sobota, 20 stycznia 2018

Miłosierdzia! Miłosierdzia względem duszy!

Miłosierdzia! Miłosierdzia względem duszy!

Miłosierdzia! Miłosierdzia względem duszy!


Strona główna   >   Opinie

Miłosierdzia! Miłosierdzia względem duszy!
Fot. cshin/Pixabay.com

Z jakichś powodów w większości podsumowań roku 2017 zabrakło dwóch najważniejszych wydarzeń. Oba wydarzyły się pod koniec roku, powinny być więc dobrze zapamiętane przez komentatorów. A jednak…

W tygodniach kończących poprzedni rok dwie informacje powinny znajdować się na czołówkach wszystkich serwisów informacyjnych: decyzja papieża Franciszka o wpisaniu do Acta Apostolicae Sedis swojego listu do biskupów argentyńskich wspierającego sprzeczną z nauczeniem Kościoła interpretację adhortacji Amoris Laetitia oraz prognozy renomowanego amerykańskiego ośrodka badań statystycznych (PEW), wedle których do 2050 roku populacja Europy składać się będzie w jednej trzeciej z ludności muzułmańskiej. Wedle tych symulacji, przy utrzymaniu obecnego trendu migracyjnego (polityka otwartych granic plus łączenie rodzin) i demograficznego (wysoka dzietność muzułmanów) linia Odry będzie granicą prawdziwego uskoku cywilizacyjnego. Za trzydzieści parę lat – prognozuje PEW – w Niemczech muzułmanie sięgną dwudziestu procent ogółu mieszkańców, a w Polsce ok. jednej dziesiątej procenta. Za morzem te wskaźniki będą jeszcze bardziej dramatyczne – ok. 30 proc. ludności Szwecji ma być w 2050 roku pochodzenia muzułmańskiego. Jeśli dodamy do tego dynamiczny wzrost ludności muzułmańskiej na obszarze Federacji Rosyjskiej (z którą graniczymy) mamy do czynienia z pełnym obrazem tego, co nas w przeciągu jednego pokolenia najprawdopodobniej czeka.

Co łączy te zatrważające prognozy ze wspomnianą na początku decyzją papieża Franciszka z czerwca tego roku, ale ogłoszoną dopiero teraz? Przede wszystkim to, że podobnie jak ruchy migracyjne ukierunkowane na Stary Kontynent, uderza ona w podstawy cywilizacji chrześcijańskiej, a w każdym razie w to, co jeszcze z niej pozostało. Obydwa wydarzenia mają niezaprzeczalnie charakter inwazji cywilizacyjnej. Ta autorstwa Franciszka ma o wiele bardziej doniosłe znaczenie, bo dotyczy sfery ducha.

Dawna maksyma mówi, że stan cywilizacji zachodniej jest odbiciem stanu Kościoła. Im poważniejszy kryzys w Kościele, tym gorzej dla naszej cywilizacji i odwrotnie: im lepsza kondycja duchowa oraz intelektualna Kościoła, tym zdrowsza cywilizacja Zachodu. Nie ma co ukrywać, decyzja papieża Franciszka o podniesieniu do rangi autentycznego Magisterium (a taki skutek ma umieszczenie wspomnianego listu w AAS) interpretacji Amoris Laetitia, wedle której można udzielać Komunii Świętej osobom jawnie żyjącym w cudzołóstwie, jest potężnym uderzeniem w Kościół, a tym samym w podstawy naszej cywilizacji. O wiele gorszym niż przybycie z dnia na dzień do Europy dziesięciu milionów muzułmanów.

Nie ma już miejsca na żadne „dubia”. Te zgłoszone przez czterech kardynałów doczekały się wreszcie odpowiedzi. Używając jakże trafnego określenia prof. Josepha Seiferta w odniesieniu do AL, papież Franciszek zdecydował się podłożyć bombę atomową pod całe nauczenie moralne Kościoła. Czytając o feralnej decyzji w sprawie wpisu do AAS przyszły mi na myśl słowa z „Potopu”: „Nie błagajcie go. To na nic. On już dawno tego węża chował”. Tym bardziej gorzkie dla mnie, że jeszcze niedawno starałem się dokonać karkołomnej rzeczy – pisać o AL w „hermeneutyce ciągłości”. Papież Franciszek wyraźnie jednak pouczył, że chodzi o radykalne zerwanie. Nie tylko z dotychczasowym nauczeniem Kościoła (por. encyklikę św. Jana Pawła II Veritatis splendor), ale i z jego prawem. Od razu zauważono bowiem, że decyzja Franciszka o podniesieniu do rangi autentycznego Magisterium dopuszczania do sakramentów osób żyjących w cudzołożnych związkach, stoi w jawnej sprzeczności z kanonem 915 kodeksu prawa kanonicznego (KPK) z 1983 roku, który to przepis expressis verbis zakazuje tego typu praktyki.

Póki kodeks ten – jak wcześniej procedura stwierdzania nieważności małżeństwa, a teraz interpretacja adhortacji AL – nie zostanie poddany „zmianom” i „korektom”, tak aby dopasować je do „nowych wyzwań duszpasterskich” (a zmienić można dosłownie wszystko; ostatnio podano, że Franciszek chce „korekty” tłumaczenia Modlitwy Pańskiej) warto przypomnieć, że naczelną zasadą, którą kieruje się prawo kościelne jest salus animarum suprema lex esto – zbawienie dusz jest najwyższym prawem. Ta zasada znajduje się w ostatnim kanonie KPK – prae oculis habita salute animarum, quae in Ecclesia suprema semper lex esse debet – mając przed oczyma zbawienie dusz, które zawsze winno być w Kościele najwyższym prawem.

Ale już nie jest. Teraz chodzi o „nową troskę duszpasterską”, która jako żywo nie pokrywa się z troską o zbawienie dusz ludzkich. Jak można bowiem traktować zachęcanie ludzi do niegodnego przyjmowania Ciała Pańskiego, jeśli nie jako zaproszenie do wstępowania na szeroką, wygodną, pozbawioną zbędnych „rygoryzmów” drogę. Ku czemu? Sapienti sat.

Miłosierdzie nakazuje więc powstrzymać, a przynajmniej ostrzec tych, którzy radośnie zmierzają ku przepaści. Jesteśmy świadkami nie-pospolitego ruszenia na rzecz prawdy, a więc i na rzecz tych – czyli nas wszystkich – którym bez prawdy grozi zagłada. W awangardzie tego ruchu są mężni i szlachetni biskupi z Zambii, Kazachstanu i wszyscy ci, którzy dołączyli w ostatnich tygodniach do ogłoszonego przez nich (w różnej formie) aktu wierności nauczaniu Chrystusa i Jego Kościoła w sprawie nierozerwalności sakramentu małżeństwa.

Módlmy się, by do tej wspólnoty czyniących miłosierdzie względem sobie powierzonych dusz dołączyli także nasi biskupi. Jasny głos polskiego Episkopatu, zważywszy na geopolitykę spraw ducha na Starym Kontynencie (tj. erozję wiary na Zachodzie), jest w tej sprawie tym bardziej potrzebny.

Jakże aktualne, profetyczne niemal, są słowa św. Jana Pawła II skierowane równo dwadzieścia lat temu (14 lutego 1998 roku) do polskich biskupów przebywających z wizytą ad limina Apostolorum: „Europa potrzebuje Polski głęboko wierzącej i po chrześcijańsku kulturowo twórczej, świadomej swojej roli wyznaczonej przez Opatrzność. To, czym Polska może i powinna usłużyć Europie, jest w zasadzie identyczne z zadaniem odbudowywania wspólnoty ducha, opartej na wierności Ewangelii, we własnym domu. […] Trzeba znaleźć w sobie tyle siły, by nasz naród mógł skutecznie oprzeć się tym tendencjom współczesnej cywilizacji, które proponują odejście od wartości duchowych na rzecz nieograniczonej konsumpcji czy też porzucenia tradycyjnych wartości religijnych i moralnych dla kultury laickiej i etycznego relatywizmu. Polska kultura chrześcijańska, etos religijny i narodowy są cennym rezerwuarem energii, których Europa dziś potrzebuje, by zapewnić w swych granicach integralny rozwój osoby ludzkiej”.

Mamy więc swoją rolę, wyznaczoną nam przez Opatrzność w walce z etycznym relatywizmem. Musimy ku temu wykrzesać w sobie siły. Ale nil desperandum. Pan Jezus obiecał św. Faustynie, że z naszego kraju wyjdzie iskra, która przemieni nie tylko nasz kontynent, ale cały świat, skieruje go ku Bożemu Miłosierdziu. Jeden warunek – musimy pozostać wierni Jemu i Jego nauce.

Nie ma miłosierdzia bez prawdy. To nie bezduszny rygoryzm, ale odwrotnie – czyn największego miłosierdzia. Miłosierdzia względem duszy.


Grzegorz Kucharczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz