Niedzielski jest akwizytorem Pfizera.
A umowa jest tajna...
Autor: Wojciech Golonka,
ale wpisane przez kula Lis 70 pod poniższym artykułem https://miarka-neon24pl.neon24.pl/post/163243,klamstwa-niedzielskiego
Siła
Pfizera....Publikacja kontraktów Pfizera na sprzedaż i dostawę
szczepionek przeciw COVID-19 budzi uzasadnione wątpliwości co do
godziwości zawieranych przez państwa umów i sposobu prowadzenia kampanii
szczepień.
Pod koniec lipca różne portale internetowe powieliły
treść dokumentu domniemanej umowy między rządem Albanii a firmą Pfizer
na zakup i dostawę szczepionek przeciw COVID-19. Do wiadomości
publicznej podano wątki budzące kontrowersje: klauzule maksymalnej
poufności (czyli brak transparentności), wykluczenie jakiejkolwiek
odpowiedzialności potentata farmaceutycznego oraz oświadczenie o
nieznanych długofalowych skutkach preparatu (aspekt bezpieczeństwa).
Czy informacje, które wypłynęły na światło dzienne i wywołały
poruszenie w mediach społecznościowych, są rzeczywiście wiarygodne? Tak,
i to z kilku powodów. Przede wszystkim w tym samym czasie autentyczność
upublicznionych treści została potwierdzona dzięki poszukiwaniom Ehdena
Bibera z Anglii, które mieliśmy sposobność zweryfikować.
Z Albanii do Europy przez Brazylię
Angielska wersja domniemanej umowy między rządem Albanii a firmą
Pfizer na dostawę szczepionek została upubliczniona na albańskim portalu
Gogo.al już w styczniu, ale nie odbiła się wówczas szerszym echem. Jej
nagłośnienie w lipcu zrodziło pytanie: Na ile opublikowany dokument jest
wiarygodny? Ehden Biber, specjalista od cyber-bezpieczeństwa,
dotarł do zapisu umowy kontraktowej nr 52/2021 między rządem Brazylii a
firmą Pfizer z marca, dostępnej na stronie internetowej brazylijskiego
ministerstwa zdrowia (baza SEI, dok. nr 0019624455) w językach
portugalskim i angielskim – i rzeczywiście, zarówno co do struktury
umowy, jak i zapisów poszczególnych akapitów oba dokumenty – brazylijski
i opublikowany na albańskim portalu – są zbieżne i identyczne co do
istoty treści, znikome zaś różnice wskazują, że dokument po prostu
dostosowano do nowego kontrahenta. Zresztą najprostszym sposobem na
znalezienie tej oficjalnej brazylijskiej umowy jest wpisanie w
wyszukiwarkę internetową cytatów z umowy albańskiej, a wyniki zaprowadzą
nas właśnie na stronę brazylijskiego ministerstwa zdrowia. Brazylijski
dokument zawiera dodatkowo podpisy elektroniczne oraz kody umożliwiające
dostęp do niego w internetowym rejestrze dokumentów ministerstwa, stąd
jego autentyczność jest niepodważalna (w chwili przygotowywania
niniejszej analizy dokument ten był wciąż dostępny w sieci).
Biber natrafił także na nagranie Carlosa Murillo, obecnie prezesa
Pfizera na Amerykę Łacińską, a wcześniej – na Brazylię, który 13 maja
zeznał przed brazylijską komisją śledczą ds. COVID-19, że warunki umów
Pfizera z różnymi krajami na świecie są standardowe i co do zasady te
same (nie miał jednak na myśli samej ceny sprzedaży). Tym samym zarówno
brazylijski oryginał, jak i umowa z rządem Albanii wiarygodnie
odzwierciedlają warunki, na jakich Pfizer sprzedaje i dostarcza
szczepionki innym krajom, również w Unii za pośrednictwem Komisji
Europejskiej. Warto zatem przyjrzeć się bliżej tym kontrowersyjnym
zapisom.
Kto dyktuje warunki?
Wspomniane umowy składają się
z 12 sekcji obejmujących definicje, dostawę produktu, cenę i płatności,
standardy wytworzenia i zapewnienie o jakości, oświadczenia i
gwarancje, okres trwania umowy i jej ustanie, własność intelektualną,
odszkodowania, ubezpieczenie i odpowiedzialność, informacje poufne oraz
różne zapisy końcowe. Kilka dodatków obszernie porusza kwestie
przechowywania i podawania szczepionek, wątki logistyczne, a także
zawiera standardowe formularze.
Przechodząc do zapisów, które
budzą największe kontrowersje, cytując chronologicznie w swobodnym, ale
wiernym co do istoty tłumaczeniu, z umowy brazylijskiej dowiadujemy się
już na wstępie: „Zakupujący
stwierdza i uznaje, że (i) wysiłki Pfizera, aby wyprodukować Produkt są
procesem z natury narażonym na poważne ryzyka i niepewności oraz że
(ii) ewentualne wyprodukowanie i zatwierdzenie innego leku lub
szczepionki, zapobiegających lub leczących infekcję COVID-19, wcześniej
niż zatwierdzenie rzeczonego Produktu nie spowoduje zmiany obecnej
nadzwyczajnej sytuacji potrzeby prewencji rozprzestrzeniania się
infekcji COVID-19, stwarzającej poważne zagrożenie dla życia i zdrowia
populacji, wraz z dotkliwymi skutkami”.
Zapis ten pojawia się na samym początku umowy (2.1.b), po wstępnych definicjach, i ma zagwarantować dopuszczenie szczepionki Pfizera do użytku niezależnie od rozwoju sytuacji covidowej. Wynika to stąd, że „Produkt”, którego badania bezpieczeństwa nie zostały dokończone (oficjalnie zakończą się w 2023 r.) został w wielu krajach dopuszczony do użytku warunkowo. W przypadku Unii Europejskiej niełatwo znaleźć dokładne brzmienie wspomnianego warunku, ale z oficjalnej definicji podanej na stronie Europejskiej Agencji Leków czytamy, że chodzi o „zatwierdzenie leku, który odnosi się do niezaspokojonych potrzeb pacjentów w oparciu o mniej wyczerpujące dane, niż normalnie jest to wymagane. Dostępne dane muszą wskazywać, że korzyści płynące z leku przewyższają ryzyko, a składający wniosek powinien być w stanie przedstawić w przyszłości wyczerpujące dane kliniczne”.
Co oznacza, że w
przypadku istnienia innych skutecznych leków lub szczepionek, które
przeszłyby wszystkie fazy badań, szczepionka Pfizera nie mogłaby być
dopuszczona awaryjnie do użytku w Unii Europejskiej lub jej wcześniejsze
dopuszczenie awaryjne powinno wygasnąć po roku.
Oczywiście jest zrozumiałe, że producent chce zabezpieczyć swój rynek
zbytu i trwałość produkcji, ale obowiązkiem różnych instytucji jest
czuwanie nad przestrzeganiem procedur bezpieczeństwa. W tym wypadku
podobny zapis wymusza na kupującym uznanie, że wszelka zmiana sytuacji
od strony dostępnych leków… nie będzie zmianą sytuacji. Taki
surrealistyczny warunek jest prawdopodobnie nielegalny z punktu widzenia
prawa, a jego akceptacja w umowie może prowadzić do sabotowania
procedur zatwierdzania skutecznych, ale konkurencyjnych leków na
COVID-19. Skoro bowiem podpisało się cyrograf z potentatem
farmaceutycznym, gwarantujący mu de facto dostęp do rynku niezależnie od
realnej sytuacji, to jedynym sposobem respektowania takiego zapisu w
przypadku zmiany okoliczności jest albo luzowanie kryteriów awaryjnego
dopuszczania leków, albo cichy, ale skuteczny sabotaż konkurencyjnych
produktów, których zatwierdzenie wstrzymałoby zezwolenia dla Pfizera do
czasu dokończenia przezeń wszystkich standardowych badań klinicznych.
Zresztą już w kolejnym akapicie umowy sam producent zaznacza, że nie
zostały one dokończone, a mimo jego wysiłków „Produkt może być
nieskuteczny z powodu wyzwań lub usterek technicznych, klinicznych,
regulacyjnych, produkcyjnych, transportowych, przechowywania bądź
innych” (2.1.c).
Podobne zapisy tworzą podstawy do tego, aby co kilka miesięcy Pfizer oznajmiał – jak to już robi – że dla osiągnięcia lub podtrzymania pełnej odporności potrzebna jest kolejna, „enta” już z kolei dawka przypominająca.
Łapówek nie było, mogą być odszkodowania
Pfizer gwarantuje sobie immunitet w przypadku braku terminowych dostaw
(2.1.d) oraz zabrania odsprzedawania szczepionek bez jego zgody.
W
sekcji „Oświadczenia i gwarancje” (5) dowiadujemy się, że Zakupujący ma
moc zobligowania państwa względem wszystkich zapisów umowy (a), która w
żaden sposób nie koliduje z państwowym prawem (b). Najwyraźniej
podpisujący podobne dokumenty urzędnicy mają nie mniejsze uprawnienia
niż kard. Richelieu, jeśli kiedykolwiek rzeczywiście oznajmił owe słynne
„państwo to ja”. W odpowiedzi na zapewnienia Zakupującego padają
uroczyste oświadczenia, że Pfizer nie dał i nie da łapówki urzędnikom
państwowym, partiom czy decydentom politycznym (5.3.b), co przyjmujemy
ostrożnie do wiadomości, aczkolwiek umieszczanie podobnych zapisów w
umowie daje do myślenia odnośnie do panujących „zwyczajów” w procederze
zatwierdzania produktów farmaceutycznych.
W ustępie 5.5.
pojawia się kolejna, bardzo ważna deklaracja ze strony Zakupującego,
który uznaje, że „szczepionka i materiały z nią związane
są tworzone na prędko (rapidly) z powodu awaryjnych okoliczności
pandemii COVID-19 i będą one wciąż przedmiotem badań po dostawie
szczepionek Zakupującemu w ramach tej umowy. Zakupujący uznaje
dodatkowo, że zarówno długotrwałe skutki, jak i skuteczność szczepionki
nie są obecnie znane i mogą zachodzić niepożądane skutki szczepionki,
które nie są obecnie znane”.
Oto
kluczowe dane, które państwa najwyraźniej potwierdzają w umowie z
Pfizerem, a następnie politycy, rządowi eksperci i eksperci samozwańczy
od rana do wieczora powtarzają, że tego typu informacje są (ruską)
dezinformacją, wątpiących zaś w stuprocentowe bezpieczeństwo preparatu
oskarżają o zdradę.
Fajerwerki zawiera także paragraf „Odszkodowania ze strony Zakupującego” (8.1),
który ustala, że Zakupujący ma pokryć jakiekolwiek roszczenia wobec
Pfizera oraz całej galaktyki jego partnerów i podwykonawców, które
mogłyby powstać w związku z wytwarzaniem, sprzedażą czy stosowaniem
szczepionki, uwzględniając koszty procesowe etc. Na myśl przychodzą
oczywiście odszkodowania w wyniku możliwych (choć ponoć w Polsce cudownie niezachodzących) niepożądanych
odczynów poszczepiennych, ale zapis ten jest tak szeroki, a zarazem
szczegółowy, że państwo musiałoby także pokryć odszkodowanie, które
Pfizer byłby komuś winny za niezawinione z jego strony wykorzystanie
cudzej własności intelektualnej – nie tylko przy produkcji samej
szczepionki, lecz także np. w ramach działań marketingowych.
Upraszczając zapis, mógłby on brzmieć: „Jakiekolwiek zasądzone
odszkodowania zapłaci Zakupujący. Bez wyjątku i całkowicie”.
Nadinterpretuję? Otóż w paragrafie 9.4. Zakupujący
w imieniu państwa „expressis verbis i nieodwołalnie zrzeka się
jakiegokolwiek immunitetu, zarówno względem siebie, jak i swych zasobów”
w związku z odpowiedzialnością prawną,
którą zaciąga niniejszą umową. Na podstawie tego zapisu w przypadku
nakazu sądowego z USA w razie potrzeby można będzie zająć jakąkolwiek
własność państwa… z placówkami dyplomatycznymi włącznie? A czy trzeba w
ogóle przypominać, że Pfizer niejednokrotnie wypłacał odszkodowania i
kary idące w miliardy dolarów? I jak nazwać tupet podobnych zapisów,
przy którym chłopcy z cosa nostry jawią się jako smarkata gównażeria? A
żeby nie było wątpliwości, w ustępie 9.5 Zakupujący oświadcza, że ma
odpowiednie zasoby finansowe do realizacji ewentualnych roszczeń – bo
podatnicy zapewne z pewnością ochoczo zapłacą za coś, na co nie mają
najmniejszego wpływu.
Cicho sza!
Umowa, ma się rozumieć, ma pozostać skrajnie maksymalnie poufna.
Dziesiąta sekcja, która ten temat porusza, mogłaby się równie dobrze
nazywać „gęba w kubeł po wieczne czasy”.
Ujawniać osobom trzecim, czytaj obywatelom bądź pacjentom, można
jedynie informacje, których umowa wyraźnie dopuszcza upublicznienie
(takich zdaje się akurat w umowie nie ma). Ewentualne wycieki informacji
mają być natychmiast obustronnie zgłaszane.
Producent (i vice
versa) ma jednak świadomość, że mogą w tej kwestii pojawić się
uprawnione naciski, wówczas zobowiązuje się kontrahenta do określonego
postępowania mającego zminimalizować przekaz informacji – czytaj:
ograniczyć współpracę z sądami czy uprawnionymi instancjami: „Jeśli
Kontrahent jest zobowiązany ujawnić informacje poufne drugiej strony w
związku z nakazem sądowym, dyrektywą rządową czy jakimkolwiek
uprawnionym wnioskiem, to Kontrahent powiadomi drugą stronę o takim
żądaniu, jak tylko to możliwe, zanim taka informacja poufna zostanie
ujawniona, tak aby druga strona miała możliwość wystąpić o sądowe
zabezpieczenie czy inny środek tudzież uniknąć realizacji wniosku w
oparciu o zapisy tej umowy”.
Kazuistyka ta jest następnie szczegółowo rozwijana: Jeśli
nie da się uniknąć wykonania nakazu udzielenia informacji, to trzeba
ograniczyć go do minimum, a „w żadnym wypadku Zakupujący nie może
ujawnić jakichkolwiek zapisów finansowych lub odszkodowawczych zawartych
w tej umowie
[…] bez wcześniejszej pisemnej zgody Pfizera”. Zapisy te w zupełności
tłumaczyłyby, dlaczego np. w trakcie kontroli poselskiej wykonywanej
przez Grzegorza Brauna w Urzędzie Rejestracji Leków spotkał się on z
odmową udzielenia przez Urząd informacji odnośnie do danych Pfizera, w
oparciu o które (i tylko o które) dopuszczono w Polsce jego szczepionkę
do użytku dla dzieci.
No
dobrze. A co w przypadku ustania umowy? Chyba nawet zakup technologii
militarnych nie jest owiany podobnymi tajemnicami, bo zazwyczaj wiadomo
kto, co, za ile kupuje i na jakich warunkach. W tym wypadku jednak prawo
omerty ma trwać przez 10 lat od zakończenia umowy, a w przypadku
właściwej „tajemnicy handlowej” dopóty, dopóki pozostanie ona tajemnicą
handlową (10.4). W końcu, last but not least,
w przypadku arbitrażu sądowego, właściwą jurysdykcją będą jedynie sądy w
Nowym Jorku w Stanach Zjednoczonych, co sprawia, że ewentualne zapisy
niezgodne z prawem danego kraju i tak mogą być uznane za wiążące przed
amerykańskim sądem.
Czy jest się czemu dziwić?
Trzeba by zupełnie odrzucić zasady podmiotowości i suwerenności
państwa, aby uznać wymienione zapisy za godziwe, moralne i spełniające
standardy partnerskiej współpracy biznesowej. Nie są one li tylko
kontrowersyjne – są wprost skandaliczne. Wykraczają poza zrozumiałą wolę
zabezpieczenia swoich interesów, a przywodzą na myśl mafijne oferty nie
do odrzucenia. Tymczasem kryzys covidowy nie upoważnia państwa do aktów
desperacji graniczących z szaleństwem.
Biorąc pod uwagę fakt, że w
niedalekiej przeszłości Pfizer miał problemy z wymiarem sprawiedliwości
za łamanie prawa (patrz np. jego ugoda z Departamentem Sprawiedliwości
USA w 2009 r. na kwotę aż 2,3 mld dol. w związku z zarzutami o
nieuczciwość handlową), podpisywanie podobnych umów jest tym bardziej
szokujące, niedopuszczalne i rzutujące na autorytet państw i
podlegających im instytucji, kapitulujących na całej linii przed
dyktatem koncernu farmaceutycznego. A przecież wszystko wskazuje na to,
że właśnie tego typu umowa, a przynajmniej w tym właśnie duchu, została
zawarta także w naszym imieniu przez Komisję Europejską.
Z drugiej
strony, niestety nie ma się za bardzo czemu dziwić, bo proces
rozbrajania państwa z jego prerogatyw nadzoru farmaceutycznego trwa od
lat, oczywiście pod zbożnym celem zdrowia populacyjnego. Na łamach „Do
Rzeczy” pisałem już o sojuszu GAVI (The Global Alliance for Vaccines and
Immunisation) założonym w 1999 r. Jest to projekt partnerstwa
publiczno-prywatnego na rzecz zdrowia, przede wszystkim „zdrowia rynków
zbytu”. Misja przedstawiana na stronie internetowej GAVI brzmi bowiem
wprost: „Kształtowanie rynków. Praca na rzecz poprawy zdrowia rynków pod
kątem szczepionek i innych produktów immunologicznych”. Sojusz ten,
mający usprawnić receptywność rynków na rzecz producentów, jest więc w
rzeczywistości organizacją szczepionkowego lobbingu. A ułatwienia te
polegają m.in. na luzowaniu regulacji, tworzeniu programów obowiązkowych
szczepień czy minimalizacji odpowiedzialności producentów.
Przeszło ćwierć wieku od powstania GAVI trzeba przyznać, że w
okoliczności epidemii, a przede wszystkim w atmosferze psychozy
medialnej dotyczącej epidemii, koncern farmaceutyczny może
bezapelacyjnie dyktować prawo, a państwo ma przyjąć rolę marionetki. W
następstwie czego koncern Pfizer sprzedaje słono produkt, o którym
deklaruje, że może być z różnych przyczyn nieskuteczny, że jeszcze jest
badany, że jego długofalowe bezpieczeństwo jest nieznane – i zarabia na
tym miliardy dolarów czystego zysku, zwolniony z wszelkiej
odpowiedzialności.
Jaka polityka szczepień
Niewykluczone, że zarówno niniejsza analiza, jak i inne krytyczne głosy
wobec jedynych słusznych rozwiązań walki z koronawirusem wywołają
klasyczne już w tych przypadkach napady histerii i standardowych
oskarżeń o ruski onucyzm czy antyszczepionkowy terroryzm. Najwyraźniej
dyżurni faryzeusze mniemają, że podmiotowe traktowanie ludzi i
pacjentów, z szerokim dostępem do faktów pozwalających podjąć osobistą,
przemyślaną decyzję, może zniechęcić do masowych szczepień. Dziwne to
myślenie i lęk charakterystyczne dla zamordystów, a w każdym razie
niebezpieczne i kontrproduktywne w kontekście mocno już nadwyrężonego
zaufania obywateli do coraz bardziej sanitarystycznego państwa. Pokój
społeczny wymaga bowiem przejrzystości, w ciemności zaś operują siły
mające coś do ukrycia. Im bardziej więc – mimo braku podstaw, co jasno
wynika z omówionych dokumentów – władza będzie dążyć do obowiązku
szczepień lub forsować, na wzór naszych sąsiadów, środki przymusu
pokroju przepustek sanitarnych, tym bardziej będą uzasadnione pytania, o
co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Podpisywanie umów Pfizera,
skonstruowanych w podobnym duchu, jest wystarczająco dużą wpadką: errare
humanum est – perseverare diabolicum, darujmy więc sobie grzęźnięcie aż
do piekieł.
Autor:Wojciech Golonka
Ps...A więc tak to rozumiem: Komisja Europejska w imieniu państw UE (w
tym Polski) podpisała tę umowę z Pfizerem i my nie mieliśmy nic do
gadania oprócz złożenia podpisów pod tą umową. Oczekiwałbym jednak, że w
tak fundamentalnej sprawie jak zdrowie i życie całej populacji
ktokolwiek tę umowę podpisał z person w polskich instytucjach władnych
takowe podpisywać stanie kiedyś przed sądem, wyjaśni dlaczego złożył
podpis bez informowania Suwerena, zostanie skazany za współudział w
zbrodni i zawiśnie. Więcej u mnie https://c-z06.neon24.pl/post/163231,oto-skutki-szczepienia
(Wpisał kula Lis 70)
,,...umowę podpisał z person w polskich instytucjach władnych takowe podpisywać stanie kiedyś przed sądem,...". ,,A ten sąd co pod sąd, sądził będzie także sąd".
OdpowiedzUsuń