Objawienie Matki Bożej z Tre Fontane: nawrócenie Bruno Cornacchioli, protestanta, zwalczającego Kościół katolicki
Bruno
Cornacchiola całym sercem zwalczał Kościół katolicki, uważając go za
synagogę szatana. Ze szczególną nienawiścią odnosił się do kultu Matki
Bożej, do duchowieństwa i papieża, którego planował zabić. 12 kwietnia
1947 r. objawiła mu się Matka Boża i to był początek jego nawrócenia
9
października 1949 r. Bruno Cornacchiola miał szczęście spotkać się na
audiencji z papieżem Piusem XII. Ze łzami w oczach opowiedział Ojcu
Świętemu o swoim nawróceniu, a wręczając mu swoją Biblię, mówił: „To
jest protestanckie Pismo św., które błędnie interpretowałem – i przez to
uśmierciłem wiele dusz ludzkich”. A kiedy przekazywał Piusowi XII
sztylet z napisem „śmierć papieżowi”, mówił z płaczem: „Proszę o
przebaczenie, gdyż przy użyciu tego sztyletu planowałem zamach na Jego
Świątobliwość”. Ojciec Święty pobłogosławił wówczas Brunona i z
uśmiechem odpowiedział: „Drogi synu, w ten sposób dałbyś Kościołowi
nowego męczennika, a dla Chrystusa kolejne zwycięstwo miłości”.
Do
końca swoich dni Bruno Cornacchiola odważnie głosił Ewangelię słowem i
przykładem chrześcijańskiego życia. Zmarł w opinii świętości w 2001 r. W
1956 r. opieka nad grotą została powierzona ojcom franciszkanom
konwentualnym. W roku 1982 zakończono budowę nowej kaplicy, natomiast 12
kwietnia 1987 r., z okazji 40. rocznicy objawień Matki Bożej, kard. Ugo
Poletti przewodniczył tam uroczystej Mszy św. Dziesięć lat później
Ojciec Święty Jan Paweł II zatwierdził nazwę tego miejsca: „Święta
Maryja Trzeciego Tysiąclecia przy Trzech Fontannach”.
W ciemnościach niewiary
Bruno Cornacchiola urodził się w 1913 r. w stajni na przedmieściach Rzymu, ponieważ w tak skrajnym ubóstwie mieszkali jego rodzice. Został ochrzczony dopiero po powrocie swego ojca z więzienia. Dorastał i wychowywał się w bezbożnym środowisku rzymskich slumsów, w których mieszkali prawie sami kryminaliści i prostytutki. Imiona Boga, Chrystusa i Matki Bożej słyszał tylko wtedy, gdy dorośli przeklinali albo bluźnili. W domu Brunona trwały nieustanne kłótnie, przekleństwa i bicie dzieci. Starsze z nich na noc uciekały z domu, aby móc się spokojnie przespać. Bez butów, w podartym ubraniu, zawszony Bruno chodził spać na schodach Bazyliki św. Jana na Lateranie.
Bruno Cornacchiola urodził się w 1913 r. w stajni na przedmieściach Rzymu, ponieważ w tak skrajnym ubóstwie mieszkali jego rodzice. Został ochrzczony dopiero po powrocie swego ojca z więzienia. Dorastał i wychowywał się w bezbożnym środowisku rzymskich slumsów, w których mieszkali prawie sami kryminaliści i prostytutki. Imiona Boga, Chrystusa i Matki Bożej słyszał tylko wtedy, gdy dorośli przeklinali albo bluźnili. W domu Brunona trwały nieustanne kłótnie, przekleństwa i bicie dzieci. Starsze z nich na noc uciekały z domu, aby móc się spokojnie przespać. Bez butów, w podartym ubraniu, zawszony Bruno chodził spać na schodach Bazyliki św. Jana na Lateranie.
Pewnego
ranka zziębniętym chłopcem zainteresował się jakiś zakonnik, który
zabrał go do klasztoru mniszek. Tam go nakarmiono, umyto, dano mu lepsze
ubranie i – co najważniejsze – siostry zaczęły uczyć go katechizmu. Po
40 dniach przygotowania szesnastoletni Bruno przyjął pierwszą Komunię
św. i sakrament bierzmowania. I na tym skończyła się, niestety, jego
edukacja religijna. W wieku 20 lat został powołany do wojska, gdzie po
raz pierwszy w swoim życiu miał pod dostatkiem jedzenia. Po zakończeniu
służby wojskowej w 1936 r. Cornacchiola żeni się z dziewczyną, którą
znał od dzieciństwa. Tylko dzięki jej naleganiom godzi się na ślub
kościelny.
W
tym właśnie czasie Bruno zaczął się fascynować ideologią komunizmu i
wstąpił do komunistycznej partii. Tam jego partyjni towarzysze
przekonali go do wyjazdu z włoskim wojskiem na wojnę domową do
Hiszpanii, by tam szpiegować i sabotować na rzecz komunistów. W
Saragossie Cornacchiola spotkał pewnego niemieckiego żołnierza, który mu
bardzo zaimponował, ponieważ ani na chwilę nie rozstawał się z Biblią.
Żołnierz ten należał do protestanckiej sekty i zionął nienawiścią do
papieża oraz Kościoła katolickiego. Rozmowy z nim sprawiły, że u Brunona
awersja do Kościoła katolickiego przerodziła się w tak wielką
nienawiść, że kupił sobie sztylet i napisał na nim „śmierć papieżowi”.
Po
zakończeniu w 1939 r. wojny domowej w Hiszpanii Bruno wrócił do Rzymu i
rozpoczął pracę jako konduktor w przedsiębiorstwie komunikacji
miejskiej ATAC. W tym też czasie nawiązał kontakt z Adwentystami Dnia
Siódmego. Po szkoleniu w krótkim czasie został mianowany dyrektorem
misyjnej młodzieżówki adwentystów w Rzymie i Lazio. Cornacchiola
wyróżniał się zaangażowaniem i gorliwością w zwalczaniu kultu Matki
Bożej, Kościoła katolickiego oraz papieża. W związku z tym w kwietniu
1947 r. otrzymał polecenie wygłoszenia mowy na placu Piazza della Croce
Rossa, w której miał ośmieszyć kult Eucharystii i Matki Bożej. Był to
dla niego wielki zaszczyt, pragnął więc jak najlepiej przygotować to
wystąpienie. Z tego właśnie powodu w sobotę 12 kwietnia razem z trójką
swoich dzieci (11-letnią Isolą, 7-letnim Carlem oraz 4-letnim
Gianfrankiem) udał się na peryferie Rzymu – do Tre Fontane, aby tam w
spokoju, na łonie przyrody, przygotować swoje przemówienie; jednocześnie
chciał pozwolić dzieciom wyhasać się do woli.
Niedaleko
drogi znalazł piękną polanę, na której rozbili swój obóz. Dzieci
zaczęły się bawić piłką, natomiast ojciec z notatnikiem i Biblią, w
skupieniu i z wielką gorliwością, przygotowywał swoje wystąpienie. Na
okładce swego egzemplarza Pisma św. napisał: „To będzie śmierć Kościoła
katolickiego z papieżem na czele”. Warto dodać, że Cornacchiola
odznaczał się dużą inteligencją, miał łatwość wymowy i cięty język w
dyskusjach, a przy tym był porywczy i gwałtowny. Całym sercem
nienawidził Kościoła katolickiego, papieża, kultu Matki Bożej oraz robił
wszystko, aby jak najwięcej ludzi przekonać do swoich racji i uczynić
ich wyznawcami sekty Adwentystów Dnia Siódmego.
Światło z nieba
Kiedy Bruno siedział w cieniu eukaliptusa i przygotowywał swe przemówienie, w pewnym momencie jego dzieci zgubiły piłkę i prosiły go, aby pomógł im ją odnaleźć. Zanim Bruno wybrał się z siedmioletnim Carlem na poszukiwanie piłki, nakazał czteroletniemu Gianfrancowi, aby ten nie ruszał się z miejsca do czasu, aż wróci, a swą najstarszą córkę Isolę poprosił, by popilnowała braciszka. Schodząc po skarpie w dół, Cornacchiola co jakiś czas wołał do Gianfranca, chcąc się upewnić, że chłopiec jest na swoim miejscu. W pewnym momencie jednak nie usłyszał odpowiedzi i dlatego szybko wrócił na miejsce, gdzie pozostawił swego najmłodszego syna. Niestety, dziecka już tam nie było. Zaniepokojony zaczął wołać chłopca oraz szukać go w zaroślach i między skałami. Dopiero po dłuższym poszukiwaniu odnalazł czterolatka, który nieruchomo klęczał ze złożonymi rękami, wpatrzony w grotę, i powtarzał z zachwytem oraz nieopisaną radością: „Bella Signora!” (piękna Pani!). Dziecko nieustannie powtarzało te słowa, tak jakby się modliło i adorowało kogoś. „Co mówisz, Gianfranco? Co widzisz?” – pytał się ojciec. Chłopiec jednak nie odpowiadał; był tak zafascynowany tym, co widział, że ojciec nie mógł nawiązać z nim żadnego kontaktu. To dziwne zachowanie syna zdenerwowało Brunona, ale równocześnie napełniło go dziwnym lękiem. „Przecież nikt nie uczył moich dzieci modlitwy. Co to za dziwna zabawa, którą sobie wymyśliły?” – pytał sam siebie. „Czy to ty nauczyłaś Gianfranca bawić się w »Bella Signora«?” – zapytał córki. „W ogóle nie znam tej zabawy” – odpowiedziała Isola i dodała: „może ktoś tam jest?”. Potem podeszła do groty i upewniła się, że w środku nie ma nikogo. Wracając, dziewczynka nagle upadła na kolana, złożyła ręce i ze wzrokiem utkwionym w kierunku groty zaczęła powtarzać: „Bella Signora!”. Zdenerwowany ojciec pomyślał, że dzieci po prostu sobie z niego żartują. Zawołał Carla, który jeszcze szukał piłki, i spytał go: „Co to za zabawa? Czyście się umówili?”. Chłopiec zdążył tylko odpowiedzieć ojcu, że nie zna tej zabawy, gdyż nagle również on ukląkł i pełen zachwytu mówił: „Bella Signora!”. Tego było już dla Cornacchioli za wiele. Poirytowany wrzasnął: „Dosyć z żartami, natychmiast wstawajcie!” – dzieci jednak w ogóle na to nie zareagowały. Wtedy z wielką złością chwycił Karola za ramiona, aby go postawić na nogi, ale okazało się to niemożliwe – chłopiec był jak posąg o kilkutonowej wadze. Próbował zrobić to samo z najmłodszym Gianfrankiem i najstarszą Isolą, ale również oni tkwili nieruchomo na klęczkach, niczym nieusuwalne kolumny z marmuru.
Kiedy Bruno siedział w cieniu eukaliptusa i przygotowywał swe przemówienie, w pewnym momencie jego dzieci zgubiły piłkę i prosiły go, aby pomógł im ją odnaleźć. Zanim Bruno wybrał się z siedmioletnim Carlem na poszukiwanie piłki, nakazał czteroletniemu Gianfrancowi, aby ten nie ruszał się z miejsca do czasu, aż wróci, a swą najstarszą córkę Isolę poprosił, by popilnowała braciszka. Schodząc po skarpie w dół, Cornacchiola co jakiś czas wołał do Gianfranca, chcąc się upewnić, że chłopiec jest na swoim miejscu. W pewnym momencie jednak nie usłyszał odpowiedzi i dlatego szybko wrócił na miejsce, gdzie pozostawił swego najmłodszego syna. Niestety, dziecka już tam nie było. Zaniepokojony zaczął wołać chłopca oraz szukać go w zaroślach i między skałami. Dopiero po dłuższym poszukiwaniu odnalazł czterolatka, który nieruchomo klęczał ze złożonymi rękami, wpatrzony w grotę, i powtarzał z zachwytem oraz nieopisaną radością: „Bella Signora!” (piękna Pani!). Dziecko nieustannie powtarzało te słowa, tak jakby się modliło i adorowało kogoś. „Co mówisz, Gianfranco? Co widzisz?” – pytał się ojciec. Chłopiec jednak nie odpowiadał; był tak zafascynowany tym, co widział, że ojciec nie mógł nawiązać z nim żadnego kontaktu. To dziwne zachowanie syna zdenerwowało Brunona, ale równocześnie napełniło go dziwnym lękiem. „Przecież nikt nie uczył moich dzieci modlitwy. Co to za dziwna zabawa, którą sobie wymyśliły?” – pytał sam siebie. „Czy to ty nauczyłaś Gianfranca bawić się w »Bella Signora«?” – zapytał córki. „W ogóle nie znam tej zabawy” – odpowiedziała Isola i dodała: „może ktoś tam jest?”. Potem podeszła do groty i upewniła się, że w środku nie ma nikogo. Wracając, dziewczynka nagle upadła na kolana, złożyła ręce i ze wzrokiem utkwionym w kierunku groty zaczęła powtarzać: „Bella Signora!”. Zdenerwowany ojciec pomyślał, że dzieci po prostu sobie z niego żartują. Zawołał Carla, który jeszcze szukał piłki, i spytał go: „Co to za zabawa? Czyście się umówili?”. Chłopiec zdążył tylko odpowiedzieć ojcu, że nie zna tej zabawy, gdyż nagle również on ukląkł i pełen zachwytu mówił: „Bella Signora!”. Tego było już dla Cornacchioli za wiele. Poirytowany wrzasnął: „Dosyć z żartami, natychmiast wstawajcie!” – dzieci jednak w ogóle na to nie zareagowały. Wtedy z wielką złością chwycił Karola za ramiona, aby go postawić na nogi, ale okazało się to niemożliwe – chłopiec był jak posąg o kilkutonowej wadze. Próbował zrobić to samo z najmłodszym Gianfrankiem i najstarszą Isolą, ale również oni tkwili nieruchomo na klęczkach, niczym nieusuwalne kolumny z marmuru.
To
niesamowite doświadczenie napełniło Brunona przerażeniem. Wydawało mu
się, że ktoś zaczarował jego dzieci. Pomyślał, że może w grocie jest
jakiś czarownik albo katolicki ksiądz, który je hipnotyzuje. Zaczął więc
wołać, aby ten ktoś wyszedł na zewnątrz, ale jedyną odpowiedzią było
milczenie. Wówczas Cornacchiola zdecydował się wejść do groty, aby siłą
swoich pięści przepędzić intruza. W środku jednakże nie było nikogo.
Próbował jeszcze raz podnosić klęczące dzieci, ale okazało się to
absolutnie niewykonalne. Zaczął więc w desperacji wzywać pomocy, lecz
nie było na to żadnego odzewu – po prostu nikt go nie słyszał.
Zrozpaczony powrócił do dzieci, które w dalszym ciągu klęcząc ze
złożonymi rękami, powtarzały jak w transie: „Bella Signora!…”, „Bella
Signora!…”. Bruno ponownie próbował nawiązać z nimi kontakt, ale ani
jego córka, ani obaj synowie w ogóle na to nie reagowali. To było już
dla niego za wiele, poczuł się bezsilny jak małe dziecko i w końcu
zaczął płakać, powtarzając: „Co tu się dzieje?”. Po chwili w tej swojej
bezradności i lęku podniósł ręce i oczy do nieba z prośbą o pomoc:
„Boże, tylko Ty możesz mi pomóc”.
Gdy
tylko wypowiedział te słowa, nagle zobaczył dwie śnieżnobiałe,
przezroczyste ręce, które zbliżyły się do jego oczu, zdejmując z nich
jakby łuski lub zasłonę. Poczuł się niedobrze, lecz po pewnym czasie
został ogarnięty jakimś tajemniczym, nadzwyczajnym światłem; czuł, że
doświadcza innej rzeczywistości, że jego dusza została wyzwolona z
materialnego ciała. Ogarnęła go nieopisana radość i pokój, coś tak
zdumiewająco pięknego, czego istnienia nigdy nie przeczuwał.
Po
pewnym czasie Bruno odzyskał zdolność widzenia i wtedy zauważył, że
nagle z tego niezwykłego światła wyłoniła się postać młodej kobiety –
średniego wzrostu, o ciemnej karnacji i semickich rysach twarzy, której
piękna nie jest w stanie wyrazić ludzki język. Kobieta owa miała czarne
włosy, ubrana była w płaszcz koloru zielonego sięgający aż do jej bosych
stóp, a pod nim śnieżnobiałą suknię, przepasaną różową przepaską, i
cała była otoczona aureolą złocistych promieni. W prawej ręce trzymała
na piersi Biblię, a lewą rękę miała na nią nałożoną. W pierwszym odruchu
Bruno chciał krzyknąć z zachwytu, ale nie mógł w ogóle wydobyć z siebie
głosu. W międzyczasie na miejscu objawienia pojawił się cudowny zapach
kwiatów. Cornacchiola padł na kolana obok swoich dzieci i w zachwycie,
ze złożonymi rękami, także i on zaczął powtarzać: „Bella Signora!”.
„Jeżeli
ktoś otrzymał nadzwyczajną łaskę zobaczenia niebiańskiego piękna, nie
może już niczego innego pragnąć jak tylko tego, by po śmierci móc
cieszyć się nim w wieczności” – mówił po latach Bruno Cornacchiola.
Orędzie „pięknej Pani”
„Piękna Pani” zaczęła w pewnym momencie mówić do Brunona: „Jestem Dziewicą Objawienia, a Objawienie to są słowa Boga, które mówią również o Mnie… Prześladujesz Mnie, ale już jest najwyższy czas, abyś z tym skończył. Wracaj do świętej wspólnoty Kościoła katolickiego”. Głos Matki Bożej brzmiał jak najsubtelniejsza muzyka, a Jej przepiękna postać promieniowała niebiańskim światłem miłości. Maryja rozmawiała z Cornacchiolą przez godzinę i dwadzieścia minut. Poruszyła oprócz tematów osobistych, dotyczących samego Brunona, również sprawy całego Kościoła, a w szczególności odnoszące się do księży, oraz przekazała specjalne orędzie dla Ojca Świętego.
„Piękna Pani” zaczęła w pewnym momencie mówić do Brunona: „Jestem Dziewicą Objawienia, a Objawienie to są słowa Boga, które mówią również o Mnie… Prześladujesz Mnie, ale już jest najwyższy czas, abyś z tym skończył. Wracaj do świętej wspólnoty Kościoła katolickiego”. Głos Matki Bożej brzmiał jak najsubtelniejsza muzyka, a Jej przepiękna postać promieniowała niebiańskim światłem miłości. Maryja rozmawiała z Cornacchiolą przez godzinę i dwadzieścia minut. Poruszyła oprócz tematów osobistych, dotyczących samego Brunona, również sprawy całego Kościoła, a w szczególności odnoszące się do księży, oraz przekazała specjalne orędzie dla Ojca Świętego.
W
pewnym momencie Matka Boża wskazała ręką na czarną sutannę oraz na
połamany krzyż leżący w pobliżu Jej stóp i powiedziała: „To jest znak,
że Kościół będzie cierpiał, doświadczy wielkiego prześladowania, a
niektórzy porzucą kapłaństwo (…). Ty trwaj mocno w wierze”. Maryja
uświadomiła Brunonowi, że będzie musiał przejść przez trudne
doświadczenie duchowego cierpienia, że spotka się z niezrozumieniem –
ale nie powinien niczego się bać, gdyż Ona sama będzie otaczała go
matczyną opieką. Prosiła go o to, aby dużo się modlił, codziennie
odmawiał różaniec, czytał Pismo św., by jak najczęściej uczestniczył w
Eucharystii, adorował Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie i
regularnie przystępował do sakramentu pokuty. Prosiła również, aby w
sposób szczególny modlić się o nawrócenie grzeszników, za niewierzących i
o zjednoczenie chrześcijan w jednym Kościele. Mówiła: „Każde Zdrowaś
Mario wypowiedziane z wiarą i miłością jest jak złota strzała, która
dosięga Serca Jezusa”.
Aby
oddalić wszelkie wątpliwości, Matka Boża już wtedy, na trzy lata przed
ogłoszeniem 1 listopada 1950 r. dogmatu o Jej Wniebowzięciu,
powiedziała: „Moje ciało nie uległo rozkładowi. Mój Syn i aniołowie
przyszli Mnie zabrać w momencie mojego przejścia z tego świata”.
Pragnąc
uwolnić Brunona od wszelkich wątpliwości dotyczących realności
spotkania z Nią, Maryja powiedziała: „Chcę dać ci niezbity dowód, że to,
co teraz przeżywasz, jest doświadczeniem Bożej rzeczywistości, a nie
podstępnym działaniem złego ducha, jak niektórzy będą chcieli ci
zasugerować. Do każdego spotkanego księdza masz zwracać się,
wypowiadając następujące słowa: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”.
Jeżeli on ci odpowie: »Ave, Maria, synu«, to będzie znak, że to jest
właśnie ten kapłan, którego wybrałam. Otwórz przed nim swoje serce, a on
wskaże ci innego księdza, mówiąc: »On ci przyjdzie z pomocą«”. Na
koniec spotkania Matka Boża lekko się ukłoniła, odwróciła się i
przeniknęła przez ścianę groty, powoli oddalając się w kierunku Bazyliki
św. Piotra.
Przemiana
Carlo zaczął pierwszy krzyczeć: „Tato, patrz, jeszcze widać Jej zielony płaszcz” i z wyciągniętymi rękami pobiegł w kierunku groty za oddalającą się Matką Bożą; zderzył się jednak ze skałą i zaczął płakać z bólu. Kiedy dzieci wróciły do normalnego stanu swoich zmysłów, zaczęły jedno przez drugie pytać ojca: „Kim była ta piękna Pani? Co ci powiedziała?”. „To była Matka Boża! Później wszystko wam opowiem” – odpowiedział Bruno. Był cały blady z powodu tego niespodziewanego, szokującego doświadczenia. Potem, jakby chcąc się jeszcze upewnić, że to nie był sen, zaczął kolejno pytać swoje dzieci, co widziały. Z ich odpowiedzi przekonały go, że one tak samo jak i on widziały „piękną Panią”, natomiast nic nie słyszały z tego, co mówiła. Dla Cornacchioli było to tym silniejsze przeżycie, że zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego tak wielki grzesznik jak on otrzymał od Boga dar widzenia Matki Bożej.
Carlo zaczął pierwszy krzyczeć: „Tato, patrz, jeszcze widać Jej zielony płaszcz” i z wyciągniętymi rękami pobiegł w kierunku groty za oddalającą się Matką Bożą; zderzył się jednak ze skałą i zaczął płakać z bólu. Kiedy dzieci wróciły do normalnego stanu swoich zmysłów, zaczęły jedno przez drugie pytać ojca: „Kim była ta piękna Pani? Co ci powiedziała?”. „To była Matka Boża! Później wszystko wam opowiem” – odpowiedział Bruno. Był cały blady z powodu tego niespodziewanego, szokującego doświadczenia. Potem, jakby chcąc się jeszcze upewnić, że to nie był sen, zaczął kolejno pytać swoje dzieci, co widziały. Z ich odpowiedzi przekonały go, że one tak samo jak i on widziały „piękną Panią”, natomiast nic nie słyszały z tego, co mówiła. Dla Cornacchioli było to tym silniejsze przeżycie, że zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego tak wielki grzesznik jak on otrzymał od Boga dar widzenia Matki Bożej.
Najpierw
razem z dziećmi zabrał się do usuwania z pieczary wszelkich
nieczystości. Jak wspominał później: „Nagle, niespodziewanie cała
ziemia, którą czyściliśmy w grocie, zaczęła intensywnie pachnieć. Kurz,
który się unosił, także pachniał. Co za wspaniały, intensywny zapach!
Ziemia pachniała, ściany w jaskini także – słowem wszystko tam
pachniało. Ja popłakałem się z wielkiego wzruszenia, a dzieci z radości
wołały: »widzieliśmy piękną Panią«!”. Po wysprzątaniu groty Bruno usiadł
i na gorąco, w skrócie opisał, co się wydarzyło. Następnie na ścianie
pieczary wyrył napis o takiej treści: „W tej grocie 12 kwietnia 1947 r.
Najświętsza Maryja Panna objawiła się protestantowi Brunonowi
Cornacchioli i jego dzieciom”. Kiedy skończył, powiedział do córki i
synów: „Zawsze wam mówiłem, że w środku tabernakulum nie ma Jezusa, że
jest to kłamstwo wymyślone przez księży. Teraz pokażę wam, gdzie jest
Jezus”. Potem wszyscy razem zeszli z pagórka i udali się do pobliskiego
kościoła w klasztorze Trapistów w Tre Fontane – miejscu męczeńskiej
śmierci św. Pawła Apostoła. Kiedy weszli do świątyni, przez chwilę
trwali w milczeniu, które przerwał Bruno. Wskazał dzieciom tabernakulum,
powiedział im: „Piękna Pani powiedziała mi w grocie, że tutaj obecny
jest Jezus. Wcześniej mówiłem wam, żebyście w to nie wierzyły, i dlatego
zabraniałem wam się modlić. Teraz już wiemy, że tam jest Jezus. Módlmy
się i adorujmy Go w milczeniu!”.
Gdy
po skończonej modlitwie Cornacchiola z dziećmi wrócił do domu, jego
żona Jolanda zauważyła, że jej mąż ze wzruszenia ma oczy pełne łez i
jest bardzo blady. Zaczęła więc go pytać: „co ci się stało?”.
„Widzieliśmy Matkę Bożą” – odpowiedział Bruno. I w tej samej chwili
uświadomił sobie, jak wielką krzywdę wyrządzał dotychczas swej żonie.
Często ją bowiem bił i zdradzał; także noc poprzedzającą objawienie się
Matki Bożej spędził poza domem, cudzołożąc ze swoją przyjaciółką.
Świadomy ogromu zła, które popełnił, Cornacchiola ukląkł przed swą
małżonką i płacząc, prosił ją o przebaczenie. Zaskoczona i wzruszona
Jolanda również uklękła, a Bruno mówił: „Z całego serca przepraszam cię
za wszystkie zdrady, cierpienia i przykrości, które ci wyrządziłem, i
proszę, abyś mi to wszystko wybaczyła. Nauczyłem cię wielu złych rzeczy,
bluźniłem przeciwko Eucharystii, Matce Bożej, papieżowi, księżom i
sakramentom. I takiemu nędznemu grzesznikowi jak ja objawiła się
Niepokalana Dziewica Maryja”. Objęci, zaczęli razem płakać, próbując po
raz pierwszy w życiu wspólnie modlić się na różańcu. W takiej postawie
zjednoczenia w modlitwie i we wzajemnej miłości trwali aż do rana.
Wypełnienie się zapowiedzi
Od dnia objawienia się Matki Bożej życie Cornacchioli zostało naznaczone wielkim cierpieniem. Duchowy wstrząs spowodowany nadprzyrodzonym doświadczeniem trwał nadal i był widoczny na jego twarzy oraz w jego postawie. Bruno przeżywał prawdziwą udrękę ducha w oczekiwaniu na znak, który obiecała mu dać Niepokalana. Nie był już wprawdzie protestantem, ale nadal oficjalnie nie wrócił do wspólnoty Kościoła katolickiego. Z tego powodu nie mógł się jeszcze wyspowiadać i dlatego w swoim sercu nieustannie nosił brzemię grzechów oraz ból i niepokój sumienia. Zgodnie z poleceniem Matki Bożej każdego spotkanego kapłana – czy to na ulicy, w tramwaju, czy też w kościele – natychmiast pytał, wypowiadając formułę, którą od Niej usłyszał: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”. Ale ich odpowiedzi były inne niż ta, którą przekazała mu Niepokalana. Mijały dni, a Bruno wciąż nie mógł znaleźć kapłana, o którym mówiła mu Matka Boża. Doprowadziło go to do wielkiej frustracji i zniechęcenia; czuł się coraz gorzej na duszy i ciele, aż w końcu przestał chodzić do pracy. Nawiedzały go nawet myśli samobójcze i bluźniercze. Zaniepokojona Jolanda pewnego dnia zapytała swego męża: „Co się z tobą dzieje? Chudniesz w oczach”. „Minęło już 17 dni od objawienia, a ja wciąż nie mogę odnaleźć tego księdza, którego wskazała Maryja” – odpowiedział Bruno. Dopiero po rozmowie z małżonką zorientował się, że nie spotkał się jeszcze z duchownymi ze swojej parafii. Natychmiast się tam udał. Kiedy zobaczył młodego księdza, który wychodził z zakrystii, chwycił go za komżę i zapytał: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”. Wtedy usłyszał długo oczekiwaną odpowiedź, dokładnie taką, jaką podała Maryja: „Ave, Maria, synu”. „Jestem protestantem i chciałbym zostać katolikiem” – powiedział wówczas Bruno. Wtedy ów młody kapłan wskazał mu innego, starszego księdza, który był wtedy w zakrystii, mówiąc: „On ci przyjdzie z pomocą”. Dla Brunona stało się oczywiste, że to jest właśnie ten znak obiecany przez Matkę Bożą. Tym księdzem z zakrystii był Gilberto Carniel, który już wcześniej przygotował wielu protestantów pragnących powrócić do Kościoła katolickiego. To właśnie tego kapłana Cornacchiola brutalnie wyrzucił ze swego domu, kiedy ten w czasie kolędy przyszedł z wizytą duszpasterską do jego rodziny. Tym razem jednak Bruno klęknął przed nim i w skrócie opowiedział mu historię swojego nawrócenia. Wzruszony ksiądz Gilberto uściskał go i zobowiązał się przeprowadzić cykl katechez z nim oraz z jego żoną i dziećmi, aby przygotować ich wszystkich do powrotu do Kościoła katolickiego.
Od dnia objawienia się Matki Bożej życie Cornacchioli zostało naznaczone wielkim cierpieniem. Duchowy wstrząs spowodowany nadprzyrodzonym doświadczeniem trwał nadal i był widoczny na jego twarzy oraz w jego postawie. Bruno przeżywał prawdziwą udrękę ducha w oczekiwaniu na znak, który obiecała mu dać Niepokalana. Nie był już wprawdzie protestantem, ale nadal oficjalnie nie wrócił do wspólnoty Kościoła katolickiego. Z tego powodu nie mógł się jeszcze wyspowiadać i dlatego w swoim sercu nieustannie nosił brzemię grzechów oraz ból i niepokój sumienia. Zgodnie z poleceniem Matki Bożej każdego spotkanego kapłana – czy to na ulicy, w tramwaju, czy też w kościele – natychmiast pytał, wypowiadając formułę, którą od Niej usłyszał: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”. Ale ich odpowiedzi były inne niż ta, którą przekazała mu Niepokalana. Mijały dni, a Bruno wciąż nie mógł znaleźć kapłana, o którym mówiła mu Matka Boża. Doprowadziło go to do wielkiej frustracji i zniechęcenia; czuł się coraz gorzej na duszy i ciele, aż w końcu przestał chodzić do pracy. Nawiedzały go nawet myśli samobójcze i bluźniercze. Zaniepokojona Jolanda pewnego dnia zapytała swego męża: „Co się z tobą dzieje? Chudniesz w oczach”. „Minęło już 17 dni od objawienia, a ja wciąż nie mogę odnaleźć tego księdza, którego wskazała Maryja” – odpowiedział Bruno. Dopiero po rozmowie z małżonką zorientował się, że nie spotkał się jeszcze z duchownymi ze swojej parafii. Natychmiast się tam udał. Kiedy zobaczył młodego księdza, który wychodził z zakrystii, chwycił go za komżę i zapytał: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”. Wtedy usłyszał długo oczekiwaną odpowiedź, dokładnie taką, jaką podała Maryja: „Ave, Maria, synu”. „Jestem protestantem i chciałbym zostać katolikiem” – powiedział wówczas Bruno. Wtedy ów młody kapłan wskazał mu innego, starszego księdza, który był wtedy w zakrystii, mówiąc: „On ci przyjdzie z pomocą”. Dla Brunona stało się oczywiste, że to jest właśnie ten znak obiecany przez Matkę Bożą. Tym księdzem z zakrystii był Gilberto Carniel, który już wcześniej przygotował wielu protestantów pragnących powrócić do Kościoła katolickiego. To właśnie tego kapłana Cornacchiola brutalnie wyrzucił ze swego domu, kiedy ten w czasie kolędy przyszedł z wizytą duszpasterską do jego rodziny. Tym razem jednak Bruno klęknął przed nim i w skrócie opowiedział mu historię swojego nawrócenia. Wzruszony ksiądz Gilberto uściskał go i zobowiązał się przeprowadzić cykl katechez z nim oraz z jego żoną i dziećmi, aby przygotować ich wszystkich do powrotu do Kościoła katolickiego.
Od
tego czasu, kiedy wypełniła się zapowiedź Matki Bożej, Bruno odzyskał
wewnętrzną równowagę. Oficjalny powrót do Kościoła katolickiego rodziny
Cornacchiolów został wyznaczony na 8 maja. Dwa dni przed tym terminem
Bruno udał się do groty objawienia w Tre Fontane, z gorącą prośbą o
pomoc i zarazem w wielkiej tęsknocie za ponownym spotkaniem się z
Maryją, gdyż kto tylko raz zobaczył Niepokalaną Dziewicę, do końca życia
od tej tęsknoty się nie uwolni.
Jak
tylko dotarł do groty objawienia, natychmiast upadł na kolana i zaczął
się żarliwie modlić. Po chwili w pieczarze pojawiło się niezwykłe
światło, z którego wyłoniła się postać Matki Bożej. Maryja nic nie
mówiła, tylko uśmiechała się i z miłością patrzyła na Brunona. To była
dla niego największa nagroda i potwierdzenie słuszności drogi, którą
obrał.
Następnego
dnia Cornacchiola i jego żona przystąpili do sakramentu pokuty i
złożyli wyznanie wiary. W ten sposób oficjalnie wrócili, wraz ze swoimi
dziećmi, do wspólnoty Kościoła katolickiego. Po szczerze odbytej
spowiedzi Bruno doświadczył ogromnej ulgi. Jezus całkowicie uwolnił go
od ciężaru grzechów, który przygniatał go przez wiele lat; w końcu
doświadczył wewnętrznej wolności oraz nieopisanej radości i pokoju. Od
tego czasu Bruno Cornacchiola regularnie się spowiadał i codziennie
uczestniczył w Eucharystii, gdyż wiedział, że stan grzechu ciężkiego i
brak łaski uświęcającej jest najtragiczniejszą sytuacją, w jakiej może
się znajdować człowiek.
