poniedziałek, 5 sierpnia 2013

6 sierpnia -Uroczystość Przemienienia Pańskiego

6 sierpnia -Uroczystość Przemienienia Pańskiego



 




6 sierpnia
Przemienienie Pańskie








Zobacz także:











Przemienienie Pańskie 
Dzisiejsza Ewangelia prowadzi nas wraz z Chrystusem, Piotrem, Jakubem i Janem na górę Tabor. Tam Chrystus przemienił się wobec swoich Apostołów. Jego twarz zajaśniała jak słońce, a szaty stały się olśniewająco białe. Apostołowie byli zachwyceni, choć poznali jedynie niewielki odblask wiecznej chwały Ojca, w której po swoim zmartwychwstaniu zasiadł Jezus. To wydarzenie pozostało tajemnicą dla pozostałych uczniów – dowiedzieli się o nim dopiero po wniebowstąpieniu Jezusa. Zdarzenie to Ewangeliści musieli uważać za bardzo ważne, skoro jego szczegółowy opis umieścili wszyscy synoptycy: św. Mateusz (Mt 17, 1-9), św. Marek (Mk 9, 1-8) i św. Łukasz (Łk 9, 28-36). Również św. Piotr Apostoł przekazał opis tego wydarzenia (2 P 1, 16-18). Miało ono miejsce po sześciu dniach – czy też „jakoby w osiem dni” – po uroczystym wyznaniu św. Piotra w okolicach Cezarei Filipowej (Mt 16, 13-20; Mk 8, 27-30; Łk 9, 18-21). Św. Cyryl Jerozolimski (+ 387) jako pierwszy wyraził pogląd, że górą Przemienienia Chrystusa była góra Tabor. Za nim zdanie to powtarza św. Hieronim (+ ok. 420) i cała tradycja. Faktycznie, góra Tabor uważana była w starożytności za świętą. Może dziwić szczegół, że zaraz po przybyciu na górę Apostołowie posnęli. Po odbytej bardzo uciążliwej drodze musieli utrudzić się wspinaczką, zwłaszcza że wędrowali sześć dni od Gór Hermonu. W Starym Testamencie powszechne było przekonanie, że Jahwe pokazuje się w obłoku (Wj 40, 34; 1 Sm 8, 11). Dlatego w czasie Przemienienia ukazał się obłok, który okrył Chrystusa, Mojżesza i Eliasza. Głos Boży z obłoku utwierdził uczniów w przekonaniu o teofanii, czyli objawieniu się Boga. Dlatego Ewangelista stwierdza, że świadkowie tego wydarzenia bardzo się zlękli. Girolamo de Sermoneta: Przemienienie Pańskie Termin „Przemienienie Pańskie” nie jest adekwatny do greckiego słowa metemorfothy, które ma o wiele głębsze znaczenie. Podczas gdy słowo „przemienienie” oznacza zjawisko zewnętrzne, to słowo greckie sięga w istotę zjawiska. Należałoby więc tłumaczyć, że Chrystus okazał się tym, kim jest w swojej naturze i istocie – Synem Bożym. Przemienienie pozwoliło Apostołom zrozumieć, jak mizerne i niepełne są ich wyobrażenia o Bogu. Chrystus przemienił się na oczach Apostołów, aby w dniach próby ich wiara w Niego nie zachwiała się. Ewangelista wspomina, że Eliasz i Mojżesz rozmawiali z Chrystusem o Jego męce. Zapewne przypomnieli uczniom Chrystusa wszystkie proroctwa, które zapowiadały Mesjasza jako Odkupiciela rodzaju ludzkiego. Wydarzenie to musiało mocno utkwić w pamięci świadków, skoro po wielu latach przypomni je św. Piotr w jednym ze swoich Listów (2 P 1, 16-18). Uroczystość Przemienienia Pańskiego na Wschodzie spotykamy już w VI wieku. Była ona największym świętem w ciągu lata. Na Zachodzie jako święto obowiązujące dla całego Kościoła wprowadził ją papież Kalikst III z podziękowaniem Panu Bogu za zwycięstwo oręża chrześcijańskiego pod Belgradem w dniu 6 sierpnia 1456 r. Wojskami dowodził wódz węgierski Jan Hunyadi, a całą obronę i bitwę przygotował św. Jan Kapistran. Jednak lokalnie obchodzono to święto na Zachodzie już w VII wieku. W Polsce święto znane jest od XI wieku. Dzisiejsze święto przypomina, że Jezus może w każdej chwili odmienić nasz los. Ma ono jednak jeszcze jeden, radosny, eschatologiczny aspekt: przyjdzie czas, że Pan odmieni nas wszystkich; nawet nasze ciała w tajemnicy zmartwychwstania uczyni uczestnikami swojej chwały. Dlatego dzisiejszy obchód jest dniem wielkiej radości i nadziei, że nasze przebywanie na ziemi nie będzie ostateczne, że przyjdzie po nim nieprzemijająca chwała. Przemienienie to jednak nie tylko pamiątka dokonanego faktu. To nie tylko nadzieja także naszego zmartwychwstania i przemiany. To równocześnie nakaz zostawiony przez Chrystusa, to zadanie wytyczone Jego wyznawcom. Warunkiem naszego eschatologicznego przemienienia jest stała przemiana duchowa, wewnętrzne, uparte naśladowanie Chrystusa. Ta przemiana w zarodku musi mieć podstawę na ziemi, by do swej pełni mogła dojść w wieczności. W drodze ku wieczności uczeń Jezusa musi być Mu wierny: myślą, słowem i chrześcijańskim czynem. Chrystus obiecuje, że będziemy królować razem z Nim tam, gdzie – za Piotrem – będziemy powtarzać: „Mistrzu, jak dobrze, że tu jesteśmy”. Warunkiem jest to, abyśmy już teraz pamiętali o tym, co dla nas przygotował Bóg, i abyśmy każdego dnia karmili się Jego Słowem i Ciałem. On chce, abyśmy ufnie i wytrwale się do Niego modlili, służyli bliźnim, rozwijając w sobie cnoty. Takie dążenie do przemiany będzie odpowiedzią na zaproszenie św. Pawła: „Przemieniajcie się przez odnawianie umysłu” (Rz 12, 2).








Więcej informacji: Jan Paweł II Tajemnica Taboru Rozważanie przed modlitwą „Anioł Pański” 05.08.2001 Kliknij tutajFormat HTML Jan Paweł II Chwała Trójcy Świętej w Przemienieniu Audiencja generalna 26.04.2000 Kliknij tutajFormat HTML


Akty miłości do Boga Ojca

 




Kto Mi te akty ofiaruje, kto w dodatku czyni wszystko, by Mi je rozpowszechniać, będzie Mi w szczególny sposób dzieckiem, a Ja mu będę kochającym Ojcem. Jakże tęsknię za tym, żeby i o Mnie możliwie często i serdecznie myślano. Duch Święty jest mało czczony. Ale Mnie czci się jeszcze mniej. Nabożeństwo do Mnie wynagradzam w całkiem wybitny sposób. Ofiarujcież Mi często akty miłości, które tak radują Moje Serce.”

Akty miłości Boga Ojca

Szczególnie miłe Bogu odmawiane wcześnie rano lub o godzinie 15.00

Ojcze, kocham Cię serdecznie, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię czule, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię delikatnie, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię jak Twoje dziecko, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię żarliwie, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię płomiennie, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię niewypowiedzialnie, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię bezgranicznie, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię nade wszystko, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię bez miary, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię niewymownie, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię ponad miarę, ratuj dusze!

Ojcze, kocham Cię bez końca, ratuj dusze!

Ojcze, wysławiam Cię, kocham Cię, dziękuję Ci, ratuj dusze!

Ojcze, chciałbym Cię kochać, jak Cię kochają wszyscy Aniołowie i

Święci, ratuj dusze!

Ojcze, chciałbym Cię kochać, jak kochał Cię na ziemi Św. Józef i jak Cię

teraz kocha w Niebie, ratuj dusze!

Ojcze, chciałbym Cię kochać, jak kochała Cię na ziemi Maryja i jak Cię

teraz kocha w Niebie, ratuj dusze!

Ojcze, chciałbym Cię kochać, jak Cię kocha Twój Syn i Duch Święty,

ratuj dusze!

Módlmy się:

Ojcze, przez Niepokalane Serce Maryi, dla ratowania tych wszystkich dusz, które są w niebezpieczeństwie wiecznego potępienia, ofiaruję Ci ostatnie krople Krwi, które Twój Boski Syn ostatkiem sił Swej Miłości wylał, i ofiaruję Ci Je nieskończoną ilość razy. Amen.

Niech nas błogosławi Bóg Ojciec i Syn, i Duch Święty. Amen.

Ze Swoim Ukochanym Dziecięciem niech nas błogosławi Dziewica Maryja. Amen.

Litania do Boga Ojca

Litania do Boga Ojca


Kyrie, eleison – Chryste,  eleison – Kyrie, eleison. Chryste, usłysz nas,  Chryste, wysłuchał nas.


Ojcze z nieba, Boże –  zmiłuj się nad nami. Duchu Święty, Boże –  zmiłuj się nad nami. Święta Trójco, Jedyny  Boże – zmiłuj się nad nami.


Boże, Ojcze nasz, któryś  jest w niebie – przyjm uwielbienie nasze. Boże, Ojcze nasz, wieczny  i nieskończony, Boże, Ojcze nasz, którego  chwała przewyższa nasze pojęcie, Boże, Ojcze nasz,  doskonały i niezmienny, Boże, Ojcze nasz, któryś  jest początkiem i celem wszystkich stworzeń, Boże, Ojcze nasz, który  od wieków rodzisz umiłowanego Syna Swego – Słowo Swoje, Boże, Ojcze nasz, któryś  tak umiłował ludzi, żeś Syna Swego wydał na śmierć dla zbawienia naszego, Boże, Ojcze nasz, którego  najłaskawsza Opatrzność, czuwa i zachowuje, Boże, Ojcze nasz, którego  niepojętą świętość wysławiają aniołowie i święci w niebie, Boże, Ojcze nasz,  przez Ducha Świętego rządzący Kościołem Chrystusowym na ziemi, Boże, Ojcze nasz, któryś  nas stworzył na obraz i podobieństwo Swoje, Boże, Ojcze nasz, godny  najwyższej czci i najgłębszej miłości,


Boże, Ojcze nasz, przez  miłość Twoją ku Jezusowi Chrystusowi Synowi Twojemu – Ciebie błagamy, zmiłuj się  nad nami. Boże, Ojcze nasz, przez  Wcielenie Syna Twojego Jezusa Chrystusa, Boże, Ojcze nasz, przez  Mękę i Śmierć Syna Twojego Jezusa Chrystusa, Boże, Ojcze nasz,  przez Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie Syna Twojego Jezusa Chrystusa, Boże, Ojcze nasz, przez  niezliczone niekrwawe ofiary, jakie składa Ci za nas Twój Syn Jezus Chrystus,


Boże, Ojcze, usłysz nas, Boże, Ojcze, wysłuchaj  nas,


Od pychy umysłu –  zachowaj nas, Boże, Ojcze. Od niewdzięczności i  oziębłości względem Twojego Ojcowskiego serca, Od niewierności wobec  Twojego Syna Jezusa Chrystusa, Od lekceważenia natchnień  Ducha Twojego Świętego, Od zwątpienia w  najmiłosierniejszą miłość Twoją, Od oschłości serca i  zamknięcia się w sobie, Pod płaszczem Swej najłaskawszej Opatrzności


Umysł otwarty na prawdę  Twoją – racz nam dać, Boże, Ojcze. Wolę zjednoczoną z Twoją  wolą, Zjednoczenie z Tobą coraz  doskonalsze, Wytrwanie do końca przy  Tobie, Gorliwość o zbawienie  innych dusz, Pokorę prawdziwej  mądrości, Umiłowanie czystości, Prawdziwą radość serca  zjednoczonego z Tobą,. Najdoskonalsze  podobieństwo do Twego Syna Jedynego Jezusa Chrystusa.


Boże, Ojcze, usłysz nas, Boże, Ojcze, wysłuchaj  nas, Boże, Ojcze, zmiłuj się  nad nami.

Na czym polega miłość bliźniego ? - Świety Jan Maria Vianney

” Na czym polega miłość bliźniego? Po pierwsze, na tym, żeby chcieć dla bliźniego dobra. Po drugie, na tym, żeby świadczyć mu dobro przy każdej okazji. Po trzecie, na tym,  żeby znosić i usprawiedliwiać błędy bliźniego. Na tym polega prawdziwa miłość, bez której niemożliwe jest znalezienie łaski u Boga i zbawienie swojej duszy.” – Święty Jan Maria Vianney

” Jeśli ktoś jest wielkim i bardzo przewrotnym grzesznikiem, to powinniśmy nienawidzidzić jego grzechu, kochać natomiast osobę grzesznika, która jest obrazem Boga. ” – Święty Jan Maria Vianney

Kazanie: Św. Jan Maria Vianney

Rzadka to cnota – miłość

Kto kocha, ten jest wolny od gniewu, bo św. Paweł wyraźnie mówi (por. 1 Kor 13, 4), że miłość jest cierpliwa i uprzejma względem wszystkich. Daleko nam jeszcze do tej cnoty, jeżeli się często gniewamy, unosimy, narzekamy, krzyczymy, po kilka dni nosimy w sercu gorycz! Powiecie: „To już moja natura, że głośniej mówię i zapalam się, ale w sercu nie mam żadnej urazy.” – Trzeba raczej powiedzieć, że nie macie tej królewskiej cnoty, która jest słodka i cierpliwa – że nie jesteście dobrymi chrześcijanami. Gdybyście ją mieli, to wobec przykrości i doznawanych krzywd, cieszylibyście się. – „Naruszono moje dobre imię!”

