czwartek, 28 lutego 2019

Wojciech Sumliński - spotkanie autorskie 06.02.2019r.

Trzeba nam dokonać kontr-rewolucji. W imię Boże! – wywiad z ks. prałatem dr. Romanem Kneblewskim

Trzeba nam dokonać kontr-rewolucji. W imię Boże! – wywiad z ks. prałatem dr. Romanem Kneblewskim

Aktualizacja: 2019-02-23 9:44 am 
Z diabłem bezkarnie się nie dyskutuje
Z ks. prałatem dr. Romanem Kneblewskim – proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy, wychowawcą młodzieży i miłośnikiem historii Polski, rozmawiała Aldona Zaorska.
Chrześcijaństwo jest obecnie najbardziej prześladowaną religią na ziemi. Dlaczego nikt o tym nie mówi?
Z tego samego powodu, dla którego prawie nikt nie mówi o diable. Otóż ten nasz przeciwnik pozostaje księciem tego świata. Jako taki kontroluje lwią część mediów, zatem kształtuje w znacznej mierze opinię publiczną, dyktuje zasady poprawności politycznej i każe się głośno użalać nad „ubogacającymi nas kulturowo” islamskimi „uchodźcami”, a milczeć na temat przerażająco okrutnych prześladowań naszych braci w wierze.
Z oczywistych względów piekło najbardziej nienawidzi Kościoła Katolickiego. Proszę zauważyć, z jaką irracjonalną furią „lewicowe siły postępu” (czytaj: ziemskie agentury szatana) najokrutniej mordowały i prześladowały osoby konsekrowane, a zwłaszcza katolickich kapłanów. Również w świecie demoliberalnym swoiste prześladowania księży trwają. Nie są to już u nas prześladowania krwawe, lecz dokonywane niezwykle perfidnie – i niestety w znacznej mierze skutecznie – za pomocą mediów. Na przykład etykieta pedofila, która, pomimo iż jest to totalna bzdura, w bezrefleksyjnych kręgach przylgnęła już do księdza – jest niewątpliwym sukcesem „lewicowo-demoliberalnych sił postępu”, odniesionym za pomocą im usłużnych mediów. Najprościej mówiąc, chodzi o to, aby, niszcząc kapłanów, zablokować ludziom dostęp do sakramentów świętych, a co za tym idzie – do zbawienia. Iście szatański cel i piekielne metody.
W latach 1949-1956, a więc w okresie największej stalinizacji Polski działał ruch „księży patriotów”. Z patriotyzmem nie miał nic wspólnego, ale popierał ówczesną władzę. Nie ma ksiądz wrażenia, że mamy do czynienia z podobną sytuacją, tylko poparcie jest udzielane środowiskom lewackim i ateistycznym, a wszystko pod przykrywką „otwartego Kościoła”…
Owszem, również odnoszę takie wrażenie, ale, jeśli pani redaktor pozwoli, wolałbym tematu tak „otwartego” Kościoła nie rozwijać. W końcu koń jaki jest, każdy widzi.
Najnowszą „gwiazdą” lewicowych mediów jest obecnie o. Ludwik Wiśniewski. Ostatnio walcząc z mową nienawiści atakuje środowisko, które mu nie odpowiada, ale nie tylko. Należy wreszcie spisywać i publikować. W takim to a takim kościele, padły takie to a takie słowa. Wypowiedział je taki a taki ksiądz (…). Społeczeństwo ma uczyć biskupów (…). Każdy może przychodzić i upominać, ja próbuję robić coś od kilku lat na ten temat. Donoszenie na księży, bo nie mówią tego co się podoba? To już było i raczej się źle kojarzy…
Zgadza się, to już było i to nie tylko za komuny, ale od samego początku. Przecież już faryzeusze i uczeni w piśmie przychodzili słuchać Pana Jezusa po to tylko, aby Go pochwycić na słowie. Otóż absolutnie nie powinniśmy z nich brać przykładu. Do Kościoła mamy przychodzić dla kultu Bożego oraz po to, aby słuchać Bożego Słowa. Natomiast motyw inwigilacyjny i donosicielski pochodzi od diabła i jest czymś szczególnie obrzydliwym. Osobiście, ilekroć z czymś takim mam do czynienia, a szczególnie z anonimowymi donosami, to robi mi się mdło. Taki anonimowy donosiciel ze wszech miar godny jest politowania. Przecież skoro ukrywa swoją twarz, imię i nazwisko, a nawet płeć, to sam czy sama siebie redukuje do rozmiarów ludzkiego zera. I to nie jest żadna inwektywa, lecz stwierdzenie faktu. Po Bożemu jest stanąć w świetle, a nie ukrywając się w ciemnościach anonimowości, redukować swoje dziecięctwo Boże do jakiegoś nieokreślonego i nieszczęsnego zera.
Księża, którzy stają po stronie polskiej tradycji, historii, kultury, którzy mówią o zachowaniu tożsamości narodowej, są dziś szczególnie atakowani. Ksiądz wie o tym najlepiej. Powstaje więc oczywiste pytanie: dlaczego? I nie mniej ważne – dlaczego wśród atakujących są kapłani?
Dlaczego? Chodzi o to, żeby zniszczyć dobry, stary Boży świat i zamiast Bożego ładu zaprowadzić diabelskie nowe porządki. Temu mają służyć kolejne rewolucje: od humanistycznej, stanowiącej początek detronizacji Pana Boga, przez rewolucję heretycką, następnie filozoficzną, rozmaite krwawe rewolty, aż po trwającą obecnie, do niedawna chyba niewyobrażalnie obrzydliwą, rewolucję obyczajową. Na przekór temu dobry, stary świat trwa, a dzieje się tak dzięki tradycji, czyli przekazywaniu wartości z pokolenia na pokolenie. Ta zaś tradycja dokonuje się przede wszystkim w rodzinie, w Kościele i w narodzie. Toteż szatan i jego ziemskie agentury robią wszystko, by zniszczyć rodziny, Kościół Katolicki i państwa narodowe, a szczególnie katolicką Polskę i Polaków jako naród ciągle jeszcze w znacznej mierze wierny. A kapłani? Cóż, bywają różni. W końcu Judasz zdrajca, powołany przez samego Pana Jezusa, stanowił jedną dwunastą kolegium apostolskiego, czyli – rzec można – pierwotnego episkopatu. Toteż niczemu się nie dziwmy, lecz róbmy swoje. Osobiście dziękuję Panu Bogu za to, że jestem jednym z kapłanów atakowanych w lewackich mediach, a nie – nie daj Boże! – w gronie ich ulubieńców.
Może pora na rozliczenie przeszłości? Ujawnienie, kto był TW? Kto donosił? Może to wiele by wyjaśniło?
Na pewno wyjaśniłoby bardzo wiele. Natomiast realna pora na rozliczenie przeszłości – miejmy nadzieję, że nastanie, bo tylko prawda nas wyzwoli. A póki co, niech mi będzie wolno wyrazić mój głęboki szacunek dla ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który najwięcej w tym kierunku zdziałał.
Dziś najczęstszy jest następujący przekaz – Kościół ma mówić to, co się podoba konkretnym środowiskom. Jednak czy takie działanie nie będzie sprzeniewierzeniem się misji powierzonej Kościołowi przez Chrystusa?
Jako kapłani oraz słudzy naszego Pana i Boskiego Mistrza mamy mówić prawdę w porę i nie w porę, czy się to komu podoba, czy się nie podoba. Zaś oportunistyczne przemilczanie pewnych wątków po to, żeby się komuś czy pewnym środowiskom przypodobać, nazwałbym po prostu zdradą.
Czcigodny Sługa Boży i Prymas Tysiąclecia Stefan kard. Wyszyński obrał dla Kościoła w Polsce drogę tej tak zwanej ludowej religijności i bardzo dobrze na tym wyszliśmy. Żadnego postępactwa, żadnych nowych porządków, lecz trzymajmy się, jak tylko potrafimy, tradycyjnego katolicyzmu. A pamiętać należy, że z diabłem bezkarnie się nie dyskutuje. Toteż i z herezją nie może być żadnej dyskusji. Robić natomiast powinniśmy wszystko, by – w imię dobrze rozumianej miłości – innowierców nawracać na jedyną prawdziwą religię, czyli religię katolicką.
Zatem co dalej?
Musimy trwać wiernie do bólu w odwiecznej katolickiej tradycji i prawdziwie katolickim nauczaniu, walczyć na bieżąco z grzechem, kultywować codzienny różaniec, najlepiej wszystkich piętnaście tajemnic, a chociaż pięć, dokonywać tylko takich wyborów, które pozwolą nam zmazać krew nienarodzonych dzieci z oblicza naszej Matki-Polski, promować rodziny wielodzietne i wielopokoleniowe oraz prawdziwe życie rodzinne, poznawać, pielęgnować i przekazywać wiedzę na temat naszego dziedzictwa narodowego: naszych niemających sobie równych w świecie dziejów oraz bogactwa jedynej w swoim rodzaju szlacheckiej kultury, odbudować naszą sarmacką tożsamość i tchnąć w młode pokolenia ducha Rycerstwa Przedmurza.
Wywiad z prawym człowiekiem – Warszawska Gazeta 22 – 28 lutego 2019 r.
Za: – Strona prof. Mirosława Dakowskiego (22.02.2019) – [Org. tytuł: «Trzeba nam dokonać kontr-rewolucji. W imię Boże!»]
https://wrealu24.tv/video/ZV2CRfINS6

Ks. Stanisław Małkowski dla Frondy: Rząd traktuje Żydów lepiej niż Polaków ze Wschodu

Eryk Łażewski, Fronda.pl: Szczęść Boże! Prosiłbym księdza o wywiad na temat ostatnich, żydowskich, a jednocześnie antypolskich wypowiedzi. Chodzi oczywiście o sprawę Andrei Mitchell i „Jerusalem Post”.
Ks. Stanisław Małkowski, znany duszpasterz opozycji z czasów PRL: Wśród osób pochodzenia żydowskiego są i chrześcijanie, i katolicy, nie można więc uogólniać i obciążać wszystkich Żydów nastawieniem ideologicznie i niemerytorycznie antypolskim. Poziom tych wypowiedzi żenujący i niesłychanie agresywny wyklucza jakąkolwiek polemikę. Jakakolwiek argumentacja do tych ludzi nie trafia. To wyraz nienawiści do Polski i do Polaków zupełnie nieuzasadnionej historycznie ani postępowaniem Polaków, którzy w dużej części ratowali Żydów w czasie wojny.
Rząd dał teraz Żydom przywileje w naszej Ojczyźnie. Mogą bardzo łatwo uzyskać pozwolenie na przyjazd i obywatelstwo polskie. Mogą kupić mieszkanie, pracę od razu znaleźć. Jakże inaczej traktuje się Polaków, którzy ze Wschodu chcą do Polski przybyć. Natomiast Żydzi mają wszelkie ułatwienia. Dlatego takie wypowiedzi nie trzymają się faktów. Jednak nie o to chodzi, nie o to chodzi! Chodzi o stworzenie pewnej atmosfery, aby Polskę poniżyć i skłonić do wszelkich możliwych ustępstw wobec tego środowiska. Żydzi amerykańscy – jak wiadomo żądają idiotycznych odszkodowań nie wiadomo za co, nieuzasadnionych prawnie i finansowych. Przy tym, władze amerykańskie zachowują się potulnie wobec Żydów, włącznie z Trumpem!
A nasze władze?Też, też (śmiech) sprawę przemilczają. Żadnej debaty na ten temat nie ma. Nawet jakiegoś publicznego ujawnienia tych żądań. Całkowicie niesprawiedliwych! Tutaj nawet nie chodzi o pieniądze! Chodzi o wyprzedaż polskiej własności, ziemi.
Czy w takim razie – według księdza – wypowiedzi tego typu jak Andrei Mitchell i „Jerusalem Post” mają na celu doprowadzenie do uwłaszczenia się polskim mieniem środowisk żydowskich?
Chyba tak! W każdym razie: upokorzenie Polaków, żeby lepiej milczeli, niż mają cokolwiek mówić. Możliwość obrony, na zasadzie odniesienia się do rzeczywistości jest tu – jak mówię – z góry wykluczona. Chodzi o tworzenie atmosfery.
Następnie: ludzie, którzy czytają takie gazety; z takimi środkami przekazu mają częsty kontakt, wyrabiają sobie zdanie nie na podstawie znajomości tego, co się naprawdę wydarzyło i dzieje, ale na podstawie tego, co w serialu usłyszą, albo zobaczą.
Jest organizowanie ogólnie międzynarodowych nacisków na Polskę, żeby poddała się presji zagranicznej. Nasze władze też ujawniają pewien brak odwagi i zdecydowania, jeżeli chodzi w ogóle o obronę polskich interesów.
To przykre...
Przykre i smutne. Ale jeżeli odwołamy się do Pana Jezusa i Matki Najświętszej, jeżeli chodzi o intronizację Chrystusa na króla Polski i potwierdzenie faktu oddania Polski Najświętszej Maryi Pannie, królowej Korony Polskiej, to skoro ani władze państwowe, ani kościelne tego nie chcą, to trzeba się o to modlić. Trzeba czekać na takie okoliczności sprzyjające, kiedy może przynajmniej władze kościelne zmienią zdanie w całości, jeżeli chodzi o Episkopat. Być może władze państwowe dadzą się wtedy pozyskać.
To czekajmy!
Jeżeli chodzi o uroczystości w Łagiewnikach, to nie miały one charakteru aktu, który jest oczekiwaniem Pana Jezusa. Owszem to było miłe, słuszne w wymiarze pewnej pobożności, uczestniczyłem w tym zresztą z pewną satysfakcją. Udział kilku przedstawicieli władzy państwowej był prywatny i szczątkowy. Udział strony kościelne (kilkudziesięciu biskupów) też nie oznaczał postawy Episkopatu jako całości. Następnie, w akcie zawierzenie w ogóle nie padły słowa: „Chrystus Król Polski”.
I dlatego ten Akt Zawierzenia nie może być rozumiany jako Intronizacja?
Nie! To jedynie ukłon w stronę tych, którzy Intronizacji żądają: cieszcie się, zrobiliśmy to, co mogliśmy zrobić.
Rozumiem. Kolejna taka zmyłka?Chyba tak!
Bardzo księdzu dziękuję za wypowiedź. Bóg zapłać!
Proszę bardzo.

Sumliński o Jedwabnem, Grosie, prowokacjach antysemickich w Polsce, LGBT..

podpisujcie petycję, niech MEN się tym zajmie
http://www.twojepetycje.pl/petycje/do-pani-minister-edukacji-anny-zalewskiej-w-sprawie-kontroli-warszawskich-szkol/


Zobacz także: Genderowa rewolucja w warszawskich szkołach:




DATA: 2019-02-26 13:54
 


Read more: http://www.pch24.pl/wyprzedza-nawet-radykalnych-lewakow--powiedz-nie-warszawskiej-deklaracji-lgbt--,66406,i.html#ixzz5grUYBYgu

Edukacja seksualna czy demoralizacja? Z całą pewnością to drugie!

Na kanwie destrukcyjnej i demoralizatorskiej działalności obecnego prezydenta Warszawy, który wraz ze swoim zastępcą (oficjalnie obnoszącym się ze swoją "innością") postanowił zabrać się za "edukację" dzieci i młodzieży w sferze ich seksualności, chciałem przypomnieć swój tekst napisany już przed paroma laty nt. „standardów” owego „wychowania” seksualnego, które chce nam narzucić UE i wiernopoddany jej p. Trzaskowski sterowany przez lobby LGBT.
Na język polski przetłumaczono i opublikowano dokument zatytułowany: Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem. Wydało go Biuro Regionalne Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy i Federalne Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej w 2013 r. (BZgA).
Dokument ten ma na celu - jak czytamy we „Wstępie” - wspomożenie wprowadzenia holistycznej edukacji seksualnej. Tylko tak pojmowana edukacja seksualna zapewnia dzieciom i młodym osobom bezstronne, zgodne pod względem naukowym informacje dotyczące wszystkich aspektów seksualności, a równocześnie pomaga im rozwinąć umiejętności radzenia sobie z tymi informacjami. W ten sposób przyczynia się ona do rozwoju postaw pozbawionych uprzedzeń, pełnych szacunku, pomagając zbudować społeczeństwa, w których brane są pod uwagę racje różnych stron.  
Niestety, choć sam dokument zawiera wiele cennych informacji i warto się z nim zapoznać, to jednak swoje „szczytne cele” odnośnie edukacji seksualnej organy UE chcą realizować wśród dzieci już w wieku przedszkolnym, a nawet niemowlęcym. W przekonaniu autorów tego dokumentu tradycyjna edukacja seksualna dzieci i młodzieży jest już - mówiąc najprościej -  przestarzała, zaściankowa, gdyż koncentrowała się na potencjalnym ryzyku, jakie niesie ze sobą seksualność, takim jak nieplanowana ciąża czy choroby przenoszone drogą płciową. To negatywne ukierunkowanie często przeraża dzieci i młode osoby, co więcej – nie odpowiada ich zapotrzebowaniu na informacje oraz umiejętności i w zbyt wielu przypadkach po prostu nie jest trafne w odniesieniu do ich życia. (s. 5) Dlatego autorzy doszli do wniosku, że dzieci i młodzież trzeba odpowiednio „wyedukować”, a może trzeba by było powiedzieć wprost rozbudzić seksualnie!
Dlatego ubolewają oni, że wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół nie zawsze jest łatwe – bardzo często napotyka na sprzeciw spowodowany lękiem oraz błędnymi wyobrażeniami dotyczącymi edukacji seksualnej. (s. 7)
Niestety, czytając ten dokument, okazuje się, że ten lęk jest w pełni uzasadniony, co więcej omawiany dokument powinien sprowokować rodziców dzieci i młodzieży do ogromnej czujność - jak czytamy w dokumencie Papieskiej Rady ds. Rodziny - wobec usiłowań, które chcą zastąpić wychowanie do czystości - takie, jakie może dokonywać się w rodzinie albo podczas katechezy - budzącymi poważne zastrzeżenia kursami wychowania seksualnego. Rodzenie nie ogranicza się bowiem do przekazania życia biologicznego. Urodzić to również wychować do wartości mo­ralnych i religijnych. To natomiast zakłada, że zostanie uznana wolność rodziny w zakresie wychowania i, co jeszcze istotniejsze, że - opierając się na zasadzie pomocniczości - państwo będzie chroniło tę wolność, którą rodzice muszą się cieszyć, aby rzeczy­wiście wychować swoje dzieci[1].
Niestety urzędnicy UE doszli do wniosku, że tę wolność rodziców i ich prawa do wychowania własnych dzieci trzeba „nieco” ograniczyć lub „zmodyfikować”, gdyż choć rodzice, inni członkowie rodziny oraz inne nieformalne źródła są istotne w nauce dotyczącej związków międzyludzkich oraz seksualności, zwłaszcza w przypadku osób młodszych. To jednak w nowoczesnym społeczeństwie tego typu edukacja seksualna jest często niewystarczająca, ponieważ rodzice lub rodzina oraz inne nieformalne źródła często nie mają dostatecznej wiedzy, zwłaszcza kiedy konieczne jest przekazanie informacji złożonych lub fachowych (takich jak informacje dotyczące antykoncepcji bądź chorób przenoszonych drogą płciową). Ponadto młodzi ludzie, kiedy osiągną dojrzałość płciową, często wolą uczyć się od innych, a nie od rodziców, ponieważ uważają, że są z nimi w zbyt bliskim kontakcie. (s. 21)
Proszę zwrócić uwagę, że w sposób szczególny uwypuklono to, że rodzice nie mają dostatecznej wiedzy nt. środków antykoncepcyjnych i chorób przenoszonych drogą płciową. I być może jest to po części prawda. Jednak jeśli rodzice wychowują swoje dzieci do czystości, jeśli wpajają im, że pewne kontakty przed zawarciem małżeństwa są niedozwolone, grzeszne, to dzieci te, zwłaszcza w wieku przedszkolnym i dziecięcym nie potrzebują tak szczegółowych informacji nt. antykoncepcji czy wspomnianych chorób.
Tymczasem w przekonaniu autorów dokumentu dzieci mają uczucia seksualne nawet we wczesnym okresie niemowlęcym. Między 2. a 3. rokiem życia odkrywają fizyczne różnice między mężczyznami i kobietami. W tym czasie zaczynają odkrywać własne ciało (masturbacja we wczesnym dzieciństwie, autostymulacja) i mogą także próbować badać ciała swoich przyjaciół (zabawa w lekarza). Dzieci zdobywają informacje o swoim środowisku, eksperymentując, a nauka seksualności niczym nie różni się w tym zakresie. Na podstawie wyników licznych badań obserwacyjnych zidentyfikowano powszechne zachowania seksualne u dzieci, a równocześnie stwierdzono, że tego typu zachowania są normalne. (s. 23)
W związku z tym stworzono specjalne Matryce, zamieszczone na końcu dokumentu, jak i czego powinni nauczyciele uczyć dzieci odnośnie zachowań seksualnych. Instruktarz jest bardzo obszerny i szczegółowy, dlatego z konieczności skupię się jedynie na zaleceniach dotyczących edukacji seksualnej już najmłodszych dzieci nawet przed 4 rokiem życia. Wspomniane Matryce zostały przedstawione w formie tabeli i są podzielone na grupy wiekowe 0-4, 4-6, 6-9,9-12, 12-15 i od 15 roku życia.
I tak w grupie wiekowej 0-4 czytamy: w kolumnie „Umiejętności - naucz dziecko” i wersie „Płodność i prokreacja autorzy zalecająrozmowę z dziećmi dotycząca zagadnień płodności i prokreacji oraz umożliwienie poznania poprawnego słownictwa.
Z kolei w kolumnie „Informacje (wiedza). Przekaż informacje na temat” w wersie „Seksualność” aby zachęcać dzieci do poznawania radości i przyjemność z dotykania własnego ciała a także czerpania radości i przyjemności z masturbacji w okresie wczesnego dzieciństwa.
W tej samej kolumnie w wersie zatytułowanym „Związki i style życia” znajdują się dwa punkty 1. Różne rodzaje związków 2. Różne związki rodzinne. Czyli jest to sugestia, aby już takiemu małemu dziecku mówić, że istnieją różne rodzaje „związków” w podtekście jednopłciowych i „rodzin”.
W grupie wiekowej 4-6 w tej samej kolumnie i wersie mamy już konkretne zalecenie, aby mówić dziecku o związkach tej samej płci i różnych koncepcjach rodziny i „wychowywać” je w ten sposób do „tolerancji”, oswajać z dewiacją.
Z kolei sześciolatkom (grupa wiekowa 6-9) zaleca się przekazywanie już podstawowych wiadomości dotyczących antykoncepcji (jest możliwe planowanie i decydowanie o swojej rodzinie) i różnych metody antykoncepcji oraz zadowolenia i przyjemności płynących z dotykania własnego ciała (masturbacja/autostymulacja) a nawet współżycia (s. 42)
Te „zalecenia” i szczegółowe instruktarze budzą, jak napisałem uzasadniony niepokój, gdyż prowadzą do demoralizacji młodych pokoleń, a nie ich wychowania. Zresztą „instrukcje” odnośnie pozostałych grup wiekowych idą daleko dalej w propagowaniu „różnorodności seksualnych” i ideologii gender (choć samo określenie w dokumencie nie pada, jednak jest on nią w całości przesiąknięty). Świadczą o tym cele, jakie powinno się osiągnąć tak pojętą „edukacją seksualną”.
Tymczasem Kościół w swoim dokumencie Ludzka płciowość: prawda i znaczenie przestrzega rodziców, że od około 5 roku życia do okresu dojrzewania - którego początek rozeznaje się poprzez objawy  pierwszych  zmian  w  ciele  chłopca  lub  dziewczynki  (widoczne  następstwo  wzrostu produkcji hormonów płciowych) - mówi się o tym, że dziecko znajduje się w fazie, określonej zgodnie ze słowami Jana Pawła II jako lata niewinności.  Ten okres pokoju i pogody nie powinien nigdy ulec zakłóceniu przez zbędne informacje seksualne[2]. A takimi zbędnymi są informacje odnośnie masturbacji, antykoncepcji i inne wyżej wspomniane, gdyż mogą one doprowadzić do przedwczesnego rozbudzenia seksualnego dziecka i w konsekwencji do jego deprawacji.
Kościół przestrzega przed problemami, które mogą powstać w wyniku przekazywania takich przedwczesnych informacji seksualnych. W przywołanym dokumencie Papieskiej Rady ds. Rodziny czytamy: Dziś w niektórych społeczeństwach są próby programowania, narzucania dzieciom przedwczesnej informacji seksualnej. Na  tym  etapie  rozwoju  dzieci  nie  są  jeszcze  w  stanie  zrozumieć  w  pełni  wymiaru uczuciowego  ich  płciowości.  Nie  mogą  zrozumieć  ani  skontrolować  wizji  seksualności  we właściwym  kontekście  zasad  moralnych,  a  zatem  nie  mogą  zintegrować  przedwczesnej informacji seksualnej z odpowiedzialnością moralną. Tego rodzaju informacja zmierza więc do złamania ich rozwoju emocjonalnego i wychowawczego oraz do zakłócenia naturalnej dla tej  fazy  życia  pogody  ducha.  Rodzice  powinni  taktownie,  lecz  stanowczo  wykluczyć usiłowania zmierzające do pogwałcenia niewinności dzieci, ponieważ tego rodzaju usiłowania zagrażają rozwojowi duchowemu, moralnemu i emocjonalnemu osób, które wzrastają i mają prawo do niewinności[3].
Tymczasem cele edukacji seksualnej wyznaczone przez autorów z UE stoją w jawnej sprzeczności z tym, co przedstawiono wyżej. Gdyż edukacja ta ma na celu uzyskanie następujących rezultatów (wymieniam tylko niektóre):
1. Stworzenie społecznego klimatu tolerancji, otwartości i szacunku w odniesieniu do seksualności, różnych stylów życia, postaw i wartości.
2. Respektowanie różnorodności seksualnych, różnorodności związanych z płcią i świadomości dotyczącej tożsamości seksualnej i ról przypisywanych płciom.
Czyli wspomniana już tolerancja dla osób ze środowiska LGB, związków jednopłciowych i wszelkich innych dewiacji, które są przedstawiane, jako norma. W zamierzeniu autorów takie zachowania nie powinny budzić wśród dzieci i młodzieży zdziwienia, a nawet prowokować stawianie pytań np. dlaczego ten pan chodzi w sukience? Dzieci takie zachowania mają przyjąć jako coś „normalnego”, a może nawet skłonić ich do „eksperymentowania” z własną seksualnością.
5. Zapewnienie zdolności do rozwoju jako jednostki seksualnej, nauczenie się wyrażania uczuć i potrzeb, doświadczania w przyjemny sposób seksualności i rozwinięcia ról płciowych i tożsamości seksualnej.
Czyli hedonizm seksualny w czystej formie. Nie ma tu mowy o odpowiedzialności, wychowaniu do czystości, opanowaniu swoich popędów, samokontroli, wyrzeczeniu. Liczą sie jedynie potrzeby i osiąganie przyjemności.
9. Prowadzenie rozważań na temat seksualności i różnych norm i wartości w odniesieniu do praw człowieka mającego na celu rozwój własnego krytycznego podejścia. (s. 27)
Należy podkreśli w powyższym zdaniu słowo „własnego”. Czyli nie liczą sie ogólnie przyjęte normy etyczno-moralne wynikające z powszechnego prawa naturalnego, komplementarności i różnorodności płci, ale to, co młody człowiek uzna za normę, co daje mu przyjemność. Jest to tzw. subiektywizm moralny w czystej formie.
Takie rozumienie przywołanego punktu potwierdza kolejne zalecenie zawarte w dalszej części dokumentu UE, a mianowicie, że edukacja seksualna powinna odbywać się w sposób interaktywny. (...) Należy brać pod uwagę ich [dzieci i młodzieży] doświadczenia seksualne, potrzeby i życzenia, ponieważ mają one zasadnicze znaczenie w trakcie opracowywania tematów i zagadnień, które powinny zostać przed-stawione w czasie zajęć edukacji seksualnej. (s. 29)
Można postawić pytanie: a jakieś to doświadczenia seksualne, potrzeby i życzenia ma dziecko wychowywane w normalnej rodzinie, w której wartości etyczno-moralne wypływające z przykazań Dekalogu są stawiane na pierwszym miejscu? Na nic zda sie trud wychowawczy rodziców, gdy dziecko będzie w ten sposób „edukowane”, a może właściwym określeniem będzie, indoktrynowane w szkole i to od najmłodszych swoich lat!
Omawiany dokument nt. Standardów edukacji seksualnej w Europie powstał z inspiracji międzyna­rodowych organizacji publicznych, które wychwalają nowe modele rodziny, które włączają jednostki rodzinne z jednym rodzicem, a nawet związki homoseksualne. Pewne agencje między­narodowe, wspierane przez możne lobby, chcą narzucić suweren­nym krajom „nowe prawa” człowieka, jak „prawa reprodukcyjne”, obejmujące odwołanie się do aborcji, do sterylizacji, do łatwego rozwodu, do młodzieżowego stylu życia, który popiera banalizację płci i osłabienie właściwego autorytetu rodziców w wychowaniu dzieci. Podczas gdy w ten sposób wychwala się nasilony indywidu­alizm liberalny, połączony z etyką subiektywistyczną, która rozwija nieokiełznaną pogoń za przyjemnością, rodzina cierpi również z po­wodu odrodzenia się nowych wyrażeń socjalizmu inspirowanego marksizmem. Tendencja, która pojawiła się na Konferencji w Pekinie (1995), rości sobie prawo wprowadzenia do kultury narodów ideo­logii płci - gender. Ideologia ta twierdzi między innymi, że wyższą formą opresji jest opresja kobiety ze strony mężczyzny, a opresja ta jest zinstytucjonalizowana w rodzinie monogamicznej. Ideolodzy wyciągają stąd wniosek, że aby położyć kres takiej opresji, trzeba położyć kres rodzinie opartej na małżeństwie monogamicznym. Małżeństwo i rodzina, zakorzenione w związku heteroseksualnym, byłyby produktami kultury, które pojawiły się w pierwotnym momen­cie historii, ale które muszą zniknąć, aby kobieta mogła uwolnić się i zajmować należne jej stanowisko w społeczeństwie produkcyjnym[4].

Należy się dziwić, że polski rząd zezwala na wprowadzenie do przedszkoli i szkół takich programów, które de facto w jakiejś mierze stoją w sprzeczności z Konstytucja RP, która pierwszoplanowe prawo do wychowania swoich dzieci daje rodzicom;
Art. 48.
1. Rodzice mają prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.
Art. 53.
3. Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami. Przepis art. 48 ust. 1 stosuje się odpowiednio.
Art. 72.
1. Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją.
A to, co proponuje dokument Biura Regionalnego Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy i Federalne Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej trudno nazwać inaczej jak rozbudzaniem popędu seksualnego oraz demoralizacjąi to od najwcześniejszych lat.
Na zakończenie pragnę ustosunkować się do zarzutu jaki częstokroć stawia sie Kościołowi, a mianowicie, że Ten jest przeciwny edukacji seksualnej. Jest to wielkie nieporozumienie i najlepiej na ten zarzut odpowiedział obecny papież Franciszek będąc jeszcze Arcybiskupem Buenos Aires: Kościół nie sprzeciwia się edukacji seksualnej. Osobiście uważam, że powinna ona towarzyszyć dzieciom w całym procesie wzrastania, odpowiednio do każdego etapu. Tak naprawdę Kościół zawsze prowadził wychowanie seksualne, choć przyznaję, że nie zawsze w odpowiedni sposób. Pro­blem w tym, że obecnie wiele osób, które noszą na transpa­rentach hasła dotyczące edukacji seksualnej, postrzegają ją w oderwaniu od całej osoby ludzkiej. Wtedy zamiast wy­pracowywać ustawę o wychowaniu seksualnym dążącą do osiągnięcia pełni osoby, do miłości, schodzi się do poziomu genitaliów. Tego dotyczy nasz sprzeciw. Nie chcemy, żeby istota ludzka była degradowana. Tylko tyle[5].



[1] Papieska Rada ds. Rodziny (dalej jako PRR), Rodzina a ludzka prokreacja, Watykan 13.05.2006, p. 22.
[2] PRR, Ludzka płciowość: prawda i znaczenie, Watykan 08.12.1995, p. 78.
[3] Tamże, p. 83.
[4] PRR, Rodzina i prawa człowieka, Watykan 09.12.1991, p. 73-74.
[5] F. Ambrogetti, S. Rubin, Jezuita. Papież Franciszek, Dom Wydawniczy „Rafael” 2013, s. 106.

Grzegorz Strzemecki: Trzaskowski i agresywna homopropaganda. Torowanie drogi pedofilii

Grzegorz Strzemecki
Ogłoszona przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego Warszawska Deklaracja LGTB+ zapowiada, że jednym z celów Urzędu m.st. Warszawy będzie wprowadzenie w stołecznych szkołach edukacji seksualnej zgodnej ze standardami WHO. W odpowiedzi na to małopolska kurator oświaty w swoim tweecie zapytała retorycznie, czy prezydent Trzaskowski poinformował warszawiaków, że wiąże się to m.in. z propagowaniem pedofilii.
Prawda jako czerwona płachta na LGBTQ
Brutalna prawda o LGBTQ i standardach edukacji seksualnej WHO jest dla lewicy i LGBTQ jak czerwona płachta dla byka. Dlatego na panią kurator Barbarę Nowak wylała się niewiarygodna fala hejtu i pogróżek ze strony specjalistów od "walki z mową nienawiści". Wszystko to ma zastraszyć nie tylko samą zainteresowaną, ale również rządzących i skłonić ich, by w obawie przed faktycznym czy wyimaginowanym spadkiem słupków zwolnili niepokorną obrończynię dzieci i młodzieży.
Co ma do powiedzenia sama pani kurator można usłyszeć i zobaczyć w wywiadzie, którego udzieliła dwóm dziennikarkom TVN:
oraz w oświadczeniu:
Po obejrzeniu całości wywiadu, który jest dostępny jedynie dlatego, że nagrało go i udostępniło samo Małopolskie Kuratorium Oświaty, warto zobaczyć co z niego zostało w telewizji TVN, kształtującej przekaz tak, by ze słów pani kurator zostały szczątki w żaden sposób nie oddające jej argumentacji:
Pełny materiał ("surówka" wywiadu) pokazuje dlaczego TVN nie chce pokazać jego całości, tak jak "nie może odnaleźć" "surówki" słynnych "urodzin Hitlera". Całość ta pokazuje bowiem oprócz rzeczowej, popartej dowodami argumentacji, niezwykle opanowaną, kulturalną postawę pani kurator niezłomnie stającej na straży bezpieczeństwa dzieci.
Tę widoczną w nagraniu postawę pani Nowak potwierdzają przedstawiciele działającej w całej Polsce koalicji organizacji rodzicielskich. Ich zdaniem małopolska kurator jest w skali kraju najbardziej skuteczna jeżeli chodzi o ochronę dzieci i młodzieży przed nachalnie wpychającymi się do szkół niszczącymi psychikę i demoralizującymi młodych ludzi pseudoedukatorami - emisariuszami obłąkanej, agresywnej i deprawującej seksedukacji i homoideologii wypracowanej przez marksistów i neo-marksistów jako alternatywa dla niedostatecznie rewolucyjnego marksizmu sowieckiego.
Po upadku ZSRS wypracowana przez Heberta Marcusego koncepcja rewolucji przeprowadzanej w oparciu o agresywne nietolerancyjne mniejszości (patrz esej Tolerancja represywna, np. TUTAJ) zaczęła być pełną parą i z pełną skutecznością realizowana za pomocą mniejszości seksualnych. USA wygrało zimną wojnę z marksizmem sowieckim, ale całkowicie przegrało wojnę z przeżerającym jego uniwersytety i elity neomarksizmem posiłkującym się LGBTQ.
Nagonka na Barbarę Nowak to część procesu realizacji analogicznej rewolucji w Polsce. W wypowiedziach "dziennikarek" TVN słychać wyraźnie, że mają jasny i oczywisty cel: doprowadzenie do jej dymisji, żeby usunąć przeszkodę uniemożliwiającą wprowadzanie wirusa destrukcyjnej indoktrynacji do szkół.
Publiczne wypowiedzi przedstawicieli obozu rządzącego i niektóre działania MEN (jak zakaz wypowiedzi w mediach dla Barbary Nowak) dają powody do niepokoju, że LGBTQ mogą uzyskać to co chcą.
Dopiero po tygodniu od ogłoszenia karty, pod naciskiem opinii publicznej i mediów obozu niepodległościowego, minister edukacji Anna Zalewska stwierdziła, że w szkołach nie ma miejsca na przedsięwzięcia w rodzaju obserwatorów LGBT+ ("latarników"), zapowiedziane w deklaracji LGBT+ Trzaskowskiego, bo formuła ta nie występuje w prawie oświatowym i koliduje zasadniczo z podstawami programowymi. Takie oświadczenie należy oczywiście uznać za fakt pozytywny, ale dobrze ilustruje ono asekuracyjną politykę zarówno samego MEN, jak i całego obozu rządzącego w tych zasadniczych kwestiach.
Polityka ta sprowadza się do całkowitego braku koncepcji (i być może chęci), odpowiedzi na agresywny atak neomarksistowskiej antykultury, zarówno w sferze edukacji, jak i w szerszym, całościowym kontekście walki kultury i nauki z anty-kulturą i anty-nauką szerzącymi anty-prawdy i anty-wartości. Brak koncepcji przekłada się na brak jakichkolwiek rządowych inicjatyw służących obronie wartości, a jedynie sporadyczne działania reaktywne - i to w odpowiedzi na naciski z zewnątrz. Nie mówię tu o wartościach patriotycznych, bo o te rząd faktycznie dba.
Kroki w obronie szkół przed neomarksistowską indoktrynacją i promocją LGBTQ podejmowane są jedynie w odpowiedzi na naciski ze strony środowisk rodzicielskich albo konserwatywnych mediów. Upowszechnienie wiedzy o rzeczywistych celach polityki i edukacji antydyskryminacyjnej i naciski w tej sprawie doprowadziły do wykreślenia tzw. działań antydyskryminacyjnych" z rozporządzenia MEN ws wymagań wobec szkół z 21.08.2015r. Krytyczne głosy w sprawie "Tęczowego piątku" skłoniły MEN do zajęcia stanowiska w tej sprawie. Można zatem powiedzieć, że dobra zmiana nas broni jak się ją pogoni. Tym razem jest podobnie.
Standardy WHO w każdej warszawskiej szkole (a przedszkola i żłobki?)
"Udało nam się uzyskać stanowisko minister edukacji w sprawie warszawskiej karty LGBT+" - pisze portal wpolityce.pl. Chwała Bogu, że im się udało, bo dzięki temu wiemy, że zdaniem pani minister "latarników LGBTQ" nie ma w podstawie programowej. Wiedzieliśmy to wprawdzie wcześniej sami, ale nie wiedzieliśmy czy wie to pani minister, bo siedziała cichutko, kiedy pan prezydent Trzaskowski głośno i z przytupem mówił o deklaracji LGBTQ, grubo przekraczając swoje kompetencje i wkraczając w kompetencje MEN - jak przystało na "obrońcę" "praworządności" "Konstytucji" i iluś tam totalnoopozycyjnych "świętości".
W przytaczanej w mediach wypowiedzi pani minister zapwewnia, że "Mamy już w szkołach edukację seksualną, dostosowaną do wieku dzieci". Jaki jest jednak stosunek pani minister do planu prezydenta Trzaskowskiego by w warszawskich szkołach obowiązywały Standardy edukacji seksualnej w Europieopracowane przez Biuro Regionalne WHO dla Europy oraz niemieckie Biuro Edukacji Zdrowotnej BZgA? Ich autorzy zapewniają, że są dostosowane do wieku dzieci i przedstawiają Matrycę etapów edukacji seksualnej starannie rozpisanej na grupy wiekowe.
Żeby wszyscy mieli świadomość o czym mowa, przypomnijmy zalecenia z owej Matrycy:
(całość Standardów jest dostępna TUTAJ; Matryca znajduje się na końcu dokumentu)
W wieku 0-4 lat: przekaż informacje na temat: radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja w okresie wczesnego dzieciństwa.
Zdaniem promotorów Standardów to oczywiście tylko chłodna, rzeczowa informacja, można powiedzieć - referat naukowy, w sam raz dla 1-, 2-, 3- i 4-letnich maluchów. Żadnej, broń Boże zachęty czy instrukcji. Nikt przecież nie musi zadawać sobie pytania: które dziecko nie zechce spróbować czegoś, o czym powiedziano mu, że dostarcza radości i przyjemności?
Nauka masturbacji, przepraszam "o masturbacji", rozpoczęta przed 4 rokiem życia ma być kontynuowana dla grup wiekowych 4-6, 6-9 i 9-12 lat. Ale to tylko wstęp, bo równolegle, od 6 roku życia dzieci mają przygotowywać się do bardziej zaawansowanych form seksualnego zaspokajania.
W wieku 6-9 lat: pomóż dziecku rozwijać: zrozumienie pojęcia "akceptowalne współżycie/seks"(odbywany za zgodą obu osób, dobrowolny, równy, stosowny do wieku i kontekstu, zapewniający szacunek dla samego siebie).
Jak sześciolatki poradziłyby sobie bez takiej wiedzy w warszawskich szkołach czy przedszkolach? Dopiero czytając Standardy przekonujemy się, jak wiele warszawiacy zawdzięczają prezydentowi Trzaskowskiemu i radnym Platformy Obywatelskiej oraz całej Koalicji Obywatelskiej. (to oczywiście sarkazm)
Jest jednak wyraźną niekonsekwencją Standardów WHO, że dopiero w wieku 9 lat dzieci mają wiedzieć co to są pierwszedoświadczenia seksualne, skoro wieku lat 6 uczyły się o wyrażaniu zgody na współżycie. Czyżby miały być wtedy nieświadome na co wyrażają zgodę?
Podobną niekonsekwencją jest rozpoczęcie nauki negocjowania w celu odbycia bezpiecznego seksudopiero w wieku 12 lat oraz dopiero w wieku 15 lat uświadomienie młodzieży możliwości połączenia seksu z wymianą dóbr ekonomicznych – przecież negocjować i nabywać dobra ekonomiczne za seks można było od samego początku! Małe dzieci też mają swoje potrzeby! (to oczywiście sarkazm)
Czy i dlaczego takie odczytanie instrukcje jest możliwe, a nawet oczywiste? Jak najbardziej, ponieważ „Standardy” z założenia rozwijają "postawy otwarte i nieoceniające", "szacunek dla różnych norm związanych z seksualnością" oraz "pozytywne nastawienie wobec różnych stylów życia"
Do tego dochodzi obowiązkowa „otwartość na różnego rodzaju związki i style życia”.
Wszystko jest więc jasne. To "otwartość na różnego rodzaju związki i style życia" każe akceptować i promować zarówno związki przedszkolaków bądź licealistów ze starszymi miłośnikami dzieci i "efebów" (tzw. efebofilia), jak również wymianę dóbr ekonomicznych licealistek – "galerianek" z dorosłymi „opiekunami”. Jakiekolwiek postawy oceniające takie relacje są niedopuszczalne, bo kłóciłyby się ze standardami edukacji seksualnej w Europie. Z braku miejsca pominęliśmy tutaj prowadzony w Standardach, również od najmłodszych lat wątek oswajania z "różnego rodzaju związkami", zwłaszcza tej samej płci.
Dlaczego środowiska LGBTQ tak naciskają, by już maluchy uczyć akceptowalnego seksu? Niepohamowany pociąg gejów do młodych i bardzo młodych chłopców jest bogato udokumentowany, ale to temat na osobny artykuł. Wprowadzenie standardów WHO jest ewidentnym przygotowaniem w szkołach obszarów łowieckich dla pedofilów i efebofilów wchodzących do szkół jako seksedukatorzy i edukatorzy antydyskryminacyjni. Małopolska kurator oświaty miała odwagę powiedzieć prawdę, że LGBT to propagowanie między innymi pedofilii. Dzielna kobieta w obronie dzieci naraziła się ostrzącym sobie zęby na dzieci homoseksualnym drapieżcom. Spotkały ją za to nieprzyjemności i być może grozi jej zwolnienie. Jeśli MEN ugiąłby się i rzeczywiście doszłoby do jej dymisji, to całkowicie podważyłoby wiarygodność ministerstwa edukacji i obecnego rządu u rodziców.