EWANGELIA DŁUŻSZA– komentarze Dziecię rosło, napełniając się mądrością Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza 2, 22-40
Gdy
upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice
przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby przedstawić Go Panu. Tak bowiem
jest napisane w Prawie Pańskim: «Każde pierworodne dziecko płci męskiej
będzie poświęcone Panu». Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic
albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w
Jeruzalem człowiek imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i
pobożny, wyczekujący pociechy Izraela; a Duch Święty spoczywał na nim.
Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza
Pańskiego. Z natchnienia więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice
wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on
wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: «Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela». A
Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś
błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest
na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu
sprzeciwiać się będą – a Twoją duszę miecz przeniknie – aby na jaw
wyszły zamysły serc wielu». Była tam również prorokini Anna, córka
Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa
siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już sobie
osiemdziesiąt cztery lata. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w
postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili,
sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia
Jeruzalem. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaretu. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.
Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby przedstawić Go Panu. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaretu. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.
,,W
tym roku 31 grudnia, w Kościele katolickim obchodzi się święto Świętej
Rodziny, czyli Jezusa, Maryi i Józefa. Jest to zarazem święto każdej
ludzkiej rodziny, która podobnie jak Rodzina Nazaretańska jest dziełem
Ojca Niebieskiego i do Niego ma prowadzić, a w ziemskim życiu musi się
zmierzyć z wieloma trudnościami. Dzisiaj, w czasach zmasowanego ataku na
rodzinę, kryzysu małżeństwa i życia rodzinnego, Święta Rodzina ukazuje
szczęśliwy model życia wspólnotowego, w którym na pierwszym miejscu jest
Pan Bóg, a we wzajemnych relacjach stosowana jest zasada miłości i
wzajemnego zaufania.
W tym dniu w sposób szczególny dziękujemy
Bożemu Miłosierdziu za dar naszych rodzin i prosimy o potrzebne łaski
dla tych, które przeżywają trudności i kryzysy, a dla skłóconych i
rozbitych rodzin prosimy o łaskę pojednania, wzajemnego przebaczenia,
powrotu na drogę wzajemnej miłości i naśladowania w życiu Świętej
Rodziny z Nazaretu. W tej intencji w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w
Krakowie-Łagiewnikach przed łaskami słynącym obrazem Jezusa Miłosiernego
i grobem św. Faustyny codziennie o 20.30 odmawiana jest modlitwa
różańcowa. W tej modlitwie można także uczestniczyć przez transmisję
on-line na stronie: faustyna.pl.,,
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson. Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas. Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami. Synu Odkupicielu świata Boże, zmiłuj się. nad nami. Duchu święty Boże, zmiłuj się nad nami. Święta Trójco jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Łaskawy i miłosierny Boże, zmiłuj się nad nami.
Boże, któryś nas na obraz i podobieństwo Swoje stworzył, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nam dał duszę nieśmiertelna, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nas od wiekuistego potępienia wybawił, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, który pomimo niezliczone grzechy nasze zawsze nam miłosierdzie wyświadczasz, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nam szczęśliwie nowego roku doczekać dozwolić raczył, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nam w zeszłym roku wiele dobrego dla duszy i ciała wyświadczyć raczył, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nam dawał deszcze i pogody słoneczne, według potrzeby naszej, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nas w pożywienie, odzież i mieszkanie opatrywać raczył, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nam pobożnych kapłanów i gorliwych Apostołów posyłać raczył, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nas ręką mocną i ramieniem Wysokiem, od wielu niebezpieczeństw wyswobodził, dziękujemy Ci za to o Panie. Boże, któryś nas w pokoju i jedności utrzymywać raczył, dziękujemy Ci za to o Panie.
Boże, któryś nas wielu pociechami uweselił, dziękujemy Ci za to o Panie. My grzeszni, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie.
Abyś w następnym roku dobroczyńcą i Bogiem naszym być raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś wszelką zwierzchność duchowną i świecka mądrością Twoją oświecał i wzmacniał, wysłuchaj nas Panie. A byś wszystkim królom ziemskim pobłogosławił i sercami ich, dla dobra ludów, kierować raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś wszystkie duchowne i świeckie rządy. Twoją łaskawością wspierać raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś rodziców w trudnym ich zawodzie wychowania dzieci, pomocnym być raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś nas wszystkich w złych przygodach i niebezpieczeństwach ratować raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś nam ducha jedności i braterskiej miłości użyczyć raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś błądzących na drogę prawdy i żywota, zwrócić raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś biednych i opuszczonych wdów i sierot Ojcem być raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś smutnych pocieszał, a uciśnionym pomoc swą dawać raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś chorych pokrzepiał, a umierających do żywota wiecznego doprowadzić raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś naszym dobrodziejom dary ich miłościwie wynagrodzić raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś nas od powietrza, głodu, ognia i wojny zachować raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś nam urodzaje ziemskie dać i one w całości zachować raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś wszelkie nieszczęścia od nas odwrócić raczył, wysłuchaj nas Panie. Abyś nas do szczęśliwości niebieskiej doprowadzić raczył, wysłuchaj nas Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Modlitwa.
Ojcze
miłosierdzia i Boże wszelkiej pociechy, dziękujemy Ci z całego serca,
przez Jezusa Chrystusa Syna Twego jednorodzonego, żeś nam z dobroci swej
Ojcowskiej, ten jeszcze rok dla poprawy życia naszego darować raczył,
i
w nim tak wielką łaską cierpliwości nas znosił, żałujemy z całego
serca, iż czas dla zbawienia dusz naszych, z dobroci Twojej nam
udzielony, tak źle przez nas użytym został, do poprawy życia i nabycia
cnót nie posłużył, racz nam przebaczyć to niedbalstwo, mocno albowiem i
szczerze postanawiamy,
że jeżeli
nas przy życiu zostawić raczysz, służyć Ci w następnym czasie z jak
największą wiernością, gorliwością i miłością będziemy; nie chcemy
pokuty nadal odwlekać a teraźniejszy moment będzie już początkiem
nawrócenia naszego,
resztę dni życia naszego pragniemy
poświęcić jedynie chwale Twojej i zbawieniu dusz naszych i wszelkich sił
dołożymy, aby to, co przedtem zaniedbane było, naprawione i odzyskane
zostało.
Racz nam w tym postanowieniu i obietnicach naszych, miłościwy Panie, udzielać łaski i pomocy Twojej.
Przez Jezusa Chrystusa Syna Twego a Pana naszego, który z Tobą... Amen. za: Nowy złoty ołtarzyk (1874r.)
Modlitwa na zakończenie roku.
Panie, na końcu tego roku chciałbym Ci podziękować za wszystko, co od Ciebie dostałem. Dziękuję Ci za życie i za miłość, którą otrzymałem i którą dałem, za kwiaty, powietrze i słońce, za szczęście i za troski, za to, co było możliwe i za to, co nie było możliwe.
Oddaję Ci wszystko, co w tym roku zrobiłem: wykonaną pracę, rzeczy, które wyszły spod moich rąk i to wszystko, co zdołałem moimi rękami zbudować.
Powierzam Ci ludzi, którzy mnie kochają, i których ja kocham, moich nowych przyjaciół, tych, którzy są blisko, tych, którzy się oddalili, tych, którzy zakończyli swoje życie, tych, którzy prosili mnie o pomoc i tych, którym zdołałem pomóc, tych, z którymi dzielę życie, obowiązki, smutki i radości.
Dzisiaj, Panie, proszę Cię: wybacz mi źle wykorzystany czas, niemądrze wydane pieniądze, wypowiadanie bezużytecznych słów, lekceważenie miłości.
Wybacz mi puste działania, źle wykonane prace, życie bez entuzjazmu, poświęcanie zbyt krótkiego czasu na modlitwę, moje zapominalstwo i to, że milczałem, kiedy należało mówić. Pokornie proszę o Twoje przebaczenie.
Panie czasu i wieczności, Twoje jest dzisiaj i jutro, przeszłość i przyszłość. W perspektywie nowego roku, który niebawem się zacznie, powierzam Ci raz na zawsze wszystkie te dni, które pozwolisz mi jeszcze przeżyć.
Dzisiaj proszę Cię dla siebie i dla moich bliskich o pokój, szczęście, siłę, odwagę, miłosierną miłość i mądrość.
Chcę być codziennie pełen optymizmu i życzliwości. Zamknij moje uszy na wszelki fałsz, moje usta na kłamstwa, egoistyczne słowa i na inne słowa, które mogą kogoś zranić.
Za to otwórz całe moje jestestwo na wszystko, co dobre, żeby Twoje błogosławieństwo mogło napełnić mojego ducha i żebyś rozsiewał je wokół mnie.
Napełnij mnie dobrocią i szczęściem, by ci, którzy ze mną żyją, mogli znaleźć w moim życiu coś z Ciebie.
Panie, daj mi szczęśliwy rok i naucz mnie głosić moim życiem Twoje błogosławieństwa.
Rozbite rodziny, zranione dzieci,
związki niesakramentalne, pary jednopłciowe… Świat twierdzi, że to
nowoczesne, normalne. A co na ten temat mówi Pan Bóg?
Niekorzystne zmiany dotyczące
małżeństwa i rodziny widać gołym okiem. Z jednej strony tradycyjna
rodzina, z drugiej zaś strony rodziny patchworkowe, w których jedno z
małżonków jest po rozwodzie albo oboje zakładają nowe związki, opiekując
się dziećmi z poprzedniego małżeństwa i tymi, które narodziły się z
nowej relacji; obok tego związki jednopłciowe z prawem do wychowywania
przyznanych im przez państwo dzieci. Do tego rodziny rozbite czy pary
żyjące w związkach nieformalnych. Czy ideał Rodziny z Nazaretu odszedł
bezpowrotnie do przeszłości? Czy wciąż pasuje do zmieniającej się
rzeczywistości? Czy patrząc na marne owoce eksperymentów dokonywanych na
rodzinie, warto spojrzeć na tę Rodzinę, by odkryć jej piękno i
dyskretnie pociągający styl życia?
Orientacja na Boga
Święta Rodzina pokazuje, że orientacja na Boga jest gwarantem życia
dobrego i udanego. „Religia nasza nie jest ubraniem, które zamykamy w
walizce, aby pokazać się w nim wtedy, kiedy nam pasuje. Wiara musi być
ubraniem codziennym, na każdą godzinę naszych czynów i myśli” – pisał G.
Maffei.
Wiara i zażyła więź z Bogiem były dla Rodziny z
Nazaretu życiowym kompasem. Bez wiary wszystko staje się niebezpiecznym
dryfowaniem po wzburzonym oceanie wątpliwych propozycji tak zwanego
świata. Czy wierzę w to, że Boża propozycja małżeństwa i rodziny jest
drogą do prawdziwego szczęścia?
Święta Rodzina, całkowicie zdając się na Boga,
przetrwała trudne próby i wyszła z nich umocniona. Maryja i Józef, będąc
wierni Bogu we wszystkim, pozostali wierni sobie i zadaniu, którego się
podjęli. Jezus widział, jak bardzo się kochali. To wszystko jednoczyło
całą rodzinę. Znakomicie przedstawia to obraz Świętej Rodziny z Kalisza.
Jezus stoi pośrodku, trzymając za ręce Matkę i opiekuna Józefa. Ich
spuszczony wzrok oznacza, że dają się ufnie prowadzić Synowi. I to jest
ich, małżonków, najgłębsza tajemnica szczęścia, którego pragnie każdy
człowiek.
Pełne zaufanie
Życie Świętej Rodziny nie było sielanką. Bóg nie zachował ich od trudów.
Doświadczał ich od początku, ale też prowadził i wspierał. Mieli
pewność, że nie są sami. To była relacja obustronna. Ojciec ich kochał,
oni odpowiadali na Jego miłość miłością, wiernością i zaufaniem. Maryja i
Józef już od narzeczeństwa byli poddani próbie. Bóg wkroczył w ich
życie jak huragan. A oni wszystko już sobie obmyślili. „Nasze plany i
nadzieje coś niweczy raz po raz, tylko Boże Miłosierdzie nie zawodzi
nigdy nas”. Bóg burzy czasem nasze plany. Święta Rodzina przechodziła w
życiu ciemną doliną aż pod krzyż. Nie zawsze rozumiemy to, co się nam
przytrafia. Jest czas, kiedy boli, kiedy cierpimy, ale Bóg zamienia ból w
radość, tak jak śmierć w zmartwychwstanie. Jezus, Maryja, Józef oparli
wszystko na Bogu i nie zawiedli się. Mówią nam: warto być wiernym Ojcu,
zaufać Mu całym sercem!
Mąż i ojciec
Podczas ucieczki do Egiptu Święta Rodzina stanęła w obliczu wielu
zagrożeń. Józef, głowa rodziny, okazał się mężczyzną odpowiedzialnym.
Posłuszny Bogu wziął na siebie ciężar wyzwania i tych, których kochał,
ochronił przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Gotów był za nich oddać
życie. Pokazał, że miłość to nie słodkie słowa, ale działanie i czyn.
Tak spełnił się jako małżonek i ojciec. W Nazarecie Józef, pracując jako
cieśla, dał bliskim nie tylko poczucie stabilizacji materialnej i
pewność jutra, ale także niezawodną miłość, która jest, czuwa i stale
jest do dyspozycji. Członkowie Świętej Rodziny byli na siebie otwarci.
Matka szła za Synem, by Mu służyć, Józef służył Jezusowi przez przykład
życia prostego i uczciwego. Jezus odwzajemniał miłość Matki i
przybranego ojca. To, w jaki sposób przeżywali trudy życia, stawało się
„dowodem” bezgranicznej ufności i miłości do Ojca. Byli Bogu posłuszni
do końca. Gdy inni patrzyli na życie Świętej Rodziny, w głębi serca
mówili: jak oni się kochają, jacy są szczęśliwi.
Jak w Nazarecie
Iwona i Jan Zielińscy mają ośmioro dzieci. Jan utrzymuje całą rodzinę,
Iwona zajmuje się dziećmi. Jest między nimi głęboka więź, co – jak
twierdzą – ma zasadnicze znaczenie dla dzieci. Każde dziecko przyjmowali
jako dar od Boga – bo skoro są, to znaczy, że Bóg ma w tym swój plan.
Wszystkie dzieci bardzo kochają, do każdego podchodzą indywidualnie, bo
każde jest przecież inne. Rozmawiają z nimi, uczą je sprzątać, wykonywać
obowiązki. Niedzielę spędzają razem. Czytają wówczas wspólnie Pismo
Święte, rozmawiają o tym, co przeżyli w ciągu tygodnia. Między
małżonkami zdarzają się także nieporozumienia. Pewnego razu – jak
wspominają – podczas przygotowywania wspólnego posiłku doszło między
nimi do kłótni, trzaskały drzwi. Nagle – jak mówią – spłynęła na nich
łaska przebaczenia, wrócił między nich Jezus. Innym razem brakło
pieniędzy na święta. Martwili się. Z pomocą przyszli znajomi. Znalazły
się nawet prezenty dla dzieci. Zgodnie mówią, że dla swoich dzieci
chcieliby przede wszystkim tego, żeby wierzyły w Boga. Sami starają się
dojrzewać do bycia małżonkami i rodzicami, pracują nad tym. Widzą w
życiu działanie Boga. Kiedyś obcy ludzie podarowali im samochód, inni
pomogli w kupnie mieszkania. – Najważniejsze, żeby nie stracić pełnego
zaufania do Boga – wyznają małżonkowie.
Rok po śmierci Benedykta XVI wielu ludzi Kościoła jawi się
jako głęboko zanurzeni w duchowej mocy Antychrysta. Przeczą niezmiennej
nauce, grzech nazywają cnotą, wprowadzają chaos i pomieszanie ze ślepą
pewnością dyktatorów. Jednak kilka tygodni przed swoim odejściem Józef
Ratzinger powiedział: „Na końcu Chrystus zatriumfuje”. Trzymajmy się
ufnie tej pewności.
Trzy lata po ustąpieniu z urzędu Benedykt XVI przyznał, że silnie
odczuwa „presję bezbożności, nacisk nieobecności wiary sięgający aż do
struktur Kościoła”. Przeczucie konstytuowania się rządów Antychrysta
trwale towarzyszyło niemieckiemu papieżowi. Kilka lat później
powiedział, że jesteśmy dziś „w trakcie formułowania
antychrześcijańskiego credo”, a świat ogarnia „duchowa moc Antychrysta”.
Wskazywał na homoseksualne „małżeństwa”, dzieciobójstwo prenatalne oraz
procedurę in vitro… Niektóre z tych praktyk, jak wiemy, są dziś
aprobowane przez biskupów, a nawet przez kardynałów.
Krótko przed śmiercią, jak zaświadczył biograf Benedykta Peter
Seewald, Józef Ratzinger wyraził przekonanie, że Bóg pozwolił mu żyć tak
długo dla konkretnej przyczyny: Pan, powiedział, chciał aby pozostał na
miejscu „jako przypomnienie o autentycznym przesłaniu Jezusa”.
τὸ κατέχον
Wielu uważało, że to do Benedykta XVI odnosiły się słowa napisane przez Apostoła Narodów w drugim liście do Tesaloniczan:
Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten,
co teraz powstrzymuje [gr. τὸ κατέχον], ustąpi miejsca, wówczas ukaże
się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i
wniwecz obróci objawieniem swego przyjścia. Pojawieniu się jego
towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i
fałszywych cudów, z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy
giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia.
Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą
kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale
upodobali sobie nieprawość.
Chrześcijanie zależnie od epoki na różne sposoby interpretowali
te słowa. Czy rzeczywiście to właśnie Józef Ratzinger byłby katechonem,
powstrzymującym przyjście Niegodziwca? Jak to możliwe, skoro – pomimo
wszystkich zalet – papież Benedykt XVI nie podjął nigdy naprawdę
intensywnej walki z dzisiejszymi herezjami, jaką, jak wielu uważa,
należałoby podjąć, powtarzając wysiłek św. Piusa X toczącego batalię z
błędami modernizmu? Niektórzy sądzili, że proroctwo Apostoła można
łączyć z Józefem Ratzingerem jedynie pośrednio; nie dotyczyłoby jego
jako osoby prywatnej, ale po prostu samego biskupa Rzymu – papieża. To
właśnie papież jako taki byłby Pawłowym katechonem. Złożyłoby się akurat
tak, że to właśnie on, Ratzinger, „ustąpił miejsca”, schodząc z urzędu.
„Wikariusz Chrystusa” odłożony na półkę
W 2020 roku jego następca, Franciszek, zdecydował się przecież na
głęboko zaskakujący krok: odrzucił szereg swoich tytułów, uznając je za
czysto historyczne. Były wśród nich takie, które rzeczywiście mają
znaczenie raczej przypadłościowe, jak „prymas Włoch”, „arcybiskup
metropolita prowincji rzymskiej” czy „suweren państwa miasta
watykańskiego”. Obok nich znalazły się jednak również tytuły o randze
dogmatycznej: „Wikariusz Chrystusa”, „Następca Księcia Apostołów”,
„Najwyższy Kapłan Kościoła Powszechnego”. Co to znaczyło? Dlaczego
Franciszek uznał, że jużtylko do historii należy określanie papieża
mianem Wikariusza Chrystusa? Co chciał w ten sposób powiedzieć
Kościołowi?
Na te pytania nie ma dziś dobrych odpowiedzi. Kardynałowie i
biskupi nie kwestionują na ogół prawomocności pontyfikatu Franciszka.
Piszę: na ogół, bo są tacy, którzy wybrali drogę schizmy i na podstawie
własnej arbitralnej decyzji ogłosili publicznie, że odrzucają władzę
Ojca Świętego. Tak zrobił na przykład abp Carlo Maria Viganò, twierdząc,
że Jorge Mario Bergoglio jest papieżem wyłącznie „materialnie”, ale już
nie „formalnie”. Tego rodzaju interpretację stanowczo odrzucają
pozostali biskupi, a fakt, dlaczego należy uznawać Franciszka za papieża
pomimo wszelkich trudności związanych z jego pontyfikatem, przedstawili
– w mojej ocenie przekonująco – zwłaszcza bp Athanasius Schneider oraz
prof. Roberto de Mattei. Consensus omnium czyni papieżem, nawet jeżeli
na konklawe w 2013 roku doszłoby do jakiegoś proceduralnego błędu (na
co, zresztą, nie ma żadnych dowodów); jeżeli nawet biskup Rzymu popadły w
herezję, Kościół musiałby to cierpliwie znosić, nie mając żadnych
instytucjonalnych narzędzi pozwalających stwierdzić, ogłosić i
przeprowadzić depozycję papieża. Jak powiada uroczyście i pod sankcją
anatemy konstytucja dogmatyczna Pastor aeternus I Soboru
Watykańskiego, św. Piotr Apostoł jest nie tylko księciem wszystkich
Apostołów i widzialną głową całego wojującego Kościoła, ale otrzymał też
od samego Chrystusa Pana prawdziwą i rzeczywistą jurysdykcję nad
powszechnym Kościołem.
Nie ma nad następcą św. Piotra żadnego suwerena, nawet jeżeli on
sam głosi dwuznaczne czy zgoła heretyckie nauczanie albo odrzuca swoje
tytuły, jak uczynił to Franciszek w 2020 roku. Nasze osobiste
wątpliwości co do pontyfikatu Jorge Maria Bergoglia, jakkolwiek
subiektywnie wydawałyby nam się uzasadnione, wobec braku wyższej
instancji rozstrzygającej niż sam papież, nie mogą prowadzić do żadnych
realnych działań podważających prawomocność pontyfikatu, czy to w
liturgii, czy to w rządzie Kościołem: trzeba działać zgodnie z consensus omnium
Kościoła, a to oznacza, że Franciszek jest papieżem. Resztę należy
pozostawić samemu Chrystusowi, który jest jedynym Panem Kościoła. Ja sam
– nie ma potrzeby tego ukrywać – mam poważne wątpliwości co do związku
Jorge Maria Bergoglia z papiestwem, ale ani ja, ani żaden biskup czy
nawet jakiś kardynał nie posiadam żadnego, dosłownie: żadnego
uprawnienia, by z tych wątpliwości wyciągać jakiekolwiek wnioski
praktyczne. Kto tak czyni, na przykład odmawiając wymieniania imienia
papieża w kanonie Mszy Świętej czy publicznie przekonując, że Franciszek
nie jest papieżem, ten zrywa więź z Kościołem rzymskim i stawia się w
obiektywnym stanie schizmy. Pontyfikat Franciszka jest krzyżem, ale nie
leży w naszej gestii ten krzyż z siebie zrzucać i iść lekko dalej. To
byłby błąd o śmiertelnych konsekwencjach.
Nowy impet Franciszka
A jednak po odejściu Benedykta XVI coś się rzeczywiście zmieniło.
Papież Franciszek podjął brzemienną w skutki decyzję, umieszczając na
urzędzie prefekta Dykasterii Nauki Wiary swojego zaufanego przyjaciela,
argentyńskiego teologia Victora Manuela Fernándeza. Fernández już w
poprzednich latach współpracował z papieżem, pisząc niektóre z jego
najważniejszych dokumentów. Od oficjalnego objęcia urzędu we wrześniu
tego roku wziął się ostro do pracy, wydając cały szereg zarządzeń i
tekstów o przełomowym, lub właściwiej: rewolucyjnym znaczeniu.
Błogosławienie związków jednopłciowych; chrzest transseksualistów;
chrzczenie dzieci kupionych przez pary homoseksualne; homo- i
transseksualiści jako rodzice chrzestni; udzielanie Komunii świętej
rozwodnikom na gruncie arbitralnej decyzji ich sumienia, z pominięciem
ogólnych norm moralnych; zadekretowanie „rewolucji kulturowej” i „zmiany
paradygmatu” w uprawianiu teologii – to tylko kilka z najważniejszych
decyzji, jakie podjęli Franciszek z Fernándezem w ostatnim kwartale 2023
roku. Choć progresywna Rewolucja dojrzewała w Kościele od dawna, to
dopiero teraz, gdy mija rok od śmierci Benedykta XVI, wiele rzeczy
zostało wprowadzonych „na twardo” i z otwartą przyłbicą.
Ogłaszane dziś w Kościele zmiany cechują się zasadniczo
przyjęciem jednego z głównych modernistycznych kryteriów „stanowienia
prawdy”: uznaje się, że Boże Objawienie podlega zmieniającej się w
czasie interpretacji, zgodnie z wyobrażeniami, jakie dominująca
kulturowo grupa społeczna ma na temat świata, człowieka i Boga. Innymi
słowy uważa się, że Objawienie jest immanentnie otwartym na ewolucję
„mitem”. Awangardziści przemian rzadko kiedy mówią o tym wprost;
przekonują raczej, że nie chcą nawet w najlżejszym stopniu tknąć
doktryny („która jest niezmienna”), a pracują tylko nad jej aplikacją
duszpasterską. Jak wielokrotnie wskazywał uczeń Józefa Ratzinger, kard.
Gerhard Müller, rozdzielenie doktryny od duszpasterstwa jest wewnętrznie
niemożliwe, stąd należy je uznać za wyraz taktycznej manipulacji.
Dotyczy to szczególnie deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans
kard. Fernándeza. Nie da się błogosławić pary homoseksualnej
jednocześnie podtrzymując nauczanie Kościoła o aktach homoseksualnych
jako grzechu wołającym o pomstę do nieba. To głęboka wewnętrzna
sprzeczność, stąd kard. Müller trafnie zauważył w jednym z artykułów, że
Fiducia supplicans da się zaakceptować tylko wówczas, kiedy
wcześniej uzna się akty homoseksualne za moralnie dopuszczalne. Na tym
właśnie polega wielkie intelektualne oszustwo „nowego paradygmatu” w
teologii.
Testament Benedykta XVI
Kilka dni po śmierci papieża Benedykta Stolica Apostolska
opublikowała jego oficjalny testament. Nie zawaham się przypuszczać, że
ręką, która ten testament pisała, kierowała Opatrzność Boża. Józef
Ratzinger napisał ten tekst w roku 2006, ale przestrzegł dokładnie przed
tym niebezpieczeństwem dla wiary, które dzisiaj tak manifestacyjnie się
aktualizuje. Papież pisał:
„Nie dajcie się zwieść! Często wydaje się, że nauka – z jednej
strony nauki przyrodnicze, a z drugiej badania historyczne (zwłaszcza
egzegeza Pisma Świętego) – są w stanie zaoferować niepodważalne wyniki
sprzeczne z wiarą katolicką. Przeżyłem od dawna przemiany nauk
przyrodniczych i mogłem zobaczyć, jak przeciwnie, zniknęły pozorne
pewniki przeciw wierze, okazując się nie nauką, lecz interpretacjami
filozoficznymi tylko pozornie odnoszącymi się do nauki; tak jak z
drugiej strony, to właśnie w dialogu z naukami przyrodniczymi również
wiara nauczyła się lepiej rozumieć granicę zakresu swoich roszczeń, a
więc swoją specyfikę. Już sześćdziesiąt lat towarzyszę drodze teologii, w
szczególności nauk biblijnych, i wraz z następowaniem po sobie różnych
pokoleń widziałem, jak upadają tezy, które wydawały się niewzruszone,
okazując się jedynie hipotezami: pokolenie liberałów (Harnack, Jülicher
itd.), pokolenie egzystencjalistów (Bultmann itd.), pokolenie
marksistów. Widziałem i widzę, jak z plątaniny hipotez wyłaniała się i
znów wyłania rozumność wiary. Jezus Chrystus jest naprawdę drogą, prawdą
i życiem – a Kościół, ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami, jest
naprawdę Jego ciałem”.
Gdyby to wskazanie Benedykta XVI zostało przyjęte przez Kościół,
hierarchowie nie ulegaliby ideologii transgenderyzmu ani innym błędnym
poglądom, szerzonym pod pozorem naukowości. Nauczanie papieża zostało
jednak zignorowane, a myślenie w kategoriach ideologicznych – triumfuje
na skalę dotąd Kościołowi nieznaną, porównywalną może tylko z wielkim
kryzysem ariańskim IV stulecia.
Na krótko przed śmiercią, jak zaświadczył Peter Seewald, papież
Benedykt XVI, choć wyrażał obawy o stan świata i Kościoła ze względu na
triumfy antycywilizacji śmierci, zapewniał jednak ze spokojem: „Na końcu
Chrystus zwycięży”. Kto nie chce, nie musi wierzyć Ratzingerowi. Niech
uwierzy Matce Bożej, która ponad sto lat temu w Fatimie mówiła to samo:
„Na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.
Ktokolwiek byłby katechonem, Niegodziwca, który ma się objawić po
jego ustąpieniu, nasz Pan, Jezus Chrystus zgładzi jednym tchnieniem ust
swoich. On jest Panem Kościoła, w złych i dobrych czasach. Niepokojąc
się słusznie o stan Kościoła – pozostańmy ufni w Panu.
W przeddzień pierwszej rocznicy śmierci papieża Benedykta XVI,
jego biograf, Peter Seewald, wyraził poważne obawy co do tego, jak
papież Franciszek radzi sobie z dziedzictwem swojego poprzednika.
"Benedykt ufał Franciszkowi. Ale kilka razy był gorzko rozczarowany" - powiedział Seewald w wywiadzie opublikowanym 27 grudnia.
Papież Franciszek mógł napisać "miłe listy" do swojego poprzednika i
opisać go jako "wielkiego papieża", powiedział Seewald w wywiadzie dla
New Daily Compass. Jednak w praktyce, powiedział, "wymazał wiele z tego,
co było cenne i drogie Ratzingerowi".
"Jeśli naprawdę mówisz o 'wielkim papieżu' z przekonania, czy nie
powinieneś zrobić wszystkiego, co w twojej mocy, aby kultywować jego
dziedzictwo? Tak jak zrobił to Benedykt XVI w odniesieniu do Jana Pawła
II? Jak widzimy dzisiaj, papież Franciszek w rzeczywistości zrobił
bardzo niewiele, aby zachować ciągłość ze swoimi poprzednikami" -
powiedział Seewald.
Seewald wskazał na surowe ograniczenia wobec tradycyjnej mszy
łacińskiej przez papieża Franciszka, odwracając list apostolski
Benedykta XVI Summorum Pontificum z 2007 r., w którym uznano prawo
wszystkich kapłanów do odprawiania mszy przy użyciu Mszału Rzymskiego z
1962 r., który jest w języku łacińskim.
"Ratzinger chciał uspokoić Kościół, nie kwestionując ważności Mszy
według Mszału Rzymskiego z 1969 roku" - powiedział Seewald. "Sposób, w
jaki traktujemy liturgię", wyjaśnił, "determinuje przeznaczenie wiary i
Kościoła".
Biograf zakwestionował prawdziwość "twierdzenia, że większość
biskupów głosowała za uchyleniem Summorum Pontificum Benedykta w
ogólnoświatowej ankiecie".
"To, co uważam za szczególnie haniebne, to fakt, że emerytowany
papież nie został nawet poinformowany o tym akcie, ale musiał dowiedzieć
się o nim z prasy. Wbito mu nóż w serce".
Benedykt zbudował "mały most do w dużej mierze zapomnianej wyspy
skarbów, która do tej pory była dostępna tylko przez trudny teren. Była
to sprawa bliska sercu niemieckiego papieża i naprawdę nie było powodu,
by ponownie burzyć ten most".
„To wielki ciężar, który kładziesz
na moje ramiona, ale jeśli prosisz mnie o to, na twoje słowo zarzucę
sieci, pewny, że poprowadzisz mnie nawet z całą moją słabością” – te
słowa Benedykt XVI kierował do Boga po wyborze na papieża. Wspominał o
tym na audiencji poprzedzającej koniec jego urzędowania, stanowiącej
swego rodzaju testament. Dodawał wówczas: „osiem lat później mogę
powiedzieć, że Pan prawdziwie mnie prowadził, był blisko mnie…”. Dziś
mija pierwsza rocznica jego śmierci.
Dyskretny styl Benedykta XVI, a zwłaszcza
ostatnie lata życia w klasztorze, pozwalają mówić o nim jako o papieżu
ukrytym. Nie przeszkadza to jednak w tym, iż mógł zostawić ważny ślad w
historii Kościoła, tak jak kiedyś Grzegorz VII, umierając na wygnaniu,
nie mógł wiedzieć, że jego pontyfikat będzie należał do kluczowych w
dziejach papiestwa. Wskazuje na to historyk Roberto Regoli na łamach
periodyku First Things.
Pontyfikat Benedykta ma szczególne rysy. Niektóre z jego działań
stanowiły odpowiedź na pojawiające się kryzysy – jak w przypadku nadużyć
seksualnych, czy też relacji między Kościołem a państwem w Chinach.
Wiele było jednak również oryginalnych projektów papieża, jak szczególna
troska o liturgię czy pogłębienie dialogu ze środowiskiem
tradycjonalistycznym. Jedno z charakterystycznych posunięć Benedykta to
utworzenie specjalnego ordynariatu dla osób z środowisk anglikańskich
chcących powrócić do pełnej komunii z Kościołem katolickim. Papież
pozostał ponadto zawsze człowiekiem nauki, na tym polu zachęcał do
dialogu i sam chętnie spotykał się z myślicielami. „Pontyfikat Benedykta
XVI nie poszedł na kompromis z zachodnimi społeczeństwami, które
odrzuciły Bożą prawdę – podkreśla Roberto Regoli. – Jednocześnie
Benedykt XVI wiedział, że ważne jest, aby uznać, iż prawdy moralne
obecne we współczesności pochodzą z chrześcijaństwa”.
ak dodaje historyk,
dziedzictwo tego papieża pozostaje oparte o radykalną wiarę w Boga, „W
zmęczonej i samoniszczącej się epoce, która uwielbia człowieka, ale
ostatecznie ciągle go upokarza, Benedykt XVI wybrał zarówno wiarę w
Boga, jak i człowieka. Wybrał harmonię między wiarą i rozumem” – mówi
włoski historyk.
Sam Benedykt tak opisał doświadczenie swego
pontyfikatu w przeddzień zakończenia go: „czułem się jak św. Piotr i
Apostołowie w łodzi na Morzu Galilejskim: Pan dał nam tak wiele dni
słonecznych i z lekką bryzą, gdy połów był obfity; były jednak także
momenty, kiedy wody były wzburzone, a wiatr przeciw nam […], a Pan
zdawał się spać. Ale ja zawsze wiedziałem, że Pan jest w tej łodzi i że
ta barka Kościoła nie jest moja, lecz Jego”.
– Wybór na papieża nie zmienił Benedykta XVI. Służył całym sercem i wszystkimi siłami Kościołowi. Dawał pierwszeństwo Bogu
– powiedział w rozmowie z prof. Matthew Bunsonem abp Georg Gänswein,
który przy Benedykcie XVI spędził prawie 20 lat. W klimacie refleksji i
wspomnień zakończył się drugi dzień konferencji „Benedykt XVI. Życie,
nauczanie, dziedzictwo” zorganizowanej w Kolegium Teutońskim w
Watykanie.
Abp Gänswein wyznał, że Benedykta XVI „nie mówił za dużo o śmieci”. – Stał
się specjalistą w tej teologicznej dyscyplinie. Nie mówił o tym, ale
żył tym. Każdy, kto mógł z nim rozmawiać, miał to samo wrażenie. Nie
mówił też jak widzi swój pogrzeb i miejsce pochówku – wyjaśnił.
Były sekretarz papieski opowiedział dokładnie jak obchodzili
ostatnie Boże Narodzenie z Benedyktem XVI oraz jak wyglądały jego
ostatnie dni. Przyznał, że śpiewali w dniu Bożego Narodzenia kolędy,
które kochał. Choć sam bardzo słaby papież nie mógł już śpiewać, to
jeszcze poruszał ustami, by się włączyć w śpiew. – W czasie nocy była zawsze jedna osoba lub dwie, które czuwały. Nigdy nie był sam. Lekarz, pielęgniarz lub ktoś z rodziny
– relacjonował. Podał, że ostatnie słowa papieża: „Panie, kocham Cię”,
wypowiedziane po włosku, usłyszał polski pielęgniarz, którym był brat
Eligiusz.
Wskazał, że te ostatnie trzy słowa są „syntezą jego życia jako
księdza, kardynała, papieża. Można napisać książkę o nim, nawet dwie,
trzy, ale dla mnie to jest synteza”.
Odpowiadając na pytanie Bunsona o ogłoszenie Benedykta XVI
świętym i doktorem Kościoła wyznał, że jest przekonany, że był on
świętym i zostanie kiedyś nim ogłoszony podobnie jak i doktorem
Kościoła. „To jest moje osobiste przekonanie, ale także i życzenie”.
Potwierdził, że zostaną opublikowane prywatne homilie, które
wygłosił Benedykt XVI podczas Mszy świętych celebrowanych w prywatnej
kaplicy w klasztorze Mater Ecclesiae. Wyznał, że papież nie wiedział, że
jego homilie są nagrywane.
Co może powiedzieć historyk o pontyfikacie papieża, który
służył Kościołowi na najwyższym stanowisku przez osiem lat, zrzekł się
urzędu, żył na tym świecie jeszcze prawie dziesięć lat i zmarł przed
rokiem? Pytanie to stawiam sam sobie, nie dlatego, abym przyjmował, że
ten, kto zajmuje się przeszłością, ma szczególniejsze kompetencje w
diagnozowaniu przyszłości, bo tak nie jest. Chodzi o coś innego.
Historyk – mimo wszystko – ma więcej niż inni rozeznania w wypadkach
minionych czasów i z tego powodu może o tym, co miało miejsce niedawno,
powiedzieć coś, czego nie sposób dostrzec, nie zajmując się
doświadczeniami czasów minionych. Będzie to dziesięć krótkich refleksji –
może ci, którzy zechcą je przeczytać, uznają je za niepozbawione
wartości dla dalszych przemyśleń.
(1) Benedykt XVI miał co najmniej dobre doświadczenia za sobą,
kiedy św. Kolegium Kardynalskie powołało go najwyższy Urząd w Kościele.
Dlaczego tak sądzę? Otóż był to jeden z nielicznych teologów – i
doradców Ojców Soboru Watykańskiego II – który zdobył się na zwrot „w
tył”, widząc zło, do którego prowadzi progresizm. Był na Soborze doradcą
kard. Josepha Fringsa – a więc tego z niemieckich hierarchów, który
niewiele miał zahamowań w dążeniu do rewolucyjnej reformy Kościoła za
wszelką cenę. Na początku lat siedemdziesiątych ks. Ratzinger zerwał z
tym wszystkim, co było jego dotychczasową kartą życia. Stawał się coraz
bardziej mężnym obrońcą wiary. Służył Kościołowi w tej roli na
stanowisku prefekta Kongregacji Nauki Wiary wezwany do Rzymu z woli Jana
Pawła II.
(2) Niestety Kościół w r. 2005 znajdował się w takim położeniu,
że nowy Papież był człowiekiem poważnie osamotnionym w swoich poglądach.
Trzeba to powiedzieć jasno, bo to bardzo ograniczało jego możliwości. W
Kolegium Kardynalskim nie było – jak wszystko na to wskazuje – żadnego
pasterza, który mógłby zdobyć się na publiczne wyrażenie takich poglądów
jak te, które kard. Ratzinger zawarł, czy to we wspaniałej Deklaracji
Dominus Iesus, czy to w rozprawie Duch liturgii. Kiedy nowy papież
jeszcze pod koniec 2005 r. zwołał Synod o liturgii w Rzymie, z auli
obrad unosił się jednolity głos w obronie reformy liturgicznej Pawła VI,
która jakoby dała wielkie owoce… Nie wolno o tym zapominać, kiedy
próbować będziemy studiować pontyfikat Benedykta XVI, czy też podejmować
ocenę jego ważniejszych posunięć. O ofiarnych współpracowników –
podzielających jego poglądy – było papieżowi bardzo ciężko.
(3) Osiem lat służby Kościołowi przyniosło jego przywódcy falę
nieustającej i nasilającej się krytyki. Ja osobiście nie widzę w tym
niczego złego. Tak być właśnie powinno. Nie da się służyć Chrystusowi,
usiłując pojednać się ze światem (takim jakim on jest). Takie poglądy,
owszem, głoszono na ostatnim Soborze, ale były to myśli zgubne. Krytyka –
a nawet obelgi i pomówienia – rzucane przez wrogów Kościoła w stronę
jego Najwyższego Pasterza, to dla niego wielki zaszczyt. Problem jednak w
tym, że przesiąknięty ideologią liberalizmu posoborowy Kościół – ustami
swoich hierarchów, teologów, innych autorytetów – postrzegał takiego
papieża jako obciążenie, a nie jako zysk.
(4) Niestety, w Kurii Rzymskiej Benedykt XVI nie tylko nie okazał
się mężem stanu zdolnym do sprawowania rządów twardą ręką – co byłoby
bardzo potrzebne Kościołowi – ale najwidoczniej (na ile może to oceniać
ktoś z zewnątrz) nie panował nad tym organizmem. Nikogo nie ukarał
dyscyplinarnie. Widać było nawet z oddali opór wobec jego decyzji, w
końcu i wyraźny sabotaż wyrażający się w wynoszeniu tajnych dokumentów
na zewnątrz – do mediów. Papież nie zdołał dobrać sobie głównego
współpracownika dającego gwarancję lojalności. Wybór kard. Bertone
okazał się co najmniej wątpliwy. Warto nadmienić, że hierarcha ten,
owszem, słowami wielokrotnie potwierdzał swoją lojalność, ale nie
wsławił się żadną wypowiedzią, pozwalającą identyfikować go z tym
kursem, który nadał Kościołowi jego zwierzchnik. To samo należy
powiedzieć o kard. Sodano (jako dziekanie św. Kolegium). Pozostaje to
znamienne.
(5) Czy papież Benedykt mógł zrobić więcej dla Tradycji? Tak, jak
najbardziej, mógł. Problem jednak w tym, że nie zrobił. Co mógł zrobić?
Nie rozwijając tego tematu, powiem tylko o dwóch sprawach. Mógł
publicznie – przy Konfesji św. Piotra – odprawić normalną Mszę (czyli
tę, którą Kościół sprawował zawsze) i to w jakieś wybrane przez siebie
wielkie święto (np. Boże Narodzenie albo Objawienie Pańskie). Co więcej,
mógł wymusić (nie boję się tego słowa) na biskupach-ordynariuszach, aby
w każdej diecezji świata powstał w jednym konkretnym kościele ośrodek
Tradycji, w którym sprawowano by Mszę (według mszału z 1962), całe
oficjum i szafowano by sakramentami według starego Rytuału Rzymskiego.
Byłoby to coś o dużym znaczeniu dla Kościoła. Papież tymczasem prosił
biskupów o łaskawość wobec katolików przywiązanych do Tradycji. Tyle
tylko że Najwyższy Kapłan nie ma prosić, ale rządzić.
(6) Byłoby jednak rażąco niesprawiedliwe nie zauważyć, że dzieło
Tradycji zawdzięcza zmarłemu przed rokiem Papieżowi niezmiernie wiele.
Uważam, że takiego dekretu jakim było motu proprio Summorum Pontificum
nie podpisałby – i to za żadne skarby na ziemi – papież Jan Paweł II.
To, że dzisiaj tak znacząco wzrosła liczba wiernych, którzy szukają tego
dobra, jakim jest Msza wszystkich czasów – pozostaje dziełem Benedykta
XVI. Czyn uwalniający Mszę – wbrew albo przy obojętności niemal całego
Episkopatu Kościoła – był wielki i wspaniały. Dla papieża Benedykta było
to naprawdę jego arcykapłańskie Nunc dimitis (jak głosi kantyk
Symeona). Daje mu to tytuł do miejsca w historii Kościoła (powiedziałem
to już przed rokiem, na prośbę Redakcji „Polonia Christiana”, wciąż pod
wrażeniem śmierci Papież – i powtarzam dzisiaj).
(7) Wielkim aktem papieża Benedykta było zdjęcie zadeklarowanych
ekskomunik wobec czterech biskupów Bractwa św. Piusa X w r. 2009.
Pozostaje niezmiernie trudne do wyrażenia w umiarkowanych słowach jak
bardzo niewłaściwy był stan rzeczy, który sprowadza się do tego, że tych
czterech prałatów obłożono ekskomuniką za przyjęcie sakry z rąk abp
Lefebvre’a w r. 1988. Ich decyzja nie miała niczego innego na celu jak
tylko zachowanie ciągłości Kościoła z jego Tradycją. Cały Kościół
posoborowy wstrząsany jest występkami. Cały przeżywa rozmaite działania
różnych odstępców i wywrotowców, ale żaden z nich nie jest karany.
Tymczasem na tych czterech prałatach ciążyła najcięższa kara Kościoła –
przynajmniej w oczach ludzi, bo została zadeklarowana publicznie.
Benedykt XVI położył kres tej anomalii i nie żądał od nich żadnej
deklaracji wierności Soborowi, czy też jego nauczaniu, albo „duchowi”…
To bardzo ważne.
(8) Na szczególne uznanie zasługuje troska papieża o liturgię
(nie tylko tę klasyczną, ale także posoborową), o której upiększenie
troszczył się wyjątkowo wytrwale, pragnąc, aby wyrażała swój podstawowy
cel (czyli głosiła chwałę Boga). Widoczne było przy każdej jego
celebracji, że nie przyświeca mu inna myśl. Zerwał ze złymi praktykami –
zwłaszcza „tandetną” (przepraszam za wyrażenie) formą sprawowania
kultu. Troszczył się o wielkość liturgii, na ile to oczywiście możliwe,
nie porzucając jednak nowego rytu, ustanowionego w r. 1970.
(9) Jest wielką zasługą Benedykta XVI, że złożywszy urząd i
poczyniwszy zapewnienia, że po abdykacji będzie „dla świata ukryty”,
zdobył się jednak na dyskretne nauczanie i wyszło to Kościołowi na
dobre. Spełniło funkcję zastępczą wobec braku nauczania jego następcy.
Niezależnie od wszelkich niejasności co do tego, jaka była rola papieża w
przygotowaniu opracowanego przez kard. Sarah wystąpienia w obronie
celibatu, trzeba powiedzieć, że stało się wspaniale, iż to Benedykt
został przedstawiony jako współautor tego tekstu. Dało to duże owoce.
Celibat kapłański został zaatakowany jako pierwszy z celów stawianych
sobie przez wywrotowców, ale nie doszło do jego zniesienia, przynajmniej
na razie. Jednak już w sprawie dekretu Traditionis custodes nie zdobył
się Benedykt na żaden głos sprzeciwu. Nie wyszło to na dobre. Ktoś, kto
przeczyta niniejsze słowa, może wnosić sprzeciw wobec mojego wywodu,
mówiąc, że przecież papież „emerytowany” nie może pouczać tego, który
wstąpił na urząd po nim. Otóż od razu odpowiadam na to stwierdzeniem, iż
w Kościele można dostąpić każdego urzędu i z każdego urzędu odejść, ale
urząd biskupa jest nieutracalny, chyba że nastąpi ekskomunika. Chodzi
mi o władzę nauczania. Innymi słowy, Benedykt oddał urząd papieski,
zrzekając się tego stanowiska (a więc jurysdykcji), ale zachował władzę
nauczania wynikającą ze święceń biskupich. Mógł jej jeszcze użyć…
(10) Ostatnia sprawa, którą muszę poruszyć, to jest abdykacja.
Wiemy na ten temat właściwie tylko tyle, ile powiedział sam papież i abp
Gänswein. W moim najgłębszym przekonaniu nie powinno to było nigdy
nastąpić. Ponieważ nie wiadomo niczego o jakichkolwiek naciskach na
papieża aby to zrobił – trzeba przyjąć, że działał z własnej woli i
wierzył, że czyni to „dla dobra Kościoła”. Otworzył w ten sposób drogę
do władzy tym, którzy mieli – o czym dobrze wiemy – plan przeprowadzenia
elekcji kardynała, który stanie na czele rujnującej Kościół rewolucji.
To się spełniło, a dramat – trwa. Rewolucja przyspiesza; spełnia się
najgorszy scenariusz. To, co przeżywamy, jest krzyczącym oskarżeniem
tych wszystkich, którzy przyczynili się do papieskiej decyzji o
ustąpieniu z urzędu, bo nie może ulegać wątpliwości, że posługa
Benedykta Kościołowi była do granic możliwości utrudniana i to przez
czynniki wewnątrzkościelne (oczywiście liberalne), a nie tylko ataki z
zewnątrz, ze strony nieprzyjaciół, których swoistą misją jest szkodzić i
niszczyć.
*
Spuścizna intelektualna papieża Ratzingera pozostaje niezmiernie
bogata, czego nie trzeba podkreślać, bo byłoby to zupełnie zbędne.
Powiem jednak że nie tyle trylogia o Chrystusie czy też modernistyczne
Wprowadzenie w Chrześcijaństwo, ale dwa wielkie teksty: deklaracja
Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus i traktat teologiczny Duch
liturgii liczą się szczególnie. Z nich możemy jeszcze długo korzystać. W
tych pismach znajdujemy dobitny wyraz zdrowej samoświadomości Kościoła
po rewolucyjnym Soborze.
„Papież Franciszek zamiata
spuściznę po Benedykcie”, tak zatytułował „Der Spiegel” swój tekst
o nowych decyzjach biskupa Rzymu, zwłaszcza o nominacji na stanowisko
prefekta Dykasterii Nauki Wiary arcybiskupa Viktora Manuela Fernandeza.
Wtóruje mu „Frankfurter Rundschau”, donosząc w nagłówku: „Franciszek
w końcu zrywa z Benedyktem”.
Powyższe opinie skłoniły
katolicki portal kath.net do przeprowadzenia wywiadu z niemieckim
pisarzem i dziennikarzem Peterem Seewaldem. Wybór rozmówcy nie był
przypadkowy. Nie tylko wydał on trzy tomy rozmów z Benedyktem XVI oraz
napisał najobszerniejszą do tej pory biografię Josepha Ratzingera, lecz
również był jedną z niewielu osób, które po lutym 2013 roku utrzymywały
regularny kontakt z papieżem-emerytem. Był więc w uprzywilejowanej
sytuacji, ponieważ miał w ostatnich latach możliwość wielokrotnych
rozmów z Benedyktem na najważniejsze tematy dotyczące życia Kościoła.
Zerwana ciągłość nauczania
Pisarz
mówi w wywiadzie, że niemieckie media nie mylą się: Franciszek
rzeczywiście chce zerwać z ciągłością nauczania, ale nie tylko Benedykta
XVI, lecz Kościoła, jednak do tej pory obecność papieża-emeryta
w Watykanie powściągała jego zamiary. W tym sensie śmierć Ratzingera
rozwiązała mu ręce. Na poziomie symbolicznym ta hermeneutyka zerwania
była szczególnie widoczna podczas uroczystości pogrzebowych. Jak
mówi Seewald:
Wszyscy pamiętamy ciepłe słowa
Ratzingera wypowiedziane podczas Requiem dla Jana Pawła II, słowa, które
poruszały serca, które mówiły o chrześcijańskiej miłości,
o szacunku. Nikt jednak nie pamięta słów Bergoglio z Requiem dla
Benedykta XVI, równie zimnych jak cała ceremonia, która nie mogła być
już krótsza, by nie oddać zbyt wielkiego hołdu poprzednikowi.
Inną
symboliczną decyzją było odesłanie osobistego sekretarza Benedykta XVI –
arcybiskupa Georga Gänsweina do jego macierzystej diecezji we Fryburgu
bez przydzielania mu jakichkolwiek zadań. Kompetencje wspomnianego
dostojnika, doktora prawa kanonicznego i jednego z najbardziej
doświadczonych urzędników watykańskich (pracującego u boku Josepha
Ratzingera łącznie 26 lat) nie są dziś w Kościele wykorzystywane.
Po jego spotkaniu z arcybiskupem Fryburga Stephanem Burgerem miejscowa
kuria wydała komunikat mówiący, że Georg Gänswein nie będzie pełnił tam
żadnych funkcji, jednak „istnieje możliwość przyjmowania przez niego
indywidualnych zamówień, takich jak bierzmowania czy lokalne
nabożeństwa świąteczne”.
Tego rodzaju postępowanie wobec Gänsweina – jak mówi Seewald – czyni postawę Franciszka niewiarygodną:
Nie
można z Biblią w ręku ciągle mówić o braterskiej miłości, wzajemnym
szacunku i miłosierdziu, depcząc te cnoty. Brutalność i publiczne
upokorzenie, z jakim porzucono tak zasłużonego człowieka jak Gänswein,
są bezprecedensowe. Nie zachowano nawet zwyczaju podziękowania
odchodzącemu pracownikowi, jak to jest w zwyczaju w najmniejszej
nawet firmie.
Zdaniem Seewalda, za obniżeniem rangi
Gänsweina kryje się w rzeczywistości chęć pomniejszenia znaczenia tego,
którego przez lata reprezentował. W tym sensie były sekretarz Benedykta
XVI jawi się jako ofiara zastępcza.
Kto stosuje „niemoralne metody”?
Kolejnym
wymownym aktem, na który zwrócił uwagę biograf Benedykta, był list
Franciszka do nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary arcybiskupa Viktora
Manuela Fernandeza. Autor pisma, odnosząc się do niedawnej przeszłości
tej instytucji, skrytykował jej działalność, pisząc, iż „stosowała
niemoralne metody”. Powszechnie zostało to odebrane jako krytyka pod
adresem Josepha Ratzingera, który stał na czele wspomnianej kongregacji
przez 24 lata. Wcześniej Franciszek nigdy takich zarzutów publicznie nie
formułował. Dopiero po śmierci Benedykta XVI po raz pierwszy wysunął
oskarżenie o „niemoralne metody”.
Zdaniem Seewalda jest to opinia
krzywdząca i nieprawdziwa, ponieważ Joseph Ratzinger jako prefekt
Kongregacji Nauki Wiary nigdy nie potępiał niczyich poglądów bez
uprzedniego wysłuchania. Zapraszał więc do Rzymu biskupów, teologów czy
księży, którzy głosili kontrowersyjne tezy, by mieli okazję osobiście
przedstawić swoje argumenty oraz bronić się przed zarzutami. Warto
dodać, że dokumenty uznające niektóre poglądy za niezgodne z wiarą
katolicką ogłaszane były dopiero wówczas, gdy ich wyraziciele upierali
się przy swych tezach, jednoznacznie odrzucając Magisterium.
Fałszywy obraz konfliktu w Watykanie
Peter
Seewald uważa, że Jorge Mario Bergoglio od pierwszego dnia pontyfikatu
starał się zdystansować od swojego poprzednika. Wynikało to nie
z odmiennych temperamentów, lecz z przeciwstawnych poglądów na temat
przyszłości Kościoła. Franciszek mógł przy tym liczyć na poparcie
mediów, które kreowały wizerunek „papieża-reformatora” osaczonego
w Watykanie przez „wilki”, czyli reakcyjną klikę związaną
z „papieżem-cieniem”. Jak mówi Seewald, był to całkowicie
fałszywy obraz:
Prawdę mówiąc, nigdy nie było
papieża-cienia. Jako papież-emeryt Benedykt unikał wszystkiego,
co mogłoby sprawiać najmniejsze wrażenie, że będzie rządził
za pontyfikatu swojego następcy. A jeśli chciałoby się rozejrzeć
za „wilkami”, to widać, że wszystkie padły już na dalszym planie.
Niemiecki
pisarz mówi, że jedność między obu papieżami okazała się pobożnym
życzeniem. Widać to było szczególnie na przykładzie stosunku do Mszy
w tradycyjnym rycie rzymskim. Franciszek jednym pociągnięciem pióra
przekreślił to, co Benedykt XVI uważał za jedno z największych osiągnięć
swego pontyfikatu. Papież-emeryt dowiedział się o tej decyzji
z „L’Osservatore Romano”. Jak mówi Seewald:
Było to dla niego jak dźgnięcie w serce. Nigdy po tym nie podniósł już się na zdrowiu.
Tajemnica „katechona”
Portal
kath.net opatrzył wywiad z biografem Benedykta XVI znaczącym tytułem
„Pęknięcie tamy”. Nawiązał w ten sposób do następujących słów Seewalda:
Ostatnie
wydarzenia wskazują na istne pęknięcie tamy. W obliczu dramatycznego
upadku chrześcijaństwa w Europie może to doprowadzić do powodzi, która
zniszczy to, co jeszcze przetrwało.
Wspomniane
wydarzenia – jak mówi niemiecki pisarz – przywodzą mu na myśl głośny
esej włoskiego filozofa Georgio Agambena o „tajemnicy zła” w Kościele.
Autor przywołał w nim m.in. biblijne pojęcie „katechona”.
Cóż
znaczy to tajemnicze słowo? Otóż w 2. Liście do Tesaloniczan św. Paweł
wymienia znaki, które mają poprzedzać nadejście antychrysta. Apostoł
pisze, że dzień ten nie nadejdzie:
Dopóki nie
przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn
zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się
Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga,
dowodząc, że sam jest Bogiem. (…) Wiecie, co go teraz powstrzymuje, aby
objawił się w swoim czasie. Albowiem już działa tajemnica bezbożności.
Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże
się Niegodziwiec…
Według Ojców Kościoła, wspomniany
przez Pawła „człowiek grzechu”, „syn zatracenia” i „Niegodziwiec”
to różne imiona antychrysta. Nadejdzie on wtedy, kiedy ustąpi miejsca
„ten, który go powstrzymuje”. W języku greckim „ten, który powstrzymuje”
to „katechon”. A więc katechon to ktoś, kto powstrzymuje nadejście
Antychrysta. Może on być rozumiany jako konkretna osoba, a może jako
pewna zasada powstrzymywania.
Wróćmy jednak do Agambena. Otóż
jego zdaniem Benedykt XVI był właśnie takim katechonem, a więc kimś
pełniącym rolę „zatyczki”, która powstrzymuje nawałnicę zła. Jak
komentuje Seewald:
To trudna teza. Ale papież-emeryt
najwyraźniej widział to w ten sam sposób. Kiedy zapytałem go, dlaczego
nie może umrzeć, odpowiedział, że musi zostać. Jako pamiątka
autentycznego przesłania Jezusa, jako światło na górze. „W końcu
Chrystus zatriumfuje” – dodał.
Ostrzeżenie pod adresem papieża
Wywiad
z Peterem Seewaldem jest dramatycznym wołaniem przestrzegającym przed
zmianami, które sprawią, że Kościół porzuci swoją odwieczną naukę
i przestanie być Kościołem. Takich głosów jest ostatnio coraz więcej,
a nasilają się one zwłaszcza po śmierci Benedykta XVI i przed
zbliżającym się synodem o synodalizacji w Rzymie. Wspomniane obawy nie
są pozbawione podstaw, zwłaszcza w świetle rewolucyjnych planów, które
snuje publicznie nowy prefekt Dykasterii Nauki Wiary Viktor Manuel
Fernandez, nie widząc problemu w błogosławieniu par homoseksualnych czy
zapowiadając zerwanie z nauczaniem Jana Pawła II zawartym
w „Veritatis splendor”.
Na koniec warto zwrócić uwagę
na fragment wywiadu, w którym Seewald przypomina, iż Benedykt XVI bardzo
poważnie traktował dramatyczne ostrzeżenie, jakie Chrystus skierował
do św. Piotra pod Cezareą Filipową. Do wspomnianego wydarzenia doszło
tuż po tym, jak Jezus ustanowił rybaka z Galilei głową Kościoła. Zaraz
po tej niezwykłej nominacji Syn Boży zwrócił się do pierwszego papieża
w ostrych słowach:
Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki.
Benedykt
XVI traktował powyższe słowa Jezusa jako ostrzeżenie skierowane
osobiście pod swoim adresem. Jest to zarazem odwieczne ostrzeżenie dla
każdego papieża, który przestaje myśleć po Bożemu, a myśli
czysto po ludzku.
Reporter, eseista, publicysta, reżyser, producent filmowy i telewizyjny. Założyciel i
redaktor naczelny kwartalnika "Fronda"; (w latach 1994-2005 i 2007-2012).
Współautor i producent kilku cykli telewizyjnych dla TVP1, TVP2, TVP Polonia, TVP
Historia, TV Puls, Polsat. W latach 2005-2006 redaktor naczelny tygodnika "Ozon";.
Autor 37 książek, ma na swoim koncie także 29 wydań w 12 językach obcych, w tym
8 książek wydanych po angielsku w USA. Laureat wielu nagród dziennikarskich,
filmowych i książkowych (m.in. Totus, Grand Press, Feniks). Obecnie stały publicysta
tygodnika "Sieci"; i portalu wPolityce.pl. Prezes Fundacji Polska Wielki Projekt i
Stowarzyszenia Trójmorze.
Piorun rozbił klucz, rękę błogosławiącą i aureolę figury św. Piotra
na fasadzie kościoła Matki Bożej Różańcowej w San Nicolas, sanktuarium w
Buenos Aires w Argentynie.
Do incydentu doszło 17 grudnia, w dniu urodzin Franciszka, w
przeddzień jego homoseksualnej propagandy Fiducia Supplicans. Tego dnia
burza zdewastowała okolicę.
Rektor Sanktuarium pospiesznie odrzucił tę oczywiście symboliczną interpretację:
“Sanktuarium nie zgadza się z
interpretacją, która została podana w odniesieniu do szkód wyrządzonych
figurze św. Piotra Apostoła”.
Excusatio non petita, accusatio manifesta [Kto się tłumaczy, ten się oskarża]
Piorun uderzył w figurę* św. Piotra Apostoła na południowo-zachodniej
elewacji (na zdjęciu) kościoła Matki Boskiej Różańcowej w San Nicolas de Los Arrayos
w prowincji Buenos Aires, ca. 240 km na północny zachód od stolicy
Argentyny. To Różańcowe Sanktuarium w mieście nad Paraną powstało na
życzenie Naszej Pani objawiającej się katoliczce Gladys Herminii Quiroga
de Motta od 25 września 1983. Figura Piotra-Kefasa nie ma teraz
prawej dłoń tak samo jak figura Królowej Różańca Świętego, gdy Gladys
odnalazła ją 17 października 1983 w lamusie miejscowej katedry Świętego
Mikołaja. Obie figury Matki Kościoła i Jej widzialnej Głowy
(Piotra-Kefasa) bez prawej ręki to sygnał dla wierzących katolików: po
pierwsze, Najświętsza Panna oddała komuś swoją rękę, a po drugie, jest
Ona prawicą (małżonką) Ognia rzuconego z Nieba (ogień-piorun w prawej
dłoni Piotra) dla spełnienia misji i obietnicy Chrystusa Pana [Łk 12, 49]: 'Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął'. Figura
na zewnątrz kościoła straciła także aureolę na znak, że Ogień-Głowa
Kościoła pochodzi spośród synów marnotrawnych. Stało się to w Niedzielę
Gaudete, gdy Kościół śpiewa antyfonę adwentową 'O, Mądrości' na znak, że paruzja drugiego Pocieszyciela, Parakleta, Emmanuela jest już blisko.
za dakowski.pl
Wobec tylu znaków ślepymi pozostają Jedynie ci, którzy zamykają oczy by nie widzieć.
* Uderzenie błyskawicy w kopułę bazyliki Piotra w dzień usunięcia Benedykta.
* Zacięcie się mechanizmu dzwonów, które miały ogłosić wybór Bergoglio na "papieża"
* Wypuszczone "gołębie pokoju" na tę okoliczność zostały zaatakowane przez wronę i mewę
*obecne - upalenie ręki z kluczem i aureoli !
Cóż, z perspektywy wiary, jak powinniśmy interpretować piorun, który uderzył w figurę św. Piotra 17 grudnia? Posąg św. Piotra, Buenos Aires W niedzielę 17 grudnia 2023 r. piorun dosłownie zmiażdżył klucz i aureolę figury św. Piotra, znajdującej się na fasadzie Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w San Nicolas, na północ od Buenos Aires w Argentynie. Wiadomość została podana przez kanał Telegram "Perły Papieża":
wydawała się fałszywa, biorąc pod uwagę, że w sieci nie można było
znaleźć żadnych wiadomości, ale wydarzenie zostało właśnie potwierdzone
przez wielebnego ojca Justo Lofeudo, księdza, który z pewnością jest bergoglianinem. Typowy "efekt Ratzingera",
ewidentnie to szczególne zjawisko, w którym Bergoglianie lub una cum
(legitymistyczny konserwatyści Bergoglio) nieświadomie oferują
informacje, dokumenty i świadectwa, które są bardzo przydatne do
rekonstrukcji Magna Quaestio. W tym przypadku byłby to oczywiście tylko "znak z nieba", który jednak został zinterpretowany przez wielu katolików bez większych trudności. Ksiądz Lofeudo z pewnością nie zdawał sobie sprawy z efektu, jaki miałoby ujawnienie zdjęcia. Kapłani
Sanktuarium wydali oświadczenie, w którym odrzucają symboliczną
interpretację tego faktu, ale nie sam fakt: "Sanktuarium nie zgadza się z
interpretacją, która została podana w odniesieniu do szkód wyrządzonych
przez wizerunek apostoła św. Piotra". Uderzające jest to, że wydarzenie to miało miejsce w dniu urodzin Jorge Mario Bergoglio, dzień przed publikacją deklaracji "Fiducia supplicans", która otwiera błogosławieństwo dla par homoseksualnych. Środek ten wyznaczył swego rodzaju punkt, z którego nie ma odwrotu: wierni zaczynają rozumieć, że coś nie działa. Nawet
miejsce, w którym doszło do wypadku, jest bogate w znaczenia: przede
wszystkim sanktuarium św. Mikołaja znajduje się w Argentynie, ojczyźnie papieża, kilka kilometrów od Buenos Aires, miasta, którego Bergoglio był przez długi czas biskupem. Kanał "Perły Papieża" donosi: "Przede wszystkim jest to miejsce kultu i czci, ponieważ wewnątrz znajduje się piękna figura Madonny Różańcowej,
która przez lata ukazywała się wizjonerce Gladys Quiroga de Motta,
począwszy od wczesnych lat 1980., przekazując jej ponad 1800 orędzi. Święta
Dziewica mówi w nich, że powróciła, aby kontynuować objawienia
fatimskie, a wiele z nich wyraźnie mówi o straszliwej walce między
diabłem a Kościołem. Od 11 lutego 2013 r. różne "sugestywne"
wydarzenia usiały kropką nad historią uzurpacji Tronu Piotrowego,
zrekonstruowaną w trzech filmach dokumentalnych w w sprawie "Kodeksu Ratzingera". ramach śledztwa Pamiętamy piorun, który uderzył w kopułę tej samej nocy, co "rezygnacja" papieża Benedykta; niewytłumaczalne zablokowanie dzwonów w Castel Gandolfo po w Castel Gandolfo wyborze Franciszka; zabicie gołębi wypuszczonych przez
Bergoglio przez wrony i mewy; pożar kaplicy betlejemskiej kilka godzin
po wizycie Franciszka; pożar w Sali Konsystorza Zamek Gandolfo
Kilka miesięcy temu, w tych samych dniach, w których opublikowaliśmy
ten cenny raport i wiele innych wydarzeń, które katolicy zaledwie sto
lat temu zinterpretowaliby jako jednoznaczne "komunikaty prasowe" od
Ojca Przedwiecznego. Cóż, z perspektywy wiary, jak interpretować piorun, który uderzył w figurę św. Piotra 17 grudnia? Wygląda
na to, że czas papieża Franciszka dobiega końca: niebo symbolicznie
zniszczyłoby jego aureolę świętości i zdezintegrowało klucz, który
reprezentuje autorytet papieża. Wydaje się dziwne, że posąg trzymał
tylko jeden klucz. Symbolicznie złoty
klucz nawiązuje do władzy w królestwie niebieskim, a srebrny klucz
wskazuje na duchowy autorytet papiestwa na ziemi. Lina łącząca oczka na
klucze nawiązuje do związku między dwiema mocami.
Jak odczytać znaki końca czasów?
Jaka odpowiedzieć na masową apostazję i laicyzację Polski? Co ma
wspólnego Akita z Fatimą? Na te pytania odpowiada ks. Grzegorz Bliźniak,
świadek potęgi Bożego Miłosierdzia w książce „Nawracajcie się
natychmiast!”
Wspominał
ksiądz, że Fatima to najdonioślejsze objawienie maryjne w naszych
czasach. Czy ono już się wypełniło, realizuje się na naszych oczach, czy
nadal czekamy na jego spełnienie?
Jest
kilka szkół odczytywania tych proroctw. Sądzę, że Fatima jeszcze się
nie wypełniła. To, co najważniejsze w związku z tymi objawieniami, jest
jeszcze przed nami. Także jeśli chodzi o męczeństwo papieża, choć nie
brakowało głosów, że papieżem z wstrząsającej wizji trzeciej tajemnicy
fatimskiej był Jan Paweł II. Ale to, moim zdaniem, twierdzenie na
wyrost. Od czasu objawień Fatimskich wydarzyło się na świecie i w
Kościele wiele zła, spełniło się wiele zapowiedzi, jakie Maryja dała w
Fatimie, ale powtórzę: to, co najważniejsze i najtrudniejsze, ciągle
jeszcze przed nami. Mam nawet przekonanie, że znacznie więcej przed nami
niż za nami. W Fatimie, w tak zwanej trzeciej tajemnicy, której
poznaliśmy tylko część, Maryja zapowiada wielką apostazję w Kościele.
Chociaż nie znamy dokładnego tekstu, z innych objawień maryjnych, między
innymi tych z Akity, zatwierdzonych przez Kościół w 1984 roku, wiemy,
że tak właśnie jest. Sam proces odejścia od wiary postępuje bardzo
szybko, niemniej jednak jest jeszcze w toku. W Fatimie Maryja zapowiada
też wojnę, w wyniku której niektóre narody przestaną istnieć. To na
pewno nie była druga wojna światowa; ta wojna nas dopiero czeka. W
Akicie w 1973 roku Matka Boża znowu zapowiada wybuch kolejnej wojny
światowej, w której według Maryi zginie jedna trzecia ludzkości, a więc
trochę ponad dwa i pół miliarda istnień ludzkich. Taka jest właśnie
Fatima, profetyczna i jeszcze niespełniona.
Skąd ksiądz wie, że nie znamy w pełni trzeciej tajemnicy fatimskiej?
Znamy
tylko pierwszą jej część, tak zwaną wizję. Natomiast komentarz Matki
Bożej do tej wizji został przed nami ukryty. Żaden z papieży nie odważył
się podać do publicznej wiadomości tych słów Maryi. Kiedy zapytano o to
papieża Benedykta XVI, ani nie zaprzeczył, ani nie potwierdził, że
oprócz ogłoszonej publicznie w roku 2000 wizji z trzeciej tajemnicy
fatimskiej istnieje do niej również komentarz. Dziennikarze otrzymali
dziwną odpowiedź. Papież powiedział: „Fatima i Akita to jedno. Poznajcie objawienia z Akity, a wszystko zrozumiecie”. Na
podstawie tej papieskiej wypowiedzi możemy, moim zdaniem, całkiem
spokojnie domniemywać, że komentarz do wizji ostatniej tajemnicy z
Fatimy dotyczy wielkiej apostazji w Kościele, która rozpocznie się od
szczytów Kościoła, czyli od Watykanu, od papieża, kardynałów i biskupów,
oraz wielkich kar Bożych, które przyjdą na świat za grzechy ludzi jako
wyraz Bożej sprawiedliwości i ostateczne wezwanie do nawrócenia.
Najstraszniejszą z nich będzie właśnie trzecia wojna światowa. O tym
wszystkim wiemy z objawień w Akicie. Obawiam się, że jeśli nie pomogą
nam dusze ofiarne, które gdzieś w ciszy i milczeniu modlą się i
ofiarowują swoje cierpienia za grzeszników, ludzie obecnie żyjący na
Ziemi mogą zobaczyć takie straszne i przerażające rzeczy, jakich świat
nigdy dotąd nie widział.
W
kontekście wynagrodzenia za grzechy świata zastanawia mnie, dlaczego
nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca nie zostało rozpropagowane
na świecie.
Zaryzykuję
stwierdzenie, że Kościół – w tym papieże i wysocy hierarchowie – nie
dość dobrze przeniknęli objawienia fatimskie. Są one rozpoznane w
stopniu, powiedziałbym, niewystarczającym. Nabożeństwo pierwszych sobót
nigdy nie zostało wprowadzone w życie liturgiczne Kościoła, a co za tym
idzie, nie ma go w życiu duchowym wielu katolików. Dlatego musimy się
bardzo modlić w czasach ostatecznych o świętego papieża i o świętych
pasterzy, którzy by wierzyli Panu Bogu jak małe dzieci i przyjmowali
pouczenia płynące z nieba. Inną niedocenioną i niewykorzystaną przez
Kościół do tej pory strategią nieba podaną nam na czasy ostateczne jest
orędzie Bożego miłosierdzia. Te dwie niebiańskie drogi, nabożeństwo
pierwszych sobót i orędzie Bożego miłosierdzia, to dwie ostatnie deski
ratunku, jakie daje nam niebo na dzisiejsze czasy. Jeśli ich nie
przyjmiemy i nie wykorzystamy, wszyscy zginiemy, nie tylko fizycznie,
ale również duchowo.
Reakcje na Fiducia supplicans mogą pomóc nam w
zrozumieniu przyszłego konklawe. Większość Kościoła nie wie, co zrobić w
obliczu kolejnych ruchów papieża Franciszka, zarazem jednak rosnąca
liczba biskupów otwarcie protestuje przeciwko najnowszym
rozstrzygnięciom. Pisze o tym prof. Roberto de Mattei.
Ogłoszenie deklaracji Fiducia supplicans przez Dykasterię Nauki Wiary w dniu 18 grudnia 2023 oraz reakcje na ten dokument mogą stanowić klucz do następnego konklawe.
Autor deklaracji, Victor Manuel Fernández, jest ścisłym
współpracownikiem papieża i jego ghostwirterem. Został mianowany
prefektem nowej Dykasterii Nauki Wiary 1 lipca 2023 roku, a następnie
kreowany kardynałem 30 sierpnia. Dokument został podpisany przez papieża
Franciszka ex audientia, w sposób, który nie pozostawia
miejsca na dyskusję. Normalnie dokument powinien być wyrazem zwykłego
Magisterium Kościoła, ale tak nie jest, a to dlatego, że odchodząc od
nauki Kościoła traci jakikolwiek charakter «magisterialny».
Fiducia supplicans jest jednakże prawdziwym «manifestem
Bergogliańskim», a to ze względu na specyficzną charakterystykę, tak jak
było to w przypadku modernizmu: deklaruje wierność wobec Magisterium
Kościoła, a jednocześnie obala je za sprawą pozbawionej skrupułów
akrobatyki intelektualnej. Fiducia supplicans zaprzecza w
szczególności, że relacja homoseksualna może zostać kiedykolwiek
zrównana z małżeństwem, ale zatwierdzając możliwość błogosławienia tej
relacji, potwierdza ją, przecząc temu punktowi Magisterium, który
potępiał zawsze grzech przeciwko naturze. [Dokument] potwierdza, w tonie
zapewnienia, że błogosławieństwa są pozaliturgiczne, jednak skoro można
błogosławić (bene dicere) tylko to, co jest dobre samo w
sobie, przyznaje on tym samym, że relacje homoseksualnie są wewnętrznie
dobre. Zaprzecza błogosławieniu związków homoseksualnych jako takich,
ale skoro błogosławi się nie pojedynczą osobę, ale tak zwaną «parę»,
której nie prosi się o zakończenie jej nielegalnego związku, to tym
samym błogosławi więź, która grzesznie jednoczy dwóch «partnerów».
Nie można być w związku z tym zaskoczonym, że kardynał Gerhard L.
Müller, emerytowany prefekt Kongregacji Nauki Wiary, określił takie
błogosławieństwa mianem aktów świętokradczych i bluźnierczych.
Stanowisko kardynała Müllera było mocne i wyraziste, ale nie jest
jedynym, jakie ogłoszono w ostatnich tygodniach. Nowością, która daje
nam klucz interpretacyjny do nadchodzącego konklawe, jest obszar
działania biskupów i kardynałów, którzy nigdy wcześniej nie wyrażali
zakłopotania papieżem Franciszkiem ani go nie krytykowali. Aż do teraz
najbardziej znaczącymi reakcjami wobec kierunku pontyfikatu Bergoglia
były Supplica filiale [Synowska prośba] podpisana w 2015 roku przez setki tysięcy sygnatariuszy na całym świecie, Correctio filialis
[Napomnienie braterskie] zaprezentowane w 2017 roku przez grupę
katolickich teologów i intelektualistów oraz dubia zgłoszone przez
szereg wybitnych kardynałów, w tym kardynałów Raymonda Burke’a oraz
Waltera Brandmüllera w latach 2016 i 2023.
Tym razem jest inaczej. Głosy sprzeciwu pojawiają się jeden po
drugim. Wychodzą od biskupów Ghany, Zambii, Malawi, Togo, Beninu,
Kamerunu, Kenii, Nigerii, Konga, Rwandy, Angoli, São Tomé – praktycznie
od wszystkich biskupów afrykańskich, podczas gdy panafrykańska
Konferencja Biskupów wystosował apel do wspólnego działania, podpisany
przez kardynała Fridolina Ambongo, metropolitę arcybiskupa Kinszasy,
który otrzymał purpurę kardynalską od papieża Franciszka 5 października
2019 roku.
Do tych głosów krytycznych przyłączyły się te ze strony biskupów
Polski, biskupów obu obrządków – łacińskiego i greckokatolickiego –
Ukrainy, archidiecezji Astany w Kazachstanie oraz głosy wielu
pojedynczych diecezji na całym świecie, takich jak Montevideo. Kardynał
Daniel Fernando Sturla, arcybiskup Montevideo, który został kreowany
kardynałem przez papieża Franciszka 14 lutego 2015 roku, podobnie jak
kardynał Ambongo, jest jednym z elektorów na nadchodzącym konklawe.
Można powiedzieć, że jest to mniejszość i tak jest w istocie. Z
drugiej strony tym węższą mniejszością są biskupi, którzy wyraźnie
poparli deklarację Dykasterii Nauki Wiary. Warto zauważyć, że
najostrzejszy krytycyzm Fiducia supplicans wyszedł dokładnie z
tych «peryferii», które papież Franciszek tak często przywołuje jako
nosicieli autentycznych wartości religijnych i ludzkich. Filozofia
dokumentu została za to zaaprobowana przez niektóre konferencje
biskupów, takie jak Belgia, Niemcy czy Szwajcaria, które reprezentują
bardziej światowe episkopaty, silniej zdystansowane od problemów
egzystencjalnych «peryferii».
Szeroka większość biskupów i kardynałów nie zajęła żadnego stanowiska, a jeżeli to zrobiła, to interpretując Fiducia supplicans po linii ciągłości, a nie zerwania, w zgodzie z Katechizmem Kościoła katolickiego i z poprzednim Responsum
Kongregacji Nauki Wiary z 15 marca 2021 roku dotyczącym możliwości
błogosławienia par homoseksualnych. Pozycja, którą zajęli ci
kardynałowie i biskupi, jest zarówno doktrynalnie jak i duszpastersko
niemożliwa. Przyczyną, dla której tak postąpili, jest najpewniej strach
przed otwartym konfliktem z papieżem Franciszkiem i siłą mediów, która
go wspiera.
A jednak to pogrążone w rozterce centrum nie jest
«Bergogliańskie» i w swoim ukierunkowaniu konstytuuje «trzecią partię»
pomiędzy dwiema mniejszościami, które zmierzą się na nadchodzącym
konklawe: z jednej strony biegun wierny nauczaniu Kościoła, z drugiej
biegun wierny «nowemu paradygmatowi». Starcie rozegra się w sytuacji
«sede vacante», kiedy papież Franciszek opuści już scenę, media będą
milczeć a każdy głosujący stanie przed Bogiem sam ze swoim sumieniem. To
wystarczy by zasugerować, że kolejne konklawe będzie pełne napięć, nie
będzie krótkie i prawdopodobnie będą towarzyszyć mu zwroty akcji.
Franciszek i Benedykt: ładne słowa i brzydkie czyny - Seewald
Benedykt
nie wiedział zbyt wiele o kardynale Bergoglio, z wyjątkiem tego, że
"był znany ze swojego autorytarnego przywództwa", powiedział biograf
Benedykta Peter Seewald portalowi LaNuovaBq.it (27 grudnia).
"Benedykt [naiwnie] zaufał Franciszkowi. Ale kilka razy gorzko się rozczarował".
Kiedy
Bergoglio został papieżem, pisał miłe listy do Ratzingera, nazywając go
"wielkim papieżem", a jednocześnie "wymazał wiele z tego, co było cenne
i drogie Ratzingerowi". Przykłady Seewalda są takie, że Franciszek
"zakazał" Mszy Świętej i "zgilotynował" wiele osób, które popierały
"kurs Ratzingera" i doktrynę katolicką.
Seewald twierdzi, że Franciszek wielokrotnie sam sobie zaprzecza, czasami mówiąc "białe", a czasami "czarne".
Według
Seewalda, Tucho Fernández "nie ma kwalifikacji" do kierowania
Dykasterią Nauki Wiary. Wie, że Tucho otrzymał to stanowisko tylko
dlatego, że jest protegowanym Franciszka. Seewald uważa, że do tej pory
"odpowiedniość" była głównym kryterium mianowania na szefa Kongregacji
Nauki Wiary.
Seewald wie, że twierdzenie Franciszka, iż większość
biskupów w ogólnoświatowym sondażu głosowała za uchyleniem Summorum
Pontificum Benedykta, jest "nieprawdziwe".
Ratzinger dowiedział się o tej liturgicznej zbrodni z prasy: "Został dźgnięty w serce", komentuje niemiecki biograf.
Po
suplikacjach Bergoglio w sprawie Fiducia, nie możemy już mieć nadziei
na przyszłą jedność między rosyjskimi prawosławnymi a Watykanem,
powiedział metropolita Hilarion z Budapesztu w wywiadzie dla
TheAmericanConservative.com. Działania Franciszka "stworzą nowe linie podziału". Hilarion
powiedział, że był zaskoczony decyzją o "błogosławieniu" par
homoseksualnych, ponieważ "zawsze uważał Kościół rzymskokatolicki za
latarnię tradycyjnego chrześcijaństwa".
Kard. Victor Manuel Fernández relatywizuje opór przeciwko deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans.
Argentyński purpurat, prefekt Dykasterii Nauki Wiary, twierdzi, że
biskupi protestują przeciwko błogosławieniu par jednopłciowych ze
względu na kulturę i prawo w swoich krajach.
Purpurat mówił o Fiducia supplicans w rozmowie z
hiszpańską gazetą ABC. Został zapytany o sprzeciw, jaki wiele
Konferencji Episkopatów podniosło wobec deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans.
Stwierdził, że ten sprzeciw jest poniekąd zrozumiały, bo w kulturach
niektórych krajów błogosławieństwa są rozumiane jako „legitymizacja
nieregularnych związków”. – Do tego dochodzi fakt, że w Afryce
obowiązują prawa, które penalizują sam akt określenia się jako osoba
homoseksualna. Proszę sobie w tej sytuacji wyobrazić pobłogosławienie – powiedział.
Kard. Fernández w rozmowie z gazetą ABC broni jednak swoich
rozstrzygnięć i twierdzi, że można błogosławić pary homoseksualne. – Jeżeli jakiś ksiądz udziela takiego błogosławieństwa, to nie jest heretykiem – powiedział. Stwierdził, że w całej sprawie nie chodzi o uznanie danego związku. – To tylko odpowiedź pasterza dana dwóm osobom, które proszą o pomoc Bożą – podkreślił.
Problem w tym, że nie tylko afrykańskie episkopaty odrzuciły
błogosławienie związków homoseksualnych. Zrobili to również biskupi z
Astany w Kazachstanie, biskupi Polski, Ukrainy (zarówno katolicy jak i
grekokatolicy) oraz Węgier. Dodatkowo Fiducia supplicans
odrzuciło bardzo wielu pojedynczych biskupów na całym świecie, od Stanów
Zjednoczonych przez Amerykę Południową aż po Europę. Tak szerokiej fali
sprzeciwu, jak się wydaje, nie można tłumaczyć wyłącznie lokalną
kulturą. Wielu komentatorów wskazuje, że pobłogosławienie pary
homoseksualnej sugeruje po prostu iż Kościół akceptuje związek
jednopłciowy, a to sugerowałby akceptację grzechu śmiertelnego, co
byłoby po prostu bluźnierstwem.
Dzień po ogłoszeniu Fiducia supplicans parę
homoseksualną pobłogosławił amerykański jezuita o. James Martin. To
ksiądz wysoko ceniony przez papieża Franciszka; Ojciec Święty napisał do
niego niedawno list, w którym stawiał go za wzór kapłanom na całym
świecie. Para pobłogosławiona przez o. Martina trzymała się podczas
ceremonii za ręce. Nic nie wskazywało na to, że poszukuje ona
„wzmocnienia” od Boga, żeby zerwać z grzechem. Mężczyźni w przeszłości
obrażali Benedykta XVI i Jana Pawła II, przebierali się za kobiety oraz
pozowali do zdjęć z półnagimi homoseksualistami. Błogosławieństwo
zostało nagłośnione przez liberalną prasę amerykańską i w świat poszedł
jednoznaczny przekaz: Kościół katolicki się zmienił, teraz seks gejowski
jest już akceptowalny. Dlatego właśnie Fiducia supplicans wywołuje tak potężny skandal i oburzenie wielu biskupów, księży i świeckich na całym świecie.