- Przyjacielu, tyle razy przez swoje grzechy zasłużyłeś sobie na piekło, a czy dobry Bóg nie toleruje cię jeszcze na tym świecie? A ty byś jeszcze chciał poważania?! Ach, bracia, gdybyśmy mieli tę cnotę, to nawet będąc jeszcze pielgrzymami na ziemi, bylibyśmy podobni do Świętych w niebie i nie byłoby między nami tyle zła!

Święci Ojcowie nie mogą się dość nachwalić tej cnoty. Porównują ją do słońca, które wspaniale jaśnieje na firmamencie niebieskim i udziela swojej jasności i piękności gwiazdom – bo i ta cnota wzbogaca nas, dodaje blasku innym cnotom i sprawia, że zasługują one na żywot wieczny i stają się miłe Bogu. Porównują następnie Ojcowie miłość do ognia – najszlachetniejszego i najbardziej ruchliwego w naturze żywiołu – bo i miłość jest wyjątkowo czynna i ruchliwa; gardzi też rzeczami znikomymi, a tęskni za dobrami, które nigdy nie giną.

Podobna jest też miłość do złota – kosztownego, błyszczącego i szlachetnego metalu – bo zdobi i upiększa nasze uczynki. Najmniejszemu aktowi słodyczy lub pokory dodaje nieocenionej wartości. Bóg w Piśmie Świętym mówi (por. Pnp 4, 9), że oblubienica zraniła Jego serce włosem swojej szyi. Chce nam przez to powiedzieć, że najmniejszy dobry uczynek spełniony z miłości, podoba się Bogu, przeszywa niejako Serce Stwórcy i przymusza Je do wzajemnej miłości. Ach, piękna cnoto, jakie ty wielkie szczęście dajesz tym, którzy cię posiadają! Ale jak rzadko trafiają się na świecie tacy szczęśliwcy!

Porównują jeszcze święci miłość z różą – najpiękniejszym i najbardziej wonnym kwiatem – bo jest to cnota ze wszystkich najpiękniejsza, a jej wspaniały zapach unosi się aż przed tron Boga.

Cnota ta jest nam potrzebna tak, jak dusza potrzebna jest ciału. Ktoś, kto nie ma w sercu miłości Bożej, przypomina trupa, w którym nie ma życia i duszy. Miłość podtrzymuje i ożywia wiarę, bez czynnej miłości wiara jest martwa. Wiara i nadzieja bez miłości zwiędną, nie utrzymają się długo.

Św. Jan Maria Vianney, Kazania proboszcza z Ars, VIATOR, Warszawa 1999, s. 295-

Matka Boża Śnieżna - legendy i fakty

Matka Boża Śnieżna - legendy i fakty


Jak głosi legenda, w Rzymie przy świątyni ku czci Matki Bożej na Wzgórzu Eskwilińskim wydarzyło się niezwykłe zjawisko. 5 sierpnia, kiedy to we Włoszech panują największe upały, Wzgórze Ekwilińskie pokryło się śniegiem. Z czasem świątynię na Wzgórzu poświęcono Matce Bożej Śnieżnej.

Legenda ta przekazywana jest do czasów dzisiejszych. Z tej okazji co roku 5 sierpnia podczas nabożeństwa do Matki Bożej Śnieżnej z kopuły świątyni na Wzgórzu Eskwilińskim na głowy wiernych zrzucane są płatki białych róż. Budowę dzisiejszej bazyliki rozpoczęto za pontyfikatu Sykstusa II, w 432 po tym jak sobór w Efezie oficjalnie ogłosił Maryję Matką Boga. W bazylice, w ołtarzu głównym przechowywana jest cenna relikwia: fragmenty żłóbka świętego. W bocznej kaplicy zwanej Kaplicą Pawłową (nazwa pochodzi od papieża Pawła V, który podjął decyzję o jej wybudowaniu) znajduje się Obraz Matki Bożej Ocalenia Ludu Rzymskiego. – Salus Populi Romani. Jest to być może najbardziej czczony wizerunek Madonny w Rzymie. Od XV w. Matka Boża – Ocalenie Ludu Rzymskiego cieszy się czcią mieszkańców Wiecznego Miasta i uznawana jest za wizerunek cudowny. Od wieku XV. cieszy się czcią mieszkańców Wiecznego Miasta i uznawana jest za wizerunek cudowny. Wiek XV to czas upadku cesarstwa bizantyjskiego i Konstantynopola, gdy chrześcijanie uciekali ze Wschodu przed wydawałoby się niezwyciężonymi wojskami Proroka. To czas bezpowrotnego zniszczenia wielu wspaniałych ikon, obrazów, dzieł sztuki chrześcijańskiej, kościołów i klasztorów, przez nie uznających sztuki figuratywnej mahometan. Niszczycielski walec islamu bezpowrotnie wymazał ślady chrześcijańskiej przeszłości ziem byłego cesarstwa bizantyjskiego z powierzchni ziemi… Niektórzy historycy argumentują, że najwcześniejszą datą, o której można mówić w przypadku Salus Populi Romani, to wiek XIII, gdy w latach 1204-1261 Konstantynopolem rządzili łacińscy krzyżowcy. I to oni mieliby przywieźć ten Wizerunek do Rzymu. Inni twierdzą, że Wizerunek został namalowany w VIII w., tuż po zakończeniu parowiekowych kontrowersji okresu ikonoklazmu (gr. eikōn – obraz; klao – łamać), czyli obrazoburstwa, gdy przeciwnicy oddawania czci świętym wizerunkom ustąpili na soborze nicejskim II (787 r.)… Ruch obrazoburstwa na dobre rozprzestrzenił się w 726 r., gdy cesarz bizantyjski Leon III Izauryjczyk (gr. Λέων Γ' ο Ίσαυρος) (ok. 680 – 741, Bizancjum) zakazał kultu świętych obrazów. 4 lata później nastąpiło zerwanie z Rzymem (cesarz został przez papieża św. Grzegorza II ekskomunikowany). W odwecie władca bizantyjski usunął ze stanowiska i wydalił z Konstantynopola przeciwnika polityki cesarskiej, patriarchę św. Germana I (gr. Γερμανός) (ok. 634 – 733, Planion). Przed opuszczeniem miasta German miał wszelako napisać list do Grzegorza II, w którym informował go o „powierzeniu Świętego Wizerunku Maryi falom morskim”… Legenda mówi dalej, że parę dni później Grzegorz II otrzymał we śnie polecenie, by udać się nad brzeg Tybru. W otoczeniu wielu kapłanów, procesyjnie poszedł tam i rozpoczął modlitwy. I wtedy, nagle, z wody unieść się miała Święta Ikona i osiąść na rękach papieskich… Po szczęśliwym zakończeniu okresu ikonoklazmu za pontyfikatu papieża Sergiusza II (zm. 847, Rzym) owa Święta Ikona zacząć się miała niespodziewanie przemieszczać. Przerażeni wierni zaczęli się modlić i Ikona uspokoiła się. Na krótko: ku zdumieniu obecnych miała się nagle unieść, opuścić świątynię, gdzie była przechowywana, i przenieść się, w obecności papieża, który zdążył przybyć, i wiernych, nad Tyber. Tam, tak jak przybyła tak i miała opuścić wówczas Wieczne Miasto… Następnego dnia w Konstantynopolu odebrać Ją miał patriarcha św. Metody I Wyznawca (gr. Μεθόδιος) (788-800, Syrakuzy – 847, Konstantynopol). Wizerunek przenieść miano do bazyliki Chalkoprateia (dziś w ruinie), gdzie miała być czczona przez następne wieki jako „La Romana”. Przechowywanie Wizerunku w bazylice Chalkoprateia wiąże Salus Populi Romani z innym świętym wizerunkiem, Madonną o Złotych Dłoniach, który swe pochodzenie również łączy z ową „La Romana”… Wizerunek Matki Bożej Ocalenie Ludu Rzymskiego uznawany jest przez specjalistów za rodzaj ikonograficznego typu hodogetrii (gr. Οδηγήτρια), czyli „Tej, która zna/wskazuje drogę”. Samo słowo hodogetria swój źródłosłów bierze od klasztoru zwanego Hodegon (zwanym także Panagia Hodegetria) w Konstantynopolu, gdzie przez wieki miał znajdować się cudowny Wizerunek Madonny. Legenda głosi, że nazwę zyskać miał dzięki samej Madonnie, która objawić się miała dwóm niewidomym i zaprowadzić ich przed swój Wizerunek, gdzie odzyskali wzrok (stąd „Ta, która zna/wskazuje drogę”). Matka Boża Salus Populi Romani jest wszelako tylko wersją hodogetrii. Na wizerunkach w tym typie Matka Boża wskazuje bowiem na Swego Syna jako Zbawiciela, natomiast w przypadku Salus Populi Romani Jej prawa ręka obejmuje nogi Syna w macierzyńskim geście opieki… Ale początki Ocalenia Ludu Rzymskiego (117×79) cm, malowanego na grubej desce drzewa cedrowego, mogą być znacznie wcześniejsze. Popatrzmy na zapis z brewiarza rzymskiego: „Po soborze efeskim (431 r.), na którym Matka Jezusa została ogłoszona Matką Bożą, papież Sykstus III wybudował na wzgórzu Eskwilin w Rzymie bazylikę poświęconą czci Matce Bożej. Poźniej nazwano ją bazyliką Matki Bożej Większej i jest ona najstarszym kościołem na zachodzie poświęconym Dziewicy Maryi”. Pontyfikał Rzymski (łac. Pontificale Romanum), zawierający modlitwy, przepisy czynności ceremonii i obrzędów odprawianych przez papieży, biskupów i opatów, usciśla: „Bazylika zwana dziś Matki Bożej Większej, założona przez papieża Liberiusza (lata 352-366), została odbudowana i powiększona przez Sykstusa III. Liberiusz wybrał od dawna czczony wizerunek, którzy wisiał w papieskim oratorium. Ponoć został on przywieziony do Rzymu przez św. Helenę”… A jeśli do Rzymu przywiozła go cesarzowa św. Helena (łac. Flavia Iulia Helena) (255, Drepanum/Nisz - 328, Nikomedia) to możliwe jest również, że ów Cudowny Obraz wyszedł spod pędzla św. Łukasza Ewangelisty, któremu przypisuje się autorstwo co najmniej kilku pierwowzorów niezwykłych wizerunków Matki Bożej (m.in. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Rzymie). W średniowieczu popularna była legenda - opowiadająca o losach Maryi po Ukrzyżowaniu Chrystusa. Ile w niej jest prawdy, ile przez wieki dodano, ubogacono – nie wiadomo, ale jak to z legendami bywa zawsze coś w nich znajduje się opartego o rzeczywistość. Wiadomo, że Matka Boża zamieszkała wtedy u św. Jana, zgodnie z życzeniem naszego Pana („Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”J 19, 26-27). Wśród kilku rzeczy, które wzięła ze sobą miał być i stół wykonany rękami Jezusa, w warsztacie św. Józefa. Gdy więc w pierwszych latach po Zmartwychwstaniu kobiety zaczęły prosić Łukasza, znanego nie tylko z Ewangelii i Dziejów Apostolskich, ale również ze zdolności artystycznych, o namalowanie obrazu Dziewicy Maryi, ten miał wykorzystać blat owego stołu. I to wówczas, podczas malowania, przysłuchiwać się miał Maryi opowiadającej o pierwszych latach życia Jezusa (większość informacji o tych dniach pochodzi właśnie z Ewangelii św. Łukasza). Legenda głosi też, że obraz Madonny przywieziony przez św. Helenę, najpierw trafił do Konstantynopola, miasta założonego przez jej syna, cesarza Konstantyna I Wielkiego (łac. Gaius Flavius Valerius Constantinus) (272, Nisz – 337, Ancyron), który miał tam wybudować specjalny kościół ku czci owego Wizerunku. Istnieje też inna tradycja, wiążąca Salus Populi Romani z najwcześniejszymi latami chrześcijaństwa. Związana jest z wizytą św. Piotra w palestyńskim miasteczku Lidda Dz 9, 32-41, uzdrowieniem niejakiego Eneasza i przywróceniem życia Tabicie, oraz nawróceniem mieszkańców tego miasta. Nowi chrześcijanie mieli, według tradycji, natychmiast wybudować kościół. Poprosili następnie apostołów Piotra i Jana, by na poświęcenie przybyła Maryja, ale Ta odpowiedzieć miała: „Idźcie z radością, jestem z wami”. Gdy więc Piotr i Jan przybyli do Liddy, bez Maryi, na jednej z kolumn nowego kościoła zobaczyć mieli Wizerunek Dziewicy, „nie ludzką ręką namalowany” (czyli acheiropoietos (gr. Αχειροποίητος)). W późniejszym czasie Matka Boża miała odwiedzić Liddę i pobłogosławić Wizerunek. Legenda głosi dalej, że w IV w., gdy do władzy w cesarstwie rzymskim doszedł Julian Apostata (łac. Flavius Claudius Iulianus) (332, Konstantynopol – 363, Maranga), cesarz wysłał do Liddy rzemieślników z rozkazem usunięcia Wizerunku. Ale okazało się to niemożliwe – dłuta miały się łamać i giąć, gdy próbowano odbić Obraz… To wydarzenie nadało Wizerunkowi olbrzymiego rozgłosu na wschodzie cesarstwa rzymskiego… Z Wizerunkiem – zakładając Jego starożytne pochodzenie - tradycja wiąże wiele innych. niezwykłych wydarzeń. Między innymi podczas pontyfikatu papieża św. Grzegorza I Wielkiego (ok. 540, Rzym – 604, Rzym) Rzym zaatakowała plaga. Umierało wielu, nieraz całe rodziny. Wtedy papież, podczas uroczystości Wielkanocnych wyniósł Wizerunek Madonny – zapewne ten, o którym mówi Pontyfikał Rzymski, przywieziony przez św. Helenę - i w procesji przeszedł z Nim przez miasto. W pobliżu mauzoleum cesarza Hadriana - dziś stoi tam Zamek Świętego Anioła (wł. Castel Sant'Angelo) – usłyszeć miano anielski chór śpiewający maryjny hymn resurekcyjny: Regina coeli, laetare, alleluia Q quia quem meruisti portare, alleluia. R resurrexit sicut dixit, alleluia. Królowo nieba, wesel się, alleluja, A albowiem Ten, któregoś nosić zasłużyła, alleluja, Z zmartwychwstał, jak powiedział, alleluja, Papież odpowiedział: Ora pro nobis Deum, alleluia. Módl się za nami do Boga, alleluja. Legenda głosi, że po wypowiedzeniu tych słów nad grobowcem Hadriana pojawił się anioł – widziano w nim św. Michała – i włożył miecz zemsty, który trzymał nad miastem, do pochwy. Który z owych Wizerunków, wspominanych w starych źródłach, jest właściwym pierwowzorem Ocalenia Ludu Rzymskiego, a może był Nim właśnie, nie wiadomo… Wiadomo, że Pius V (1504, Bosco Marengo – 1572, Rzym) modlił się o Bożą opiekę przed Salus Populi Romani w 1571 r., przed decydującą bitwą z muzułmańskimi najeźdźcami pod Lepanto. W 1837 r. Grzegorz XVI (1765, Belluno – 1846, Rzym) modlił się do Niej z prośbą o zakończenie epidemii cholery w mieście. Nie dziwi więc, że Matka Boża Salus Populi Romani była co najmniej trzykrotnie koronowana: przez Klemensa VIII (1536, Fano – 1605, Rzym), 15.viii.1838 r. przez Grzegorza XVI i 1.xi.1954 r. przez Piusa XII (1876, Rzym – 1958, Castel Gandolfo). Korony z tej ostatniej koronacji znajdują się dziś w muzuem bazyliki św. Piotra… Św. Franciszek Borgia, trzeci przełożony generalny zakonu jezuickiego, był pierwszym, który wystąpił do papieża z prośbą o zgodę na umieszczanie kopii Wizerunku w pokojach domów jezuickich… Dzięki tym zakonnikom kult Matki Bożej Salus Populi Romani rozszerzył się na cały świat. Także do Polski, gdzie znajduje się wiele wizerunków mających swój pierwowzór w rzymskim Obrazie (kilkanaście z nich zostało koronowanych, wśród nich święte wizerunki w Poznaniu, Czerwińsku, Kawnicach, Lewiczynie, Jodłówce, Przasnyszu, Stoczku Klasztornym, Zielenicach, Krypnie, Janowie Lubelskim, Ostrowąsie, Czernej, Orchówku), nie mówiąc już o dziesiątkach obrazów w typie hodogetria… (jak chociażby Ikona Matki Bożej Częstochowskiej)


opracowanie: źródło wikipedia, internet, parafia św. Zygmunta

adam-czlowiek.blogspot.com

Łaskami słynący obraz Boga Ojca

Łaskami słynący obraz Boga Ojca





HISTORIA OBRAZU BOGA OJCA W DZIWNY SPOSÓB ODNALEZIONEGO


W PAWOŁOCZY NA UKRAINIE



Zeznania świadka Anastazego Rogowskiego: "Na wstępie zastrzegam, że wszystko co opisuję, nie jest żadnym wymysłem, a prawdziwym wydarzeniem. Nic tu nic dodaję, a piszę tylko to, co wielokrotnie od śp. Rodziców moich słyszałem. W roku 1860 rodzice moi zamieszkali w Pawołoczy na Ukrainie, w Kijowszczyźnie w powiecie Skwirskim, mieście znanym z napadów tatarskich i hajdamackich. Wkrótce śp. Ojciec mój miał dziwny sen: zjawił się jakiś starzec i natarczywie żądał od ojca, by wykupił go od Żyda.

    Rano opowiedział ojciec ten sen matce, ale nie przywiązywał do niego żadnego znaczenia. W następną noc ten sam Starzec znowu śni się ojcu z tym samym żądaniem. Ojciec znowu opowiada matce, a matka mówi: ale nie wiesz przecie od jakiego Żyda. Ten sam sen powtarza się trzeciej nocy, a ojciec we śnie zapytuje Starca, od jakiego Żyda ma go wykupić.

    Tu Starzec wymienił nazwisko Żyda, dodając, że siedzi w podwale za beczkami z rodziną. Ojciec się obudził, opowiada matce wszystko, zapamiętując nazwisko Żyda i rano posyła do miasteczka, by sprowadzić jakiegoś starszego Żyda, który by znał wszystkich mieszkańców Pawołoczy. Gdy ten przyszedł, ojciec zapytuje go, czy jest w mieście Źyd o takim nazwisku (nie pamiętam nazwiska).

    Ten odpowiada, że jest. A co on ma? Ma sklepik. A podwału nic ma? (Podwałem na Ukrainie nazywali wyszynk wódczany, a beczki z wódką stały zwykle w piwnicach. Pawołocz jako stara, kresowa mieścina, cała była w podziemiach trzypiętrowych w dół, w których kryła się miejscowa ludność podczas napadów tatarskich i hajdamackich). Żyd opowiada, że jeszcze dziadek tego Żyda miał podwał.

    To ojca bardzo zastanowiło, tak więc zaraz pojechał do tego Żyda i utwierdziwszy się, że jest on tego nazwiska, jakie starzec podał, zapytuje, co jest w tym podwale, który jeszcze jego dziadek miał. Ten odpowiada, że są stare beczki. Wziął ojciec paru ludzi, poszedł do podwału do drugiego piętra w dół i przy świetle zobaczył stare połamane beczki. Gdy je kazał usunąć, zobaczył ojciec pod ścianą jakiś kwadratowy przedmiot, jakby kawałek szerokiej deski. Ojciec wziął to do rąk, zobaczył, że jest cały pokryty na palec pleśnią, zaczął to ścierać, i zobaczył, że jest to obraz Boga Ojca; drugi obraz był - Pana Jezusa w Ogrójcu, a trzeci - Matka Boska karmiąca Dzieciątko Jezus. Wziął te obrazy ojciec i zapytuje Żyda, ile ma za nie zapłacić? Źyd zdziwiony i przerażony, że ojciec wie o tych obrazach, a on ani jego ojciec nic nie wiedzieli, powiada, że nic nie chce, niech pan sobie to zabierze. Ojciec mu mówi, że zapłacić musi, i nie pamiętam ile ojciec mówił, że mu zapłaci, czy po dukacie za obraz, czy dukata za trzy obrazy, ale wiem, że rachunek i mowa była o dukatach. Zabrał ojciec te obrazy do domu, oczywiście oczyścił i zawiesił w domu, i w wielkim poszanowaniu były one u rodziców. Tak, jak ten Starzec powiedział, że siedzi w podwale u takiego Żyda za beczkami z rodziną- sprawdziło się. W parę lat potem, przebywszy szczęśliwie powstanie i szczęśliwie ocalawszy, ojciec wyjechał z Pawołoczy i zamieszkał w Stepku, też na Ukrainie, tegoż samego powiatu. W roku 1880-1882, nie pamiętam dokładnie (miałem wtedy 3-4 lata), ojciec mój bardzo zachorował, był na wpół sparaliżowany. Lekarze: dr Czengery z Chodorkowa i dr Naskręcki z Żytomierza co dzień odwiedzali ojca i nie znajdywali żadnego ratunku, i nie robili żadnej nadziei na utrzymanie życia, gdyż już prawie dwa tygodnie nic nic mówił i nie przyjmował żadnych pokarmów.

    Jednego dnia, gdy już żadnej nadziei nic było, by dożył następnego dnia, matka, która spłakana stale siedziała przy ojcu, na chwilę odeszła, po powrocie od razu spostrzegła, że ojciec patrzy, a przecież stale miał zamknięte oczy i nic nic mówił. Po chwili ojciec zapytuje: "Malwino, kto tu był Matka zdziwiona, że ojciec przytomnie patrzy i mówi, odpowiada, że nikogo nie było. Ojciec mówi: "Tu siedział, z nim rozmawiałem, ty przecież wiesz. On tak często u nas bywa, nie mogę sobie przypomnieć, jak się nazywa, idź, spytaj u sługi, kto przychodził". Matka pyta sługi, ale ci mówią, że nikogo nie było. Ojciec po chwili mówi: "Malwino, daj mi jeść, ja chcę jeść". Matka była przerażona tym wszystkim, bo widziała wprost cud jawny.

    Ten człowiek już konał, a tu przytomnie mówi i upomina się o jedzenie. Nazajutrz lekarze, gdy jak zwykle przyjechali i taką zmianę zobaczyli, orzekli, że to chyba cud, bo ten człowiek do rana nie mógł dożyć. Na trzeci dzień ojciec mówi do matki: "Malwino, pomóż mi wstać". Matka pomogła, a ojciec opierając się o krzesło, gdyż nogi były przez dwa tygodnie zupełnie bezwładne, zaczął powoli posuwać się przez pokój (dodać tu muszę, że ojciec od chwili polepszenia stale był zamyślony i nic nie mówił, tylko powiedział, że rozmawiał z tym, który tak często bywa u nich, a nazwiska nie pamięta).

    Gdy tak posuwając się przy pomocy matki, ojciec stanął na progu drugiego pokoju, naraz puszcza krzesło i pada na kolana. Matka chce ojca podnieść, a ojciec odpowiada: "Nic trzeba Malwino, to jest ten Starzec, z którym rozmawiałem i wskazał na obraz Boga Ojca, który wisiał na wprost drzwi. Dopiero później mówi, że przyszedł ten Starzec znajomy i powiada: "Antoni przyszedłem po ciebie". Ojciec zeznaje, że jest to ktoś, kto ma prawo tak mówić, więc myśli, bo mówić nie mógł, prosi, by go zostawił, bo ma małe dzieci (a nas była spora gromadka). Na to Starzec, oparłszy się o rzeźbioną laskę, odpowiada: "Za to, żeś Mnie wykupił, odchodzę, drugi raz przyjdę". Był to jawny cud. Obraz Boga Ojca od tego czasu w naszej rodzinie uważany jest jako cudowny. Ojciec żył jeszcze przeszło dwadzieścia lat, dożył 77 lat i w roku 1905 zmarł cicho, spokojnie. Czy widział jeszcze przed śmiercią tego Starca - nie wiadomo.

    Po śmierci ojca obraz otrzymałem od brata mego, księdza, jako przeznaczony dla mnie przez - śp. Ojca i nigdy się z nim nie rozstawałem. W roku 1920, gdy musieliśmy zza Zbnicza uciekać, zamieszkałem z bratem moim, księdzem proboszczem w Warężu, pow. Sokalski, woj. Lwowskiego, który też musiał uciekać z Tarnonidy na Podolu, słynnej z cudownego obrazu Pana Jezusa Tarnorudzkiego, gdzie był proboszczem. Pewnego dnia rano wpada do nas p. Jadwiga Hulimkowa, kolatorka kościoła warężskiego, zwraca się do brata mego, księdza i mówi: "Księże Prałacie, dostałam depeszę, że matka moja jest bardzo chora, proszę mieć Mszę św. przed obrazem Boga Ojca na jej intencję". Brat natychmiast wziął obraz do kościoła i miał Mszę św. przed tym obrazem, a w kilka dni późnej przyjeżdża p. Hulimkowa uradowana, mówi, że tego dnia, jak była Msza święta, nastąpiło polepszenie i matka już prawie zdrowa.


    Drugi przykład. Pewnego dnia rano przyjeżdża p. Kruszewski z Chorobrowa i mówi: "Księże Prałacie, bardzo proszę mieć Mszę św. na intencję mojej żony, bardzo chorej, przed obrazem Boga Ojca". Brat zaraz miał Mszę św. na intencję p. Kruszewskiej, a w kilka dni później przyjechali oboje pp. Kruszewscy, prosząc o Mszę św. dziękczynną przed tym obrazem. Wielu znajomych znało historię tego obrazu i z wielką czcią odnosili się do niego. Nie dość na tym. Ile razy w naszej rodzinie była jaka choroba, jaka inna wielka bieda, prośba przed tym obrazem zawsze była wysłuchana. Wiele chorowałem w swoim życiu, przebyłem osiem operacji pod chloroformem, a profesorowie wątpili, czy żyć będę, a że wyszedłem z tego i żyję i chodzę, bo i to mi groziło, że w najlepszym razie chodzić nic będę, to wszystko zawdzięczam modłom zanoszonym podczas Mszy św. przez mego brata, księdza przed obrazem Boga Ojca.     Drugi obraz z odnalezionych: Pan Jezus w Ogrójcu, przepiękne malowidło, ojciec dał memu najstarszemu bratu i ten był zostawiony przez moją bratową, w Płoskirowie, na Podolu podczas ucieczki przed nawałą bolszewicką. Trzeci obraz Matka Boska karmiąca Dzieciątko Jezus, został zostawiony w Tarnorudzie w kościele przez śp. brata mego, proboszcza, który też musiał uciekać zza Zbrucza w 1920 roku. Jeszcze raz potwierdzam, że to co opisałem, nie jest żadnym wymysłem, a prawdą i to wszystko od śp. Rodziców moich wielokrotnie słyszałem, i co sam doznałem, i widziałem, i co pod przysięgą mogę potwierdzić.

Kielce - 1949 r. (-) Anastazy Rogowski


Imprimatur:Kuria Diecezjalna w Kielcach dn. 27 VI 1998 r. Nr OJ-162/98 Ks. Jan Szarek Wikariusz Generalny

Zgromadzenie Sióstr Sług Jezusa (niehabitowe)

Komentarz:

CZY BÓG OJCIEC MA BRODĘ?

Podobnie można zapytać, czy Duch Święty to gołębica? Z przedstawieniem wizerunku Boga Ojca jest pewien kłopot, ponieważ "Nikt nigdy Boga nie widział" (I J 4, 12).Przyjście Boga na świat pod postacią człowieka musiało zmienić  dotychczasowy zakaz przedstawiania podobizn i wyobrażeń Boga. Pierwsi  chrześcijanie w dalszym ciągu byli wierni zakazowi tworzenia obrazów  Boga, ale zaczęli malować, rzeźbić obrazy Wcielonego Boga, Jezusa  Chrystusa. Oczywiście tylko podobizny, wyobrażenia oparte na Ewangelii,  bo nikt ze współczesnych Jezusowi nie pozostawił nam wiernego portretu  Boga-Człowieka. Zachętę do sporządzania obrazów Jezusa dał  poniekąd sam Chrystus, mówiąc do swego ucznia Filipa: "Kto Mnie  zobaczył, zobaczył także i Ojca, bo ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie". Zachętę stanowią również słowa świętego Jana, który pouczał: Oznajmiamy wam Chrystusa, który istniał zanim powstał świat. My, Jego uczniowie  ujrzeliśmy Go własnymi oczami, słyszeliśmy jak do nas przemawiał i  dotykaliśmy Go naszymi rękami (por. l J l, 13). Sam Chrystus pozostawił swój wizerunek na Całunie czy Mandylionie (chusta z Manoppello). Cześć oddawana obrazom nie odnosi się do nich samych, ale do tych, których  przedstawiają, a ostatecznie do Boga; jest to więc kult względny (pośredni). Boga  adorujemy, świętych czcimy, a adoracja jest czymś innym od czci. Obraz  jest nosicielem łaski. Gdzie jest symbol Chrystusa, jest także On sam  swoją mocą. Pożytek kultu obrazów jest wieloraki: przypomina Boże  dobrodziejstwa, pobudza do pobożności, ułatwia modlitwę. Kult obrazów ma wartość duszpasterską. Obrazy podnoszą duszę naszą ku Bogu. Co do obrazów i figur Pana Jezusa, Matki Bożej czy Świętych sprawa jest zrozumiała tak przy przedstawieniu Boga Ojca już się komplikuje - szczególnie gdy jest przedstawiany jako siwy starzec z długą brodą. Bóg Ojciec jest całkowicie "duchowy", pozbawiony wszelkich rysów cielesności, nie daje żadnej absolutnie możliwości do przedstawienia Siebie... za wyjątkiem Słowa Wcielonego, Boga, który stał się człowiekiem, którego oglądano i dotykano (por.! J 1,1). Nikt przecież nie odkopał choćby najmniejszego śladu archeologicznego czy jakiegokolwiek niepodważalnego wizerunku Boga Ojca. Widzialnością Ojca jest Syn a niewidzialnością Syna jest Ojciec. Artyści również powstrzymywali się do przedstawiania wizerunku Boga Ojca z wyjątkami przedstawiania znaku pośredniego (ręka, oko). W Księdze Daniela czytamy:  "Patrzałem,   aż postawiono trony,   a Przedwieczny zajął miejsce.    Szata Jego była biała jak śnieg,   a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny.   Tron Jego był z ognistych płomieni,   jego koła - płonący ogień. (Dn 7,9)
Przedstawiony literacko obraz posłużył jako przedstawienie postaci Boga Ojca jako Starca - jako wizerunek Chrystusa "preegzystującego", co wyraża credo "zrodzony z Ojca przed wszystkimi wiekami", przy czym starość miała wyrażać Jego odwieczność, mądrość. Motyw Starca zaczerpnął Kościół Zachodni z Bizancjum około XII wieku, kiedy rozwija się ikonografia Trójcy Świętej. Postać Ojca zostaje świadomie ukazana inaczej od postaci Syna. Najbardziej znanym przykładem jest przedstawienie Boga Stwórcy w Kaplicy Sykstyńskiej. Wizerunki Boga Ojca jako Starca nie mają uzasadnienia teologicznego. Bóg Ojciec nie jest przecież stary, skoro jest przedwieczny. Nie ma brody, skoro jest Absolutem. Z Trzech osób Trójcy tylko Syn przyjął ciało.Naszymi zmysłami i wyobraźnią nie jesteśmy wstanie ogarnąć ani przedstawić Boga Ojca Wszechmogącego. Do poznania Ojca prowadzi nas Syn i kontemplując Jego Oblicze, spoglądamy niejako w Oblicze Ojca - całej Trójcy. Należy zatem pamiętać, że wizerunek Boga Ojca Staruszka jest tylko wyobrażeniem plastycznym. Obrazom nie oddaje się czci religijnej ze względu na nie same jako na  rzeczy, ale dlatego, że prowadzą nas ku Bogu. A zatem cześć obrazów jako obrazów nie zatrzymuje się na  nich, ale zmierza ku temu, kogo przedstawiają. Prawda o tajemnicy Trójcy Przenajświętszej jest dla nas o tyle istotna,  że przedstawia Pana Boga, jakim jest sam w sobie. Pan Bóg jest jeden w  swojej naturze, ale w trzech osobach. Osoby Boskie różnią się między  sobą rzeczywiście tak, że jedna osoba nie jest osobą drugą. Nie różnią  się jednak naturą ani też przymiotami, ani też działaniem, które jest  wspólne. Mają wspólną naturę Bożą, wszystkie przymioty i działania Boże. Osoby różnią się między sobą jedynie pochodzeniem: Bóg Ojciec nie  pochodzi od nikogo, Syn Boży pochodzi przez odwieczne i duchowe  zrodzenie od Ojca, Duch Święty pochodzi przez wspólne tchnienie miłości  Ojca i Syna. Pierwszą osobę wyróżnia ojcostwo, drugą osobę - synostwo, a trzecią - pochodzenie od Ojca i Syna. Gdy s. Łucja przebywająca w klasztorze w Tuy miała wizję Trójcy Przenajświętszej opisując ją przedstawiła w następujący sposób: " Na ołtarzu pojawił się jasny krzyż sięgający aż do sufitu. W jaśniejszym  świetle można było zobaczyć w górnej części krzyża oblicze i górną  część ciała człowieka. Nad piersią człowieka był gołąbek, również ze  światła. A do krzyża przybite ciało drugiego człowieka. W powietrzu  wisiał kielich i wielka Hostia, na którą spadały krople krwi z oblicza  Ukrzyżowanego i z jednej rany piersiowej...Zrozumiałam, że mi została przekazana tajemnica Trójcy Przenajświętszej. I otrzymałam natchnienie na temat tej tajemnicy, którego mi jednak nie  wolno wyjawić." Łucja użyła sformułowania "człowiek" opisując Osoby w wizji. I w tym przypadku malarz, który próbował urzeczywistnić wizję na płótnie posłużył się tą samą wyobraźnia, która do nas przemawia.  Gdy rozważamy wizerunek Boga Ojca z kaplicy sióstr Sług Jezusa z Kielc można wnioskować, że Bogu Ojcu miły jest Jego Wizerunek, ułatwiający nam kontakt osobowy z Nim - naszym Ojcem. Bóg Ojciec potwierdza to  szczodrobliwością łask.




















opr.własne

Starajmy się wielbić Boga w każdej czynności


Św. Jan Maria Vianney


Starajmy się wielbić Boga w każdej czynności


Data publikacji: 2013-08-02 13:00

Data aktualizacji: 2013-08-02 16:11:00


Starajmy się wielbić Boga w każdej czynności




Kochamy Boga naprawdę wtedy, kiedy staramy się Mu  podobać we wszystkim, co robimy.
Św. Ignacy miał tak wielkie  pragnienie oglądania Boga, że kiedy zastanawiał się nad śmiercią, płakał z  radości. Nie należy co prawda prosić ani o dłuższe życie, ani o śmierć. Ale nie  jest grzechem, jeśli ktoś pożąda śmierci dlatego, żeby móc prędzej oglądać Boga  twarzą w twarz. Ten sam św. Ignacy dodawał, że chociaż pożąda śmierci, to  przecież chciałby pozostać na ziemi tak długo, jak długo podobałoby się to Bogu.  Pragnął on zbawienia dusz tak bardzo, że pewnego dnia, kiedy nie mógł nawrócić  jakiegoś zatwardziałego grzesznika, zanurzył się po szyję w zamarzniętym stawie,  żeby tamtemu wyjednać u Boga łaskę nawrócenia. Kiedy szedł do Paryża, jeden z  jego uczniów zabrał mu wszystkie pieniądze. Uczeń ten zachorował później w  Rouen, a św. Ignacy na wieść o tym opuścił Paryż i pieszo, bez butów, udał się  do łoża chorego, żeby mu wyprosić zdrowie, mimo że w sercu mógł mieć do niego  żal z powodu zabranych pieniędzy.

Powiedzcie, bracia: czy to nie jest doskonała miłość? A  wam się wydaje, że robicie bardzo dużo, kiedy komuś przebaczacie. Kochajmy  wszyscy Boga i bliźniego – do tego nie trzeba ani bogactw, ani nauki. Serce ma  każdy, a do miłości Bożej to wystarcza.

Dwóch pustelników przez dłuższy czas prosiło kiedyś Boga  o łaskę wiernego służenia Mu i kochania Go – przecież dla tego celu porzucili  świat. W czasie modlitwy usłyszeli głos, który wezwał ich, by poszli do  Aleksandrii, gdzie znajdą człowieka imieniem Eucharystes i jego żonę Marię,  którzy służą wiernie Bogu; od nich mieli się nauczyć, jak doskonale miłować.  Uszczęśliwieni tym natchnieniem, wybierają się więc do Aleksandrii.
Po  przybyciu na miejsce, przez kilka dni rozpytują się o te święte osoby, ale nie  mogą ich znaleźć. Już mieli wracać na pustynię, sądząc, że głos, który słyszeli,  był zwodniczy. Nagle w progu mieszkania spostrzegli jakąś niewiastę, spytali ją  więc, czy nie zna przypadkiem człowieka imieniem Eucharystes.
To  mój mąż – odpowiedziała niewiasta.
A ty się nazywasz  Maria? – dopytywali się pustelnicy. – Kto wam powiedział, jak  mam na imię?

Głos nadprzyrodzony. Przybyliśmy tu, żeby odbyć z  wami rozmowę.
Wieczorem powrócił do domu mąż tej niewiasty,  prowadząc maleńką trzodę baranów. Pustelnicy powitali go i poprosili, żeby im  opowiedział o swoim sposobie życia.
Ach, ojcowie, przecież ja  jestem biedny pasterz!
Nie o to pytamy; powiedz, w jaki  sposób żyjecie i jak służycie dobremu Bogu?

Ojcowie, to raczej wy mnie pouczcie, jak trzeba  służyć Bogu, bom ja ubogi i nieoświecony prostak. Mniejsza o  to! – oni na to. – Z polecenia Bożego przyszliśmy cię zapytać, jak  oboje z żoną służycie Bogu.
Więc dobrze, opowiem wam. Miałem  bogobojną matkę, która od młodości zachęcała mnie, żebym wszystko robił i  wszystko znosił z miłości do Boga. Przyjmuję też chętnie uwagi, jakie mi ludzie  robią; wszystko odnoszę do Boga. Wstaję rano, odmawiam modlitwy i pracuję z  miłości ku Bogu. Na spoczynek udaję się również z miłości ku Niemu. Z tych  samych pobudek cierpię głód, pragnienie, zimno i gorąco, znoszę choroby i  wszelkie dolegliwości. Dzieci nie mam; z żoną żyję zawsze w wielkiej zgodzie jak  z siostrą. Oto sposób postępowania mój i mojej żony. Pustelnicy z  podziwem popatrzyli na te miłe Bogu dusze i spytali jeszcze, czy mają oni jakiś  majątek.
Mało posiadam; ta trzódka, którą odziedziczyłem po ojcu,  zupełnie mi wystarcza. Moje skromne dochody dzielę na trzy części: jedną daję  kościołowi, drugą ubogim, a reszta służy na utrzymanie moje i mojej żony.  Odżywiam się skromnie; nigdy się jednak nie żalę, wszystko znoszę z miłości ku  Bogu.
– Czy masz jakichś nieprzyjaciół? – pytali jeszcze  pustelnicy.
Ach, ojcowie, kto by ich nie miał! Chociaż ich mam, to  jednak staram się im przy każdej sposobności wyświadczać jakieś przysługi, a sam  nikomu nie wyrządzam krzywdy.

Wysłuchawszy tego wszystkiego pustelnicy wrócili do domu,  bardzo zadowoleni, że pokazano im tak łatwy sposób podobania się Bogu i  uświęcenia się.

Widzicie stąd, bracia, że jeśli chce się kochać Boga i  bliźniego, nie trzeba wcale być ani uczonym, ani mądrym – we wszystkich  uczynkach trzeba tylko szukać chwały Bożej i wszystkim świadczyć dobro – tak  samo złym, jak i dobrym.
Niech naszym wzorem będzie Jezus Chrystus,  który umiłował wszystkich ludzi, nie wyłączając Swoich katów. Patrzcie, jak  prosi dla nich o przebaczenie i miłosierdzie! Także i za nich ofiaruje Swoją  mękę i śmierć. Jeżeli nie mamy cnoty miłości, to nie mamy niczego – jesteśmy  chrześcijanami tylko z pozoru. Jeżeli nie będziemy kochali wszystkich ludzi –  nawet największych nieprzyjaciół – to pójdziemy na potępienie. A ponieważ,  bracia moi, ta piękna cnota jest darem niebios, módlmy się o nią gorąco, a wtedy  na pewno ją otrzymamy. A kiedy posiądziemy cnotę miłości, będziemy podobać się  Bogu i zapewnimy sobie niebo.
Św. Jan Maria Vianney, Kazania  proboszcza z Ars, VIATOR, Warszawa 1999, s. 299-301


Read more: http://www.pch24.pl/starajmy-sie-wielbic-boga-w-kazdej-czynnosci,5853,i.html#ixzz2b7gsmy3v