Bogurodzica,
niebiańsko piękna, ukazała się wśród zieleni, na drzewie wiśni
obsypanym kwiatami. Jej słowa były poważne i brzmiały złowieszczo:
Módlcie się, bo idzie na was WIELKA KARA, CIĘŻKI KRZYŻ. Nie mogę
powstrzymać gniewu Syna mojego, bo lud się nie nawraca. Bóg nie chce
ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia!
Bronisława relacjonuje dalej: 4 maja 1943 roku
przyjechał do mnie mąż i powiedział, że w Warszawie na Siekierkach było
objawienie [Bogurodzicy] 3 maja. Ja mu na to odpowiedziałam, że wiem o
tym, bo Matka Boża powiedziała mi o tym 5 dni wcześniej. 5 maja 1943
roku urodziłam syna Janusza. 28 maja 1943 roku pojechałam z mężem i
małym dzieckiem [23-dniowym niemowlęciem] na Siekierki, gdzie 3 maja
objawiła się Matka Boża, i miałam z Nią tam po raz pierwszy objawienie.
Odtąd chodziłam na Siekierki i tam otrzymywałam od Matki Bożej polecenia
do wykonania przez 38 lat, aż do 1981 roku. Kilka razy w miesiącu
nawiedzałam to miejsce, a szczególnie każdego 3 i 28 dnia miesiąca oraz w
uroczystości Matki Bożej.
3 czerwca 1943 roku poszłam z synkiem na ręku na
Siekierki. Ujrzałam Matkę Najświętszą, która powiedziała mi, że pragnie,
aby na tym miejscu wybudować klasztor. Powiedziała też, że to będzie
jakby druga Częstochowa dla Warszawy, że ludność nie będzie musiała tak
daleko jeździć, względnie chodzić. Będą mogli przychodzić na Siekierki.
W lipcu 1943 roku w Orzywole, gdzie pojechałam na
rozkaz Matki Najświętszej, po modlitwie, miałam widzenie Pana Jezusa,
który trzymał rózgę nad Warszawą. Wiedziałam, że Warszawę czeka wielka
kara.
W okresie międzywojnia sytuacja moralna
społeczeństwa polskiego była, oględnie mówiąc, nienajlepsza. Dlatego
Jezus Chrystus prosił wizjonerów św. siostrę Faustynę, Sługi Boże:
Rozalię Celakównę, Leonię Nastał, Kunegundę (Kundusię) Siwiec o modlitwy
wynagradzające za grzechy rozwiązłości: Strasznie ranią moje Serce
Najświętsze grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji!
Nasz Pan szczególnie prosił o modlitwy za warszawian: stolica odrodzonej
Polski, nie chciała pamiętać o Dekalogu. Wystarczy zajrzeć do
pamiętników i wspomnień z tego okresu. Luminarze życia społecznego i
kulturalnego prowadzili ostentacyjnie, nader rozwiązłe życie, zarażając
tym stylem życia otoczenie, a szczególnie podatną na wpływy młodzież.
Masoni zdawali sobie sprawę z tego, że aby osiągnąć
powszechne rozluźnienie obyczajów potrzebna jest demoralizacja. Starali
się, aby romanse i rozwody sławnych ludzi były nagłaśniane w bulwarowej
prasie tak, by te niemoralne zachowania przestały bulwersować, by
spowszedniały i powoli stały się obowiązującą normą. Postarali się
także, by swobodę obyczajów lansowali pisarze i dziennikarze, sami
żyjący według tego wzorca, tak długo, aż stanie się ona normą i nastąpi
wyparcie z powszechnej świadomości zarówno pojęcia grzechu, jak i jego
skutków [w książce autorzy zamieścili m. in. cytaty z autobiografii
Ireny Krzywickiej, o znamiennym tytule: Wyznania Gorszycielki, gdzie bez
żenady opowiada o sobie (pisarce, matce dwóch synów), mężu (znanym
warszawskim adwokacie Jerzym Krzywickim) i… wieloletnim kochanku,
żonatym pisarzu i krytyku teatralnym Tadeuszu Boyu-Żeleńskim].
świadectwa rozwiązłości znajdziemy nie tylko we wspomnieniach
Krzywickiej. Z długiej listy książek lansujących „nowy moralny ład”
wybija się książka Tadeusza Wittlina Pieśniarka Warszawy. Biografia.
Hanna Ordonówna i jej świat (Wydawnictwo POLONIA, Warszawa 1990). Jej
autor na 300 stronach (małym drukiem!) relacjonuje życie gwiazdy, tzn.
omawia trwające do ostatnich miesięcy życia romanse zamężnej artystki,
podając bardzo szczegółowo źródła każdej informacji (por. także:
Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena. Z pamiętnika niemłodej już
mężatki.
Dzięki aktywnym propagatorkom wolności seksualnej
masoni stopniowo osiągnęli cel, jakim było doprowadzenie do tego, że
większa część społeczeństwa polskiego odrzuci chrześcijańskie zasady
moralne, tj. prawa Dekalogu. Masoni przyjęli roztropną taktykę:
„wyciszenia religii katolickiej nie rozumowaniem, ale psuciem
obyczajów”.
W roku 1936, po osiemnastu latach niepodległości,
masoni mogli się wykazać znacznymi osiągnięciami w demoralizacji
społeczeństwa. [Tu opuszczam fragmenty książki Sławomira Kopera Życie
prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej (Bellona Rytm, Warszawa, 2009,
md]
Katolicki pisarz Gilbert Keith Chesterton w roku
1923 napisał: Rozwód to coś, co dzisiejsze gazety nie tylko reklamują,
ale wręcz zalecają, zupełnie jakby to była przyjemność sama w sobie.
Ks. kard. August Hlond konkluduje: Fala wszelkiego
rodzaju nowinkarstwa zabagnia dziedzinę obyczajów. Podkopuje nie tylko
moralność chrześcijańską, ale godzi wprost w etykę naturalną, szerzy
nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest
zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześcijańską
„masońskim naturalizmem”. Koła liberalne i masońskie przypuściły atak na
małżeństwa chrześcijańskie, sprowadzając je tylko do rangi kontraktu
cywilnego, pozbawiając je wszelkiej nadprzyrodzoności.
Zapoczątkowany przed II wojną światową proces
upadku moralności doprowadził do tego, że w pierwszej dekadzie XXI
wieku, już nikt nie ośmieli się przypomnieć „nowożeńcom z odzysku”,
zawierającym kontrakt małżeński (w urzędzie Stanu Cywilnego), że w
świetle prawa kanonicznego popełniają cudzołóstwo (gdy któreś z nich
jest nadal związane sakramentem małżeństwa). Czyli zaczynają, świadomie i
dobrowolnie, tzw. nowe życie w grzechu ciężkim, co prowadzi prostą
drogą do piekła!
Wygodny eufemizm, używany w kościele – „związek
niesakramentalny” – zgrabnie ukrywa złowieszczą perspektywę. Autor
wielokrotnie rozmawiał w konfesjonale z kobietami, które dla swoich
dzieci, związanych sakramentem małżeństwa, a rozwiedzionych w świetle
prawa cywilnego, modlą się o… założenie nowej, szczęśliwej rodziny!
Sądzą one, że jest to intencja słuszna! Te „pobożne” matki realizują
plan masonów, którzy chcą zniszczyć chrześcijaństwo… rękami samych
katolików!
Trwająca od dziesięcioleci promocja wszelkiej wolności seksualnej i
zanik społecznego ostracyzmu w stosunku do tzw. „związków partnerskich”
doprowadził, zdaniem księdza profesora Jerzego Bajdy, do: Zniszczenia
moralnych, religijnych, społecznych i ekonomicznych podstaw rodziny i
fałszowania jej struktury personalistycznej. Profesor przestrzega:
Jeżeli proces niszczenia rodziny będzie się dalej toczył tak, jak tego
chcą promotorzy rewolucji obyczajowej – a właściwie promotorzy
rozwiązłości, […] wkrótce może zupełnie zniknąć ta formuła
antropologiczna, której na imię naród, a społeczeństwo nie będzie się
niczym różniło od stada zwierząt, chyba tylko strojem. Choć i pod tym
względem różnica systematycznie maleje.
Czyny, których nikt nie ośmieliłby się publicznie
nazwać grzechem, a więc nierząd, cudzołóstwo, lesbijstwo i
homoseksualizm – nadal wywołują, określone w Piśmie świętym,
konsekwencje. […]
Bóg Ojciec, chcąc ocalić Warszawę przed zasłużoną
karą pozwala, by Matka Łaskawa ostrzegła swój lud, by żądała nawrócenia,
całkowitego odwrócenia się od grzesznego życia i wynagrodzenia za
dotychczas popełnione grzechy: rozwiązłości, cudzołóstwa i te
najstraszniejsze – grzechy dzieciobójstwa. Trzeba bowiem wiedzieć, że w
okresie międzywojennym przeciętna liczba umyślnych poronień wynosiła
rocznie, według oficjalnych statystyk: przeciętnie od 100 do 130
tysięcy.
Kiedy Maryja przybędzie na Siekierki, orędzia
będzie otrzymywać nie tylko trzynastoletnia Władysława Fronczakówna, ale
przede wszystkim Jej ulubienica, trzydziestosześcioletnia Bronisława
Kuczewska: Od 9 kwietnia przestałam chodzić do Budzieszyna, natomiast od
28 maja 1943 roku zaczęłam chodzić na Siekierki, gdzie otrzymywałam
polecenia od Matki Bożej do wykonania, przez okres 38 lat, do 21
sierpnia 1981 roku [tj. od święta Maryi Królowej Polski do wigilii
święta Matki Bożej Królowej].
Maryja, Matka Łaskawa Patronka Warszawy, za pośrednictwem Broni
Kuczewskiej i Fronczakówny będzie apelować do ludu stolicy, aby przez
przemianę życia, respektowanie praw Dekalogu i pokutę odwrócił wiszące
nad miastem nieszczęście.
Prosi warszawian o modlitwę powszechną, czyli taką jak w 1920 roku,
kiedy to lud stolicy żarliwie błagał Boga i Patronkę Warszawy o ocalenie
przed bolszewikami [rozdziały 15 i 16 cytowanej książki przyp. red.] i
wymodlił cud Jej publicznego ukazania się, które w konsekwencji zmieniło
zdawałoby się już przesądzony wynik wojny i ocaliło Polskę!
Po 23 latach, w roku 1943 – czwartym roku okupacji
niemieckiej, sytuacja jest diametralnie różna: to nie lud błaga Maryję,
Patronkę Warszawy i Strażniczkę Polski o ustanie okropieństw wojny,
lecz Ona Sama schodzi z nieba i osobiście wzywa do modlitwy o pokój,
błagając Swój lud o nawrócenie i pokutę!!! Najłaskawsza z Matek chce
odwrócić od miasta zapowiedzianą karę! Podejmuje się tej niewdzięcznej
misji, by nie doszło do tragedii: Jeśli się nie nawrócicie, to wszyscy
zginiecie!
Pomimo ośmieszania i deprecjonowania objawień
wiadomości o nich rozchodzą się po mieście. Dzieje się tak dzięki
niestrudzonej Broni Kuczewskiej, która dociera z nimi do warszawskich
księży, oraz życzliwym mieszkankom Siekierek, które rozwożąc mleko i
warzywa „na gospody”, opowiadają w mieście o objawieniach.
Mimo wielu wysiłków przestrogi Maryi nie dotrą do
ogółu warszawian. Główną przyczyną jest brak zainteresowania
objawieniami ze strony kleru.
Wydawało się oczywiste, że księża Zmartwychwstańcy
z parafii św. Bonifacego na Czerniakowie, pełniący posługę w osadzie,
dopomogą w upowszechnieniu orędzi i że słowa Bogurodzicy, uprzedzające o
mającej nadejść na miasto karze, będą głoszone ze wszystkich ambon
stolicy. Niestety, Zmartwychwstańcy nie tylko nie traktowali objawień
poważnie, ale negowali wszystko, co miało z nimi związek, m.in. odmówili
poświęcenia malutkiej kapliczki, umiejscowionej przy drzewie, na którym
ukazała się Matka Boża. Bronisława Kuczewska napisze: Po postawieniu
kapliczki Pan Jezus dał mi polecenie, abym poszła do księdza do parafii
św. Kazimierza na ul. Chełmską. Kiedy przyszłam i powiedziałam, że Pan
Jezus życzy sobie, aby poświęcić kapliczkę, ksiądz wysłał mnie do
parafii św. Jakuba [na Ochocie, przyp. aut.]. Było tam 5 księży.
Wypytywali mnie o objawienia na Siekierkach. Opowiadałam im o nich
przez około 4 godziny. Potem wysłali mnie z powrotem do parafii św.
Kazimierza [Dolny Mokotów, przyp. aut.]. Ksiądz jednak nadal nie chciał
wyrazić zgody na poświęcenie kapliczki. Powiedział, że nie ma
pozwolenia, bo trzeba iść z procesją i on nie może tego wykonać.
Wróciłam więc do domu [przy ul. Jasnej, przyp. aut.], a że byłam
zmęczona, położyłam się. I wtem słyszę głos Pana Jezusa: Idź Dziecino do
księdza po raz trzeci, i powiedz, żeby poszedł z kościelnym, bez ludzi i
bez procesji, i poświęcił kapliczkę. Powiesz, że taka jest Wola Moja i
Matki Mojej, ażeby kapliczka była poświęcona, bo jest bardzo znieważana.
Kiedy poszłam po raz trzeci do księdza, chciał mi drzwi zamknąć przed
nosem, ale ja przytrzymałam je nogą i powtórzyłam to, co mi Pan Jezus
powiedział. Ksiądz jednak nie wykonał tego polecenia. Dopiero jedna z
wiernych przyprowadziła, po kryjomu, księdza jezuitę, ojca Antoniego
Kozłowskiego, który był wielkim czcicielem Matki Bożej i wiedział o
moich objawieniach, i on poświęcił kapliczkę.
Wokół siostry Bronisławy, profeski III Zakonu św.
Franciszka, spontanicznie gromadzili się ludzie i wkrótce zawiązała się
wspólnota, której Sama Bogurodzica nadała nazwę Grono Matki Bożej i
Miłosierdzia Bożego. Jej członkowie, osoby świeckie, pomagały mistyczce w
wykonywaniu poleceń z Nieba. Grono podejmowało także cotygodniowe
modlitwy o nawrócenie Warszawy i upowszechniało orędzia Maryi i Pana
Jezusa w swoich środowiskach.
Misja ostrzeżenia Warszawy przed mającym
wybuchnąć za 16 miesięcy powstaniem wymagała od Kuczewskiej heroizmu i
zaparcia: W sierpniu 1943 roku [rok przed wybuchem powstania] na
modlitwie u pani Teofili Ciecierskiej, przy ul. Płockiej 25, miałam
objawienie Matki Najświętszej. Maryja ukazała mi okropny widok Warszawy w
czasie Powstania. Widziałam masowe aresztowania, rozstrzeliwania,
palące się domy. Zobaczyłam też dom, w którym modliliśmy się. Matka Boża
powiedziała mi, że ten dom będzie podlany benzyną i podpalony od dołu
przez Niemców. W widzeniu widziałam, jak matki wyskakiwały z dziećmi z
płonącego domu. Zaraz powiedziałam o tym widzeniu obecnym, ale nie
chcieli mi uwierzyć. Huknęli na mnie, że opowiadam głupstwa, bo Niemcy
będą liczyć się z nami. [W innym miejscu Bronisława mówi o tym
wydarzeniu w ten sposób: Powiedzieli, żebym nie plotła głupstw i zajęła
się robotą, a nie plotkami, że Niemcy będą się z nami liczyć].
Trzy dni przed Powstaniem Matka Boża dała mi
polecenie, abym zabrała dzieci i wyjechała z Warszawy w rodzinne strony,
do Dobrego. Kiedy po Powstaniu wróciłam do Warszawy, dom, który miałam
ukazany przez Matkę Bożą przy ul. Płockiej 25 – był spalony. W domu tym i
w sąsiednich zabito 300 ludzi. Ludzie mówili, że matki wyrzucały swoje
dzieci przez okna, a za nimi same wyskakiwały. Dzisiaj widnieje w tym
miejscu tablica pamiątkowa mówiąca, że zginęło tu ok. 300 osób.
Proroctwa nie lekceważcie – pisze św. Paweł w
Liście do Tesaloniczan (1 Tes 5,20). Proroctwo o całkowitym zniszczeniu
Warszawy zostało lekceważone. Przestroga, jaką w imieniu Boga
Najwyższego, Bogurodzica przekazała warszawianom: Bóg nie chce ludzi
karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Żąda nawrócenia! – do nich
nie dotrze…
Powstanie Warszawskie wybuchnie po szesnastu
miesiącach od pierwszych objawień i ostrzeżeń Maryi. W sierpniu 1944
roku młodych warszawian rozpiera chęć walki ze znienawidzonym wrogiem,
ruszą więc naprzeciw potędze militarnej Niemców z gorącymi sercami, z
butelkami napełnionymi benzyną, ale… bez błogosławieństwa Bogurodzicy.
Dowództwo nie czuło potrzeby oficjalnego
zawierzenia akcji zbrojnej Patronce miasta. Owszem, indywidualnie
zawierzano się Maryi Łaskawej, modlono się na różańcu, przyjmowano
sakramenty, uczestniczono w polowych Mszach świętych (co w swojej
książce wspomina s. Maria Okońska), lecz oficjalnego – jak za Marszałka
Piłsudskiego – zawierzenia akcji zbrojnej Bogu Najwyższemu nie było! Po
47 latach w dniu święta Najświętszego Imienia Maryi, 12.09.1991r., w
Sastin, Narodowym Sanktuarium Słowacji, w orędziu skierowanym do ks.
Stefano Gobbi’ego Maryja dobitnie wyjaśni kwestię oficjalnego
zawierzenia na przykładzie odsieczy wiedeńskiej: Turcy zostali pokonani,
gdy oblegali Wiedeń i grozili zniszczeniem całego chrześcijańskiego
świata. Przewyższali żołnierzy świętej Ligi liczbą, siłą, uzbrojeniem i
czuli, że do nich należy zwycięstwo, ale: wezwano Mnie publicznie, i
publicznie proszono o pomoc, Moje Imię zostało wypisane na proporcach i
było wzywane przez wszystkich żołnierzy. To za Moim wstawiennictwem miał
miejsce cud zwycięstwa, który uratował świat chrześcijański.
Matka Łaskawa w ciągu 16 miesięcy wielokrotnie
uprzedzała, że jedynym sposobem na pokój i zakończenie wojny jest
nawrócenie, modlitwa i pokuta, nie zaś pięści i butelki z benzyną.
Młodzi warszawianie jednakże bezgranicznie ufali w
moc pięści i nie widzieli powodu, by w swoje plany wtajemniczać Boga.
Stolica w obliczu godziny W zachowała się tak, jak zachowują się
przemądrzałe dzieci, które chcą wszystko robić same, bez pomocy Mamy i
Taty!
Nie chciano pamiętać, że to, co dzieli zwycięstwo
od klęski, to nie moc oręża, przeważające siły czy strategia nawet
najgenialniejszych dowódców, lecz wola Boga Najwyższego, który zawsze i
wszędzie Sam o wszystkim decyduje!
Nie chciano pamiętać, że to jedynie od Niego zależy, czy ludzkie plany zaowocują sukcesem, czy zakończą się porażką.
Miał tą świadomość lud Warszawy w sierpniu 1920 roku, kiedy leżał
krzyżem przed Patronką Stolicy i Strażniczką Polski, błagając o ocalenie
stolicy, ocalenie Polski.
W 1920 roku warszawianie mieli świadomość, że
współpracując z Najwyższym, będą w stanie pokonać pięciokrotnie
liczniejszych i zdeterminowanych bolszewików. Wiedzieli, że gdy
współpracują z Bogiem, siła i moc są po ich stronie. Bo: Jeśli Bóg jest z
nami, to kto przeciwko nam?
1 sierpnia 1944 roku, w dniu wybuchu Powstania
Warszawskiego, Hitler wspólnie z Himmlerem wydał rozkaz, który przesądzi
o losie „zbuntowanej” Warszawy: Każdego mieszkańca należy zabić, nie
wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią. W ten
sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy.
Po drugiej stronie Wisły stały wojska radzieckie,
Sowieci jednak nie kiwnęli palcem, by konającej Warszawie przybyć z
odsieczą. Stalin zdawał sobie sprawę, że skupione w Warszawie młode
pokolenie polskiej inteligencji zagraża jego koncepcji utworzenia w
Polsce rządu totalitarnego. Dlatego nie przeszkadzał w zbrodni, która
dokonywała się niemieckimi rękami w zbuntowanym mieście.
Sowieci, zgrupowani na drugim brzegu Wisły, z zimną krwią przyglądali
się agonii Warszawy, miasta, którego nie udało się im zdobyć i złupić w
1920 roku:
[….]
1 sierpnia 1944 roku o godzinie „W” nastąpiło
zderzenie młodzieńczego zapału, młodzieńczych wizji, z realnymi
możliwościami, ergo brutalną rzeczywistością. Akcja zbrojna, podjęta bez
wsparcia się na Bogu i Maryi, po dwóch miesiącach zakończyła się
totalną, niewyobrażalną klęską, jakiej w historii Polski i narodu
jeszcze nie było. Daremny był trud żołnierzy, daremna ofiara z życia i
krwi osób cywilnych.
Czas gorzki, zły, zwątpienia czas podchodzi nam pod gardło,
Czy wszyscy zapomnieli nas, czekając, by miasto padło?…
Na barykadach wciąż czekamy, licząc ostatnie chwile,
Tak się powoli dopalają warszawskie Termopile…
Tylko na Woli w dniach 3-5 sierpnia bestialsko
zamordowano pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Ogółem zginało pół
miliona ludzi (wg szacunku historyka Norberta Boratyna). Z pewnością nie
taki los w zamyśle Bożym miał spotkać lud Warszawy, gdyby usłuchał
ostrzeżeń swej Łaskawej Matki, swej Patronki!
Nurtuje pytanie: co w ciągu dwudziestu czterech
lat, które upłynęły od bitwy warszawskiej, mogło tak bardzo odmienić
serca i umysły mieszkańców stolicy, że bez oficjalnego zawierzenia Bożej
Opatrzności podjęli się walki z przeważającym wrogiem? Skąd pomysł, by
własnymi, wątłymi siłami, bez Bożego błogosławieństwa próbować
oswobodzić stolicę? Nie od dziś wiadomo, że: jeśli Pan miasta nie
strzeże, daremnie czuwają straże (Ps 127,1).
Chrystus Pan uprzedzał: beze Mnie nic dobrego
uczynić nie możecie (J 15,5). Skąd więc ta krótkowzroczność w Polsce,
która w owym czasie uważała się za kraj katolicki? Gdyby orędzia
Bogurodzicy zostały przyjęte, gdyby podjęto powszechne modlitwy
przebłagalne w intencji pokoju (jak w 1920 roku), gdyby lud Warszawy
zreflektował się i podjął przemianę życia, to losy Powstania z pewnością
potoczyłyby się inaczej! Tak ocalała Niniwa, której mieszkańcy
posłuchali proroka Jonasza i nawrócili się, żałując za dawne grzechy.
Niniwici mieli czterdzieści dni na zmianę postępowania, a warszawianie…
prawie półtora roku! Tak ocalał Rzym dwa miesiące wcześniej (5. VI.44).
Dzięki modlitwie uratowało się zaminowane przez Niemców miasto, miliony
ludzi ocaliły życie, o czym piszemy dalej.
Dowódcom AK nie brakowało bojowej odwagi, ale
zabrakło im wiary, by los powstania oficjalnie, przez ręce Maryi,
powierzyć Bogu Najwyższemu. Ze słów Matki Bożej, które padły na
Siekierkach, wybraliśmy te z listopada 1943 roku, są one bowiem kluczem
do zrozumienia przyczyny klęski Powstania Warszawskiego: Jak wy
jesteście ze Mną, to i Ja jestem z wami i nic się wam nie stanie!
Dowódcy Armii Krajowej nie poszli w bój z Jej błogosławieństwem, okryci
płaszczem Jej opieki. Nie prosili Patronki Warszawy, by skruszyła
strzały Bożego gniewu godzące w miasto, nie prosili, by odrzucała, jak
ongiś w Wólce Radzymińskiej, wrogie pociski, które teraz bezkarnie
burzyły dom po domu. Nie byli z Maryją, więc nie mogli doświadczyć
skutków Jej solennej obietnicy: i nic się wam nie stanie! Dlatego nie
może nikogo dziwić, że w sierpniu 1944 roku, w święto Wniebowzięcia
Najświętszej Maryi Panny, nie powtórzył się Cud nad Wisłą z 1920 roku,
nie pokonano i nie przepędzono okupanta ze stolicy!
Nie może nikogo dziwić, że wszystko dookoła leżało w
gruzach. Wszystko było zburzone i wszystko się paliło. Między jednym a
drugim schronem przekopy były zniszczone. Nie było możliwości życia.
Bomby padały i burzyły ulicę po ulicy, dom po domu.
Po sześćdziesięciu trzech dniach powstanie poniosło druzgoczącą klęskę, a
Warszawa została totalnie zrujnowana, wręcz starta z powierzchni ziemi.
Stało się tak, jak zaplanował Hitler: Warszawa [została] zrównana z
ziemią, [by] w ten sposób [stworzyć] zastraszający przykład dla całej
Europy. Warschau caput! ! !
Pół miliona niewinnych ludzi straciło życie.
Słusznie zauważa ks. Kazimierz Góral: Gdy zlekceważy się przestrogi
Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowiadaną otchłań rozpaczy!
Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać?
Odpowiadamy: na pewno nie! Wystarczy przyjrzeć się analogicznej
sytuacji, jaka w tym samym czasie miała miejsce w okupowanym Rzymie:
Rzym, maj 1944 roku. Front szybko zbliżał się do Wiecznego Miasta. Walki
toczyły się zaledwie o 12 kilometrów od centrum, w pobliżu miejscowości
Castel di Leva. Papież Pius XII zatroskany o bezpieczeństwo cudownego,
starożytnego obrazu Madonny Bożej Miłości, nakazał przeniesienie go do
rzymskiej bazyliki św. Ignacego.
W końcu maja, gdy działania wojenne objęły
przedmieścia, Papież polecił, by przed obrazem Madonny dei Divino Amore
została podjęta nowenna o ocalenie miasta. Sam w imieniu mieszkańców
Rzymu złożył Maryi ślubowanie. Przyrzekł, że jeśli Madonna ocali miasto,
to na ruinach zamku Castel di Leva zostanie zbudowana dla cudownego
obrazu nowa świątynia i zostaną erygowane organizacje religijne i
charytatywne Jej imienia.
4 czerwca 1944 roku czołgi generała Alexandra
ruszyły do ataku. Niemcy byli przygotowani do zdetonowania założonych
ładunków i wysadzenia w powietrze miasta. Chcieli pozostawić po sobie
pamiątkę: spaloną ziemię i rumowisko gruzów (takie samo, jakie w 3
miesiące później pozostawili w Warszawie i jakie chcieli pozostawić po
sobie na Jasnej Górze, w styczniu 1945 roku).
Lud Rzymu, odmiennie niż lud Warszawy, nie sposobił się do akcji
zbrojnej. Jego mieszkańcy trwali na modlitwie dzień i noc na placu przed
bazyliką świętego Ignacego. Zawierzali Matce Bożej Miłości los
Wiecznego Miasta, a władze magistratu oficjalnie potwierdziły gotowość
wypełnienia ślubów, jakie w ich imieniu złożył Madonnie Ojciec święty.
I oto tego samego dnia, w nocy z 4 na 5 czerwca, Niemcy nagle, z
niewiadomych przyczyn, opuścili Rzym, nie detonując założonych ładunków.
Nikt nie mógł pojąć, jak to się właściwie stało i dlaczego? Wszystkich:
cywilów, wojskowych i polityków zadziwił ten cudowny obrót sprawy!
Winston Churchill dał wyraz zdumieniu, pisząc: „Rzym zdobyto w sposób
całkowicie nieoczekiwany!”
12 czerwca 1944 r. „L’ Osservatore Romano”
poinformował swoich czytelników: 11 czerwca dziesiątki tysięcy ludzi
zebrały się przed Bazyliką Sant Ignazio, a wielu z nich przyszło tutaj
boso. Przybyły rodziny, instytucje i szkoły. W procesji bez końca
podchodzono, by ucałować obraz Madonny Bożej Miłości, by podziękować i
oddać Jej cześć. Wśród rzeszy pątników znajdował się także Papież Pius
XIL który przemówi! do Maryi w imieniu zgromadzonych, wyrażając Jej
wdzięczność za cud bezkrwawego oswobodzenia Rzymu! Następnego dnia
nieprzebrane tłumy odprowadziły procesyjnie cudowny obraz Madonny dei
Divino Amore do jej siedziby w Castel di Leva.
Rzymianie nie chcieli rozstać się ze swoją
dobrodziejką! W ścianach rzymskich kamienic wykuwano nisze, gdzie wśród
kwiatów i płonących lampek królował obraz ich umiłowanej Matki!
Magistrat Rzymu wkrótce wywiązał się ze złożonych obietnic: Czym się
odpłacimy Maryi, za wszystko co nam wyświadczyła? Wypełnimy nasze śluby
dla Niej, przed ludem Rzymu!
Porównajmy skuteczność sposobów zastosowanych dla wyzwolenia dwóch europejskich stolic latem 1944 roku:
. lud Wiecznego Miasta sposobił się do wyzwolenia stolicy, nie chwytając
za broń i nie wzniecając powstania. Pod przewodnictwem swego biskupa,
ojca świętego Piusa XII, złożył Bogurodzicy ślubowania i … trwał na
ufnej modlitwie przed Jej obliczem;
. papież, Głowa Kościoła katolickiego i jednocześnie biskup Rzymu, mimo
realnie istniejącego śmiertelnego niebezpieczeństwa (zaminowane miasto
miało być lada chwila wysadzone w powietrze!) nie opuścił miasta, by
ratować życie, lecz jak Dobry Pasterz pozostał ze swoimi owcami. I był
promotorem ocalenia miasta, które dokonało się w sposób duchowy, bez
użycia broni i przelewu krwi. Bo jak siłą armii jest wódz, tak siłą
wierzącego ludu są jego pasterze;
ˇ prymas Polski, kard. Hlond opuścił Polskę i swoją owczarnię już we wrześniu 1939 roku;
. w Warszawie słowa ostrzeżeń Matki Bożej, nawołujące do pokuty i
modlitwy, zostały praktycznie zignorowane, trafiając jedynie do znikomej
części warszawian;
. Mater Gratiarum odwrotnie niż Madonna dei Divino Amore nie została
oficjalnie zaproszona do współpracy! Pozbawione Jej matczynej opieki
Powstanie upadło, hitlerowcy stolicę Polski spalili i wymordowali pół
miliona jej mieszkańców;
. rzymianie postawili na MARYJĘ i… uratowali miasto;
. warszawianie postawili na SIEBIE i… ponieśli totalną klęskę;
. nie chciano pamiętać, że: lepiej uciekać się do Pana, niźli pokładać ufność w człowieku (Ps 118);
. zapomniano, że : bez Boga ani do proga!
Fragment książki ks. dra Józef Marii
Bartnika SJ i Ewy J. Storożyńskiej „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą,
czyli prawdziwa historia Bitwy Warszawskiej, rozdz. pt.: Rok 1943 Matka
Łaskawa objawia się na Siekierkach, czyli S.O.S dla Warszawy.
Oblicze Boga, jako Ojca – Dumanie.pl – blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD
https://dumanie.pl/oblicze-boga-jako-ojca/