czwartek, 6 czerwca 2024

Kacper Kita: Wielkie zjednoczenie europejskiej prawicy w PE po wyborach?

 

Kacper Kita: Wielkie zjednoczenie europejskiej prawicy w PE po wyborach?

Na ostatniej prostej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego oprócz samych wyników zagadką jest także układ sił wśród szeroko pojętych sił prawicowych i suwerenistycznych. Po 9 czerwca powinny być one silniej reprezentowane niż kiedykolwiek wcześniej – mogą uzyskać nawet ok. 30% mandatów. Gdyby udało się stworzyć na tej bazie jedną wielką grupę, byłaby ona prawdopodobnie najsilniejsza w PE. Droga do zjednoczenia jest jednak kręta i wyboista wobec różnic programowych, ścierania się ambicji oraz odmiennego podejścia do prób tworzenia większości z eurochadecją.

AfD wykluczone – duch ojca wciąż straszy Marine

W kończącej się kadencji w Parlamencie Europejskim funkcjonowały dwie grupy na prawo od Europejskiej Partii Ludowej (EPP) – Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR) oraz Tożsamość i Demokracja (ID). Grupy to teoretycznie odpowiednik klubów parlamentarnych – ale de facto to bardziej luźne sojusze poszczególnych partii. Należenie do nich zdecydowanie opłaca się ze względów finansowych. Do ECR należą m. in. PiS, Bracia Włosi Giorgii Meloni, hiszpański Vox i Szwedzcy Demokraci. Do ID z kolei m. in. Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, Liga Matteo Salviniego i holenderskie PVV Geerta Wildersa – tam też ma trafić polska Konfederacja.


Kilkanaście dni temu z ID usunięta została Alternatywa dla Niemiec. Lider listy AfD do PE Maximilian Krah postanowił przypomnieć, czemu ze względu na II wojnę światową są najbardziej “obciążoną” partią w Europie – stwierdził, że “nie wszyscy członkowie SS byli kryminalistami”. Wypowiedź o tyle mocna, że została oficjalnie udzielona w wywiadzie dla najważniejszego dziennika włoskiej lewicy La Repubblica – tamtejszego odpowiednika Gazety Wyborczej. Krah po usunięciu AfD nie zwolnił zresztą tempa, deklarując w jednym z niemieckich podcastów – “mój dziadek był w NSDAP. Był wspaniałym człowiekiem. Miał bardzo bogate, intensywne życie”. Wcześniej Krah przekonywał – “nasi przodkowie nie byli zbrodniarzami”. Na początku tego roku było też o nim głośno, gdy pracownika jego biura – Chińczyka – aresztowano pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin.

Decyzję o odcięciu się od AfD podjęła najważniejsza dziś polityk ID – Marine Le Pen. Jeszcze rok temu mogło się wydawać, że jej Zjednoczenie Narodowe oraz Niemcy będą mniej więcej równorzędnymi partnerami w grupie, dysponując podobną liczbą mandatów. AfD przez kolejne kontrowersje wokół tej partii poparcie spadło jednak z ok. 22-25% na ok. 14-17%. Równolegle lepeniści są na fali wznoszącej. W niedzielę prawdopodobnie uzyskają najlepszy wynik w ponad półwiekowej historii partii – najnowsze sondaże dają im aż 32-34%. Oznaczałoby to komfortowe pierwsze miejsce z dwukrotną przewagą nad Odrodzeniem prezydenta Emmanuela Macrona, które może liczyć tylko na 15-17%.

Le Pen od lat ubolewała nad tym, że w AfD często zmieniają się liderzy, a partia sama wzmacnia kordon sanitarny wokół siebie. Słowa Kraha brzmiały dla Marine bardzo znajomo – dosłownie powtarzały stare kontrowersje wokół wypowiedzi jej ojca, Jean-Marie Le Pena, przez cztery dekady przywódcę francuskiego nacjonalizmu. Formacyjnym doświadczeniem dla Marine jest bycie dla wszystkich córką wroga publicznego numer jeden. Miała osiem lat, gdy przeżyła zamach na swoje życie – ktoś podłożył bombę pod mieszkanie Le Penów, próbując zabić ją, jej rodziców i jej dwie siostry. Tłumaczyła się za ojca w szkole, na studiach, przed znajomymi.

A awanturniczy Jean-Marie mógłby podpisać się pod częścią słów Kraha – on też potrafił bronić francuskich członków dywizji SS Charlemagne jako młodych ideowych antykomunistów chcących walczyć z bolszewizmem na froncie wschodnim. Największy rozgłos zyskały oczywiście jego słowa o komorach gazowych w hitlerowskich obozach jako “detalu historii”, którego istnienie nie było pewne. Marine jest głęboko przekonana, że kontrowersje i rozgłos to przeciwskuteczna metoda uprawiania polityki. Gdy ojciec znów wracał do słów o “detalu”, w 2015 r. wykluczyła go z Frontu Narodowego. Po trzech latach pojednali się na niwie rodzinnej, ale różnice polityczne pozostały. Teraz Le Pen uznała analogicznie, że współpraca z AfD jest dla niej obciążająca i utrudni jej dojście do władzy we Francji, a Niemcy z Alternatywy nie są poważni i są na kursie by być wieczną opozycją pielęgnującą swoje 15%. Aktualnie sondaże pokazują, że Marine na dziś wygrałaby wybory prezydenckie, które odbędą się jednak dopiero za dwa i pół roku.

Kordon sanitarny pęka

Złożenie AfD w ofierze ma pomóc innym partiom z grupy ID wychodzić z izolacji i partycypować we władzy. Kilka dni temu w Holandii – jednym z najbogatszych krajów UE – ogłoszono po kilku miesiącach negocjacji powstanie nowej centroprawicowej koalicji, w której największą siłą będzie antyimigracyjne, antyislamskie i suwerenistyczne PVV Geerta Wildersa. Wilders większość utworzy z chadekami, liberałami i reprezentującą protestujących rolników partią BBB (Ruch Rolnik Obywatel). We wrześniu w Austrii wybory powinna według sondaży wygrać narodowo-konserwatywna FPÖ, która cieszy się poparciem ok. 30% i może utworzyć rząd z chadekami. Salvini od półtora roku jest wicepremierem w rządzie Meloni. Do centroprawicowych koalicji w swoich krajach weszli także należący do ECR antyimigracyjni Szwedzcy Demokraci i Partia Finów.

To właśnie premier Włoch chce być centralną postacią w nowym rozdaniu. Meloni, która jest przewodniczącą ECR, widzi siebie jako pomost między partiami twardej prawicy a częścią establishmentu. Deklaruje, że “nie ma czerwonych linii”, chce mieć szerokie pole manewru i wyklucza współpracę tylko z lewicą. Optymalne dla niej byłoby stworzenie w Parlamencie Europejskim koalicji analogicznej do tej funkcjonującej we Włoszech – jedna partia z ID, jedna z ECR, jedna z EPP. Miałaby to być “europejska centroprawica” sprowadzająca do opozycji lewicę, socjalistów i zielonych, a następnie ograniczająca politykę klimatyczną, zwalczająca masowy napływ imigrantów do Europy i odrzucająca superpaństwo. Stworzenie jednej grupy pozwalałoby jej rozmawiać z EPP z pozycji siły. Zarówno Le Pen jak Meloni – dwie najsilniejsze postaci po obu stronach – deklarują otwartość na współpracę ze sobą.

Prawicowa rewolucja? Łatwiej powiedzieć niż wykonać

W praktyce wizja ta może być jednak trudna do realizacji. Poszczególne partie na prawo od EPP znacząco różnią się w kwestiach cywilizacyjnych, gospodarczych czy stosunku do Rosji i wojny na Ukrainie. Znajdziemy tam konserwatystów odwołujących się do chrześcijaństwa i chcących bronić naturalnej rodziny przed agendą LGBT czy polityków otwarcie deklarujących że homoseksualizm nie jest normalny (jak startujący z Ligi Salviniego generał Roberto Vannacci), ale także narodowych liberałów w rodzaju Wildersa ze zsekularyzowanej Holandii, który chce walczyć z islamem i imigracją w imię świeckiego progresywnego społeczeństwa. Znajdziemy tam i wolnorynkowców i solidarystów.

Kontrowersyjną postacią pozostaje też Viktor Orban, którego Fidesz obecnie nie należy ani do ECR ani do ID. Premier Węgier dla wielu europejskich prawicowców jest wzorem do naśladowania, ale przykładowo Szwedzcy Demokraci mają mu bardzo za złe jego blokowanie akcesji ich kraju do NATO oraz utrzymywanie relacji z Putinem. Węgrzy są też ze względu na historię i interesy swojej mniejszości skonfliktowani z rumuńską narodowo-chrześcijańską partią AUR. Do tego dochodzi niekiedy rywalizacja wewnętrzna. Zasiadanie w jednej wielkiej “patriotycznej” grupie nie byłoby komfortowe ani dla PiSu ani dla Konfederacji. Podobna sytuacja może dotyczyć we Francji lepenistów i atakującej ich z prawej flanki narodowo-konserwatywnej Rekonkwisty. Problematyczny pozostaje wreszcie program pozytywny. Lepeniści deklarują, że ich celem jest likwidacja Komisji Europejskiej, odebranie częsci kompetencji instytucjom UE oraz uznanie wyższości prawa francuskiego nad unijnym – pozostanie w UE, ale wybicie jej zębów. Inni są bardziej kunktatorscy i chcą zmieniać politykę klimatyczną czy migracyjną w ramach istniejących obecnie instytucji.

Co więcej, EPP oficjalnie wskazała jako kandydatkę na kolejną kadencję jako przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen, która jest nieakceptowalna dla zdecydowanej większości partii szeroko pojętej prawicy. Nawet niektórzy politycy eurochadecji uważają ją za zbyt obciążoną jako twarz Zielonego Ładu – przykladowo francuscy postgaulliści należą do EPP, ale zadeklarowali, że nie poprą von der Leyen. W tej sytuacji Niemka będzie chciała wyciągnąć dla siebie część głosów od prawicy – a najlepiej ją zdezintegrować. Zabiegi Von der Leyen o Meloni spotkały się jednak z histerią mediów oraz protestami lewicy i liberałów, którzy deklarowali, że nie pozwolą na wybór Niemki głosami “skrajnej prawicy”. Włoszce także jednak nie opłacałoby się dać von der Leyen drugiej kadencji za darmo – a każda koncesja na rzecz prawicy osłabia Niemkę w oczach lewicy.

Również w kontekście hipotetycznego zjednoczenia europejskich sił patriotycznych trzeba pamiętać o roli mediów głównego nurtu, które nieustannie starają się w każdym kraju zdemonizować potencjalnych partnerów “swojej” partii prawicowej. W polskich mediach czytamy, że Le Pen to putinistka i antysemitka, podczas gdy równolegle we Włoszech Jarosław Kaczyński jest nazywany “klerykalnym nacjonalistą”. Nawet Mateusz Morawiecki został dwa lata temu nazwany przez Macrona “skrajnie prawicowym antysemitą”. Ciekawe, co zachodnie media lewicowe napiszą, jeśli teraz europosłem zostanie Grzegorz Braun… Mamy tu kilkadziesiąt puzzli, które trzeba by do siebie dopasować. Po wykluczeniu AfD jesteśmy tego bliżej niż wcześniej, ale nic nie jest przesądzone. Decydujące rozmowy będą zaś miały miejsce już po 9 czerwca, gdy będzie jasne, ile kto ma mandatów.

Kacper Kita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz