czwartek, 29 sierpnia 2024

Ludzie Franciszka ujawniają wizję Kościoła przyszłości. Katolicy będą zaszokowani

 

Ludzie Franciszka ujawniają wizję Kościoła przyszłości. Katolicy będą zaszokowani

Katolicyzm jako konglomerat różnych poglądów moralnych, doktrynalnych i dyscyplinarnych – oto wizja, którą żyją najważniejsi watykańscy synodaliści. Kardynał Jean-Claude Hollerich i ks. prof. Maurizio Chiodi opowiadają, jaki będzie Kościół przyszłości. Mówiąc krótko: całkowicie odmienny od tego, który znaliśmy przez dwa tysiące lat.

Kiedy w 2021 roku pisaliśmy w PCh24.pl o zagrożeniach wynikających z Synodu o Synodalności spadała na nas ostra krytyka. Czarnowidztwo, sprowadzanie wspaniałej inicjatywy Franciszka do absurdu, nieuprawniona transpolacja niemieckiej Drogi Synodalnej na całość kościelnej synodalności, przesada, podejrzenia, duch osądu… Dominujące w kościelnych mediach głosy kategorycznie odrzucały nasze zastrzeżenia, przekonując swoich czytelników, słuchaczy i widzów, że wszystko zmierza w jak najlepszą stronę, a polscy katolicy powinni ochoczo włączyć się w proces synodalny, nie bojąc się w ogóle o przyszłość. Emblematycznym tego przejawem były wypowiedzi takich hierarchów jak Adrian Galbas [TUTAJ] czy Grzegorz Ryś, albo też Aleksandra Bańki, którego polscy biskupi wyznaczyli na świeckiego delegata ds. synodalnych [TUTAJ].

Rozwój wypadków pokazał jednak, że krytyka formułowana w PCh24.pl była całkowicie słuszna. Nie mogło być inaczej, bo w naszych tekstach i innych materiałach [TUTAJ] wychodziliśmy bynajmniej nie od własnych wyobrażeń – jak to czynili zwolennicy synodalności, wypowiadający się na ten temat wyłącznie na podstawie zasłyszanych haseł i swoich z nimi skojarzeń. Opieraliśmy się na konkretnych synodalnych dokumentach oraz na wypowiedziach ludzi, których papież Franciszek wyznaczył do kierowania procesem synodalnym; a także tych, którzy w praktyce rozwijali już „synodalny” model działania Kościoła. Korzystanie z tych ogólnodostępnych źródeł już na samym początku pozwalało stwierdzić, że synodalność będzie rozwijana zasadniczo w jednym i tylko jednym kierunku: umożliwienia wprowadzania do Kościoła katolickiego agendy progresywnej, którą wypracowali europejscy liberałowie w latach 60. i 70. XX wieku.


Agenda, o której mowa, dotyczy bardzo szerokiego wachlarza tematów. Nie owijając w bawełnę i skupiając się na twardych postulatach, chodzi o takie sprawy jak:

– kapłaństwo kobiet;
– akceptacja zachowań homoseksualnych;
– akceptacja innych odrzucanych przez katolicką naukę moralną zachowań seksualnych;
– zniesienie kategoryczności obowiązku przynależności do Kościoła katolickiego;
– demokratyzacja sposobu podejmowania decyzji w Kościele ograniczająca zakres władzy biskupiej;
– przyjęcie w Kościele zasadniczo pozytywnego stosunku do filozofii liberalno-relatywistycznej.

Taki program został zaprezentowany na Niderlandzkim Soborze Duszpasterskim, który obradował w Holandii w latach 1966 – 1970, a później na niemieckim Synodzie Würzburskim z lat 1970 – 1975. Był w kolejnych latach podtrzymywany i rozwijany przez całą plejadę teologów, a znajdywał swój wyraz w kościelnej działalności wielu biskupów i kardynałów obdarzonych bardzo wysokim autorytetem w Kościele, by wymienić tylko dwie najważniejsze figury – Carlo Marię Martiniego i Waltera Kaspera.

W istocie nie chodziło nigdy o konkretne nazwiska, bo reformistyczny program nie należał do żadnej konkretnej osoby czy nawet grupy osób. Innymi słowy: agenda progresywna, o której mowa, nie była dziełem żadnej organizacji ani sieci wpływu. Była wyrazem dużego prądu intelektualnego i duchowego, który stawiał sobie zasadniczo jeden konkretny cel: doprowadzić do głębokiego uzgodnienia pomiędzy nauką i dyscypliną Kościoła katolickiego a poglądami i sposobem życia, jaki przyniosła światu zachodniemu Rewolucja Francuska i ruchy laicyzacyjno-demokratyczne, które ogarnęły cały ten świat później.

Wracam do procesu synodalnego. Nie chcę tu analizować żadnych jego dokumentów, bo to w PCh24.pl zrobiłem już w wielu innych tekstach; dotyczy to również najnowszego dokumentu, Instrumentum laboris ogłoszonego w lipcu tego roku i mającego stanowić punkt wyjścia dla obrad synodalnych w październiku [TUTAJ]. Pragnę zwrócić uwagę wyłącznie na jeden wiodący aspekt synodalności; wiodący, to znaczy taki, do którego można tak naprawdę sprowadzić cały ten proces. Chodzi o wprowadzenie do Kościoła zasady „jedności w różnorodności”. To właśnie ta zasada ma być podstawą współistnienia katolików na całym świecie w przyszłości, a do pewnego stopnia – w cenie watykańskich ekspertów – już jest taką zasadą.

Na czym polega „jedność w różnorodności” najbardziej jasno i otwarcie wyjaśnił bynajmniej nie katolicki, ale anglikański hierarcha, tzw. prymas Anglii, Justin Welby z Canterbury. Welby jest przyjacielem papieża Franciszka; objął zwierzchnictwo nad światową Wspólnotą Anglikańską w tym samym roku, w którym Jorge Mario Bergoglio został wybrany następcą św. Piotra. W ciągu 11 lat obaj przywódcy często się spotykali, a ich ekumeniczna współpraca osiągnęła poziomy bezprecedensowe w historii Kościoła katolickiego po wystąpieniu Marcina Lutra z 1517 roku i po ekskomunice Henryka VIII z 1533 roku. Najpierw w roku 2023, a później po raz drugi w 2024, anglikanie sprawowali w rzymskich katolickich kościołach swoją liturgię, przynajmniej w tym drugim wypadku za pełną aprobatą samego Ojca Świętego. Tę współpracę również opisywałem w jednym z tekstów na PCh24.pl [TUTAJ]. W tym miejscu jest dla nas kluczowe to, że pod kierunkiem Justina Welby’ego również Wspólnota Anglikańska weszła na drogę „jedności w różnorodności”, co Welby ogłosił w lutym roku 2023, przemawiając do delegatów tejże Wspólnoty zebranych w Ghanie.

Całość jego przemówienia w języku angielskim jest dostępna w internecie i zachęcam każdego do jej lektury i analizy [TUTAJ]. Wyciągając jednak sedno z całego tego tekstu można powiedzieć, co następuje:

Welby chce nadać anglikanizmowi trwały charakter bardzo luźnej federacji chrześcijańskiej, w której każda wspólnota lokalna przyjmuje swoją własną interpretację doktryny i moralności, wychodząc od swojej kultury i partykularnego doświadczenia, a całość Wspólnoty Anglikańskiej ma być spajana wyłącznie przez kilka punktów brzegowych, takich jak uznanie sakramentu chrztu czy prawdy o Wcieleniu Boga w Chrystusie Jezusie; Welby nie wymaga nawet twardego uznania swojej własnej jurysdykcji, chcąc zadowolić się zupełnie honorowym prymatem we Wspólnocie.

Dokładnie ten sam scenariusz realizowany jest w Kościele katolickim przez papieża Franciszka za pomocą narzędzia synodalności. Ostatnio zwrócili na to uwagę dwaj bardzo ważni duchowni, luksemburski kardynał Jean-Claude Hollerich oraz włoski profesor teologii, ks. Maurizio Chiodi.

Jean-Claude Hollerich pełni w Watykanie dwie bardzo odpowiedzialne funkcje. Papież powołał go w 2023 roku do elitarnej Rady Kardynałów, czyli grupy hierarchów doradzających Ojcu Świętemu w dziele reformy Kościoła. Dwa lata wcześniej Hollerich został relatorem generalnym Synodu o Synodalności, a więc człowiekiem odpowiedzialnym za ostateczny kształt dokumentu synodalnego. Trzeba podkreślić, że Franciszek zdecydował się na powierzenie obu tych ról Hollerichowi w sytuacji, w której Luksemburczyk bynajmniej nie ukrywa swoich poglądów: jest przyjacielem niemieckiej Drogi Synodalnej, mówi pozytywnie o kapłaństwie kobiet, chciałby liberalizacji celibatu, oczekuje zmiany nauki Katechizmowej w kwestii homoseksualizmu. W rozmowie z jezuickim magazynem „America” kardynał Hollerich powiedział:

Są uprawnione różnice. Zawsze postrzegaliśmy różnice jako swoiste zagrożenie dla jedności Kościoła. Jakaś osoba w Afryce może mieć całkowicie odmienne poczucie w jakiejś sprawie, niż jedna osoba w Europie. Nie oznacza to jednak, że on albo ona jest moim przeciwnikiem, albo że trzeba jego czy ją zwalczyć, żeby narzucić jej mój pogląd. Wsłuchiwanie się w każdego człowieka oznacza, że się do siebie zbliżamy, a jednocześnie oznacza to, że to, co nas różni, nie jest absolutne, że jest coś większego, co nas jednoczy, a Bóg jest zawsze większy od ludzkiego serca i ludzkiego rozumowania. Myślę, że synodalność jest drogą, którą musi iść Kościół w celu zwalczenia polaryzacji. Jeżeli możemy spojrzeć na różnice nie jako na coś, co polaryzuje, ale jako na coś, co przybliża nas do lepszego rozumienia tego, kim jest Bóg i jak Bóg działa w świecie, to myślę, że byłby to wielki zysk.

Kardynał podał później przykład różnych sposobów przyjmowania Komunii świętej, ale rozmowa toczyła się w kontekście innych, jeszcze głębszych różnic. Podstawowa dychotomia pomiędzy katolikami w Afryce a częścią Europejczyków reprezentowaną przez Hollericha nie polega bynajmniej na odmiennym stosunku do Eucharystii, ale moralności seksualnej. Różnorodność podejścia, mająca ubogacać globalny katolicyzm, miałaby zatem objąć nawet takie kwestie, jak ocena czynów homoseksualnych – tego, na przykład, czy można błogosławić aktywne seksualnie pary jednopłciowe. W Afryce się to odrzuca, w Luksemburgu – akceptuje.

Na tym nie koniec, bo kardynał Hollerich mówił już zupełnie otwarcie o kapłaństwie kobiet, wskazując, że współczesny Kościół musi dołożyć wszelkich możliwych starań, aby kobiety czuły się w nim komfortowo; jeżeli kobiety uważają, że są dyskryminowane przez wykluczenie od święceń kapłańskich, to nad tą kwestią trzeba się zastanowić, powiedział.

Jak można z tego wywnioskować, synodalność jako narzędzie utwierdzania różnorodności w Kościele służy ostatecznie do tego, by w niektórych częściach Kościoła katolicyzm pozostał taki, jak zawsze, a w innych – by został przemodelowany zgodnie z wypunktowaną wcześniej agendą reformistyczną. Luksemburczycy – czy szerzej, liberalni ludzie Zachodu – będą mieć swoje własne podejście do homoseksualizmu czy roli kobiet, a Afrykanie – swoje. Wszyscy uznają jednak, że te różnice są bez znaczenia, bo łączy ich „coś większego”, czyli jakieś „warunki brzegowe” wspólne dla wszystkich katolików – tak samo, jak u anglikanów w strategicznej wizji Justina Welby’ego.

Bardzo podobnie co kardynał Hollerich przyszłość Kościoła synodalnego odmalował ks. Maurizio Chiodi. Jest kapłanem diecezji Bergamo na północy Włoch. Zajmuje się bioetyką i teologią moralną. Jako wykładowca i profesor jest od dziesięcioleci związany z Mediolanem, ale za pontyfikatu Franciszka zaczął robić wielką karierę. W roku 2017 papież włączył go do Papieskiej Akademii Życia. W roku 2019 uczynił go z kolei wykładowcą Papieskiego Instytutu Teologicznego Jana Pawła II w Rzymie. W tym roku Chiodi został członkiem jednej z 10 Komisji Synodalnych, które mają wypracować konkretny program reformy Kościoła jako owoc procesu synodalnego. W rozmowie z portalem Katholisch.de ks. prof. Chiodi stwierdził:

Celem naszej grupy jest przedstawienie kryteriów, to znaczy metody, pewnego stylu i sposobu, jak radzić sobie z kontrowersyjnymi pytaniami i tematami. […] Sądzę, że w obliczu współczesnych problemów nie możemy postępować tak, że z abstrakcyjnych zasad wyprowadzamy tak zwane «rozwiązania». Powinniśmy zawsze wychodzić od doświadczenia, od konkretnej historii człowieka, oczywiście bez zapominania o pytaniu o uniwersalne dobro, które jest obecne w każdej sytuacji. Dopiero na koniec tego procesu jesteśmy w stanie rozpoznać to dobro, które jest konkretnie możliwe.

W tych słowach znajduje się program teologii kontekstualnej, zależnej od konkretu życia i odmiennych okoliczności. To w pełni kompatybilne z geograficznym i kulturowym programem różnorodności doktrynalnej i moralnej: ludzie we Włoszech mają inne doświadczenie życiowe niż ludzie w Nigerii, co wynika z odmiennego kontekstu kulturowego. Ks. Maurizio Chiodi zwrócił uwagę, że jego wizja teologiczna może zostać zastosowana do konkretnych problemów. W wywiadzie była mowa o trzech: diakonacie kobiet, antykoncepcji oraz homoseksualizmie. Najwięcej miejsca poświęcono trzeciemu z tych tematów, a ks. Chiodi otwarcie optował za odrzuceniem aktualnego podejścia do tej skłonności jako już „niezrozumiałego”, na rzecz uznania „konkretu życia” homoseksualistów. Po raz kolejny widzimy zatem, że cała sprawa sprowadza się do wypracowania zgody na to, by Kościół w liberalnych częściach Zachodu mógł odchodzić od wcześniejszej nauki i moralności, uzgadniając swoją naukę i dyscyplinę z kulturą naszych czasów.

Do tego właśnie ma służyć synodalność. Wielki proces przemiany Kościoła jest zupełnie jawnie przedstawiany przez ludzi, którzy go prowadzą i kształtują, jako droga do relatywizacji prawd wiary i moralności. Czym ma się to skończyć, nie muszę mówić Czytelnikowi, bo każdy widzi, jak wygląda współczesność: synodalność jest po prostu sposobem na to, by usunąć rozdźwięk między Kościołem a rzeczywistością liberalnego zachodniego świata. Hollerich i Chiodi nie pozostawiają co do tego żadnych wątpliwości. Jest niestety dokładnie tak, jak pisaliśmy już w roku 2021: Synod o Synodalności to narzędzie dalszej głębokiej destrukcji kościelnej nauki i próba pogrążenia nas w lokalnych, neo-pogańskich tożsamościach, zamiast kształtowania wszystkich katolików podług uniwersalnego wzorca moralnego, opartego o naturę i Ewangelię.

Paweł Chmielewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz