Czwartek I tygodnia Okresu Zwykłego List do Hebrajczyków 3,7-14. Komentarz do Ewangelii : Ody Salomona "Po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło" | | |
| ||
Czwartek I tygodnia Okresu Zwykłego List do Hebrajczyków 3,7-14. Komentarz do Ewangelii : Ody Salomona "Po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło" | | |
| ||
Jak co roku po raz piąty w Warszawie Katyński Marsz Cieni oddał hołd pomordowanym na wschodzie
15 kwietnia 2012 r. odbył się kolejny V Katyński Marsz Cieni. Organizowany przez Stowarzyszenie Grupa Historyczna "Zgrupowanie Radosław" i Instytut Pamięci Narodowej. Patronat honorowy nad imprezą sprawują Komitet Katyński, Stowarzyszenie Rodzina Katyńska w Warszawie oraz Fundacja Golgota Wschodu.
Marsz wyruszył 15.00 spod Muzeum Wojska Polskiego w Alejach Jerozolimskich i w milczeniu podążaliśmy: Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem, przez Plac Zamkowy, Rynek Starego Miasta, Barbakan, Freta, Długą, Plac Krasińskich, Muranowską do Pomnika Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. Drugi rok z rzędu uczestnicy Marszu oddali również hołd ofiarom Tragedii Smoleńskiej zatrzymując przemarsz przed miejscem w którym znajdował się pamiętny Krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Tym razem pogoda nie sprzyjała i praktycznie cały przemarsz odbywał się w deszczu. W marszu obok rodzin osób pomordowanych na wschodzie i grup historycznych. Ze względu na inaugurację sezonu motocyklowego, która odbyła się w tym roku w Gietrzwałdzie k/Olsztyna, zabrakło uczestników motocyklowego Rajdu Katyńskiego. Mimo deszczowej pogody trudy marszu dzielnie znosili liczni uczestnicy wśród nich również rodzice z dziećmi.
Nie ma co ukrywać, że w tym roku marsz zgromadził o wiele mniejszą liczbę uczestników. Tym większa chwała tym, którzy w tych trudnych warunkach stawili się by oddać hołd zamordowanym przez NKWD w Katyniu, Charkowie, Twerze, Bykowni, a także w innych miejscach na Wschodzie.
Relacja z ubiegłorocznego IV Katyńskiego Marszu Cieni: http://kruk.nowyekran.pl/post/9080,iv-katynski-marsz-cieni-przeszedl-ulicami-warszawy
Zdjęcia i wideo: raven59
Chcemy prawdy o Smoleńsku – skandowali w Sejmie posłowie PiS podczas wystąpienia premiera Donalda Tuska przed głosowaniem ws. uchwały PiS dot. zwrotu wraku TU-154M.
Podczas przemówienia w Sejmie Donald Tusk obrażał opozycję, próbując nie dopuścić do głosowania nad wprowadzeniem do porządku obrad projektu uchwały autorstwa PiS, zobowiązującej rosyjski rząd do przekazania Polsce wraku Tu-154M.
Wystąpienie szefa rządu przerywały okrzyki posłów PiS: “Chcemy prawdy o Smoleńsku“.
– To hańba, która przejdzie do historii Polski i pan się zapisze w tej historii razem z tymi, którzy są na polskiej liście hańby – oświadczył Jarosław Kaczyński, zwracając się do premiera Donalda Tuska. Jak mówił, chodzi o działania, które zaostrzyły sytuację po katastrofie smoleńskiej.
Prezes PiS zabrał głos po wystąpieniu premiera przed odrzuceniem przez Sejm wniosku PiS o poszerzenie porządku obrad o projekt uchwały PiS w sprawie wraku Tu-154M.
Podkreślił, że niezależnie od tego, co powiedział szef rządu “w sensie politycznym” obecnie rządzący “ponoszą stuprocentową odpowiedzialność za tę katastrofę”.
“To tylko początek historii: ponosicie stuprocentową odpowiedzialność za to, że w kilka dni po rzeczywistym zjednoczeniu bardzo dużej części narodu, rozpoczęliście kampanię po to, żeby go podzielić, spotwarzyć tych, którzy zginęli, w tym prezydenta. Rozpoczęliście kampanię, której haniebny charakter nie ma precedensu w dziejach niepodległego państwa” - ocenił Kaczyński. “I to pan osobiście za to odpowiada, i prezydent Komorowski” – dodał, zwracając się do Tuska.
Jak mówił, obaj politycy odpowiadają też za “profanowanie krzyża, za bicie ludzi na oczach policji, za to wszystko, co doprowadziło rzeczywiście do zaostrzenia sytuacji”.
“Jeżeli pan dzisiaj ośmiela się łgać tutaj w ten sposób, to powtarzam – to jest hańba, która przejdzie do historii Polski i pan się zapisze w tej historii razem z tymi, którzy są na polskiej liście hańby” - oświadczył Kaczyński.
Dodał, że zastępcą Tuska w PO był Janusz Palikot, który “w sposób zupełnie niebywały obrażał najpierw żyjącego prezydenta, a później zmarłego prezydenta”.
Jak ocenił, wystąpienie Tuska w Sejmie przypominało “wystąpienia z bardzo niedobrych czasów, z czasów, w których można było kontrfaktyczność posunąć do najbardziej radykalnej wersji”. “Można było mówić całkowicie wbrew faktom” – zaznaczył Kaczyński.
Co przed Kaczyńskim powiedział Tusk? Że “tego typu działania”, jak uchwała PiS ws. zwrotu wraku, przeszły do historii… zdrady narodowej w Polsce.
Tusk ocenił, że zaproponowana przez PiS uchwała to “kolejny krok dla tych, dla których państwo polskie w obecnej postaci jest nie do zaakceptowania”. Jak mówił, w tej uchwale czytamy, że Sejm RP zwraca się do władz Federacji Rosyjskiej, “ponieważ polskie władze nie podejmują zdecydowanych kroków prawnych”.
- W historii Polski tego typu działania przeszły do historii zdrady narodowej, tylko ludzie opętani nienawiścią do własnego państwa, pogardą do swoich oponentów, pozbawieni naturalnego szacunku do ojczyzny, w której żyją tu i teraz, dzisiaj, są gotowi wnosić projekt uchwały, adres do władz Federacji Rosyjskiej, adres do Dumy, adres do cara, po to, by stwierdzić, że państwo polskie źle działa” – takie oto kuriozalne słowa wygłosił Tusk.
- Tak to prawda. Rosja nie postępuje w sprawie śledztwa smoleńskiego tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Widzimy to każdego dnia – powiedział premier.
– Padła publiczna deklaracja prezydenta Miedwiediewa, że w ciągu kilku miesięcy wrak wróci do Polski. Tak, mamy do czynienia z partnerem, który w tej sprawie, delikatnie mówiąc, nie jest konsekwentny – przyznał Donald Tusk
Zdaniem Tuska, “trzeba mieć bardzo dużo dobrej woli, żeby uznać, że zapowiedź władz rosyjskich sprzed kilkunastu godzin, że są gotowi podjąć właściwie natychmiast rozmowy o technicznych warunkach przekazania wraku (…)., żeby potraktować to jako zapowiedź szybkich decyzji ze strony Moskwy”.
Jak podkreślił, w ostatnich dniach usłyszał wiele wezwań do zabrania głosu ws. katastrofy. - Według niektórych milczenie rządu 10 kwietnia było niezrozumiałe lub zaskakujące, ale powiem otwarcie – kiedy zaplam znicze, kiedy myślę o zmarłych, jestem na grobie mojej matki czy na grobach lub pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej uważam milczenie, skupienie i chwilę modlitwy za właściwsze zachowanie niż krzyki, wrzaski, przekleństwa i polityczne transparenty - podkreślił szef rządu.
- Dziś prawdziwy problem polega na tym, że w imię prawdy o Smoleńsku buduje się polityczne kłamstwo. Tak, rzeczywiście, mamy dziś w Polsce do czynienia z wielkim kłamstwem smoleńskim. Tym kłamstwem smoleńskim jest codziennie formułowany zarzut pod adresem władz Rzeczpospolitej, państwa polskiego, obywateli, którzy mają dosyć tej agresji, zarzutu o zdradę i o kłamstwo. To jest to kłamstwo - mówił szef rządu.
- Ta uchwała ten jeżyk, ten język, ten pomysł to zwierciadlane odbicie tych naiwnych albo podłych działań, które kiedyś w dawnej historii Polski doprowadziły ją do upadku. To są te tropy, te myśli, te emocje – powiedział Tusk
Szkodliwym dla Polski nazwał projekt PiS Donald Tusk – Być może jedynym który będzie miał z tego projektu satysfakcję to ten na Kremlu, ten w Moskwie który się cieszy wtedy kiedy widzi że Warszawa jest podzielona jak nigdy dotąd. Oni naprawdę, ci którzy nam źle życzą tą uchwałę poparliby jednogłośnie – ocenił premier wnosząc o odrzucenie projektu nakazującego zwrot wraku polskiego samolotu.
W dzisiejszym głosowaniu Sejm zdecydował, że na obecnym posiedzeniu nie zajmie się projektem uchwały PiS w sprawie wraku Tu154M. Za wprowadzeniem projektu pod obrady głosowało 145 posłów, 263 było przeciw, 8 wstrzymało się od głosu.
Autor: Marek Nowicki, | Źródło: PAP,
Stefczyk.Info: Dla Donalda Tuska propozycja Apelu do Rosji by oddała wrak to to samo co adres do cara, a ludzie domagający się prawdy w sprawie Smoleńska okazują się Targowiczanami. Jak to pan ocenia? Skąd aż takie emocje u premiera?
Wojciech Reszczyński, publicysta, dziennikarz: To jest zachowanie porażające i przerażające. Ten człowiek zupełnie traci kontakt z rzeczywistością. Żeby go dobrze zrozumieć trzeba by sięgnąć po specjalistów od analizy zachowań ludzi znajdujących się w krytycznych sytuacjach. Jest to postępowanie typowe dla człowieka, który przeżywa jakąś potworną traumę. Inaczej tego nie można zrozumieć. Jak bowiem wyglądają fakty? Mamy z jednej strony ludzi domagających się prawdy, odpowiedzi na podstawowe pytanie – co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku. Stawiamy te pytanie wszyscy, kierujemy w stronę władz. To jest racjonalne i nie podlegające dyskusji. Tak myśli coraz więcej ludzi. Pytają dziś, po dwóch latach – niech rząd nam udowodni, że to nie był zamach. Bo tak to wygląda, więc teraz, po dwóch latach tych manipulacji, to wy macie nas przekonać, że to nie był zamach.
Jaki będzie efekt takiego zachowania premiera? Dostarczy to amunicji mediom prorządowym, które nie mogą znieść, że ta oficjalna wersja się posypała?
Nie. Według mnie ludzie widząc tak histeryczne wystąpienie premiera nabiorą jeszcze wątpliwości. Używane metody i słownictwo wskazują na współwinę tych ludzi, na problem z sumieniem, który się w nich odzywa. Tak postępuje ktoś złapany na kradzieży w autobusie, kiedy zaczyna krzyczeć „złodziej, złodziej” by rzucić podejrzenie na innych. To jest bardzo niebezpieczne dla Polski, pogłębia podziały.
Może to jest jednak po prostu przemyślana manipulacja? Próba podtrzymania oficjalnej wersji, próba utopienia wszystkiego w obelgach?
Jeżeli by tak było, to w celu podtrzymania wątpiącego elektoratu, przywołanie go do pionu, zmuszenie do wyboru w tak ostro zdefiniowanym sporem. On umie pięknie mówić, ale mówi w złej sprawie. Ale nawet jeśli jest w tym taki element, to nie zmienia to faktu iż jest to ruch histeryczny. Cóż można bowiem wyobrazić sobie jeszcze ostrzejszego? Co może zrobić, powiedzieć, co wykrzyczeć by uciec przed prawdą? Odnoszę wrażenie, że za nim jest ściana, nie ma się już gdzie w sprawie Smoleńska cofnąć. Zawiódł i to wie.
Mik
W oparciu o Pismo św. możemy domniemywać, że będziemy świadkami pewnego złagodzenia gwałtowności obecnej rewolucji. Ponieważ jednak zło rozpleniło się do takich rozmiarów, że bez cudownej interwencji Boga – tak cudownej, że nie miałaby ona precedensu w historii – kraj nasz nie podniesie się i ponieważ czas ten prawdopodobnie nie nastąpi rychło, ale wydaje się przeznaczony na okres nawrócenia Żydów i niewiernych, nie będziemy o niej mówić jako o czymś niewątpliwym. Bez wyrażania jakichkolwiek opinii w tej kwestii przedstawimy więc to, co wydaje się być stosowne w przypadku, w którym korzystny dla religii ład nie zostanie przywrócony.
W czasie mniej gwałtownych prześladowań, w których religia i jej wyznawcy doświadczają niemniej prześladowań i cierpień, szczególnie niezbędne wydaje się kilka rzeczy.
Aby podtrzymać wśród ludu chrześcijańskiego porządek i czystość wiary oraz jednolitość obyczajów, aby zapewnić mu wsparcie i pociechę, konieczne jest zachowanie ładu hierarchicznego. Ład ten wymaga wspierania i propagowania religii na terenie kraju i jest on głównym środkiem do odbudowy panowania Boga oraz zachowania wiary. Żarliwość naszych biskupów uczyni ich, jeśli zajdzie taka potrzeba, zdolnymi do lekceważenia zarówno niebezpieczeństw, jak i niedogodności życia w ubóstwie, jakie prowadzili niegdyś pierwsi uczniowie Jezusa Chrystusa. Wierni ze swej strony, zachowując wierność religii, a nawet wystawiając na niebezpieczeństwo własne życie, uznają swe własne obowiązki wspierania hierarchii wszystkimi koniecznymi środkami, by mogła ona wykonywać swą pasterską posługę.
Innym ważnym celem będzie dostarczenie temu nieszczęsnemu krajowi dostatecznej liczby kapłanów, a nie ma nic ważniejszego od zapewnienia kandydatom do kapłaństwa wszelkich środków, by mogli się do niego dobrze przygotować. Konieczne będzie wytężenie wszelkich sił, by utrzymać i pobudzić gorliwość o zbawienie dusz, nie tylko w duchowieństwie, ale też wśród wiernych. Chrześcijanie, a zwłaszcza kapłani, muszą być gotowi do poświęcenia się dla dobra duchowego swych braci, zwłaszcza gdy zaistnieje po temu pilniejsza potrzeba. Jeśli nie będą mieli odwagi, by podjąć tę ofiarę, staną się odpowiedzialni przed Bogiem za sukces zła, które przy odrobinie gorliwości mogłoby zostać powstrzymane. Niech ci, którzy odczuwają silniejszy pociąg do Boga, nie wahają się okazać swej gorliwości, gdyż właśnie dający dobry przykład zasłużą sobie na bardziej chwalebną koronę. Muszą oni jednak kierować się wyłącznie chwałą Boga i być gotowi do przyjęcia cierpienia. Ich odwaga musi rosnąć wraz z pojawianiem się kolejnych przeszkód, muszą odnajdować siłę w całkowitym oddaniu się w ręce Boga. Ludzie, którzy proponować będą środki czysto ludzkie i szukać będą odpoczynku, nie nadają się do tego dzieła. Potrzeba nam przede wszystkim takich współpracowników, którzy liczą jedynie na Boga i nie troskając się o rzeczy doczesne, mają wzrok utkwiony w rzeczy wieczne. Przedsięwzięcie to jest wielkie – i niezależnie od tego, co przyniesie, będzie źródłem wielkiej radości dla tych, którzy mu się oddali. Nie wystarczy pracować dla obecnego pokolenia, konieczne jest również myślenie o pokoleniach przyszłych, by zapewnić im środki konieczne do zbawienia.
Musimy z naciskiem zalecać wiernym, by stale troszczyli się o wychowanie swych dzieci. Od tych ich wysiłków zależy zachowanie depozytu wiary, a bez niego wszystkie inne zabiegi będą bezużyteczne. Troska ta musi rozciągać się na wszystkie dzieci, obu płci, od najwcześniejszych ich lat aż po czas, gdy będą całkowicie uformowane.
Muszą być one gruntownie pouczane o prawdach i dowodach prawdziwości religii chrześcijańskiej, nie wolno się przy tym zadowalać – jak to niestety często ma miejsce – suchym i rutynowym pouczeniem. Konieczne jest, by dzieci, stosownie do zdolności ich wieku i ducha, odczuwały coś z piękna i wzniosłości, wspaniałej zgodności i doskonałości wszystkich prawd chrześcijańskich i rozumiały, jak bardzo godny pożałowania jest los i zaślepienie tych, którzy odrzucają te prawdy, by przylgnąć do kłamstwa. Wszyscy wierni, którzy posiadają jakieś szczególne uzdolnienia, nie mogą znaleźć lepszego sposobu na wykorzystanie ich dla dobra religii i przypodobania się Bogu, niż poświęcenie się dla pouczania młodzieży oraz wzbudzania w niej uczuć chrześcijańskich, które uchronią ją od zepsucia i niedowiarstwa naszych czasów.
Byłoby pożądane, byśmy wszyscy posiadali ten sam sposób mówienia i zachowania. Byłoby to możliwe, gdybyśmy wszyscy pozostawali stale przywiązani do prawdziwych zasad, które są te same dla wszystkich rodzajów ludzi. Jak jednak możemy mieć na to nadzieję, skoro od samego początku istnienia Kościół św. ubolewał, że nawet wśród sług Ewangelii było wielu, którzy się jej sprzeciwiali, którzy przedkładali swe własne interesy nad sprawę Jezusa Chrystusa i którzy wypaczali Słowo Boże?
Słabości, ludzkie namiętności, fałszywe współczucie, przykład i autorytet tych, którzy sami popadli w błąd – wszystkie te rzeczy odciągają wielką liczbę ludzi od prawdziwych zasad i prowadzą ich do odstępstw, z których potem z wielkim jedynie trudem mogą się nawrócić.
Ci, którzy znajdują się na bezpiecznej drodze prawdy, muszą cierpliwie znosić błądzących, aby uniknąć rozerwania jedności, tak długo jak Kościół nie potępi ich, a ich błędy nie są na tyle poważne, by w sposób nieunikniony pociągać dusze na zatracenie. Nie mogą jednak posuwać się aż do tego, by tolerować błędne i szkodliwe doktryny, muszą starać się uchronić przed nimi tak wiele dusz, ile tylko zdołają. Muszą szerzyć prawdziwą światłość, sprzeciwiać się kłamstwom i iluzjom, a wszystko to w duchu łagodności i miłości, skorzy do usprawiedliwiania bliźnich i wyrozumiali dla tych, którzy okazują pragnienie powrotu na drogę prawdy. Prawdziwe zasady to te, których Kościół katolicki nauczał przez wszystkie wieki, które pozostają całkowicie zgodne z nauczaniem papieża, które oparte są na solidnych i jasnych podstawach.
Ci, którzy nie trzymają się tych prawdziwych zasad, pozwalają panować nad sobą własnym słabościom, lękom, ulegając przykładom czy rozporządzeniom zgodnym z ich naturalnymi skłonnościami. Będące tego skutkiem zło jest niewyobrażalne, ludzi ci skłaniają się bowiem ku rzeczom zgubnym i niekiedy nawet wbrew swej intencji wspierają wysiłki wrogów religii. Stanowcze i odważne postępowanie mogłoby powstrzymać epidemię, przynajmniej częściowo. Większość ludzi błądzi raczej przez słabość, niż kierowana złośliwością. Módlmy się, by uznali swój błąd. Chcielibyśmy, na ile to tylko możliwe, usprawiedliwić ich – i byłoby dla nas wielką radością, gdybyśmy mogli doczekać dnia, gdy przemyślą swe postępowanie, z chęcią pomoglibyśmy im naprawić zło, jakie wyrządzili samym sobie oraz wiernym poprzez odejście od ewangelicznej prawdy.
Uczmy się z historii: wrogowie nigdy nie przestaną zastawiać na nas pułapek, stosują obok przemocy również oszustwo, aby skusić tych, których nie można pokonać zastraszeniem. Bądźmy przekonani, że jedynym środkiem, za pomocą którego możemy uniknąć tych podstępów, jest odważne i otwarte przyznanie się do wiary, przy równoczesnym przyjęciu wszelkich cierpień, jakie może to na nas ściągnąć, a nawet uważając je za wielkie dobro.
W czasach, w których Kościół stoi w obliczu furii swych wrogów nie mniejszej, niż to było w pierwszych wiekach swego istnienia, jego dzieciom niezbędna jest wielka cnota. Na to, by pozostać wiernym uczniem Jezusa Chrystusa, nie wystarcza już przeciętność, potrzebujemy obecnie większych łask, większego światła, koniecznych w obliczu rozmnożenia się widzialnych i niewidzialnych wrogów, przeciwko którym musimy się nieustannie bronić. Ponieważ cel, jaki nieprzyjaciele owi pragną osiągnąć, jest w sposób oczywisty zły, byliby oni zbyt słabi, by zwyciężyć, gdyby nie byli uzbrojeni w broń kłamstwa. Dzieci starożytnego węża oplatają nieopatrznych pozornie niewinnymi słowami i łapią nierozważnych w sidła dwuznaczności. Konieczna jest więc wielka roztropność, kogo spośród ludzi cieszących się pewnym poważaniem ze względu na posiadaną wiedzę powinno się pytać o radę, w jakim stopniu zasługują oni na zaufanie i na ile możemy czuć się bezpieczni, postępując wedle ich rad. Zaniedbawszy tej ostrożności, wielu spośród tych, którzy na ślepo usłuchali rad ślepych, wraz z nimi upadło. Nawet w kwestii rzeczy, które są oczywiście złe lub fałszywe, możemy zostać zwiedzeni przez autorytet tych, którzy je czynią lub ich bronią, przez przykład większości lub z obawy, że będziemy się zbyt wyróżniać. Zaczyna się od wątpliwości: to, co niegdyś postrzegaliśmy jako niekwestionowaną prawdę, obecnie wydaje nam się bardziej problematyczne – kończymy zaś, przyjmując idee, które początkowo napełniały nas przerażeniem.
Tylko Boże światło, i to wielkie światło, bardzo potężna pomoc, może ustrzec nas przed takimi niebezpieczeństwami. Co powinniśmy czynić, by uprosić te wielkie łaski? W czasach, które ściągają na świat pomstę Bożą poprzez bezmiar popełnianych zbrodni, musimy wedle zasad słuszności czynić, co do nas należy, by ułagodzić Bożą sprawiedliwość, a nie możemy mieć nadziei, że Bóg wyróżni nas przez szczególny akt swej łaski, jeśli my sami nie wyróżnimy się większą wiernością w Jego służbie.
Musi powodować nami pragnienie chwały Bożej oraz miłość do naszych bliźnich. Cnota jedynie przeciętna mogłaby wystarczyć dla zbawienia nas samych, nie uratuje jednak innych. Musimy zdobyć sobie większe zasługi przed Bogiem poprzez prowadzenie świętszego życia, poprzez wagę, jaką nadadzą naszym modlitwom entuzjazm i ufność – i ściągnąć Boże miłosierdzie poprzez pogardę dla stylu życia i wszystkiego, za czym goni świat. Akt gorliwości Fineasza zyskał przebaczenie dla ludu; Aaron, z kadzielnicą w ręku, powstrzymał Boży gniew; pięciu sprawiedliwych mogło ocalić Sodomę…
W tych czasach prześladowań konieczne jest zwłaszcza posiadanie pewnych cnót, które pozwolą nam je przetrwać, nie ustając w walce. Po pierwsze, musimy być ubodzy duchem – jak to gorąco zaleca Ewangelia święta. Choć od wszystkich chrześcijan wymaga się jedynie oderwania serca od rzeczy tego świata, są okoliczności, w których konieczne staje się realne wyrzeczenie. Było tak bardzo często w pierwszych wiekach Kościoła, kiedy to wiernym groziła konfiskata ich dóbr i ubóstwo w przypadku, gdy nie chcieli oddać czci bożkom. Żyjemy w epoce, w której bycie ubogimi duchem może być bardziej niezbędne, niż kiedykolwiek w przeszłości. Powód tego jest oczywisty i byliśmy już świadkami pierwszych takich ofiar. Z drugiej jednak strony, jak wielu tak zwanych chrześcijan wstąpiło pod sztandar bezbożnictwa z obawy o utratę dóbr doczesnych, które zajmują niepodzielne miejsce w ich sercach? Konieczne jest więc pielęgnowanie w nas owej szczerej pogardy dla owych dóbr, które nie czynią człowieka lepszym, konieczne jest posiadanie ich bez przywiązania, co wymaga, byśmy byli od nich oderwani, konieczne jest posługiwanie się nimi z roztropnością i bez stawania się niewolnikami wygód, jakie one oferują, konieczna jest wiedza, jak troszczyć się o nie bez przesady, jak być gotowym rozstać się z nimi bez żalu. Dobra te są jak runo na owcach, które dobrze jest ścinać, gdy staje się zbyt ciężkie. Dla chrześcijanina, który rozumie i pielęgnuje skarb ewangelicznego ubóstwa, świat nie stanowi takiego zagrożenia i w przypadku pokusy odnosi on chwalebne zwycięstwa.
Abyśmy pozostali wolni w obliczu podstępów i prób, musimy gardzić tym światem i jego zaszczytami. Prawdą jest jednak, że wywyższenia, honory i godności są całkowicie zgodne z porządkiem ustanowionym przez Boga. Są one konieczne w każdym społeczeństwie, zarówno świeckim, jak duchowym, dlatego nie można wątpić, że Boża Opatrzność wyznaczyła niektórych ludzi, by byli ponad innymi, ta sama Opatrzność przygotowała dla nich łaski, których będą potrzebować na swych stanowiskach. Dlatego gdy Opatrzność oferuje zaszczyty i godności, mogą być one przyjmowane jako środki do szerzenia chwały Bożej i służby bliźnim. Aby jednak nie dać się uwieść ukrytej pysze i domagać się zaszczytów, które stałyby się powodem naszego potępienia, nie powinno się ich poszukiwać ani pragnąć, ale raczej obawiać się ich.
To, co powiedzieliśmy powyżej, odnosi się szczególnie do krajów, w których panuje religia chrześcijańska. W tych jednak czasach i krajach, gdzie panuje bezbożność, schizma i herezja, nakazy Opatrzności są inne, poza przypadkami, gdy dotyczy to zbawienia i funkcji świeckich. Pan pozostawia swemu własnemu losowi kraje, które całkowicie Go porzuciły i zmusiły Go niemal do pozostawienia samym sobie, do opuszczenia ich przez Opatrzność. Bóg nigdy nie opuszcza ich całkowicie, dba o nie, jednak jako pierwsza przyczyna, Poruszyciel wszechrzeczy i w porządku natury. Ponieważ wygnały one światłość, Bóg pozwala, by nie zauważyły nawet, że popadły w mrok. Nie będzie specjalnych łask w porządku nadprzyrodzonym dla urzędów i godności w tych krajach, które pogrążyły się w błędzie lub zapomniały o religii, w których chrześcijaństwo jest prześladowane. Moce ciemności, jako narzędzie sprawiedliwości Bożej, panować będą nad wybraną formą rządu i konsekwentnie celem całego aparatu państwowego będzie zaprowadzanie zepsucia i nieufności. Urzędy publiczne będą tam powierzane jedynie tym, którzy nosić będą „znak Bestii” i by je zdobyć, konieczne będzie wyznanie bezbożnych zasad i współpraca przy wszelkich rodzajach nieprawości. Tego właśnie jesteśmy obecnie świadkami i to będziemy oglądać w przyszłości.
W tych mrocznych czasach, mieniących się paradoksalnie czasami oświecenia, będzie wielu ludzi cielesnych, gardzących wszelkimi sprawami Bożymi. Są to czciciele tego świata. Musimy trzymać się z dala od tego zniewolenia, wystrzegając się wszelkich ambicji i przywiązania do dóbr światowych oraz pogoni za doczesnymi przyjemnościami.
Z rozważań nad proroctwami Starego i Nowego Testamentu dowiedzieć się możemy wielu rzeczy bardzo pouczających, oświecających nas i dodających nam otuchy.
Rzeczy, jakie dokonują się przed naszymi oczyma, nie powinny nas gorszyć ani dziwić. Nie dzieje się nic, co nie zostałoby zapowiedziane przez sługi Boże, Jego Proroków.
Kościół Jezusa Chrystusa ma zostać opuszczony i prześladowany przez te same narody, które przez stulecia chlubiły się z tego, że jest on ich Matką i Nauczycielem.
Wszelkie przejawy zła, jakich doświadcza Kościół, zostaną pomszczone, pomimo szalonego twierdzenia jego wrogów, że udaremnili Boże obietnice, a rządy które wierzą, że zniszczą Kościół, pracują jedynie dla jego przyszłej chwały i na własną zgubę.
Ostatecznie, pomimo wielkiej władzy, jaką z dopuszczenia Bożego posiadają moce ciemności, Bóg powściągnie ich furię, a ich starania zostaną udaremnione. Sądząc jednak z tego, co widzimy, wydaje się, że nastąpi to dopiero po długim okresie czasu i po wielu szkodach wyrządzonych ludziom.
Widzieliśmy pierwszą próbę, w której nasi pasterze niemal jednomyślnie odrzucili to, co było sprzeczne z wiernością Panu i Jego Kościołowi.
Druga próba będzie jeszcze straszliwsza, gdyż chrześcijanie, którzy okazali się niewierni, nie zadowolą się samym tylko porzuceniem pewnych elementów religii chrześcijańskiej, lecz zaatakują je wszystkie równocześnie. Choć pożądane byłoby, by wszyscy, którym powierzono depozyt wiary, posiadali tę samą stałość i doskonałą jedność, nie można jednak oczekiwać, że istotnie tak będzie. Pomimo to, liczba wciąż opierających się złu będzie znacząca.
Zawsze, nawet w Kościele, będą ludzie światowi i myślący na sposób światowy, trawiący swe siły duchowe na kwestionowanie najbardziej przekonujących prawd, gdy tylko nie odpowiadają one oczekiwaniom świata. Dlatego też znajdą się wierni, którzy bez badania będą dostosowywać swe poglądy do zdań sceptyków i szerzycieli zamętu. Wielu, nawet spośród tych, którzy początkowo byli obrońcami prawdy i których zdanie ma wpływ na większość, stanie się wyznawcami błędów.
Wierni muszą zawsze pamiętać o nienawiści, jaką Bóg darzy błąd, i strzec się niewiernych, wiedząc, że kieruje nimi duch ciemności. Wielokrotnie, zwłaszcza w sytuacji, gdy dominuje bezbożny system, tchórzliwość może sprawić, że poczujemy się zmuszeni do zdrady sprawy wiary. Lekarstwem na to zło jest szczera wiara, prawdziwa pokora i wzgarda dla świata.
Innym niebezpieczeństwem jest odejście od prawdy po jej uprzednim uznaniu, z lęku przed niebezpieczeństwami, na jakie bylibyśmy wystawieni, występując w jej obronie. Obrona prawdy, zwłaszcza gdy dotyczy to wiary, oznacza obronę sprawy Boga, a porzucenie jej równoznaczne jest z Jego opuszczeniem i stanięciem po stronie ojca kłamstwa. Jest to zawsze sprawa bardzo poważna, a konsekwencje są katastrofalne: pierwszy błąd prowadzi do kolejnego, a ten, kto wierzy, że zdoła ograniczyć się do tylko jednego fałszywego kroku, wkrótce budzi się w otchłani. Trzeba więc mieć silne postanowienie nie ustąpić nigdy w tym, co dotyczy wiary, i gardzić spokojem, własnymi interesami, a nawet życiem, gdy chodzi o obronę prawdy.
Kolejnym niebezpieczeństwem grożącym ludziom, którzy uniknęli pierwszych dwóch zagrożeń, jest ślepe podążanie za konkretnymi autorytetami, które w czasach niepokojów czy prześladowań zazwyczaj stają po stronie bardziej odpowiadającej naszym naturalnym skłonnościom, nawet jeśli sprzeciwia się to prawdzie. Musimy pamiętać, że prawda pozostaje zawsze taka sama, nie zmienia się stosownie do okoliczności. To, co w pewnym czasie postrzegane jest jako prawdziwe, nie przestaje takim być, choć ten czy inny człowiek może zmienić swe zapatrywania. Powinniśmy kierować się tym, co myśleliśmy, gdy nic nie zaciemniało naszego sądu, a nie wątpliwościami, jakie mogły zrodzić się w nas, gdy lęk osłabił siłę i wolność naszego intelektu. Gdybyśmy ocenili argumenty, a nie liczebność tych, których opinia trzyma w niewoli ducha, doszlibyśmy do przekonania, że argumenty te są całkiem słabe. Ponadto autorytet ich ustępuje i upada wobec autorytetu Kościoła i Ojca Świętego.
By dodać nadziei tym, którzy nadal pozostają wierni, konieczne jest przypominanie im o Bożych obietnicach, jakie zbiegną się z zaburzeniami końca czasów.
Przymierze Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła jest wieczne: będzie On z nim zawsze jako Bóg prawdy i świętości, zbudował go bowiem na św. Piotrze oraz jego następcach, jako na silnej i niewzruszonej opoce. Cechy wyróżniające prawdziwą Oblubienicę Chrystusa pozostaną w niej na zawsze. Zawsze składana będzie Najświętsza Ofiara Ołtarza, a orły, prawdziwi wierni, będą gromadzić się wokół Ciała Boga‑Człowieka. Stolica Piotrowa będzie zawsze ich punktem zbornym, niezależnie od tego, jak ciężkie przyjdą prześladowania – nie będą one nigdy tak poważne, by Bóg nie zachował w każdym kraju wiernych, kapłanów i biskupów. Gdy narody odłączają się od niego, Kościół opłakuje ich ucieczkę, nie przestaje jednak być matką wielkiej rzeszy dzieci.
Ponadto upadek sekt heretyckich i schizmatyckich oraz nieład i błędy, w jakie popadną pogrążone w apostazji narody, jaśniej jeszcze uwydatni świętość Kościoła Jezusa Chrystusa.
Ta głęboka ignorancja, te ciemności widoczne do pewnego stopnia dla tych wszystkich, którzy posługują się jeszcze światłem swego rozumu, a także cynizm, zuchwalstwo i chaos, jakie cechować będą tych ludzi, w miarę jak oddalać się będą coraz dalej od Słońca sprawiedliwości, będą antidotum na zgorszenia tych czasów.
Gdy Kościół ponosi pewne straty, Bóg często naprawia je w sposób prawdziwie cudowny. Tak właśnie będzie w naszych czasach powszechnej rewolucji. Kościół poniesie straty poważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, zostanie do pewnego stopnia zredukowany do stanu, w jakim znajdował się w czasie męki Zbawiciela. Bóg dopuści to jednak jedynie po to, by Kościół mógł się odrodzić z nowym blaskiem i dalej głosić panowanie Jezusa Chrystusa. Jego młodość zostanie mu przywrócona, a Duch Święty zleje nań obfitość swych łask. Żydzi ostatecznie otworzą swe oczy na Światłość i oddadzą cześć Temu, którego ignorowali przez tak długi czas, stając się apostołami Bóstwa Jezusa Chrystusa. Ogłoszą to narodom niewiernym w taki sposób, że Kościół rozprzestrzeni się bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Wielka liczba jego dzieci wyróżni się wielką świętością, a ich odwaga objawi się zwłaszcza w dniu, gdy trzeba będzie znosić okrutne prześladowanie. Ω
ks. Józef Piotr de Clorivière
Z języka angielskiego przełożył Tomasz Maszczyk.
Józef Piotr Picot de Limoëlan de Clorivière (1768–1826) był oficerem i zdecydowanym przeciwnikiem rewolucji francuskiej. Brał udział w nieudanym spisku na życie Napoleona Bonapartego. W 1803 r. zbiegł do USA, został kapłanem katolickim i posługiwał najpierw w Charleston (Karolina Południowa), a potem w Georgetown.
Historia uczy, że chrześcijaństwa nie da się pogodzić z demokracją. Prawdy tej wielokrotnie dowiedziono, dogłębnie ją zanalizowano, wnioski z tego płynące przez stulecia ogłaszano, a mimo to niesłabnąca armia „chrześcijańskich demokratów” usilnie dąży do zaślubienia owych dwóch organizmów nie bacząc, iż tworzy hybrydę – byt sztuczny, śmieszny i jałowy.
Wszystkie poważniejsze błędy i herezje w łonie Kościoła zawierały w sobie próby udemokratycznienia na siłę instytucji, która z samego założenia jest hierarchiczna, ufundowana zaś na Boskim autorytecie, nie na międzyludzkich umowach. Spójrzmy tylko na naukę Wiklifa, Lutra bądź Kalwina, przestudiujmy założenia koncyliaryzmu, febronianizmu czy ruchu Wir sind Kirche – wszędzie znajdziemy ziarna demokracji.
W tym miejscu zapewne zabrzmi oburzony głos „chrześcijańskiego demokraty”, iż chrześcijaństwo było i jest z natury demokratyczne, tylko w przeszłości nie przystawało do ducha czasów!
Nieprawda – najlepiej dowodzą tego czasy dzisiejsze: wiek demokracji wprost nieokiełznanej, która dawno już przestała być jedynie systemem powoływania urzędników państwowych, stając się powszechnie panującą ideologią, ba, państwową religią opartą na magicznym wręcz rytuale. Demokracja stanowi dziś przedmiot powszechnego kultu. W dzisiejszym demokratycznym świecie Bóg dawno przestał być najwyższym dobrem – nie jest nim teraz już nawet człowiek – liczy się tylko demokracja. Czyż więc nie jest bożkiem, idolem, bałwanem, przed których wyznawaniem przestrzega nas pierwsze przykazanie Boże?
Nie ma miejsca na Prawdę
Czy zatem można demokrację pogodzić z wiarą i moralnością chrześcijańską? Nie, ponieważ w demokracji nie ma miejsca na prawdę. Panoszą się w niej najrozmaitsze, sprzeczne ze sobą opinie publiczne, a racja jest po stronie tego, kto ma za sobą większość głosów. A wartości, moralność, Dekalog? W demokracji co najmniej nie istnieją, o ile wręcz nie są postrzegane jako siła hamująca, którą należy jak najszybciej zneutralizować (czyli wyeliminować). Istotą i fundamentem demokracji jest międzyludzka umowa. Skoro więc umówimy się, że, na przykład, normę stanowić ma nurzanie się w plugastwie, bo sprawia nam fizyczną przyjemność, a fizyczne zadowolenie (jak już się wcześniej umówiliśmy) ma być najwyższą ludzką wartością, to chrześcijaństwo z miejsca stanie się wrogiem publicznym numer jeden. Albo włączy plugastwo w zestaw najprzedniejszych dobrych uczynków. Tertium non datur.
Jeśli człowiek jest najwyższym autorytetem, swoim własnym stwórcą, to o tym co jest dobre, a co złe rozstrzyga większość głosów. Uczynki nie dzielą się na dobre i złe, ale na te, na których kogoś przyłapano, i na te, które uszły płazem. (…) Nie ma ducha, nie ma absolutu. A więc dobro i zło zależy od decyzji parlamentu, tak samo jak zakaz przyjmowania zakładów totalizatora i sprzedaży alkoholu po wpół do jedenastej wieczorem – jak trafnie rzecz ujął angielski pisarz William Golding. W demokracji zmiana odwiecznych, świętych zasad to kwestia pięciu minut przy korzystnym rozkładzie głosów w parlamencie. W praktyce więc system w pełni demokratyczny w pełni respektujący zasady chrześcijańskie to mrzonka lub pobożne życzenie.
Do czego zaś to wszystko prowadzi? Na pewno do absurdu – przykładu w tej materii dostarcza wspólnota anglikańska sprzed fali powrotów na łono Kościoła rzymskiego, której biskupi większością głosów odrzucili dogmat o istnieniu piekła. Osobiście pytałem wówczas, czy Pan Bóg podpisze tę ustawę. Ośmieliłem się wręcz zasugerować, że chyba powinien, bo inaczej większością głosów może zostać odwołany. Co też się wkrótce stało – anglikanie w kwestii swej pobożności zagłosowali nogami, w miejsce kościoła wybierając inne formy duchowej aktywności.
Lekcja demokracji
Czy Wielki Piątek to dzień stosowny dla tego typu rozważań? Czy w dzień, w którym umarł Chrystus, nie powinniśmy raczej odsunąć od siebie spraw tak przyziemnych, by wspiąć się na wyżyny transcendentnej kontemplacji eschatologicznego misterium? Tyle wokół tej polityki, pełnej podziałów i wrogości – czy nie lepiej w czas Paschalnego Triduum skupić się na własnej duszy? Owszem – święte słowa – niniejszy tekst ma właśnie służyć przypomnieniu tego, ze szczególnym wskazaniem na niemożliwość wykluczenie z rachunku sumienia sfery publicznej, bo to w niej wykluwają się grzechy najpotworniejsze.
Nie dajmy się łapać na lep przewrotnej retoryki pięknoduchów. Nie wolno nam z refleksji natury duchowej wykluczać kwestii politycznych, bo – zwłaszcza w demokracji – nie ma takiej sfery życia, która nie wiązałaby się z polityką. A żaden dzień w takim stopniu nie nadaje się do rozważań na temat demokracji jak Wielki Piątek – dzień, w którym mocą demokratycznej procedury zgładzono Króla.
Wielki Piątek to znakomita lekcja demokracji. Oto na prowincji rodzi się masowy ruch społeczny, w którym „grupa trzymająca władzę” upatruje zagrożenia dla własnej uprzywilejowanej pozycji. Czują lęk przed jego Przywódcą, gdyż cały tłum był zachwycony Jego nauką (Mk 11, 18). Podczas zamkniętego spotkania wpływowego lobby zapada więc decyzja o likwidacji zagrożenia – nie obeszło się bez kontrowersji, które jednak sprawnym popisem demagogii szybko uciął Kajfasz: Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród (J 11, 49-50). Ważne tylko, by nie doszło do tego w czasie święta, żeby wzburzenie nie powstało wśród ludu (Mt 26, 5). W czasie święta bowiem gościło w Jerozolimie liczne grono pielgrzymów z prowincji, a takich właśnie – mieszkańców odległych od stolicy regionów – odizolowana od realnego życia narodu „elita” obawia się najbardziej.
Na łasce demosu
Jezusa aresztowano bezprawnie i osądzono nielegalnie – jakież to demokratyczne, jeśli tylko dysponuje się większością. Później zaś żydowski demos podburzony przez wpływowe lobby faryzeuszy głosował w zgromadzeniu przed rzymskim pretorium za Jego ukrzyżowaniem, a uczniowie Pańscy nie mogli na to nic poradzić – byli w mniejszości. W tym kontekście przychodzi na myśl arcydemokratyczne narzędzie – badanie opinii publicznej. O jego jałowości najtrafniej świadczy porównanie Wielkiego Piątku z Niedzielą Palmową. Tłum, który w entuzjastycznym powitaniu Jezusa słał mu pod nogi własne płaszcze, teraz lży opluwa i bije niosącego krzyż. Zaprawdę, łaska demosu na pstrym koniu jeździ.
Ale z drugiej strony, skąd wiemy, czy to w istocie ten sam tłum? Aresztowanie i proces przeprowadzono wszak po kryjomu, stąd wielu sympatyków Jezusa nie miało pojęcia, co się z Nim dzieje, zwłaszcza że działo się to w piątek, kiedy pobożni Żydzi skupiają się przede wszystkim na nadchodzącym szabacie, a w ten dzień mieli jeszcze na głowie przygotowanie do Paschy. Najprawdopodobniej więc doszło do zaistnienia innego mechanizmu demokracji – przedstawicielstwa. Demos, jak wiadomo, spożywa kawior ustami przedstawicieli. Niekoniecznie własnych. I tak właśnie sprawa mogła wyglądać w dniu męki Pańskiej, wiemy wszak, iż starszyzna żydowska powołała licznych fałszywych świadków – wielu zeznawało fałszywie przeciwko Niemu (Mk 14, 56). Niewykluczone więc, iż również w gronie wołających: Na krzyż z Nim! (Mt 27, 23) znalazła się większość starannie wyselekcjonowanych.
Czyż nie tłumaczy to również niezrozumiałego zaślepienia tłumu. Na próżno Piłat trzy razy stwierdzał, że Jezus jest niewinny, na próżno trzy razy dowodził, iż nie znajduje w Nim żadnej winy – nieszczęsny naród ustami przedstawicieli (wcale niekoniecznie swoich) dopuścił się największego bluźnierstwa, słowami: Poza cezarem nie mamy króla! (J 19, 15) w istocie wyrzekając się Boga.
Triduum Paschalne – czas wzmożonego zastanowienia nad samym sobą i otaczającym światem – powinno nam uzmysłowić, że rozpamiętywane w nim wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat oraz okoliczności, w jakich do nich doszło, to nie przebrzmiała pieśń historii, lecz zawsze aktualna nauka, nie tylko w stricte religijnym znaczeniu tego słowa – refleksja natury religijnej ma w naszych umysłach natychmiastowo skutkować refleksją społeczno-polityczną. Tak przecież zostaliśmy stworzeni – jako zoon politikon – istota z natury swej społeczna dążąca ku wpólnemu dobru.
Jerzy Wolak
Wielki Czwartek to dzień dziękczynienia za dar kapłaństwa i Eucharystii. Te dwa sakramenty wiążą się ze sobą nierozerwalnie. Bez kapłaństwa nie ma Eucharystii, a bez Eucharystii kapłaństwo umiera, tak jak zamiera też życie Kościoła.
Wiedzą to doskonale wrogowie Kościoła, dlatego najsilniejszy cios zadają wówczas, gdy z księdza uda się im uczynić jakąś jego zeświecczoną karykaturę. Kapłan może być siłą Kościoła, ale też czasem jego słabością. Staje się tak, gdy traci odwagę połączoną z silną wiarą i miłością, nie ma wiedzy połączonej z mądrością i zupełnie nie orientuje się w procesach, które zachodzą we współczesnym świecie.
Dziś dzień dziękczynienia Bogu za to, że mamy w Polsce tak wielu gorliwych kapłanów, którzy swym słowem i świadectwem stają się sumieniem świata. Dzięki ich posłudze Chrystus obecny w Eucharystii może nieustannie przemieniać człowieka, rodzinę, cały Naród. Kapłani początku trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa niosą obowiązek aktywnego udziału w budowaniu bliższego Bogu świata.
Najbliższe dni przejdziemy w Liturgii Triduum Paschalnego, od Wieczernika, przez Krzyż na Golgocie, aż do Zmartwychwstania Pańskiego. Czas to ważny i święty. Oby także każdego z nas do tej świętości przybliżył.
Sławomir Jagodziński
***
Skuteczność nowej ewangelizacji zależy od głębi osobowej relacji ze zmartwychwstałym Chrystusem - napisali w liście do kapłanów na Wielki Czwartek księża biskupi.
Przyszłość Kościoła w Polsce i na świecie, owocność ewangelizacji zależy od świeckich i kapłanów poddanych Duchowi Świętemu. Przeżywany czas Triduum Paschalnego to czas wyjątkowego spotkania z Chrystusem ukrzyżowanym, pogrzebanym i zmartwychwstałym. Z głębi tego spotkania wypływa wewnętrzny przymus do gorliwości w ewangelizacji, która, jak podkreślają księża biskupi: "jest sensem istnienia Kościoła w ogóle, a misji kapłańskiej w szczególności".
- Gdy rzeczywiście Chrystus zajmuje centralne miejsce w życiu kapłana, każde jego działanie staje się świadectwem - zaznacza ks. Emil Parafiniuk, duszpasterz młodzieży diecezji warszawsko-praskiej. Jak dodaje, dzięki zażyłości z Chrystusem kapłan jest w stanie doprowadzić innego człowieka do Boga.
Małgorzata Bochenek
Dodane przez: Redakcja Fronda.pl Kategoria: Kościół
Walka z chrześcijaństwem się nasila. I nie jest to już zwykły czy nawet bulwarowy antyklerykalizm, ale otwarty sprzeciw wobec Ewangelii i jej istocie. Zły, jak zawsze w przeddzień Wielkanocy, szaleje, bo wie, że teraz jest czas zbawienia.
Profanacja krzyża, i to w Wielkim Tygodniu, to rzecz – dla chrześcijanina – straszna. Nie sposób o tym mówić obojętnie, i nie sposób nie dostrzegać politycznych i społecznych kontekstów tego wydarzenia. Sprawcom, czy sprawcy niewątpliwie było łatwiej zrobić to, co zrobił, bowiem od ponad dwóch lat wzrasta przyzwolenie na profanacje, naruszanie uczuć religijnych czy wręcz poniżanie znaków i symboli religijnych. Odpowiedzialność za to ponoszą konkretne osoby. Politycy, którzy na antykościelnej i antychrześcijańskiej retoryce zbudowali swoje kariery, prokuratorzy, którzy uznawali, że krzyż z puszek niczego nie narusza, sędziowie uniewinniający Nergala, dziennikarze, dla których bluźnierstwo jest metodą przekazu.
O tej odpowiedzialności nie możemy milczeć. Tak jak nie powinniśmy milczeć o naszym grzechu zaniedbania. Może za słabo bronimy ważnych dla nas symboli, może za słabo głosimy Ewangelię, skoro w Polsce, i to w Wielkim Tygodniu, możliwe są takie rzeczy. Tu każdy musi odpowiedziaeć sobie na pewne pytania sam. Nie spoglądając na innych, ale stosując ostrą autolustrację własnego sumienia.
W Wielkim Tygodniu nie można jednak zapomnieć o perspektywie Bożej. Ta profanacja przypomina nam niezwykle mocno, że w naszym świecie wciąż toczy się walka duchowa, zły nie odpuszcza, stara się niszczyć dobro. Spalenie krzyża jest tego przykładem. Chrześcijanie mają jednak świadomość, że w istocie szatan już przegrał. I dlatego tak bardzo szaleje, właśnie w tym okresie. Jezus na Krzyżu pokonał go jednak ostatecznie, a Wielki Tydzień jest tego najlepszym przykładem, dowodem, że i my, jeśli oprzemy się na Chrystusie Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, zwyciężymy.
Postawa księdza z parafii, w której krzyż sprofanowano, jest właśnie dlatego najbardziej chrześcijańską z możliwych. Zamiast złości, wezwanie do modlitwy o nawrócenie... Niesamowita lekcja chrześcijaństwa.