niedziela, 31 marca 2013

Nie został wskrzeszony -zmartwychwstał !


Plinio Corrêa de Oliveira


Nie został wskrzeszony - zmartwychwstał!


Data publikacji: 2013-03-31 09:00

Data aktualizacji: 2013-03-31 10:30:00


Nie został wskrzeszony - zmartwychwstał!




Zmartwychwstanie reprezentuje wieczny i ostateczny triumf naszego  Pana Jezusa Chrystusa, całkowitą klęskę Jego przeciwników i jest największym  argumentem naszej wiary. Św. Paweł powiedział, że gdyby Chrystus nie  zmartwychwstał, próżna byłaby nasza wiara. To na nadprzyrodzonym fakcie  Zmartwychwstania opierają się fundamenty naszej wiary. Poświęćmy zatem tak  ważnej sprawie nasze dzisiejsze rozważania.

*  *  *


Chrystus, nasz Pan, nie został wskrzeszony: zmartwychwstał. Łazarz został  wskrzeszony z martwych. Ktoś inny, czyli Pan Jezus, wezwał go z otchłani śmierci  do życia. Naszego Boskiego Odkupiciela nikt nie wskrzeszał: On zmartwychwstał  własną mocą. Nie potrzebował, aby ktokolwiek wezwał Go do życia. Wziął je sobie  ponownie, gdy tego zechciał.

Wszystko to, co odnosi się do naszego Pana, ma swoje analogiczne  zastosowanie w Świętym Kościele Katolickim. Często w historii Kościoła widzimy,  że ilekroć zdawał się on być nieodwołalnie zgubiony, a wszystkie symptomy  zbliżającej się katastrofy zdawały się podminowywać jego organizm, zawsze  następowały wydarzenia, które go podtrzymywały przy życiu wbrew wszelkim  oczekiwaniom jego wrogów. Co ciekawe, czasami to nie przyjaciele Świętego  Kościoła przychodzą mu z pomocą, tylko właśnie jego wrogowie. Czyż właśnie w tak  pełnej niepokoju epoce, jaką dla katolicyzmu były czasy Napoleona, nie miał  miejsca przedziwny epizod obrad konklawe, które wybrało Piusa VII pod ochroną  wojsk rosyjskich, schizmatyckich przecież i podporządkowanych schizmatyckiemu  władcy? W Rosji praktykowanie religii katolickiej było skrępowane wieloma  zakazami na tysiąc sposobów. Wojska tego kraju zapewniały tymczasem we Włoszech  wolny wybór papieża, właśnie w momencie, gdy wakat na tronie Piotrowym  przyniósłby Świętemu Kościołowi, z punktu widzenia ludzkiego, takie szkody, z  których być może nigdy nie mógłby się już podnieść.

Takie są cudowne środki, do jakich ucieka się Opatrzność, aby pokazać, że  to Ona sprawuje najwyższą władzę nad wszystkimi rzeczami. Jednakże nie myślmy,  że Kościół zawdzięcza swoje ocalenie Konstantynowi, Karolowi Wielkiemu, Janowi  Austriackiemu czy wojskom rosyjskim. Bowiem nawet wtedy, gdy zdaje się on być  zupełnie opuszczony, a nawet wówczas, gdy zdaje się brakować mu tych najbardziej  niezbędnych zwycięskich środków ziemskiego porządku, bądźmy pewni, że Święty  Kościół nie zginie. Tak jak Pan nasz Jezus Chrystus, podniesie się On własnymi  siłami, siłami Boskimi. I im bardziej niewytłumaczalne, z ludzkiego punktu  widzenia, pozorne zmartwychwstanie Kościoła – pozorne zaznaczmy, ponieważ śmierć  Kościoła nigdy nie będzie rzeczywista, w przeciwieństwie do śmierci naszego Pana  – tym chwalebniejsze będzie zwycięstwo.

Zatem w tych ciemnych i pełnych zamętu dniach – ufajmy. Lecz ufajmy nie w  potęgę takiego czy innego mocarstwa, tego czy innego człowieka, ten czy inny  kierunek ideologiczny, aby dokonać reintegracji wszystkich rzeczy w Królestwie  Chrystusa, lecz w Opatrzność Bożą, która zmusi ponownie morze do rozstąpienia  się, poruszy góry i zatrzęsie całą ziemią. Stałoby się tak, gdyby było to  konieczne do wypełnienia się Boskiej obietnicy: „bramy piekielne go nie  przemogą”.

*  *  *


Tego spokojnego przekonania o potędze Kościoła, spokojnego spokojem  wynikającym z nadprzyrodzonego ducha, a nie z jakiejś obojętności czy gnuśności,  możemy nabrać stojąc u stóp Matki Bożej. Tylko ona zachowała nienaruszoną wiarę,  gdy wszystkie okoliczności zdawały się wskazywać na całkowitą klęskę Jej  Boskiego Syna. Po zdjęciu z krzyża Ciała Chrystusa, przelaniu przez oprawców nie  tylko ostatniej kropli krwi, lecz także i wody, po przekonaniu się o Jego  śmierci, nie tylko poprzez świadectwo rzymskich legionistów, lecz także samych  wiernych uczniów, którzy przystąpili do przygotowywania pogrzebu, po zamknięciu  grobu ogromnym kamieniem, mającym być pieczęcią nie do przebycia, wszystko  wydawało się stracone. Lecz Przenajświętsza Maryja Panna wierzyła i ufała. Jej  wiara pozostała tak pewna, tak pełna spokoju, tak zwyczajna w tych dniach  największego smutku, jak w każdej innej chwili Jej życia. Ona wiedziała, że On  zmartwychwstanie. Żadna wątpliwość, nawet najmniejsza, nie zmąciła spokoju Jej  ducha. To u Jej stóp zatem powinniśmy błagać aby uzyskać tę stałość wiary. I tym  duchem powinno kierować się nasze najwyższe pragnienie rozwoju życia duchowego.  Pośredniczka wszystkich łask, wzór wszelkich cnót, Matka Boża dla pozyskania  tego nie odmówi nam żadnej łaski, o którą Ją poprosimy.

*  *  *


Wielu komentowało i… uśmiechało się mówiąc o niechęci św. Tomasza do uznania  Zmartwychwstania. Być może jest w tych komentarzach nieco przesady. Ale raczej  pewne jest, że dzisiaj mamy przed oczami przykłady braku wiary o wiele bardziej  uporczywe niż ten, który charakteryzował Apostoła. Rzeczywiście, św. Tomasz  powiedział, że musi dotknąć własnymi rękami naszego Pana, aby w Niego uwierzyć.  Lecz widząc Go uwierzył, jeszcze zanim Go dotknął. Święty Augustyn widzi w  początkowym oporze Apostoła zrządzenie opatrznościowe. Mówi święty Doktor z  Hippony, że cały świat zawisł na palcu świętego Tomasza i że cała jego wielka  skrupulatność w sprawach wiary służy za gwarancję wszystkim duszom trwożliwym we  wszystkich epokach, że Zmartwychwstanie naprawdę było faktem obiektywnym, a nie  wytworem rozgorączkowanej wyobraźni. W każdym razie, faktem jest, że św. Tomasz  uwierzył w to, co zobaczył. A ilu jest w naszych czasach tych, co widzą i nie  wierzą?

Mamy przykład tej uporczywej niewiary w tym, co mówi się na temat cudów  mających miejsce w Lourdes, a także o przypadku Teresy Neumann z Ronersreuth czy  Fatimie. Wiemy, że chodzi tu o ewidentne cuda. W Lourdes istnieje gabinet  zaświadczeń medycznych, w którym rejestruje się wyłącznie nagłe wyleczenia  prawdziwych chorób, nie jakichś urojeń, mogących być wyleczonymi za pomocą  sugestii. Dowody wymagane jako potwierdzenie autentyczności choroby, to po  pierwsze badanie lekarskie pacjenta, przeprowadzone zanim wejdzie on do cudownej  wody, po drugie zanim się tam uda, przedstawienie dokumentów lekarskich  dotyczących danego przypadku, radiografii, analiz laboratoryjnych, etc. W całym  tym procesie wstępnym mogą wziąć udział dowolni lekarze, będący przejazdem w  Lourdes, i mogą oni zażądać przeprowadzenia osobistego badania chorego, wyników  prześwietleń i badań laboratoryjnych, które ma przy sobie. Wreszcie po  stwierdzeniu przypadku wyleczenia musi on zostać poddany obserwacji w takim  samym procesie, jakiemu poddane było badanie choroby. Jest ono uważane  rzeczywiście za cudowne, gdy po dłuższym czasie nie nastąpi nawrót choroby.  Tutaj mamy do czynienia z faktami. Sugestia? Aby wyeliminować jakąkolwiek  wątpliwość w tym względzie, wskazuje się na przypadki uzdrowień, które  odnotowano u małych dzieci, jeszcze nieświadomych ze względu na ich młody wiek i  niemożność ulegania sugestiom. Jaka jest odpowiedź na to wszystko? Kto znajdzie  w sobie tyle szlachetności, aby uczynić jak św. Tomasz, w obliczu pewnej prawdy  upaść na kolana i obwieścić ją otwarcie?

Wydaje się, że Pan Jezus zwielokrotnia cuda w miarę, jak wzrasta  bezbożność. Przykład Teresy Neumann, Lourdes, Fatimy, co jeszcze? Ilu ludzi wie  o tych przypadkach? I kto ma odwagę przystąpić do poważnych, bezstronnych i  pewnych badań, zanim zaneguje te cuda?

*  *  *


Podziw wzbudza sposób, w jaki Chrystus Pan przeniknął do zamkniętej sali,  w której zgromadzeni byli Apostołowie i ukazał się tam ich oczom. Poprzez ten  cud nasz Pan udowodnił, że dla Niego nie ma nieprzekraczalnych barier.

Żyjemy w epoce, w której wiele się mówi o „apostolacie przenikania”.  Pragnienie pracy apostolskiej przekonało wielu świeckich apostołów o  konieczności przenikania do nieodpowiednich, a nawet wręcz szkodliwych  środowisk, aby zanieść tam promieniujące światło naszego Pana Jezusa Chrystusa i  nawrócić dusze. Tradycja katolicka idzie w przeciwnym kierunku: żaden apostoł,  nie licząc absolutnie wyjątkowych, a więc i rzadkich sytuacji, nie ma prawa  wchodzić do środowisk, w których jego dusza może ponieść jakiś uszczerbek. Lecz  powstaje pytanie: któż więc ma ratować owe dusze, które przebywają w  środowiskach, gdzie nigdy nie sięgają wpływy katolickie, gdzie nigdy nie  przenika żadne słowo, żaden przykład, żadna iskierka nadprzyrodzonego? Są już  potępieni za życia? Czy już teraz przypada im w udziale piekło?

Podobnie jak nie ma murów materialnych mogących stawić opór naszemu Panu,  bowiem On przenika je wszystkie nawet ich nie niszcząc, tak również nie ma  barier, które powstrzymywałyby działanie łaski. Tam, gdzie walczący apostoł, z  powodu obowiązku moralnego, nie może wejść, tam przenika jednak, na tysiąc  sposobów, jakie tylko zna Bóg, Jego łaska. Czy to poprzez kazanie usłyszane w  radio, czy dobrą książkę, która zupełnie przypadkiem dostaje się w czyjeś ręce,  czy zwykły wizerunek święty, który można zobaczyć przechodząc ulicą obok  czyjegoś domu. Tym wszystkim i tysiącem innych narzędzi może posłużyć się łaska  Boża. I właśnie po to, aby przeniknęła ona do takich środowisk, istnieją:  modlitwa, umartwienie, życie duchowe, tysiąc razy bardziej przydatne niż  nieostrożne wejście tam apostoła. Złagodzą one gniew Boży. Przechylają szalę na  stronę miłosierdzia. Bowiem to one przenikają do środowisk, uważanych przez  wielu za odporne na działanie Boga. A hagiografia katolicka daje nam tego  niezliczone przykłady. Czyż nie było przypadku wspaniałego nawrócenia,  dokonanego na bezbożnym chłopaku, nagle poruszonym dobrymi uczuciami, gdy ten w  czasie karnawału założył na siebie dla żartu habit św. Franciszka? To sam wybryk  jego fantazji go nawrócił. Mądrość Boża może nawet wykorzystać czyjeś kpiny dla  dokonania nawróceń. Lecz o te nawrócenia należy się starać. Możemy je wywalczyć  bez żadnego ryzyka dla naszej duszy, łącząc nasze życie duchowe, nasze modlitwy  i ofiary z nieskończonymi zasługami naszego Pana Jezusa Chrystusa. Moim zdaniem  natomiast nie ma lepszego ani bardziej skutecznego apostolatu przenikania niż  ten, który realizują mniszki zakonów kontemplacyjnych, zamknięte nakazem swojej  Reguły Zakonnej w czterech ścianach klasztoru. Benedyktynki, kamedułki,  karmelitanki, dominikanki, wizytki, klaryski, sakramentki: oto prawdziwe  bohaterki apostolatu przenikania.

– A. M. D. G.


(„O Legionário”, nr 559,  25/4/1943)




Read more: http://www.pch24.pl/nie-zostal-wskrzeszony---zmartwychwstal-,1492,i.html#ixzz2P9cQ286z

piątek, 29 marca 2013

Chrystus,Król Miłości na Krzyżu







Chrystus, Król miłości na krzyżu




"Dziś sprowadź Mi ludzkość całą, a szczególnie wszystkich grzeszników, i zanurzaj ich w morzu miłosierdzia Mojego, a tym pocieszysz Mnie w gorzkim smutku, w jakim pogrąża Mnie utrata dusz."

Pierwszy dzień Nowenny do Miłosierdzia Bożego 

ks. Marian Bendyk
U ujścia rzeki Tag koło Lizbony wzniesiono gigantyczny pomnik Chrystusa Króla. Jest to trzydziestometrowa figura, którą umieszczono na cokole o wysokości 85 metrów. Jest to wotum wdzięczności za uchronienie Portugalii od nieszczęść II wojny światowej.

Posągi Chrystusa są wszędzie: na szczytach górskich i na dnie oceanów, na wieżach kościelnych i na grobach cmentarnych. Są one wyrazem wiary chrześcijan, że Chrystus jest Królem wszechświata. Wyrazem czci i wdzięczności wobec naszego Pana i Zbawcy. Jemu też dziś, w tę ostatnią niedzielę roku kościelnego, oddajemy nasz hołd i cześć.

W czasie, kiedy narody zrzucały z tronów królów, carów i cesarzy, papież Pius XI encykliką Quas primas z 11 grudnia 1925 roku ustanowił dla całego świata katolickiego uroczystość Chrystusa Króla. Ustanawiając ją, papież przypomniał całemu światu Boskość i inność Jezusowego królestwa. Chrystus nie jest bowiem Królem na wzór władców ziemskich. Nie doszukamy się u Niego znamion ziemskiej potęgi. On nie chce panować nad ludźmi przy pomocy siły, wojska czy policji. Chrystus chce panować w sercach ludzi, bo jest Królem prawdy i miłości. Pragnie, by zapanował na świecie Boży ład, Boża prawda, Boża sprawiedliwość, a przede wszystkim Boża miłość.

Zapowiedział i przewidział Go już prorok Daniel: „Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7,14).

Historia potwierdza prawdę przepowiedni proroka. Powstawały wielkie imperia, ale upadały. Tylko królestwo Chrystusa nie ulegnie zagładzie, jest wieczne i „bramy piekielne go nie przemogą”. Upadło potężne imperium rzymskie. Ten sam los spotkał imperium Majów, Azteków, Ottomanów, Greków, Chińczyków, wielkie imperium Japonii. W czasach nowożytnych upadły na przykład imperia Francji, Anglii, Rosji. Niektórzy z nas byli świadkami upadku nazistowskiego imperium Hitlera, a także komunistycznego imperium sowieckiego. Tylko królestwo Chrystusa jest wieczne.

Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty mówiła kiedyś, że nigdy nie zapomni spotkania z rodziną, do której należało kalekie dziecko. Zakonnica, wskazując na malucha, spytała, jak ma na imię. Usłyszała wówczas piękną i głęboką odpowiedź: „Nazywamy go «profesorem miłości», tyle przecież uczymy się od niego.

Dla nas „profesorem miłości” jest Chrystus. Miłość bowiem jest „sercem” Jego życia i nauczania. Ze wszystkich zaś czynów miłości, jakich nasz Zbawiciel dokonał na ziemi, żaden nie przemawia do nas bardziej, niż Jego śmierć na krzyżu. Sam powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

Każdy z nas chce i potrzebuje wiedzieć i czuć, że jest kochany. Jeżeli nie czujemy się kochani, wtedy nie potrafimy kochać innych. Dzieje się tak dlatego, że miłość jest właśnie dawaniem samego siebie. Kiedy zaś nie czujemy się wartościowi i kochani, boimy się dawać samych siebie innym. Nikt przecież nie daje tanich rzeczy czy rupieci komuś, kogo ceni i podziwia. „Przypuszczam, że jest nam trudniej, niż się na ogół sądzi, uwierzyć w to, że jesteśmy kochani, że jesteśmy przedmiotem niezmierzonej miłości. Trudniej jest mieć poczucie, że jest się kochanym, niż kochać”, napisał Rene Voillaume. Jezus, umierając za nas na krzyżu, dał nam niezwykle silny i czytelny znak, że jesteśmy przez Niego kochani, a przez to zdolni do kochania innych.

Chrystus, Król Miłości, umarł na krzyżu jak złoczyńca, byśmy byli zbawieni. Został skatowany, byśmy wszyscy zostali uleczeni. Zniósł nieludzkie upokorzenie, byśmy zostali wyniesieni. Został odrzucony przez ludzi, abyśmy zostali przyjęci przez Ojca w niebie. „W poczet złoczyńców został zaliczony”, abyśmy mogli zostać świętymi. Dał się „pokonać na krzyżu”, byśmy zostali zwycięzcami i razem z Nim zmartwychwstali i niebo osiągnęli.

„Miłość, która nie odradza się stale, stale umiera”, powiedział K. Gibran. Zaś kard. M. Faulhaber zauważył: „Najpiękniejszym podziękowaniem za dary Boże jest to, że je daję innym”. Kochajmy zatem innych i dzielmy się z nimi tym, co od Boga otrzymujemy. Będzie to z naszej strony najlepsze podziękowanie dla Chrystusa Króla za niepojętą miłość ku nam.

Zakończmy to rozważanie słowami poety:

Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie: Żywot najczystszy – a więc godzien krzyża. I krzyż – lecz taki, co do gwiazd Twych zbliża – Najwyższe w świecie dałeś powołanie! Tchem dzieje świata Tyś przygiął jak kłosy, dla pełniejszego dla nas wszędzie żniwa; Ziemiś nam ujął – a spuścił niebiosy i serce Twoje nas zewsząd przykrywa. (Z. Krasiński)

Congregavit nos in unum Christi amor ________________________________








czwartek, 28 marca 2013

Środa przed Paschą -Maria Valtorta

15. ŚRODA PRZED PASCHĄ. CZĘŚĆ I: DZIEŃ. (1)


Napisane 2 kwietnia 1947 i 19 czerwca 1944. A, 11270-11345 i 2972-2979


[Por. Łk 19,47n] Jezus wchodzi do Świątyni jeszcze bardziej zatłoczonej niż w dni poprzednie. Dziś jest w Swej całkiem białej lnianej szacie. Dzień jest upalny.


Wchodzi na Dziedziniec Izraelitów, na modlitwę uwielbienia. Za Nim podąża grupa ludzi. Inni, w większości poganie, zajęli już najlepsze miejsca pod portykami. Nie mogąc iść poza pierwszy dziedziniec, za Portyk Pogan, skorzystali z tego, że Hebrajczycy poszli za Chrystusem, i zajęli najlepsze miejsca. Jednak przeszkadza im dość liczna grupa faryzeuszy. Zachowują się jak zawsze w sposób arogancki i torują sobie drogę siłą, chcąc podejść do Jezusa, pochylonego nad chorym. Czekają, aż go uzdrowi, potem wysyłają do Niego uczonego w Piśmie, aby Go wypytał.


W istocie krótko sprzeczali się między sobą, bo Joel, zwany Alamot, chciał iść porozmawiać z Nauczycielem. Lecz jeden z faryzeuszy przeciwstawił się temu, a inni stanęli po jego stronie, mówiąc:


«Nie. Wiadomo bowiem, że jesteś ze stronnictwa Rabbiego, choć działasz w ukryciu. Pozwól, by poszedł Uriasz...»


«Uriasz, nie – mówi inny młody uczony w Piśmie, którego w ogóle nie znam – Uriasz jest zbyt uszczypliwy. Wzburzyłby tłum. Ja idę.»


I nie słuchając więcej sprzeciwów, podchodzi do Nauczyciela, który żegna się z chorym, mówiąc mu:


«Miej wiarę. Jesteś uzdrowiony. Gorączka i ból już nigdy nie powrócą.»






[Por. Mt 22,34-40; Mk 12,28-34  Największe przykazanie]


«Nauczycielu, jakie jest największe z przykazań Prawa?»


Jezus, za którego plecami stanął mówiący, odwraca się i patrzy. Łagodny uśmiech rozświetla Mu twarz. Potem podnosi głowę, bo pochylił ją z powodu niskiego wzrostu uczonego w Piśmie, który w dodatku pozostaje w ukłonie, żeby oddać Mu cześć. Jezus spogląda na tłum, patrzy na grupę faryzeuszy i doktorów, dostrzega bladą twarz Joela, częściowo ukrytą za plecami potężnego i bogato odzianego faryzeusza. Uśmiech Zbawiciela staje się jeszcze bardziej widoczny. To jak światło, które głaszcze szlachetnego uczonego w Piśmie. Potem spuszcza głowę, by spojrzeć na Swego rozmówcę, i odpowiada mu:


«Pierwszym ze wszystkich przykazań jest: “Słuchaj, o Izraelu: Pan, nasz Bóg, jest Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twego z całego twego serca, z całej swojej duszy i ze wszystkich swych sił.” To jest pierwsze i najwyższe przykazanie. Drugie zaś jest jemu podobne: “Będziesz miłował twego bliźniego jak siebie samego”. Nie ma większych przykazań niż te. W nich zawiera się całe Prawo i prorocy.»


«Nauczycielu, odpowiedziałeś mądrze i prawdziwie. Jest tak, że Bóg jest jedyny i nie ma innych [bogów] poza Nim. Kochać Go całym sercem, całym rozumem, z całej duszy i ze wszystkich sił oraz kochać bliźniego jak siebie samego ma o wiele więcej wartości niż wszystkie całopalenia i wszystkie ofiary. Jestem całkowicie o tym przekonany, gdy rozmyślam nad słowami Dawida: “Tobie nie podobają się całopalenia. Ofiarą dla Boga jest duch skruszony”.»


«Nie jesteś daleko od Królestwa Bożego, pojąłeś bowiem, jaka ofiara całopalna jest miła Bogu.»


«Jakaż jednak ofiara całopalna jest najdoskonalsza?» – pyta z ożywieniem i ściszonym głosem uczony w Piśmie, jakby powierzał sekret.


Jezus promienieje miłością, sprawiając, że ta perła wpada do serca kogoś, kto otwiera się na Jego naukę, na naukę o Królestwie Bożym, i mówi, pochylając się ku niemu:


«Ofiarą całopalną doskonałą jest kochać jak samego siebie tych, którzy nas prześladują, i nie żywić urazy. Kto to spełni, ten posiądzie pokój. Powiedziano: łagodni posiądą ziemię i będą się cieszyć pokojem w obfitości. Zaprawdę powiadam ci, że ten, kto potrafi kochać swoich nieprzyjaciół, osiąga doskonałość i posiada Boga.»


Uczony w Piśmie żegna Go z szacunkiem i powraca do swej grupy, która wyrzuca Mu ściszonym głosem, że pochwalił Nauczyciela. Mówią do niego z gniewem:


«O cóż to pytałeś Go w sekrecie? Czy może zostałeś przez Niego zwiedziony?»


«Usłyszałem Ducha Bożego przemawiającego przez Jego usta.»


«Jesteś głupcem. Czy może wierzysz, że On jest Chrystusem?»


«Wierzę.»


«Zaprawdę, wkrótce ujrzymy puste szkoły naszych uczonych w Piśmie, a ich samych błąkających się w ślad za tym człowiekiem. A po czym poznajesz, że On jest Chrystusem?»


«Po czym? Nie wiem. Wiem i czuję, że On Nim jest.»


«Wariat!» – odwracają się do niego plecami, obrażeni.






[Por. Mt 22,41-45, Mk12,35-37, Łk 20,41-44: Mesjasy Synem Bożym]


Jezus obserwuje tę rozmowę i kiedy faryzeusze, urażeni, przechodzą przed Nim w zwartej grupie, aby odejść, przywołuje ich mówiąc:


«Posłuchajcie Mnie. Zapytam was o coś. Kim wam się wydaje Chrystus? Czyim jest synem?»


«Będzie synem Dawida» – odpowiadają, kładąc nacisk na “będzie”, bo chcą dać Mu do zrozumienia, że On dla nich nie jest Chrystusem.


«Dlaczego więc Dawid, natchniony przez Boga, nazywa Go Panem, mówiąc: “Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po mojej prawicy, aż Twych wrogów uczynię podnóżkiem dla stóp Twoich”? Jeśli więc Dawid nazywa Chrystusa ‘Panem’, jakże Chrystus może być jego synem?»


Nie wiedząc, co odpowiedzieć, oddalają się przeżuwając swą truciznę. Jezus przechodzi z miejsca, w którym był, cały ogarnięty słońcem, aby iść dalej, gdzie znajduje się otwór do Skarbca, blisko sali Gazofilacjum. Miejsce to, jeszcze w cieniu, zajmują rabini, którzy rozprawiają, mocno gestykulując. Zwracają się ku hebrajskim słuchaczom, których liczba rośnie w miarę, jak z upływem godzin do Świątyni przybywa coraz więcej ludzi.


Rabini usiłują swymi przemowami obalić pouczenia Chrystusa, dawane w dni poprzednie i dzisiejszego ranka. Coraz bardziej też podnoszą głosy, gdy zwiększa się na ich oczach tłum wiernych. Rzeczywiście miejsce to, bardzo przestronne, mrowi się od ludzi, którzy chodzą tu i tam, we wszystkich kierunkach.


19 czerwca 1944. Dopiero dziś natarczywie ukazuje mi się kolejna wizja.


Na początku dostrzegam same dziedzińce i portyki, które rozpoznaję jako należące do Świątyni. Widzę też Jezusa, który wygląda jak cesarz, taki jest podniosły w Swej purpurowej szacie i w płaszczu, także czerwonym, lecz ciemniejszym. Wspiera się o ogromną czworokątną kolumnę, podtrzymującą łuk portyku.


Patrzy uważnie na mnie. Zatracam się w patrzeniu na Niego, ciesząc się, bo od dwóch dni wcale Go nie widziałam ani nie słyszałam. Wizja trwa długo. Dopóki trwa, dopóty nie piszę, bo to moja radość. Teraz jednak, gdy zauważam, że scena się ożywia, domyślam się, że coś się wydarzy, więc piszę.


Miejsce wypełnia się ludźmi chodzącymi we wszystkich kierunkach. Są kapłani i wierni, mężczyźni, niewiasty i dzieci. Jedni przechodzą, inni zatrzymują się, słuchają doktorów. Inni prowadzą baranki lub niosą gołąbki, udając się na jakieś miejsca, być może po to, by złożyć je w ofierze.


Jezus pozostaje, wsparty o kolumnę, patrzy i nic nie mówi. Apostołowie dwa razy stawiają Mu pytania, na które daje znakiem odpowiedź odmowną, nic przy tym nie mówiąc. Przygląda się z wielką uwagą. Wnioskuję z Jego zachowania, że wydaje się oceniać to, na co patrzy. Jego spojrzenie i cała twarz przypomina mi Jego wygląd w wizji Raju, kiedy osądzał dusze w czasie sądu szczegółowego. Teraz oczywiście to jest Jezus - Człowiek, tam, był to Jezus Chwalebny, a więc uwielbiony. Jednak zmiany wyrazu Jego oblicza, uważnie obserwującego, są takie same. Jest poważny, badający. Czasem jest to surowość, która wywołuje drżenie u najbardziej zuchwałego, czasem zaś jest łagodny, smutno uśmiechnięty, tak że Jego uśmiech wydaje się pieszczotą. Wydaje się niczego nie słuchać, lecz na pewno wszystko słyszy.


Z grupy oddalonej o kilka metrów, zgromadzonej wokół jakiegoś doktora, podnosi się nosowy głos, który ogłasza:


«Ważniejsze od każdego innego przykazania jest to: niech wszystko, co należy do Świątyni, przyjdzie do Świątyni. Świątynia jest ponad ojcem i matką. Jeśli więc ktoś chce dać na Chwałę Pana wszystko, co posiada, może to uczynić i będzie za to błogosławiony, bo nie ma [więzów] krwi ani uczucia wyższych nad Świątynię...»


Jezus odwraca wolno głowę w tym kierunku i patrzy z wyrazem twarzy... który nie chciałabym, aby odnosił się do mnie. Wydaje się, że patrzy na wszystkich. Niski, trzęsący się starzec zamierza wspiąć się po pięciu stopniach na coś w rodzaju tarasu, znajdującego się tuż obok Jezusa i wydającego się prowadzić na inny dziedziniec, bardziej wewnętrzny. Opiera się na lasce i niemal upada, potykając się o swą szatę. Jezus wyciąga do niego rękę, chwyta go i podtrzymuje. Puszcza dopiero wtedy, gdy widzi, że [stoi] już pewnie. Staruszek podnosi pomarszczoną twarz, patrzy na swego wielkiego wybawiciela i szepcze słowo błogosławieństwa. Jezus uśmiecha się i głaszcze jego prawie łysą głowę. Potem wraca pod kolumnę. Jeszcze raz odchodzi, ażeby podnieść płaczące dziecko, które wyrwało się z matczynej ręki i upadło na twarz dokładnie u Jego stóp, przy pierwszym stopniu. Podnosi je, głaszcze, pociesza. Matka, zmieszana, dziękuje Mu. Jezus uśmiecha się do niej także i oddaje dziecko.


Nie uśmiecha się jednak, gdy przechodzi nadęty pychą faryzeusz, ani wtedy gdy przechodzą w grupie uczeni w Piśmie i inni, o których nie wiem nawet, kim są. Grupa ta pozdrawia Go wielkimi gestami i ukłonami. Jezus patrzy na nich tak uważnie, iż wydaje się ich przeszywać. Pozdrawia ich, lecz chłodno. Jest surowy. Przechodzi też kapłan. Musi to być jakaś wielka osobistość, bo tłum się rozstępuje i pozdrawia go, a on przechodzi nadęty jak paw. Jezus towarzyszy mu długim spojrzeniem, takim, że – choć pełen jest pychy – spuszcza głowę. Nie pozdrawia Jezusa, lecz nie wytrzymuje Jego spojrzenia.






[Por. Mk 12, 41-44; Łk 21,1-4: Grosz wdowi]


Jezus przestaje na niego patrzeć, aby przyjrzeć się niskiej, ubogiej niewieście, ubranej w ciemnokasztanową szatę. Wchodzi po schodach, zawstydzona, i udaje się w stronę muru, gdzie znajdują się głowy lwów i różnych innych zwierząt z otwartymi paszczami. Wielu innych tam idzie, lecz Jezus wydaje się nimi nie zajmować. Śledzi wzrokiem postępowanie niewiasty. Spogląda na nią ze współczuciem, które zmienia się w wielką łagodność, gdy widzi, jak niewiasta wyciąga rękę i wrzuca coś do kamiennej paszczy jednego z tamtych lwów. Kiedy biedaczka, odchodząc, przechodzi blisko Jezusa, On odzywa się pierwszy:


«Pokój z tobą, niewiasto.» 


Ta, zaskoczona, podnosi osłupiałą twarz.


«Pokój z tobą – powtarza Jezus. – Idź, bo Najwyższy cię błogosławi.»


Uboga niewiasta stoi jak urzeczona, potem szepcze pozdrowienie i odchodzi.


«Ona jest szczęśliwa w swoim nieszczęściu – mówi Jezus, porzucając Swe milczenie. – Teraz jest szczęśliwa, bo towarzyszy jej Boże błogosławieństwo. Posłuchajcie, przyjaciele, i wy, którzy stoicie wokół Mnie. Widzicie tę niewiastę? Dała tylko dwa małe pieniążki, tyle, że nie wystarczy, by kupić jedzenia dla wróbla trzymanego w klatce. A jednak dała więcej niż wszyscy ci, którzy – odkąd otwarła się Świątynia o świcie – wrzucili swoje ofiary do Skarbca Świątyni.


Posłuchajcie. Widziałem wielu bogatych, jak wrzucali do tego otworu sumy, które byłyby zdolne wyżywić ją przez rok i przyodziać jej ubóstwo, które jest stosowne tylko dlatego, że ona jest uczciwa. Widziałem, jak bogaci wrzucali tam do wnętrza – z dostrzegalnym zadowoleniem – sumy, które mogłyby sycić biednych Miasta Świętego przez jeden lub więcej dni i skłaniać ich do uwielbiania Pana. Ale zaprawdę powiadam wam, że nikt nie dał więcej od niej. Jej dar to miłość, [dar] kogoś innego nią nie jest. Jej [dar] jest hojnością. Inny nią nie jest. Jej – jest ofiarą. Inny nią nie jest. Ta niewiasta dziś nie będzie jadła, bo nie ma już nic. Najpierw będzie musiała pracować dla zapłaty, aby móc chlebem zaspokoić głód. Nie ma w zapasie bogactw, nie ma krewnych, którzy by na nią zarabiali. Jest sama. Bóg odebrał jej rodziców, męża i synów, odebrał jej tę odrobinę dobra, którą jej pozostawili – a bardziej niż Bóg odebrali ją jej ludzie. Ci ludzie, którzy teraz z wielkimi gestami – widzicie? – nadal wrzucają to, co im zbywa. Wiele z tego wydarto w lichwiarski sposób biednym rękom słabych i głodnych. Tamci mówią, że nie ma [więzów] krwi ani uczuć wyższych niż [miłość do] Świątyni, i w ten sposób uczą, by nie kochać bliźniego. Ja zaś powiadam wam, że ponad Świątynią jest miłość. Prawem Bożym jest miłość i nie kocha ten, kto nie ma litości dla bliźniego. Zbędny pieniądz, pieniądz zhańbiony przez lichwę, przez zawziętość, nieczułość, przez obłudę, nie wyśpiewuje chwały Bogu i nie przyciąga niebieskiego błogosławieństwa na dawcę. Bóg go odrzuca. Skrzynia się napełnia, lecz nie jest to złoto na kadzidło. Jest błotem zatapiającym was, o słudzy, którzy nie służycie Bogu, lecz waszym interesom; jest powrozem, który was dusi, o doktorzy, przekazujący własne doktryny; jest trucizną niszczącą resztę posiadanej przez was duszy, o faryzeusze. Bóg nie chce tego, co jest okruchem. Nie bądźcie Kainami. Bóg nie chce tego, co jest owocem zatwardziałości. Bóg nie chce tego, co – wznosząc głos ze łzami – mówi: “Miałem nasycić głodnego, lecz zostało mu to odmówione, aby popisać się tu, we wnętrzu [Świątyni]. Miałem pomóc staremu ojcu, upadającej matce, lecz zostało im to odmówione, bo nie byłoby znane światu, a ja muszę trąbić, aby świat zobaczył dawcę”. Nie, rabbi, który nauczasz, że można resztki dawać Bogu i że jest godziwe odmówić ojcu lub matce, aby dać Bogu. Pierwsze przykazanie jest: “Miłuj Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim rozumem, wszystkimi swymi siłami”. Dlatego nie to, co zbędne, lecz to, co jest naszą krwią, trzeba Mu dawać, lubiąc cierpieć dla Niego. Cierpieć, a nie zadawać cierpienie. A jeśli dawanie wiele kosztuje – bo wyzbywanie się bogactw jest niemiłe, a skarbem jest serce człowieka, zepsute z natury – właśnie dlatego, że kosztuje, trzeba [to] dawać. [Tego wymaga] sprawiedliwość, wszystko bowiem co się ma, posiada się z dobroci Bożej. [Tego wymaga] miłość: jest bowiem dowodem miłości umiłowanie ponoszenia ofiar, aby dać radość temu, kogo się kocha. Cierpieć, by ofiarować. Cierpieć. Nie zadawać cierpienia, powtarzam. Drugie bowiem przykazanie mówi: “Miłuj swojego bliźniego, jak siebie samego”. I prawo wyszczególnia, że po Bogu i rodzicach jest bliźni, któremu należy okazywać cześć i pomagać. Dlatego też zaprawdę powiadam wam, że ta biedna niewiasta zrozumiała Prawo lepiej niż mędrcy i jest usprawiedliwiona bardziej niż każdy inny i błogosławiona, gdyż w swoim ubóstwie dała Bogu wszystko. Wy zaś dajecie to, co wam zbywa, aby ludzie wyżej was cenili. Wiem, że Mnie nienawidzicie, bo tak mówię. Ale dopóki te usta potrafią mówić, będą mówić w taki sposób. Łączycie waszą nienawiść do Mnie z pogardą dla tej biedaczki, którą Ja wychwalam. Ale nie sądźcie, że zrobicie z tych dwóch kamieni podwójny piedestał dla waszej pychy. Będą kamieniami młyńskimi, które was zetrą.


Chodźmy. Pozwólmy, by żmije się kąsały wzajemnie, zwiększając swój jad. Kto jest czysty, dobry, pokorny, skruszony i pragnie poznać prawdziwe oblicze Boga, niech idzie za Mną.»


Jezus mówi:


«A ty, której już nic nie zostaje, bo wszystko Mi dałaś, daj Mi te dwa ostatnie pieniążki. Wobec wszystkiego, co Mi dałaś, wydadzą się dla obcych niczym. Dla ciebie jednak, która masz już tylko to, one są wszystkim. Włóż je w ręce twego Pana. I nie płacz albo przynajmniej nie płacz sama. Płacz ze Mną, bo jestem Jedynym, który może cię zrozumieć i który cię rozumie, bez zaciemnienia przez ludzką naturę, będącego zawsze obłudną zasłoną dla prawdy.”







[Por. Mt 23,1-12, Mk 12,38-40, Łk 20,45-47: Ostrzeżenie przed uczonymi w Piśmie]

Apostołowie, uczniowie i tłum idą za Jezusem w zwartych grupach. On zaś powraca do miejsca pierwszego obrębu murów świątynnych, znajdującego się już niemal w ich cieniu. Jest tam nieco chłodu w ten bardzo upalny dzień. Ponieważ podłoże jest zryte kopytami zwierząt, usiane kamieniami, których używają handlarze i wymieniający pieniądze dla ustawienia swych ogrodzeń lub namiotów, izraelscy nauczyciele tutaj nie przychodzą. Pozwolili, by powstało targowisko w Świątyni, lecz czują odrazę przed dotknięciem podeszwami swych sandałów tych miejsc, gdzie znajdują się źle zatarte ślady czworonogów, które przed kilkoma dniami zostały stąd usunięte...


Jezus nie odczuwa wstrętu i chroni się tam, w gronie licznych słuchaczy. Przed rozpoczęciem mowy, wzywa do Siebie apostołów i mówi im:


«Przyjdźcie i posłuchajcie dobrze. Wczoraj chcieliście wiedzieć o wielu sprawach, o których powiem wam teraz. Wczoraj robiłem do nich dalekie odniesienia, gdy odpoczywaliśmy w ogrodzie Józefa. Słuchajcie więc uważnie, bo są to wielkie pouczenia dla wszystkich, a zwłaszcza dla was, Moi słudzy i Moi następcy.


Słuchajcie. Na katedrze Mojżesza zasiedli we właściwym czasie uczeni w Piśmie i faryzeusze. Smutne to były godziny dla Ojczyzny. Skończyło się wtedy wygnanie do Babilonii i państwo zostało odbudowane dzięki wspaniałomyślności Cyrusa. Przywódcy ludu odczuwali konieczność odrodzenia również kultu i znajomości Prawa. Biada bowiem narodowi nie mającemu ich dla swojej obrony, jako przewodników oraz jako wsparcia przeciwko najpotężniejszym nieprzyjaciołom państwa, którymi są: niemoralność obywateli, bunt przeciwko przywódcom, brak jedności między różnymi klasami i ugrupowaniami, grzechy przeciwko Bogu i przeciwko bliźniemu, zanik religijności – wszystkie elementy powodujące rozpad same przez siebie i z powodu kar niebios, które sprowadzają!


Powstali więc uczeni w Piśmie lub doktorzy Prawa, aby móc wychowywać naród, który – mówiąc językiem chaldejskim, będącym spuścizną po trudnym wygnaniu – nie rozumiał już Pism napisanych w czystym języku hebrajskim. Powstali na pomoc kapłanom, nie wystarczająco licznym, by spełnić zadanie wychowywania tłumów. Laikat wykształcony i poświęcony oddawaniu czci Panu, przez niesienie Jego znajomości ludziom i przez prowadzenie ludzi do Niego, miał swą rację bytu i czynił też dobro. Pamiętajcie bowiem o tym, że nawet to, co z powodu słabości ludzkiej się zepsuło – jak było z laikatem, zepsutym w ciągu wieków – ma zawsze jakąś część dobrą i jakąś, przynajmniej początkową, rację bytu. Z tego powodu Najwyższy pozwala, by różne rzeczy powstały i trwały tak długo, aż – z powodu zdeprawowania, które doszło do szczytu – On je rozproszy.


Przyszła potem inna grupa, faryzeuszy, [powstałych] z przekształcenia stronnictwa asydejczyków. Pojawili się oni dla wspierania najbardziej rygorystyczną moralnością i nieugiętym posłuszeństwem Prawa Mojżeszowego i ducha niepodległościowego w naszym narodzie. [Stało się to wtedy,] gdy stronnictwo hellenistyczne, uformowane wskutek zwodzenia i nacisków rozpoczętych za czasów Antiocha Epifanesa, a szybko przekształconych w prześladowania tego, kto nie ustępował naciskom przebiegłego [króla], który bardziej niż na swe wojska liczył na zniszczenie wiary w sercach, aby zapanować w naszej Ojczyźnie, usiłując uczynić nas niewolnikami.


Pamiętajcie także o tym: obawiajcie się raczej łatwych przymierzy i pochlebstw jakiegoś cudzoziemca niż jego oddziałów. Jeśli bowiem będziecie wierni prawu Bożemu i Ojczyzny, zwyciężycie – nawet jeśli otoczą was potężne wojska. Kiedy jednak będziecie zdeprawowani przez subtelną truciznę, daną jako miód upajający przez cudzoziemca, który snuje przeciw wam zamysły, Bóg was opuści z powodu waszych grzechów i zostaniecie zwyciężeni i ujarzmieni, nawet jeśli fałszywy sprzymierzeniec nie wyda krwawej bitwy waszemu hufcowi. Biada temu, kto nie ma się na baczności jak czujny wartownik i nie odrzuca subtelnej zasadzki przebiegłego i fałszywego sąsiada, sprzymierzeńca lub władcy, który rozpoczyna swe panowanie w jednostkach, osłabiając ich serca i psując je, przy pomocy praktyk i zwyczajów, które nie są nasze, które nie są święte i które przez to czynią nas niemiłymi Panu! Biada! Pamiętajcie o wszystkich konsekwencjach poniesionych przez Ojczyznę z powodu tego, że niektórzy jej synowie przejęli zwyczaje i praktyki od cudzoziemca, aby zjednać sobie jego samego i czerpać zyski. Dobrą rzeczą jest miłość do wszystkich, także do ludów, które nie są naszej wiary; które nie mają naszych zwyczajów; które nas nękały przez wieki. Jednak miłość do tych narodów, które są zawsze naszym bliźnim, nie powinna nas nigdy skłaniać do odrzucania Prawa Boga i Ojczyzny, z powodu spodziewania się jakiejś korzyści, wyłudzonej w ten sposób od sąsiadów. Nie. Cudzoziemcy gardzą tymi, którzy są służalcami zdolnymi nawet do wyparcia się najświętszych rzeczy Ojczyzny. To nie przez wyrzekanie się Ojca i Matki, Boga i Ojczyzny zdobywa się szacunek i wolność.


Dobrze zatem było, że we właściwym czasie powstali także faryzeusze, aby stawić tamę błotnistemu zalewowi zwyczajów i obcych praktyk. Powtarzam: każda rzecz, która powstaje i trwa, ma swoją rację bytu. I trzeba ją szanować przez to, co zrobiła, a nie przez to, co robi. Chociaż obecnie jest występna, człowiekowi nie przysługuje prawo obrażania jej, a jeszcze mniej – ranienia. Jest Ktoś, kto potrafi to uczynić. To Bóg oraz Ten, którego On posłał i który ma prawo i obowiązek otwierać Swe usta i wam otwierać oczy, abyście wy i oni poznali myśl Najwyższego i działali sprawiedliwie. Ja i nikt inny. Ja, bo mówię z nakazu Bożego. Ja, bo mogę mówić nie mając w Sobie żadnego z grzechów, które was gorszą, kiedy je widzicie popełniane przez uczonych w Piśmie i faryzeuszów, a które, kiedy możecie, także sami popełniacie.»


Jezus, który rozpoczął łagodnie Swą przemowę, stopniowo podnosił głos, który przy ostatnich słowach ma już moc dźwięku trąb. Hebrajczycy i poganie są skupieni i uważnie Go słuchają. Pierwsi pochwalają Jezusa, kiedy wspomina Ojczyznę i kiedy wymienia otwarcie imiona cudzoziemców, którzy ich uczynili poddanymi i zadali cierpienia, drudzy – podziwiają krasomówczą formę wypowiedzi i są szczęśliwi, że uczestniczą w tej przemowie godnej wielkiego mówcy, jak o tym mówią między sobą.


Jezus ścisza głos, kiedy ponownie zaczyna mówić:


«To wam powiedziałem, aby wam przypomnieć rację istnienia uczonych w Piśmie i faryzeuszy oraz to, jak i dlaczego zasiedli na katedrze Mojżesza; jak i dlaczego mówią i że są potrzebne ich słowa. Czyńcie przeto to, co mówią. Ale nie naśladujcie ich czynów. Mówią bowiem, żeby postępować w określony sposób, ale potem nie spełniają tego, co mówią, że należy to czynić. Istotnie, nauczają [dobrych i] ludzkich praw z Pięcioksięgu. Potem jednak nakładają wielkie ciężary, nieznośne, nieludzkie na innych, podczas gdy sami nie wyciągną nawet palca, by nieść te ciężary, a nawet – by ich dotknąć.


Ich zasadą życia jest to, żeby ich widziano i zauważano, przyjmowano z entuzjazmem z powodu ich uczynków, które spełniają w sposób taki, aby zostały zauważone, aby zyskać przez nie chwałę. I wykraczają przeciw prawu miłości, bo lubią określać się jako oddzieleni i gardzą tymi, którzy nie są z ich stronnictwa. Domagają się tytułowania ich nauczycielami i kultu od swoich uczniów takiego, jakiego sami nie oddają Bogu. Uważają się za bogów ze względu na wiedzę i potęgę. Wyżsi od ojca i matki chcą być w sercach swoich uczniów. Wyobrażają sobie, że ich nauka przewyższa naukę Bożą i wymagają, aby była wypełniana dosłownie, nawet jeśli jest przekręceniem prawdziwego Prawa, niższa od niego, tak jak niższe jest to wzniesienie w porównaniu z wysokością Wielkiego Hermonu, górującego nad całą Palestyną. Niektórzy [z nich] głoszą herezje, wierząc, jak poganie, w metempsychozę i w fatalizm. Inni znów – zaprzeczając temu, co przyjmują pierwsi – odrzucają w rzeczywistości to, co sam Bóg podał do wierzenia, określając się za jedynego Boga, któremu należy oddawać cześć. Stwórca powiedział, że ojciec i matka są zaraz po Bogu i jako tacy mają prawo, by [okazywano im] posłuszeństwo większe niż jakiemukolwiek nauczycielowi, który nie jest boski. Jeśli teraz mówię wam: “Ci, którzy kochają ojca i matkę bardziej niż Mnie, nie nadają się do Królestwa Bożego”, to nie [czynię tego] po to, aby wpoić wam brak miłości do rodziców, bo winniście im szacunek i pomoc. Nie jest też godziwe pozbawiać ich pomocy, mówiąc: “To jest pieniądz Świątyni”. Nie można też im odmawiać gościny, mówiąc: “Moje stanowisko mi tego zabrania”, lub życia, mówiąc: “Zabijam cię, bo kochasz Nauczyciela”. [Mówię tak], abyście mieli miłość należną rodzicom, to znaczy miłość cierpliwą i mocną w swojej łagodności, która umie wybierać między Moim prawem i egoizmem rodzinnym, i przemocą rodzinną. Nie dochodzi ona jednak do znienawidzenia krewnego, który grzeszy lub zasmuca, nie idąc za wami drogą Życia, czyli Moją. Kochajcie rodziców, bądźcie im posłuszni we wszystkim, co jest święte. Ale bądźcie gotowi umrzeć – nie mówię: uśmiercać, lecz umrzeć – jeśli chcą was skłonić do zdradzenia, złożonego w was przez Boga, powołania do tego, aby być obywatelami Królestwa Bożego, które przyszedłem utworzyć.


Nie naśladujcie uczonych w Piśmie i faryzeuszów, podzielonych między sobą, chociaż udają, że są zjednoczeni. Wy, uczniowie Chrystusa, bądźcie prawdziwie zjednoczeni, [bądźcie] jedno z innymi. Przełożeni [niech będą] łagodni dla podwładnych, podwładni – łagodni wobec przełożonych. Wszyscy – zjednoczeni w miłości i dla waszej jedności, dla zdobycia Mojego Królestwa i znalezienia się po Mojej prawicy na wiecznym Sądzie. Pamiętajcie, że królestwo podzielone nie jest już królestwem i nie może się ostać. Bądźcie zatem zjednoczeni między sobą w miłości do Mnie i dzięki Mojej nauce. Szatą chrześcijanina – bo taka będzie nazwa Moich poddanych – niech będzie miłość i jedność, podobieństwo między wami w ubiorze, wspólnota posiadłości, braterstwo serc. Wszyscy 7dla jednego, każdy jeden dla wszystkich.


Kto ma, niech daje pokornie. Kto nie ma, niech przyjmie w pokorze, niech przedstawia pokornie swe potrzeby braciom, wiedząc, że nimi są. Bracia zaś niech z miłością wsłuchują się w potrzeby braci, czując się nimi naprawdę wobec nich. Pamiętajcie, że Nauczyciel wasz często odczuwał głód, zimno i tysiąc innych potrzeb i niewygód i że pokornie ujawniał je przed ludźmi – On, Słowo Boże. Pamiętajcie, że otrzymuje nagrodę ten, kto jest miłosierny, nawet za jeden łyk wody. Pamiętajcie, że lepiej jest dawać niż otrzymywać. W tych trzech przypomnieniach niech ubogi znajdzie odwagę do proszenia, nie czując się upokorzonym. Niech pomyśli, że Ja czyniłem to przed nim. Niech znajdzie siłę, by przebaczać, jeśli zostanie odrzucony, myśląc o tym, że wiele razy Synowi Człowieczemu odmówiono miejsca i pożywienia, które daje się psom strzegącym stad. Bogaty niech znajdzie hojność rozdawania swych bogactw, myśląc o tym, iż nędzna moneta, jeśli będzie dana z miłości, przekształci ten ohydny pieniądz podsuwany przez szatana, przyczynę dziewięciu na dziesięć nieszczęść świata, w klejnot nieśmiertelny i rajski.


Przyobleczcie się w wasze cnoty. Niech one będą liczne, a znane tylko Bogu. Nie postępujcie jak faryzeusze. Noszą oni szersze filakterie i dłuższe [od innych] frędzle i lubią pierwsze miejsca w synagogach, i ukłony na placach, i chcą, by lud nazywał ich: ‘Rabbi’. Jeden jest Nauczyciel: Chrystus. Wy, którzy w przyszłości będziecie nowymi doktorami – mówię do was, Moi apostołowie i uczniowie – pamiętajcie, że Ja tylko jestem waszym Nauczycielem. I będę nim, nawet wtedy, gdy nie będzie Mnie już pośród was. Jestem bowiem samą Mądrością i dzięki niej pouczam. Nie każcie więc nazywać siebie nauczycielami, bo sami jesteście uczniami.


I nie wymagajcie, [by was nazywano] ani nie nazywajcie nikogo na ziemi ojcem, gdyż jeden jest Ojcem wszystkich: Ojciec wasz, który jest w Niebiosach. Niech ta prawda uczyni was mądrymi, abyście wszyscy poczuli się braćmi: tak ci, którzy kierują, jak i ci, którymi się kieruje. I miłujcie się z tego powodu jak dobrzy bracia. Ani niech nikt z tych, którzy kierują, nie każe nazywać się przewodnikiem, gdyż jedyny jest wasz wspólny Przewodnik: Chrystus. Niech największy pośród was będzie waszym sługą. Bycie sługą sług Bożych nie jest upokorzeniem, lecz naśladowaniem Mnie, który byłem cichy i pokorny, zawsze gotowy do miłości względem Moich braci co do ciała przez Adama i do udzielenia im pomocy potęgą, którą mam w Sobie jako Bóg. Nie poniżyłem się w Boskiej naturze, służąc ludziom. Prawdziwym bowiem królem jest ten, który potrafi panować nie tyle nad ludźmi, ile nad swoimi ludzkimi żądzami, z których pierwszą pośród wszystkich jest głupia pycha. Pamiętajcie: kto się poniża, będzie wywyższony, a kto się wywyższa, będzie uniżony.


Niewiasta – o której mówił Pan w drugim [rozdziale] Księgi Rodzaju, Dziewica, o której jest mowa u Izajasza, Dziewica-Matka Emmanuela – prorokowała o tej prawdzie nowych czasów, śpiewając: “Pan strącił potężnych z ich tronu, a wywyższył pokornych”. Mądrość Boża mówiła przez usta Tej, która jest Matką Łaski i Tronem Mądrości. I Ja powtarzam natchnione słowa, które uwielbiają Mnie zjednoczonego z Ojcem i Duchem Świętym w Naszych cudownych dziełach, kiedy – bez uszczerbku dla Dziewicy – kształtowałem się w Jej łonie, nie przestając być Bogiem. Niech [słowa te] będą zasadą postępowania dla tych, którzy chcą zrodzić Chrystusa w swoich sercach i dojść do Królestwa Chrystusowego. Nie będzie Jezusa, Zbawiciela, Chrystusa – Pana, nie będzie Królestwa Niebieskiego dla tych, którzy są pyszni, cudzołożni, którzy są bałwochwalcami adorującymi samych siebie i swoją wolę.


[Por. Mt 23,13-36 Biada obłudnikom]


Dlatego biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, którzy uważacie, że możecie zamykać waszymi niewykonalnymi zasadami – i rzeczywiście, gdyby zostały poręczone przez Boga, stanowiłyby zamek nie do wyłamania dla większości ludzi – którzy uważacie, że możecie zamykać Królestwo Niebieskie przed ludźmi, wznoszącymi do niego swego ducha dla znalezienia siły w swoich bolesnych dniach ziemskich! Biada wam, którzy tam nie wchodzicie, nie chcecie tam wejść – bo nie przyjmujecie Prawa niebiańskiego Królestwa – i nie pozwalacie wejść innym, stojącym przed tymi bramami, umacnianymi przez was, nieprzejednanych, zamkami, których Bóg nie założył.


Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, którzy objadacie wdowy pod pozorem odprawiania długich modlitw. Z tego powodu doznacie surowego sądu!


Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, którzy obchodzicie morze i ziemię, trwoniąc nie swoje dobra, aby zdobyć jednego nowego wyznawcę, a gdy już nim jest, czynicie go synem dwakroć [bardziej winnym] piekła niż wy!


Biada wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: “Jeśli ktoś przysięga na Świątynię, niczym jest jego przysięga, ale jeśli przysięga na złoto Świątyni, wtedy jest związany przysięgą”. Głupi i ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze? Złoto lub Świątynia, która uświęca złoto? I mówicie: “Jeśli ktoś przysięga na ołtarz, nie ma wartości jego przysięga, ale jeśli przysięga na dar ofiarny znajdujący się na ołtarzu, wówczas jest ważna jego przysięga i jest zobowiązany swoim złożeniem przysięgi”. Ślepi! Co jest większe? Ofiara czy ołtarz, który uświęca dar ofiarny? Kto więc przysięga na ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co się na nim znajduje; a kto przysięga na Świątynię, przysięga na nią i na Tego, który ją zamieszkuje; a kto przysięga na Niebo, przysięga na Tron Boży i na Tego, który na nim siedzi.


Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, którzy dajecie dziesięcinę z mięty, kopru, anyżu i kminku, a potem przekraczacie najpoważniejsze nakazy Prawa: sprawiedliwość, miłosierdzie i wierność. Te cnoty należało posiadać, bez pomijania innych rzeczy, drugorzędnych! Przewodnicy ślepi, którzy przecedzacie napoje z obawy, byście się nie stali nieczystymi z powodu połknięcia utopionej muszki, a potem łapczywie połykacie wielbłąda, nie czując się nieczystymi z tego powodu. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, którzy obmywacie zewnętrzną stronę kielicha i talerza, a wasze wnętrze przepełnione jest zdzierstwem i nieczystością. Faryzeuszu ślepy, obmyj najpierw wnętrze swego kielicha i talerza w taki sposób, by i od zewnątrz stał się czysty.


Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, którzy fruwacie jak nietoperze w ciemnościach z powodu waszych grzesznych czynów i umawiacie się w nocy z poganami, złodziejami i zdrajcami, a potem, rano – zacierając znaki waszych tajemnych przetargów – wchodzicie do Świątyni w pięknych szatach.


Biada wam, którzy nauczacie praw miłości i sprawiedliwości, zawartych w Księdze Kapłańskiej, a potem jesteście chciwi, zachłanni, obłudni, rzucający oszczerstwa, uciskający, niesprawiedliwi, mściwi, nienawidzący. Usuwacie tego, kto was niepokoi, nawet jeśli płynie w nim wasza krew. Porzucacie dziewicę, która stała się waszą żoną. Odtrącacie dzieci, które z nią macie, bo są ułomne, i oskarżacie o cudzołóstwo żonę, bo już wam się nie podoba, lub o nieczystą chorobę, aby się od niej uwolnić. I czynicie to wy, którzy sami jesteście nieczyści w waszych pożądliwych sercach – nawet jeśli się to nie ujawnia przed oczyma ludzi, nie znających waszych czynów. Jesteście podobni do grobów pobielanych, które od zewnątrz wydają się piękne, podczas gdy wewnątrz pełne są kości zmarłych i zgnilizny. I tak jest z wami. Tak. Właśnie tak! Od zewnątrz wydajecie się sprawiedliwymi, ale wewnątrz pełni jesteście obłudy i nikczemności.


Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, którzy wznosicie wystawne grobowce prorokom i przyozdabiacie groby sprawiedliwych, mówiąc: “Gdybyśmy żyli w czasach naszych ojców, nie stalibyśmy się wspólnikami tych, którzy rozlali krew proroków, i nie mielibyśmy w tym udziału”. W ten sposób świadczycie przeciwko sobie, że jesteście potomkami tych, którzy zabijali waszych proroków. Zresztą, dopełnijcie i wy miary waszych ojców... O, węże, plemię żmijowe, jakże unikniecie skazania na Gehennę?


Dlatego Ja, Słowo Boże, mówię wam: Ja, Bóg, poślę wam nowych proroków, mędrców i uczonych w Piśmie. A z nich część zabijecie, część ukrzyżujecie! Część z nich będziecie biczować w waszych sądach, w waszych synagogach, poza murami waszych miast. Część ich będziecie przepędzać z miasta do miasta, aż spadnie na was wszystkich sprawiedliwa krew, przelana na ziemi, począwszy od krwi sprawiedliwego Abla, aż do krwi Zachariasza, syna Barachiasza, którego zabiliście między przedsionkiem a ołtarzem, bo wam z miłości do was przypomniał wasz grzech, ażebyście za niego żałowali i powrócili do Pana.


Tak jest. Nienawidzicie tych, którzy chcą waszego dobra i z miłością was wzywają na drogi Boże. Zaprawdę powiadam wam, że wszystko to wkrótce się stanie: i zbrodnia, i następstwa. Zaprawdę powiadam wam, że wszystko to przyjdzie na to pokolenie.






[Por. Mt 23,37-39: Jezuzalem, Jeruzalem!]


O, Jeruzalem, Jeruzalem! Jerozolimo, która kamienujesz posłanych do ciebie i zabijasz swoich proroków! Ileż to razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak zbiera swoje pisklęta pod skrzydła, a ty nie chciałaś!


Zatem, posłuchaj, o Jerozolimo! Teraz posłuchajcie wy wszyscy, którzy Mnie nienawidzicie i nienawidzicie wszystko, co pochodzi od Boga. Posłuchajcie też i wy, którzy Mnie kochacie, a zostaniecie zniszczeni przez karę ściąganą na was przez prześladowców Mesjasza Bożego.


Posłuchajcie też wy, którzy nie jesteście z tego ludu, a którzy Mnie również słyszycie. Posłuchajcie, żeby wiedzieć, kim jest Ten, który do was mówi i przepowiada, nie potrzebując badać lotu i śpiewu ptaków, ani zjawisk niebieskich czy wnętrzności ofiarowanych zwierząt, ani ognia czy dymu z ofiar całopalnych. [Nie musi tego robić], bo cała przyszłość jest obecna przed Tym, który do was mówi. Ten wasz Dom pozostanie wam pusty. Powiadam wam – mówi Pan, że nie ujrzycie Mnie już, aż i wy powiecie: “Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie”.»






Jezus jest w sposób widoczny wyczerpany i rozpalony przez zmęczenie długą i grzmiącą przemową, a równocześnie przez duchotę bezwietrznego dnia. Zbawiciel – przyciśnięty przez wielki tłum do muru, obserwowany przez tysiące źrenic, czujący całą nienawiść słuchających Go za portykami Dziedzińca Pogan i całą miłość lub przynajmniej podziw, jaki Go otacza, nie troszczący się o słońce palące plecy jednych, a twarze drugich, poczerwieniałe i spocone – wydaje się naprawdę wyczerpany i potrzebujący odpoczynku. Usiłuje o tym powiedzieć apostołom i siedemdziesięciu dwóm [uczniom]. W wielu miejscach otwiera się wolno przejście w tłumie i uczniowie są teraz w pierwszym rzędzie, tworząc wokół Jezusa miłosną zaporę.


«Wyjdźmy ze Świątyni i chodźmy na powietrze, pod drzewa. Potrzebuję cienia, ciszy i chłodu. Zaprawdę mówię wam, że miejsce to już wydaje się płonąć ogniem niebieskiego gniewu.»


[Por. Mt 24,1-3Mk 13, 1-4; Łk 21,5-7: Zniszczenie świątyni]


Nie bez trudu torują Mu drogę i tak mogą wyjść przez najbliższą bramę, gdzie Jezus bezskutecznie usiłuje odprawić wielki tłum. Za wszelką cenę chcą iść za Nim. Uczniowie w tym czasie obserwują sześcian Świątyni, opromieniony słońcem niemal w zenicie, i Jan z Efezu mówi Nauczycielowi o wspaniałości tej budowli:


«Spójrz, co za kamienie i jaka budowla!»


«A jednak nie pozostanie z tego kamień na kamieniu» – odpowiada Jezus.


«Nie? Kiedy? Jak?» – dopytuje się wielu, lecz Jezus nie odpowiada.


Schodzą z góry Moria i wychodzą z miasta, przechodząc przez Ofel i bramę Efraima, czy też może przez Bramę Gnojną, i chronią się w ogrodach królewskich. Ci zaś, którzy nie będąc ani apostołami, ani uczniami uparcie podążali za Nim, odchodzą powoli, gdy Manaen, po otwarciu ciężkich wrót mówi wszystkim władczo:


«Odejdźcie. Tutaj wejdą tylko ci, których zechcę.»


Cień, cisza, woń kwiatów, zapach kamfory i goździków, cynamonu, lawendy i tysiąca innych pachnących roślin oraz szemranie pod galeriami listowia strumyków – z pewnością zasilanych przez źródła i sąsiednie zbiorniki – świergot ptaków, czynią z tej okolicy miejsce rajskiego odpoczynku. [Wszystko] wydaje się oddalone o wiele mil: miasto i jego wąskie uliczki, mroczne z powodu archiwolt lub nasłonecznione aż do oślepienia; jego zapachy i odór kanałów, które nie zawsze są czyszczone; i ulice, którymi przechodzi zbyt wiele czworonożnych zwierząt, by mogły być czyste, szczególnie te podrzędne. Stróż ogrodu musi znać bardzo dobrze Jezusa, bo pozdrawia Go z szacunkiem i równocześnie z zażyłością, a Jezus pyta go o nowiny o jego żonie i dzieciach.


Mężczyzna chciałby przyjąć Jezusa w domu, lecz Nauczyciel woli chłodny i dający wytchnienie spokój rozległego królewskiego ogrodu, prawdziwy park radości. Zanim dwaj niestrudzeni i bardzo oddani słudzy Łazarza odchodzą, by przynieść kosz jedzenia, Jezus mówi do nich:


«Powiedzcie waszym paniom, aby przyszły. Pozostaniemy tu kilka godzin z Moją Matką i wiernymi uczennicami. To będzie takie miłe...»


«Jesteś bardzo zmęczony, Nauczycielu! Widać to na Twojej twarzy» – zauważa Manaen.


«Tak. Tak bardzo, że nie mam sił iść dalej.»


«Ofiarowywałem Ci te ogrody wiele razy w tych dniach. Wiesz, jakiej doznaję radości, gdy mogę Ci zapewnić pokój i odpoczynek!»


«Wiem, Manaenie.»


«A wczoraj chciałeś iść w tamto smutne miejsce, w tak wysuszonej okolicy, tak dziwnie pozbawionej roślinności w obecnym roku! Tak bliskim tej smutnej bramy!»


«Chciałem zrobić przyjemność Moim apostołom. To są dzieci, we wnętrzu, wielkie dzieci. Spójrz na nich tam, jak radośnie odpoczywają!... Natychmiast zapominają o tym, co burzy się przeciw Mnie za tymi murami...»


«I zapominają o tym, że jesteś tak zasmucony... Ale wydaje się, że nie ma zbyt wiele powodów do niepokoju. Poprzednio miejsce to wydawało mi się bardziej niebezpieczne.»


Jezus patrzy na niego i milknie. Ileż to razy widzę w tych ostatnich dniach, jak Jezus patrzy i milknie! Potem zaczyna się przyglądać apostołom i uczniom. Zdjęli nakrycia głowy, płaszcze i sandały, aby ochłodzić twarze, nogi i ręce w zimnych strumykach. Idąc w ślad za wieloma z siedemdziesięciu dwóch uczniów – którzy teraz są chyba jeszcze liczniejsi, wszyscy połączeni braterstwem ideału – rozkładają się na odpoczynek tu i tam, nieco na uboczu, aby Jezus mógł spokojnie wypocząć.


Manaen także odchodzi, pozostawiając Jezusa w spokoju. Wszyscy szanują wypoczynek Nauczyciela, krańcowo wyczerpanego. Schronił się w altanie z jaśminów w kwiatach, które tworzą rodzaj szałasu, oddzielonego wodą. Szemrząc płynie ona małym kanałem, w którym zanurzają się trawy i kwiaty. To naprawdę spokojne schronienie. Dochodzi się do niego przez mały mostek – szeroki na dwie piędzi, a długi na cztery – z balustradą ukwieconą całą girlandą jaśminowych koron.


Słudzy powracają w towarzystwie wielu innych, bo Marta chciała się zatroszczyć o potrzeby sług Pańskich. Mówią, że ich panie nie będą zwlekać [z przybyciem]. Jezus woła Piotra i mówi do niego:


«Z Jakubem, Moim bratem, pobłogosław, ofiaruj i rozdziel [jedzenie], jak Ja to czynię.»


«Rozdzielić – tak, ale pobłogosławić – nie, Panie. Do Ciebie należy ofiarowanie i pobłogosławienie, nie do mnie.»


«Kiedy byłeś na czele swych towarzyszy, a Ja byłem daleko, czyż tego nie robiłeś?»


«Tak. Jednak wtedy... musiałem to robić. Teraz Ty jesteś z nami i to Ty pobłogosławisz. To wydaje mi się lepsze, gdy Ty ofiarowujesz za nas, a my rozdzielamy...»


I wierny Szymon obejmuje swego Jezusa – który wyczerpany siedzi w cieniu – i opiera głowę na Jego ramieniu, szczęśliwy, że może Go tak przytulić i ucałować...


Jezus wstaje i sprawia mu tę radość. Idzie ku uczniom, ofiarowuje jedzenie, błogosławi, dzieli, patrzy, jak jedzą ze smakiem. Mówi:


«Potem się prześpijcie. Wypocznijcie, gdy jest jeszcze czas, abyście później mogli czuwać i modlić się, gdy trzeba wam będzie to uczynić, aby znużenie i wyczerpanie nie obciążyło waszych oczu i ducha snem wtedy, gdy będziecie musieli być przebudzeni i gotowi.»


«Nie zostajesz z nami? Nie jesz?»


«Pozwólcie Mi wypocząć. Jedynie tego potrzebuję. Jedzcie, jedzcie!» – [mówi Jezus i] przechodząc głaszcze tych, których spotyka na Swej drodze. Powraca na Swe miejsce...


Miłe i słodkie jest przybycie Matki do Swego Syna. Maryja zbliża się pewnym krokiem, bo Manaen, który czuwał blisko bramy, mniej zmęczony niż inni, wskazuje Jej miejsce, gdzie przebywa Jezus.


Inne [niewiasty] – są bowiem wszystkie uczennice hebrajskie, a z rzymskich tylko Waleria – zatrzymują się na jakiś czas w milczeniu, aby nie budzić uczniów, śpiących w cieniu liści drzew, jak owieczki rozłożone w trawie. To godzina seksty.







     





Przekład: "Vox Domini"

środa, 27 marca 2013

Codzienne Uczczenie Ran Pana Jezusa

Codzienne Uczczenie Ran Pana Jezusa (z poświęconym Krzyżem) Panie Jezu Chryste, mój nade wszystko ukochany Zbawicielu. Z największym uszanowaniem i z całą żarliwością mojej duszy uwielbiam Ciebie przez Niepokalane, Serce Maryi i Jej Sercem i w Jej Niepokalanym Sercu, Pozdrawiam Ciebie i całuję wszystkie Twoje Rany najczystszymi ustami Twojej Świętej Matki. Pozdrawiam też i całuję wszystkie Twoje Święte Rany za tych wszystkich, którzy do mnie należą, za Kapłanów, za konających, za dusze w czyśćcu cierpiące. - Całuję i pozdrawiam w ten sposób Rany od gwoździ w rękach i kiedy Ci je zadano i jak długo znosiłeś ich ból. - Tak samo pozdrawiam i całuję Rany Twojej Świętej Głowy, teraz i kiedy te ciernie Ją kłuły i jak długo ten ból znosiłeś. - Pozdrawiam i całuję Świętą Ranę na barku, teraz i kiedy ta ciężka belka krzyża na nim ciążyła i jak długo ten ból znosiłeś. - Pozdrawiam i całuję Twój bark wyrwany za stawu, teraz i kiedy on został wyrwany i jak długo ten ból znosiłeś. - Pozdrawiam i całuję Twoje Przenajświętsze Oblicze, teraz i kiedy było za nas policzkowane, opluwane i brudami oszpecone, teraz i jak długo tę mękę i tę obrzydliwość znosiłeś. - Pozdrawiam i całuje Święte Rany biczowania, teraz i pod czas tej chłosty okrutnej jak długo te boleści Twego poszarpanego Ciała za nas znosiłeś. - Pozdrawiam i całuje podeszwy Twoich przypalonych Stóp, teraz i kiedy stałeś na rozpalonej blasze, teraz i jak długo znosiłeś to niewypowiedziane cierpienie. - Tak samo pozdrawiam i całuje z największym uszanowaniem i największą wdzięcznością Świętą ranę Twojego Serca, jak i każdą kroplę Twojej Krwi. O Mój Zbawicielu, każdym moim pocałunkiem, oddechem, uderzeniem mojego serca, słowem i myślą pragnę na nowo całować wszystkie Twoje Święte Rany i każdą Kroplę Twojej Najdroższej Zbawczej Krwi, i tyle razy ofiarować Twojemu Ojcu w Niebie. W łączności z Twoimi nieskończenie wielkimi zasługami, z Twoją Łaską i Miłością pragnę wiele dusz wybawić od ognia czyśćcowego. Mój Jezu, dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie uczyniłeś i całuje Twoje Święte Stopy za każdym krokiem, który uczyniłeś na ziemi od Twojego dzieciństwa, aż po ostatni krok, kiedy Cię rzucono na drzewo krzyża. Zbawicielu mój, spełnij jeszcze jedna moja prośbę. Z każdym czułym pocałunkiem Świętej Rany Twojego Ser¬ca, pragnę w sposób wynagradzający całować każdą Hostie Świętą przyjmowaną bez uszanowania na stojąco i na i rękę. Amen.

wtorek, 26 marca 2013

Orędzie Matki Bożej z Medjugorie

Orędzie Królowej pokoju z dnia 25 marca 2013 r.


Posted by Dzieckonmp
Quantcast“Drogie dzieci! W tym czasie łaski wzywam was, abyście wzięli w ręce krzyż mego umiłowanego Syna Jezusa i abyście rozważali Jego mękę i śmierć. Niech wasze cierpienia będą zjednoczone z Jego cierpieniem i miłość zwycięży, bo On, który jest miłością sam siebie wydał z miłości, aby zbawić każdego z was. Módlcie się, módlcie się, módlcie się dopóki miłość i pokój nie zapanują w waszych sercach. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Modlitwa dla uczczenia Męki Chrystusa

MODLITWA DLA UCZCZENIA MĘKI CHRYSTUSA (do odmawiania przed Krzyżem) Ojcze Przedwieczny, przez Bolesne i Niepokalane Serce Maryi, w imieniu wszystkich i za wszystkie dusze ofiaruję Ci Najświętsze Ciało, Najdroższą Krew, bolesne Rany i to miłością ku ludziom płonące Serce w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, także i Jego wszystkich obejmujące Miłosierdzie, i Jego lęk śmiertelny i opuszczenie w Ogrójcu, Jego bolesne ukrzyżowanie i podwyższenie Krzyża, Jego śmierć, Jego zwycięskie Zmartwychwstanie i Chwalebne Wniebowstąpienie. Ofiaruję Ci Twego ponad wszystko umiłowanego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa, którego tak bardzo kocham z wszystkimi Jego intencjami, które On dla nas miał, jako wynagrodzenie za moje grzechy i za grzechy całego świata, za dusze czyśćcowe i za wszystkich dziś umierających. Daj nam przez Jego zasługi, nawrócenie grzeszników i nawrócenie Rosji, daj pokój całemu światu. Amen.

Westchnienie duszy litującej się nad Panem Jezusem

Westchnienie duszy litującej się nad Panem Jezusem Chrystus Pan rzekł do św. Mechtyldy: ile­kroć przy nabożnym rozpamiętywaniu męki Mojej serdecznie, kto westchnie tylekroć wdzięcznie łagodzi rany Moje. W tejże też chwili wypuszczam strzałę miłości w serce jego. Zaprawdę powiadam, że kto by z nabożeństwa ku męce Mojej choćby jedną łezkę uronił, tak mi jest miłym jak gdyby za mnie by podjął męczeństwo. Jakże się zdobędę na te łzy? Zapy­tała święta. Wówczas nauczył ją Zbawiciel modlitwy następującej: O Jezu najłaskawszy, który przyszedłeś odnaleźć i zbawić człowieka straconego, z jaką to złością przywitał cię świat. Jakże niewdzięcznym się okazał dla Ciebie kiedyś dla jego zbawienia duszę Swoją oddał w ręce nieprzyjaciół Twoich. Boleję nad Tobą o Jezu mój najukochańszy ze wszystkich sił duszy lituję się nad Tobą rozważając okropne Twoje wyniszczenie, w którym pogrążony Ty najwierniejszy przyjacielu od wszystkich przyjaciół opuszczony jako złoczyńca sromotnie pochwycony i niemiłosiernie skrępowany na śmierć skazany, a nadto zelżywie od nieprzyjaciół wyśmiany, znieważony, utrapiony, stałeś się robakiem a nie człowiekiem pośmiewiskiem ludzkim i wzgardą pospólstwa. Ach, któż się od obfitych łez powstrzyma, gdy rozważy, z jaką uprzejmością i miłością wyszedłeś na spotkanie nieprzyjaciół swoich, którzy Cię zbrojną ręką po­chwycili, by Cię na okrutną śmierć wydać:, gdy tymczasem Ty jako najłaskawsza matka dzieciom swoim drogę zachodząc, dobrowolnie w ich ręce się podałeś, abyś ich wyrwał z paszczęki wilków Piekielnych.               Podczas, gdy Cię niemiłosiernie policzkowali i tyle Ci wymierzali razów, ile Ty dowodów miłości dałeś duszom, które aż do ostatniego dnia sądu Twego przez mękę Twoją zbawić się miały. O jakie wielce miłowałeś nieprzyjaciół Swoich najłaskawszy Jezu. Gdy Cię, bowiem okrutnie biczowano. Tyś za biczujących Cię tak gorąco się modlił do Boga Ojca, że wielu z nich się nawróciło. Gdy na głowę Twoją koronę cier­niową włożono tyle pereł przydałeś ich koronom ile ciernia w głowie Twojej utkwiło. Och najwdzięczniejszy Jezu któżby Cię nie miłował myśląc o tej przedziwnej miłości, jaką nam niewdzięcznym okazałeś wówczas, gdy ręce i nogi Twoje do krzyża przybijano nielitościwie całego na krzyżu rozcią­gano tak dalece, że można było w Tobie wszystkie kości i członki policzyć. Ty zaś wtenczas dusze wszystkich, przeznaczone do żywota wiecznego, pociągałeś do Siebie mocą Swego Bóstwa. W chwili zaś, gdy włócznią Przenajświętszy Bok Twój otworzono ofia­rowałeś napój żywota z serca Swego tym, co przez Adama zarazili się trunkiem śmierci. Chciałeś, więc aby wszyscy w Tobie, który żywotem jesteś stali się synami wiecznego żywota i błogosławieństwa. Przychodzę, więc do Ciebie Miłośniku mój najsłodszy a na wywdzięczenie miłości Twojej i za gorycz niesprawiedliwą męki Twojej, ofiaruję Ci serce swoje pragnąc od tej aż do ostatniej godziny odejścia mego wszystkie przykrości i bóle najsłodszego Serca i czystego Ciała Twego znosić i odczuwać i proszę abyś męką Swoją tak zranił serce moje, aby odtąd pamiątkę męki Twojej wciąż w sobie odczuwało. Amen.

Pozdrowienie wszystkich członków Chrystu­sowych Św. Gertruda Boskim natchnieniem oświecona zwykła była pozdrawiać każdy członek cierpiący Chrystusa Pana. Ilekroć członek, jaki pozdrawiała tylekroć czuła, że światłość Boska z tego członka spływa na jej duszę a zarazem odczuwała nie­winność wysłużoną Kościołowi przez cierpienie owego członka. Czyńmy i my podobnie, jeśli chcemy podobne otrzymać błogosławieństwo.               Pozdrawiam Was najświętsze Członki Pana              mojego Jezusa Chrystusa dla zbawienia               naszego różnymi sposobami męczone. Pozdra­wiam Cię Głowo godna czci za nas cierniem ukoronowana i trzcina uderzona. Pozdrawiam Cię, Twarzy Przenajświętsza za nas oplwana i spoliczkowana. Pozdrawiam Was, Oczy najukochańsze Zbawiciela za nas łzami oblane. Pozdrawiam Was Usta najsłodsze za nas żółcią i octem napojone. Pozdrawiam Was, Uszy najszlachetniejsze, szyderstwami i bluźnierstwami za nas zelżone. Pozdrawiam Cię Szyjo królewska za nas zbita, Ramiona przenajświętsze za nas ubiczowane. Pozdrawiam Was, Dłonie i Ręce przenajświętsze, za nas na krzyżu rozciągnięte. Pozdrawiam Was, Piersi Boskie za nas zbite i udręczone. Pozdrawiam Was, Kolana przezacne za nas na modlitwę ugięte. Przy męce wykrzywione. Pozdrawiam was Nogi czcigodne za nas gwoździami przybite. Pozdrawiam Cię Rano Boku przenajświętsze­go dla nas włócznią otworzona. Pozdrawiam Cię Ciało Jezusowe za nas na krzyżu zawieszone, zmęczone, umarłe i pogrzebane. Pozdrawiam Cię Serce najsłodsze skarbono Trójcy Przenajświętszej za nas na krzyżu gwałtem otworzone. Pozdrawiam Cię trzykroć święta Duszo Jezusa Chrystusa aż do śmierci smutkiem napełniona. Pozdrawiam Cię Krwi najsłodsza z ran Chrystusa obficie wylana. Pozdrawiam Was Rany czcigodne Zbawiciela zadatku miłości, ceno naszego odkupienia niegdyś w męce okrutnej Jezu­sowi zadane teraz błyszczące w niebie jako gwiazdy jaśniejące. Zapisz mnie dobry Jezu do tej księgi bólów i ran Swoich, ukryj mnie w tym świętym schronieniu przed czartem kusicielem a przez zasługi i rany członków Twoich racz dać duszy mojej przy wyjściu z ciała ową niewinność, którą przez mękę wszystkich Członków Swoich Przenajświętszych razem i każdego z osobna wysłużył Kościołowi Twojemu. Amen. Trzy dziękczynienia złożone Chrystusowi na Krzyżu Św. Mechtylda zapytała raz Chrystusa Pana, jaka boleść najcięższą dla Niego była? Na co taką odebrała odpowiedź:, Gdy mnie na krzyżu rozciągano tak, że wszystkie członki Moje można było policzyć i dalej do niej mówił:, Kto by mi za tę boleść wdzięczność okazywał taką mi przysługę wyświadczy jak gdyby drogimi olejkami rany Moje namaścił, a kto by mi dzięki składał za pragnienie, jakie wycierpiałem tak mu będę wdzięczny, jak gdyby mnie najlepszym napoił winem, a kto by mi za ukrzyżowanie dziękował, tak mi będzie miło, jak gdyby mnie z krzyża uwolnił. O najłaskawszy Baranku Boży któryś przez trzy godziny na krzyżu wisiał w imie­niu i miłością wszystkich stworzeń dziękuję Ci za tę nieznośną boleść którąś wycierpiał, gdy niemiłosiernie dla nas na krzyżu byłeś rozciągnięty tak dalece, że wszystkie kości Twoje można było policzyć i proszę abyś mi dla tej boleści odpuścił wszystkie grzechy popełnione ułomnością ciała, przez którą nieskończoną Twoją dobroć znieważyłem. Amen. O najniewinniejszy Baranku Boży wdzięcznością wszelkiego stworzenia dziękuję Ci za gorzkie pragnienie któreś dla zbawienia naszego na krzyżu wycierpiał, kiedyś gło­sem płaczliwym wołał „Pragnę” a nie, co innego tylko żółć i ocet Ci podano. Proszę Cię przez gorzkość tego pragnienia abyś mi odpuścił grzechy popełnione przez nieumiar­kowanie w jedzeniu i piciu. Amen. O Przenajświętszy Baranku Boży przez wzajemną miłość i wdzięczność Trójcy Prze­najświętszej dziękuję Ci za to okrutne męczeństwo jakieś wówczas poniósł, gdy ręce Twoje i nogi niemiłosiernie do krzyża gwoźdźmi przybijano tak dalece, że serce Twoje od bólu drżało, a wszystkie żyły się ścią­gały. Przez tę boleść i przez gorzką śmierć Twoją przepraszam Cię mój Jezu i proszę abyś grzechy rąk i nóg moich oczyścił i te rany Ojcu Swemu Przedwiecznemu za moje przebłaganie pokazywał. Amen. ­ Modlitwa do Chrystusa na krzyżu wiszącego Proszę Cię najukochańszy Panie Jezu Chryste dla tej niezmiernej miłości, którą naród ludzki ukochałeś, gdy niebieskim będąc królem na ciele zraniony z sercem włócznią przebitym, ze zmysłami pomieszanymi, ze smutkiem wyrytym na wszystkich ry­sach z rękami rozciągniętymi, z nogami gwoźdźmi przebitymi, z ustami zsiniałymi, zbladły na twarzy, z głową nachyloną, z bo­kiem otworzonym i duszą strapioną zawisłeś na krzyżu. Przez tę miłość, która serce Twoje ­najsłodsze wówczas przeszyła, gdy dusza Twoja z ciałem się rozłączyła zmiłuj się nad duszą moją przy jej wyjściu z ciała. Amen.

Chwała oddana Chrystusowi wzgardzonemu w Męce Jego Której sam Pan Jezus błogosławioną Mechtyldę nauczył Chwalę i błogosławię niepojętą wszechmocność Twoją Jezu Królu nieba i ziemi tę wdzięczną wszechmocność, która Cię przy męce Twojej dla naszej miłości obezwładniła. Chwalę i wysławiam niepojętą mądrość Two­ją, tę wdzięczną mądrość, która to sprawiła, że chciałeś uchodzić za rozumu pozbawio­nego. Chwalę i wynoszę niewymowną miłość Twoją, która Cię dla naszego zbawienia na wszelką wydała nienawiść. Chwalę i wielbię najłaskawsze miłosier­dzie Twoje, to wdzięczne miłosierdzie Twoje, które Cię z miłości ku ludziom na okrutną śmierć skazało. Chwalę i wielbię wdzięczną słodycz Twoją, tę słodycz, dla której dozwo­liłeś serce Swoje zanurzyć w morzu goryczy i okrutnej śmierci. Amen.

Codzienne Uczczenie Ran Pana Jezusa

Codzienne Uczczenie Ran Pana Jezusa (z poświęconym Krzyżem) Panie Jezu Chryste, mój nade wszystko ukochany Zbawicielu. Z największym uszanowaniem i z całą żarliwością mojej duszy uwielbiam Ciebie przez Niepokalane, Serce Maryi i Jej Sercem i w Jej Niepokalanym Sercu, Pozdrawiam Ciebie i całuję wszystkie Twoje Rany najczystszymi ustami Twojej Świętej Matki. Pozdrawiam też i całuję wszystkie Twoje Święte Rany za tych wszystkich, którzy do mnie należą, za Kapłanów, za konających, za dusze w czyśćcu cierpiące. - Całuję i pozdrawiam w ten sposób Rany od gwoździ w rękach i kiedy Ci je zadano i jak długo znosiłeś ich ból. - Tak samo pozdrawiam i całuję Rany Twojej Świętej Głowy, teraz i kiedy te ciernie Ją kłuły i jak długo ten ból znosiłeś. - Pozdrawiam i całuję Świętą Ranę na barku, teraz i kiedy ta ciężka belka krzyża na nim ciążyła i jak długo ten ból znosiłeś. - Pozdrawiam i całuję Twój bark wyrwany za stawu, teraz i kiedy on został wyrwany i jak długo ten ból znosiłeś. - Pozdrawiam i całuję Twoje Przenajświętsze Oblicze, teraz i kiedy było za nas policzkowane, opluwane i brudami oszpecone, teraz i jak długo tę mękę i tę obrzydliwość znosiłeś. - Pozdrawiam i całuje Święte Rany biczowania, teraz i pod czas tej chłosty okrutnej jak długo te boleści Twego poszarpanego Ciała za nas znosiłeś. - Pozdrawiam i całuje podeszwy Twoich przypalonych Stóp, teraz i kiedy stałeś na rozpalonej blasze, teraz i jak długo znosiłeś to niewypowiedziane cierpienie. - Tak samo pozdrawiam i całuje z największym uszanowaniem i największą wdzięcznością Świętą ranę Twojego Serca, jak i każdą kroplę Twojej Krwi. O Mój Zbawicielu, każdym moim pocałunkiem, oddechem, uderzeniem mojego serca, słowem i myślą pragnę na nowo całować wszystkie Twoje Święte Rany i każdą Kroplę Twojej Najdroższej Zbawczej Krwi, i tyle razy ofiarować Twojemu Ojcu w Niebie. W łączności z Twoimi nieskończenie wielkimi zasługami, z Twoją Łaską i Miłością pragnę wiele dusz wybawić od ognia czyśćcowego. Mój Jezu, dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie uczyniłeś i całuje Twoje Święte Stopy za każdym krokiem, który uczyniłeś na ziemi od Twojego dzieciństwa, aż po ostatni krok, kiedy Cię rzucono na drzewo krzyża. Zbawicielu mój, spełnij jeszcze jedna moja prośbę. Z każdym czułym pocałunkiem Świętej Rany Twojego Ser¬ca, pragnę w sposób wynagradzający całować każdą Hostie Świętą przyjmowaną bez uszanowania na stojąco i na i rękę. Amen.

Spowiedź

O. Leon Knabit OSB

Spowiedź

 
Poważne sprawy - poważne odpowiedzi

 






Ojca Leona słów kilka:
Po co mam takie rzeczy opowiadać?
Temat spowiedzi jest jednym z kluczowych punktów zapalnych pomiędzy katolikami i osobami niewierzącymi. Kto to słyszał, żeby o swoich intymnych sprawach, słabościach i upadkach, opowiadać człowiekowi takiemu samemu jak ja, a może nawet mniej wiarygodnemu etycznie. Po co mam takie rzeczy opowiadać? Pojawia się również bardziej złożony problem. Wiele osób twierdzi, że księża chcą wiele wiedzieć, chcą trzymać w ręku człowieka, żeby móc potem te wiedzę wykorzystać.
Święta zasada Czy na pewno tak to jest? Osoby duchowne obowiązuje święta zasada – tajemnica spowiedzi. Jak wielokrotnie stwierdzono, nie zdarzały się przypadki świadomego jej złamania, a jeżeli już – to niezwykle rzadko. Świadome zdradzenie tajemnicy spowiedzi kończy się odebraniem prawa spowiadania, a w ciężkich wypadkach może nawet grozić degradacją księdza i ekskomuniką, bo to jest nic innego jak sprzeniewierzenie. To przypomina sytuację, kiedy ktoś ma cudze pieniądze i je sprzeniewierzy. Podobnie w przypadku tajemnicy spowiedzi, kapłan ma dostęp do cudzego wnętrza, prawdy i nieprawdy, grzechów. Jeśli, nie daj Boże, dzieliłby się tym z kimkolwiek – to źle. Taki może być właśnie jeden z największych grzechów kapłana – bo niszczy zaufanie całkowicie do tak ważnej rzeczywistości, tak wspaniale oczyszczającej. I dlatego, z racji całkowitej pewności, że kapłana obowiązuje tajemnica spowiedzi,  ludzie przychodzą oczyścić się i pojednać z Panem Bogiem.
"Odpukanie" po prostu? Jednak tutaj pojawia się jeszcze jeden, zasadniczy problem. Spójrzmy, z jaką łatwością ludzie opowiadają publicznie, w telewizji, o swoich słabościach czy grzechach, w rozmaitych reality show. I nikt nie ma pretensji o to, że się z niego wyciąga, czasem aż atakuje się prowadzącego że był niedelikatny, nietaktowny, że stawiał pytanego w niezręcznej sytuacji. Więc jak to jest? Czy w takim razie opowiadanie swoich intymności w sekrecie w konfesjonale jest uważane za złe, a publiczne, przed kamerami – nie?
Z tymi spowiedziami oczywiście różnie bywa. Zdarza się, że ciężko znaleźć księdza w konfesjonale, coraz częściej niestety zdarza się, że ludzie odchodzą nie do końca zadowoleni. Odpowiedzialność spoczywa oczywiście na spowiedniku, bo nie każdy potrafi stanąć na wysokości zadania. Spotykamy się niestety z tymi przykrymi wypadkami, że spowiednik przez swoją niemądrą działalność, argumentację, zbytnią ostrość, skrupulatność albo powierzchowne traktowanie penitenta – "odpukanie" po prostu – potrafi zniechęcić i zrazić. Słyszymy nieraz, że "od ostatniej spowiedzi powiedziałem sobie koniec z kościołem, koniec ze spowiadaniem".
Komu odpuścicie, będą odpuszczone… Sakrament Spowiedzi ma dwa elementy: jeden teologiczny tzn. wyznaję grzechy przed kapłanem, ale Jezusowi – i otrzymuję przebaczenie – świadomość oczyszczenia, spokoju. Drugi to aspekt psychologiczny tzn. jest to rozmowa, podtrzymanie na duchu, wskazanie kierunku postępowania. Jeśli ten drugi element nie zadziała to przynajmniej ten pierwszy jest jasny – mam odpuszczone grzechy. "Komu odpuścicie, będą odpuszczone, komu zatrzymacie będą zatrzymane." A kiedy zdarza się, że nie udzielamy odpuszczenia grzechów? To jest sprawa miłości, wyrozumiałości, mądrości i stanowczości spowiednika oraz szczerości i otwartości człowieka, który się spowiada. Wtedy mówię: zawstydź się Czasem ktoś przychodzi i zupełnie nie żałuje za swój grzech, nie ma w duszy szczerego żalu za to, że to, co było arcy-przyjemne i miłe, może się nie podobać Panu Bogu. Wtedy zdarza się, że mówię: zawstydź się.
"Panie Boże, patrz jaki ja jestem, nie dorosłem do tego. widzę, że Ty kochasz, widzę, że mi wyznaczasz inną drogę a ja się cieszę, że utaplałem się w błotku i będę się taplał dalej. Przykro mi, Panie Boże. Stuknij mnie w łeb, żebym zrozumiał, o co chodzi!"




 

 




Nie przespać Wielkiego Tygodnia

Nie przespać Wielkiego Tygodnia


Radio Maryja




Nie przespać Wielkiego Tygodnia!

fot. PAP


Przeżywamy wyjątkowy czas Wielkiego Tygodnia. Sama ilość i różnorodność nazw tego okresu w językach obcych świadczy o jego bogactwie i wielowymiarowości. W łacinie na przykład na pierwszy plan wysuwa się znaczenie męki Chrystusa (passio), w niemieckim zaś podkreślony jest charakter skargi, troski i smutku (die Karwoche), jeszcze w innych językach uwaga skupia się na ciszy, albo świętości tego okresu. Wielki Tydzień to wyjątkowy czas również dlatego, że tak dużo się w nim dzieje,. Św. Jan poświęcił jedną trzecią część swej Ewangelii, a św. Łukasz jedną piątą, na opowiadanie wydarzeń, które wspominamy w Wielkim Tygodniu. Jest to  „wielki” czas, bo właśnie w nim dzieją się wielkie dzieła zbawcze Chrystusa. Liturgia w przepiękny sposób prowadzi nas przez Wielki Tydzień, ale stwarza również wiele wspaniałych szans, aby w osobistym rozważaniu towarzyszyć Jezusowi. Te dwa elementy – celebracje liturgiczne i osobista modlitwa powinny się nawzajem przenikać. W tym świętym okresie słowa Chrystusa – „Czuwajcie i módlcie się” (Mt 26,41) brzmią ze zdwojoną mocą. Niestety, szum medialny, przeciążenie pracą, albo po prostu zwykłe zaniedbania sprawiają, że często raczej przesypiamy Wielki Tydzień, albo gubi się on w przedświątecznej krzątaninie. Powinniśmy wszak przeżywać go w modlitewnym skupieniu towarzysząc Jezusowi. Spróbujmy więc odnaleźć konkretne impulsy do podjęcia osobistych rozważań na kolejne dni Wielkiego Tygodnia.

 

Niedziela Palmowa

Hosanna Synowi Dawida! (zob. Mt 21,1-10)

Lud Izraela wita Chrystusa wołając Hosanna. Ten hebrajski termin, który powtarzamy podczas każdej mszy świętej oznacza wprost – „Wybaw więc”. Odnajdujemy go w Psalmie 118: „O Panie, wybaw! O Panie, daj pomyślność! Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie! Błogosławimy wam z domu Pańskiego” (Ps 118,25-26). Słowa psalmu ponownie rozbrzmiewały podczas wjazdu Jezusa do Jerozolimy. To niezwykle ważne, aby uświadomić sobie, że my także potrzebujemy zbawienia, aby na nowo zrozumieć od kogo je otrzymujemy. Na początku Wielkiego Tygodnia warto więc w głębi swego serca zawołać: Hosanna, Panie wybaw! A jednocześnie powinno do nas dotrzeć jak drogo kosztuje nasze zbawienie, jak wielką cenę zapłacił Jezus. Niestety, podobnie jak lud Izraela, nie rozumiemy jeszcze wszystkiego do końca.

Wielki Poniedziałek – Wielki Wtorek – Wielka Środa

Bo ubogich zawsze macie u siebie, Mnie zaś nie zawsze macie. (zob. J 12,8)

Początek Wielkiego Tygodnia stanowi wprowadzenie do tego wszystkiego co wydarzy się podczas Triduum Paschalnego. Właśnie teraz zapadają ostateczne decyzje, Judasz wydaje arcykapłanom swego Mistrza (Mk 14,10-14). W ewangeliach synoptycznych odnajdujemy opis wielu wydarzeń, które mają miejsce właśnie w tych dniach. Na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim wypędzenie sprzedawców ze świątyni (Łk 19,45-46). Ten czyn Jezusa był jedną z bezpośrednich przyczyn spisku przywódców żydowskich. Święte Pisma ukazują nam niezwykle wyraziście dwie postawy, jakie zostały przyjęte wobec Jezusa. Św. Marek opowiada o kobiecie, która wylała na głowę Jezusa flakonik drogocennego olejku. Ów gest symbolizuje całkowite i absolutne przylgnięcie do Chrystusa. Jest aktem zawierzenia oraz czci. Pan Jezus wyjaśnia ten gest jako namaszczenie przed swoim pogrzebem. Chrystus chwali kobietę i mówi: „Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również na jej pamiątkę opowiadać o tym, co uczyniła” (Mk 14,9). A więc widzimy tę wspaniałą, szczodrą niewiastę, ale niestety z drugiej strony spostrzegamy także Judasza, który za marne 30 srebrników dokonuje straszliwej zdrady. Postępowanie Jezusa nie odpowiadało jego pomysłom na życie, jego wyobrażeniom i marzeniom o ziemskiej potędze. Aż trudno uwierzyć, że ktoś będąc tak blisko Jezusa, widząc cuda i słuchając Jego słów, mógł dopuścić się takiego czynu…

Warto z nabożną czcią rozważać te dwie postawy i pytać siebie z pokorą jaką postawę ja przyjmuję najczęściej? Czy oddaję Jezusowi całe swoje życie, czy raczej sam chcę rządzić, sam decydować?

Wielki Czwartek

Czy rozumiecie co Wam uczyniłem? (J 13,12)

W Ewangelii świętego Łukasza opis obmycia nóg zastępuję opis ustanowienia Eucharystii. Piotr wzbrania się przed umyciem nóg przez Chrystusa: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”. Odpowiedział mu Jezus: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną” (J 13,8). Wydarzenia Wielkiego Czwartku uświadamiają nam, że dzieło oczyszczenia człowieka pochodzi bezpośrednio od Boga. Nikt sam z siebie, przez swoje dobre uczynki nie jest w stanie zasłużyć sobie na życie wieczny. Zbawcza ofiara Jezusa obejmuje wszystkich, którzy przyjmują ją z wiarą i czcią. Jezus wprowadza Apostołów w tajemnice zbawienia, wyjaśnia im znaczenie swojej Misji, a my widzimy uczniów, którzy śpią w Ogrodzie Oliwnym, którzy nie rozumieją powagi chwili. Czy przypadkiem z nami nie jest często podobnie, chociażby wtedy, gdy wśród rozproszeń, bez należytego przygotowania przeżywamy Eucharystię?

Wielki Piątek

Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23,46).

W tradycyjnych pieśniach pasyjnych odnajdujemy wielką mądrość, niezwykłą pomoc w rozważaniu męki Chrystusa. Wprost zachwycające jest współczucie i zrozumienie męki i śmierci Zbawiciela. Strofy  Gorzkich Żali czy pieśni opowiadających o cierpieniu Jezusa są znakomitym przedmiotem rozmyślań szczególnie w Wielki Piątek. Kultura masowa, której działaniu jesteśmy nieustannie poddawani spłaszcza głębie przeżywania tajemnic paschalnych. Głębi należy więc szukać w dziedzictwie naszych przodków:

„Płaczmy i my też, wierni chrześcijanie, Dziękując Panu za najdroższe rany; Iż, by nas zbawić, lejąc krew obficie, dał za nas życie!”.
(Rozmyślajmy dziś wierni chrześcijanie, tekst napisany przez ks. Jakuba Wujka)
Do dawnej barokowej tradycji należało umieszczanie niekiedy w kościołach, tak jak na przykład w opactwie benedyktyńskim w Mondsee w Austrii, XV stacji Drogi Krzyżowej. Jej treścią było odnalezienie Świętego Krzyża przez cesarzową Helenę w IV wieku. Również ten wymiar może stać się podstawą modlitewnej refleksji w dniu Męki Chrystusa. Odnaleźć krzyż w swoim życiu, odnaleźć krzyż Chrystusa w swoim życiu oto wielka łaska, którą możemy otrzymać, jeśli prosimy o nią z wielką wiarą.

Wielka Sobota

Następnie Jezus rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja” (J 19,27)

Wielka Sobota to dzień ciszy, dzień oczekiwania. Wtedy jednak szczególnie mocno  jednoczymy się z Maryją. Sobota jest dniem maryjnym, ponieważ Jezus w testamencie na krzyżu oddał nas w opiekę swojej Matce. Według tradycji Matka Najświętsza z nadzieją i pewnością wyczekiwała Zmartwychwstania Pana. Czas pomiędzy śmiercią Pana a Jego chwalebnym Zmartwychwstaniem jest czasem, w którym Maryja opiekuje się nami z ogromną troską.

Niedziela Zmartwychwstania

„Pokój wam” J 20,26 To nie przypadek, że Jezus ustanowił spowiedź właśnie w dniu Zmartwychwstania. Sakrament uzdrowienia jest bezpośrednim owocem śmierci i powstania z martwych Chrystusa. Zbawiciel pokonał zło i Jego zwycięstwo urzeczywistnia się również w odpuszczaniu grzechów, które zostały odkupione. Również każda spowiedź jest niezwykle osobistym spotkaniem ze zmartwychwstałym Chrystusem. Tak jak w Eucharystii następuje uobecnienie Ostatniej Wieczerzy, podobnie w spowiedzi uobecnia się owo spotkanie ze Zbawicielem, który mówi – „Pokój wam”. Z niezwykłą głębią te święte tajemnice wyjaśnia wielka mistyczka XX wieku Adrienne von Speyr: „W swym życiu Pan coraz świadomiej bierze na siebie brzemię grzechu świata. Ludzie by tego nie dostrzegli, gdyby w tym samym czasie Jego nauka nie rozszerzała się i nie stawała nauką całego świata, przeznaczoną dla całego świata, przeznaczoną dla wszystkich czasów i narodów. (…) Bo wszystkie słowa, wszystkie przypowieści prowadzą ostatecznie do krzyża” (Adiernne von Speyr, Spowiedź,Poznań 1993, s. 66).

Wspaniałe wezwanie do refleksji a jednocześnie modlitwę o dar owocnych rozważań tajemnic naszej wiary odnajdujemy w Liście do Efezjan. Niech te słowa staną się zachętą do podjęcia wysiłku modlitwy myślnej w tym świętym czasie: „Niech (Bóg) da wam światłe oczy serca, byście wiedzieli czym jest nadzieja, do której On wzywa, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przeogromna Jego moc względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły.

Wykazał On je, gdy wskrzesił Go (Chrystusa) z martwych” (Ef 1,18).

Ks. Grzegorz Bartko