Abp Fulton Sheen: „Godzina Święta. Modlitwy i medytacje”
Zbliż się do Jezusa, a On zbliży się do ciebie!
Arcybiskup Fulton J. Sheen, Sługa Boży, od momentu przyjęcia święceń kapłańskich codziennie odprawiał Godzinę Świętą przed Najświętszym Sakramentem. Zachęcał do tej praktyki zarówno osoby konsekrowane, jak i świeckie. Godzina Święta nadawała poczucie sensu jego życiu, by ostatecznie uświęcić moment jego śmierci – podczas jej odprawiania odszedł do Domu Ojca.
W swojej książce amerykański duchowny dzieli się z czytelnikami owocami praktykowania Godziny Świętej. Odwołując się do osobistych doświadczeń, tłumaczy, czym ona jest oraz jak ją prawidłowo odprawiać. Proponuje również niezwykle głębokie treści medytacji.
Fragment książki:
Dlaczego mamy odprawiać Godzinę Świętą?
Dla dziesięciu powodów.
1. Ponieważ jest to czas spędzony w Obecności samego Boga. Jeśli mamy żywą wiarę, żaden dodatkowy powód nie jest nam potrzebny.
2. Ponieważ w naszym zapracowanym życiu sporo czasu zabiera nam pozbycie się „demona południa”, czyli trosk doczesnych, które niczym pył przywierają do naszych dusz. Godzina z naszym Panem wynika z doświadczenia uczniów na drodze do Emaus (por. Łk 24, 13–35). Zaczynamy iść z Nim, ale nasze oczy są „jakby przesłonięte”, dlatego „Go nie poznajemy”. On prowadzi rozmowę z naszą duszą, gdy czytamy Pismo Święte. Trzeci etap to chwila słodkiej bliskości – jak wtedy, gdy „zajął z nimi miejsce u stołu”. Czwarty etap jest pełnym objawieniem tajemnicy Eucharystii. Oczy nam się „otwierają” i rozpoznajemy Go. Wreszcie dochodzimy do punktu, w którym nie chcemy odejść. Ta godzina okazała się za krótka. Wstając, zadajemy pytanie: „Czyż serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24, 32).
3. Ponieważ nasz Pan prosił o to. „Tak [oto] nie mogliście jednej godziny czuwać ze Mną?” (Mt 26, 40). Słowo to było skierowane do Piotra, ale tu odnosi się do Szymona. To nasza natura Szymona potrzebuje tej godziny. Jeśli ta godzina wydaje nam się trudna, to tylko dlatego, że „duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mk 14, 38).
4.
Ponieważ Godzina Święta zachowuje równowagę między tym, co duchowe, a
tym, co doczesne. Filozofie zachodnie skłaniają się ku aktywizmowi, w
którym Bóg nic nie czyni, a człowiek czyni wszystko; filozofie Wschodu z
kolei skłaniają się ku kwietyzmowi, w którym Bóg czyni wszystko, a
człowiek nic. Złoty środek kryje się w słowach św. Tomasza: „ruch
następuje po spoczynku” – to Marta, która idzie z Marią. Godzina Święta
włącza kontemplację w czynne życie człowieka.
Dzięki tej godzinie z naszym Panem nasze
medytacje i postanowienia przechodzą ze świadomości do podświadomości, a
następnie stają się motywem działania. Nowy duch zaczyna przenikać
naszą pracę. Zmiany dokonuje nasz Pan, który napełnia nasze serca i
działa przez nasze ręce. Człowiek może dać tylko tyle, ile posiada. Aby
dać Chrystusa innym, trzeba Go posiadać.
5. Ponieważ Godzina Święta sprawi, że będziemy praktykować to, co głosimy. Nasz Pan powiedział: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść” (Mt 22, 2–3). Napisano o naszym Panu, że „czynił i nauczał” (Dz 1, 1). Człowiek, który praktykuje Godzinę Świętą, odkryje, że kiedy naucza, ludzie mówią o nim tak jak o Panu: „Wszyscy […] dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego” (Łk 4, 22).
6.
Ponieważ Godzina Święta pomaga nam zadośćuczynić za grzechy świata i za
nasze własne. Kiedy Najświętsze Serce ukazało się św. Małgorzacie Marii
Alacoque, to było Jezusa Serce, a nie Głowa, ukoronowane cierniami. To
była zraniona Miłość. Czarne msze, świętokradcze komunie, skandale,
wojujący ateizm – kto za to wszystko zadośćuczyni?
Kto będzie Abrahamem z Sodomy czy Maryją
dla tych, którzy nie mają już wina? Grzechy tego świata są naszymi
grzechami – tak, jakbyśmy sami je popełnili. Jeśli one sprawiły, że nasz
Pan oblał się krwawym potem, do tego stopnia, że upomniał swoich
uczniów, że nie czuwali razem z Nim godziny, czy zapytamy tak jak Kain:
„Czyż jestem stróżem brata mego?” (Rdz 4, 9)?
7.
Ponieważ Godzina Święta zmniejsza naszą skłonność do ulegania pokusie i
słabości. Trwanie przed naszym Panem w Najświętszym Sakramencie
przypomina wystawienie chorego na gruźlicę na działanie czystego
powietrza i światła słonecznego. Wirus naszych grzechów nie może dłużej
istnieć wobec Światłości świata. „Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy,
On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje” (Ps 16, 8). Nasze
grzeszne podniety są powstrzymywane przez barierę wznoszoną codziennie
podczas Godziny Świętej. Nasza wola staje się bardziej usposobiona do
dobra przy niewielkim świadomym wysiłku z naszej strony.
Szatan, lew ryczący, nie mógł dotknąć bez
pozwolenia sprawiedliwego Hioba (por. Hi 1, 12); „Bóg […] nie dozwoli
was kusić ponad to, co potraficie znieść” (1 Kor 10, 13). Z pełną
ufnością pokładaną w Panu Eucharystycznym człowiek zyska duchową
odporność. Po upadku będzie się szybko podnosić: „Choć upadłam,
powstanę, choć siedzę w ciemnościach, Pan jest światłością moją. Gniew
Pański muszę znosić, bo zgrzeszyłam przeciw Niemu, aż rozsądzi moją
sprawę i przywróci mi prawo; wywiedzie mnie na światło” (Mi 7, 8–9).
Pan będzie łaskawy nawet dla najsłabszych z nas, jeśli znajdzie nas u
stóp swoich, trwających w uwielbieniu, usposabiających się do otrzymania
Bożych łask. Gdy tylko Szaweł z Tarsu, prześladowca, ukorzył się przed
swoim Stwórcą, wtedy Bóg posłał specjalnego posłańca ku jego uldze,
mówiąc mu, że właśnie tam się modli (por. Dz 9, 11). Nawet człowiek
upadły może się spodziewać pocieszenia, jeśli czuwa i się modli.
„Pomnożę ich, i nie zmaleje ich liczba, przysporzę im chwały, by nimi
nikt nie pogardzał”
( Jr 30, 19).
8.
Ponieważ Godzina Święta jest modlitwą osobistą, człowiek, który
ogranicza się ściśle do swoich oficjalnych obowiązków, przypomina
związkowca, który odkłada narzędzia w tej samej chwili, gdy gwizdek
ogłosi koniec pracy.
Miłość zaczyna się tam, gdzie kończy się
obowiązek. To oddawanie szaty, gdy już wzięto płaszcz. To pójście dwa
tysiące kroków. „I będzie tak, iż zanim zawołają, Ja im odpowiem;
oni jeszcze mówić będą, a Ja już wysłucham” (Iz 65, 24).
Oczywiście, nie musimy odprawiać Godziny
Świętej – i o to właśnie chodzi. Miłość nigdy nie jest z przymusu, z
wyjątkiem piekła. Tam miłość musi się poddać sprawiedliwości. Zmuszanie
do miłości byłoby rodzajem piekła. Żaden mężczyzna, który kocha kobietę,
nie
jest zmuszony do dawania jej pierścionka
zaręczynowego, i żaden człowiek, który kocha Najświętsze Serce, nigdy
nie jest zmuszany ofiarować takiej zaręczynowej godziny. „Czyż i wy
chcecie odejść?” ( J 6, 67) – to przykład słabej miłości; „Śpisz?” (Mk
14, 37) – to przykład miłości nieodpowiedzialnej; „Miał wiele
posiadłości” (Mt 19, 22; Mk 10, 22) – to przykład miłości samolubnej.
Ale czy człowiek, który kocha swojego Pana,
ma czas na inne zajęcia, zanim nie dokona aktów miłości „ponad wszelką
miarą i ponad obowiązki”? Czy pacjent lubi lekarza, który żąda
honorarium za każdą wizytę, czy też zaczyna lubić lekarza, który mówi:
„Wpadłem zobaczyć, jak się pan miewa”?
9.
Medytacja zachowuje nas od poszukiwania zewnętrznych dróg ucieczki
przed naszymi troskami i niedolami. Kiedy pojawiają się trudności, kiedy
nerwy są napięte na skutek fałszywych oskarżeń, zawsze istnieje
niebezpieczeństwo, że zaczniemy szukać pomocy na zewnątrz, tak jak to
zrobili Izraelici.
„Albowiem tak mówi Pan Bóg, Święty Izraela:
«W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie, w ciszy i ufności leży
wasza siła. Ale wyście tego nie chcieli! Owszem, powiedzieliście: ’Nie,
bo na koniach uciekniemy!’ – Dobrze, uciekniecie! – ’I na szybkich
wozach pomkniemy!’ – Dobrze, szybsi będą ci, którzy pogonią za wami!»”
(Iz 30, 15–16). Nie jest odpowiedzią żadna ucieczka na zewnątrz: ani
przyjemności, ani przyjaciele, ani szukanie sobie zajęcia. Dusza nie
może „lecieć na koniu”; musi wziąć „skrzydła”, by trafić do miejsca, w
którym „wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (Kol 3, 3).
10.
I na koniec – ponieważ Godzina Święta jest potrzebna Kościołowi. Każdy,
kto czyta Stary Testament, musi sobie uświadomić obecność Boga w
historii. Jak często Bóg wykorzystywał inne narody do ukarania Izraela
za jego grzechy! Uczynił z Asyrii „rózgę swojego gniewu” (Iz 10, 5).
Historia świata od wcielenia jest drogą krzyża. Powstanie narodów oraz
ich upadek pozostają w związku z królestwem Bożym. Nie możemy zrozumieć
tajemnicy rządów Boga, ponieważ jest to „opieczętowana księga” z
Apokalipsy. Jan płakał, kiedy ją zobaczył (Ap 5, 4). Nie mógł zrozumieć,
skąd się wzięła ta chwila dobrobytu i ta godzina przeciwności.
Jedynym wymogiem jest wyznawanie wiary, a
nagroda – to głębia bliskości dla tych, którzy dbają o przyjaźń z Nim.
Trwanie z Chrystusem jest tworzeniem duchowej wspólnoty, jak podkreślił w
uroczystą i świętą noc ostatniej wieczerzy w chwili, którą wybrał, aby
dać nam Eucharystię.
„Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać” (
J 15, 4). Obiecuje On nam: „Zabiorę was do siebie, abyście i wy byli
tam, gdzie Ja jestem” ( J 14, 3).
Pierwsza medytacja
Wcielenie naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa
Miłość jest naturalnie ekspansywna, ale Boska miłość jest twórcza. Miłość wyjawiła sekret
swojej dobroci wobec nicości – i to było
dzieło stworzenia. Miłość uczyniła coś na swój obraz i podobieństwo – i
to był człowiek. Miłość jest rozrzutna w swoich darach – i to było
wyniesienie człowieka do przybranego synostwa Bożego. Miłość musi zawsze
podejmować ryzyko, że w zamian nie będzie kochana, ponieważ miłość jest
wolna. Ludzkie serce odmówiło odwzajemnienia tej miłości w jedyny
sposób, w jaki miłość może
być kiedykolwiek okazana, a mianowicie
przez pewność i zaufanie w chwili próby. Człowiek stracił w ten sposób
dary Boże, przyćmił swój intelekt, osłabił swoją wolę i sprowadził na
świat pierwszy – lub inaczej pierworodny – grzech, ponieważ grzech jest
ostatecznie odmową miłości.
To właśnie odmowa człowieka, by kochać to,
co najlepsze, przyczyniła się do powstania najtrudniejszego problemu w
całej historii ludzkości – problemu przywrócenia człowieka do łaski
miłości Bożej. W skrócie problem był następujący: Człowiek dopuścił się
grzechu, ale jego grzech nie był jedynie buntem przeciwko innemu
człowiekowi, lecz również buntem przeciwko nieskończonej miłości Boga.
Dlatego jego grzech był nieskończony.
Taka jest jedna strona problemu. Druga jest
inna. Każde wykroczenie lub naruszenie prawa wymaga naprawy szkody lub
zadośćuczynienia. A ponieważ Bóg jest nieskończoną Miłością, mógłby
ułaskawić człowieka i zapomnieć o urazie, ale ułaskawienie bez
zadośćuczynienia zaćmiłoby Sprawiedliwość, która jest naturą Boga. Nie
wyznaczając żadnych granic dla Miłosierdzia Bożego, można by lepiej
zrozumieć Jego działanie, gdyby Jego miłosierdzie było poprzedzone
zadośćuczynieniem za grzech, bo nigdy nie można być miłosiernym, jeśli
nie jest się sprawiedliwym. Miłosierdzie jest przepełnieniem
Sprawiedliwości.
Zakładając jednak, że to człowiek powinien
dać zadośćuczynienie, czy zdołałby odpowiednio zadośćuczynić za swój
grzech? Nie, ponieważ zadośćuczynienie, odszkodowanie lub naprawa
krzywd, które człowiek mógłby zaoferować, jest tylko skończone.
Człowiek, który jest skończony, ma
nieskończony dług. Ale jak ten, który jest winien milion, może spłacić
cały dług, oddając jeden grosz? Jak człowiek może zadośćuczynić Bóstwu?
Jak można pogodzić sprawiedliwość i miłosierdzie? Aby kiedykolwiek mogło
się dokonać zadośćuczynienie za upadek człowieka, to, co skończone, i
to, co nieskończone, to, co ludzkie, i to, co boskie – Bóg i człowiek –
muszą być w jakiś sposób połączone. Nie byłoby to możliwe, aby sam Bóg
zstąpił na ziemię i cierpiał jako Bóg, bo wtedy nie miałby nic wspólnego
z człowiekiem. Nie Bóg dopuścił się grzechu, ale człowiek. Człowiek nie
mógł sam cierpieć lub pokutować, ponieważ zasługa jego cierpienia
byłaby skończona. Jeśli zadośćuczynienie miałoby być pełne, musiałyby
być spełnione dwa warunki: Człowiek musiałby pozostać człowiekiem, aby
działać jak człowiek i odpokutować; człowiek musiałby być Bogiem, aby
jego cierpienia miały nieskończoną wartość. Ale żeby to, co skończone, i
to, co nieskończone, nie działało jako dwie odrębne osobowości i aby
nieskończona zasługa była wynikiem cierpienia człowieka, Bóg i człowiek w
jakiś sposób musieliby stać się jednym lub, innymi słowy, musiałby
istnieć Bóg-człowiek. Jeśli sprawiedliwość i miłosierdzie miałyby zostać
pogodzone, musiałoby nastąpić wcielenie, co oznacza, że Bóg przyjąłby
ludzką naturę w taki sposób, że byłby prawdziwym Bogiem i prawdziwym
człowiekiem. Musiałoby dojść do zjednoczenia Boga i człowieka, a do tego
zjednoczenia doszło w narodzinach naszego Pana i Zbawcy, Jezusa
Chrystusa.
Miłość ma skłonność do upodobniania się do
osoby kochanej; w istocie, nawet pragnie zjednoczenia z osobą kochaną.
Bóg umiłował niegodnego człowieka. Zapragnął zjednoczyć się z nim – i to
było wcielenie. Pewnej nocy nad bezruchem wieczornej bryzy, nad białymi
kredowymi wzgórzami Betlejem rozległ się płacz, delikatny płacz. Morze
nie słyszało tego płaczu, bo morze jest wypełnione swoim własnym głosem.
Ziemia nie słyszała tego płaczu, bo spała. Wielcy ludzie ziemi nie
słyszeli tego płaczu, bo nie mogli zrozumieć, jak dziecię może być
większe niż człowiek. Królowie ziemscy nie słyszeli tego płaczu, bo nie
mogli zrozumieć, jak Król mógł się urodzić w stajni. Były tylko dwie
grupy ludzi, którzy usłyszeli tamtej nocy płacz: pasterze i mędrcy.
Pasterze: ci, którzy wiedzą, że nic nie wiedzą. Mędrcy: ci, którzy
wiedzą, że nie wiedzą wszystkiego. Pasterze: ubodzy, prości ludzie,
którzy umieli się tylko opiekować swoimi stadami i pewnie nie wiedzieli,
jak się nazywa gubernator Judei; nie znali żadnej linijki z
Wergiliusza, chociaż nie było ani jednego Rzymianina, który nie
potrafiłby go zacytować.
Z drugiej strony byli mędrcy; nie królowie,
lecz nauczyciele królów; ludzie, którzy umieli czytać w gwiazdach i
opowiedzieć historię ich ruchów; którzy stale dążyli do nowych odkryć.
Obie te grupy usłyszały płacz. Pasterze znaleźli swojego Pasterza, a
mędrcy odkryli Mądrość. Pasterzem i Mądrością było Dziecię leżące w
żłobie.
On, który się narodził bez matki w niebie,
urodził się na ziemi bez ojca. On, który stworzył swoją matkę, zrodził
się ze swojej matki. On, który stworzył wszelkie ciało, narodził się z
ciała. „Ptak, który uwił gniazdo, aby się w nim wykluć”. Stwórca słońca,
pod słońcem; Formierz ziemi, na ziemi; Nieskończenie Mądry, małe
dziecię; wypełniający świat, leżący w żłobie; rządzący gwiazdami, ssący
pierś; radość nieba płacze, Bóg staje się człowiekiem; Stwórca –
stworzeniem. Bogaty staje się ubogim; Bóstwo – wcielonym; Majestat –
poddanym; Wolność – niewolą; Wieczność – czasem; Pan – sługą; Prawda –
oskarżonym; Sprawiedliwość – skazańcem; Pan – ubiczowanym; Król –
ukoronowanym cierniem; Zbawienie – zranionym; Życie – martwym. „Słowo
Przedwieczne jest nieme”. Cud nad cudami! Jedność jedności! Trzy
tajemnicze zjednoczenia w jednym! Bóstwo i człowieczeństwo, dziewictwo i
płodność, wiara i serce człowieka. Potrzeba Boskiej, Nieskończonej
Istoty, by użyć instrumentów porażki jako instrumentów zwycięstwa.
Upadek nastąpił w trzech rzeczywistościach: po pierwsze, nieposłuszny
człowiek: Adam. Po drugie, dumna kobieta: Ewa. Po trzecie, drzewo.
Pojednanie i odkupienie człowieka nastąpiło przez takich samych troje.
Za nieposłusznego człowieka był posłuszny – nowy Adam z rodzaju
ludzkiego; za dumną Ewę była pokorna Maryja, a za drzewo – krzyż.
Nasz Pan nie chodził po ziemi bez końca,
opowiadając ludziom frazesy o prawdzie. Nie tylko On wyjaśniał prawdę,
porażkę, rezygnację i poświęcenie. Wszyscy inni też to robili. Śmierć
była celem, do którego dążył. Od początku do końca miał przed oczami
tylko jedną wizję – miał umrzeć. Umrzeć nie dlatego, że nic nie mógł na
to poradzić, lecz umrzeć, bo tego chciał. Śmierć nie była incydentem w
Jego karierze; nie była przypadkiem w Jego planie – to było jedyne
zadanie, jakie miał wykonać. Przez całe swoje odkupieńcze życie czekał
na swoją odkupieńczą śmierć. Przewidział przelanie krwi na Kalwarii
przez swoje obrzezanie, gdy miał osiem dni. Na początku działalności
publicznej Jego obecność nad Jordanem skłoniła Jana do zakrzyknięcia do
swoich uczniów: „Oto Baranek Boży” ( J 1, 29). Na wskazanie Jego
Boskości przez Piotra w Cezarei Filipowej odpowiedział, że „musi […]
wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że
będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Mt 16, 21); ciężkie
niczym ołów dni sprawiły, że zawołał w pięknej niecierpliwości: „Chrzest
mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12, 50).
Przed członkiem Sanhedrynu, który żądał znaku, przewidział swoją śmierć
na krzyżu: „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by
wywyższono Syna Człowieczego […], aby każdy, kto w Niego wierzy, nie
zginął, ale miał życie wieczne” ( J 3, 14.16). Faryzeuszom, którzy byli
jak owce bez pasterza, rzekł: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz
daje życie swoje za owce. […] Życie moje oddaję za owce. […] Nikt Mi go
nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc
je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” ( J 10,
11.15.18). Do wszystkich ludzi wszystkich czasów, którzy chcieliby
zapomnieć, że On przyszedł jako nasz Odkupiciel i Zbawca, mówi
najczulsze słowa, jakie kiedykolwiek zostały wypowiedziane na tej
grzesznej ziemi: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał
życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby
świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” ( J 3,
16–17).
Modlitwa św. Augustyna
Panie Jezu,
niech poznam siebie, niech poznam Ciebie. Niech niczego nie pragnę
oprócz Ciebie. Niech wstręt czuję do siebie, a kocham Ciebie. Niech
czynię wszystko ze względu na Ciebie. Niech poniżam siebie, a wywyższam
Ciebie. Niech myślę tylko o Tobie. Niech umartwiam siebie, bym żył w
Tobie. Cokolwiek się zdarzy, niech przyjmę od Ciebie. Niech prześladuję
siebie, a naśladuję Ciebie. Niech zawsze pragnę iść za Tobą. Niech
uciekam od siebie, a uciekam się do Ciebie, bym zasłużył na obronę przez
Ciebie.
Niech się lękam o siebie, niech się lękam Ciebie, bym się znalazł między wybranymi przez
Ciebie. Niech nie ufam sobie, a ufność
pokładam w Tobie. Niech będę posłuszny przez wzgląd na Ciebie. Niech
moje serce lgnie tylko do Ciebie. Niech będę ubogi z miłości do Ciebie.
Wejrzyj na mnie, bym pokochał Ciebie. Przyzwij mnie, bym ujrzał Ciebie i
na wieki radował się Tobą. Amen.
Skrucha i spowiedź Dawida po jego grzechu
Zmiłuj się
nade mną, Boże, w łaskawości swojej, w ogromie swej litości zgładź
nieprawość moją. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z
grzechu mojego. Uznaję bowiem nieprawość moją, a grzech mój jest zawsze
przede mną. Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest
przed Tobą. Abyś okazał się sprawiedliwy w swym wyroku i prawy w swoim
sądzie. Oto urodziłem się obciążony winą i jako grzesznika poczęła mnie
matka.
A Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie,
naucz mnie tajemnic mądrości. Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty,
obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję. Spraw, abym usłyszał radość i wesele,
niech się radują kości, które skruszyłeś.
Odwróć swe oblicze od moich grzechów i zmaż
wszystkie moje przewinienia. Stwórz, Boże, we mnie serce czyste i odnów
we mnie moc ducha. Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi
świętego ducha swego. Przywróć mi radość Twojego zbawienia i wzmocnij
mnie duchem ofiarnym. Będę nieprawych nauczał dróg Twoich i wrócą do
Ciebie grzesznicy. Uwolnij mnie, Boże, od kary za krew przelaną, Boże,
mój Zbawco, niech sławi mój język sprawiedliwość Twoją. Panie, otwórz
wargi moje, a usta moje będą głosić Twoją chwałę. Ofiarą bowiem Ty się
nie radujesz, a całopalenia, choćbym dał, nie przyjmiesz. Boże, moją
ofiarą jest duch skruszony, pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże, nie
gardzisz. Panie, okaż Syjonowi łaskę w Twej dobroci, odbuduj mury
Jeruzalem. Wtedy przyjmiesz prawe ofiary: dary i całopalenia, wtedy
składać będą cielce na Twoim ołtarzu. Ps 50, 3–21
O książce: kliknij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz