piątek, 31 maja 2013

Służebnica Pańska -wzór pokory


Św. Bernard z Clairvaux - Doktor Kościoła


Służebnica Pańska - wzór pokory


Data publikacji: 2013-05-31 12:00

Data aktualizacji: 2013-05-31 15:54:00


Służebnica Pańska - wzór pokory




(...) Oto - powiada - służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego. Zawsze z łaską Boską zwykła chodzić w parze cnota pokory. Albowiem Bóg pysznym się sprzeciwia,  a pokornym łaskę daje (Jk 4, 6). Pokornie zatem odpowiada Maryja, bo  chce przygotować siedzibę łasce. Otom - powiada - służebnica  Pańska. Gdzie jest pokora tak wzniosła, że nie umiejąc zrzec się zaszczytów, nie potrafi szczycić się chwałą? Na Matkę Bożą zostaje wybraną, a służebnicą się mieni. Zaprawdę niezwykłej to pokory oznaka - nawet wobec  tak wielkiej chwały nie zapomnieć o pokorze!

Nic wielkiego być pokornym w upośledzeniu; ale wielka i zgoła  rzadka to cnota - pokora wśród zaszczytów. Gdyby za Bożym dopuszczeniem,  nasłanym za moje grzechy lub za grzechy podwładnych, Kościół zwiedziony moją obłudą, wyniósł był mnie lichego człeczynę do jakiegoś choćby podrzędnego  stanowiska, czyżbym, zapomniawszy natychmiast kim byłem, nie zaczął poczytywać siebie za tego, za kogo poczytywaliby mnie inni? Wierzę pogłosce, a nie  uważam na sumienie; przypisując zaś nie zaszczyty cnotom, ale cnoty zaszczytom,  uważam siebie za tym świętszego, im wyżej jestem postawiony. (...)

Ale widzę i to - nad czym więcej boleję - że niektórzy, wzgardziwszy  przepychem światowym, w szkole pokory większej nauczyli się pychy, pod  skrzydłami cichego i pokornego Mistrza jeszcze więcej się wynoszą i stają się bardziej niecierpliwymi za klauzurą, aniżeli byli  w świecie.(...)

I innych widzę - na co niepodobna patrzeć bez bólu - którzy po  zaciągnięciu się do wojska Chrystusowego, znowu w świeckie wikłają się sprawy, znowu się pogrążają w ziemskich namiętnościach: z wielkim  staraniem wznoszą mury, a zaniedbują obyczaje.(...)

Żołnierze Chrystusowi, nie przestrzegając nawet stroju zakonnego, starają się szat używać dla ozdoby, nie zaś dla obrony. Tacy zamiast gotować się do  walki z potęgą zła i podnosić znamię ubóstwa - którego wrogowie bardzo  się boją - w miękkości szat wywieszają raczej godło pokoju, bezbronnie  oddając się wrogom i nie przelewając krwi.(...)

Posłuchajmy zatem wszyscy, ilu tylko nas takich jest, co odpowiada Ta,  która acz została obrana na Matkę Boga, nie zapominała wszakże o pokorze. Oto - powiada - służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według  słowa twego. Niechaj się stanie - to znak pragnienia, nie zaś wątpliwości  znamię. Słowy tymi (...) Maryja chce raczej wyrazić uczucia pragnienia, aniżeli  zwyczajem wątpiącego pytać o skutek. Nic też nie stoi na przeszkodzie,  abyśmy w wyrażeniu "Niech się stanie" upatrywali słowa modlitwy. Nikt nie  modli się o to, w co nie wierzy i czego nie oczekuje. Bóg chce,  ażeby u Niego proszono i o to, co przyobiecał. I może dlatego to,  co dać postanowił, naprzód obiecuje, ażeby obietnica wzbudziła pobożność i aby to, czego darmo udzielić zamierza, stało się zasługą modlitwy  pobożnej. (...)

Św. Bernard z Clairvaux, Kazanie o Matce Bożej  (fragmenty)


Read more: http://www.pch24.pl/sluzebnica-panska---wzor-pokory,770,i.html#ixzz2UstV6L00

Święto Nawiedzenia NMP

Święto Nawiedzenia NMP




dodane 2003-05-31 14:06


Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim, czy może nawet do Hebronu, zapewne pieszo.

Święto Nawiedzenia NMP Andrzej Macura W Ein Kerem po dwóch tysiącach lat o spotkaniu dwóch Matek przypomina nowoczesna rzeźba...



Kto wymyślił to święto?


Uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny wprowadził do swojego zakonu św. Bonawentura w roku 1263. Kiedy zaś powstała wielka schizma na Zachodzie, wtedy to święto rozszerzył na cały Kościół papież Bonifacy IX w roku 1389, aby uprosić za przyczyną Maryi jedność w Kościele Chrystusowym. Sobór w Bazylei to święto zatwierdził, a papież Pius IX podniósł je do rzędu świąt drugiej klasy (w roku 1850). Dotąd święto Nawiedzenia obowiązywało dnia 2 lipca. Obecnie (1969) zostało przeniesione na dzień ostatniego maja. Tak więc, jak święto Matki Bożej Królowej Polski rozpoczyna miesiąc maj, poświęcony Królowej nieba i ziemi, tak święto Nawiedzenia Matki Bożej zamyka jakby złotą klamrą ten najpiękniejszy w roku miesiąc maryjny. W Kościele Wschodnim święto to obchodzono wcześniej również dnia 2 lipca.

Opis wydarzenia


Dokładny opis wydarzenia Nawiedzenia zostawił nam św. Łukasz w swojej Ewangelii: „W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w (pokoleniu) Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydala ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana».
Wtedy Maryja rzekła: «Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto błogosławić mnie będę wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił Mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię — a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia (zachowuje) dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza (ludzi) pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia. Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje — jak przyobiecał naszym ojcom — na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki».
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem powróciła do domu”.
Tradycja wskazuje, że całe to wydarzenie miało miejsce w Ain Karim, w osadzie odległej na zachód od Jerozolimy ok. 7 kilometrów. Miejsce położone w kotlinie jest pełne zieleni, tak iż wśród pustkowia gór stanowi prawdziwą oazę. Są tu dzisiaj dwa sanktuaria: nawiedzenia św. Elżbiety i narodzenia św. Jana Chrzciciela. Pierwsze znajduje się na zboczu wzgórza za miastem i ma kształt krypty, która była kiedyś zapewne częścią większego sanktuarium. Obok są ruiny kościoła z czasów krzyżowców. Kościół narodzenia św. Jana jest w samym mieście i pochodzi z wieku XIII. Jednak był tu poprzednio inny kościół z wieku V, po którym został napis mozaikowy: „Bądźcie pozdrowieni męczennicy Boga”. W pobliżu Ain Karim jest nadto grota — kaplica na pamiątkę pobytu św. Jana na pustyni, kiedy opuścił dom rodzinny. W roku 1924 Franciszkanie zbudowali tu mały klasztor.
Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim, czy jak chcą niektórzy bibliści, może nawet do Hebronu, zapewne pieszo. Omijać musiała Samarię. Być może, że przyłączyła się do jakiejś pielgrzymki, idącej do Jerozolimy. Trudno bowiem przypuścić, aby szła sama w tak długą drogę, która mogła wynosić ok. 150 kilometrów. Spieszy Maryja, aby podzielić się z Elżbietą, swoją krewną, wiadomością, otrzymaną od anioła w chwili zwiastowania, że została wybraną na matkę Zbawiciela świata. Chciała także pogratulować Elżbiecie, że poczęła w starości swojej tak długo oczekiwanego syna. Zachariasz był jeszcze niemową.


«« | « |1 | 2 | 3 | »| »»

Nawiedzenie NMP

ks. Tadeusz Hajduk SJ

Nawiedzenie NMP

Posłaniec






Nawiedzenie NMP

W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: "Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana". Wtedy Maryja rzekła: "Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy" (Łk 1,39-47).

Chcemy towarzyszyć Maryi idącej po zwiastowaniu do swojej krewnej Elżbiety i chcemy wniknąć w moment ich spotkania, przepełniony radosnym uniesieniem obydwu kobiet. Przyglądając się tej scenie, pragniemy uczyć się radości spotykania Jezusa także w sercu drugiego człowieka; chcemy uczyć się spotykać bliźnich tak, by każde spotkanie było nowym wylaniem Ducha Świętego, dającego owoc radości.

W DRODZE Z NAZARETU W GÓRY JUDEI


Maryja odczuwa wyraźnie to, o czym może nawet nie śmiała marzyć: poczęła Syna Bożego. Po odejściu Anioła Gabriela Maryja nie śpiewa jednak Magnificat, lecz z pośpiechem podąża do swojej krewnej Elżbiety. Wie, że czeka ją kilka dni trudnej podróży, ale pełna ufności rusza w drogę. Zdąża do Ain Karim, leżącego 6 km na zachód od Jerozolimy. Pragnie podzielić się z kimś swoją radością. Oznacza to ponad sto kilometrów samotnej wędrówki. Ma wiele czasu na rozważanie słów usłyszanych od Anioła. Duch Święty, który na Niej spoczął w momencie poczęcia Jezusa, teraz czuwa nad Nią i Ją prowadzi.

Maryja odczytuje objawienie Anioła o Elżbiecie jako wezwanie Boże do pójścia do swej krewnej. Nie jest to sprawdzanie słów Anioła i nie jest to znak małej wiary Maryi. Jeśli Maryja szła do Elżbiety, by zostać u niej długie trzy miesiące, to nie wątpiła w objawienie Anioła. Było to tak daleko od jej domu rodzinnego - a komunikacja nie była taka jak dziś - że opuszczając dom, musiała swoim bliskim zapowiedzieć, kiedy ma zamiar wrócić.

O czym myśli Maryja w drodze? Czy rozważając słowo po słowie swój dialog z Aniołem, przeczuwa to, co Ją czeka? Kogo spotyka na swojej drodze? Czy z kimkolwiek rozmawia? Gdzie się zatrzymuje, by przenocować? Postawmy te pytania Maryi, wchodząc w modlitewne z Nią spotkanie.

SPOTKANIE Z ELŻBIETĄ


Elżbieta napełniona Duchem Świętym wypowiada wobec Maryi to, czego nie mogłaby się domyślić drogą ludzkiej logiki. Anioł był u Maryi i zwiastował Jej narodzenie Syna Bożego, ale skąd wie już o tym Elżbieta? Po Maryi przecież nie widać jeszcze ciąży, a Elżbieta już błogosławi Owoc Jej łona i w dodatku widzi w Nim swojego Pana. Potwierdza też błogosławieństwo Maryi w uwierzeniu słowom Pana, chociaż nie była ona przy zwiastowaniu tych słów. Elżbieta po prostu proroczo odczytuje rzeczywistość. Bóg swoje wcześniejsze objawienie uzupełnia prorockim uniesieniem Elżbiety. Ona jest dla Maryi znakiem wszechmocy Boga i potwierdzeniem zwiastowania. Dopiero w tej sytuacji Maryja wypowiada swoje Magnificat. Wypowiada je u Elżbiety, by chwalić Boga we wspólnocie.

Wszystko odbywa się w atmosferze radości, uniesienia: poruszyło się z radości dzieciątko w łonie Elżbiety, ona sama pełna uniesienia, na głos Maryi wydała okrzyk radosnego zadziwienia, zaś Maryja mówi, że raduje się jej duch w Bogu jej Zbawcy. Jan Chrzciciel, który tutaj raduje się w łonie swej matki, w czasie działalności publicznej powie: Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu (J 3,29). Wiele lat później św. Paweł zachęca gminę w Filippi: Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! (Flp 4,4-5). Jeśli Jezus jest w sercu ludzkim, w jego najintymniejszym wnętrzu, to jest tak blisko, że może dawać tylko radość.

Widząc radość tego spotkania i radość innych spotkań ewangelicznych bohaterów z Jezusem, trzeba się zapytać o nasze codzienne spotkania z naszymi bliskimi. Obserwując dzisiejszy świat, zauważa się, że jest on pełen niezadowolenia, zgorzknienia i wręcz pogańskiego lęku przed życiem. Istnieją też pośród pewnych grup chrześcijan uprzedzenia do radości. Ale radość to przecież nie próżność albo luksus życia duchowego, lecz to jego uwieńczenie. Radość nie jest utopią ani rzeczą niemożliwą. Nie jest infantylizmem duchowym, lecz raczej rezultatem pełnego oddania się Bogu. Fundamentem radości nie jest ani to, co robimy, ani to, co nam oferują inni, lecz jest nim osoba Jezusa, naszego oblubieńca i przyjaciela. Trzeba szanować ducha radości, bo jest on harmonią natury. Dla ciała radość jest podstawowym składnikiem dobrego samopoczucia i ułatwia każde działanie, czyniąc wszystko gotowym do niego. Radość jest odblaskiem duszy, która odczuwa, że Bóg jest blisko.

W adhortacji Vita consecrata Jan Paweł II przypomina, że cały Kościół liczy (...) bardzo na świadectwo wspólnot, które napełnia "wesele i Duch Święty". A więc chodzi o świadectwo. I jest nim radość z powołania, wyrażana w postawie życia. Słowa te trzeba odnieść do każdego chrześcijanina, nie tylko do osób zakonnych. Czy wierzymy w to, że radość jest nam potrzebna dla równowagi życiowej i duchowej, a smucenie się jest niewdzięcznością wobec Boga?

Pamiętajmy jednak, że radość radości nie jest równa. W znanej przypowieści o siewcy Jezus naucza, że ziarno słowa Bożego na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują (Łk 8,13). Jaka jest nasza radość, jakie są jej źródła i jej przejawy?

BŁOGOSŁAWIONA JESTEŚ, KTÓRAŚ UWIERZYŁA


Elżbieta mówi Maryi: jesteś szczęśliwa, bo uwierzyłaś słowu, które Ci było powiedziane od Pana. Bóg poprzez Anioła dał Jej słowo, że ten, który się narodzi, będzie Jego Synem. Maryja, widząc dalsze koleje życia swojego Syna, będzie ze wszystkich sił trzymała się tego, co Jej powiedział Anioł. Kiedy pewnego dnia, podczas działalności publicznej Jezusa jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: "Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś" (Łk 11,27), On odpowiada: Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (Łk 11,28). Człowiek, który trzyma się mocno słowa Bożego w chwili próby, zobaczy, jak wielkim jest to błogosławieństwem, tak jak było to błogosławieństwem w życiu Maryi.

Patrząc na postawę Maryi, można zapytać: jaka jest nasza reakcja na poznawaną wolę Bożą? Jakie jest nasze zawierzenie Bożemu słowu na co dzień, czy go słuchamy i staramy się je wypełniać? Jaki jest nasz kontakt ze słowem Bożym, jaka jest nasza modlitwa medytacyjna? Czy umacniamy się pokarmem Słowa Bożego? Czy potrafimy znajdować w słowie Bożym smak i radość przebywania z kimś bliskim, znajdować w nim moc do walki z pokusami?

POBYT MARYI W DOMU ELŻBIETY


Sądzimy, że Maryja planowała pobyt u Elżbiety aż do narodzin Jana. W tym czasie także Jej organizm coraz wyraźniej potwierdzał to, że jest brzemienna. Chociaż ma świadomość, że nosi w łonie Syna samego Boga, jednak bez wahania staje się służebnicą drugiego człowieka, kogoś w potrzebie, swej starszej krewnej Elżbiety. "Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!"(Łk 1,38) oznacza dla Niej także pokorną służbę Elżbiecie. I choć Jej Syn jeszcze się nie narodził, jednak Jej postawa jest już postawą na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć (Mt 20,28).

Jezus przez ten kilkumiesięczny okres pozostaje całkowicie w cieniu. Już tutaj wyraża się pokora Boga, błogosławionego Owocu, który całkowicie zależy od Maryi. Poznając Jezusa jeszcze przed Jego narodzeniem, możemy zapragnąć, by przylgnąć do Jego pokory i nasycić się radością, jaką wnosi Jego obecność. Taki sam będzie Jezus także i później; zawsze pełen pokory i zawsze wnoszący radość swoją obecnością. Zbliżmy się do naszego Boga, który troszczy się o bliskie sobie osoby i który pragnie, aby czerpały radość z Jego obecności i by tą radością obdarowywały innych. Jako Jego umiłowane dzieci dziękujmy Mu za Jego miłość do nas i w nas. Prośmy Go , by Jego radość stała się doświadczeniem naszego życia.

ks. Tadeusz Hajduk SJ







« powrótkatolik.pl

31 maja -Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny

31 maja
Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny








Zobacz także:











Van der Weyden: Nawiedzenie Elżbiety przez Maryję
Święto Nawiedzenia wywodzi się z religijności chrześcijańskiego Wschodu. Uroczystość tę wprowadził do zakonu franciszkańskiego św. Bonawentura w roku 1263. Kiedy zaś powstała wielka schizma na Zachodzie, wtedy święto to  rozszerzył na cały Kościół papież Bonifacy IX w roku 1389, aby uprosić za przyczyną Maryi jedność w Kościele Chrystusowym. Sobór w Bazylei (1441) to święto zatwierdził. Święto Nawiedzenia obchodzimy 31 maja, tj. między uroczystościami Zwiastowania Pańskiego i narodzenia św. Jana Chrzciciela. W ten sposób wspominamy przede wszystkim spotkanie Mesjasza ze swoim poprzednikiem - Janem Chrzcicielem. Jest to także spotkanie dwóch matek. Dokładny opis Nawiedzenia zostawił nam św. Łukasz w swojej Ewangelii (Łk 1, 39-56). Według tradycji miało ono miejsce w Ain Karim, około 7 km na zachód od Jerozolimy, gdzie dwa kościoły upamiętniają dwa wydarzenia - radosne spotkanie matek (kościół nawiedzenia św. Elżbiety, położony na zboczu wzgórza za miastem) i narodzenie Jana Chrzciciela (kościół położony w samym mieście). Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim - czy jak chcą niektórzy bibliści może nawet do Hebronu - pieszo. Być może przyłączyła się do jakiejś pielgrzymki, idącej do Jerozolimy. Trudno bowiem przypuścić, aby szła sama w tak długą drogę, która mogła wynosić ok. 150 kilometrów. Pragnęła podzielić się ze swoją krewną wiadomością o Zwiastowaniu, jednocześnie gratulując jej tak długo oczekiwanego potomstwa. Maryja po przybyciu dowiaduje się ze zdziwieniem, że Elżbieta już wszystko wie - tak dalece, że nawet zwraca się do niej słowami anioła: "Błogosławiona jesteś między niewiastami". Elżbieta wyraża równocześnie uznanie dla Maryi, że zawierzyła słowom posłańca Bożego. Zadziwiająca jest pokora Maryi. Przychodzi z pomocą do swojej starszej krewnej, gdy ta będzie rodzić syna. Ale i Elżbieta zdobywa się na wielki akt pokory, kiedy Matkę Chrystusa wita słowami: "A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?" Elżbieta stwierdza równocześnie, że na dźwięk słowa Maryi poruszyło się w łonie jej dziecię. Pisarze kościelni są przekonani, że był to akt powitania Chrystusa przez św. Jana i że w tym właśnie momencie św. Jan został uwolniony od grzechu pierworodnego i napełniony Duchem Świętym. Poruszenie św. Jana często zestawia się z tańcem radości króla Dawida, idącego przed Arką. Słowa Elżbiety przywołujemy zawsze, ilekroć odmawiamy Pozdrowienie Anielskie. Krewna Maryi powtórzyła część pozdrowienia Gabriela: "Błogosławiona jesteś między niewiastami", wyraźnie czyniąc aluzję, że za sprawą Ducha Świętego została we wszystko wtajemniczona. Potem zaraz dodała własne słowa: "i błogosławiony jest owoc Twojego łona". Wydarzenie to rozważamy jako jedną z radosnych tajemnic różańca. Istnieją zakony żeńskie, które za główną patronkę obrały sobie Matkę Bożą w tej tajemnicy, co więcej, od tej tajemnicy otrzymały nawet swoją nazwę. Chodzi głównie o zakon wizytek, czyli sióstr nawiedzenia. Założył je w roku 1610 - wspólnie ze św. Joanną de Chantal - św. Franciszek Salezy.









Maryja -Pogromicielka szatana

Maryja Pogromicielka szatana




„Dozwól mi Cię wychwalać, Święta Dziewico, dodaj mi siły do walki z Twoimi wrogami”.


Święty Ojciec Maksymilian Kolbe w jednej ze swoich konferencji ascetycznych do braci franciszkańskiej nauczał: Ojcowie Kościoła mówią, że Pan Bóg wystawiając aniołów na próbę odsłonił im człowieczeństwo Jezusa Chrystusa i zapowiedział, że będą się musieli kłaniać Bogu – Człowiekowi. Jeżeli On objawił aniołom człowieczeństwo Pana Jezusa, musiał też odsłonić postać Matki Bożej jako zwykłego stworzenia, które będzie ich Królową. Duchowi czystemu, ale pysznemu, zdawało się to niemożliwe. Zbuntował się i strącony został w przepaść piekielną. Od tego czasu zaczyna się nienawiść szatana ku Niepokalanej. To było okazją, że on stracił niebo. Nie chciał służyć, chciał sam sobie zrobić niebo. Tymczasem zapomniał, że co miał, od Boga było. Szatan jest utwierdzony w swojej złości i dlatego i innych pragnie pozbawić tego szczęścia, które sam utracił. Trzeba ufność w Niepokalanej położyć, nie ufać sobie. Prośmy Matkę Najświętszą, byśmy się coraz bardziej Jej stawali.

Jak mówi święty Ludwik Maria Grignion de Montfort: Maryja, Najświętsza Matka Boża, jest największą nieprzyjaciółką, jaką Bóg przeciwstawił szatanowi. Bóg dał Maryi tak wielką władzę nad nim, że jak często sam zmuszony był wyznać przez usta opętanych, więcej boi się jednego Jej westchnienia za jakąś duszą niż modlitw wszystkich świętych; więcej boi się jednej Jej groźby niż wszelkich innych mąk.

Pewien kapłan podczas sprawowania posługi egzorcysty zmusił szatana do wygłoszenia pochwały Maryi. Zapytał go: Dlaczego się tak boisz, kiedy wzywam Dziewicę Maryję? Usłyszał taką odpowiedź za pośrednictwem opętanej: Ponieważ jest to najpokorniejsze stworzenie ze wszystkich, a ja jestem pyszny. Jest najbardziej posłuszna, a ja jestem najbardziej zbuntowany (wobec Boga). Jest najczystsza, a ja jestem najbardziej splugawiony. Jest jedynym stworzeniem, które może mnie zwyciężyć całkowicie, ponieważ nie została nigdy dotknięta nawet najmniejszym cieniem grzechu.

Najmilsi bracia i siostry! Na początku po upadku w raju pierwszych rodziców Bóg powiedział do węża: Wprowadzam nieprzyjaźń miedzy ciebie a Niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo Jej. Ona zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na Jej piętę (Rdz 3,15 Wlg). Dlatego święty Piotr Apostoł w mocnych słowach wzywa: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! (1P 5,8-9).

W tej walce duchowej jest z nami Maryja, Matka Pana. Kto więc jest Jej nieprzyjacielem? – pyta święty Maksymilian. To wszystko, co skalane, co nie prowadzi do Boga, co nie jest miłością, to wszystko, co pochodzi od węża piekielnego, czy kłamstwa i on sam, więc wszystkie nasze wady, wszystkie winy. Prośmy Ją, by nam dała moc przeciwko nim. Maryja: oto Ta, której bezwarunkowo potrzebujemy.

Dlatego święty Ojciec Pio wzywa nas do modlitwy różańcowej i przypomina: Różaniec jest bronią, dzięki której pokonuje się złego ducha i otrzymuje wszelkie łaski.

Święty Bernard wołał do Maryi: Dał Ci Bóg, o Maryjo, imię, aby na to imię wszelkie klękało kolano: niebieskie, ziemskie i piekielne.

Ks. prof. Andrzej Kowalczyk, egzorcysta z Gdańska, wspomina: Było to jedno z moich pierwszych spotkań z człowiekiem zniewolonym przez ducha złego. Dobrze pamiętam to wydarzenie. Właśnie skończył się kurs ewangelizacyjny, uczestnicy rozjeżdżali się do domu, skończyło się również zebranie ekipy prowadzącej kurs. Prosto z tego zebrania udałem się do kaplicy i tam zastałem dwóch animatorów stojących na środku, jakby na kogoś czekali. Rzeczywiście czekali na pewnego młodego człowieka, który przed chwilą prosił ich o o modlitwę o uwolnienie. Już się nad nim modlili, ale on wyszedł na chwilę, żeby się uspokoić, ponieważ zaczęło nim bardzo rzucać. Postanowiłem i ja dołączyć się do modlitwy. Kiedy chłopak wrócił do kaplicy, spytałem go, czym się to zniewolenie objawia. Odpowiedział, że coś mu przeszkadza się modlić, po prostu coś go w czasie modlitwy zaczyna szarpać. – Od kiedy? – pytam. – Od kilku dni. – Czy jesteś świadomy, co mogło spowodować to zniewolenie? Przyznał, że nie wie, dlaczego tak się dzieje. – Przecież jakaś przyczyna musi być – nalegam. Poznanie przyczyny zniewolenia jest istotne. Jeżeli nie zostanie ona usunięta, modlitwa pomoże tylko na pewien czas, albo w ogóle nie da rezultatu. Młody człowiek zastanawiał się, ale nie odpowiadał. Postanowiłem, więc pomodlić się o światło dla niego i dla nas. I oto, gdy tylko uczyniłem znak krzyża, jakaś siła zaczęła gwałtownie przekręcać mu głowę w lewo i w prawo. Po chwili upadł i zaczął tarzać się po posadzce kaplicy. Modlitwy się przeciągały. Trzeba było cały czas trzymać go za ręce. Co jakiś czas przytomniał, wtedy można było z nim rozmawiać. Ale kiedy znowu zaczynaliśmy się modlić, konwulsje powracały. Nie mógł słuchać modlitwy Ojcze nasz. Najbardziej jednak działała na niego modlitwy różańcowa. Słysząc Zdrowaś Maryjo, wpadał jakby w szał. Poprzez zaciśnięte zęby powtarzał: – Tylko nie Maryja! Objawy zniewolenia opuściły go dopiero po wyspowiadaniu się i otrzymaniu rozgrzeszenia. Co mnie wtedy uderzyło? Jego lęk przed imieniem Maryi.

Drodzy Bracia i Siostry! Umocnieni i zachęceni jesteśmy tym świadectwem zwycięstwa Niepokalanej. I my z ufnością wzywajmy Jej imienia w codziennej modlitwie różańcowej. Idźmy przez życie w Imię Maryi, Pogromicielki szatana.

Anatol Kaszczuk, legionista Maryi, wielki apostoł modlitwy różańcowej w Polsce, wspomina: 12 grudnia 1952 roku na plebanie w Białym Kościele przyszedł pustelnik z Kalwarii Zebrzydowskiej i poprosił proboszcza o spowiedź generalną. Pustelnik w habicie franciszkańskim był analfabetą. Proboszcz ksiądz Stanisław Proszak polecił mi przygotować go do spowiedzi generalnej. W czasie gdy czytałem mu rachunek sumienia wykrzykiwał nieprawdopodobne rzeczy. Nie pomogły upomnienia, że nie jestem spowiednikiem, tylko „maszyną do czytania”. Wieczorem odmawialiśmy więc wspólnie różaniec o dobrą spowiedź dla niego. Podczas tej modlitwy przeszkadzał nam i w pewnej chwili wrzasnął, że jest diabłem. Ubrany w habit pustelnik okazał się opętany. Dowodów na to, potwierdzonych przez Rytuał Rzymski było bardzo dużo. Następnego dnia rano pojechałem do ordynariusza diecezji księdza biskupa Franciszka Jopa. Po wysłuchaniu sprawozdania i przeczytaniu pisma proboszcza powiedział: „Możecie egzorcyzmować waszego opętanego Różańcem. Różaniec jest wystarczająco mocną bronią przeciwko całemu piekłu, nie tylko przeciw jednemu opętanemu”. Byłem rozczarowany, bo prosiliśmy o pozwolenie na duży egzorcyzm. Okazało się jednak, że wola biskupa była opatrznościowa. Gdy zdałem księdzu Proszakowi relację z wizyty w Kurii, powiedział: „ W ten sposób biskup mógł Różańcowi nadać moc egzorcyzmu”. Rzeczywiście, kiedy zaczęliśmy mówić Różaniec, przekonaliśmy się, że opętany tak samo reaguje na Różaniec, jak na egzorcyzm. Poznaliśmy moc Różańca. Okazało się też, że jeden opętany może mieć legiony diabłów. My, niewolnicy Niepokalanej, nie mogliśmy zostawić tego opętanego biedaka bez pomocy. Wiedzieliśmy, że mamy walczyć aż do zwycięstwa. „Egzorcyzmowanie” Różańcem trwało od 12 grudnia 1952 do końca marca 1953 roku. Dopiero, gdy zaczęliśmy odmawiać Nieustanny Różaniec, zrozumieliśmy wreszcie, że modlitwy różańcowej z rozmyślaniami w formie egzorcyzmu nie możemy przerwać. W końcu marca 1953 roku nadszedł dzień zwycięstwa. Odmawialiśmy Różaniec bez przerwy, po odmówieniu piętnastej tajemnicy zaraz zaczynaliśmy pierwszą, i tak bez przerwy modliliśmy się siedemnaście i pół godziny. Dopiero wtedy pustelnik został uwolniony, płakał i dziękował całą noc. Odbyłem z nim pieszą dziękczynną pielgrzymkę z Białego Kościoła do Częstochowy. Poznałem, że Różaniec jest bronią niezwyciężoną, zwłaszcza Nieustanny Różaniec. Widzieliśmy potęgę i chwałę zawsze zwycięskiej Królowej Różańca Świętego.Dodać należy, że Pan Anatol Kaszczuk (zmarły 4 września 2005 roku) był twórcą pierwszego Jerycha Różańcowego w Polsce (1 – 7 maja 1979 roku na Jasnej Górze), inicjatorem i wielkim propagatorem Nieustannego Różańca Papieskiego.

Różaniec to miecz - mawiał Ojciec Pio. Miecz przeciw złu, które chce nad nami zapanować. Trwanie z Maryją przy Jezusie uzbraja mnie do walki z moją słabością, pozwala z nadzieją ruszyć w bój o zachowywanie Ewangelii. Bywa, że czuję się wobec własnej słabości jak Dawid wobec Goliata. Wtedy różańcowe czuwania, mogą się stać moimi płaskimi kamykami, którymi, podobnie jak Dawid, zwyciężę przeciwnika.

Podobnie mówi do nas św. Ludwik Maria Grignion de Montfort: Zdrowaś Maryjo dobrze odmawiane, czyli uważnie, z nabożeństwem i pokorą, jest według świadectwa świętych nieprzyjacielem szatana, którego zmusza do ucieczki, jest młotem, który go miażdży, jest uświęceniem duszy, radością aniołów, śpiewem wybranych, pieśnią Nowego Testamentu, radością Maryi i chwałą Trójcy Przenajświętszej. Zdrowaś Maryjo jest rosą niebieską, która czyni duszę urodzajną; jest czystym i pełnym miłości pocałunkiem, jaki składamy Maryi; jest czerwoną różą, którą Jej ofiarujemy, kosztowną perłą, którą Jej składamy w ofierze; jest czarą ambrozji i boskiego nektaru, który Jej dajemy. Wszystkie te porównania pochodzą z ust świętych. Błagam więc was usilnie, przez miłość, którą ku wam w Jezusie i Maryi w sercu noszę, odmawiajcie codziennie, o ile wam czas pozwoli, cały Różaniec, a w chwili śmierci błogosławić będziecie dzień i godzinę, kiedyście mi uwierzyli.

Pamiętajmy także, by nie lekceważyć noszenia na piersiach poświęconego medalika lub szkaplerza, jako znaku przynależności do Maryi. Św. Jan Vianney, proboszcz z Ars, miał dar czytania w sumieniach. Pewnego dnia przyszła do spowiedzi młoda światowa panna, by odprawić spowiedź generalną. „Musisz sobie przypomnieć – powiedział po chwili święty – bal, na którym niedawno byłaś. Na tym balu spotkałaś młodego człowieka, nieznanego nikomu, był on bohaterem balu”. - Tak, mój ojcze – odpowiedziała. – „Pragnęłaś z nim tańczyć, byłaś nawet zazdrosna” – Tak! „Czy nie przypominasz sobie – mówił dalej święty Proboszcz – jak wychodząc z balu, spostrzegłaś dwa ogniste płomienie pod jego stopami i myślałaś, że to złudzenie” – Tak, ojcze, to wszystko prawda. "To nie było złudzenie, powiedział na końcu Święty, to był szatan. Do ciebie się nie zbliżył, bo nosisz na sobie szkaplerz i masz nabożeństwo do Matki Bożej". Młoda panna pod wrażeniem tych słów świętego Proboszcza, czytającego w głębi jej duszy, wzgardziła światem i wstąpiła do klasztoru.

O szkaplerzu karmelitańskim Matka Boża powiedziała: Ecce signum salutis – oto znak zbawienia. Ratunek w niebezpieczeństwie. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego (16 lipca 1251 r.).

Drodzy bracia i siostry! Dziękujmy Maryi Niepokalanej, która okrywając nas swoim świętym szkaplerzem i wzywając do odmawiania różańca, bierze nas pod swoją macierzyńską opiekę, strzeże w nas godności i wolności dzieci Bożych, odkupionych Najdroższą Krwią Chrystusa, naszego Pana. Wznieśmy nasze oczy i serca ku Maryi, powtarzając śmiało za św. Janem Damasceńskim: Pokładając ufność w Tobie, Matko Boża, będę zbawiony; pod Twym orędownictwem i opieką nie będę się niczego obawiał; z Twoją pomocą będę zwalczał i zwyciężał moich nieprzyjaciół, gdyż nabożeństwo do Ciebie jest bronią zbawienia, jaką Bóg daje tym, których chce zbawić. Amen.

                                                                          o.Piotr Męczyński O.Carm.

Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

Grzechowi profanacji winne są środki społecznego przekazu

Grzechowi profanacji winne są środki społecznego przekazu


        Dodane przez: Redakcja Fronda.pl|    30.05.2013, 15:59    |    komentarzy: 18    |    odsłon: 2981










Abp Henryk Hoser (Fot. Wikimedia Commons)Abp Henryk Hoser (Fot. Wikimedia Commons)


„ … ta fala wrogości sączona przez media, przede wszystkim przez media, ona ośmiela złoczyńców, ośmiela przestępców, do ich przestępczych czynów. I taka jest prawda.” – powiedział Abp. Henryk Hoser w Klembowie, wieczorem 29 maja 2013, kiedy odprawił rzadki rytuał o charakterze przebłagalnym za grzech profanacji Najświętszego Sakramentu.



Profanacja miała miejsce podczas włamania, w nocy między 19 a 25 czerwca. list Abpa Henryka Hosera do wiernych, poprzedzający nabożeństwo przebłagalne, publikowaliśmy tutaj http://www.fronda.pl/a/profanacja-kosciola-sw-klemensa-w-klembowie,28369.html List ten zapowiada, iż „sprofanowany kościół w Klembowie zostaje zamknięty. Dopiero w dniu 29 maja wieczorem będzie tam sprawowany obrzęd publicznego przebłagania i oczyszczenia świątyni, po którym zostanie przywrócony kult. Ponadto zarządzam, aby w najbliższą niedzielę we wszystkich parafiach, po każdej Mszy Świętej z udziałem ludu, odśpiewano suplikacje. Niech to wydarzenie nie tylko poruszy serca całej wspólnoty Kościoła Warszawsko-Praskiego, ale niech zmobilizuje wiernych do obrony czci Eucharystii.”

Jednym z elementów wczorajszego nabożeństwa była homilia wygłoszona przez Abpa Henryka Hosera. Ksiądz Arcybiskup nawiązał w niej do historii parafii. Kościół Św. Klemensa w Klembowie został ufundowany przez generała Franciszka Żymirskiego, bohatera Insurekcji Kościuszkowskiej, Legionów Polskich i Powstania Listopadowego. Jest też związany z Siostrą Faustyna, która będąc jeszcze młodą panną przygotowującą się do wstąpienia do Zgromadzenia złożyła tam prywatny ślub czystości w oktawie Bożego Ciała w 1925 roku.

Najcenniejszą rzeczą która zginęła podczas włamania, była kustodia, w której przechowywany był Najświętszy Sakrament. Kustodia (łac. custodia - nadzór, custodiere - ochraniać, ukrywać) – to metalowe naczynie liturgiczne w kształcie puszki, pozłacane od środka w którym umieszcza się hostię, która służy do wystawiania w Monstrancji do publicznej adoracji przez wiernych. Dużej, umieszczonej w nim hostii nie znaleziono pośród rozrzuconych po kościele mniejszych, przeznaczonych dla wiernych, również konsekrowanych komunikantów. Profanacja tej Eucharystii którą odnaleziono jest bolesna, niemniej jeszcze straszniejsze jest iż tę dużą hostię ukradziono wraz z kustodią, zatem nadal ona jest profanowana, nie wykluczone, iż w świadomie satanistycznym celu.

Zatraciliśmy w naszej współczesnej kulturze poczucie sacrum, a więc świętości, świętych miejsc.” Arcybiskup w homilii zadawał retoryczne pytania: „Dlaczego to zrobił?” „Kim on jest?” „Czy był satanistą?” Przypomniał, iż ten człowiek jest ekskomunikowany, a jego straszny czyn profanacji należy do grzechów, których rozgrzeszenie zarezerwowane jest dla Stolicy Apostolskiej.

Arcybiskup przypominał, iż podobnej profanacji, dopuszczono się zaledwie przed dwoma laty w Halinowie. Też były rozsypane Najświętsze Postacie. W jeszcze innej zaś parafii, w Gliniance, ksiądz proboszcz został związany kablem i torturowany, poprzez przypalanie rozpalonym żelazkiem. Warto zacytować śmiałą diagnozę przyczyn profanacji: „Wszystkie te trzy momenty, trzy wydarzenia tragiczne, miały miejsce, gdy narastała fala wrogości wobec Kościoła. Bo ta fala wrogości sączona przez media, przede wszystkim przez media, ona ośmiela złoczyńców, ośmiela przestępców, do ich przestępczych czynów. I taka jest prawda.”

Na podstawie nagrania umieszczonego na stronie Archidiecezji Warszawsko-Praskiej
Maria Patynowska

Dziesie-

Patryk Rutkowski

DZIESIĘĆ jakże nowoczesnych PRZYKAZAŃ

materiał własny







Problem z Dekalogiem Znacznej części katolików, zwłaszcza tej która odwiedza Kościół jedynie przy okazji większych uroczystości, wydaje się, że chrześcijaństwo to same ograniczenia. Tak jest z dziesięcioma przykazaniami. Często osoby słabej wiary nazywają je bez ogródek zakazami.
Z ust owych letnich katolików często padają stwierdzenia, że trzeba przykazania dopasować do dzisiejszych realiów, bo niektóre przykazania nie są już aktualne. Przecież obyczajowość się zmienia, świat jest coraz nowocześniejszy i Kościół powinien za tym nadążać. Są w stanie pojąć część przykazań argumentując to następująco: "Są przykazania którym hołdujemy, bo Jezus, który był dobrym człowiekiem, mądrym filozofem i przywódcą, bo uznawał Boże przykazania, i dzięki nim ukierunkował moralność dzisiejszego świata, dzisiejszej Europy. Nie zabijaj, nie kradnij, szanuj rodzinę, nie cudzołóż, nie zazdrość – to wspaniałe szlachetne idee. Gdyby wszyscy żyli według tych zasad nie trzeba by montować zamków w drzwiach, wynajmować firm ochroniarskich, kupować wielu lekarstw. Więziennictwo by nie istniało, policji by nie było, w rodzinie nie istniała by przemoc i tak wyliczać można w nieskończoność."
Problem w tym, że to tylko część niepełnej wartości, która sama w sobie często staje się quasi ideologią. Wielu wierzących ma problem z pierwszymi przykazaniami, lecz my wierzymy, że szczęście daje zawsze pełnia Bożych praw, a ta zawiera się w owych dziesięciu przykazaniach.
Wolność i drogowskazy Bóg nie stworzył ludzi, po to by im utrudniać życie, by się nimi bawić zakazując przy tym wszystkiego, co przyjemne. Stwórca jako Miłość chce dla swoich stworzeń jak najlepiej. Dał nam wolność i dał drogowskazy jak z tej wolności korzystać, by przeżyć i być szczęśliwym. Kiedyś usłyszałem w czasie kazania następujące stwierdzenie: Gdy chcemy zakorkować miasto, to nie trzeba stawiać żadnych znaków zakazu, nakazu czy blokować pasy ruchu. Wystarczy na każdym skrzyżowaniu załączyć zielone światło dla każdego kierunku ruchu. Stłuczki, wypadki, zakorkowania i nieporozumienia będą powszechne. Dopiero uregulowanie zasad nadaje płynność i bezpieczeństwo. Tak samo jest z przykazaniami danymi przecież przez samego Stwórcę. Tysiące lat doświadczeń dają Kościołowi prawo uznawać, że Dekalog to gwarancja szczęścia. Gdybyśmy jako ludzkość przestrzegali Dekalogu, nie było by zabójstw, wojen, nałogów, chorób przenoszonych drogą płciową, nienawiści itd.
Człowiek, który ufa Kościołowi, ufa prawdzie i zawsze dochodzi do wniosku, że tylko z Bogiem i jego przykazaniami można być naprawdę szczęśliwym. Bo bycie szczęśliwym to trwanie w miłość, a miłość właśnie z prawdą się współweseli, jak czytamy w pierwszym liście do Koryntian. Wtedy nie ma się dylematów dzisiejszych czasów odnośnie do wyborów moralnych, politycznych, życiowych. Wiemy, co jest dobre, co podoba się Bogu Stwórcy, i nie musimy się głowić nad tym, jaką postawę w naszym życiu prywatnym, społecznym i zawodowym powinniśmy przyjmować. Czyż to nie piękna perspektywa, by w tym chaosie dzisiejszego świata - gdzie prawie każdego dnia mamy do czynienia z jakimiś dylematami, zagmatwanymi wyborami - być pewnym, że w sprawach najważniejszych wybór jest prosty? Bo to wybór zgodny z wolą Boga. Ileż to mniej stresu i rozmyślań nad poprawnością podjętych decyzji. Kochaj i rób co chcesz - to wspaniałe zdanie św. Augustyna, nadające głębszy sens wolności, która jest pełna radości i szczęścia. Brzmi zupełnie inaczej niż słynne "róbta co chceta". Miłość, która chroni
By kochać musimy być pełni prawdziwej, czystej Bożej miłości, o którą musimy Boga ciągle prosić. A jak już napisałem miłość z prawdą się współweseli, więc tylko prawda może nas wyzwolić i tylko w jej otoczeniu miłość jest prawdziwa i czysta. A na straży prawdy stoi Kościół i Dekalog. Dlatego gdy czasem ktoś lub coś skłoni nas, by pomyśleć, czego Bóg nam zabrania, to zastanówmy się lepiej – przed czym nas Ojciec chroni. Bo każdy rodzic chce dla swoich dzieci jak najlepiej. Roztropny ojciec zabroni nawet pod groźbą kary wkładać swemu małemu dziecku palca do kontaktów. Każda matka wie, że dla dobra i z miłości do dziecka nie wypuści go w zimie zaraz po kąpieli na podwórko, i często każe by porządnie przygotować do sprawdzianu. Wszyscy wiemy, że te przykładowe zachowania to nie dyktatura i sadyzm podszyty przyjemnością, lecz są to odpowiedzialne pełne opiekuńczej mądrości drogowskazy zabezpieczające przed złem. Taki jest Bóg, taki jest Kościół, którego jesteśmy częścią. A największą miłością Boga jest to, że dał nam wolność, możemy z niej korzystać jak chcemy, a On i tak zawsze nas kocha.
Bóg wybacza zawsze... Pamiętajmy o prostej, często brutalnej zasadzie, że gdy czasem myślimy, aby złamać któreś z przykazań, bo przecież po chwili ciemnej przyjemności można się wyspowiadać to wiedzmy, iż Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami a natura nigdy! Na koniec Drogi Czytelniku, jeśli jesteś już tym szczęściarzem, który wie że przykazania równoważne są z wolnością, to Chwała Panu, lecz jeśli przed Tobą jeszcze kręta droga, by tego doświadczyć i tym żyć, to wiedz, że pewnego dnia masz szanse poczuć tę ulgę, którą czuje dziecko zachwycające się Bogiem, i nikt i nic nie będzie w stanie jej zmącić.
Patryk Rutkowski







« powrótkatolik.pl

Przykazania miłosci Boga

ks. Bernard Witek SDS

Przykazania miłości Boga

Magazyn Salwator





Przykazania miłości Boga


Na pytanie uczonego w Prawie: które przykazanie w Prawie jest największe? – Pan Jezus odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (Mt 22,37). Będąc zaś kuszony przez szatana, rzekł: Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Obie wypowiedzi nawiązują do pierwszej części Dekalogu, bowiem 10 Przykazań można podzielić na dwie części: pierwsze trzy przykazania dotyczą relacji człowieka względem Boga (miłość Boga) a pozostałe odnoszą się do relacji międzyludzkich (miłość bliźniego).

Pierwsze przykazanie: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie (Wj 20,3), nakazywało Izraelitom zerwanie z wierzeniami oraz praktykami religijnymi Egiptu. Przejście przez Morze Czerwone miało być wyzwoleniem zarówno pod względem polityczno-społecznym, jak i religijnym. Przykazanie nie tylko wzywa do zerwaniem z niewolniczą przeszłością, ale także zabezpiecza, aby naród wybrany nie popadł w nową niewolę, tzn. aby powstała w ten sposób próżnia religijna nie została zapełniona innymi bożkami ani też jakimkolwiek przedstawieniem Boga: Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego co jest na niebie wysoko, ani tego co jest na ziemi nisko, ani tego co jest w wodach pod ziemią! W ujęciu biblijnym człowiek stworzony na obraz Boga Stworzyciela oraz Wybawiciela nie będąc wolny, nie może być wyrazicielem prawdy o Bogu Wybawicielu. W praktyce jednak Izraelitom trudno było zerwać z przeszłością, o czym świadczy zdarzenie na Synaju – podczas gdy Mojżesz przebywając na górze otrzymał przykazania, naród oddawał hołd złotemu cielcowi, którego czczono w Egipcie (Wj 32).

Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy (Wj 20,7). Obawa przed przekroczeniem tego nakazu doprowadziła do zupełnego zakazu wymawiania imienia, które Bóg objawił Mojżeszowi (Wj 3,14); Izraelici pozostają temu wierni aż do dnia dzisiejszego. Zastępują je innymi imionami, takimi jak: Pan, Wszechmocny, Najwyższy, itp. Człowiek Starego Testamentu w świecie, w którym magia była na porządku dziennym, był przekonany o potędze słowa i jego wpływie na ludzi i zdarzenia. Przykazanie w głównej mierze miało więc na uwadze użycie imienia Boga w praktykach magicznych, które zresztą były zakazane przez Boga, jak czytamy: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych (Pwt 18,10-11).

Oba opisy biblijne Dekalogu motywują nakaz wypoczynku szabatniego w odmienny, jakkolwiek nie przeciwstawny, sposób. Księga Wyjścia odwołuje się do dzieła stwórczego: W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty (20,11). Stworzenie na podobieństwo Boga Stworzyciela powinno powstrzymać się od wykonywania jakiejkolwiek pracy i uświęcić szabat, oddając cześć Stwórcy. Księga Powtórzonego Prawa natomiast odwołuje się do wyjścia z Egiptu: Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej i wyprowadził cię stamtąd Pan, Bóg twój (5,15). Szabat zatem nabiera charakteru dnia wyzwolenia. Ciemiężenie innych jest powrotem do sytuacji z Egiptu, nowym zniewoleniem, dlatego też przykazanie biorąc w obronę zwłaszcza pozbawionych praw pośród Izraela, mówi: aby wypoczął twój niewolnik i twoja niewolnica, jak i ty (5,14).

ks. Bernard Witek SDS







« powrótkatolik.pl

Jezu w hostii ukryty

Anna Mularska

Jezu w hostii ukryty...

materiał własny







Adoracja Najświętszego Sakramentu to "nudne zajęcie" dla wielu młodych ludzi. Nie potrafią oni docenić wartości tej modlitwy ani regularnie jej praktykować. Niestety, coraz częściej spotykanym widokiem w naszych polskich kościołach są młodzi ludzie, którzy po skończonej liturgii Mszy świętej, gdy nadchodzi czas wystawienia Najświętszego Sakramentu, uciekają do domów. Nie wiemy, jak modlić się podczas przeistoczenia czy po przyjęciu Komunii świętej. Czym jest Eucharystia? Jak Ją adorować, aby odnajdować w tym prawdziwy pokój serca i rozkosz ducha? Jak zbudować trwałą relację z Jezusem ukrytym w Hostii?
Przygotowanie darów Gdy skończy się liturgia Słowa Bożego, następuje chwila, w której kapłan przygotowuje dary ofiarne (chleb i wino), które zaraz staną się dla nas Ciałem i Krwią żywego Boga. Jest to chwila, w której możesz ofiarować się Bogu, oddać Mu wszystko to, co Ciebie stanowi. Za chwilę bowiem usłyszysz słowa: "Módlmy się, aby moją i Waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec...". Ofiara kapłana to chleb i wino oraz to wszystko, co zechce on ofiarować Panu w cichości swego serca. Co jest Twoją ofiarą? Msza święta ma wartość nieskończoną, ale dla wielu ludzi to tylko pusty frazes. Bądź niesłychanie odważny w ofiarowaniu – oddawaj Stwórcy swoje ciało, duszę, zmysły, pamięć i to, co stanowi Twoje jestestwo. Oddawaj Mu prace, odpoczynek, radości i smutki, cierpienie i bezradność, prośby i troski, wszystkie modlitwy. Nade wszystko pozwól Bogu, aby On cię przemieniał tak samo jak uczyni to z chlebem i winem na ołtarzu, abyś także i ty mógł być darem dla innych. To jest tajemnicza chwila, w której jednoczysz się z cierpieniem Jezusa i w kielichu Jego goryczy ofiarowujesz swoje małe duchowe ofiary Ojcu Niebieskiemu. Twoje dary same z siebie nie mają mocy, która byłaby w stanie przebłagać Boga albo Go uwielbić, jednak w łączności z zasługami męki Chrystusa ma moc gromu.
Spójrz na wodę łączącą się z winem i pomyśl, jak doskonale Bóstwo Chrystusa złączyło się z Jego człowieczeństwem. Kapłan właśnie w tej chwili prosi Boga – w imieniu każdego uczestnika zgromadzenia liturgicznego – aby dał nam udział w chwale uwielbionego Jezusa. Jednak ta modlitwa ma dla mnie jeszcze drugi, bardziej ukryty wymiar, a jest to symbolika nawiązująca do cudu w Kanie Galilejskiej. Przychodzący w rzeczywistość ziemską Syn Boży dokonuje niezwykłego przeistoczenia wody w weselne wino. Woda jest czymś zwykłym, codziennym, nie ma smaku ani zapachu, co niejako oddaje trud i szarość doczesności. Wino zaś jest napojem świątecznym, wybornym, wyjątkowym, które rozwesela i dodaje smaku. Chrystus Pan, dokonując swego cudu, objawia, że Jego przyjście uczyni cud przemiany naszej rzeczywistości. Z Bogiem szara codzienność nabiera kolorów, a jej jarzmo - zgodnie z obietnicą - staje się słodkie i lekkie. Podczas cudu Eucharystii Jezus pokazuje nam, że powtórzenie wydarzenia Kany jest nadal realne i możliwe, że On ma moc zaradzić na smutek i braki oraz postawić na stole życia słodkie wino Swojej miłości i obecności. Ofiarowując więc wszystko, co cię stanowi, a co symbolizuje zwykła woda, otrzymujesz cudownie przemienione wino, które napełni cię rozkoszą i słodyczą.
Początek modlitwy eucharystycznej Najpierw kapłan prowadzi dialog z wiernymi zgromadzonymi w świątyni. Wzywa nas, abyśmy podnieśli nasze serca w górę i uwielbiali Boga za wielkie cuda Jego miłości. "Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne", aby człowiek – stworzony na Boży obraz i podobieństwo – dostrzegał w swoim życiu działanie swego Pana i składał Mu w duchu pokory nieustające dziękczynienie. Jest to pierwszy ważny moment, w którym każdy wierzący powinien świadomie brać udział. Gdy kapłan wypowiada te słowa, dziękuj Bogu za konkretne rzeczy, których On dokonał dla Ciebie w ostatnich dniach. Za chwilę cały Kościół wyśpiewa Ojcu Niebieskiemu – razem z chórami aniołów i zastępami świętych – uroczystą aklamację zwaną po grecku Tris-Hagion tzn. "Święty, Święty, Święty".












Zobacz także


O. Tomasz Kwiecień OP


W Muzeum Narodowym w Berlinie przechowywana jest szkatuła z kości słoniowej z 1100 r., na której wyrzeźbiono Wniebowstąpienie Pańskie. Na samym dole widać dwanaście małych postaci, patrzących w górę, które nie do końca wiedzą, co się dzieje - to Apostołowie. Na górze - skierowana w dół, błogosławiąca ręka Boga Ojca. Centralną część płaskorzeźby zajmują natomiast czterej aniołowie podtrzymujący mandorlę...




ks. Zygmunt Kosowski


Nabożeństwo Drogi Krzyżowej upamiętnia ostatnią drogę Pana Jezusa: z pretorium Piłata na Golgotę, ukrzyżowanie, śmierć i złożenie do grobu. Polega na rozważaniu Męki Pańskiej połączonej z symbolicznym przejściem poprzez 14 stacji przypominających poszczególne jej etapy. Do dzisiejszego dnia istnieją w Jerozolimie schody, po których prawdopodobnie szedł Pan Jezus na Golgotę, niosąc poprzeczną belkę, której waga wynosiła 30 kilogramów...




kard. Joseph Ratzinger


Słowo "wiara" ma w języku niemieckim, a zaiste i w wielu innych mowach, dwa zgoła różne znaczenia. Istnieje pospolite znaczenie, które ludzie zazwyczaj z tym słowem łączą. Mówi się przykładowo: wierzę, że jutro pogoda będzie ładna. Albo: wierzę, że ta czy inna wiadomość nie odpowiada prawdzie. Słowo "wierzyć" oznacza tyle co mniemać, sądzić. Wyraża niedoskonałą formę poznania. Mówimy zatem o "wierze" tam, gdzie poziom wiedzy nie jest osiągnięty...






Komunia Swieta na reke -NIE !


Komunia Św. na rękę?


Data publikacji: 2013-05-30 09:00

Data aktualizacji: 2013-05-30 09:49:00


Komunia Św. na rękę?
fot. Marko Tervaportti / commons.wikimedia.org, licencja  cc



Postawmy sobie pytanie: Co stanowi siłę katolicyzmu w  Polsce? Odpowiedź jest oczywista: wciąż powszechna praktyka indywidualnej  spowiedzi świętej, miłość do Maryi Matki Bożej i cześć wobec Najświętszego  Sakramentu. W Polsce Komunia święta jest ciągle dla zdecydowanej większości  wierzących wielką świętością. W Polsce klękamy przed Chrystusem obecnym w  Hostii, zachowujemy ciszę w kościołach, odprawiamy procesje eucharystyczne. W  Polsce ci, którzy pozostają w grzechu ciężkim, nie przystępują do Komunii świętej. W Polsce katolicy nie postulowali przyjmowania Komunii świętej „do  ręki”, a po odgórnym wprowadzeniu tej praktyki – nie przyjęła się ona jako  masowa.


Wiara i  miłość do Pana Boga materializują się, to znaczy wyrażają się w znakach: w  gestach, śpiewie, pięknie kościołów, szat i paramentów liturgicznych. Kościół pamięta o pochwale, jakiej Zbawiciel udzielił Marii, siostrze Łazarza, kiedy ta  na sześć dni przed Paschą namaściła Chrystusa drogocennym olejkiem. Z uznaniem i  wzruszeniem pamiętamy o Józefie z Arymatei i Nikodemie, którzy sprawili zmarłemu  Jezusowi godny pogrzeb. Z liturgii Starego Testamentu, z piękna świątyni  jerozolimskiej, a jeszcze bardziej z tych właśnie postaw wyrosła dbałość o  piękno naszych katedr i kościołów, piękno chorału gregoriańskiego, piękno szat  liturgicznych i kielichów. Ten, kto prawdziwie kocha Pana Boga, nigdy nie będzie  obojętny wobec tych materialnych znaków. Do nich należą także gesty człowieka w  liturgii i w modlitwie osobistej. Pokora wobec majestatu Boga, wiara w Jego świętość dyktują nam przyklękanie przed tajemnicą wiary, jaką jest Najświętszy  Sakrament i pełne szacunku przyjmowanie Komunii świętej.


Książka Juana  Rodolfa Laise’a jest świadectwem wiary i miłości argentyńskiego biskupa wobec  Najświętszego Sakramentu. Zgodnie ze swoim sumieniem biskup bronił powierzonych  sobie wiernych przed umniejszeniem czci w życiu eucharystycznym. Niniejsza  książka jest też zapisem smutnej historii rewolucji, jaka w tym względzie  dokonała się w krajach Zachodu pod koniec lat sześćdziesiątych i w latach  siedemdziesiątych minionego wieku. Zwolennicy Komunii świętej „do ręki” powołują się na Sobór Watykański II. Trzeba z całą mocą podkreślić, że sobór ten nigdy  nie postulował takiej formy przyjmowania Eucharystii. Wyrosła ona, jak dogłębnie  pokazuje niniejsze opracowanie, z buntu wobec norm liturgicznych i lekceważenia  napomnień Stolicy Apostolskiej. Jest też znakiem zewnętrznym zmiany, jaka  dokonała się w duchowości katolików Zachodu. Jakie są inne jeszcze oznaki tej  zmiany, trudno mówić i opisywać – napawają one zgrozą.


Książka Komunia święta na rękę opisuje zdarzenia sprzed przeszło 10 lat. Od  tego czasu Stolica Święta wydała różne dokumenty poświęcone Eucharystii.  Wprawdzie nie cofają one zgody na udzielanie Komunii świętej „do ręki”, jednak  ich duch przez niektórych określany wstecznym, wyraźnie kieruje nas ku tradycji  w przeżywaniu Ofiary Mszy świętej i kultu eucharystycznego. Myślimy tu zwłaszcza  o encyklice Ecclesia de Eucharistia, instrukcji Redemptionis  Sacramentum czy adhortacji Sacramentum Caritatis.


W książce Dar i tajemnica, napisanej na 50. rocznicę święceń kapłańskich, Ojciec Święty Jan Paweł II zachęca do modlitwy litanią do Chrystusa Kapłana i Hostii.  Wśród jej wielu przejmujących wezwań jest i to: Abyś przez nich cześć wobec  Najświętszego Sakramentu rozszerzyć raczył! Oby się spełniło to wołanie!  Oby wielką ambicją kapłanów i wiernych było szerzenie swoim życiem i postawą czci wobec Eucharystii. Jednym z przykładów tej troski i ambicji jest niniejsze  opracowanie, które wydawcy oddają do rąk polskiego czytelnika.


W roku 1264  papież Urban IV ustanawiając uroczystość Bożego Ciała prosił św. Tomasza z  Akwinu, teologa Eucharystii, o napisanie modlitw i hymnów na to święto. Powstał wtedy między innymi śpiew Adoro Te devote… Zbliżam się w pokorze i niskości  swej, wielbię Twój majestat skryty w Hostii tej…Niech te natchnione słowa,  ciągle śpiewane w naszych kościołach, oddają prawdę. Byśmy zawsze z pokorą wielbili majestat Boga, który dla nas skrył się w Hostii, a przez to zawsze  rozszerzali cześć wobec Najświętszego Sakramentu.


Ks. prob.  Marcin Węcławski


W uroczystość Bożego Ciała roku Pańskiego  2007


Prezentowany tekst jest wprowadzeniem do  książki  "Komunia Św. na rękę?" księdza biskupa Juana Rodolfo Laise.  Publikację można nabyć na stronie ksiegarnia.piotrskarga.pl.




Read more: http://www.pch24.pl/komunia-sw--na-reke--,15209,i.html#ixzz2UsJ52MIi

Cyborium z Ciałem Panskim

Cyborium z Ciałem Pańskim




nadesłane
Niewielka wieś Głotowo (lub Glotowo – niem. Glottau), położona na Warmii nieopodal Dobrego Miasta, od sześciu stuleci przyciąga rzesze pielgrzymów.

Jak głosi tradycja, w XIV w. pewien rolnik podczas orki przypadkowo trafił na pozłacane srebrne cyborium (mogące też służyć jako kielich) zawierające nienaruszoną Hostię. Wieść gminna niesie, że woły ciągnące sochę, w pewnym momencie, po wyrwaniu z ziemi sporej grudy ziemi, stanęły i znieruchomiały. Oracz chciał je smagnąć biczem – był koniec dnia i zbliżał się koniec pracy - ale nagle „pole rozjaśniło się, jak w południe, a blask dochodził gdzieś z podziemi, oświetlając klęczące woły wpatrzone w jeden punkt. Źródło światłości znajdowało się między oblepionymi ziemią resztkami jakiegoś naczynia…

Było to owe cyborium, a w nim nieskazitelne Ciało Chrystusa…

Skąd się tam wzięło? Otóż Głotowo leży na pograniczu dawnych krain plemiennych, występujących w wykazie krzyżackiego kronikarza, Piotra (łac. Petrus, niem. Peter) z Dusburga (przełom XIII i XIV w.) – Pogezanii i Warmii. Pogezania ostatecznie podbita została przez Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (łac. Ordo fratrum domus hospitalis Sanctae Mariae Theutonicorum in Jerusalem – OT), czyli Krzyżaków, w 1278 r. Większość z Prusaków zamieszkujących te tereny uciekła na Litwę i zaraz potem opuszczone wsie zaczęli zasiedlać ściągnięci przez Krzyżaków osadnicy, pochodzący w dużej mierze ze Śląska.

Nastarsze wzmianki o Głotowie - a właściwie o ziemi głotowskiej (łac. terra glotoviae) - pochodzą z 1290 r. Wtedy powstać tam miał pierwszy drewniany kościół pw. św. Andrzeja. Formanie miejscowość została uznana w 1313 r. dokumentem lokacyjnym wystawionym przez warmińskiego biskupa Eberharda z Nysy (zm. 1326).

Tak, gdzie brak jest śladów materialnych, zapisków, dokumentów często przychodzi z pomocą niepisana tradycja, wieść gminna, legenda, przechowująca w opowieściach z czasów zamierzchłych perełki faktów, które kiedyś miały miejsce. Taki przekaz z Głotowa wspomina o 1300 r., gdy mieścinę napaść mieli ówcześnie jeszcze pogańscy Litwini. Być może towarzyszyli im Prusi, wygnani zaledwie pokolenie wcześniej z Pogezanii, próbujący powrócić do dawnych ziem rodzinnych.

Głotowo zamieszkiwali wtedy zarówno potomkowie dawnych pogańskich Prusaków (z walecznego szczepu Glotinarum), już ochrzczeni, jak i nowi osadnicy. Gdy zorientowano się w niebezpieczeństwie jeden z nich wynieść miał z kościoła parafialnego cyborium z Najświętszym Sakramentem i zakopać je w ziemi, w niewielkiej odległości od świątyni. Wieś została doszczętnie spalona. Spłonął i kościół. Większość mieszkańców wybito, a wśród tych, którzy uratowali się uciekając w lasy, nie było owego męczennika, który ukrył Najświętszy Sakrament…

I to ów kielich-cyborium, po wielu latach, znaleźć miał rolnik podczas orki. Gdy wiadomość o niezwykłym znalezisku rozeszła się wśród mieszkańców okolic, przyjechał kapłan i puszkę z Hostią w uroczystej procesji przeniesiono do kościoła w Dobrym Mieście (6 km od Głotowa).

Ale nie takie były zamiary Opatrzności. Po pewnym czasie, jak niesie stare podanie, Hostia w niewyjaśniony sposób wróciła do miejsca, w którym została ukryta!

Poczytano to za znak Boży, aby wznieść tam, na miejscu starego, spalonego kościoła św. Andrzeja, nowy, tym razem murowany, z cegły i kamienia, ku czci Bożego Ciała.

Najstarsze zapiski wspominające „nadzwyczajne zajścia”, jakie miały miejsce w Głotowie, późniejsze cuda i otrzymane łaski – za przyczyną Najświętszego Sakramentu - z nimi związane, pochodzą z dokumentu erekcyjnego wystawionego dla kolegiaty w sąsiednim Dobrym Mieście w 1347 r. przez kolejnego biskupa warmińskiego, Hermana z Pragi (ok. 1280, Praga – 1349, Orneta).

Zaraz potem wieś jeszcze raz została zniszczona przez kolejny najazd litewski w 1356 r. Ale już 6 lat później biskup warmiński Jan (niem. Johannes) II Stryprock (ok. 1300 – 1373, Awinion) odnowił przywilej lokacyjny Głotowa…

Wieś odbudowała się a wraz z nią powstał i kościół Bożego Ciała…

Odtąd popularność Głotowa jako celu pielgrzymek stale rosła, szczególnie po przyłączeniu Warmii do Rzeczypospolitej w 1466 r. Odnotowywano wiele niewytłumaczalnych uzdrowień, a pielgrzymi opuszczali sanktuarium pełni łask udzielonych im tamże przez Opatrzność…

Kult Najświętszego Sakramentu w Głotowie nie uległ zachwianiu nawet w czasach protestanckiej reformacji. Najbardziej przyczynił się do tego jeszcze jeden niezwykły wypadek związany z miejscowym sanktuarium. A mianowicie pod koniec 1596 r. z sakramentarium, czyli specjalnego miejsca do przechowywania Najświętszego Sakramentu (pełniącego podobną rolę do tabernakulum), skradziono konsekrowaną Hostię. Znaleziono Ją po ok. pół roku, pod mostem między Dobrym Miastem a oddaloną o 6 km wsią Praślity. Nienaruszoną…

Ruchowi pątniczemu nie zaszkodziły nawet wojny szwedzkie w XVII i XVIII w., szczęśliwie omijając Głotowo.

Nie zaszkodziły i zarazy nawiedzające cyklicznie te tereny, nawet gdy w 1709 r. Głotowo dotknęła straszliwa dżuma powodując spustoszenie – wieś się wyludniła…

Z czasem niewielki, XV-wieczny kościółek przestał wystarczać… W pierwszej połowie XVIII w. zbudowano więc nową, barokową świątynię - Sanktuarium Najświętszego Sakramentu - która do dziś służy wiernym. Powstał nowy ołtarz główny, a do bocznych wykorzystano ołtarze ze starego kościółka. Całe bogate wnętrze sanktuarium miało ukazywać – i ukazuje do dziś - teologię Eucharystii. Kamień węgielny wmurował w 1722 r. biskup warmiński Teodor Andrzej Potocki (1664, Moskwa –1738, Warszawa), późniejszy Prymas, a sanktuarium konsekrował w 1726 r. jego następca na stolicy w Lidzbarku Warmińskim, Krzysztof Andrzej Jan Szembek (1680, Słupów k/Miechowa – 1740, Lidzbark Warmiński).

Kolejny XIX w. nie był łaskawy dla Głotowa. Wieś zaczęła zatracać charakter miejsca szczególnego kultu Najświętszego Sakramentu.

Przyczyniły się do tego głównie wydarzenia polityczne. Najpierw w 1810 r. rząd pruski zadekretował sekularyzację dóbr kościelnych (czyli zabór stanu posiadania Kościoła i oddanie go w ręce państwa) i Głotowo straciło status kolegiaty (łac. collegium) – stało się zwykłą parafią. Dziewięć lat później pożar strawił część świątyni, głównie ucierpieć miał dach. Trwała też nasilająca się presja protestancka, która w II połowie XIX w. osiągnęła swój stan kulminacyjny w tzw. „Kulturkampfie” – oznaczało to wzmożenie nacisków prowadzących do ograniczenia roli Kościoła Katolickiego w życiu społeczeństwa…

Ruch pątniczy powoli skurczył się do tradycyjnych warmińskich, ludowych pielgrzymek, tzw. łosier

Ale jednocześnie rodził się nowy kult – czcicieli Męki Pańskiej.

W drugiej połowie XIX w. w pobliżu kościoła powstała Kalwaria Warmińska. Na pomysł jej budowy wpadł bogaty mieszkaniec Głotowa, niejaki Jan (niem. Johannes) Merten (1835 - 1908, Głotowo), będąc w Ziemi Świętej. Ze swej pielgrzymki przywiózł kamyki z Drogi Krzyżowej w Jerozolimie, aby umieścić je w kaplicach-stacjach. Ponieważ parafia sama nie była w stanie w tym czasie nabyć ziemi – były to czasy owego niemieckiego „Kulturkampfu”, gdy katolikom było to zabronione - Merten sam wykupił ponad siedem hektarów gruntu i przekazał je w darze Kościołowi.

Budowa warmińskiej Jerozolimy trwała 16 lat i była ofiarnie wspierana przez okoliczną ludność. Odnotowano, że w pracach, pod kierownictwem dwóch ofiarnych proboszczów, ks. Ferdynanda (niem. Ferdinand) Engelbrechta (1822 - 1893, Głotowo) i ks. Donalda Steinsohna (1844 - 1908, Głotowo), wzięło udział ok. 70 tys. osób! Pieczołowicie odtworzono wygląd jerozolimskiej Drogi Krzyżowej

Poświęcenia Kalwarii w 1893 r. dokonał biskup warmiński Andrzej (niem. Andreas) Thiel (1826, Tłokowo – 1908, Frombork). Dwa lata później Leon XIII wydał przywilej odpustu dla tych, którzy odprawią w Głotowie Drogę Krzyżową, w ciągu siedmiu dni przystąpią do Komunii św., odmówią wyznanie wiary, Credo, i pomodlą się w intencji Ojca Świętego…

Do dziś Kalwaria Głotowska należy do najpiękniejszych w Polsce.

W 2006 r. kościół pw. Najświętszego Zbawiciela - pod takim wezwaniem, po raz kolejny w swoich dziejach, poświęcił go w 1871 r. biskup warmiński Filip (niem. Philipp) Krementz (1819, Koblencja – 1899, Kolonia), późniejszy arcybiskup Kolonii i kardynał - został ograbiony z cennych, XIX-wiecznych, dzieł sztuki. bezczeszczeniu uległ też główny ołtarz…

Dziś miejsce, gdzie jak głosi tradycja znaleziono kielich z Najświętszym Sakramentem, znajduje się dokładnie pod mensą ołtarzową lewego, bocznego ołtarza poświęconego Najświętszemu Sercu Jezusa w sanktuarium Głotowskim.

Oryginalne cyborium i Cudowna Hostia z 1300 r. (a także Hostia z 1596 r.) nie przetrwały do naszych czasów. Być może zniszczeniu uległy już w 1356 r. podczas napadu litewskiego. Przechowywana jest natomiast, i wystawiana, kopia owego cyborium, w otoczeniu kłaniających się mu złotych wołów…

Wydarzenie sprzed stuleci upamiętnia także XVIII wieczny drewniany feretron z klęczącymi przed kielichem wołami…


Eucharystia - Szkoła Miłości

Eucharystia - szkoła Miłości




O. Józef Augustyn SJ


     Używając analogii możemy powiedzieć, że Eucharystia jest dla nas chrześcijan słońcem. Słońce jest źródłem życiodajnej energii. Tam, gdzie nie docierają promienie słońca, nie ma życia. W ciemnościach nie rozwija się życie. Jeżeli chrześcijanin nie uczestniczy w Eucharystii, jego życie wiary stopniowo zamiera, jak zamiera roślina pozbawiona światła.

     W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, w okresie wielkich prześladowań chrześcijanie zawsze gromadzili się na "łamaniu chleba" wbrew zakazom i groźbom prześladowców. Prowadzeni przed trybunały sądowe odpowiadali z odwagą, iż nie mogą nie uczestniczyć w Eucharystii, ponieważ są chrześcijanami. Wielu ponosiło śmierć męczeńską za wierność

Eucharystii. Tak było również w okresie wszystkich późniejszych prześladowań. Eucharystia przez całe dwadzieścia wieków chrześcijaństwa była zawsze w centrum liturgii Kościoła, była "pierwszą modlitwą" i szczytem modlitwy Kościoła.

     Dlaczego?

     Ponieważ Eucharystia jest rzeczywistym uobecnieniem najważniejszego momentu historii zbawienia: śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Eucharystia jest to najświętsza Ofiara Kościoła, w której Jezus Chrystus, nasz jedyny Kapłan, który raz jeden ofiarował się na krzyżu za zbawienie całego świata, ponawia i uobecnia to swoje ofiarowanie. W Eucharystii Jezus nieustannie oddaje się w ręce Ojca dla nas i za nas. W tym akcie oddania się Syna Ojcu uczestniczy cały Kościół, uczestniczy każdy z nas.

     Oddzielone Ciało i Krew Jezusa, które są uobecniane pod postaciami chleba i wina, są rzeczywistymi znakami Jezusowej śmierci na krzyżu. Smierć Jezusa, uobecniania w Eucharystii, nieustannie objawia nam najwyższą miłość Boga do człowieka. Eucharystia jest żywym spełnieniem słów Jezusa: "Tak bowiem Bóg umiłował świat [człowieka], że Syna swego Jednorodzonego dał [wydał na śmierć], aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16).

     Wielkość każdej miłości mierzy się wielkością daru. Miłość Boga ku nam jest nieskończona, jak nieskończony jest dar ofiarowany nam przez Ojca w Jezusie Chrystusie. Jeżeli przeczujemy (bardziej sercem niż rozumem) tę nieskończoną miłość Ojca, zrozumiemy istotne znaczenie Eucharystii. Z drugiej strony kontemplacja Eucharystii, żywe uczestnictwo w niej, może nam przybliżyć nieskończoną miłość Boga do nas.

     Eucharystia nie tylko objawia nieskończoną miłość Boga do człowieka, ale ona napełnia chrześcijanina tą samą miłością. Dzięki Eucharystii chrześcijanin może kochać tą miłością, którą kocha go sam Bóg. "Jak Ojciec mnie umiłował, tak i ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej" (J 15, 9). Dzięki Eucharystii trwamy w miłości samego Boga. I choć miłość chrześcijanina nie jest miłością nieskończoną, jak miłość Boga, to jednak jest to miłość posiadająca tę samą naturę, co miłość Boga. Krucha i słaba miłość ludzka w Eucharystii zostaje przebóstwiona. Dzięki Niej "Ciało i Krew Chrystusa rozchodzą się po naszych członkach. Tak stajemy się uczestnikami Boskiej Natury", Boskiej miłości. (Sw. Cyryl Jerozolimski)

     Eucharystia jest dla chrześcijanina źródłem każdej miłości: miłości Boga, ludzi, świata, siebie samego; miłości przyjacielskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej, kapłańskiej, zakonnej; miłości realizowanej w każdym powołaniu i stanie życia. Eucharystia wzywa chrześcijan, aby kochali tak samo jak kochał Chrystus, który "oddał za nas życie swoje." (1 J 3, 16). Taka postawa miłości - miłości oddającej życie – jest możliwa tylko wówczas, kiedy dzięki Eucharystii chrześcijanin wejdzie w logikę miłości mierzonej darem.

     Miłość mierzy się darem. Miarą miłości jest miara daru. Największym zaś darem będzie zawsze dar z życia. Jezus mówi: "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13). Im większa jest ofiara ponoszona dla osoby kochanej, tym większa jest miłość.

     Eucharystia zadaje nam nieustannie pytanie o kształt naszej miłości, o to, na czym jest ona oparta. Czy na naszych ludzkich tylko potrzebach i odczuciach czy na czymś więcej? Co w niej dominuje: szukanie jedynie uczucia, wrażeń, doznań, czy też pragnienie ofiarnego

trudzenia się dla Drugiego: dla Boga i człowieka? Możemy sprawdzać i mierzyć naszą miłość do Boga, do bliźnich, do świata i do siebie samych patrząc na naszą ofiarę i trud związany z nią.

     Prawdziwa miłość ludzka nie mierzy się najpierw uczuciem. Uczucie towarzyszy miłości jako jej ważny element, ale nie jest istotą miłości. Samo bowiem uczucie jest zmienne, niestałe i ślepe. Nierzadko zdarza się, że ci którzy najpierw kochają się "do szaleństwa" uczuciową, zmysłową tylko miłością, po pewnym czasie "do szaleństwa" również nienawidzą siebie w takim samym stopniu. Uczucia nienawiści i miłości leżą blisko siebie. Nienawiść jest bowiem zawiedzionym uczuciem miłości, sfrustrowaną potrzebą miłości. Łatwo jest znienawidzieć człowieka, którego się kocha, jeżeli miłość ta oparta jest tylko na pragnieniu zaspokajania wielorakich ludzkich potrzeb. Miłości zawsze potrzebna jest przynajmniej pewna stałość uczuciowa. Stałość ta jest owocem uporządkowania emocjonalnego. Nie chodzi  tylko o uporządkowanie uczuć związanych z miłości, ale o wszystkie ludzkie odczucia, potrzeby, pragnienie. Tylko w wolności emocjonalnej możemy być zdolni do tego, aby przeżywać do siebie nawzajem te same uczucia, które były w Jezusie Chrystusie. (por. Rz 15, 5). Im większa jest w nas wolność emocjonalna, tym bardziej w miłowaniu jesteśmy podobni do Jezusa.

     Uczestnicząc w Eucharystii, która jest uobecnieniem najwyższej ofiary, jaką Bóg składa, chrześcijanin winien pytać siebie: "Jaka jest moja ofiara związana z moją miłością do do Boga, ludzi i siebie samego." Jeżeli brak jest w miłości ofiarnego dawania siebie, jeżeli brak jest trudu zapierania się siebie, aby wyjść ku drugiemu, to wówczas zapewnienia o miłości sprowadzają się jedynie do słów bez pokrycia.

     Zniesienie w ostatnim czasie przez Kościół narosłych w ciągu wieków zbyt formalnych i rygorystycznych przepisów wielu chrześcijan odczytało zupełnie niesłusznie jako przejaw "obniżenia" wymagań związanych z chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo nie ma większego wpływu na naszą egzystencję, ponieważ często niewiele nas ono kosztuje.

     Eucharystia zadaje nam pytanie: Jaki wpływ ma Ewangelia na nasze pragnienia, decyzje, czyny? Czy kształtuje ona styl naszego życia, nasze posiadanie, naszą konsumpcję, pracę, odpowczynek, nasz stosunek do bliźnich? Eucharystia pyta nas, czy Ewangelia ma nam coś do powiedzenia w momentach krytycznych naszego życia: w konflikatach z innymi, w zagrożeniu naszych osobistych interesów, w niepowodzeniach życiowych, w smutku, w lęku o siebie i swoją przyszłość, w pokusie rozpaczy, itp. Słowem, jaki jest związek Eucharystii z naszym codziennym życiem.

     Chrześcijanin jest człowiekiem, który zdobywa się na dar z siebie, na ofiarę, aby zwyciężyć siebie. Eucharystia - ofiara Jezusa Chrystusa - uzdalnia nas do zwycięstwa nad sobą. Eucharystia jest bowiem uobecnieniem nie tylko miłości ukrzyżowanej, ale także miłości zmartwychwstałej. Jeżeli często zostajemy pokonani przez różne namiętności: miłość własną, lęk, wygodnictwo, zmysłowość, pychę, chęć odwetu, itp., to właśnie dlatego, że uczestnictwo w Eucharystii jest zbyt formalne, zbyt zewnętrzne.

     Trzeba nam uczyć się takiego uczestnictwa w Eucharystii, które stawałoby się dla nas "szkołą prawdziwej miłości". Eucharystia ma nas przeprowadzić od pragnienia brania miłości innych do pragnienia ofiarnego dawania się innym, od "miłości potrzeby" do "miłości daru" (C.S. Lewis).

     Czy dziękujemy Bogu za dar Eucharystii, za to, że Jezus Chrystus w sposób rzeczywisty wprowadza nas w Misterium miłości Ojca do nas. Czy prosimy, abyśmy głębią naszego serca umieli odkryć, że w "Eucharystii łaskawa i bezinteresowna wola Boga zbawienia wszystkich ludzi staje się w tym świecie obecna, dotykalna i widzialna" (K. Rahner SJ); czy prosimy, aby Eucharystia była dla nas centrum całego naszego życia wewnętrznego, szczytem naszej modlitwy, punktem w którym przecinać się będą wszystkie nasze ludzkie zmagania, wysiłki i ofiary; czy modlimy się o wielką miłość do Eucharystii, która wyrazi się w nieustannym pogłębianiu tej "wielkiej Tajemnicy wiary".


za Życie i Eucharystia


Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________

Prawdziwy kult Jezusa w Najświetszym Sakramencie

Ks. Mariusz Pohl

Prawdziwy kult Jezusa w Najświętszym Sakramencie

Różaniec






Uroczystość Bożego Ciała, procesja, sypanie kwiatków, udekorowane okna i ołtarze za każdym razem na nowo uświadamiają nam przenajświętszą „zawartość” i istotę Eucharystii.


Łatwo o tym zapomnieć na co dzień: chodzimy do kościoła, uczestniczymy we Mszy świętej, przystępujemy do Komunii świętej – jak szybko można popaść w rutynę i obojętność. I dlatego Kościół przywiązuje wielką wagę do pogłębiania wiary w Eucharystyczną Obecność, czyli samego żywego Chrystusa pod postacią Chleba. Istotę Eucharystii stanowi nie to, co widzimy, lecz to, na co, a raczej na Kogo patrzymy – już nie oczami ciała, lecz oczami wiary. Widać zwykły chleb, opłatek, dokładnie taki sam, jakim łamiemy się przy wigilijnym stole. Ale wiara mówi nam, że pod osłoną tego zwykłego znaku, pod postacią opłatka, kryje się nieskończona i pełna obecność samego Boga.


Tajemnica przemienienia


Taki właśnie jest skutek przeistoczenia: chleb i wino używane podczas Mszy świętej po konsekracji stają się rzeczywistym Ciałem i Krwią Chrystusa. Zewnętrzne cechy – teologia nazywa je przypadłościami, a więc: smak, zapach, kolor – pozostają takie same jak w przypadku zwykłego opłatka czy wina, ale sama istota, substancja, czyli to, co decyduje o istnieniu, że dana rzecz jest tym, czym jest, to już nie chleb i wino, lecz Ciało i Krew Chrystusa. Żadne badania mikroskopowe, molekularne, chemiczne czy fizyczne nic nie wykażą. Gdyby koło tabernakulum przypadkiem znaleźć hostię, nikt nie byłby w stanie stwierdzić, czy to Najświętszy Sakrament, czy tylko zwykły komunikant, który przez nieuwagę upadł kościelnemu. Dlatego Kościół z takim szacunkiem i uwagą każe traktować wszystko, co dotyczy Najświętszego Sakramentu, gdyż jest to sam Chrystus, we własnej Osobie.


A skoro tak, to wierni mogą i powinni oddawać Mu hołd, uwielbienie i cześć. Najlepszą okazją jest sam moment przeistoczenia, podczas którego kapłan podnosi i ukazuje ludowi Ciało i Krew Chrystusa. Do chwili Komunii świętej Chrystus Eucharystyczny jest obecny z nami na ołtarzu, potem Go spożywamy i odtąd Jego obecność wnika w nas i On sam jednoczy się z nami.


Dialog z Bogiem


Ale człowiek chciałby wpatrywać się w Chrystusa i rozmawiać z Nim jak najdłużej, także wtedy, gdy nie może osobiście przyjąć Go do serca w Komunii świętej. Taka jest geneza nabożeństw eucharystycznych, podczas których ukazuje się wiernym Ciało Chrystusa, wystawione w monstrancji do adoracji. Punktem kulminacyjnym adoracji jest uroczyste błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Aby kult Eucharystii bardziej związać z życiem i wyjść z nim poza mury świątyni, wykształciła się tradycja procesji eucharystycznych.


Wszystkie te przejawy kultu eucharystycznego nie są jednak celem samym w sobie, lecz mają pobudzić, umocnić i pogłębić naszą wiarę i osobistą więź z Chrystusem. Kult Eucharystii ma nas prowadzić do żywej więzi, do rzeczywistego i osobistego spotkania. Bez wiary kult ten może się wynaturzyć i przesłonić nam to, co najważniejsze – Chrystusa. Chrystusa, który właśnie dlatego przybrał skromną postać chleba, aby nas nie onieśmielać i nie rozpraszać, aby łatwiej nawiązać z nami bliskość i dialog.


Chrystus ustanowił Eucharystię właśnie po to, by dzięki niej budować wspólnotę Kościoła, a nie tylko wznosić gmach kościoła z ołtarzem w centrum. Rola kapłana nie ma polegać na obwarowaniu się szpalerem ministrantów, szańcami stopni, balasek, ambonki i ołtarza, lecz na ufnym wyjściu do ludu Bożego. Praktycznym wyrazem tego wyjścia był powrót do starożytnej idei ołtarza – stołu, przy którym kapłan celebrował ofiarę twarzą zwrócony do ludzi, oraz ambonka zniżona do poziomu posadzki prezbiterium. Nie chodziło w tym tylko o zmianę detali architektonicznych, lecz o realny zwrot ku ludziom, ku wspólnocie, zwrot umożliwiający i wręcz nakazujący prowadzenie dialogu, a nie przemawianie i rządzenie.


Eucharystia i służba


Kościół ma dzisiaj jasną świadomość, że Eucharystia domaga się wspólnoty, a wspólnota wymaga dialogu. Stąd języki narodowe w miejsce łaciny, stąd zrozumiała i logiczna liturgia w kształcie dialogu, w której wezwania kapłana przeplatają się z odpowiedziami ludu. I co najważniejsze: wynikająca stąd pozycja i rola kapłana jako tego, który w imieniu Chrystusa przewodniczy ludowi, który jest dla ludzi dobrym pasterzem, powołanym do służby, a nie zarządcą folwarku, decydującym o wszystkim według własnego uznania. Dlatego to, co robi kapłan jako przewodniczący wspólnoty, powinno tę wspólnotę budować: począwszy od serdecznego „Pan z wami”, przez homilię utrzymaną w duchu dialogu i świadectwa, aż po wspólny z ludźmi śpiew Ojcze nasz.


Praktyczną konsekwencją takiego przewartościowania są także liczne posługi liturgiczne: ministranta, lektora, kantora, scholi, nadzwyczajnego szafarza Eucharystii, organisty, nawet kościelnego i panów od zbierania tacy. Wszystko ma nam uzmysławiać, że nie powinniśmy być w kościele bierną masą, lecz świadomymi i czynnymi uczestnikami liturgii. Bo słowo liturgia z greckiego oznacza: wspólne dzieło ludu.


Ale prawdziwe dzieło ludu i odpowiedź na słowo Boże zaczyna się dopiero po wyjściu z kościoła. Wtedy kult eucharystyczny, sprawowany w kościele jako liturgia Mszy świętej, przenosi się na płaszczyznę codziennego życia i znajduje swoje dopełnienie w konkretnych czynach. W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus dał nam wszystkim bardzo ważną i pouczającą lekcję dotyczącą tego, co powinno wynikać z Eucharystii i do czego nas ona zobowiązuje.


Umycie nóg, które dokonało się w bezpośrednim sąsiedztwie ustanowienia Eucharystii, wskazuje na związek tego sakramentu ze służbą i konkretną, czynną miłością bliźniego. Byłoby nieporozumieniem i lekceważeniem Chrystusa, gdybyśmy przystępowali do Komunii świętej, a zarazem nie czuli się zobowiązani do praktykowania miłości w konkretnych czynach i dobroci na co dzień. Tylko ten, kto na miarę swoich możliwości służy bliźnim, może powiedzieć, że rozumie Eucharystię, jest wierny Chrystusowi i oddaje Mu prawdziwą cześć. Rozumie, że Eucharystia jest ucztą miłości, która ma swoje przedłużenie i kontynuację w ofierze życia. Każdy, kto kocha, wie, że miłość wymaga poświęcenia, zaparcia się siebie, rezygnacji, ofiary, przebaczenia – czyli tego wszystkiego, co kryje się w pojęciu krzyża. Dzięki sakramentowi Eucharystii możemy mieć udział w krzyżowej ofierze Chrystusa, zarówno przez sprawowanie liturgii we wspólnocie ludu Bożego, jak i przez służbę miłości w codziennym życiu. Przez to wszystko umocni się nasza jedność z Chrystusem i Kościół będzie wzrastał.

ks. Mariusz Pohl







sw.Julianna z Cornillon i Boże Cialo

O mistyczce, której wizje inspirowały wprowadzenie święta Bożego Ciała


        Dodane przez: Redakcja Fronda.pl|    30.05.2013, 7:48    |    komentarzy: 2    |    odsłon: 1542










św. Julianna z Liege (Fot. www.philippedechampaigne)św. Julianna z Liege (Fot. www.philippedechampaigne)


Św. Julianna z Cornillon, znana jest również jako św. Julianna z Liege. Urodziła się w 1191 lub 1192 roku w pobliżu belgijskiego miasta Liege.



Wcześnie osieroconą Juliannę wraz z siostrą Agnieszką powierzono opiece klauzurowego zakonu augustianek z klasztoru w Mont-Cornillon. Została wychowana przez siostrę o imieniu Sapientia. Wychowanie małej Julianny było ukierunkowane w ten sposób, aby i ona sama została mniszką. Była wykształcona i samodzielnie potrafiła czytać, nawet skomplikowane w treści dzieła, co nie było powszechną umiejętnością wśród mniszek w tamtych czasach.

Od samego początku życia duchowego miała specjalne poczucie obecności Chrystusa w sakramencie Eucharystii. W sposób szczególny rozważała słowa Jezusa : «A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» (Mt 28, 20). Przed Julianną w tym mieście kilku wybitnych teologów mówiło i pisało o Eucharystii, można więc powiedzieć iż jej refleksja miała poważny grunt w myśli jej poprzedników.

Podczas adoracji eucharystycznych miała częste mistyczne wizje „W wizji tej wzdłuż średnicy księżyca w pełnym blasku biegła ciemna rysa. Pan pomógł jej zrozumieć sens tego, co widziała. Księżyc symbolizował życie Kościoła na ziemi. Natomiast ciemna linia sygnalizowała brak święta liturgicznego, w którego ustanowienie Julianna miała się skutecznie zaangażować: święta, w którym wierzący mogliby adorować Eucharystię, by pogłębiać wiarę, czynić postępy w praktykowaniu cnót i wynagradzać za znieważanie Najświętszego Sakramentu.”

Julianna, zwierzyła się z tych wizji kilku siostrom, następnie kilku kapłanom, a w końcu, po latach refleksji biskup Liege, Robert z Thourotte, który początkowo się wahał, wprowadził uroczystość Bożego Ciała w swojej diecezji.

Opatrzność chciała, że Jakub Pantaléon z Troyes, który poznał świętą, w 1264 r. został papieżem i przyjął imię Urban IV. Uroczystość Bożego Ciała będzie odtąd obowiązkowa jako święto dla Kościoła powszechnego, obchodzona w czwartek po Zesłaniu Ducha Świętego. Bulla z 11 sierpnia 1264 r. ustanawiająca święto nosi tytuł „Transiturus de hoc Mundo” .  Oto fragment: „Chociaż Eucharystia sprawowana jest uroczyście codziennie, uważamy za słuszne, aby przynajmniej raz w roku upamiętniana była ze szczególną czcią i bardziej uroczyście. Inne rzeczy, które wspominamy, ogarniamy bowiem duchem i umysłem, ale nie uzyskujemy przez to ich realnej obecności. Natomiast w tym sakramentalnym wspomnieniu Chrystusa, choć pod inną postacią, Jezus Chrystus jest pośród nas obecny w swojej istocie. Kiedy wstępował bowiem do nieba, powiedział: 'A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata' (Mt 28, 20)”.

Na podstawie: Benedykt XVI, Św. Julianna z Cornillon, Audiencja generalna 17 listopada 2010

Maria Patynowska

Cud eucharystyczny w Buenos Aires

Cud eucharystyczny w Buenos Aires


        Dodane przez: Redakcja Fronda.pl|    30.05.2013, 7:37    |    komentarzy: 12    |    odsłon: 2594










Cud eucharystyczny w Buenos Aires

Osłabienie wiary w rzeczywistą obecność zmartwychwstałego Chrystusa w Eucharystii jest jednym z bardzo istotnych znaków kryzysu życia duchowego. Pan Jezus pragnie ożywić naszą wiarę w Jego eucharystyczną obecność i dlatego co jakiś czas, w historii Kościoła katolickiego, daje nam znaki - cuda eucharystyczne, które jednoznacznie wskazują, że w Eucharystii jest obecny On sam, zmartwychwstały Pan, w tajemnicy swojego Bóstwa i uwielbionego człowieczeństwa. Ostatni cud eucharystyczny uznany przez władze kościelne miał miejsce w 1996 r. w stolicy Argentyny - Buenos Aires.



Konsekrowana Hostia zmieniła się w ciało i krew

18 sierpnia 1996 r. wieczorem o godz. 19 ks. Alejandro Pezet odprawiał Mszę św. w katolickim kościele, który znajduje się w handlowej dzielnicy Buenos Aires. Pod koniec udzielania Komunii św. podeszła do niego kobieta, informując, że z tyłu kościoła na świeczniku leży porzucona Hostia. Ksiądz Alejandro poszedł we wskazane miejsce i zobaczył sprofanowaną Hostię. Była tak pobrudzona, że nie mógł jej spożyć. Włożył ją do naczyńka z wodą i schował do tabernakulum w kaplicy Najświętszego Sakramentu.

Kiedy w poniedziałek 26 sierpnia ks. Alejandro otworzył tabernakulum, ze zdziwieniem stwierdził, że Hostia zamieniła się w krwistą substancję. Poinformował o tym ks. kardynała Jorgego Bergoglio, który polecił wykonanie profesjonalnych zdjęć. Zdjęcia Hostii wykonano również 6 września. Widać na nich wyraźnie, że Hostia, która zamieniła się w zakrwawione ciało, znacznie się powiększyła. Przez kilka lat przechowywano ją w tabernakulum, trzymając całą sprawę w tajemnicy. Ponieważ Hostia ta w ogóle nie ulegała degradacji, w 1999 r. decyzją ks. kardynała Bergoglia postanowiono poddać ją naukowym badaniom.

5 października 1999 r. w obecności przedstawicieli ks. kardynała z Hostii, która stała się cząstką zakrwawionego ciała, dr Castanon pobrał próbkę. Przesłano ją naukowcom w Nowym Jorku. Celowo nie poinformowano ich o jej pochodzeniu, aby im niczego nie sugerować. Jednym z badaczy był dr Frederic Zugibe, znany nowojorski kardiolog i patolog medycyny sądowej. Stwierdził on, że badana substancja jest prawdziwym ludzkim ciałem i krwią, w której obecne jest ludzkie DNA. Naukowiec ten oświadczył, że "badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. Ten mięsień jest odpowiedzialny za skurcze serca. Trzeba pamiętać, że lewa komora serca pompuje krew do wszystkich części ciała. Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znajduje się w nim wiele białych ciałek. Wskazuje to na fakt, że to serce żyło w chwili pobierania wycinka. Twierdzę, że serce żyło, gdyż białe ciałka obumierają poza żywym organizmem, potrzebują go, aby je ożywiał. Ich obecność wskazuje więc, że serce żyło w chwili pobierania próbki. Co więcej, te białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje na fakt, że to serce cierpiało - np. jak ktoś, kto był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej".

Dwaj Australijczycy, znany dziennikarz Mikę Willesee i prawnik Ron Tesoriero, którzy byli świadkami tych badań i wiedzieli, skąd pochodziła próbka, byli zaszokowani treścią oświadczenia dra Zugibe. Mikę Willesee zapytał naukowca, jak długo białe ciałka zachowałyby swoją żywotność, gdyby się znajdowały w ludzkiej tkance, którą umieszczono w wodzie. Doktor Zugibe odpowiedział, że w ciągu kilku minut przestałyby istnieć. Wtedy dziennikarz poinformował doktora, że materiał, z którego pobrano badaną próbkę, był najpierw przez miesiąc przechowywany w naczyniu ze zwykłą wodą, a później przez trzy lata w naczyniu z wodą destylowaną - i wtedy dopiero pobrano z niego próbkę do badań. Doktor Zugibe odpowiedział, że nie znajduje naukowego wyjaśnienia dla tego faktu, a jego zaistnienie nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Wtedy Mikę Willesee poinformował dra Zugibe, że źródłem badanej przez niego próbki jest konsekrowana Hostia (biały nie kwaszony chleb), która w tajemniczy sposób zamieniła się we fragment zakrwawionego ludzkiego ciała. Zdumiony tą informacją dr Zugibe powiedział: "W jaki sposób i dlaczego konsekrowana Hostia mogła zmienić swój charakter i stać się ludzkim żyjącym ciałem i krwią, pozostanie dla nauki nierozwiązalną tajemnicą, która całkowicie przerasta jej kompetencje".

Jedyną rozsądną odpowiedź może dać nam tylko wiara w nadzwyczajne działanie Boga, który przez ten znak chciał nam uświadomić, że On jest rzeczywiście obecny w tajemnicy Eucharystii.

Cud eucharystyczny w Buenos Aires jest niezwykłym znakiem, potwierdzonym przez naukowe badania. Poprzez ten cudowny znak Jezus pragnie nas zachęcić do żywej wiary w Jego rzeczywistą obecność w Eucharystii pod postaciami chleba i wina; przypomina, że jest to obecność realna, a nie symboliczna. Możemy Go zobaczyć tylko oczami wiary pod postaciami konsekrowanego chleba i wina. Nie widzimy Go oczami ciała, ponieważ jest tam obecny w swoim uwielbionym człowieczeństwie. Jezus w Eucharystii widzi, kocha nas i pragnie nas zbawić.

Jeden z najbardziej znanych australijskich dziennikarzy Mike Willesee (który się nawrócił, pracując nad dokumentami jednego z cudów eucharystycznych) wraz z Ronem Tesoriero napisali książkę Reason to Believe (Argumenty za wiarą), w której przedstawili udokumentowane fakty cudów eucharystycznych i innych znaków wzywających do wiary w Chrystusa obecnego i nauczającego w Kościele katolickim. Nakręcili też film dokumentalny o Eucharystii, w dużej części oparty na naukowych odkryciach dotyczących cudownej Hostii z Buenos Aires. Chodziło im o jasne przedstawienie nauki Kościoła katolickiego na temat Eucharystii. Prezentowali ten film w wielu miastach Australii. Kiedy wyświetlali go w Adelajdzie, jeden z seansów miał dwutysięczną widownię. Po projekcji był czas przeznaczony na komentarz i pytania. Wtedy to podniósł się pewien człowiek, który z wyraźnym wzruszeniem powiedział, że jest niewidomy. Dowiedział się, że jest to wyjątkowy film, i bardzo chciał go zobaczyć. Tuż przed projekcją zwrócił się do Jezusa z żarliwą prośbą, aby pozwolił mu ten film obejrzeć. Po skończonej modlitwie odzyskał wzrok na cały 30-minutowy czas projekcji, ale po ostatniej scenie filmu znów stracił zdolność widzenia. Potwierdził to, drobiazgowo opisując szczegółowe ujęcia z filmu. Był to niesamowity fakt, który poruszył wszystkich do głębi. Pan Bóg poprzez tego typu cudowne znaki wzywa ludzi do nawrócenia. Jeżeli Chrystus sprawia, że Hostia zamienia się w fizycznie doświadczalne ciało i krew, że jest to mięsień odpowiedzialny za skurcze serca, że to serce cierpi - np. jak ktoś, kto jest ciężko bity w okolicach klatki piersiowej,to w ten sposób pragnie wskrzesić, pobudzić i umocnić naszą wiarę w Jego rzeczywistą obecność w Eucharystii, unaocznia, że podczas każdej Mszy św. uobecnia się cały dramat naszego zbawienia: męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Pan Jezus powiedział: "Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie" (J 4,48). Nie trzeba szukać cudownych znaków, ale jeżeli Jezus je nam daje, to wtedy powinniśmy je z pokorą przyjąć i starać się zrozumieć, co przez nie pragnie nam powiedzieć. To dzięki nim wielu ludzi odzyskało wiarę w Boga w Trójcy Świętej Jedynego, którego nam objawia Jezus Chrystus, obecny w sakramentach oraz nauczający w Piśmie św. i Magisterium Kościoła katolickiego.

Tajemnica, która przerasta nasze myśli

Prawda o Eucharystii, o rzeczywistej obecności osoby zmartwychwstałego Jezusa pod postaciami chleba i wina, jest jedną z najważniejszych i równocześnie najtrudniejszych prawd objawionych nam przez Chrystusa. Poprzez cuda eucharystyczne Pan Jezus pragnie nam naocznie potwierdzić, że to, co mówił na ten temat, jest prawdą: że On rzeczywiście daje nam swoje uwielbione ciało i krew jako duchowy pokarm i napój.

Pan Jezus ustanowił Eucharystię w przeddzień swojej męki, śmierci i zmartwychwstania. Podczas Ostatniej Wieczerzy "wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: »Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje«. Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: »Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów«" (Mt 26, 26-28). Biorąc i dając apostołom chleb i wino, Pan Jezus mówił im: "to jest ciało moje (...), to jest moja krew", a więc powiedział, że chleb, który im daje do spożycia, jest rzeczywiście Jego ciałem, a wino Jego krwią, a nie jakimś tylko symbolem.

Już wcześniej w słynnej mowie eucharystycznej, którą spisał ewangelista Jan, Jezus mówił do zebranych Żydów: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 53-56). Słuchacze byli zszokowani tymi słowami Jezusa i mówili: "Jak On może nam dać [swoje] ciało do spożycia?" (J 6, 52). Także wielu Jego uczniów gorszyło się, mówiąc: "Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" (J 6, 60). Pan Jezus, świadomy tego, że prawda o Eucharystii wywołała u wielu słuchaczy szok i zgorszenie, odpowiada słowami, poprzez które ukazuje istotę i właściwe rozumienie Eucharystii: "To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem?" (J 6, 62). Tymi słowami Pan Jezus wskazuje na tajemnicę uwielbienia swojego człowieczeństwa w śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu. Wyjaśnia, że będzie dawał jako pokarm i napój swoje ciało i krew po Wniebowstąpieniu, a więc w stanie już uwielbionym i przebóstwionym.

Nie wszyscy słuchacze uwierzyli w to, co Jezus mówił o Eucharystii, dlatego zwrócił się do nich ze słowami: "»Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą«. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać" (J 6, 65). Zdrada Judasza zaczęła się wtedy, gdy nie uwierzył w to, co mówił Jezus o swojej rzeczywistej obecności w Eucharystii. Na potwierdzenie tego faktu Jezus powiedział: "»Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem«. Mówił zaś o Judaszu, synu Szymona Iskarioty. Ten bowiem - jeden z Dwunastu - miał Go wydać" (J 6, 70-71).

Eucharystia to sam zmartwychwstały Jezus w swoim uwielbionym i dlatego niewidzialnym człowieczeństwie. O tej właśnie rzeczywistości mówił Jezus, kiedy wyjaśniał uczniom istotę Eucharystii (J 6, 62-63). W śmierci i zmartwychwstaniu człowieczeństwo Jezusa zostaje przebóstwione, otrzymuje nowy rodzaj egzystencji: "W Nim bowiem mieszka cała pełnia: bóstwo na sposób ciała" (Kol 2, 9). Zmartwychwstały Jezus, w swoim uwielbionym człowieczeństwie, staje się wszechobecny i daje nam w darze Eucharystii siebie samego, dzieląc się swoim zmartwychwstałym życiem i miłością, abyśmy już tu na ziemi doświadczali rzeczywistości nieba oraz uczestniczyli w życiu Trójcy Świętej.

W obliczu tajemnicy Eucharystii nasz ludzki rozum doświadcza swojej nieporadności i ograniczoności. W encyklice o Eucharystii Jan Paweł II pisze: "»Przez konsekrację chleba i wina dokonywa się przemiana całej substancji chleba w substancję Ciała Chrystusa, Pana naszego, i całej substancji wina w substancję Jego Krwi. Tę przemianę trafnie i właściwie nazwał święty i katolicki Kościół przeistoczeniem«. Rzeczywiście, Eucharystia jest misterium fidei - tajemnicą, która przerasta nasze myśli i która może być przyjęta tylko w Wierze, jak często przypominają katechezy patrystyczne o tym Boskim Sakramencie. »Nie dostrzegaj - zachęca św. Cyryl Jerozolimski - w chlebie i winie prostych i naturalnych elementów, ponieważ Pan sam wyraźnie powiedział, że są Jego Ciałem i Jego Krwią: potwierdza to wiara, chociaż zmysły sugerują ci coś innego«" (Ecclesia de Eucharistia, 15).

Eucharystia jest dla każdej i każdego z nas największym darem i cudem. Poprzez Eucharystię Jezus daje nam siebie samego, włącza nas w dzieło zbawienia, daje nam udział w swoim zwycięstwie nad śmiercią, grzechem i szatanem, przebóstwia i wprowadza nas w życie w Trójcy Świętej. W Eucharystii otrzymujemy "lekarstwo nieśmiertelności, antidotum na śmierć" (EE 18). Z tego powodu każde świadome i dobrowolne zrezygnowanie ze Mszy św. w niedzielę jest niepowetowaną duchową stratą, znakiem zaniku wiary - i dlatego jest grzechem ciężkim. Trzeba również pamiętać, że jeżeli "chrześcijanin ma na sumieniu brzemię grzechu ciężkiego, to aby mógł mieć pełny udział w Ofierze Eucharystycznej, obowiązkową staje się droga pokuty, poprzez sakrament pojednania" (EE 37).

Ks. M. Piotrowski Tchr

Tekst ukazał się w magazynie "Miłujcie Się" (2009)

Oprac. SM