„Zobaczyłam żywe dziecko z paluszkami u nóg i rąk, z rączkami i
nóżkami”. Wstrząsające świadectwo kobiety, która zabiła dziecko pod swym
sercem
(PCh24.pl)
Kiedy mamy do czynienia z danymi statystycznymi dotyczącymi
aborcji, pamiętajmy, że za każdą liczbą kryje się prawdziwa osoba – z na
zawsze zmienioną rodziną. Dokonałam dwóch aborcji. Dokonałam w moim
życiu wielu złych wyborów. Dzielę się moją historią, z nadzieją, iż może
komuś ona pomoże zrozumieć, że po aborcji istnieje nadzieja i
uzdrowienie – pisze w eseju pt. Grupy samopomocowe dla
kobiet po aborcji – osobiste doświadczenia, opublikowanym na łamach
książki „Aborcja. Przyczyny, następstwa, terapie” Karen A. Cross.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa WEKTORY poniżej prezentujemy Państwu pełną treść eseju Karen A. Cross.
Zaszłam w ciążę latem, przed ostatnią klasą szkoły średniej. Nie
byłam żadną puszczalską, tylko nastolatką, która myślała: „mnie się to
nigdy nie przydarzy”. Mama zawiozła mnie do kliniki aborcyjnej. W ogóle
nie brałyśmy pod uwagę innej możliwości. Sądziłyśmy, że to jest bardzo
proste, jak wyrwanie zęba. Po aborcji rozsypał się cały mój świat. Nic
nie miało dla mnie znaczenia. Zaczęłam pić, narkotyzować się i
wagarować. Wkrótce znowu byłam w ciąży. Tym razem wybrałam dla mojego
dziecka życie. Pustka, która we mnie była, na jakiś czas znikła.
Rozpaczliwie chciałam zastąpić dziecko, które zginęło w wyniku aborcji.
Przyznałam się do ciąży dopiero w dniu, w którym poczułam ruchy dziecka.
Wyszłam za mąż, dobrze radziłam sobie w szkole. Życie wróciło do normy,
tak przynajmniej wtedy myślałam.
Kilka lat później znowu zaszłam w ciążę. Tym razem z wielu powodów
uznałam, że nie mam innego wyjścia, jak aborcja. Pamiętam, jak płakałam
podczas aborcji. Pielęgniarka uspokajała mnie, że „to tylko leczenie”,
ale pamiętam, jak myślałam, że moje dziecko zaraz umrze. Przez dziewięć
lat czułam, że te aborcje były najlepszymi decyzjami, jakie mogłam
podjąć w trudnej sytuacji. Nie zdawałam sobie sprawy z wpływu, jaki
miały wywrzeć na moje życie. Zaczęłam więcej pić, aby stępić ból.
Zaniedbywałam córkę, nie w sensie, że nie miała co jeść czy nie miała w
co się ubrać, ale skończyła się troska, którą ją wcześniej otaczałam.
Nasilały się myśli samobójcze. W roku 1984, dziewięć lat po pierwszej
aborcji, a dokładnie w trzecią rocznicę drugiej, zaczęły się nocne
koszmary. Zrozumiałam, że te aborcje niemal zupełnie zniszczyły moje
życie. Myślałam, że coś jest ze mną nie w porządku, aborcja miała mi
pomóc, a nie zniszczyć moje życie. Zamiast tego okazało się, że nie
jestem w stanie żyć bez pamiętania o tym, czego dopuściłam się wobec
własnych dzieci.
W końcu uświadomiłam sobie, że potrzebna mi jest pomoc.
Przestałam pić i powróciłam do Kościoła. Pragnąc pomóc kobietom w ciąży
znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej, wraz z innymi założyłam dla
nich poradnię. Pracując tam, spotykałam wiele innych kobiet, które
poddały się aborcji. Gdy opowiadałyśmy sobie nasze historie, zaczęłyśmy
odkrywać, że choć każda z nas czuła się bardzo samotna i bardzo winna,
nasze doświadczenia były przerażająco podobne. Gdy zaangażowałam się w
ruch pro-life, spotkałam więcej kobiet, które tak jak ja cierpiały z
powodu dokonanych w przeszłości aborcji. Znałyśmy ból, poczucie pustki i
żal, występujące po aborcji. Postanowiłyśmy rozpocząć spotkania
poaborcyjnej grupy wsparcia. Gdy dzieliłyśmy się naszymi doświadczeniami
aborcji, zauważałyśmy u siebie podobne zachowania i wzorce.
Przeanalizowałyśmy je i znalazłyśmy informacje o zespole poaborcyjnym.
Tak doskonale mieściłam się w statystykach! Dużą ulgę sprawiła mi
świadomość, że nie oszalałam, jednak ogromnie było mi żal tych wielu
kobiet, które cierpiały tak jak ja.
Niektóre z nas czuły się oszukane, ponieważ zdecydowały się na
aborcje na podstawie fałszywych informacji. Na przykład szesnastoletnia
Suzy w osiemnastym tygodniu ciąży przed aborcją przeprowadzoną za pomocą
roztworu soli pytała, czy w jej łonie jest dziecko. Powiedziano jej, że
„to jest jak wątróbka”. Później zobaczyła na okładce „Newsweeka”
zdjęcie dziecka w szesnastym tygodniu ciąży. Zobaczyła żywe dziecko z
paluszkami u nóg i rąk, z rączkami i nóżkami.
Wyobraźcie sobie lęk Jo-Beth, gdy jej narzeczony powiedział, że
nigdy nie mógłby się ożenić z kobietą, która poddała się aborcji.
Przyznała mu się do dokonanej aborcji dziecka z poprzedniego związku i
on jej wybaczył. Wyobraźcie sobie jej późniejszy lęk i żal, gdy poroniła
ich pierwsze dziecko, nie wiedząc jeszcze wtedy, że później będzie
miała dwójkę dzieci.
Zbyt wiele z nas czuło się samotne i odizolowane od świata.
Pamiętam, jak myślałam, że umarłabym, gdyby ktokolwiek dowiedział się,
że jestem okropną osobą, która zabiła dwoje swoich dzieci. Myślałam, że
prawdziwa radość czy pokój nigdy już nie staną się moim udziałem. Kilka
lat temu w pokoju pełnym kobiet, z których każda miała za sobą aborcję,
jedna z pań zwróciła uwagę, że każda z nas w jakimś momencie odczuwała
tak wielką nienawiść do samej siebie i miała tak niskie poczucie własnej
wartości, że w wyniku aborcji byłyśmy nawet skłonne popełnić
samobójstwo.
Jean, mężatka i matka trojga uroczych dzieci napisała: 3
lipca nadejdzie kolejna rocznica mojej aborcji… To już dwadzieścia lat!
Dwadzieścia lat bez córki o imieniu Janey Elizabeth. Ten dzień
nadejdzie…, będzie męczył mnie przez długie dni, zanim nastanie. Znowu
będę miała wahania nastroju i znowu moja rodzina będzie cierpieć. Mam
nadzieję, że Bóg pozwoli, abym miała tak dużo pracy, że nie uświadomię
sobie, iż to rzeczywiście „Ten Dzień”. Pamiętam szczegóły aborcji,
pamiętam, co mówiły pielęgniarki, co mówił lekarz. Pamiętam ból, nie
miałam znieczulenia. Pamiętam. Wszyscy mówili, że mogę to zrobić, mieć
to wszystko z głowy i żyć dalej. Dlaczego nadal mnie to męczy i dlaczego
nadal pamiętam?
Kto by pomyślał, że decyzje podjęte przed tak wielu laty nadal
mogą wywierać wpływ na życie każdej z nas? Ci, którzy chcą uczciwie
spojrzeć na wpływ aborcji, muszą przyznać, że moje życie – nasze życie –
jest naznaczone tą stratą. W ostatnich latach widziałam gwałtowny
wzrost liczby nastolatków opowiadających się za życiem. Często
zastanawiam się, czy ich matki są podobne do mnie i czy oni, jako
ocaleni od aborcji, nauczyli się szanować życie. Wielu nastolatków jest
świadkami całej prawdy o szkodliwych skutkach, jakie aborcja niesie dla
zdrowia psychicznego i fizycznego kobiety, widząc doświadczenia ciotki,
matki czy siostry. W konsekwencji w ruchach pro-life uczestniczy coraz
więcej kobiet i mężczyzn, którzy doświadczyli skutków aborcji we własnym
życiu.
Aborcja powoduje śmierć dziecka. Każdy, kto doświadczył śmierci
kochanej osoby, wie, jakie to cierpienie, jak boli wówczas serce i jak
bardzo odczuwa się stratę. A jednak osobom, które dokonały aborcji, nie
pozwala się w naszym społeczeństwie na odbycie żałoby. Kobiety po
aborcji czują, że nie mają prawa do żałoby, ponieważ to one same
spowodowały śmierć swojego dziecka. Nie mają miejsca, w którym mogłyby
odbywać żałobę – ani grobu na cmentarzu, ani wspomnień, ani fotografii.
Chcąc pomóc innym kobietom, zamówiłyśmy materiały do pracy w
grupach samopomocy i zaczęłyśmy się spotykać. Podczas cotygodniowych
spotkań pracowałyśmy nad studium biblijnym dla osób po aborcji.
Poaborcyjne grupy wsparcia czy grupy samopomocy zapewniają kobietom tak
bardzo potrzebne wsparcie w radzeniu sobie ze smutkiem i bólem.
Zapewniają bezpieczne miejsce, w którym kobieta może zobaczyć, że nie
jest sama. Inni mogą dołączyć się do niej i wspierać ją w zmaganiu się
ze smutkiem, w przyjęciu przebaczenia i wreszcie w przebaczaniu sobie
samej i innym. Na każdym cotygodniowym spotkaniu omawiamy inny aspekt
dokonanej aborcji i reakcji na nią, m.in. zaprzeczanie, gniew,
akceptację i przebaczenie sobie i innym.
Kobiety są zachęcane do pojednania się z Bogiem. Wiele z nich po
aborcji porzuca wiarę. Mają poczucie, że nigdy nie otrzymają
przebaczenia. Ja sama pamiętam, jak sądziłam, że jestem tak wstrętna, iż
to, co zrobiłam nigdy nie zostanie mi wybaczone. Podczas spotkania w
grupie wsparcia jedna z koleżanek powiedziała mi, że to „duma”.
Zastanawiałam się – jak to może być duma? Przecież mówię, że nie jestem
warta Bożego przebaczenia. Ona stwierdziła, że mówię, iż śmierć Jezusa
na krzyżu nie była wystarczającym odkupieniem za moje grzechy.
Zrozumiałam, że nie mogę prosić o więcej. To, że On oddał za mnie swoje
życie, wystarczy.
Niektóre kobiety próbują odpokutować za swoja stratę. Poświęcają
wiele godzin na pracę, czasem nawet z narażeniem życia. Muszą jednak
zrozumieć, że choćby nie wiem co zrobiły, to nie przywróci życia ich
dzieciom. Kobiety są zachęcane do uczestniczenia w nabożeństwach,
podczas których mogą nadać dziecku imię i oddać swoje dziecko Bogu.
Kobieta może spisać swoje uczucia czy zaśpiewać piosenkę. Każda z nas
może dać od siebie coś niepowtarzalnego swojemu dziecku.
Gdy zaczął się mój proces uzdrowienia, zrozumiałam, że aborcje
odbiły się nie tylko na mnie i na moim życiu, one miały ogromny wpływ na
moich najbliższych – na moje dzieci, moich rodziców i mojego męża. Na
początku żywiłam wiele gorzkich uczuć pod adresem mojej matki, która
mnie zaprowadziła na pierwszą aborcję. Pamiętam moje myśli: „Ona miała
mi pomagać – troszczyć się o mnie i chronić mnie. Jak mogła pozwolić, by
coś takiego spotkało mnie i moje dziecko?”. Przez wiele lat nie
zdawałam sobie sprawy z jej bólu. Podczas zamieszek w Hondurasie, kiedy
Amerykanom groziło porwanie, pracowała jako ochotniczka w tamtejszych
szpitalach i operowała honduraskie dzieci z rozszczepionym
podniebieniem. Później wyjaśniła, iż ryzykując życiem i pomagając
dzieciom z czarnymi lokami czuła, że może zadośćuczynić za to, co
zrobiła swojemu wnukowi. Widzicie, ojciec mojego dziecka miał czarne
loki i lekką zajęczą wargę. Chciałabym zacytować wam jej słowa.
Ileś lat temu wzięłam moją nastoletnią córkę za rękę i
zaprowadziłam ją do kliniki aborcyjnej. Nie rozmawiałyśmy o tym. Na
zewnątrz nie było łez. Potem (wiele lat później) moja córka zaangażowała
się w Centrach Kryzysowych dla Kobiet w Ciąży (Crisis Pregnancy
Counseling Services). Pewnego wieczoru występowała w telewizji (byłam
sama w domu) i słuchałam jej w TV, jak opowiadała o koszmarach nocnych.
Usłyszałam o jej wieloletnich cierpieniach i o tym, co zrobiłam mojej
córce i mojemu wnukowi.
Moja matka płakała – czasem nade mną i moim bólem, a czasami za
wnukami, których nigdy nie przytuliła. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z
tego, że żadne ilości łez, żadne ofiary nie przyniosą przebaczenia i
pokoju. To, czego potrzebowała mama – i czego potrzebowałyśmy my
wszystkie – to Boże przebaczenie i odkupiająca miłość. Później przyjęłam
odpowiedzialność za to, co się stało. Przebaczyłam mamie jej udział w
aborcji i poprosiłam o przebaczenie za to, co przeszła przeze mnie. Ona w
końcu przyjęła przebaczenie i przebaczyła samej sobie.
Psycholog Arnold Medvene powiedział: Aborcja jest
niezaprzeczalnie doświadczeniem śmierci, doświadczeniem straty z
olbrzymimi następstwami dla każdego. Jeżeli to wszystko zostanie
zablokowane, będzie miało dramatyczny i niszczący wpływ na związek.
Terri Reisser, autorka Help for the Postabortion Woman, powiedziała:
Rodzina jest zorganizowaną strukturą. Każde wydarzenie w każdej części
systemu wpływa na resztę systemu… Role ojca, matki, męża, żony i
rodzica, wszystkie zostają zniekształcone, gdy jedna osoba podejmuje
jednostronną decyzję dotyczącą życia i śmierci.
Czy możesz wyobrazić sobie poczucie własnej bezradności, gdybyś
wiedział, że następnego dnia twoje dziecko umrze i w żaden sposób nie
możesz temu zapobiec? Pewien mężczyzna, po tym, jak jego żona dokonała
aborcji bez jego zgody, powiedział: W poniedziałek zawiozłem ją w
ciszy do kliniki dla kobiet. Siedziałem w poczekalni sam. W jakimś
sensie to przypominało udział w pogrzebie, ale nie było nikogo, kto by
towarzyszył mi w żałobie. Lato spędziłem u moich rodziców. Często
siadałem na tylnym podwórzu, pod dębem, który mój ojciec posadził w
roku, w którym się urodziłem. Chciałem, aby moje dziecko zostało
upamiętnione. Posadziłem więc w pobliżu dębu wierzbę płaczącą.
Ponieważ para zwykle podejmuje decyzję o aborcji w pośpiechu, pod
presją, pojawiają się problemy w komunikacji, na których rozwiązanie
nie mają czasu. Już po aborcji kobieta może dowiedzieć się, że jej
partner wcale aborcji nie chciał. Wówczas może zacząć odnosić się do
niego z urazą i rozgoryczeniem. Mayda wpadała we wściekłość za każdym
razem, gdy David mówił „Ty podejmujesz decyzję”, ponieważ tak właśnie
zareagował, gdy mu powiedziała, że jest w ciąży. Według Terri Reisser,
doradcy poaborcyjnego: Z mojego zawodowego doświadczenia wynika, iż
większość kobiet rozpaczliwie potrzebowała wsparcia ze strony partnera –
aby zapewnił, że wszystko się ułoży, że zniszczenie dziecka, które
poczęło się w wyniku ich współżycia nie wchodzi w grę, że on będzie ją
chronił i troszczył się o nią i o dziecko. Thomas Strahan tak napisał o rodzeństwie dzieci, które zginęły w wyniku aborcji: Niekorzystny
wpływ aborcji może być widoczny już u dwulatków. Opisano następujące
skutki aborcji: poczucie winy, niepokój, zaniedbanie, nienawiść do
samego siebie, wrogość w stosunku do rodziców, zachowania agresywne w
stosunku do innych osób, nieracjonalne lęki, fobie, regresja i
wycofywanie się, napady paniki i zachowania autodestrukcyjne.
Każde z moich dzieci przyjęło wiadomość o moich aborcjach w inny
sposób. Moja córka Brandi, gdy miała dziewięć lat, przypadkiem
usłyszała, jak mówiłam o dokonanych aborcjach. Kiedy zdałam sobie z tego
sprawę, poszłam do niej. To była jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie
musiałam w życiu zrobić. Przytuliłyśmy się do siebie i płakałyśmy. Po
łzach przyszedł czas na pytania. Brandi zapytała: „Mamo, czy chciałaś i
ze mną iść na aborcję?”. Mogłam spojrzeć w jej piękne błękitne oczy i
powiedzieć: „Nigdy, naprawdę nigdy nie myślałam o aborcji w stosunku do
ciebie”. Wtedy była to dla niej pociecha, gdy była dzieckiem. Niestety, w
miarę jak dorastała, zdała sobie sprawę, że to równie dobrze mogła być
ona. Widzicie, miałam pięcioro dzieci: Jamiego, Brandi, Christophera,
Erika i Michaela i kiedy decydowałam się na aborcję, nie wiedziałam, kogo
to spotyka. Mój najstarszy syn, Erik, zaczynał chorować na wspomnienie
słowa na „A” – aborcji. Gdy dowiedział się o moich aborcjach, miał nawet
koszmary nocne. Mój wysoki, silny, wysportowany, pewny siebie syn
zareagował w ten sposób na moje aborcje. Nawet po trudnościach, których
doświadczyły moje starsze dzieci, to jeszcze się nie skończyło. Mój
najmłodszy syn Michael nadal nie wie i pewnego dnia jemu też będę
musiała powiedzieć. Po tak wielu latach to się ciągle nie skończyło.
Opowiedziałam wam o mojej matce, mężu i dzieciach, by pomóc wam
zrozumieć, że kiedy zdecydowałam się na te aborcje, one stały się trwałą
częścią mojego życia, mojej historii. Niestety, moja historia nie jest
wyjątkowa.
Kirstin opowiadała, jak się czuła, kiedy dowiedziała się o aborcji dokonanej przez jej matkę: Kiedy
dowiedziałam się, że moja mama miała aborcję, miałam czternaście czy
piętnaście lat. Mówiłam jej, że nie rozumiem, jak kobieta może
zdecydować się na aborcję – że musi być świadoma tego, że jej dziecko
żyje. Wtedy wszystko było dla mnie czarne lub białe i tak samo było z
aborcją. Każdy, kto popełnił aborcję, był dla mnie zły. Kiedy mama cicho
powiedziała, że miała aborcję, byłam na nią wściekła. Uciekłam do
swojego pokoju, trzasnęłam drzwiami i zamknęłam je na klucz. Potem
załamałam się i płakałam. Jak ktoś, kogo tak bardzo kocham, mógł zrobić
coś tak okropnego? Nie wiem, czy zaraz przyszła i zapukała do drzwi, czy
też dała mi trochę czasu na przyzwyczajenie się do tej myśli, ale w
końcu wyszłam i długo o tym rozmawiałyśmy. Opowiedziała mi o swojej
sytuacji i o tym, jak żałuje. Nie od razu poradziłam sobie z tym, ale
stopniowo tak.
Teraz już nie jestem na nią zła, lecz czuję ogromny smutek z
powodu bólu po tej aborcji, który mamę wciąż przepełnia. Za każdym
razem, gdy uczestniczymy w jakimś wydarzeniu pro-life, widzę, jak płyną
łzy z tej wielkiej studni bólu, którą w sobie nosi. Chcę ją pocieszyć,
chcę, żeby jej było lepiej – ale nie potrafię pomóc. I nie ma tu
znaczenia fakt, że dla mnie i dla mojego brata była najlepszą matką na
świecie. Nie ma znaczenia, że tak wiele dla nas poświęciła, czy że tak
wiele nam dała. W takim momencie ważni są tylko moja siostra czy mój
brat, który miałby dziś dwadzieścia dwa lata, a który nie jest z nami.
Myślę, że najpiękniejszą rzeczą w niebie będzie, jak on czy ona obejmie
mamę ramionami i powie: „Już dobrze, przebaczam ci”. W tym dniu moja
mama będzie w końcu wolna.
American Victims of Abortion uznaje, że decyzja o aborcji wpływa
na życie wszystkich członków rodziny – i jest nieodwracalna. Wpływa nie
tylko na matkę, ale także na ojca, rodzeństwo i dziadków. Jeśli idzie o
mnie, to dopiero po tym, jak byłam w stanie otwarcie przeżywać żałobę z
pomocą grupy wsparcia i przewartościować mój ból, mogłam lepiej pomóc w
poradzeniu sobie z bólem moim dzieciom, mojemu mężowi i moim rodzicom.
Możemy się nigdy nie dowiedzieć, do jakiego stopnia aborcja
wpłynęła na naszą kulturę. Wzrost liczby samobójstw wśród nastolatków,
alkoholizm i uzależnienie od narkotyków, maltretowanie dzieci i przemoc w
rodzinach mogą być powiązane z dopuszczalnością aborcji na żądanie.
Matka Teresa powiedziała: Poprzez aborcję matka nie uczy się kochać,
ale zabija własne dziecko, by rozwiązać swoje problemy. A ojciec
otrzymuje przez aborcję przekaz, że nie musi brać odpowiedzialności za
dzieci, które sprowadził na świat. Jest wielce prawdopodobne, że taki
ojciec zgotuje podobny los innym kobietom. Aborcja prowadzi więc tylko
do kolejnych aborcji. Każde państwo, które akceptuje aborcję, nie uczy
swoich obywateli kochać, ale uczy stosowania przemocy z powodów
egoistycznych. To właśnie dlatego aborcja jest największym niszczycielem
miłości i pokoju. Są na tym świecie ludzie – miliony kobiet i
rodzin – którzy potrzebują uzdrowienia. Dla rodzin cierpiących z powodu
aborcji jest nadzieja, uzdrowienie i przebaczenie.
Terri, myśląc o swojej aborcji, napisała tak: Najlepsze
chwile w byciu mamą to, jak podchodzi do ciebie obca osoba i mówi, jak
doskonale zachowywały się twoje dzieci podczas obiadu w restauracji.
Albo obserwowanie, jak mój mąż bawi się z naszymi dziećmi. Najcenniejszy
czas to ten, gdy spoglądasz na nie podczas snu i przypominasz sobie
wszystko, co zrobiły i marzysz o ich przyszłości. W moim przypadku
radość tych cennych chwil zawsze przyćmiewa cień dziecka, którego nie
ma. To jest tak: spotykasz mężczyznę i zakochujesz się w nim. Pobieracie
się, rodzi się dziecko, potem drugie. ale niezależnie od tego, ile
dzieci jest wokół ciebie, zawsze będzie ci czegoś brakować. Za mało o
jeden talerz na stole. O jedną parę brudnych butów do wyczyszczenia i o
jedną parę nóg szurających o wycieraczkę. Choć to się już nigdy nie
zmieni, znajduję pociechę w fakcie, że pewnego dnia siądziemy wszyscy
razem przy stole Pana, śmiejąc się i nadrabiając czas życia pełnego
tęsknoty.
Loretta brała udział w „Weekendzie Pamięci” (Remembrance Weekend)
przy Narodowym Pomniku Pamięci Nienarodzonych (National Memorial for
the Unborn) w Chattanooga, w stanie Tennessee. Oto jej świadectwo: Miejsce
żałoby; gdzie można przynieść pluszowego misia, kwiaty, łzy. Przez
wiele lat musiałam to wszystko ukrywać w moim sercu, ponieważ nie było
dla mnie miejsca, w którym mogłabym odbyć żałobę po moim dziecku. Nie
było miejsca, które społeczeństwo uszanowałoby jako miejsce spoczynku
mojego dziecka. Od 26 lat jestem w żałobie. Zwykle w ciszy. Ale były
takie okresy, że potrzebowałam, by świat wiedział, że Michael żył. Że ma
imię i miał przyszłość. Że jest kochany. Że ktoś za nim tęskni –
okropnie tęskni. Przez 26 lat czułam się bardzo osamotniona w moim
smutku. Inne kobiety opowiadały o piekle, jakie przechodziły po aborcji.
Ale ja ciągle się czułam, jakbym była sama. Czułam, że nikt nie mógłby
naprawdę zrozumieć mojego poczucia rozpaczy i samotności. Teraz jest
miejsce, gdzie matki mogą zanieść pluszowe misie, kwiaty, łzy. Wielu
ojców i wiele matek, którzy mogą już tylko czekać, aż niebo połączy ich z
ich dziećmi, było tu, by je uczcić i wspominać. Ja postanowiłam
przyjechać sama, nie wiedząc, czego mam się spodziewać ani co mogłabym
otrzymać. I znowu wspominałam. Wspominałam ten sobotni ranek w kwietniu
1976 r., kiedy udałam się do kliniki aborcyjnej i zakończyłam życie
mojego nienarodzonego dziecka. Wspominałam lata depresji, której nikt
nie umiał wytłumaczyć. Wspominałam próbę samobójstwa. Wspominałam
zdradzanie męża. Wspominałam rozwód i odseparowanie od moich dwóch
chłopców. Wspominałam. A Bóg nie. Alleluja!!! On obiecał, że
przebaczając grzech, odsunie nasze występki tak daleko, jak odległy jest
wschód od zachodu. Bóg nie wypomina mi tragedii mego życia. Otrzymałam
przebaczenie. Skończyło się.
Karen A. Cross
Bibliografia
A. Medvene, Male
Attitudes are Important in Abortion Decision-Making, Association for
Interdisciplinary Research in Values and Social Change, 1990, Vol. 3, nr
1, s. 8.
R.C. Moore, Husband Mourns Outcome of Wife’s Painful Decision, „American Medical News”,
14 października 1991, s. 24.
M.S.T.
Reisser, The Effects of Abortion on Marriage and Other Committed
Relationships, Association for Interdisciplinary Research in Values and
Social Change, 1994, Vol. 6 nr 4, s. 2.
T. Strahan, The Impact of Induced Abortion on Surviving Siblings: Case Studies, Association for
Interdisciplinary Research in Values and Social Change, 1988, Vol. 2, nr 1, s. 4.
Powyższy tekst został opublikowany w książce „Aborcja. Przyczyny,
następstwa, terapia” pod redakcją prof. Bogdana Chazana i prof. Witolda
Simona. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa WEKTORY.