wtorek, 29 grudnia 2020

Chrystus się rodzi, ciemność znika. Ks. Glas: Maryja dzisiaj znów wkracza w nasze życie

 

Udało się. Kolejny raz obchodzimy Święta Bożego Narodzenia. W nocy, gdy przyjście na świat Syna Boga daje nam nadzieję, szczególnie patrzymy też na tą, która stoi u żłóbka. Bo to Ona jako pierwsza przyjęła Chrystusa, a teraz przychodzi do nas, by głosić Jego powtórne przyjście. Czy usłyszymy Jej wołanie?

Narodziny Chrystusa, zwłaszcza w czasie gdy odczuwamy głęboki niepokój z powodu obawy o własne zdrowie, a także zdrowie naszych bliskich, wydaje się łykiem zimnej wody na gorącej pustyni. Spędzamy je często zdała od bliskich a być może w samotności. Pamiętajmy jednak, że Święta nie mogą być jedynie czasem emocjonalnych uniesień, ale przede wszystkim czasem zastanowienia nad tym, co dzisiaj chce nam powiedzieć Chrystus.

Ks. Piotr Glas w książce „Ostatnie wołanie Maryi” znakomicie diagnozuje rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Nie robi tego jako socjolog czy analityk, ale kapłan. Zauważa, że to Maryja jest kluczem do pełniejszego zrozumienia sensu naszego życia. Jak przed dwoma tysiącami lat przyjęła w naszym imieniu Chrystusa, tak od kilku dekad woła do nas, byśmy przygotowali się na powtórne jego przyjście. Zachęcamy do lektury wyjątkowego tekstu ks. Piotra Glasa oraz refleksji nad tym, czy jesteśmy już gotowi, by ponownie spotkać Chrystusa?

Tekst jest fragmentem książki ks. Piotra Glasa „Ostatnie wołanie Maryi”

Maryja woła – a może powinienem powiedzieć mocniej: krzyczy – dziś do świata i do Kościoła. Wszystkie znaki na niebie i ziemi już od stu pięćdziesięciu, a może nawet dwustu lat uświadamiają nam, że dzieje się coś nadzwyczajnego. Można w to wierzyć albo nie, można mieć maryjną pobożność lub jej nie mieć, ale nie sposób zaprzeczyć temu, iż współczesność, to, co się dzieje w tej chwili, jest – jak to Maryja powiedziała ks. Stefano Gobbiemu – czasem wielkiej duchowej bitwy. Maryja odgrywa w niej olbrzymią rolę. Do Niej, jak to zostało zapowiedziane w Apokalipsie, należeć będzie ostatnie słowo, bo Bóg Jej dał władzę pokonania Szatana. 

To brzmi niewiarygodnie, ale Bóg swojemu stworzeniu – kobiecie – dał ostatnie słowo w walce z całą potęgą piekła. Z tego też powodu Maryja tak zaangażowała się w najnowszą historię, wołając przez różnych wybranych przez siebie synów i córki do ludzi w wielu miejscach świata. Ona chce, abyśmy otworzyli oczy i serca, abyśmy wyrwali się z letargu, z ciemności, która nas ogarnęła, z przerażającej mgły, która opadła na Kościół i na każdego z nas. Nie chodzi tylko o ludzi wierzących, ale także o niewierzących – zagubieni jesteśmy wszyscy, tak jedni, jak i drudzy, i nie wiemy, do czego dążymy, dokąd zmierzamy. 

Każdy z nas chce doświadczyć miłości, akceptacji, sensu życia, a także zrozumieć, jaki jest sens cierpienia zarówno tego cielesnego, jak i – coraz częściej – duchowego oraz emocjonalnego. Bardzo wielu z nas szuka, ale w złych miejscach. Młodzi poszukują sensu w ciągłej rozrywce, w idolach, których dzisiaj świat masowo produkuje, wszelkiego rodzaju używkach oraz w rozwiązłości seksualnej. To tam szukają nie tylko przyjemności, lecz także sensu, celu swojego życia. Niestety wielu z nich kończy źle, w szpitalach psychiatrycznych brakuje miejsca dla dzieci i młodzieży, a leki antydepresyjne stały się chlebem powszednim dla wielu ludzi. 

Dlaczego jednak nie szukają tego w Kościele, w życiu duchowym, w wierze? Odpowiedź jest dla nas, ludzi wierzących, dramatyczna. Nie szukają, bo nie mogą tego w nas znaleźć, bo często w nas tego chrześcijaństwa nie widzą. Chrześcijaństwo, które powinno być dla wierzącego drogą i stylem życia, stało się jedynie pustym hasłem. Dla bardzo wielu ludzi – tu, na Zachodzie – jesteśmy już tylko pewną mało znaczącą strukturą, instytucją charytatywną, punktem pomocy albo miejscem usług religijnych. Niestety, paradoksalnie, czujemy się z tym dobrze i komfortowo, a ludzie niezaangażowani religijnie nie widzą powodu, dla którego mieliby tracić czas na coś, co nie wnosi wiele do ich życia, nie wygląda autentycznie, co nie przybliża ich do Boga. A oni w wielu wypadkach nie chcą tylko doświadczyć wspólnoty czy pomocy charytatywnej, oni – ci wierzący i poszukujący – chcą po prostu znaleźć i przeżyć autentyzm wiary, a przez to samego Boga. 

Rozrywkę, wspólnoty różnego rodzaju czy kluby mają gdzie indziej, nie muszą szukać ich akurat w Kościele. Nie potrzebują nawet spełnienia pragnień, o których mówi część kaznodziejów: „Chcesz być uzdrowiony, zostaniesz uzdrowiony”; „Jeśli jesteś samotny, przyjdź, my cię kochamy”. Kawa, herbata, ciasteczko, dobry humor, rodzinna atmosfera. To można znaleźć gdzie indziej, do tego nie potrzeba Kościoła. Wiele naszych wspólnot przestało być miejscem poznania i odkrywania Boga poprzez wiarę, miejscem kultu i uwielbienia Pana oraz oddawania Mu czci. W wielu miejscach postawiliśmy człowieka w centrum, czcimy i uwielbiamy samych siebie, skupiając uwagę na naszych ludzkich sprawach. Lepszy czas i miejsce na nie możemy jednak znaleźć gdzie indziej. 

Gdy mamy problemy  zdrowotne, idziemy do lekarzy, a mówców motywacyjnych usłyszymy na stadionach. Jeśli Kościół nie ukazuje nam prawdziwych wartości i nie rozwija naszej relacji z Bogiem, a jest za to – jak mówią Anglicy – „ekonomiczny w prawdzie”, wówczas kwestionujemy sens brania udziału w życiu parafialnym czy nabożeństwach. Często słyszy się, jak ludzie, szczególnie młodzi, mówią otwarcie o stracie czasu, nudzie i bezcelowości praktyk religijnych. Odrzucamy więc wiarę, wartości chrześcijańskie, oddalamy się od Kościoła, a co za tym idzie – od samego Boga. W ostatnich dziesięcioleciach widzimy, jak ten proces szybko przybiera na sile, a obecnie staje się on wręcz przerażający. I dlatego właśnie Maryja, Matka Kościoła, wkroczyła teraz bardzo stanowczo i z taką mocą w dzieje świata. 

W takich skomplikowanych okolicznościach przychodzi Matka Boża. Właśnie wtedy papież Pius IX daje nam Ją za wzór, ogłaszając dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Gdy świat staje się duchowym bagnem, gdy w Kościele pojawia się straszliwa herezja modernizmu, doprowadzając do korupcji duchowej, jedynym ratunkiem pozostaje Maryja, Mat- ka Syna Bożego. Ona pokazuje, że odkupienie ludzkości znaleźć można jedynie w Jezusie Chrystusie, Zbawicielu świata – jak mówi Pismo Święte: „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12). 

Została Ona zachowana przez Boga od zepsucia grzechem pierworodnym. Ona sama jest świętością prowadzącą nas najpewniejszą i najdoskonalszą drogą do swego Syna. Maryja w słowach skierowanych do ks. Stefano Gobbiego przypomina, że chce poprzez ludzi wybranych przez siebie i swojego Syna doprowadzić do pierwotnego blasku dzieło stworzenia. My, współcześni, tak daleko odeszliśmy od Boga, a mówiąc mocniej: odrzuciliśmy Go z naszych społeczeństw, że Ona musi nadzwyczajnie interweniować, by przy pomocy wybranych ludzi, często małych i poniżanych, przywrócić skarb wierności Bogu”. 

Czy zatem jesteśmy gotowi, by przyjąć powierzoną nam przez Boga misję? Misję, o której przypomina nam Maryja? Warto chociaż przez chwilę zastanowić się nad tym w czasie Świąt Bożego Narodzenia. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz