Św. Pius X gromił modernistów. Kościół musi dziś zrobić to na nowo
21 sierpnia Kościół katolicki wspomina świętego Piusa X. Papieża Sarto należy jednak nie tylko wspominać, ale przede wszystkim naśladować, zwłaszcza gdy idzie o jego dzieło walki z herezją modernizmu. Choć autor Pascendi Dominici gregis wytoczył przeciwko błędom ciężkie działa, okazało się, że to wciąż zbyt mało – zwłaszcza, że jego wysiłek został w pewnym sensie zniweczony przez papieży po II Soborze Watykańskim. Dziś musimy sięgać do spuścizny św. Piusa X i mądrze ją rozwijać, tak, by wreszcie raz na zawsze uporać się z herezją modernistyczną.
Wielki pontyfikat
O bogatym pontyfikacie św. Piusa X można byłoby pisać bardzo długo. Krótkie jego rządy (1903 – 1914) zaowocowały całym mnóstwem ważnych decyzji, wydarzeń i reform. Należałoby przyjrzeć się z osobna zarówno jego działalności na polu przywracania godności muzyki kościelnej, jak i wysiłkom na rzecz wzmacniana pobożności Eucharystycznej. Podobnie odrębnego potraktowania domagają się wprowadzane przez świętego zmiany w liturgii oraz głęboka przebudowa Kurii Rzymskiej. To samo dotyczy wreszcie sporządzenia katechizmu, reorganizacji kształcenia w seminariach i obfitującej w wiele odcieni polityce międzynarodowej. Wielką korzyść może Czytelnik wynieść zarówno z lektury pobożnych żywotów świętego, które są na polskim rynku łatwo dostępne, jak i z wysłuchania dwóch rozmów, jakie w PCh24 TV odbył na temat pontyfikatu papieża Sarto red. Tomasz Kolanek z prof. Markiem Kornatem (tutaj i tutaj).
Niezwalczony modernizm
To jednak, co wydaje mi się dziś w pontyfikacie św. Piusa X najbardziej aktualne, to jego walka z błędami modernizmu. Działania, które podjął święty papież, oceniano i wówczas i dzisiaj jako bardzo poważne. A przecież ostatecznie nie osiągnęły swojego właściwego celu: herezja modernizmu, nawet jeżeli przez papieża Sarto mocno wstrząśnięta i osłabiona, nie została z Kościoła całkowicie wyrugowana. Odrodziła się, a dzisiaj błędy wyrastające z tego samego pnia co błędy modernistów przełomu XIX i XX wieku są w Kościele katolickim w dosłownym sensie tego słowa rozpowszechnione: elity katolickie są nader często elitami o mentalności głęboko modernistycznej.
Nasza sytuacja przypomina pod pewnymi względami tę z wieku IV. Po zakończeniu Soboru Nicejskiego wszystko wskazywało na pokonanie herezji ariańskiej: sobór ogłosił ortodoksyjne Credo, które przyjęli niemal wszyscy zebrani na nim ojcowie; prawdziwą wiarę poparł cesarz, a heretyków ekskomunikowano. A jednak kilka dziesięcioleci później znaczna część urzędujących biskupów wyznawała właśnie arianizm. I dziś jest podobnie: choć po silnych ciosach wyprowadzonych przez św. Piusa X modernizm, zdawałoby się, musiał upaść, tak się bynajmniej nie stało. Zachwiał się, a dziś – dominuje.
Pytania, jakie musimy sobie postawić
Stąd fundamentalne pytanie, jakie winniśmy sobie dziś zadawać, brzmi: dlaczego świętemu papieżowi, mimo wielkich wysiłków, nie udało się powstrzymać modernizmu? Formułować można naturalnie różne odpowiedzi, zależnie od doprecyzowania stawianych kwestii: czy czegoś zabrakło w działaniach samego św. Piusa X? Czy papież Sarto był w ogóle w stanie wykorzenić modernizm, czy może było to dzieło przerastające możliwości tak krótkiego w sumie pontyfikatu? Czy zawiniliby zatem jego następcy? A może zarówno on jak i kolejni papieże działali najlepiej, jak mogli, a obserwowana dziś wiktoria neo-modernizmu związana jest z zupełnie niezależnymi od nich czynnikami?
Nietrudno zauważyć, że waga i szerokość tak postawionych pytań są ogromne. W tym krótkim artykule mogę podjąć jedynie nieśmiałą próbę wskazania pól, na których można, być może, szukać jakichś odpowiedzi. Właściwa dyskusja musi się przecież toczyć na innej płaszczyźnie niż prasowa. Postaram się wszelako zwrócić uwagę na kilka miejsc; to, jak sądzę, tym ważniejsze, że dotychczasowe wysiłki kontrrewolucyjnych katolików zdają się niektóre (bo nie wszystkie) z tych miejsc omijać, a tym samym grozi nam, że nasza walka z nowym modernizmem będzie płonna.
Ofensywa antymodernistyczna
Święty papież Pius X rozpoczął antymodernistyczną ofensywę w 1907 roku. Wówczas Święte Oficjum wydało dekret Lamentabili sane exitu, który zasadniczo rzecz biorąc stanowi wykaz kilkudziesięciu błędnych tez, jakie katolik winien odrzucić. Wkrótce papież Sarto ogłosił encyklikę Pascendi Dominici gregis, gdzie opisał ogólny kształt herezji modernistycznej. W roku 1910 z kolei narzucił wszystkim, którzy w Kościele obejmować by mieli jakiekolwiek urzędy, składanie przysięgi antymodernistycznej, zawierającej szereg twierdzeń afirmujących katolicką naukę oraz odrzucających błędy modernistów. Wszystkie te dokumenty razem wzięte stanowią znakomitą pomoc dla tych, którzy chcieliby i dziś walczyć z modernizmem. Potępiając liczne błędy i konfrontując je z autentyczną nauką Kościoła zarysowują wyraźne i nieprzekraczalne granice, których trzeba trzymać się w refleksji teologicznej i filozoficznej. Encyklika Pascendi Dominici gregis odsyła też z wielką mocą do nauki św. Tomasza jako właściwej podstawy kształcenia teologów.
Odejście od Akwinaty
Już w tym punkcie widzimy, gdzie następcy św. Piusa X – nie tyle bezpośredni, co raczej posoborowi – popełnić mogli poważny błąd. Nauka św. Tomasza z Akwinu nie jest przecież już od dawna podstawą studiów teologicznych. Jeżeli święty papież miał rację, zalecając ją w tej roli – a szedł tu przecież nie za własnymi upodobaniami, ale przede wszystkim za wieloma poprzednikami, zwłaszcza za Leonem XIII – to ten stan rzeczy domaga się jak najpilniejszej zmiany. Skuteczna walka z modernizmem wymaga prawidłowej formacji, a tę, uczy wielki papież, gwarantuje właśnie Akwinata.
Problem przysięgi antymodernistycznej
Drugi problem wiąże się konkretnie z przysięgą antymodernistyczną. Jej zniesienie w 1967 roku przez św. Pawła VI w obliczu wciąż krzewiącej się herezji jest przez wielu krytyków oceniane jako krok nieroztropny. Problem leży jednak również w tym, że obowiązkowi składnia przysięgi antymodernistycznej nie w całości podporządkował się Kościół katolicki w Niemczech. Wsparci przez państwo, które widziało w obowiązku składania przysięgi przekroczenie przez Stolicę Apostolską uprawnień, biskupi niemieccy zdołali skłonić papieża do udzielenia dyspensy od składania przysięgi antymodernistycznej profesorom uniwersyteckim, o ile nie prowadzą działalności duszpasterskiej. Była to poważna klęska, bo ówczesna Kuria Rzymska właśnie w niemieckim Kościele widziała główny rozsadnik modernizmu – i to pomimo faktu, że nie było w Niemczech modernistów porównywalnych z Alfredem Loisym we Francji, Georgem Tyrrellem w Anglii czy Romolo Murrim we Włoszech. Kurialiści rozumieli jednak, że to niemiecki idealizm filozoficzny jest głównym wyzwaniem. Trudno powiedzieć, czy św. Pius X był w stanie działać inaczej: w związku z zaangażowaniem czynników państwowych rzecz miała przecież też wymiar potężny wymiar polityczny.
W każdym razie problem niemiecki pozostaje w Kościele katolickim nierozwiązany. Także dzisiaj, w czasie Synodu o Synodalności, to stamtąd wychodzą najbardziej podważające porządek katolicki postulaty, rzeczywiście – jak obawiali się tego kurialiści w czasach św. Piusa X – ugruntowane w filozofii idealizmu i związanym z nią subiektywizmem i historycyzmem. Być może jest to pewna lekcja z czasów pontyfikatu papieża Sarto: nie ulegać w ogóle przed siłą rozsadnika herezji. Bez cienia wątpliwości papież Franciszek nie tylko jednak nie idzie w tę stronę, ale wręcz przeciwnie, chętnie korzysta z pomysłów wykuwanych przez uczniów tych właśnie profesorów, którzy nie chcieli złożyć przysięgi antymodernistycznej.
Intencje modernistów
Współczesna kontrrewolucyjna debata antymodernistyczna skupia się zwykle na piętnowaniu błędów, które ludzie ci głoszą. Tym samym naśladuje metodę św. Piusa X, który błędy te przede wszystkim w Lamentabilis sane exitu nazwał, a w Pascendi Dominici gregis zestawił pokrótce z prawidłową nauką. Wydaje się jednak, że ta metoda dziś już nie wystarczy. Przychodzą od razu na myśl wielcy autorzy katolickiej ortodoksji z pierwszych wieków Kościoła, którzy ogrom swego czasu poświęcali polemikom. Święci Ireneusz, Atanazy czy Augustyn byli doskonałymi znawcami herezji. Czytali heretyckich autorów. Rozumieli ich argumentację i krok po kroku ją obalali. W dzisiejszej polemice z neo-modernistami często brakuje takiego podejścia. Niewielu jest wielkich katolickich znawców myśli modernistycznej, takich, którzy mogliby odrzucić ich błędy na drodze bezpośredniej i drobiazgowej konfrontacji. Pokazuje to też uboga literatura: gruntownych książek, które zajmowałyby się krytycznie i gruntownie fenomenem modernizmu w jego dzisiejszych przejawach, przynajmniej w Polsce, niemal nie ma.
Intelektualną i poważną debatę z modernistami podejmował w XX stuleciu przede wszystkim o. Réginald Garrigou-Lagrange OP. Jego prace wymagają wciąż tłumaczenia i dopiero czekają na swoją recepcję. Niezależnie jednak od tego, jak będzie przebiegać odkrywanie dzieła tego wielkiego tomisty, w obliczu skali problematyki, jaką podejmuje herezja modernistyczna, wysiłki jednego, najwybitniejszego nawet umysłu, to przecież zbyt mało. Trzeba wielu znakomicie wykształconych żołnierzy, którzy stoczą zwycięską i odważną walkę z przeciwnikami ortodoksji.
Głębokość rewolucji
Tym więcej, że – i to już ostatnia myśl, którą chciałem tu zostawić – pytania, jakie zdają się stać u podstaw szkodliwej w swoich efektach pracy wielu neo-modernstów, są naprawdę zasadnicze. Lamentabili sane exitu wskazało, że u źródła modernizmu stoi „pogoń za nowinkami”. To prawda, ale wydaje się, że dziś, po ponad 100 latach od publikacji tego dekretu, lepiej niż wówczas rozumiemy skalę zmian cywilizacyjnych, którą rozpoczęły francuska rewolucja polityczna, niemiecka rewolucja filozoficzna oraz rewolucja przemysłowa; rewolucja seksualna przyszła z kole dopiero później.
W roku 2022 społeczeństwo wygląda dramatycznie inaczej niż w roku 1914, kiedy w dniu 21 sierpnia zmarł św. Pius X. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że między dniem ukrzyżowania Zbawiciela a śmiercią św. Piusa X nie zaszły w codziennym życiu społeczeństw tak wielkie zmiany, jak między tą drugą datą a dniem dzisiejszym.
Starcie ze światem
Trzeba w związku z tym dobrze przyjrzeć się temu, co pcha modernistów do działania. Oprócz pychy czy rozpusty może to być w pewnych wypadkach również inna, bardziej szlachetna motywacja: próba nakreślenia odniesienia wiary katolickiej do radykalnie innej od dawnych wieków rzeczywistości społecznej. Zwalczając błędy modernistów, sądzę, Kościół winien potraktować ten problem jeszcze uważniej niż dotąd, porzucając przede wszystkim złudny optymizm, który towarzyszył II Soborowi Watykańskiemu. Świat się zmienił – i choć nie jest to dobra zmiana, jest brutalnie faktyczna. Kościół musi się z tym skonfrontować, co będzie wymagało olbrzymiego wysiłku intelektualnego – i wielkiej odwagi, bo choć większość z tych nowości, które przyniosły rewolucje polityczna, filozoficzna i seksualna trzeba będzie zdecydowanie odrzucić, to część, ze względu choćby na ich nieusuwalność czy trwałość, raczej niż odrzucać – oczyścić.
Ta praca jest wciąż przed nami. Przykład św. Piusa X winien być w niej dla nas cały czas żywy. Spuściznę papieża Sarto trzeba przyjąć i odczytać w kontekście wyzwań współczesności, tak, by Kościół mógł ją twórczo rozwinąć – i rozprawić się ostatecznie z herezją modernizmu.
Paweł Chmielewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz