielość opinii, które są równoważne. 
Po „Marszu Równości” w Białymstoku, lewicowe media pisały, że Kościół po raz kolejny zawiódł gejów. Czy można w ogóle używać takiego określenia względem Kościoła, którego zadaniem jest stanie na straży Ewangelii, w kontekście krytycznego podejścia do aktów homoseksualnych? Ciekawe, że zarzuty, które się tu pojawiają dotyczą polskich biskupów, natomiast te same osoby, które krytykują tychże biskupów, ciepło wypowiadają się o papieżu Franciszku, dlaczego?
Kościół nie jest od tego, żeby sprawiać radość czy satysfakcję komukolwiek. Jest po to, by głosić prawdy zbawcze. Nie może więc przemilczać czy mówić nieprawdy o naturze relacji homoseksualnych. Dlatego część środowisk gejowskich zawsze będzie niezadowolona. Natomiast przeciwstawianie sobie rzekomo nietolerancyjnego polskiego Episkopatu i tolerancyjnego Franciszka może być chybione, jeśli przypomnimy wypowiedź tego ostatniego ze stycznia 2015 roku, gdy wracał samolotem z pielgrzymki na Filipin. Powiedział wtedy, że działalność środowisk, które promują homoseksualizm, przypomina mu indoktrynację stosowaną przez Hitlerjugend w III Rzeszy albo przez faszystowską młodzieżówkę Balilla we Włoszech. Franciszek nazwał tego typu metody ideologiczną kolonizacją i zdecydowanie się jej przeciwstawił. I co mają zrobić z tą wypowiedzią ci wszyscy, którzy powołują się na niego jako zwolennika ideologii gender? 
Dlaczego biorący udział w tych „Marszach Równości”, domagają się tolerancji obrażając przy tym to, co święte dla katolików? Co tak bardzo przeszkadza im w chrześcijaństwie?
Nigdy w naszej cywilizacji nie było zalegalizowanej ani instytucji homoseksualnego małżeństwa, ani adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Dlaczego? Dlatego, że nasza cywilizacja zbudowana została na fundamencie religii chrześcijańskiej. To, co jest niezgodne z antropologią biblijna i prawem naturalnym, nigdy nie mogło być kulturową normą. Jeżeli chce się to zmienić, należy więc uderzyć w sam fundament…
A tym fundamentem jest religia chrześcijańska…
Dokładnie. Dlatego w stronę chrześcijaństwa kieruje się główny strumień niechęci ze strony tych środowisk. Oni wiedzą, że jeśli uda się wymusić na Kościele zmianę nauczania w tej kwestii, to wtedy będą mogli powiedzieć, że osiągnęli swój cel. 
„Gazeta Polska” wydrukowała naklejki z napisem „strefa wolna od ideologii LGBT”. Dlaczego Pana zdaniem, ta inicjatywa gazety,  wywołała takie zamieszanie w społeczeństwie? Czy faktycznie można uznać ten pomysł za szkodzący, a nie pomagający sprawie? 
Myślę, że ta inicjatywa wywołała zamieszanie nie tyle w społeczeństwie, co w pewnych środowiskach. Dla większości społeczeństwa problemy LGBT są zupełnie nieistotne. Natomiast ważne są dla pewnych środowisk, najbardziej zaangażowanych w wojnę kulturową, które chcą doprowadzić do przemiany świadomości zbiorowej Polaków. I te właśnie środowiska nagłośniły to wydarzenie. Stosują przy tym swą ulubioną metodę: sprzeciw wobec konkretnej ideologii przedstawiają jako nienawiść wobec przedstawicieli tej ideologii. W ten sposób stroją się w szaty rzekomych ofiar, choć w rzeczywistości we współczesnej kulturze pretendują wręcz do zajęcia pozycji hegemonicznej.  

W wielu krajach europejskich środowisko LGBT osiągnęło swoje cele, czy i u nas mu się uda? Co różni nas jeszcze od Niemców, Francuzów, Szwedów itp. w tym zakresie? Jak daleko, czy może blisko, do nich mamy w tej kwestii?
Nie ma żadnych nieubłagalnych determinizmów historycznych, wszystko jest skutkiem wolnej woli człowieka i konkretnych wyborów poszczególnych osób. Nigdy nie będziemy Szwedami czy Czechami, a oni nigdy nie będą nami. Procesy społeczne nie są jednokierunkowe, mamy przypływy i odpływy, także religijność może wzrastać lub spadać. Nie jesteśmy skazani na „tęczowy” scenariusz, natomiast z pewnością czeka nas zacięta wojna kulturowa i duchowa, i przed tym nie uciekniemy. 
Jak przeciwdziałać temu, z czym mamy do czynienia ze strony środowisk LGBT? Co jeszcze można zrobić, jak skutecznie walczyć, tak by wygrać? 
Przede wszystkim musimy walczyć na argumenty. Prawda obiektywna i prawo naturalne istnieją – do tego należy się odwoływać. Zauważmy, że zwolennicy ideologii gender z jednej strony odwołują się do nieustannego moralizowania, świętego oburzenia czy grania emocjach, a z drugiej chcą unieważnić w ogóle kategorie prawdy obiektywnej i prawa naturalnego. Nie możemy dać sobie narzucić tych warunków gry.
Dziękuję za rozmowę. 

Ks. Daniel Wachowiak: dialog z atakującymi Kościół jest niemożliwy. Są zaślepieni nienawiścią

Ks. Daniel Wachowiak: dialog z atakującymi Kościół jest niemożliwy. Są zaślepieni nienawiścią




Ks. Daniel Wachowiak odniósł się na Twitterze do sytuacji jaka panuje w naszym kraju – coraz śmielszych i gorszących wystąpień środowisk LGBT+, szerokiej promocji tego środowiska i reakcji ludzi Kościoła. Postawiona diagnoza jest surowa.

„W czasie, gdy celem potężnych ośrodków antychrześcijańkich jest ekspansja, wydaje się, że uczniowie Jezusa zagubili swoją misję. W wielu przypadkach jest to jedynie zachowanie świętego spokoju, stąd niszczący wpływ ducha świata, jest większy nawet w Kościele niż Mądrość Ducha Św.” – napisał ks. Wachowiak. 

Kapłan przypomniał do czego bezkarnie posuwają się środowiska LGBT+. „Profanują JP2, szydzą z procesji Bożego Ciała, wulgarnie przedstawiają Matkę Bożą, robią zdjęciową sesję kpiąc z Ukrzyżowanego... Oni piewcy tolerancji i mowy miłości a my wyciszeni w narożniku oraz przedstawieni jako odpowiedzialni za wszelką agresję, nienawiść i pedofilię” – podkreślił.

Jak dodał, „Do tego dochodzi coraz śmielsza seksualna edukacja dzieci, histeryczne przedstawianie siebie jako pokrzywdzonych przy jednoczesnym szydzeniu z katolików i ich wartości”.


Co istotne, jak zauważył ks. Wachowiak, z osobami atakującymi Kościół nie da się rozmawiać. Są oni bowiem zbyt mocno zaślepieni nienawiścią do katolicyzmu. „Ziejący nienawiścią do katolicyzmu są już na takim poziomie zaślepienia, gdzie nie da się prowadzić żadnej merytorycznej dyskusji. Cokolwiek powie prawdziwy chrześcijanin, oni obrócą w kolejną pogardę, szyderstwa, czyniąc z siebie cierpiętników. Dialog niemożliwy. Pokuta za nich” – zaznaczył.

I jak dodał, „Bardzo przykre jest to, że wielu z nich sporo zawdzięcza Kościołowi. Wspomnę także, że większość z nich to ochrzczeni, po I Komunii Św. i innych sakramentach. Jednocześnie ich przekonania są niezgodne z Ewangelią. Letni katolicy przemieniają się w nieprzyjaciół Prawdy”.

Ks. Wachowiak celnie zauważył, że środowiska te mają swoich propagatorów w Kościele i posługują się „katolickimi mediami” siejąc zamęt i relatywizując naukę Kościoła katolickiego. „Mają swoich przedstawicieli wewnątrz Kościoła, nawet „swoje katolickie” media. Sieją zamęt stając się biblijnym kwasem. Zamiast troszczyć się o wzrost wiary, rozmiękczają naukę KK dla własnych korzyści” – dodał ks. Wachowiak.

Źródło: Twitter
MA


Read more: http://www.pch24.pl/ks--daniel-wachowiak--dialog-z-atakujacymi-kosciol-jest-niemozliwy--sa-zaslepieni-nienawiscia,69756,i.html#ixzz5v3jgSIUk

Ks. prof. Bortkiewicz: środowiska promujące LGBT są agresorem. Zagrażają naszej kulturze

Ks. prof. Bortkiewicz: środowiska promujące LGBT są agresorem. Zagrażają naszej kulturze


PCh24 TV

„W gruncie rzeczy środowiska promujące LGBT są agresorem ogromnym i zagrażającym naszej kulturze. Ta agresja powinna być restrykcyjnie powstrzymywana(…) Nagłaśnianie ideologii LGBT powinno być w jakiś sposób ograniczone” – ocenił ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr, teolog i etyk.

Jak zauważył ks. prof. Bortkiewicz w rozmowie z wpolityce.pl, tzw. marsze równości „służą wprowadzaniu antykultury i dewastacji porządku społecznego, moralnego i kulturowego”. W tym do zniesienia instytucji małżeństwa i zmiana pojęcia małżeństwa oraz wprowadzenia związków polimorficznych.

Nie ma wątpliwości, że takim działaniom należy się przeciwstawić. Tu potrzebne są działania na wielu płaszczyznach. To np. definiowanie osób LGBT. - Przyznam się, że ostatnio coraz trudniej przychodzi mi to pojęcie osoby LGBT przez usta. Tak jak nigdy nie używałem pojęcia osoby C2H2O5 tylko zawsze mówiłem, że to alkoholicy. Tak też o osobach LGBT+ mogę mówić jako o ludziach z zaburzeniem tożsamości seksualnej. Pierwszą podstawową rzeczą jest zwrócenie uwagi na sferę pewnych pojęć. To jest sprawa w moim odczuciu bardzo fundamentalna – zauważył ks. prof. Bortkiewicz.

Konieczne jest też powstrzymanie masowej narracji szerzonej przez ruchy LGBT+. To nie tylko przestrzeń filmowa, literacka, ale też działalność na uniwersytetach. - Powinniśmy wprowadzić więc pewne rygory, bo są przestrzenie, w których ideologia nie powinna mieć miejsca. Nie należy szukać rozwiązań powstrzymywania tych marszy. Tak, jak karane są wulgarne i prymitywne hasła ze strony atakujących Marsze Równości, tak samo powinny być karane obelżywe hasła, wypowiedzi i sformułowania, które padają ze strony środowisk gejowskich – ocenił. Ks. prof. Bortkiewicz nie miał wątpliwości, że „nagłaśnianie ideologii LGBT powinno być w jakiś sposób ograniczone”.

Jednym z potrzebnych działań jest wypowiedzenie konwencji stambulskiej. - Obecny obóz rządzący mówi dobitnie o suwerenności politycznej, o suwerenności energetycznej i o suwerenności militarnej. Ale powinien również mocno akcentować suwerenność kulturową. Ona jest równie ważna jak wymienione wcześniej aspekty suwerenności. Rząd jeżeli nie przed wyborami to po nich, powinien zająć jednoznaczne stanowisko i wypowiedzieć konwencję stambulską. Należy apelować do rządu, aby to zrobił – dodał.

Źródło: wpolityce.pl
MA


Read more: http://www.pch24.pl/ks--prof--bortkiewicz--srodowiska-promujace-lgbt-sa-agresorem--zagrazaja-naszej-kulturze,69745,i.html#ixzz5v3iiQo4R

Homilia ks inf Jana Pęzioła 27 lipca 2019

Wąwolnica – miejsce, gdzie dzieją się cuda

Wąwolnica – miejsce, gdzie dzieją się cuda

Wakacje sprzyjają pielgrzymowaniu, ale nie dlatego do sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej przybywa tak dużo ludzi. Tutaj przez cały rok można wyprosić szczególne łaski. Przypominamy największe cuda Maryi z Wąwolnicy.
Księga łask i uzdrowień w sanktuarium w Wąwolnicy pęcznieje. Nie jest starym zeszytem, w którym zapiski skończyły się ileś lat temu, a dziś można tylko do nich wracać z sentymentem. Kolejne karty na bieżąco zapisywane są świadectwami cudów uproszonych u Matki Bożej Kębelskiej. Nic dziwnego, że nabożeństwa z modlitwą o wstawiennictwo Maryi gromadzą w Wąwolnicy tysiące ludzi. Przyjeżdżają z całej Polski. Modlą się, prosząc o to, czego w życiu potrzeba, a potem wracają dziękować. Doroczny odpust ku czci Matki Bożej Kębelskiej na początku września przyciąga pielgrzymów, którym niestraszny ani deszcz, ani upał. Wiedzą, po co tu są. Gdyby nie pomoc Maryi, niejednego z nich mogłoby już nie być, a sprawy, które wydawały się beznadziejne, mogłyby do dziś być niezałatwione.
Pana Jerzego z żoną przywiózł do Wąwolnicy ich proboszcz – ks. Stanisław Sapilewski. Wójt był postacią znaną, więc wieść o jego chorobie rozniosła się po okolicy szybko. Gdy wydawało się, że wszystko stracone, ksiądz Sapilewski powiedział: – Jedźmy do Wąwolnicy.
Przyjechali. Po Mszy św. przed cudowną figurką wrócili do domu. Tymczasem dzięki wstawiennictwu Maryi w niebie zapadła decyzja, że Jerzy ma jeszcze dużo do zrobienia. Zamiast umierać, wracał szybko do zdrowia, ku zdziwieniu lekarzy, którzy z niedowierzaniem kręcili głowami. 12 czerwca 2002 roku ks. Sapilewski przyjechał do Wąwolnicy raz jeszcze i dał świadectwo, że pan Jerzy po powrocie do domu bez żadnych leków wrócił do całkowitego zdrowia i dalej pełni urząd wójta.
Justyna Korczyńska zamieszkała w Lublinie. 26 lipca 2008 roku leżała umierająca w szpitalu. Cierpiała na ostrą białaczkę szpikową (99 proc. komórek rakowych). Wszystkie możliwości leczenia zostały wykorzystane. Rodzina się jednak nie poddawała. Postanowiła przyjechać do Wąwolnicy, by modlić się podczas comiesięcznego nabożeństwa z prośbą o łaski. Justyna nie wiedziała, że tego dnia jej bliscy pojechali po ratunek do Matki Bożej Kębelskiej. Była sobota około godz. 20.30. Nagle ustąpiła bezsilność, która do tej pory nie pozwalała jej nawet samodzielnie jeść, a co dopiero usiąść. Tymczasem bez problemu usiadła na łóżku, a parę godzin później sama poszła do łazienki. Badania nie wykazały żadnej komórki rakowej w jej organizmie. Dokładnie wtedy, gdy nastąpiła poprawa, jej rodzina modliła się o cud w Wąwolnicy.
Na razie to największy z cudówW 1996 roku ks. Stanisław Kultys, kapłan archidiecezji lubelskiej, chorując od 40 lat na stwardnienie rozsiane, nie mógł już o własnych siłach wstać z łóżka. Poprosił, aby go przywieziono do Matki Bożej w Wąwolnicy. Do kaplicy trzeba go było wnieść, nawet siedzenie sprawiało mu problemy. Po modlitwie u Matki Bożej wrócił do domu. Kiedy na drugi dzień obudził się, poczuł, że jego ręce odzyskały władzę. Podparł się nimi i ucieszony o własnych siłach usiadł. Wtedy też uświadomił sobie, że jego nogi są sprawne. Powoli stanął jedną nogą na podłodze, potem drugą, czyniąc to przy samym łóżku na wypadek upadku. Stanął. Zrobił jeden krok, potem drugi i – nie wierząc sobie – zaczął chodzić po pokoju zupełnie sprawny i zdrowy. W tym czasie zadzwonił dzwonek przy drzwiach, poszedł i otworzył. Na progu rodzinnego domu księdza na terenie parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Lublinie stanął jego szkolny kolega, lekarz, który go leczył przez 40 lat. Kiedy go zobaczył, wykrzyknął zdumiony: – To ty chodzisz? Kazał ks. Stanisławowi położyć się i, po zbadaniu go, powiedział: – Ty jesteś zupełnie zdrowy! W kilka dni potem wypisał ks. Stanisławowi długą historię choroby i wysłał go do Warszawy. Lekarka, która go potem badała, napisała, że pacjent nigdy nie chorował na stwardnienie rozsiane. Do końca życia nigdy nie pojawiły się ślady tej choroby.
Hojnie obdarowani16 marca 2000 r. ks. Jan Pęzioł, kustosz wąwolnickiego sanktuarium, otrzymał list od kolegi ks. Bolesława Lipczewskiego z Detroit. Kilkanaście miesięcy wcześniej ks. Bolesław prosił go o odprawienie Mszy św. o dar macierzyństwa dla pani Suzan z Kanady. W jej małżeństwie trwającym kilkanaście lat nie było dzieci. Małżonkowie poddali się licznym badaniom, a lekarze stwierdzili, że nie mogą mieć potomstwa. Ks. Jan Mszę św. odprawił. Po roku znowu przyszedł list z Detroit. Tym razem był on zawiadomieniem, że Suzan została mamą i wierzy, że jest to łaska wyproszona w Polsce w Wąwolnicy.
Macierzyństwo u Maryi wyprosili też Beata i Piotr. Oboje, będąc lekarzami, przez dwadzieścia lat małżeństwa nie mieli upragnionych dzieci. Jesienią 2002 roku przyjechali do Wąwolnicy na Mszę św. Za niecały rok urodzili się im synowie – bliźniacy.
Układy w niebiePięcioletni Jakub Skowronek mieszka w Wolicy. 6 maja 2000 r. wpadł pod samochód. Nieprzytomny został zawieziony do kliniki przy ul. Chodźki w Lublinie. 13 maja lekarze powiedzieli rodzicom, że zbliża się zgon, bo po tylu dniach mózg dziecka powinien funkcjonować, choć w części, a chory leży bez ruchu i świadomości. Rodzice przyjechali do Wąwolnicy i, płacząc, prosili o Mszę św. przed cudowną figurą. Msza św. została odprawiona 13 maja o 20.00. Matka Jakuba po powrocie do domu o 21.00 zadzwoniła do kliniki, a lekarz powiedział jej, że Jakub dosłownie przed chwilą otworzył oczy i jest zupełnie przytomny. Szybko wypisali go do domu, po urazie nie ma żadnych pozostałości, ani psychicznych, ani fizycznych.
Pani Ewa zamieszkała w Warszawie. Zachorowała na nowotwór jajnika z przerzutami na wątrobę, dwa guzy o średnicy 4 cm. Po operacji jajnika i zbadaniu, czy nowotwór jest złośliwy, lekarze w klinice na ul. Szaserów nie dawali pacjentce żadnych szans na wyzdrowienie. Gdy wzmocniła się po operacji, przyjechała do Wąwolnicy. Tu po spowiedzi i przyjęciu Komunii św. gorliwie modliła się o powrót do zdrowia. Była wiosna 2006 r. Zgodnie z zaleceniem profesora co miesiąc chodziła na kontrolę do kliniki. We wrześniu 2006 r. po gruntownych badaniach i tomografii okazało się, że guzy przerzutowe zginęły, jest zupełnie zdrowa i w organizmie nie ma żadnej komórki rakowej. Zdumiony profesor powiedział jej wtedy: „Musiałaś mieć układy w niebie, bo niemożliwe stało się możliwym”. 
Wie, Komu wszystko zawdzięczaAnna Ceglarska mieszka w Poniatowej. W lipcu tamtego roku skończyła 43 lata. Pomyślała, że pójdzie na cytologię, bo już dawno tego nie robiła. Wynik miał być za dwa tygodnie. Telefon z przychodni przewrócił jej życie do góry nogami. – Zadzwonili, żebym przyszła, bo z moim wynikiem jest coś nie tak – opowiada. – Poszłam. Gdy weszłam do gabinetu lekarskiego, na biurku leżały przygotowane dla mnie skierowania na różne badania i informacje, jakie szpitale mam do wyboru. Byłam w szoku – wspomina. Wynik był jednoznaczny – nowotwór z początkami inwazji. – Patrzyłam na lekarza, który to mówił, i jakbym nie rozumiała do końca tego, co słyszę. Docierało do mnie, że mam mieć operację, a potem czeka mnie chemia. Nie wiedziałam, o co mam zapytać, w końcu wydusiłam z siebie: „Jakie są rokowania?”. Lekarz popatrzył na mnie, potem wyjął zza koszuli krzyżyk i powiedział: „Widzę, że pani też ma krzyżyk na szyi. Tu są najlepsze rokowania, a najlepiej udać się do Matki Bożej do Wąwolnicy”. Tak zrobiła. Pomodliła się i udała na operację. Jej wyniki miały zdecydować o rodzaju chemioterapii. Miała na nie czekać już w domu. Długo to trwało. W końcu sama zadzwoniła, by zapytać, czy coś wiadomo, ale lekarz powiedział, że nie ma jeszcze jednoznacznych wyników. Pomyślała, że musi być bardzo źle, skoro tak długo to trwa. W końcu zadzwoniła komórka. Lekarz powiedział, że tak długo czekali na wynik, bo powtarzano badanie 10 razy, by mieć pewność, że nie jest fałszywe. Nie stwierdzono żadnych zmian nowotworowych. Porównywano materiał z operacji z materiałem z biopsji, który zawierał nowotwór złośliwy, i ku zdumieniu wszystkich tym razem nie było żadnych komórek rakowych. „Pani wie, komu to zawdzięcza. Niech pani jedzie i dziękuje Matce Bożej, bo z punktu widzenia medycyny to cud”, powiedział lekarz.
Źródło: Gość Niedzielny

Chrześcijańska miłość znosi zło, lecz go nie toleruje. Czyni ona pokutę za grzechy innych, lecz nie jest liberalna w stosunku do grzechu.

Miłość nie jest tolerancją
23/05/2012 / ARCYBISKUP FULTON J. SHEEN
Chrześcijańska miłość znosi zło, lecz go nie toleruje.
Czyni ona pokutę za grzechy innych, lecz nie jest liberalna w stosunku do grzechu.
Wołanie o tolerancję nie może skłonić chrześcijańskiej miłości do stłumienia w sobie nienawiści wobec diabelskich filozofii, które próbują rywalizować z Prawdą.
Chrześcijańska miłość przebacza grzesznikowi, lecz nienawidzi grzechu; jest ona niemiłosierna wobec błędu w jego umyśle.
Miłość chrześcijańska zawsze na powrót przyjmie grzesznika na łono Mistycznego Ciała; lecz jego kłamstwo nigdy nie zostanie przyjęte do skarbca Jego Mądrości.
Prawdziwa miłość pociąga za sobą prawdziwą nienawiść:
Ktokolwiek utracił zdolność moralnego zgorszenia i pragnienie wypędzenia kupców ze świątyń, utracił również żywe, żarliwe umiłowanie Prawdy.

Miłość chrześcijańska nie jest zatem łagodną filozofią o nazwie „żyj i pozwól żyć”;
nie jest ona rodzajem ckliwego sentymentu.
Miłość chrześcijańska jest natchnieniem Ducha Bożego,
która każe nam miłować piękno i nienawidzić brzydoty moralnej.

Arcybiskup Fulton J. Sheen