Przeciwnik Andrzeja Dudy jest tym, kim deklaruje, że jest w ostatnich pięciu minutach. Ale to polityczna pornografia.
Już kilka miesięcy temu prof. Marcin Król twierdził
na łamach „Gazety Wyborczej”, że najważniejsze jest posiadanie władzy.
A metody jej zdobywania są drugorzędne. Gdy się ma władzę, można wpływać
na rzeczywistość, a gdy się jej nie ma, pozostaje popiskiwanie
po kątach. Trzeba się zatem wyzbyć estetycznych uprzedzeń
i pięknoduchowskiego podejścia, bo liczy się siła i możliwość jej
stosowania. Takie stanowisko „demokratycznego” intelektualisty mogło
zaskakiwać, gdyż uzasadniało walkę o władzę wszelkimi metodami. Tamten
tekst niesłusznie przeszedł bez większego echa, ale wszystko wskazuje
na to, że trafił do właściwych adresatów.
Dziś mało kto ma złudzenia, że chodzi o władzę za wszelką cenę i każdymi metodami. A opozycyjne pięknoduchy są w pierwszym szeregu radykałów, a wręcz siepaczy. Zasady są dla naiwnych. I kampania między rundami wyborów prezydenckich dowodzi, że dla władzy, czyli zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego można zrobić właściwie wszystko. Sam Rafał Trzaskowski przywiązuje się do czegokolwiek wyłącznie wtedy, gdy przez chwilę mówi, że jest do czegoś przywiązany i przekonany. A po tej chwili wszystko wraca do normy, czyli nie ma żadnego znaczenia, co robił i mówił w przeszłości. Rafał Trzaskowski jest tym, kim deklaruje, że jest w ostatnich pięciu minutach.
Skoro teraz wciąż jeszcze prezydent Warszawy deklaruje, że nie ma żadnej politycznej przeszłości, nigdy nie był działaczem PO (choć jest jej wiceprzewodniczącym) i zapewne nigdy nie chciał delegalizować ONR czy walczyć z „faszystami” z Marszu Niepodległości, to tak jest. Chodzi bowiem o władzę, czyli o nagą polityczną siłę. A to sprawia, że można propagować polityczną pornografię. A tym właśnie jest obnażanie (choćby mimowolne) nagich mechanizmów walki o władzę za wszelką cenę i wszystkimi środkami. I obnażanie siebie (choćby mimowolne) jako miłośnika takiej pornografii.
Chociaż Rafał Trzaskowski lubi ubierać się w szaty intelektualisty ani on, ani jego zaplecze nie mają intelektualnej smykałki, żeby zgrabnie posłużyć się polityczną pornografią. Co innego publicyści lewicowej „Krytyki Politycznej”. Oni nawet czerpią sporą przyjemność z opisania tego, co w istocie po pierwszej turze robi Rafał Trzaskowski. A nawet uzasadniają to, co robi, żeby on sam nie mógł być przyłapany na oglądaniu „obrazków”, choć je ogląda. Dosłownie nie ma tu obrazków z „momentami”, ale „momenty” są jak najbardziej.
Najpierw z pomocą Trzaskowskiemu ruszył Michał Sutowski. Na łamach „Krytyki Politycznej” napisał (30 czerwca): „Ukłon Trzaskowskiego wobec skrajnej prawicy może pozwolić mu dostawić odważnik 12 lipca i przechylić szalę na korzyść opozycji. A skutki uboczne? Długofalowe? A czy coś szczególnego Trzaskowski skrajnej prawicy obiecał? I komu konkretnie?”. Skądinąd, czy Trzaskowski konkretnie obiecał komukolwiek cokolwiek? Trzaskowski może się kłaniać każdemu, byleby ten pomógł mu w zdobyciu władzy. A nawet to kłanianie się jest obowiązkowe, bo cel uświęca środki.
Rafał Trzaskowski walczy o władzę, to może wcześniejsze swoje poglądy wyrzucić do kosza. Na pryncypialność to mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy na władzę szans nie mają. Jak poseł partii Razem Maciej Konieczny, który stwierdził, że nie wyobraża sobie „głosowania na kandydata podzielającego skrajnie prawicowe poglądy Konfederacji. Poglądy gospodarcze Bosaka są tak samo nienawistne i przemocowe jak ich ultrakonserwatyzm”. Albo jak sam Adrian Zandberg: „Nie będziemy iść na układy z faszystami, nie będziemy się wdzięczyć do Bosaka, bo demokracja i prawa człowieka to są wartości, których się nie sprzedaje”.
Wartości się nie sprzedaje wtedy, kiedy można je sprzedać wyłącznie tanio. Ale drogo można zawsze, zgodnie z tym, co pisał prof. Marcin Król. I zgodnie z zadaniami, które postawiono Rafałowi Trzaskowskiemu. Co bezpretensjonalnie wyłożył na Facebooku Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej”. Zaczął od cytatu z „Eneidy” Wergiliusza: „Flectere si nequeo superos, Acheronta movebo” („Jeśli ma siła za małą,/Prośbami pomoc zjednam, co jest niezawodna/Gdy niebo mi oporne, piekło wzruszę do dna”). To słowa Junony przed przystąpieniem do zemsty na Eneaszu. Teraz zamiast Junony jest Trzaskowski, a zamiast Eneasza - Andrzej Duda.
Majmurek napisał, że chodzi o politykę, ale chodzi o władzę. A dla niej można zatkać nos i zmusić się do „wspólnego działania z ludźmi, z którymi na gruncie towarzyskim nie chcielibyśmy przebywać minuty w jednym budynku. Czasem trzeba sięgnąć w niej po element piekielny”. Skądinąd Majmurek dobrze oddaje sposób postrzegania Krzysztofa Bosaka i Konfederacji przez Rafała Trzaskowskiego i Platformę Obywatelską. Tylko że on może taką pornografię tworzyć, a Rafał Trzaskowski może ją tylko oglądać. Bo najważniejszy jest cel: „Dziś Trzaskowski próbuje użyć ludzi Bosaka. Choć sam byłbym zwolennikiem delegalizacji Konfederacji, to czasem wróg wymaga zawarcia przymierza z kanibalami”. Prawda, że urocze?
Rafał Trzaskowski zawrze przymierze z każdym, nawet z diabłem, choć trudno go sobie wyobrazić jako Adriana Leverkühna (z „Doktora Faustusa” Thomasa Manna). I każdemu powie wszystko, choćby zaprzeczył temu, co mówił pięć minut wcześniej. Można być człowiekiem pięciominutowym, byleby nie zejść z drogi prowadzącej do zdobycia władzy. Nie po to zdobywanej, by być pięknoduchem od „wspólnoty”, „zgody” i „uśmiechu”, tylko by jej użyć tak, żeby po PiS i Andrzeju Dudzie nie został kamień na kamieniu. I po tym, czego dokonali. Żeby się nie kojarzyło.
Dziś mało kto ma złudzenia, że chodzi o władzę za wszelką cenę i każdymi metodami. A opozycyjne pięknoduchy są w pierwszym szeregu radykałów, a wręcz siepaczy. Zasady są dla naiwnych. I kampania między rundami wyborów prezydenckich dowodzi, że dla władzy, czyli zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego można zrobić właściwie wszystko. Sam Rafał Trzaskowski przywiązuje się do czegokolwiek wyłącznie wtedy, gdy przez chwilę mówi, że jest do czegoś przywiązany i przekonany. A po tej chwili wszystko wraca do normy, czyli nie ma żadnego znaczenia, co robił i mówił w przeszłości. Rafał Trzaskowski jest tym, kim deklaruje, że jest w ostatnich pięciu minutach.
Skoro teraz wciąż jeszcze prezydent Warszawy deklaruje, że nie ma żadnej politycznej przeszłości, nigdy nie był działaczem PO (choć jest jej wiceprzewodniczącym) i zapewne nigdy nie chciał delegalizować ONR czy walczyć z „faszystami” z Marszu Niepodległości, to tak jest. Chodzi bowiem o władzę, czyli o nagą polityczną siłę. A to sprawia, że można propagować polityczną pornografię. A tym właśnie jest obnażanie (choćby mimowolne) nagich mechanizmów walki o władzę za wszelką cenę i wszystkimi środkami. I obnażanie siebie (choćby mimowolne) jako miłośnika takiej pornografii.
Chociaż Rafał Trzaskowski lubi ubierać się w szaty intelektualisty ani on, ani jego zaplecze nie mają intelektualnej smykałki, żeby zgrabnie posłużyć się polityczną pornografią. Co innego publicyści lewicowej „Krytyki Politycznej”. Oni nawet czerpią sporą przyjemność z opisania tego, co w istocie po pierwszej turze robi Rafał Trzaskowski. A nawet uzasadniają to, co robi, żeby on sam nie mógł być przyłapany na oglądaniu „obrazków”, choć je ogląda. Dosłownie nie ma tu obrazków z „momentami”, ale „momenty” są jak najbardziej.
Najpierw z pomocą Trzaskowskiemu ruszył Michał Sutowski. Na łamach „Krytyki Politycznej” napisał (30 czerwca): „Ukłon Trzaskowskiego wobec skrajnej prawicy może pozwolić mu dostawić odważnik 12 lipca i przechylić szalę na korzyść opozycji. A skutki uboczne? Długofalowe? A czy coś szczególnego Trzaskowski skrajnej prawicy obiecał? I komu konkretnie?”. Skądinąd, czy Trzaskowski konkretnie obiecał komukolwiek cokolwiek? Trzaskowski może się kłaniać każdemu, byleby ten pomógł mu w zdobyciu władzy. A nawet to kłanianie się jest obowiązkowe, bo cel uświęca środki.
Rafał Trzaskowski walczy o władzę, to może wcześniejsze swoje poglądy wyrzucić do kosza. Na pryncypialność to mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy na władzę szans nie mają. Jak poseł partii Razem Maciej Konieczny, który stwierdził, że nie wyobraża sobie „głosowania na kandydata podzielającego skrajnie prawicowe poglądy Konfederacji. Poglądy gospodarcze Bosaka są tak samo nienawistne i przemocowe jak ich ultrakonserwatyzm”. Albo jak sam Adrian Zandberg: „Nie będziemy iść na układy z faszystami, nie będziemy się wdzięczyć do Bosaka, bo demokracja i prawa człowieka to są wartości, których się nie sprzedaje”.
Wartości się nie sprzedaje wtedy, kiedy można je sprzedać wyłącznie tanio. Ale drogo można zawsze, zgodnie z tym, co pisał prof. Marcin Król. I zgodnie z zadaniami, które postawiono Rafałowi Trzaskowskiemu. Co bezpretensjonalnie wyłożył na Facebooku Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej”. Zaczął od cytatu z „Eneidy” Wergiliusza: „Flectere si nequeo superos, Acheronta movebo” („Jeśli ma siła za małą,/Prośbami pomoc zjednam, co jest niezawodna/Gdy niebo mi oporne, piekło wzruszę do dna”). To słowa Junony przed przystąpieniem do zemsty na Eneaszu. Teraz zamiast Junony jest Trzaskowski, a zamiast Eneasza - Andrzej Duda.
Majmurek napisał, że chodzi o politykę, ale chodzi o władzę. A dla niej można zatkać nos i zmusić się do „wspólnego działania z ludźmi, z którymi na gruncie towarzyskim nie chcielibyśmy przebywać minuty w jednym budynku. Czasem trzeba sięgnąć w niej po element piekielny”. Skądinąd Majmurek dobrze oddaje sposób postrzegania Krzysztofa Bosaka i Konfederacji przez Rafała Trzaskowskiego i Platformę Obywatelską. Tylko że on może taką pornografię tworzyć, a Rafał Trzaskowski może ją tylko oglądać. Bo najważniejszy jest cel: „Dziś Trzaskowski próbuje użyć ludzi Bosaka. Choć sam byłbym zwolennikiem delegalizacji Konfederacji, to czasem wróg wymaga zawarcia przymierza z kanibalami”. Prawda, że urocze?
Rafał Trzaskowski zawrze przymierze z każdym, nawet z diabłem, choć trudno go sobie wyobrazić jako Adriana Leverkühna (z „Doktora Faustusa” Thomasa Manna). I każdemu powie wszystko, choćby zaprzeczył temu, co mówił pięć minut wcześniej. Można być człowiekiem pięciominutowym, byleby nie zejść z drogi prowadzącej do zdobycia władzy. Nie po to zdobywanej, by być pięknoduchem od „wspólnoty”, „zgody” i „uśmiechu”, tylko by jej użyć tak, żeby po PiS i Andrzeju Dudzie nie został kamień na kamieniu. I po tym, czego dokonali. Żeby się nie kojarzyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz