niedziela, 31 stycznia 2021

Tragedia Polaka z Plymouth: Bezduszny system pozbawiania życia

 

Tragedia Polaka z Plymouth: Bezduszny system pozbawiania życia

Tragedia Polaka z Plymouth: Bezduszny system pozbawiania życia
Fot. TVP Info

Walka o życie pana Sławomira z Plymouth, naturalny odruch wielu ludzi dobrej woli, zderzyła się z bezdusznością ludzi w kitlach i togach – wydawałoby się – powołanych do obrony ludzkiego życia i strzeżenia sprawiedliwości. Z okoliczności tej historii wyłania się nie tylko tragedia jednego pacjenta, jednej rodziny. Dzięki niej wyraźnie możemy dostrzec śmiertelną grozę systemowej bezduszności.

 

 

Wielu spośród śledzących dramat naszego rodaka uwięzionego i zagłodzonego przez brytyjski szpital nie może nadziwić się, że lekarze i sędziowie z taką determinacją mogą dążyć do uśmiercenia niewinnego, bezbronnego człowieka. W czasach gdy kara główna dla największych zbrodniarzy coraz bardziej staje się reliktem przeszłości, równocześnie w prawdziwie bestialski sposób traktować można w majestacie prawa tych, którzy mają największe prawo oczekiwać opieki i wsparcia. Od razu nasuwa się tutaj przykład aborcyjnej zagłady, która pochłania każdego roku dziesiątki milionów istnień. To bodaj największy, najpowszechniejszy przejaw cywilizacyjnego upadku ludzkości, szczycącej się przecież nieustannie nowoczesnością i świetlanym postępem.

 

Zaledwie od czasu do czasu do masowej świadomości przebija się również kwestia ludzi pozbawianych życia z powodu podejrzenia, że ich dalsze istnienie rzekomo wiąże się z nieustającą udręką i upodleniem. Aby wyzwolić ich od tej perspektywy… zabija się ich w okrutny sposób, choć w białych kitlach i sterylnych warunkach. Jak głosi ulubiona formuła brytyjskich sądów – „w ich najlepszym interesie”.

 

Ojciec doktor Jacek Norkowski OP, lekarz i bioetyk, w swojej książce pt. „Człowiek umiera tylko raz” opisuje przypadek Kate Adamson. Kobieta w 1995 roku doznała obustronnego wylewu krwi do mózgu i przez 70 dni nie była w stanie skontaktować się z otoczeniem. Jej stan został określony jako wegetatywny. Pacjentka poddana została między innymi chirurgicznej operacji jamy brzusznej bez znieczulenia. Po odłączeniu od pokarmu i wody była morzona przez 8 dni. Uratował ją mąż, kiedy zareagowała na jego prośbę o mrugnięcie okiem. Steven Klugman zmusił szpital do przywrócenia elementarnej opieki. Zapowiedział, że pozwie do sądu osoby odpowiedzialne za decyzję o głodzeniu. Kobieta wspominała później, iż ból, którego doświadczała podczas zabiegu „na żywo” był mniejszy niż tortury doznawane przez ponad tydzień z powodu odcięcia pożywienia i płynów. Z czasem wróciła do samodzielnego życia.

 

Przytaczane przez autora wspomnianej książki przypadki i owoce prac naukowych wskazują na ogromną wolę przetrwania u pacjentów z uszkodzeniami mózgu, nawet przez wiele miesięcy niezdolnych do porozumiewania się. Również takich, którzy przed doznaniem urazów deklarowali, że nie chcą by w razie podobnego nieszczęścia podtrzymywano ich przy życiu.

 

W niewoli i izolacji

W relacjach mediów pan Sławomir często przedstawiany był jako pacjent w śpiączce. Taki stan diagnozuje się na podstawie konkretnych objawów: braku reakcji na bodźce, braku spontanicznych ruchów, odruchów, a także kontaktu słownego. W słynnym nagraniu dokonanym z ukrycia przez bliskich tuż przed świętami Bożego Narodzenia widzimy jednak, że chory reagował na obecność rodziny, płakał a jego wyraz jego twarzy wskazywał, że jest mocno przejęty. Świadczyłoby to o tak zwanym minimalnym stanie świadomości, co stwierdzili na podstawie swych dłuższych obserwacji poproszeni o opinie przez rodzinę lekarze spoza szpitala.

 

Później matka, siostry i siostrzenica pozbawione zostały możliwości dostępu do pana Sławomira pod pretekstem reżimu sanitarnego związanego z Covid. Całkowicie zdane były na informacje o stanie zdrowia pacjenta, przesyłane przez szpital drogą e-mailową. Kilka tygodni temu zamierzał odwiedzić chorego polski konsul. Wówczas na wniosek Derriford Hospital w ciągu czterech godzin zebrał się sąd, który… zabronił dyplomacie wstępu.

 

Wszelkie działania szpitala, wspieranego przez sądy brytyjskie, a nawet Europejski Trybunał Praw Człowieka, wskazywały na ogromną determinację nakierowaną na doprowadzenie do śmierci pacjenta. Placówka nie ukrywała nawet zamiaru pobrania narządów i – zgodnie z tamtejszymi przepisami – nie można było jej w tym przeszkodzić, chyba, że polskie władze skutecznie wyegzekwowałyby status dyplomatyczny nadany panu Sławomirowi. Niestety, od momentu przyznania takiego paszportu, działania MSZ nagle stały się albo głęboko zakonspirowane, albo jedynie pozorowane.

 

W kwestii „wszechwładzy” brytyjskiego szpitala nad ludzkim życiem przypomina się natomiast sprawa Alfiego Evansa, kilkuletniego chłopca cierpiącego na chorobę neurodegradacyjną i doprowadzonego do śmierci przez szpital Alder Hey w Liverpoolu. Władze placówki nie zgadzały się na przeniesienie chłopca za granicę do jednej z klinik, które deklarowały chęć leczenia małego pacjenta, a przynajmniej podtrzymywanie go przy życiu do czasu znalezienia odpowiedniej terapii. Także w tamtym przypadku tandem szpitalno-sądowy zgodnie twierdził, że „w najlepszym interesie” dziecka będzie zakończenie jego życia przez odłączenie od aparatury. O ile obecnie kierownictwo Derriford powoływało się przynajmniej na wolę żony pana Sławomira, to w casusie Alfiego decyzje rodziców nie miały w oczach sądów żadnego znaczenia.

 

Czy medycyna to… jeszcze medycyna?

- Problem nie narodził się wraz z przypadkiem naszego rodaka. On istnieje od dawna w brytyjskim prawie, które zezwala na zabicie człowieka po decyzji sądowej. Pomija się tylko nazwę „eutanazja”, ale w istocie o nią właśnie chodzi. Polega to na pozbawieniu chorego wody i pokarmu, ale w takim przypadku zabija człowieka odwodnienie – mówi w rozmowie z PCh24.pl ojciec dr Norkowski.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz