środa, 30 stycznia 2019

Ks. Robert Skrzypczak: Dni Islamu,dialog… Obudźcie się! Islam to bicz na Europę

Ks. Robert Skrzypczak: Dni Islamu,dialog… Obudźcie się! Islam to bicz na Europę

Zamiast dnia islamu powinniśmy raczej obchodzić dzień modlitwy, aby Bóg ustrzegł nas przed karą, która może spaść na głupich, uśpionych, naiwnych, bezrefleksyjnych eks-chrześcijan z Europy Zachodniej… 
Portal Fronda.pl: Na czym polega dialog między religiami?
Ks. dr hab. Robert Skrzypczak: Słowo „dialog” pojawiło się Soborze Watykańskim II. Wypracowano je przede wszystkim ze względu na kontakty Kościoła katolickiego ze światem zewnętrznym. Pojęcie dialogu dotyczyło zatem relacji z kulturą, współczesnymi sposobami organizowania się społeczności. Chodziło również o dialog wewnątrzkościelny, międzypokoleniowy, między różnymi rzeczywistościami w samym Kościele, między hierarchią a charyzmatem, a także między wyznawcami Chrystusa. Kategorię dialogu zastosowano również w kontekście spotkania różnych religii.
Co jest sednem takiego dialogu międzyreligijnego?Jak wielokrotnie podkreślał Jan Paweł II, w Kościele katolickim chodzi o taki dialog, który nigdy nie zwolni nas z naszej misji głoszenia Chrystusa i wzywania do nawrócenia. Dialog, który nie zakładałby pragnienia zaproponowania czy głoszenia w imię Chrystusa drugiemu człowiekowi, byłby dialogiem płonnym, bezcelowym. Dialog dla samego dialogowania to czysta formułka.
Wczoraj w Kościele w Polsce obchodzono Dzień Islamu. Jak powinien wyglądać dialog pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami? Czy jest on w ogóle możliwy?W tym przypadku mówienie o dialogu staje się dziś coraz bardziej skomplikowane i trudne ze względu na postawę, którą przejawiają wyznawcy Mahometa. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zostały doszczętnie spalone 42 kościoły w Nigerii, zniszczone misje, ochronki, szpitale tylko dlatego, że są prowadzone przez chrześcijan… Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w większości krajów islamskich odbywa się właśnie „czyszczenie” tych terytoriów z wyznawców Chrystusa, to o jakim dialogu możemy mówić? Dialog, który będzie hipokryzją, nie interesuje nas. A jak dialogować z przedstawicielami muzułmanów, którzy twierdzą, że islam nie ma nic wspólnego z terroryzmem, jest religią miłości? Wiemy przecież, że w tym samym czasie chrześcijanie są wrzucani do rozgrzanego pieca a dziewczynki porywane po to, żeby je zislamizować, wydać za mąż za muzułmanów. Mamy świadomość nieustannych gróźb, jakie muzułmanie kierują pod naszym adresem, choćby takich, jak z ubiegłej soboty, kiedy cała Turcja krzyczała, że albo Zachód przyjmie Mahometa, albo zostaną nam poderżnięte gardła… W takiej sytuacji trudno mówić o dialogu. 14 września, podczas Mszy świętej, upamiętniającej ofiary I wojny światowej papież Franciszek jasno powiedział, że mamy do czynienia z już rozpoczętą III wojną światową, ale jest to wojna, która odbywa się w kawałkach.
W Polsce widać dużą popularność takich dni dialogu, być może dlatego, że nie doświadczamy tego, czego doświadczają chrześcijanie w zachodniej Europie.Być może w Polsce nasza uwaga jest skupiona bardziej na tym, co dzieje się na Ukrainie, przejmujemy się konfliktem rosyjsko-ukraińskim. To się przecież dzieje bliżej naszych granic. Mniej zdajemy sobie sprawę z tego, co dzieje się na zachodzie Europy. A wystarczy pojechać do wielkich miast, jak Wiedeń, Marsylia, Paryż, Mediolan, aby zdać sobie sprawę, że miasta te są w większości skolonizowane islamem. Większość dzielnic, punktów usługowych, sklepów jest w rękach muzułmanów. Polki, mieszkające w Wiedniu, skarżyły mi się, że nie czują się bezpiecznie na ulicach. Niewiele trzeba, by jakiś muzułmanin podszedł i zerwał, wiszący na szyi łańcuszek z krzyżykiem. Europejczycy po prostu boją się muzułmanów, których mamy w Europie 19 milionów. Niemcy są przestraszeni muzułmanami, co widać choćby w sposobie reagowania na obcesowe zachowanie muzułmańskich rodzin w przestrzeni publicznej, sklepach, centrach nauki języków, etc. Nikt właściwie nie reaguje na panoszenie się islamskich rodzin, ani policja, ani służby porządkowe. Dlaczego? Bo się boją. Islam budzi strach, to jest elementem ich ofensywy.
Co ta ofensywa ma na celu?Jestem szczerze zmartwiony tym, że większość faktów, jakie dziś do nas docierają, świadczy o jednym – islam już dawno rozpoczął swoją ofensywę. Miała rację Oriana Fallaci, która przestrzegała Europę przed jej własna głupotą. Dziś ugrzecznione frazy zachodnich Europejczyków na niewiele się zdadzą. Mamy do czynienia z próbą ofensywy świata zachodniego, która odbywa się zarówno od dołu, jak i od góry. Od dołu, czyli poprzez emigrację, pewną kolonizację głównych europejskich miast i od góry – poprzez zastraszanie Europejczyków filmikami z podcinaniem gardeł w internecie i nieustanymi groźbami, że to samo prędzej czy później zrobią zresztą Europejczyków. Imamowie w meczetach europejskich czy w Jerozolimie głoszą, że nadchodzi dzień gniewu i kto nie wyzna natychmiast wiary w Allaha i Mahometa, ten będzie zgładzony. Trudno w takiej sytuacji mówić o dialogu.
Jeśli nie dialog, to co?Powinniśmy obchodzić w Kościele raczej dzień wielkiej modlitwy do Boga o to, aby ustrzegł nas przed tą niedolą albo bożym biczem, karą, która może spaść na głupich, uśpionych, naiwnych, bezrefleksyjnych eks-chrześcijan z Europy Zachodniej, którzy wolą koncentrować się na obronie bluźnierczego, obscenicznego pisemka, niż wziąć w obronę wystawionego na pośmiewisko papieża. Wystawiają na pośmiewisko także swoje symbole religijne, lekceważą własne korzenie. Nawet w zeszłym tygodniu Angela Merkel zwróciła się do Niemców z apelem, by dbali o swoje chrześcijańskie korzenie i wrócili do pielęgnowania swoich symboli, jeśli naprawdę zależy im na pielęgnowaniu postaw obrony w stosunku do własnego dziedzictwa i tożsamości. To mnie pozytywnie zaskoczyło. Jak powiedziałem, dziś powinniśmy obchodzić nie dzień dialog z islamem (bo to określenie efemeryczne), ale raczej dzień modlitw o pokój na świecie, przeciwko wojnie, pladze, aberracji wirusa religijnego pod postacią „combat islam”. Trudno rozmawiać z osobami, które deklarują, że islam to religia pokoju i miłości, a jednocześnie wyłapują ludzi, pytając czy są za „Allahu akbar” czy za „Alleluja”. Jeśli wybiorą to drugie, będzie to ostatnie słowo, jakie wypowiedzieli na tym świecie.
Może nadal Europejczycy wierzą w to, że nie każdy muzułmanin kryje bombę pod tuniką?Jeden z profesorów, zajmujących się Biblią, franciszkanin opowiadał, że w Jerozolimie, w klasztorze, gdzie mieszka w braćmi i zajmuje się studiowaniem Pisma Świętego, od lat mają przyjaciela muzułmanina, z którym współpracują. Wspaniale układała się między nimi nie tylko współpraca, ale także szczera przyjaźń. On pomaga im w edycji, redakcji, ich badaniach naukowych. Któregoś razu ich muzułmański przyjaciel wrócił z meczetu z wyraźnie zmienioną twarzą, był zasmucony. Kiedy zapytali go, co się stało, wreszcie przełamał się i powiedział, że w meczecie od jakiegoś czasu słucha kazań imama, który głosi, że nadchodzi dzień sprawiedliwości i niebawem zatriumfuje Allah i jego prorok Mahomet. Ci wszyscy, którzy natychmiast nie wyznają wiary w Allaha, zostaną zgładzeni. Dodał jednak, by jego przyjaciele franciszkanie nie obawiali się, bo on ich bardzo kocha, jest do nich przywiązany. Nawet jeśli przyjdzie konieczność zgładzenia ich, zrobi to tak, aby nie czuli bólu.
o niewiarygodne!…ale prawdziwe. My, Polacy patrzymy na ten problem z pewnego dystansu, bo w Polsce nie ma takiego nasycenia emigracją arabską i islamską, jak w innych krajach. Znamy muzułmanów o tradycji tatarskiej, którzy są bardziej zasymilowani i nastawieni pokojowo. To prawda. Z drugiej jednak strony, nie możemy żyć bez niepokoju, jeśli z wielkim rozmachem na warszawskiej Woli budowane jest centrum muzułmańskie. Budowa jest finansowana przez Arabię Saudyjską, a dobrze wiemy, że to kraj islamu sunnickiego w jego najbardziej radykalnym odłamie – wahabickim, który być może wybrał kolejną stolicę europejską, żeby zapuszczać korzenie.
Co musiałaby zrobić strona islamska, aby ten dialog z chrześcijaństwem miał sens?Chciałbym usłyszeć od braci muzułmanów, którzy wierzą w jednego Boga, który każe się kochać i nie pozwala targnąć się na życie niczego, co Bóg stworzył, przynajmniej słowa potępienia wobec tych wszystkich, którzy mordują w imię Allaha. To będzie dla nas wiarygodna podstawa do dialogu. Nie udawajmy, że dialogujemy po to, aby wyciągnąć jakąś wspólną wypadkową różnych wyznań. Jesteśmy po to, żeby z bojaźnią Bożą w sercu naprawdę modlić się o pokój na świecie i wyciszenie w sercu ludzkim diabelskiej pokusy rozwiązywania problemów tego świata przy pomocy karabinów i maczety.
Za: fronda.pl

Dzień islamu w Kościele - droga do synkretyzmu

Dzień islamu w Kościele - droga do synkretyzmu.

Dzień przechodzenia na czerwonym świetle
 Roman Motoła

Chrześcijanie i muzułmanie: od współzawodnictwa do współpracy” – to eufemistyczne hasło wybrała Rada Wspólna Katolików i Muzułmanów na tegoroczny Dzień Islamu w Kościele katolickim w Polsce. Cytowane słowa pochodzą z orędzia na zakończenie ubiegłorocznego ramadanu, skierowanego do muzułmanów przez Papieską Radę do spraw Dialogu Międzyreligijnego.

W ramach obchodów, w sobotę 26 stycznia uczestnicy między innymi odczytają swoje przesłania, będą słuchać „muzyki Orientu”, czytać fragmenty Pisma Świętego i Koranu, wspólnie się modlić [‘do kogo, kotki?? MD], przygotują jedzenie dla ubogich.
 Wydarzenie wspiera swym autorytetem Konferencja Episkopatu Polski. Uczestnicy z obu stron podkreślają potrzebę poszukiwania wspólnych wartości, na przykład pokoju i pracy na rzecz ogólnego dobra. Często odwołują się do stwierdzenia, iż zarówno katolicy, jak i muzułmanie wierzą w jednego Boga, pomijając raczej fakt, że nie w tego samego.
 Przedsięwzięcie, organizowane jest już po raz dziewiętnasty. Od niemal dwóch dekad Kościół w Polsce w pewnym sensie afirmuje więc wyznanie nie tylko heretyckie [nie jest ono „heretyckie”, bo jest poza chrześcijaństwem. MD] , ale i z zasady wrogo nastawione do katolików, podobnie zresztą, jak i do innych „niewiernych”.
 Oczywiście, wśród polskich muzułmanów nie brak życzliwych nam osób, w pewnej mierze zasymilowanych. Mamy obchodzić jednak dzień całego islamu: tego, którego najważniejsza księga nawołuje do zabijania „niewiernych”, wybitni wyznawcy nie kryją zamiarów podbicia Europy i wprowadzenia powszechnego szariatu, zaś zwyczajową strategią jest takija, czyli kłamstwo dla celów religijnego kamuflażu.
 Przez wieki chrześcijańskie kraje Europy toczyły krwawe boje przeciwko islamskim najazdom. Ostatnie dziesięciolecia przyniosły jednak nam zdumiewające widowisko. Wraz z coraz bardziej postępującą apostazją, Stary Kontynent wyzbył się odruchów samozachowawczych i szerokim gestem otwiera bramy przed milionami muzułmanów, fundując przybyszom dostatni pobyt.
 Ewolucji ulega również postawa hierarchów Kościoła wobec islamu. Proces ten przywołuje na myśl modyfikację wizerunku jednego z najbardziej znanych świętych. Przeszedł on długą drogę od rzeczywistej, historycznej postaci, aż do na poły fikcyjnej kreacji człowieka, „przemawiającego do ptaszków, rozmawiającego z wilkami i radośnie obejmującego wszystkich, których spotyka, łącznie z sułtanem, do którego Franciszek (prawdziwy, a nie z opowiadań mitycznych) poszedł nie po to, by prowadzić z nim dialog, lecz aby go nawrócić, wyzywając go na ordalia w celu przekonania się, czy potężniejszy jest Bóg Jezusa, czy Bóg Mahometa” (cyt. Vittorio Messori).
 Jednak herezja nie zniknie sama z siebie tylko dlatego, że wyrzucimy ją z kościelnego słownika (podobnie zresztą jak i zabijanie nienarodzonych nie przestanie być haniebnym procederem z powodu nazwania go „terminacją płodu” albo „prawem reprodukcyjnym”).
Dlatego wieloma katolikami wstrząsnął wręcz widok muzułmanina wygłaszającego swoją modlitwę podczas niedawnej Mszy pogrzebowej prezydenta Gdańska. Czy to prawdziwy efekt i cel „dialogu międzyreligijnego”? Czy z Najświętszej Ofiary można uczynić synkretyczną „akademię ku czci” z wyeksponowanym udziałem innowierców oraz jawnych wrogów Kościoła?
 Z tego samego powodu trzeba znów postawić pytanie o sens i skutki obchodzenia przez katolików dnia fałszywej religii. Wielka musi być ufność czcigodnych pasterzy co do mocnej, ugruntowanej wiary synów i córek Kościoła, czy jednak to nie zbyt karkołomna próba?
Dzień islamu w Kościele katolickim jest jak Dzień przechodzenia na czerwonym świetle – lepiej go nie organizować.

Gdy Chrystus powróci, znajdzie w nas wiarę? Współczesny Kościół oczami abp. Jana Pawła Lengi

Gdy Chrystus powróci, znajdzie w nas wiarę? Współczesny Kościół oczami abp. Jana Pawła Lengi


Strona główna   >   Opinie

Gdy Chrystus powróci, znajdzie w nas wiarę?  Współczesny Kościół oczami abp. Jana Pawła Lengi

„Przerywam zmowę milczenia”. Pod takim tytułem ukazała się książka abp. Jana Pawła Lengi MIC, w której zebrane zostały najważniejsze rozmowy i wystąpienia hierarchy. Arcybiskup nie boi się podejmować trudnych tematów i stawiać kłopotliwych pytań. A wszystko w trosce o dobro Kościoła.

Chciałbym zapytać papieża, kardynałów, biskupów, kapłanów: czy Chrystus jak wróci na ziemię znajdzie w was wiarę? – już na wstępie z takim pytaniem każe nam się zmierzyć abp Jan Paweł Lenga. W rozmowie z dr. Stanisławem Krajskim hierarcha porusza takie tematy jak kryzys w Kościele, stosunek katolików do Żydów, zagrożenie ideologią gedner i mówi o zagrożeniu jakim jest błędne odczytywanie Miłosierdzia Bożego. Abp Lenga mówi o szansie ogłoszonej w Fatimie, czasie nawrócenia i potrzebie gorliwej modlitwy.

Abp Lenga nie boi się otwarcie mówić o tym jaką postawę powinien obierać prawdziwie Chrystusowy kapłan, biskup. Sięga też po ważny dla katolików temat, jakim jest cześć do Najświętszego Sakramentu – okazywana chociażby poprzez zewnętrzną postawę, formę przyjmowania Ciała Pańskiego. Mówi o zaniedbaniach, nadużyciach i poniewieranej świętości. Jak w tym świetle odczytywać posługę nadzwyczajnych szafarzy? Warto przeczytać!

Arcybiskup nie boi się spojrzeć krytycznie na ekumenizm w Kościele katolickim, nie obawia się przypominać Żydom, że pobłądzili, że właściwą drogą do zbawienia jest Chrystus i to Jemu należna jest chwała, cześć i królowanie.

Wszystko to wyjaśnione jest w sposób przystępny. Abp Lenga zwykł bowiem sięgać w swoich przemowach – na wzór ewangelicznych przypowieści – po proste i pobudzające wyobraźnie porównania. Nie wikła on czytelnika w półsłówka, niedomówienia, domysły – „tak” znaczy „tak”, „nie” zaś „nie”. Książka została napisana w taki sposób, by nic nie uronić z charakterystycznego, „wschodniego zaśpiewu”, z jakiego znany jest abp Lenga. Dodatek do książki stanowią dokumenty pisane ręką byłego ordynariusza karagandyjskiego.

Jak podkreślił, dr Stanisław Krajski, którego nakładem pracy ukazała się książka, ów punk widzenia Księdza Arcybiskupa Lengi „może nam pomóc, nam samym, naszym rodzinom, naszym proboszczom i biskupom (…) byśmy spełniali swoje chrześcijańskie obowiązki – mówili prawdę, dawali jej świadectwo, szli autentycznie za Chrystusem i głosili Ewangelię w porę i nie w porę”.

„Przerywam zmowę milczenia. O kryzysie w Kościele, herezji, apostaci i grzechach zaniedbania”, abp Jan Paweł Lenga, Wydawnictwo Św. Tomasza z Akwinu, okładka miękka, 180 stron.

MA


sobota, 19 stycznia 2019

Ks. Marek Wasąg: W klepsydrze czasu spada ostatnie ziarenko i objawi się niebawem Gniew Boży

Ks. Marek Wasąg: W klepsydrze czasu spada ostatnie ziarenko i objawi się niebawem Gniew Boży

Homilia ks. Marka Wasąga z wczoraj (17.01.2019)
Podczas homilii padły słowa Pana Jezusa wypowiedziane do Alicji Lenczewskiej: 
„W klepsydrze czasu spada ostatnie ziarenko i objawi się niebawem Gniew Boży”

„Kiedy bowiem zostanie wyznaczona godzina, żadne środki ostrożności nie zdołają uchronić od śmierci. Godzina śmierci jest zawsze słuszna, gdyż daje ją Bóg (por. Syr 41,1-3). Ja sam jestem Panem życia i śmierci.

 «Godzina śmierci jest zawsze słuszna» ((napis. 9.VIII.1943r.) z książki „Koniec Czasów” M. Valtorty”,
(http://www.mocmodlitwy.info.pl/files/Maria_Valtorta-KONIEC_CZASOW.pdf)
możemy przeczytać takie słowa, Pana Jezusa
„Kiedy bowiem zostanie wyznaczona godzina, żadne środki ostrożności nie zdołają uchronić od śmierci. Godzina śmierci jest zawsze słuszna, gdyż daje ją Bóg (por. Syr 41,1-3). Ja sam jestem Panem życia i śmierci. Nawet jeśli nie są Moimi pewne sposoby umierania, jakimi człowiek się posługuje za n a m o w ą d e m o n a (też np. poprzez zamachy terrorystyczne – dop. mój), to zawsze są Moimi wyroki śmierci wydawane po to, aby unieść duszę ze zbyt wielkiego cierpienia ziemskiego lub zapobiec większym grzechom tej duszy…”
( w pdf: pkt 24, str. 42; w książce: str. 73n)
Podobnie mówi Bóg Ojciec w „Dialogu o Bożej Opatrzności czyli Księdze boskiej Nauki” św. Katarzyny ze Sieny (XIV w.) w rozdz. «Opatrzność Boża»:
http://sienenka.blogspot.com/2011/10/opatrznosc-boza-cxxxvii.html
CXXXVII – … Jak nic nie spotyka człowieka, co by nie było zrządzeniem opatrzności Boskiej.
… Lecz opatrzność Ma zsyła też wszystko w szczególności: życie i ś m i e r ć, i towarzyszące im okoliczności, głód, pragnienie, utratę stanowiska w świecie, nagość, zimno, gorąco, obelgi, szyderstwa, zniewagi. Dopuszczam, aby wszystkie te rzeczy zdarzały się wśród ludzi, choć nie Ja jestem przyczyną przewrotności woli tego, który czyni zło i wyrządza zniewagi…
Niekiedy dopuszczam, aby sprawiedliwy był celem nienawiści wszystkich i wreszcie poniósł śmierć, ku wielkiemu zdumieniu ludzi światowych. I wyda się im rzeczą niesłuszną, aby sprawiedliwy zginął śmiercią gwałtowną, bądź w wodzie, bądź w ogniu, bądź od kłów dzikich zwierząt lub pod gruzami swego domu.
Jakże niezwykłe wydają się te wypadki oku pozbawionemu wewnętrznego światła najświętszej wiary! A jak proste wierzącym, którzy, przez miłość znaleźli i rozpoznali opatrzność Mą w tych wielkich wspaniałych zdarzeniach. Wierzący widzi i uznaje, że to Ja, przez opatrzność Mą, zrządzam wszystko i tylko w celu zbawienia człowieka. Przed wszystkim, co się dzieje, skłania głowę z szacunkiem. Nie gorszy się niczym, co odkrywa w sobie, w bliźnim lub w czynach Moich. Wszystko znosi z prawdziwą cierpliwością. Żadnego stworzenia nie pominie opatrzność Moja; ona zrządza wszystko. (por. Rz 8,35 i 11,33)
Niekiedy, gdy ześlę na ciało stworzenia Mego grad lub burzę, lub piorun, ludzie uważają to za okrucieństwo, sądząc, że nie dbałem o ich życie, podczas gdy Ja dopuściłem to nieszczęście, aby uchronić tę duszę od śmierci wiecznej. Ale oni twierdzą przeciwnie.
Tak to ludzie świata starają się wszystkim zbrudzić dzieła Moje i sprowadzić je do miary swych niskich myśli. cdn

  • Nie powinno się zapominać o tym, cj. powiedziane w jakże pożytecznej duchowo książce „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis, w rozdz. «O rozpamiętywaniu śmieci»:
    3. Gdy nadejdzie ranek, pomyśl, że nie doczekasz wieczora. Wieczorem nie obiecuj sobie tak śmiało poranka. Zawsze więc bądź gotowy i żyj tak, aby śmierć nigdy nie zastała cię nie przygotowanym. Tylu ludzi umiera nagle i niespodziewanie. Bo o godzinie, której się nikt nie spodziewa, przyjdzie Syn Człowieczy…
    7. Ach, ty głupcze! Dlaczego myślisz , że będziesz żył długo, gdy żaden dzień twój nie jest pewny? Jak wielu ludzi zwiodła ta pewność, a nagła śmierć znienacka wyrwała ich z życia! Ileż to razy słyszałeś, że ten zginął od miecza, tamten utonął, ów runął z góry i złamał kark, tego przy stole, tamtego przy zabawie dosięgnął koniec! Jeden zginął w ogniu, drugi od żelaza, trzeci od zarazy, czwarty z rąk zabójców; i tak śmierć jest kresem każdego, a życie ludzkie przemija jak cień.
    8. Któż będzie o tobie pamiętał po twojej śmierci? I któż się za ciebie pomodli? Rób, rób teraz, najmilszy, co możesz zrobić, bo nie wiesz, kiedy umrzesz, i nie wiesz, co cię czeka po śmierci! Póki masz jeszcze czas, gromadź skarby nieśmiertelne…

  • Pan Bóg walczy o szczęście wieczne każdego z nas, również poprzez sposób odwoływania z tego świata, w czym przejawia się Jego nieskończone miłosierdzie.
    I tak na pytanie (22.VII.1991 r.):
    – Proszę Cię, Panie, o „słowo” o tym, co jest nam konieczne, zwłaszcza kiedy giniemy nagle, nie przygotowani na śmierć. Wiem, że nigdy człowiek nie spotka się z większym miłosierdziem, niż kiedy staje przed Tobą.
    Pan w cz. 2 książki „Świadkowie Bożego Miłosierdzia” Anny, w rozdz. VII «Pan mówi Sam o swoich dzieciach – ludziach»
    – Cieszę się, że zrozumiałaś to, córeczko. Nawet w nagłej, niespodziewanej śmierci objawiam swoje Miłosierdzie. Jeżeli wybieram ją, to często po to, aby była usprawiedliwieniem dla tych z Moich dzieci, po których nie spodziewam się, że kiedykolwiek zechcą przygotować się na spotkanie ze Mną, natomiast dłuższe życie powiększy ciężar ich win.
    Jest to też ostrzeżenie dla ich otoczenia – wezwanie do zastanowienia się nad stanem własnej duszy i zachęta do szybszego oczyszczenia się z win (Łk 13,1–5 – zawalenie sie wieży w Siloe); mówię oczywiście o tych, którzy wiedzą, że mogą oczyścić się w sakramencie pokuty.
    Lecz i inni mogą zastanowić się nad zmianą swego sposobu życia, naprawieniem krzywd przez siebie bliźnim wyrządzonych, porzuceniem nałogów lub złych nawyków, okazaniem bliźnim swoim – szczególnie tym, za których ponoszą odpowiedzialność – większej troski, uwagi, czasu, a zwłaszcza miłości. Patrząc na nagłą śmierć, zaskakującą innego człowieka, nie sposób nie zastanowić się:
    „A ja, czy jestem gotów? Czy rzeczywiście najważniejsze są dla mnie te sprawy, które mnie pochłaniają? Jaką pamięć pozostawię po sobie? Czy ludzie będą mi wdzięczni, życzliwi, czy też obojętni, ponieważ i ja byłem względem nich obojętny lub może nawet niemiłosierny? Czy zasłużyłem sobie na ich orędownictwo…?”
    Dla człowieka zmarłego w niedojrzałości duchowej straszny jest sąd jego bliźnich o nim, bo słyszy myśli ich i rozumie, lecz wytłumaczyć się nie może. Jeśli jednakże człowiek ginie nagle, opinia ludzka łagodnieje: jest w niej więcej współczucia, a także woli wybaczenia jego win. Ludzie gotowi są zapomnieć jego przewinienia i modlą się o pomoc dla niego. I to też zmarły słyszy i za każdą modlitwę, dobrą myśl lub słowo jest ogromnie wdzięczny.
    Pamiętaj o tym, że każdy z was od momentu śmierci żyje w świecie duchowym – w świecie Mojej prawdy. Odpadają odeń wszelkie mity, złudzenia, zakłamanie i fałsz – jeśli w nich żył. Obecność Boża jest żywą miłością i wobec niej człowiek, zrozumiawszy że jest kochany bezwarunkowo i na zawsze – a to poznaje natychmiast – nie chce kłamać, oszukiwać i udawać. Wie, że jest kochany taki, jakim był i jest. Wie też, że Chrystus Pan jest jego orędownikiem i obrońcą wobec sprawiedliwości Bożej.
    Człowiek poznaje prawdę o Bogu: Stwórcy, Ojcu i Zbawicielu swoim, i poznaje swoją odpowiedź na wszystko, co otrzymał: jest nią jego życie, jego czyny, słowa i miłość lub jej brak – niekoniecznie brak miłości do Mnie samego, bo mógł Mnie nie znać lub wychowany został w nienawiści do Mnie, lecz do bliźnich swoich. Dlatego taki nacisk kładę na słowo z Sądu Ostatecznego (Mt 25, 34–40), bo wypełnianie miłosierdzia usprawiedliwiać was może w oczach Moich.
    Ostatnią zaś szansą ocalenia waszego może stać się wasza n a g ł a ś m i e r ć. Wtedy gotów jestem wysłuchać waszego sądu o sobie: „Ojcze, nie jestem godzien, abyś przyjął mnie do domu Twego, ale wejrzyj na swoje nieskończone miłosierdzie i przebacz mi winy przeciw Tobie i braciom moim”. Kto odwołuje się do Miłosierdzia, odrzucony nie będzie.
    Natomiast sąd człowieka nad sobą samym może być straszliwym bólem i trwać długo, aczkolwiek poza czasem. Dlatego zachęcam was do miłosierdzia względem winowajców swoich, a szerzej – względem wszystkich braci swoich, którzy umierają lub właśnie zmarli, zwłaszcza zaś tych, którzy zginęli ś m i e r c i ą n a g ł ą.
    Proście za nich odwołując się do Mego miłosierdzia. Proście wraz z Maryją, Matką waszą, poprzez Jej przeczyste Serce. Dołączajcie zaś wasze czyny miłosierdzia zadośćczyniąc w ten sposób brakom w życiu zmarłego. Jeśli był skąpy, bądźcie hojni w swoim i jego imieniu; jeśli nienawidził i gardził ludźmi, kochajcie ich; jeżeli mściwy był i okrutny, bądźcież wy kochający i litościwi; gdy był chciwy, bądźcie bezinteresowni i wielkoduszni.
    Tak naprawiając winy zmarłego, wznosicie jego i siebie ku bramom niebieskim. Wszak wiecie, że zmarły nic już dla siebie zrobić nie zdoła. Lecz wam dany jest jeszcze czas. Możecie wybawiać z czyśćca braci swoich. A dla miłosiernych i Ja miłosiernym będę.
  • znalezione w internecie

środa, 9 stycznia 2019

spotkanie z ks.Małkowskim w dniu 2 grudnia 2018. Fragmenty, w których wypowiada się ks. Stanisław:

Zachęcam do wysłuchania – spotkanie z ks.Małkowskim w dniu 2 grudnia 2018.
Fragmenty, w których wypowiada się ks. Stanisław:
• Wstęp i modlitwa – https://youtu.be/ryp5EIcV2Tc?t=108
• Polska dryfuje w złym kierunku – https://youtu.be/ryp5EIcV2Tc?t=3943
• Czy Ksiądz odczuwa bliskość bł. ks. Jerzego Popiełuszki? –https://youtu.be/ryp5EIcV2Tc?t=5218
• Jak to jest możliwe, że kard. Nycz dziękuje Hannie Gronkiewicz Waltz? – https://youtu.be/ryp5EIcV2Tc?t=5927

Ksiądz Stanisław Małkowski – Historia zawierzenia silniejszego, niż nienawiść i śmierć

Ksiądz Stanisław Małkowski – Historia zawierzenia silniejszego, niż nienawiść i śmierć

„Nie ma już generała Kiszczaka pomysłodawcy wysłania ks. Stanisława na Cmentarz Północny w Warszawie, nie ma już księdza prymasa [Józefa Glempa], a to „zesłanie” w jakiejś mierze wciąż trwa. I ono wcale nie obejmuje tylko archidiecezji warszawskiej”.
„Jak napisać taką książkę w prawdzie i nie wspomnieć o tym, że przełożeni księdza Małkowskiego, wysłannicy kardynała Nycza zaraz po tym, jak kapłan bronił krzyża na Krakowskim Przedmieściu, powiedzieli mu: „Spóźniłeś się Stasiu na męczeństwo, teraz możesz być co najwyżej obsikany ciepłym moczem”. Jak katolik, człowiek, dla którego kościół jest świętością ma napisać taką książkę i nie powiedzieć o tym, w jaki sposób był ksiądz traktowany przez swoich przełożonych”.
Czytam książkę pana Wojciecha Sumlińskiego o księdzu Stanisławie Małkowskim i polecam ją z serca każdemu bez wyjątku. Łez i chusteczek brakuje… we wpisie zamieszczam mały fragment z wstępu do książki.
W ramach dopowiedzenia (gdyż mam całą książkę) napiszę, że dzień wcześniej kanadyjski proboszcz sam zaczepił księdza Stanisława w kościele, zaprosił na kolację, nie dał dojść do słowa, rozpływał się w zachwytach, poprosił o przybycie na spotkanie z weteranami II wojny św., poprosił o odprawienie Mszy św. i wygłoszenie homilii, by już następnego dnia potraktować ks. Stanisława jak „szmatę”. Przepraszam za dosadność powiedzenia ale takie są fakty.
Fragment książki:
Spojrzałem na księdza Stanisława, na twarzy którego uwidocznił się gniew, ale zaraz potem smutek, jak płomień objął go w jednej chwili – lecz opanował się. Pytającym wzrokiem spojrzał na księdza z Toronto, który jednak ponownie zajął się lustracją swoich butów.
– Niech ksiądz spojrzy mi w oczy – poprosił wreszcie ksiądz Stanisław Małkowski. Gospodarz oderwał spojrzenie od ziemi i spojrzał na starszego o ćwierć wieku kapłana.
– Mam tylko jedno pytanie: dlaczego?
– Proszę o nic nie pytać. Byłoby dobrze, gdyby ksiądz już sobie poszedł – odparł gospodarz parafii.
Nie zdążyłem dobrze się zastanowić, jak zachować się w tej sytuacji, ani co będzie dalej, gdy nagle ksiądz Stanisław energicznie ruszył do przodu. – Co ksiądz najlepszego wyprawia?! – gospodarz wbiegł za nim i zastąpił mu drogę.
– Za chwilę odejdę, ale chciałbym zmówić modlitwę i pokłonić się Jezusowi.
– To niech ksiądz pokłoni się gdzie indziej. Jest tyle innych kościołów – krzyknął miły naszemu sercu wczorajszy serdeczny gospodarz, dziś jakże odmieniony. Z wczorajszej grzeczności nie pozostał nawet ślad. I nagle dotarło do mnie to, co powinienem dostrzec od razu, ale z jakichś przyczyn nie dostrzegłem: ten człowiek był przerażony. Śmiertelnie przerażony. Naparł teraz na księdza Stanisława całym ciężarem swojego ciała i, nim zdążyłem zareagować, wypchnął go za drzwi świątyni, do tego tak niefortunnie, że, zatrzaskując je, głęboko zranił księdzu wskazujący palec. Krew pociekła strużką na podłogę i sutannę.
– Przykro mi – rzucił na odchodne gospodarz parafii.
(…) Myślałem o księdzu z Toronto. Było coś niepojętego w tym, że ten człowiek, tak serdeczny i gościnny, podejmujący księdza Stasia Małkowskiego z taką atencją i wręcz uwielbieniem, nagle, niczym w kreskówkach, przemienił się w człowieka zimnego, brutalnego i wręcz wrogiego. 
Czy poprzedniego dnia mógł udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie był, czy jego życzliwość mogła być tylko przemyślaną na zimno grą? Nie! 
Jego zachowanie było nazbyt spontaniczne i szczere, by mogło być udawane. Wiedziałem, że nie ma takiego aktora, który potrafiłby wcielić się w taką rolę aż do tego stopnia. Poza wszystkim – po co ksiądz miałby odgrywać taką rolę i czemu miałaby służyć tak wyrafinowana gra? Nie miałem zatem najmniejszych wątpliwości, że uwielbienie naszego gospodarza okazywane księdzu Małkowskiego poprzedniego wieczora było równie spontaniczne, co autentyczne. Co się więc stało, że doszło w nim aż do takiej przemiany i to zaledwie w ciągu jednej nocy? Nie zamierzałem przed samym sobą udawać, że wiem, co spowodowało, że ksiądz z Toronto zachował się tak jak się zachował, ale w oparciu o logikę i zdrowy rozsądek, a także na bazie tego, że wiedziałem, co wiedziałem, było tylko jedno wytłumaczenie. Darowałem sobie zatem pytanie o to, kto zadziałał – a jednak sam fakt, że ktoś zadziałał, był dla mnie tak oczywisty, jak to, że woda jest mokra. Być może ktoś, komu nasz gospodarz się pochwalił, jakiego to nazajutrz będzie miał gościa, a kto chodził na „smyczy” kogoś innego, uraczył go bajeczką o „szalonym Małkowskim”? A może ktoś uświadomił mu, że podejmując takiego gościa właśnie pogrzebał swoją karierę i co najwyżej załatwił sobie „awans” do parafii na Grenlandii bez prawa głoszenia kazań, bo ksiądz kardynał Kazimierz Nycz, szczery przyjaciel prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego – z którym kardynał jest po imieniu – a zaprzysięgłego wroga księdza Małkowskiego, nie podaruje takiego afrontu? A może wydarzyło się jeszcze coś innego? Jasne było dla mnie jedno: ktoś przypilnował tej sprawy i nie popełnił „grzechu zaniechania”.
Wojciech Sumliński
*****
„Nie ma już generała Kiszczaka pomysłodawcy wysłania ks. Stanisława na Cmentarz Północny w Warszawie, nie ma już księdza prymasa [Józefa Glempa], a to „zesłanie” w jakiejś mierze wciąż trwa. I ono wcale nie obejmuje tylko archidiecezji warszawskiej”.
13 października w Domu Pielgrzyma Amicus przy parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu odbył się wieczór autorski redaktora Wojciecha Sumlińskiego. Autor na spotkanie w klubie Ronina zaprosił księdza Stanisława Małkowskiego – bohatera swojej najnowszej książki pt. „Ksiądz: historia zawierzenia silniejszego niż nienawiść i śmierć”. Fragmenty publikacji czytał Jerzy Zelnik.
Jak zaznacza Wojciech Sumliński „Ksiądz” to niezwykła historia księdza Stanisława Małkowskiego, który marzył o pokoju, ale stał się symbolem walki, człowieka zawierzenia, który pomimo wyroku śmierci, prześladowań i zakazu odprawiania Mszy Świętej, pozostał wierny Kościołowi, prawdzie i przesłaniu „czyń swoje nie patrząc końca”, by udowodnić, że nadzieja z Bogiem nie umiera nigdy. To zarazem zapis nieprawdopodobnie prawdziwych wydarzeń odkrywających odpowiedzi na pytania dotąd bez odpowiedzi, odsłaniających szereg tajemnic III RP.
„Choć czasami wielcy tego świata zamykają przed ks. Stanisławem drzwi, to zwyczajni ludzie wiedzą, że to jest boży człowiek”. – powiedział red. Sumliński, zaczynając swoją opowieść. Przypomniał, że ks. Stanisław Małkowski, podobnie jak ks. Jerzy Popiełuszko był skazany na śmierć ((był na liście niewygodnych księży sporządzonej dla zastępcy dyrektora Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, płk. Adama Pietruszki). Miał nawet zginąć jako pierwszy, ale „ostatecznie uznano, że jeśli zamordują ks. Stanisława, to wokół ks. Jerzego może się stworzyć taki kordon, który uniemożliwi dotarcie do niego”.
Dziennikarz wspomniał o operacji kryptonim „Godot”, sprawie operacyjnego rozpracowania księdza. „Przecierałem oczy z niedowierzania, jak potężne były to operacje, ile pracy, wysiłku jak wielkiej grupy ludzi poświęcono, żeby zneutralizować skromnego kapłana, ks. Stanisława”.
Po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki, uznano, że oczy całego świata skierowane są na Polskę, wymyślono więc plan, żeby zneutralizować ks. Małkowskiego nie fizycznie, ale w inny sposób. Kapłan został wysłany na cmentarz na Wólkę Węglową, żeby tam odprawiał msze pogrzebowe. Jednocześnie dostał zakaz głoszenia słowa bożego w archidiecezji warszawskiej.
Mogłoby się wydawać, że taka decyzja kurii wynikała z troski o księdza, jednak – jak zaznaczył Sumliński – przyszedł rok 1989, a ks. Stanisław dalej był na Wólce Węglowej, mamy rok 2017 a to się nie zmieniło.
„Nie ma już generała Kiszczaka pomysłodawcy wysłania ks. Stanisława na Cmentarz Północny w Warszawie, nie ma już księdza prymasa [Józefa Glempa], a to „zesłanie” w jakiejś mierze wciąż trwa. I ono wcale nie obejmuje tylko archidiecezji warszawskiej”. – zaznaczył autor książki „Ksiądz”.
Okazuje się, że również – co jest opisane dokładnie w książce „Ksiądz” – ta decyzja kurii warszawskiej sięga za granicę. Warto uzupełnić, że ksiądz podlega metropolicie warszawskiemu, księdzu kardynałowi Kazimierzowi Nyczowi.
Jak wyjaśnił Sumliński, ks. Małkowski odwiedza więźniów, pomaga tym, których wyroki się skończyły, szuka dla nich pracy. Dziennikarz przypomniał zdarzenie z 2014 roku, kiedy jeden z podopiecznych kapłana, były więzień pobił go i okradł. Ks. Małkowski – jak donosiła prasa – dał mu wówczas koszule, skarpety i spodnie, o które prosił, jednak to mu nie wystarczyło, żądał pieniędzy i groził kapłanowi śmiercią. Ksiądz początkowo nie zamierzał zgłaszać tego pobicia i kradzieży na policję, bo obawiał się konsekwencji dla sprawcy, jednak ostatecznie, przekonany przez brata zgłosił zdarzenie. Jednak prokuratura umorzyła szybko sprawę, choć ksiądz miał ślady pobicia na ciele.
Jak zauważył red. Sumliński, te same metody stosowała SB w latach 80. Często w takich działaniach uczestniczyli bandyci, recydywiści, którzy mieli immunitet bezkarności, bo stali za nimi mocodawcy z SB. Oni dopuszczali się napaści, dokonywali pobić. „I znowu pobicie i znowu bezkarność recydywisty”.
Sumliński dodał, że tym razem jednak, po protestach wielu środowisk wznowiono postępowanie w sprawie tego pobicia.
Książka „Ksiądz” miała powstać już dawno, ale jak przyznał Sumliński była dla niego trudna, gdyż musiał dotknąć sfer delikatnych dla każdego katolika.
„Jak napisać taką książkę w prawdzie i nie wspomnieć o tym, że przełożeni księdza Małkowskiego, wysłannicy kardynała Nycza zaraz po tym, jak kapłan bronił krzyża na Krakowskim Przedmieściu, powiedzieli mu: „Spóźniłeś się Stasiu na męczeństwo, teraz możesz być co najwyżej obsikany ciepłym moczem”. Jak katolik, człowiek, dla którego kościół jest świętością ma napisać taką książkę i nie powiedzieć o tym, w jaki sposób był ksiądz traktowany przez swoich przełożonych”.
Został np. zwyzywany przez jednego z nich, gdy miał być prelegentem Kongresu „Dla społecznego panowania Chrystusa Króla”.
To jest los ks. Stanisława, o którym ludzie nie wiedzą. Los skromnego kapłana, który w ciszy dźwiga swój krzyż – zaznaczył autor książki „Ksiądz”. – On o tym nie mówi, to wszystko wychodzi przy okazji. Dla mnie historia księdza Stanisława to historia o pokorze.
Ksiądz Małkowski w czasie spotkania w klubie Ronina opowiadał o swojej znajomości z ks. Jerzym Popiełuszko, którego poznał w czasach kleryckich. Obu leżała na sercu sprawa obrony życia poczętego. Potem razem pracowali w parafii św. Stanisława Kostki. Opowiadał także o tym, jak to się stało, że sam został kapłanem.
Więcej: kliknij
Reklamy