Nowe sanktuarium
22 i 30 maja 1947 r. Bruno udaje się do Tre Fontane. Podczas modlitwy różańcowej objawia mu się tam Matka Boża. Cornacchiola ze smutkiem konstatuje, że grota jest miejscem schadzek i grzechów nieczystych. Dlatego pisze apel i zawiesza go przy wejściu do jaskini: „Nie profanujcie tego miejsca grzechami nieczystymi. Kto trwa w tych grzechach, niech złoży je u stóp Dziewicy Objawienia, niech idzie do spowiedzi i pije z tego źródła nieskończonego miłosierdzia. Maryja jest słodką Matką wszystkich grzeszników. Oto, co uczyniła dla mnie, grzesznika: byłem wojującym sługą Szatana w sekcie protestanckiej, nieprzyjacielem Kościoła i Dziewicy Maryi; tutaj 12 kwietnia 1947 r. dla mnie i moich dzieci objawiła się Dziewica Objawienia, prosząc, abym wrócił do Kościoła katolickiego, apostolskiego, rzymskiego (…). Nieskończone Miłosierdzie Boga zwyciężyło tego nieprzyjaciela, który teraz u Jego stóp błaga o przebaczenie i litość. Kochajcie Ją, Maryja jest naszą kochającą Matką. Kochajcie Kościół z jego dziećmi! On jest płaszczem, który chroni nas przed piekłem rozprzestrzeniającym się w świecie. Dużo się módlcie, a wtedy oddalicie pokusy ciała. Módlcie się!”.
Po
kilku dniach apel ten znalazł się w komisariacie policji, która w
krótkim czasie odszukała jego autora. Przesłuchano szczegółowo Brunona
oraz jego dzieci i stwierdzono, że nie kłamią. Po pojawieniu się
artykułów o objawieniach w Tre Fontane w takich dziennikach, jak Il
Messaggero, Il Popolo, Il Giornale d’Italia tłumy ludzi zaczęły
przybywać do groty objawienia. Przybywali również nieuleczalnie chorzy, z
których wielu zostało cudownie uzdrowionych. Szybko rozprzestrzeniające
się wiadomości o uzdrowieniach i powtarzających się cudownych
zjawiskach „wirującego słońca” jeszcze bardziej zwiększały napływ
pielgrzymów.
Cornacchiola
w dalszym ciągu pracował jako tramwajowy konduktor, lecz od czasu swego
nawrócenia codziennie modlił się na różańcu, czytał Pismo św. i
uczestniczył we Mszy św., regularnie się spowiadał i angażował się w
życie swojej parafii. Ponadto często udawał się do groty w Tre Fontane,
aby się tam modlić i opowiadać pielgrzymom historię swojego nawrócenia.
Bruno szybko się zorientował, że nawrócenie to nie jest jednorazowy akt,
ale proces przemiany serca, który ma trwać przez całe życie. Sprawcą
zaś tej przemiany jest sam Chrystus, ale przy nieustannej zgodzie i
współpracy człowieka. Podejmując trud życia wiarą na co dzień, Bruno
rozumiał, jak bardzo aktualne są słowa Jezusa: „Jeśli kto chce pójść za
Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech
Mnie naśladuje!” (Mk 8, 34) oraz „Jakże ciasna jest brama i wąska droga,
która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7,
14).
9
października 1949 r. Bruno Cornacchiola miał szczęście spotkać się na
audiencji z papieżem Piusem XII. Ze łzami w oczach opowiedział Ojcu
Świętemu o swoim nawróceniu, a wręczając mu swoją Biblię, mówił: „To
jest protestanckie Pismo św., które błędnie interpretowałem – i przez to
uśmierciłem wiele dusz ludzkich”. A kiedy przekazywał Piusowi XII
sztylet z napisem „śmierć papieżowi”, mówił z płaczem: „Proszę o
przebaczenie, gdyż przy użyciu tego sztyletu planowałem zamach na Jego
Świątobliwość”. Ojciec Święty pobłogosławił wówczas Brunona i z
uśmiechem odpowiedział: „Drogi synu, w ten sposób dałbyś Kościołowi
nowego męczennika, a dla Chrystusa kolejne zwycięstwo miłości”.
Do
końca swoich dni Bruno Cornacchiola odważnie głosił Ewangelię słowem i
przykładem chrześcijańskiego życia. Zmarł w opinii świętości w 2001 r. W
1956 r. opieka nad grotą została powierzona ojcom franciszkanom
konwentualnym. W roku 1982 zakończono budowę nowej kaplicy, natomiast 12
kwietnia 1987 r., z okazji 40. rocznicy objawień Matki Bożej, kard. Ugo
Poletti przewodniczył tam uroczystej Mszy św. Dziesięć lat później
Ojciec Święty Jan Paweł II zatwierdził nazwę tego miejsca: „Święta
Maryja Trzeciego Tysiąclecia przy Trzech Fontannach”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz