Na łamach tygodnika „Idziemy” wykładowca Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego przywołuje homilię wygłoszoną przez krakowskiego biskupa pomocniczego Damiana Muskusa w czasie uroczystości odpustowych w parafii św. Łukasza w Lipnicy Wielkiej, w której duchowny podkreślił, że „do życia Ewangelią nie potrzeba wsparcia parlamentu”. Odpowiadając na obawy katolików pytających po wyborach „co teraz będzie?”, bp Muskus wskazał, że nie należy pokładać nadziei w politykach, bo to niejako „odsyłanie Jezusa na boczny tor”.

- „Podobne zdanie usłyszałem od pewnego księdza, który swoim głosowaniem przyczynił się do perspektywy rządów PO, Nowoczesna, Zieloni, Hołownia, PSL, Lewica z Czarzastym i Biedroniem. I jakoś nie rozumie, że jak wprowadzą aborcję na życzenie, to jednak trudno będzie powiedzieć, że nic się nie zmieniło”

- pisze o. Kowalczyk.

- „Jasne!  Ewangelią można było żyć nawet w niemieckich obozach koncentracyjnych, czego wielkim przykładem jest Maksymilian Kolbe. Tym bardziej nie jest przeszkodą parlament, nawet jeśli sporą jego część będzie stanowić liberalna lewica, daleka od nauczania Kościoła katolickiego”

- dodaje.

Zaznacza jednak, że „nie ma nic dziwnego w tym, że wielu wierzących, chodzących w niedziele i święta na Mszę katolików jest rozczarowanych wynikiem wyborów”.

- „I owo rozczarowanie oraz zaniepokojenie żadną miarą nie znaczy, że ktoś bardziej pokładał nadzieję w partii rządzącej niż w Jezusie Chrystusie”

- podkreśla.

W ocenie dogmatyka nie ma nic zaskakującego w tym, że „normalny katolik jest zasmucony, kiedy wybierani są ludzie, którzy zapowiadają np. aborcję oraz realizowanie ideologii homoseksualnej”.

O. Kowalczyk wskazuje też na konieczność angażowania się katolików w sprawy społeczno-polityczne.

- „Potrzeba katolików, którzy nie biorą swego katolicyzmu w nawias, kiedy chodzi o sprawy społeczno-polityczne, i nie głosują na ludzi bliskich tego, co Jan Paweł II nazywał „kulturą śmierci””

- pisze teolog.