piątek, 29 marca 2024

WIELBIĘ CIĘ O KRZYŻU ŚWIĘTY

  WIELBIĘ CIĘ O KRZYŻU ŚWIĘTY
Modlitwa odmówiona 33 razy w Wielki Piątek uwalnia 33 dusze z Czyśćca.
Odmówiona 50 razy w każdy piątek uwalnia 5 dusz.
Odpust zatwierdzili papieże. Grzegorz XIII i Paweł VI.

Wielbię Cię Krzyżu Święty, który byłeś ozdobiony
Najświętszym Ciałem mojego Pana,
Pokryty i zbroczony Jego Drogocenną Krwią.
Wielbię Cię, mój Boże
Dla mnie przybity do Krzyża
Wielbię Cię Krzyżu Święty przez miłość
Ku temu, który jest moim Panem. Amen


2. Modlitwa o uniknięcie ognia czyśćcowego

I - Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Najświętsze Serce Boskiego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa wraz z Niepokalanym Sercem Jego Matki, Najświętszej Maryi Panny z całą ich miłością, nieskończonymi zasługami i cierpieniami...
...na zadośćuczynienie za grzechy, które popełniłem dziś i w ciągu całego mego życia. Chwała Ojcu...

II - Ojcze Przedwieczny - jak wyżej
...na naprawienie tego dobra, które spełniłem źle dziś i w ciągu całego mego życia. Chwała Ojcu...

III - Ojcze Przedwieczny - jak wyżej
...na uzupełnienie tego dobra, które mogłem spełnić dziś, a nie spełniłem w ciągu całego mego życia. Chwała Ojcu...

Cudowna modlitwa do pięciu ran Chrystusa. Modliła się nią św. Klara z Asyżu

 

Cudowna modlitwa do pięciu ran Chrystusa. Modliła się nią św. Klara z Asyżu

Zarówno źródła hagiograficzne dotyczące Klary z Asyżu, jak i pisma jej autorstwa, ukazują wielkie nabożeństwo Świętej do męki Pańskiej. Gdy w „Testamencie” poleca swoją wspólnotę Kościołowi, prosi kardynała protektora, aby troszczył się o zachowanie przez siostry ubóstwa, powołując się na „miłość Pana, który ubogi położony w żłobie, ubogi żył i nagi zawisł na krzyżu”. Świadectwo o szczególnej miłości Klary do „Ubogiego Ukrzyżowanego” odnajdujemy w jej listach do św. Agnieszki z Pragi, którą zachęca, by Go kontemplowała i naśladowała.

>>> Św. Klara z Asyżu. Miała niezwykłe wizje, dlatego dzisiaj jest patronką… dziennikarzy

„Legenda o świętej Klarze dziewicy” zawiera aż trzy rozdziały poświęcone jej pobożności pasyjnej. Można się z nich dowiedzieć o uczuciach, jakie żywiła wobec cierpiącego Pana, jak uczyła nowicjuszki płakania nad męką Pańską, o szczególnym przeżywaniu przez nią modlitwy w godzinach męki i śmierci Pana, o ekstazie przeżywanej w Wielki Piątek oraz o cudach dokonanych poprzez znak krzyża. Potwierdzają to także świadectwa sióstr zawarte w aktach „Procesu kanonizacyjnego”.

>>> Potężna modlitwa o uwolnienie

Jedną z modlitw, jaką Święta odmawiała ku czci Chrystusa Ukrzyżowanego, oprócz „Oficjum o Męce Pańskiej” ułożonego przez Franciszka z Asyżu, była „Modlitwa do pięciu ran Chrystusa”.

Tekst modlitwy do pięciu ran Chrystusa

Modlitwa i uwielbienie do prawej ręki

Chwała i cześć niech będzie Tobie, Panie Jezu Chryste, za najświętszą ranę Twojej prawej ręki! Przez tę świętą ranę odpuść mi wszystkie moje grzechy, których dopuściłam się względem Ciebie myślą, mową i czynem, w zaniedbaniu Twojej służby, w przyjemnościach przewrotnego ciała, we śnie i czuwaniu. I przez czcigodną Twoją Mękę daj mi rozważać godną pamięcią Twoją najmiłościwszą śmierć i najświętsze rany, i abym – jeśli dasz – składała Ci dzięki poprzez umartwianie mego ciała. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Ojcze nasz. Zdrowaś Maryjo.

Do lewej ręki

Chwała i cześć niech będzie Tobie, najsłodszy Jezu Chryste, za najświętszą ranę Twojej lewej ręki! Przez tę świętą ranę zmiłuj się nade mną, i cokolwiek, co Ci się we mnie nie podoba, racz przemienić. Daj mi zwycięstwo nad Twymi niegodziwymi wrogami, abym mogła ich pokonać Twoją mocą. I przez Twoją najmiłościwszą śmierć uwolnij mnie od wszystkich niebezpieczeństw obecnego i przyszłego życia. I uczyń mnie godną chwały Twojej w Twoim królestwie. Amen.

Ojcze nasz. Zdrowaś Maryjo.

Do prawej stopy

Chwała i cześć niech będzie Tobie, najsłodszy Panie Jezu Chryste, za najświętszą ranę Twojej prawej stopy! Przez tę świętą ranę pozwól mi czynić godną pokutę za moje grzechy.  I błagam Cię pokornie przez Twą najmiłościwszą śmierć, abyś strzegł mnie, Twojej służebnicy, dzień i noc w Twojej woli, i wyrwij mnie z wszelkiej przeciwności duszy i ciała. A w dniu sądu Bożego przyjmij moją duszę do Twojej wiary i miłosierdzia, i doprowadź do wiecznych radości. Amen.

Ojcze nasz. Zdrowaś Maryjo.

Do lewej stopy

Chwała i cześć niech będzie Tobie, o najmiłościwszy Panie Jezu Chryste, za najświętszą ranę Twojej lewej stopy! Przez tę świętą ranę udziel mi łaski odpustu zupełnego, abym dzięki Twej pomocy zasłużyła na uniknięcie sądu kary. Najmiłościwszy Jezu Chryste, proszę Cię przez Twą najświętszą śmierć, abym przed dniem mego zejścia zasłużyła na otrzymanie Sakramentu najsłodszego Ciała i Krwi Twojej wraz z najgłębszym wyznaniem moich grzechów i doskonałą pokutą, czystością umysłu i ciała oraz z namaszczeniem świętym olejem ku zbawieniu wiecznemu. Amen.

Ojcze nasz. Zdrowaś Maryjo.

Do rany boku

Chwała i cześć niech będzie Tobie najłaskawszy Panie Jezu za najświętszą ranę Twego boku! Przez tę świętą ranę i przez najświętszą hojność Twego miłosierdzia, którą w otwarciu Twego boku okazałeś żołnierzowi Longinowi, a teraz zaś nam wszystkim: błagam Cię najmiłościwszy Jezu, który poprzez Chrzest obmyłeś mnie z grzechów pierworodnych, abyś uwolnił mnie w ten sposób przez Twą najcenniejszą Krew, która dziś na całej ziemi jest ofiarowywana i przyjmowana, od wszelkiego zła przeszłego i przyszłego. A przez Twą gorzką śmierć daj mi wiarę prostą, nadzieję pewną i miłość doskonałą, oraz abym kochała Cię całym sercem, całą duszą, całą mocą. Utwierdzaj mnie w dobrych czynach i daj mi mocną wytrwałość w Twojej świętej służbie, abym tu mogła Ci się doskonale podobać bez końca. Amen.

Ojcze nasz. Zdrowaś Maryjo.

K: Pięć ran Boga.

W: Niech będzie moim lekarstwem.

K: Przez pięć ran.

W: Wybaw mnie, o Chryste, od upadków.

K: O Chryste, daj pokój.

W: Przez pięć Twych ran.

Módlmy się. Wszechmogący, wieczny Boże, który przez pięć ran Pana naszego Jezusa Chrystusa odkupiłeś rodzaj ludzki, udziel Twym pokornie proszącym Cię, abyśmy każdego dnia oddając cześć tym właśnie pięciu ranom, przez Jego drogocenną krew mogli uniknąć niespodziewanej i wiecznej śmierci. Przez tegoż Chrystusa Pana. Amen.

Wielki Piątek – dzień śmierci Pana Jezusa. Dziś rozpoczynamy Nowennę przed Świętem Miłosierdzia Bożego

 

Wielki Piątek – dzień śmierci Pana Jezusa. Dziś rozpoczynamy Nowennę przed Świętem Miłosierdzia Bożego

Dziś Kościół nie sprawuje Eucharystii. W kościołach są odprawiane jedynie uroczyste liturgie Męki Pańskiej, w czasie których odczytuje się (lub śpiewa) Mękę Pańską według św. Jana oraz adoruje Krzyż, któremu dzisiaj oddaje się taką cześć, jak Chrystusowi Eucharystycznemu (poprzez klęknięcie). 

Zgodnie z kanonami 1251-1252 KPK w dniu dzisiejszym wszystkich obowiązuje post ścisły – post i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Osoby od 14. do 18. roku życia oraz osoby mające ponad 60 lat są zobowiązane jedynie do wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych. Osoby między 18. a 60. rokiem życia powinny zachować nie tylko wstrzemięźliwość, ale również post: trzy posiłki, przy czym tylko jeden do syta, a dwa – lekkie. Z obowiązku tego są zwolnione osoby chore. Kościół zachęca także do przedłużenia postu i wstrzemięźliwości aż do rozpoczęcia liturgii Wigilii Paschalnej w Wielką Noc.

Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa według świętego Jana

Zabrali zatem Jezusa. A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa. Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski. Ten napis czytało wielu Żydów, ponieważ miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko miasta. A było napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Arcykapłani żydowscy mówili do Piłata: Nie pisz: Król Żydowski, ale że On powiedział: Jestem Królem Żydowskim. Odparł Piłat: Com napisał, napisałem. Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć. Tak miały się wypełnić słowa Pisma: Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię. To właśnie uczynili żołnierze

Wielki Piątek – rozpoczynamy Nowennę przed Świętem Miłosierdzia Bożego

Nowennę tę kazał Pan Jezus siostrze Faustynie zapisać w sierpniu 1937 roku, polecając odprawianie jej przed Świętem Miłosierdzia, począwszy od Wielkiego Piątku.

Pragnę, abyś przez te dziewięć dni sprowadzała dusze do zdroju mojego miłosierdzia, by zaczerpnęły siły i ochłody, i wszelkiej łaski, jakiej potrzebują na trudy życia, a szczególnie w śmierci godzinie. W każdym dniu przyprowadzisz do serca mego odmienną grupę dusz i zanurzysz je w tym morzu miłosierdzia mojego. A ja te wszystkie dusze wprowadzę w dom Ojca mojego. Czynić to będziesz w tym życiu i w przyszłym. I nie odmówię żadnej duszy niczego, którą wprowadzisz do źródła miłosierdzia mojego. W każdym dniu prosić będziesz Ojca mojego przez gorzką mękę moją o łaski dla tych dusz.

Odpowiedziałam: Jezu, nie wiem, jak tę nowennę odprawiać i jakie dusze wpierw wprowadzić w najlitościwsze Serce Twoje. – I odpowiedział mi Jezus, że powie mi na każdy dzień, jakie mam dusze wprowadzić w Serce Jego. (1209)

Dzień pierwszy: Dusze grzeszników i cała ludzkość

Dziś sprowadź mi ludzkość całą, i zanurzaj ją w morzu miłosierdzia Mojego. A tym pocieszysz mnie w gorzkim smutku, w jaki mnie pogrąża utrata dusz.

Jezu najmiłosierniejszy, którego właściwością jest litować się nad nami i przebaczać nam, nie patrz na grzechy nasze, ale na ufność naszą, jaką mamy w nieskończoną dobroć Twoją, i przyjmij nas do mieszkania najlitościwszego Serca swego, i nie wypuszczaj nas z niego na wieki. Błagamy Cię przez miłość Twoją, która Cię łączy z Ojcem i Duchem Świętym.

O wszechmocy miłosierdzia Bożego,
Ratunku dla człowieka grzesznego,
Tyś miłosierdziem i litości morze,
Wspomagasz tego, kto Cię uprasza w pokorze.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na ludzkość całą – a szczególnie na biednych grzeszników – która jest zamknięta w najlitościwszym Sercu Jezusa, i dla Jego bolesnej męki okaż nam miłosierdzie swoje, abyśmy wszechmoc miłosierdzia Twego wysławiali na wieki wieków. Amen. (1210-1211)
Koronka do Miłosierdzia Bożego

Nowenna na pozostałe dni: Nowenna przed Świętem Miłosierdzia Bożego

Rozważania drogi krzyżowej, które podyktował Pan Jezus polskiej mistyczce Alicji Lenczewskiej

 

Nie bój się sądu ludzkiego, ale Mojego sądu.

Alicja Lenczewska – droga krzyżowa
Posted by Redakcja TWM 2024-02-12

Rozważania drogi krzyżowej, które podyktował Pan Jezus polskiej mistyczce Alicji Lenczewskiej (1934-2012):

I Stacja: Sąd
Nie bój się sądu ludzkiego, ale Mojego sądu.

II Stacja: Krzyż
Weź krzyż, który ci dałem, w nim jest zbawienie twoje.

III Stacja: Pierwszy upadek
Upadniesz wielokrotnie, ale zawsze Ja będę z tobą, by cię podnieść.

IV Stacja: Matka
Moja Mama jest zawsze przy tobie, by cię pokrzepić.

V Stacja: Pomoc
Dam ci pomoc, gdy będziesz słabła.

VI Stacja: Miłosierdzie
I otrę twoją twarz z potu i łez – przez twego bliźniego to uczynię.

VII Stacja: Drugi upadek
Każdy następny upadek będzie bardziej bolesny, ale przecież dojść musisz tam, gdzie zmartwychwstanie twoje.

VIII Stacja: Spotkanie
Nie myśl o sobie, myśl o innych.

IX Stacja: Trzeci upadek
Ostatni twój upadek człowieczy ujawni ci najgłębiej twoją słabość i moc Moją.

X Stacja: Ogołocenie
Oddaj wszystko, nie zwlekaj – abym już teraz mógł odziać cię we Mnie.

XI Stacja: Przybicie do krzyża
Pozwól na to, aby Miłość Moja trysnęła z twoich ran.

XII Stacja: Śmierć
I umrzyj dla siebie, abym żył w tobie dla wszystkich dzieci Moich.

XIII Stacja: Zdjęcie z krzyża
Mama Moja cię utuli i w Jej ramionach znajdziesz ukojenie.

XIV Stacja: Grób
Twój ziemski świat to pusty grób, z którego wyjdziesz do wieczności…

XV Stacja: Zmartwychwstanie
… by zmartwychwstać i radować się Mną na wieki.
Amen!

Alicja Lenczewska – droga krzyżowa - Trwajcie w miłości

JAK TORTUROWANO CHRYSTUSA? GRZEGORZ GÓRNY O KORONIE CIERNIOWEJ

Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa opowiedziana przez bł. Annę Katarzynę Emmerich

 

Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa opowiedziana przez bł. Annę Katarzynę Emmerich

Pan Jezus skazany na śmierć krzyżową

Przyprowadzono przed trybunę Jezusa – skatowanego, w czerwonym płaszczu, z koroną cierniową na głowie, ze związanymi rękoma. Żołnierze i siepacze prowadzili Go pośród szydzącego tłumu i postawili między dwoma łotrami. Wcześniej Piłat zajął miejsce na podium, a teraz rzekł do Żydów: „Patrzcie, oto król wasz!”. A oni krzyczeli: „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!”. Piłat rzekł do nich: „Czyż króla waszego mam ukrzyżować?”. Odpowiedzieli arcykapłani: „Poza Cezarem nie mamy króla!” (J 19,15-16). Ogłoszono wyrok na Jezusa. Przyprowadzeni dwaj łotrzy już dawniej skazani byli na krzyż, lecz za przyczyną arcykapłanów egzekucję odłożono na dziś – dla tym większego pohańbienia Jezusa, aby zawisł na krzyżu między złoczyńcami, aby tak wypełniło się słowo Pisma: „W poczet złoczyńców został zaliczony” (Mk 15,28).       Krzyże łotrów leżały opodal już gotowe, dostarczone przez pomocników katowskich. Krzyża Jezusa nie było jeszcze, prawdopodobnie dlatego, że nie ogłoszono dotąd wyroku śmierci. Najświętsza Panna wróciła teraz w otoczeniu niewiast i przecisnęła się przez tłum, aby usłyszeć wyrok śmierci, wydany na Syna Boga i Jej. Jezus, otoczony siepaczami, śledzony szyderczymi spojrzeniami swych wrogów, stał u stóp trybuny. Piłat kazał trębaczowi dać znać, aby uciszyć wrzawę i z lękiem, pomieszanym ze złością, zaczął wygłaszać wyrok.      Na wstępie Piłat wymieniał wszystkie tytuły cesarza Klaudiusza, w którego imieniu wydawał wyrok. We właściwym oskarżeniu zaznaczył, że arcykapłani na sądzie swoim potępili Jezusa jako podżegacza i wichrzyciela, łamiącego prawa żydowskie, czyniącego się Synem Bożym i każącego nazywać się Królem żydowskim. Ogłosił też, że lud jednogłośnie zażądał dla Niego kary śmierci przez ukrzyżowanie. Dalej oświadczył Piłat, który tak niedawno tylekroć zapewniał publicznie o niewinności Jezusa, że i on uznaje za słuszny ten wyrok arcykapłanów. Zakończył zaś tymi słowy: „A więc skazuję Jezusa Nazareńskiego, Króla żydowskiego na śmierć, którą ma ponieść przez przybicie do krzyża”. Zaraz też rozkazał oprawcom przynieść krzyż.      Przepełniona smutkiem Matka Jezusa, słuchając wyroku, wyglądała jak konająca. Oto słyszała, że nie ma już ratunku dla Jej najświętszego, najukochańszego Syna, że musi umrzeć straszną, haniebną śmiercią. Wiedziała, że jest to konieczne dla zbawienia ludzkości, ale Jej macierzyńskie serce wzdrygało się przed tą koniecznością, więc przeniknął je nowy miecz boleści.

 

Pan Jezus obarczony krzyżem – początek drogi na Golgotę

Oprawcy wyprowadzili Jezusa na środek placu, gdzie kilku niewolników przyniósłszy przez bramę zachodnią drzewo krzyża, cisnęło je z trzaskiem pod nogi Jezusa. Dwa cieńsze, poprzeczne ramiona były przywiązane powrozami do grubej, ciężkiej belki pionowej, w której dopiero na miejscu ukrzyżowania miały być obsadzone. Kliny potrzebne do tego, klocek pod nogi i fragment przeznaczony do przybicia do góry krzyża oraz inne narzędzia nieśli słudzy katowscy.      Jezus ukląkł przy krzyżu, objął go rękoma i trzykrotnie ucałował, cichym głosem składając swemu Ojcu w niebie wzruszające dziękczynienie za dopełniające się odkupienie ludzi. (…) Wnet jednak oprawcy szarpaniem postawili Go na nogi, po czym, mimo Jego osłabienia, założono Mu na prawy bark ową ciężką wiązkę belek, którą podtrzymywał prawym ramieniem. Niewielka pomoc katów była raczej okazją do dalszego znęcania się nad Jezusem.      (…) Szedł nasz Pan Zbawiciel, pochylony i uginający się pod ciężarem krzyża, zmordowany, poraniony biczami, potłuczony. Od wczorajszego wieczornego posiłku podczas Ostatniej wieczerzy nic nie jadł i nie pił. Nie spał także, gdyż przez cały czas znęcano się nad Nim; był wyczerpany utratą krwi, ranami, gorączką, pragnieniem, nieskończonym udręczeniem ducha i ciągłą grozą; ledwie mógł się utrzymać na drżących, chwiejnych, poranionych nogach. Prawą ręką podpierał swój ciężar, zaś lewą starał się z trudem podtrzymywać długą odzież, hamującą Jego niepewny krok. Dwaj kaci z przodu ciągnęli Go na powrozach, dwaj inni poganiali Go z tyłu; sznury przymocowane do pasa także przeszkadzały Mu przytrzymywać szatę, więc posuwał się niepewnym krokiem.

 

Pierwszy upadek Jezusa pod krzyżem

Na zakręcie uliczki jest zagłębienie, gdzie w czasie deszczów tworzy się wielka kałuża błota i wody. W niej położono spory kamień, by ułatwić przejście. Doszedłszy tam Jezus osłabł tak bardzo, że nie miał już siły iść dalej, a że kaci szarpali Nim niemiłosiernie, potknął się o wystający kamień i jak długi upadł na ziemię, a krzyż zsunął się na bok. Siepacze zaczęli kląć, kopać Go i popychać, powstała wrzawa i cały pochód się zatrzymał. Jezus daremnie wyciągał rękę błagając o pomoc.      „Ach! Wnet się to wszystko skończy!” – rzekł i znów zaczął się modlić. Tu i ówdzie widać było niewiasty z wystraszonymi dziećmi, płaczące ze współczucia. Przyskoczyli faryzeusze, krzycząc: „Niech szybciej wstaje! Inaczej umrze nam tu w drodze”.       Nadprzyrodzoną mocą podniósł Jezus głowę do góry, a oprawcy z iście szatańskim okrucieństwem skorzystali z tego, aby wtłoczyć Mu na głowę cierniową koronę. Dopiero potem poderwali Go gwałtownie z ziemi i włożyli Mu krzyż na barki. Musiał teraz Jezus odchylać głowę całkiem w bok, gdyż inaczej szeroka korona zawadzałaby o krzyż. 

Pan Jezus niosący krzyż i Jego bolesna Matka

Najświętsza Matka Jezusa, współcierpiąca z Nim, usłyszawszy przed godziną niesprawiedliwy wyrok wydany na Jej Syna, opuściła forum wraz z Janem i świętymi niewiastami, by oddać cześć miejscom uświęconym męką Jezusa. Usłyszawszy głos trąby, widząc żołnierzy z Piłatem na czele i coraz więcej przebiegających ludzi, zrozumiała, że pochód skazańców już się rozpoczął. Zapragnęła gorąco widzieć swego umęczonego Syna, nie mogąc wytrwać z dala od Niego. Prosiła zatem Jana, by zaprowadził Ją w miejsce, którędy Jezus będzie przechodził. Zeszli z Syjonu, minęli sąd, przeszli bramy i aleje, wyjątkowo w tym czasie otwarte dla wszystkich i znaleźli się przed zachodnią fasadą pałacu będącego mieszkaniem Kajfasza, gdyż w domu na Syjonie tylko urzędował. Jedna z bram pałacowych wychodziła właśnie na ulicę, w którą skierował się orszak prowadzący Jezusa po pierwszym Jego upadku. Dzięki staraniom Jana, życzliwy odźwierny pozwolił im przejść przez budynek i stanąć w przeciwległej bramie. Otulona w szaroniebieską szatę, weszła Maryja do sieni pałacowej, za nią święte niewiasty, Jan i jeden z siostrzeńców Józefa z Arymatei.      Widok Najświętszej Panny napełniał wprost przerażeniem – tak była blada; oczy miała zaczerwienione od płaczu i drżała na całym ciele. Było już słychać wrzawę i zgiełk przybliżającego się pochodu oraz dźwięk trąby i głos trębacza, obwieszczającego wyrok. Wzdrygnęła się Maryja i przerwawszy modlitwę, rzekła do Jana: „Czy mam patrzeć na to? Czy znajdę siłę, by znieść ten bolesny widok? Może lepiej wrócić zaraz”. Lecz Jan dodał Jej otuchy, mówiąc, że lepiej patrzeć, niż nosić się z bolesną myślą o tym. Wyszli więc pod sklepienie bramy, patrząc na prawo w pół drogi. W tym miejscu, naprzeciw bramy droga już była równiejsza. Pochód był już oddalony tylko o osiemdziesiąt kroków. (…)      Na czele pochodu ujrzała Matka Najświętsza pomocników katowskich, niosących z triumfem narzędzia męczeńskie; zadrżała na ten widok i załamała ręce, a bolesny jęk wydobył się z Jej piersi. Widząc to, jeden z pachołków zapytał idących koło niego gapiów: „Co to za niewiasta tak lamentuje?”. Ktoś z tłumu odrzekł mu: „To Matka Galilejczyka!”. Te słowa sprowokowały zbirów; na cierpiącą Maryję posypały się szyderstwa i obelgi, wytykano Ją palcami, a jeden z niegodziwców z okrutnym uśmiechem pokazał Jej gwoździe przeznaczone do ukrzyżowania Jezusa. Osłabła z bólu Matka Boża wsparła się o filar bramy. Była trupio blada, wargi Jej posiniały. Minęli Ją faryzeusze, zbliżył się młodzieniec z napisem, a za nim – uginając się pod ciężarem krzyża i słaniając na nogach, szedł Syn Boży, Jej Syn. Odkupiciel głowę uwieńczoną koroną cierniową odchylał na bok, oblicze miał blade, skrwawione, poranione, broda pozlepiana była zaschłą krwią. Oprawcy ciągnęli Go nielitościwie sznurami.      Przechodząc, wzniósł Jezus nieco głowę poranioną cierniami i spojrzał na swą boleściwą Matkę wzrokiem pełnym tęsknej powagi i litości; lecz w tejże chwili potknął się i upadł po raz drugi pod ciężarem krzyża na kolana. Na ten widok niezmierny ból i najżarliwsza miłość niewypowiedzianie wzmogły się w sercu Najświętszej Panny. Nie widziała już ani katów, ani żołnierzy, widziała tylko swego ukochanego, wyniszczonego, skatowanego Syna; wypadła z bramy na ulicę, przedarła się między oprawcami i runęła na kolana przy Jezusie, obejmując Go ramionami.

 

Szymon Cyrenejczyk

Pochód dotarł do sklepionej bramy, umieszczonej w starych, wewnętrznych murach miejskich. Przed bramą rozciąga się wolniejszy plac, w którym zbiegają się trzy ulice. I tu wypadło Jezusowi mijać wielki kamień, lecz zabrakło Mu znowu sił. Zachwiał się i upadł na kamień, nie mogąc już nawet powstać; krzyż zwalił się obok Pana na ziemię. Właśnie przechodzili tędy gromadkami do świątyni ludzie z porządniejszego stanu. Widząc Jezusa tak umęczonego, zawołali z oznakami litości: „Boże! Ten biedak już kona!”. Faryzeusze, kierujący pochodem zlękli się trochę, widząc, że naprawdę Jezus może już nie powstać, więc rzekli do żołnierzy: „Nie doprowadzimy Go żywego. Musicie poszukać kogoś, kto by Mu pomógł nieść krzyż”.      Właśnie nadszedł środkową ulicą poganin, Szymon z Cyreny, z trzema synami, niosąc pod pachą wiązkę chrustu. Będąc z zawodu ogrodnikiem, zajęty był w ogrodach, ciągnących się na wschód od miasta poza murami. Jak wielu innych ogrodników, z żoną i dziećmi corocznie przybywał przed świętami do Jerozolimy i najmował się do przycinania krzewów. Nadszedł obecnie ku bramie i z powodu tłumu musiał się zatrzymać. Poznano go zaraz po ubraniu jako poganina i mało znacznego rzemieślnika, więc żołnierze przychwycili go natychmiast i przyprowadzili, by pomógł nieść krzyż Galilejczykowi. (…)

Weronika i jej chusta

 

Około dwieście kroków od miejsca upadku, gdzie Szymon zaczął dźwigać z Jezusem krzyż, ze stojącego w pobliżu pięknego domu, oddzielonego od ulicy dziedzińcem otoczonym murem, od frontu zaś zamkniętym lśniącą kratą, wybiegła naprzeciw idącym postawna i budząca respekt niewiasta, prowadząca za rękę małą dziewczynkę. Była to Serafia, żona Syracha, jednego z członków Wysokiej Rady. Jej odważny czyn miłosierdzia sprawił, że na zawsze już zaczęto nazywać ją Weroniką – od słów vera icon (prawdziwy wizerunek). (…)      Widząc, że orszak zbliżył się do jej domu, wybiegła na ulicę, niosąc przewieszoną przez ramię chustę z cienkiej wełny, a obok niej szła owa dziewczynka, niosąc pod okryciem dzbanuszek z winem. Daremnie słudzy katowscy idący na przedzie próbowali ją odpędzić. Przynaglana miłością ku Jezusowi i szczerym współczuciem, w zapamiętaniu zaczęła gwałtownie przeciskać się przez motłoch, żołnierzy i zbirów, mając przy boku swą wychowankę. Dotarłszy do Jezusa, upadła przed Nim na kolana, podniosła chustę częściowo rozpostartą i rzekła błagalnie: „Niech mi będzie wolno otrzeć oblicze mego Pana”. W odpowiedzi Jezus ujął chustę lewą ręką, przycisnął ją dłonią do krwawego oblicza i otarł je, a następnie zwinąwszy ją oburącz, z wdzięcznością oddał Serafii. Ona zaś ucałowała chustę, wsunęła pod płaszcz i wstała z ziemi.

Przybicie do krzyża

Jezus przyprowadzony do krzyża, sam usiadł na nim. Kaci pchnęli Go gwałtownie w tył, by się położył, porwali Jego prawą rękę, przyłożyli dłoń do dziury wywierconej w prawym ramieniu krzyża i przywiązali rękę sznurem. Następnie jeden z nich ukląkł na świętej piersi Jezusa, inny przytrzymywał kurczącą się rękę, trzeci zaś przyłożył do dłoni gwóźdź – długi, trójgraniasty, gruby jak duży palec, ostro spiłowany na końcu i zaczął gwałtownie bić z góry w główkę ćwieka żelaznym młotkiem. Słodki, czysty, urywany jęk wydarł się z ust Pana. Krew trysnęła dokoła, obryzgując ręce katów. Ścięgna dłoni pozrywały się, a trójgraniasty gwóźdź wciągnął je za sobą w wąską, wywierconą wcześniej dziurę. Wbity gwóźdź przechodził całą grubość drzewa i wystawał nieco z drugiej strony. Najświętsza Panna jęczała cicho; Magdalena odchodziła prawie od zmysłów z boleści.      Po przybiciu prawej ręki kaci spostrzegli, że przywiązana już do ramienia krzyża lewa dłoń nie dochodziła do otworu wywierconego na gwóźdź. Odwiązawszy więc rękę od drzewa, opierając się nogami o krzyż, sznurami ciągnęli z całej siły tę rękę, dopóki nie naciągnęła się, sięgając do właściwego miejsca. Wtedy dopiero, stąpając Jezusowi po piersiach i ramionach, przykrępowali znowu silnie rękę do belki i wbili gwóźdź w dłoń lewej ręki. Znowu krew trysnęła dokoła i znowu rozległ się słodki, donośny jęk Jezusa, zagłuszany uderzeniami ciężkiego młota. (…)      Do pionowej belki krzyża, na około jednej trzeciej wysokości licząc od dołu, był przytwierdzony ogromnym gwoździem wystający klocek, do którego miano przybić nogi Jezusa, aby Zbawiciel w ten sposób więcej stał niż wisiał. Inaczej bowiem rozdarłyby się ręce, a i nóg nie można byłoby przybić bez pokruszenia kości. W tym klocku także wywiercony był wąski otwór, a w samym pniu krzyża wydrążono miejsce na pięty. Było kilka takich wydrążeń wzdłuż krzyża, mających zmniejszyć ciążenie ku dołowi, by ukrzyżowany dłużej mógł wisieć, a ciało nie spadło na ziemię.      Skutkiem gwałtownego naciągania rąk w obie strony, całe ciało Najświętszego Odkupiciela skurczyło się, nogi podciągnęły się w górę. Kaci nałożywszy na nie pętlę, sznurami pociągnęli ze wszystkich sił ku dołowi. Jednak znaki umyślnie, z okrucieństwa porobione były za daleko, więc jeszcze sporo brakowało, aby stopy dostały do podstawki przybitej u dołu. Nowe klątwy posypały się z ust zbirów. Kilku radziło, aby wywiercić nowe otwory w ramionach poprzecznych, bo podnosić podstawkę byłoby zbyt kłopotliwe; lecz inni rzekli z piekielnym szyderstwem: „Nie chce się sam wyciągnąć, to Mu pomożemy”. Przywiązali silnie Jezusowi do krzyża piersi i ramiona, by ręce nie przedarły się na gwoździach, po czym nie zważając, że sprawiają Jezusowi potworną męczarnię, szarpiąc ze wszystkich sił powróz uwiązany u prawej nogi, dociągnęli ją na dół do podstawki i przykrępowali do drzewca.      Ciało naciągnęło się tak straszliwie, że słychać było chrzęst kości w klatce piersiowej; zdawało się, że żebra popękają i że się zsuwają, tułów obwisł cały ku dołowi. Nie można sobie nawet wyobrazić, jak straszna była to męka. W tym bólu nieznośnym jęknął Jezus głośno: „O mój Boże! O Boże!”. W ten sam sposób naciągnęli i lewą nogę, a złożywszy ją na prawą, znów przywiązali ją mocno powrozami.      Źle im było wbijać gwóźdź od razu przez obie nogi, bo lewa nie miała pewnego oparcia, więc najpierw przedziurawili ją na przegubie specjalnym bolcem, cieńszym niż gwoździe na ręce. Potem dopiero wzięli okropny, olbrzymi gwóźdź i z mocą wielką wbili go poprzez ranę lewej nogi i przez prawą nogę w otwór, wywiercony w klocku, a przezeń aż w pień krzyża. Gwóźdź rozdzierał po drodze ścięgna i żyły, gruchotał kości stóp; przeszedł na wylot przez obie nogi.

 

Podniesienie i ustawienie krzyża

Po przybiciu do krzyża naszego Pana i Zbawiciela, kaci na powrozach przywiązanych do kółek z tyłu górnej części krzyża i przerzuconych przez konstrukcję przygotowaną zawczasu po drugiej stronie środkowego pagórka, zaczęli podciągać krzyż do góry. Tymczasem inni kierowali pionową belkę, by jej koniec wszedł prosto do wykonanej jamy. Wznosili krzyż ostrożnie dotąd, aż przybrał prawie pionowe położenie. Wreszcie całym ciężarem wsunął się w otwór w skale z taką siłą, że zadrgał od góry do dołu. Jęk bolesny wydarł się z piersi Jezusa. Ciało straszliwie rozpięte obsuwało się ku dołowi, rany porozciągały się i krew zaczęła spływać obficiej, kości wywichnięte ze stawów uderzały z chrzęstem o siebie. Kaci potrząsnęli jeszcze krzyżem, by ustawić go mocno, i w celu utwierdzenia go w skale wbili wokół pionowej belki pięć klinów. (…)      Krzyże łotrów, zwrócone nieco ku sobie i różniące się od krzyża Jezusowego, stały na krajach pagórka po prawej i lewej jego stronie, nieco poniżej, w odległości takiej, że środkiem można było przejechać konno. Jeden łotr modlił się, drugi szydził z Jezusa. (…)

Opuszczenie Jezusa

Około trzeciej godziny zawołał Jezus donośnym głosem: „Eli, Eli, lema sabachtani!”, to znaczy: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27,46). Kiedy wołanie Zbawcy przerwało milczenie panujące wokół krzyża, szydercy znowu zwrócili się ku Niemu. Słysząc Jego słowa, niektórzy ze stojących tam mówili: „On Eliasza woła”. Lecz inni mówili: „Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić” (Mt 27,47.49). Wołanie Jezusa doszło także do uszu najsmutniejszej Matki Jego, która nie zważając na nic, przecisnęła się na powrót do krzyża, a za Nią podeszli Jan, Maria Kleofasowa, Magdalena i Salome.

 

Agonia Jezusa

Godzina śmierci Jezusa nadeszła i rozpoczęło się konanie; zimny pot okrył członki Jego i spływał obficie. Jan trwał pod krzyżem i chustą ocierał nogi Pana. Magdalena złamana boleścią, oparła się o tył krzyża. Najświętsza Panna stała między krzyżem Jezusa i dobrego łotra, podtrzymywana przez Marię, żonę Kleofasa i Salome, patrząc z niewymownym bólem na konającego Syna. Jezus rzekł: „Wykonało się!“ (J 19,30). A unosząc głowę, zawołał donośnym głosem: „Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha Mego!“ (Łk 23,46). Krzyk ten słodki, a donośny, przeniknął niebo i ziemię; a Zbawiciel, wypowiedziawszy te słowa, opuścił głowę na piersi i skonał. (…)      W chwili zgonu Jezusa ziemia zadrżała, a w skale z trzaskiem powstała głęboka szczelina między krzyżem Jezusa a nienawróconego łotra. Na przedśmiertny okrzyk Chrystusa nie tylko ziemia odpowiedziała wstrząsem, zadrżeli również patrzący, ale ostry miecz boleści przeniknął tylko serca bliskie Jezusowi, a nade wszystko serce Matki Najświętszej. Wielu w zgromadzonym tłumie nawróciło się; jedni żałując bili się w piersi, inni rozdzierali swoje szaty, posypując głowy prochem. Trwoga panowała we wszystkich sercach. W świątyni zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, umarli powychodzili z grobów, zachwiały się ściany świątyni, miejscami zapadły się góry, a w wielu miejscach – nawet bardzo odległych – zawaliły budowle (por. Łk 23,48; Mt 27,51-53). (…)      W chwili śmierci Jezusa łaska spłynęła na setnika Abedanara. Widząc trzęsienie ziemi i wszystko, co się działo, odmieniony na duchu oddał chwałę Bogu i mówił: „Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy” i wraz z innymi żołnierzami, którzy poszli za jego przykładem, powtarzał: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym” (Łk 23,47; Mt 27,54). Zaraz też zdawszy komendę Kassiusowi (zwanemu później Longinem), opuścił służbę, a niebawem przyłączył się do grona uczniów.

 

Mater Dolorosa

W momencie agonii Jezusa Matka Najświętsza jakby zakrzepła w cierpieniu, Jej ręce zesztywniały, w oczach Jej pociemniało, zbladła śmiertelnie, przestała cokolwiek słyszeć, zachwiała się na nogach i przygnieciona bólem, z zasłoniętą twarzą osunęła się na ziemię. Gdy wreszcie najbardziej kochająca i najsmutniejsza Matka z pomocą innych niewiast i Jana powstała i podniosła oczy na krzyż, ujrzała ciało swego Syna, poczęte przez Nią w dziewiczej czystości z Ducha Świętego. (…) Któż zmierzy, kto zdoła pojąć ból Matki Jezusa, Królowej wszystkich Męczenników?

Otwarcie boku Jezusa

Po dwóch siepaczy wspięło się po drabinach na krzyże łotrów, którzy jeszcze żyli i żelaznymi drągami zaczęli im miażdżyć kości rąk powyżej i poniżej łokcia. Trzeci oprawca gruchotał w ten sam sposób kolana i golenie. (…)      Bliscy Jezusa widząc to okrutne postępowanie z łotrami zlękli się, że oprawcy, którzy ciągle jeszcze nie wierzyli w śmierć Jezusa, wrócą i tak samo postąpią z Jezusem. Wtem Kassius, po chrzcie zwany Longinusem, 25-letni energiczny podoficer (…) uczuł nagle dziwny zapał. Okrucieństwo i godna potępienia ślepa furia katów, trwoga świętych niewiast, a przy tym nagle udzielona łaska świętej gorliwości, przynagliły go do czynu, który okazał się wypełnieniem proroctwa (Za 12,10). Z pośpiechem podjechał konno pod krzyż i oburącz z taką siłą wbił swą włócznię w zapadnięty i naprężony bok Jezusa, że przebiła ona wnętrzności i serce, a nawet wyszła lewym bokiem, otwierając i w nim małą ranę. Gdy następnie nagle wyciągnął ostrze, z szerokiej rany prawego boku Jezusa wypłynął obfity strumień krwi i wody. Oblał wzniesione oblicze Kassiusa, uzdrawiając go i obdarowując łaską. A on natychmiast zeskoczył z konia, upadł na kolana i bijąc się w piersi, głośno wobec wszystkich wyznał bóstwo Jezusa i oddał Mu chwałę.

 

Zdjęcie z krzyża

Nikodem i Józef przystawili drabiny z tyłu do krzyża i wziąwszy ze sobą wielką chustę, do której w trzech miejscach przyszyte były trzy szerokie rzemienie, wspięli się na górę. Przy pomocy tej chusty z rzemieniami przywiązali ciało Jezusa do pnia krzyża pod pachami i pod kolanami, zaś Jego ręce umocowali innymi chustami do ramion krzyża. Tułów Jezusa, obsuwający się przy skonaniu całym ciężarem ku kolanom, spoczął teraz w postawie siedzącej na chuście przerzuconej przez ramiona krzyża. (…)      Niezmiernie wzruszające było to zdjęcie z krzyża. Czyniono wszystko uważnie i ostrożnie, jakby obawiano się sprawić Panu najmniejszy ból. Względem najświętszego ciała wszyscy przejęci byli taką samą miłością i czcią, jaką otaczali Najświętszego z Świętych za Jego życia. Oczy ich nieustannie zwrócone były na ciało Pana, śledziły każde poruszenie nim; gestem, łzami, całą swą postawą wyrażali swój ból i zatroskanie. Wszyscy trwali w ciszy i skupieniu, nawet ci, którzy zajęci byli zdejmowaniem ciała, przejęci szacunkiem odzywali się tylko z konieczności, a i to półgłosem. Odgłos uderzeń młotka przy wybijaniu gwoździ, odbił się bolesnym echem w sercach wszystkich, którzy byli obecni przy ukrzyżowaniu, a najbardziej w sercu Najświętszej Panny i Magdaleny. Zadrżeli, przypomniawszy sobie chwilę okrutnego przybijania Jezusa do krzyża i wydało im się, że znowu usłyszą bolesny jęk Jezusa. Widząc jednak, że Jego usta zamknęła chłodna dłoń śmierci, zaczęli znów smucić się Jego zgonem. Zdjęte z krzyża najświętsze ciało osłonięto od kolan aż do pasa i na chuście złożono wreszcie cierpiącej Matce w ramiona, które z bólem i tęsknotą niezmierną wyciągnęła ku Niemu

 

Pieta

Najświętsza Panna siedziała na rozesłanym kobiercu. Jej prawe kolano było lekko uniesione, zaś plecy podtrzymywało miękkie oparcie, sporządzone z pozwijanych płaszczy. Przyjaciele starali się bowiem uczynić wszystko, by ulżyć tej Matce, wyczerpanej bólem i trudem; zwłaszcza w chwilach, gdy przyszło Jej oddać zwłokom Syna swego ostatnią, smutną posługę miłości. Najświętsza głowa Jezusa wspierała się na prawym kolanie Maryi, zaś ciało, pod które podścielono biały całun, spoczywało na Jej łonie. Bezmierne cierpienie Matki Najświętszej można porównać jedynie z nieogarnioną Jej miłością. Ponownie, ale też po raz ostatni trzymała w ramionach ciało swego ukochanego Syna, któremu podczas całej Jego długiej męki nie mogła okazać miłości nawet małą przysługą. Wpatrywała się teraz z bliska w Jego potwornie zmaltretowane zwłoki, mając tuż przed oczami wszystkie okropne rany i tkliwie całując zakrwawione policzki. Magdalena zaś tuliła swoją twarz do martwych stóp Zbawiciela.

Złożenie do grobu

Grób był nowy, oczyszczony i wykadzony przez sługi Nikodema i Józefa; wyglądał imponująco, a u jego sklepienia biegł górą piękny gzyms. Sama nisza grobowa była szersza w głowach niż w nogach. Wykuta była na kształt ciała owiniętego w całuny i miała małe podwyższenie na głowę i nogi. Święte niewiasty usiadły na ławce, stojącej naprzeciw wejścia do groty. Mężczyźni, niosący ciało Jezusa, weszli z nim do groty, postawili je na ziemi, po czym wykutą część groty, czyli właściwy grób wysypali obficie wonnymi ziołami, rozpostarli na to jeszcze jeden całun, tak wielki, że zwieszał się prawie do ziemi i złożyli tam najświętsze ciało. Uścisnąwszy je po raz ostatni i skropiwszy łzami miłości i smutku, wyszli z groty. Wtedy weszła do niej Najświętsza Panna, usiadła przy głowie i płacząc pochyliła się nad zwłokami swojego jedynego Syna, by uścisnąć je po raz ostatni. Po Niej weszła do groty Maria Magdalena, która wcześniej narwała kwiatów i wonnych ziół, a teraz posypawszy nimi święte ciało, w bólu rozstania załamała ręce i płacząc, objęła nogi Mistrza. Rychło jednak opuściła grobowiec, gdyż pozostali ze względu na zbliżający się szabat i ostre jego przepisy, wzywali do pośpiechu.      Raz jeszcze mężczyźni weszli do groty, zarzucili na ciało Jezusa zwieszający się całun, na to zarzucili brunatną żałobną kapę, wreszcie zamknęli ciemne metalowe drzwi.      Kamień przeznaczony do ostatecznego zamknięcia grobu leżał jeszcze przed grotą. Był tak wielki, że dorosły człowiek mógł za nim całkiem się wyciągnąć; był też bardzo ciężki. Tylko z pomocą przyniesionych drągów mogli go mężczyźni przytoczyć do drzwi grobu. Samo wejście do groty zamknięto lekkimi, plecionymi drzwiami.

 

Zmartwychwstanie Pańskie według wizji bł. Katarzyny Emmerich

Nadeszła wreszcie chwila tak uroczysta dla całego świata, chwila zmartwychwstania naszego Zbawiciela. Ujrzałam Najświętszą duszę, unoszącą się nad grotą między dwoma aniołami z hufców wojowniczych, otoczoną zastępem zjawisk świetlanych. Przeniknąwszy skałę spuściła się dusza na święte zwłoki i pochyliwszy się niejako nad nimi, stopiła się z nimi w jedną całość. W tej chwili widać było przez przykrycia, że członki się poruszają, a oto z boku, spośród całunów, ukazało się jasne, żywe ciało Pana, z duszą i z Bóstwem złączone; zdawało się, że wychodzi z rany boku prawego, co przywiodło mi na myśl Ewę, powstałą z boku Adama. Wszystko dokoła otoczone było blaskiem.      W tym samym czasie miałam widzenie, jakoby z głębokości gdzieś spod grobu wychylił się ogromny smok z ludzką twarzą. Miotając na wszystkie strony wężowatym ogonem, zwrócił zjadliwie swą paszczę ku Panu, a zmartwychwstały Odkupiciel stanął mu na głowę i cienkim, białym drzewcem chorągiewki, którą trzymał w ręce, uderzył go trzykroć po ogonie. Potwór za każdym uderzeniem kurczył się coraz bardziej i niknął w oczach, tak że wnet tylko głowę było mu widać, a i ta wkrótce zapadła się w ziemię i tylko dojrzeć było można jego ludzką twarz. Podobnego węża widziałam czyhającego w zasadzce przy poczęciu Jezusa. Naturą swą przypominał mi ten potwór owego węża w Raju i sądzę, że to widzenie odnosi się do słów obietnicy: „Nasienie niewiasty zetrze głowę węża“. Całość zdawała mi się być tylko znakiem widzialnym tryumfu nad śmiercią; w chwili bowiem tego widzenia zniknął mi z oczu grób Jezusa, a widziałam tylko Pana, depczącego głowę smoka.      Teraz znowu ujrzałam Zbawiciela w chwale świetlistej, jak przeniknąwszy skaliste sklepienie, uniósł się ponad grotę. Ziemia zadrżała w posadach, a równocześnie spłynął z nieba na grób jak błyskawica anioł w postaci wojownika, odwalił wielki kamień na prawą stronę i usiadł na nim. Wstrząsy ziemi były tak silne, że aż kagańce zachwiały się, migocąc żywym płomieniem. Strażnicy, ogłuszeni, padli na ziemię, zesztywnieli i pokurczeni leżeli jak martwi. Kassius [dowódca straży przy grobie] widział wprawdzie blask wkoło świętego grobu, widział, jak Anioł odwalił kamień i usiadł na nim, ale nie widział samego zmartwychwstałego Zbawiciela. Oprzytomniawszy szybko, przystąpił do grobu i dotknął rękami próżnych już całunów, potem pozostał jeszcze chwilę w pobliżu, pragnąc gorąco być świadkiem jakiegoś nowego, cudownego zjawiska.      W tej samej chwili, gdy ziemia zadrżała i anioł spuścił się z nieba, pojawił się już Jezus Matce Swej Najświętszej obok Kalwarii. Piękny był nad wyraz i majestatyczny, a blask bił od Niego. Okrywała Go na kształt szerokiego płaszcza suknia fałdzista, koloru bladoniebieskiego, połyskująca podobnie jak dym w świetle słonecznym; gdy szedł, powiewały za Nim fałdy sukni w powietrzu. Na rękach i nogach znać było błyszczące rany tak rozwarte, że np. w rany u rąk można było włożyć palec. Brzegi ran biegły liniami na kształt trzech równoramiennych trójkątów, zbiegających się wierzchołkami w jednym punkcie środkowym. Od środka rąk biegły ku palcom promienie. Tak stanął Jezus przed Swą Matką, otoczony duszami praojców; te ostatnie oddały pokłon Najświętszej Pannie, a Jezus mówił coś do Niej o widzeniu powtórnym i pokazał Jej Swe rany. Maryja pochyliła się ku ziemi, by ucałować stopy Jego, a wtedy Jezus ujął Ją za rękę, podniósł Ją i zaraz zniknął.

żródło:Fronda

 

Rozmyślania na Wielki Tydzień – Wielki Piątek

 

Rozmyślania na Wielki Tydzień – Wielki Piątek


A teraz miły czytelniku, przytoczywszy co ciekawsze i mniej ogółowi znane szczegóły z Męki Pańskiej, wpro-adzam cię po pietnastu schodach na skałę Kalwaryjską czyli Golgotę pod krzyż Zbawiciela.

Podanie pisarzy kościelnych wiarygodnych, wiernie zachowało całą skałę, nawet ten otwór, w którym wdrążonym był krzyż ze Zbawicielem. Jest on w środku wyzłacany, a obok niego wznosi się krzyż. Z jaką troskliwością przy pomocy Bożej, miłość pierwszych chrześcian ocaliła te święte miejsca, o tym musiałbym osobną pisać historią. Lecz gdym cię już pod krzyż Zbawiciela przyprowadził, wszystko znika z oczu i z pamięci, serce umiera dla świata, a my się wiarą patrzymy na Chrystusa umierającego i pilnie nad-stawiamy uszu, abyśmy usłyszeli siedm słów na krzyżu wyrzeczonych. — O dobry Jezu! Nigdy nam nie wyjdzie z pamięci pierwsze Twoje słowo na krzyżu wyrzeczone:

„Ojcze odpuść im, bo gzie wiedzq co czyniq”.

W chwili największych boleści, w chwili gdy się Zbawiciel patrzy z krzyża na najmilszą sercu swemu Boskiemu Matkę bolesną i na umiłowanego ucznia, nie o nich najprzód, ale o nas troszczy się grzeszników! Kiedy idzie o świętą Jego Osobę, używa wyrażenia: „Boże mój, Boże mój”! Gdy idzie o grzeszników, używa czułego wyrażenia: „Ojcze”!— aby tym wezwaniem niejako pobudził i nakłonił zagniewany majestat Ojca niebieskiego do miłosierdzia i litości nad grzesznikami, i odwołaniem się na Synostwo swoje Boskie, zasłonił nas tą pewną tarczą od gromów kary, na któreśmy zasłużyli.

O miłości nieskończona! Winę ledwo wspominasz, a o przebaczenie stanowczo prosisz! I nie tylko, że prosisz, ale jeszcze uniewinniasz tych, którzy z twych niepojętych szydzą boleści! Nie wiedzieli żydzi co czynili, bo „to myślili i pobłądzili , zaślepiła ich bowień?, złość ich, a nie poznali tajemnic Bożych” (Mądr. 2). — Nie poznali oni, żeś Ty o dobry Jezu jest Chrystusem Synem Boga żywego. Nie poznali, bo w złości swej nie chcieli poznać! Ależ my chrześcianie doświadczamy zawsze na sobie tyle dowodów miłości Twojej, a pomimo tego dozwalamy się zaślepiać namiętnościom i miłości światowej i grzeszymy „i upadamy znowu krzyżujący sami sobie Syna Bożego” (Żyd. 6.).

Odpuść, przebacz Panie! bo grzesząc, nie wiemy co czynimy. Albowiem gdybyśmy poznali miłość Twoją i złość grzechu i niepojęte jego opłakane skutki i sądy Twoje i kary wiekuiste, nigdybyśmy się nie odważyli na grzech, a przynajmniej przez szczerą pokutę szukalibyśmy ratunku u Ciebie miłosierny Panie!

Ojcze! któryś o mnie dał świadectwo, żem jest Twój Syn najmilszy, w którym sobie upodobałe, odpuść pokutującym grzesznikom!

O miłościwy Zbawicielu, słyszymy w duszy, że jako na krzyżu troszczyłeś się o grzeszników, tak i teraz, kiedy już zażywasz chwały wiekuistej po prawicy Ojca niebieskiego, troszczysz się „zawsze żyjąc, abyś się wstawiał za nami” (Żyd. 7). O już teraz „przez Ciebie mamy przystęp w jednym duchu do Ojca” (Efez. 2.). O już teraz my grzesznicy „którzyśmy niekiedy byli daleko , staliśmy się blisko we krwi Twojej” (Efez. 13. 4). Wysłuchał Cię Ojciec niebieski, boś „Ty zawsze wysłuchan” (Jan 11.). Wysłuchał, bo oto po chwili pokutujący łotr słyszy w drugiem Twojem słowie przebaczenie i zbawienie :
 

‚Dziś ze mną będziesz w raju”.

„A jeden z tych, którzy wisieli łotrów, bluźnił Go mówiąc: Jeśliś Ty jest Chrystus, wybawże się sam siebie i nas. A odpowiedziawszy drugi, fukał go mówiąc : Ani ty Boga się boisz, gdyżeś tejże skaźni podległ? A myć sprawiedliwie, bo godną zapłatę za uczynki odnosimy, lecz ten nic złego nie uczynił. I mówił do Jezusa: Panie, pomnij na mnie, gdy przyjdziesz do królestwa Twego. A Jezus mu rzekł: Zaprawdę mówię tobie: Dziś ze mną będziesz w raju” (Łuk. 23.).

Dajże to miłościwy Jezu, abyśmy i my grzesznicy usłyszeli te Boskie pełne pociechy słowa, któreś z krzyża wyrzekł do pokutującego łotra: „Dziś ze mną będziesz w raju”. — Oto w tym Poście postawiliśmy się wolą naszą na miejsce pokutującego łotra i wszystko to czynimy, co on czynił. Grzechy nasze wyznajemy, za nie żałujemy, i pod krzyż miłosierdzia i dobroci Twojej się uciekamy. A tak czyniąc , ani chwilki nie wątpimy, że usłyszymy w imię Twoje zapewnienie od zastępcy Twojego kapłana: idź w pokoju, odpuszczone są tobie grzechy.

Któż wypowie dobroć Twoją Zbawicielu nasz! Prosił Cię pokutujący łotr o to, abyś wspomniał na niego, gdy wejdziesz do królestwa Twego, a Ty mu więcej dajesz niż Cię prosił, bo dajesz mu raj. I nam dobroć Twoja niezasłużenie więcej daje, niż Cię prosimy. Bo i winy nasze przebaczasz, i rodzisz w duszach pokój miły, ten raj wewnętrzny, który jest zadatkiem chwały wiekuistej, która nas czeka w niebie.

Dla was zaś bracia zbłąkani, co upornem i bezpoprawnym życiem waszym, stanęliście po stronie lewego łotra, co z grzechów powstać nie chcecie i pokutę z dnia na dzień odwlekacie, dla was zaślepieni, za wszelkie nauki i groźby, niech wystarczy napomnienie pokutującego łotra: „Ani ty Boga się boisz”, że z grzechów powstać nie chcesz?

Nie łudźcie się grzeszną nadzieją, że jeszcze w godzinę śmierci dosyć do pokuty wystarczy czasu, że to jeszcze wtedy pokutujący łotr dostąpił przebaczenia, Dostąpił, ale za szczególną i wyjątkową łaską Boską. Rozważmy, w jakichże to działo się okolicznościach? On, dobry łotr, nie gorszy się tak niepojętem poniżeniem Zbawiciela. Piotr się go zapiera, on go wyznaje. Wiara uczniów słabnie, bo go opuścili, wiara jego silna, bo z Ukrzyżowanym i ze zbrodniarzami zrównanym rozmawia o jego wielkim królestwie. Wszyscy ze Zbawiciela szydzą, dobry łotr publicznie wyznaje go Bogiem , Panem, Królem i dawcą żywota wiecznego. Łotr konający widzi Zbawiciela konającego, a prosi go o żywot. On łotr osądzony, widzi Zbawiciela w takiem samem położeniu, a wyznaje go Sędzią żywych i umarłych. Słowem — łaska Boska przy nawróceniu łotra ukazuje się całkiem w odmiennych okolicznościach, na które spuszczać się byłoby grzechem ciężkim, byłoby igraszkę sobie czynić z miłosierdzia Bożego.

Teraz, teraz bracie drogi, póki czas, teraz, zaraz wołaj z dobrym łotrem: Pomnij Panie na mnie, udziel mi łaski swej do prawdziwej pokuty, abym mój doczesny żywot tak zakończył, iżbym postawiony na sądzie Boskim po stronie dobrego łotra , mógł w miłosierdziu Twem usłyszeć te słowa, któreś na krzyżu wyrzekł do niego: „Dziś ze mną będziesz w raju”. 

Udziel mi Panie tej łaski przez przyczynę Matki Twojej najświętszej, którą w testamencie najsolenniej na krzyżu wyrzeczonym, w oso-bie miłego Ci ucznia Jana dałeś mi Ją za Matkę trzeciem słowem:

,Oto matka twoja”
„Oto syn Twój”.

„Oto Matka moja”! Te słowa powtarzać będą, aż do ostatniego tchu życia mojego. Powtarzać będę zawsze, w pokusach, w dobrej i złej doli. „Oto Matka moja!—Ten najcenniejszy spadek po umierającym na krzyżu Zbawicielu, doda mi mocy, że życiem świątobliwym stanę się godnym, abym się zwał synem tak wielkiej, świętej, niepokalanej Matki. — O dobry Zbawicielu ! Małoż-ci było, żeś się podzielił z nami dziedzictwem niebios, żeś nam Siebie samego dał, darował w najświętszym Sakra-mencie, żeś do kropli krwi najświętszej wysączył na krzyżu dla naszego zbawienia. Oto i to jeszcze nie wystarczało dla Twej Boskiej miłości, bo na krzyżu dzielisz się z nami Matką swą najmilszą. A Matka bolesna przyjmuje to święte macierzyństwo, bo miecze boleści przenikają Jej błogo-sławioną duszę. A jako każda matka, wydając na świat dziatki, rodzi ich w boleściach ciała, tak Matka bolesna, przyjmując macierzyństwo duchowne wszystkich wiernych, rodzi ich w boleściach Duszy, bo bolejąc przy śmierci Syna swego, ponosi tak wielkie boleście, że te dorównywują boleściom wszystkich matek razem na świecie.

O już teraz wszystko mamy, na co tylko— według wyrażenia Ojców Kościoła— dobroć i miłość Twoja zdobyć się mogła! Mamy spólnego Ojca niebieskiego i niepokalaną Matkę Maryję, i synowstwo Boże i dziedzictwo w niebie, nade wszystko mamy Ciebie miłościwy Zbawicielu w najświętszym Sakramencie, to jest, mamy niebo na ziemi.

O dobry Jezu! Nam grzesznikom dałeś wszystko, a sam na krzyżu dozwoliłeś się opuścić od wszystkich, bo w tem niepojętem opuszczeniu wołasz czwartem słowem:

Boże mój, Boże mój ! czemuś mnie opuścił” !

Czyjeż serce nie poruszy się aż do gruntu na to wołanie Zbawiciela! Nie są to słowa skargi ani użalania się, ale są to słowa niepojętych boleści, które do ostatka zwarły i przyczyniły się do wszystkich innych boleści! Opuszczony od ludu, któremu tyle dał dowodów miłości swej, opuszczony od miłych uczniów, otoczony wściekłością swych oprawców, patrzy się z krzyża na święte niewiasty, w bolesnem milczeniu podle krzyża stojące, które Go w niczem pocieszyć nie mogą.

Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił! Niechże grzesznicy dobrze się nad tymi zastanowią słowy: Albowiem jeżeli Bóg Ojciec własnemu i najmilszemu Synowi swemu nie przepuścił i zdawał się jakoby Go zewnętrznie, co do ludzkiej Jego natury opuścił, wydawszy Go bez oszczędzenia na całą wściekłość w złości zaciętego żydowstwa, za to tylko, że dobrowolnie wziął na siebie grzechy ludzkie, myślisz-że bracie, że ujdziesz kary Bożej, jeżeli uporczywie trwasz w nie pokucie? Oddaj się wiarą w pokucie Zbawicielowi i nie trać nadziei, chociażbyś był grzesznikiem wielkim. On cię nie opuści, bo On już się dozwolił opuścić zewnętrznie, aby ciebie wewnętrznie, to jest na duszy nie opuścił. A tak wziąwszy już dobrowolnie wszystko opuszczenie na siebie, nam pozostawił pomoc i pociechę w upadkach i potrzebach naszych. On, ten Mąż boleści, ale oraz On ten Mąż doskonałej miłości, modlitwą swą: „Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił, wyprosił nam ludziom tę łaskę, że nas Bóg nigdy nie opuści, jeżeli z wiarą a ufnością i pokorą rzucimy się w objęcia miłosierdzia Jego (1). Bo jakożby nas miał opuścić Ten, który z krzyża śród boleści na kilka chwil przed skonaniem zawołał piątem słowem :

„Pragnę”.

„Pragnął” Zbawiciel, ogniem niepojętych boleści ciała palony. „Pragnął” w znaczeniu głębszem, ogniem nieskończonej ku nam miłości palony. Wszakże to pełne miłości „pragnę”, wypiastowało Go w życiu jego doczesnem, a w końcu przybiło Go do krzyża. Jego Boskie Wcielenie i Narodzenie, Jego żywot cały, Jego nauki i przykłady, Jego cuda, męki i śmierć, to wszystko zbiega i jednoczy się w tem słowie: „pragnę”. 

Wszystkie słowa, które Zbawiciel wyrzekł na krzyżu, już się spełniły i dokonały. To jedno słowo „pragnę”, wziął Zbawiciel z sobą do nieba i umieścił je przy sobie na Tronie chwały, gdzie siedzi po prawicy Ojca swego.

Tak jest miły bracie, wziął z sobą Zbawiciel to słowo „pragnę” do nieba , bo On jako na krzyżu, tak i teraz „pragnie” naszego zbawienia i wstawia się ustawicznie do Ojca swego za nami i wstawiać się będzie po wszystkie wieki. „Synaczkowie — mówi Pismo św. jeźliby kto zgrzeszył, rzecznika mamy u Ojca Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. A On jest ubłaganiem za grzechy nasze, i nie tylko za nasze, ale i za wszego świata” (I. Jan. 2.). — Toć-to słowo „pragnę”, sprowadza Zbawiciela z Tronu. chwały na nasze ołtarze, gdzie zostawa z nami w najświętszym Sakramencie.

O mizerny człowieku ! Zbawiciel twój woła do ciebie przez Kościół swój dziś i zawsze „pragnę”! — Pragnę, abyś powstał z grzechów i nawrócił się do Boga i Pana twego, abyś unikał wszelkich okazyj do grzechu. Pragnę, abyś w Komunii św. łączył się ze mną duszą czystą ! „Synu mój daj mi serce twoje” (Przyp. 23), „bo rozkosze moje zostawać z synami człowieczemi” (Przyp. 8,), „bo pożądaniem pożądam” i pragnę wstąpić do duszy twojej i mieszkać z tobą! Pragnę wnijść do domu serca twego, a nie mogę, bo tam gości mój wielki wróg, to jest grzech. Wyruguj tego złego gościa, a przyjdę do ciebie, bo „pragnę”. Ja ciebie umiłowałem , że życie położyłem za ciebie , a ty nie chcesz zasycić mojego miłosnego pragnienia?

Zasyć-że już raz drogi bracie, to święto pragnienie Zbawiciela, a zasycisz w ten sposób, że mu się całkiem oddasz i wszczepisz się w życie Jego, abyś mógł powiedzieć z Apostołem: „żyje już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus„. A natedy spełni się na tobie szóste słowo:

Wykonało się.

Wykonało się wszystko ze strony Chrystusa Pana, Ofiara dokonana. Bóg w majestacie swym z ludźmi przejednany, niebo do ziemi przybliżone, zbawienie ludziom dobrej woli zapewnione, szatan z królestwem ciemności zwyciężony, oczekiwanie narodów ziszczone, Kościół prawdziwy ustanowiony, pokój całemu światu wyjednany — słowem, dokonało się wielkie Dzieło okupu narodu ludzkiego. O dobry Jezu! Za słabe i nieudolne nasze serca, aby choć w małej cząstce pojęły tę miłość, która dla nas najniegodniejszych .z krzyża w całym jaśnieje blasku! Nie umiemy Ci godnie podziękować, bo nie mamy na to wyrazów. Nie zdołamy Cię posiąść i objąć tą miłością, która Twojem „wykonało się” wymagałaby od nas wzajemności! Oto w naszej nędzocie błagamy Cię dobry Jezu, przyjmij od nas tę miłość, na jaką nas stać. Cóż my temu winni, że Cię należycie ni poznać, ni umiłować w stanie nie jesteśmy ? O dobry Jezu! Dokonałeś na krzyżu zbawienia naszego, ale my niegodni zaledwo w tym Poście, upamiętawszy się w nieprawościach naszych, rozpoczęliśmy sprawę zbawienia naszego. Tyś wykonał, my ledwo zaczęli. Spraw-że to miłościwy Jezu, abyśmy za łaską Twoją przy schyłku życia naszego, zwłaszcza w godzinę śmierci, mogli bezpiecznie powiedzieć: „dokonało się” zbawienie nasze. A gdy już tak, ufni w nieskończone miłosierdzie Twoje , wypowiemy w duszy to wielkie słowo „dokonało się”; spraw to , abyśmy na zapieczętowanie żywota naszego powtórzyli z Tobą i siódme na krzyżu wyrzeczone słowo:

„Ojcze! w ręce Twoje polecam ducha mojego”.

Wszystko co czynił Zbawiciel podczas doczesnego swego żywota na tym świecie, wszystko czynił dla nas. I to ostatnie na krzyżu głosem wielkim w potędze Boskiej wyrzeczone słowo, było dla nas. W pozornej wprawdzie słabości, ale rzeczywiście w potędze Boskiej, przywołuje Zbawiciel sam, jako Pan życia i śmierci, przywołuje śmierć do siebie, bo jak Ewangelista mówi: pierwej skłonił głowę, a potem oddał ducha. Przeciwnie przy śmierci zwykłych ludzi, pierwej się oddaje ducha, a potem jako bez życia, sama zwiesza się głowa.

W Zbawicielu naszym wszystko jest potęgą, bo tylko potęga i moc Boska mogła nas odkupić i zbawić. Dla nas to Zbawiciel wymówił to słowo: Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mojego, bo On, jak Syn w Ojcu, a Ojciec w Synie. On „to słowo przedwieczne, które jest w łonie Ojca” (Jan 1. ), nie potrzebował polecać Ducha swego Ojcu, ale On zawoławszy te słowa powtórnie głosem wielkim, uczynił to, aby je wszyscy słyszeć mogli, aby je rozgłoszono z postępem czasu po całym świecie.

Krótkie nasze życie. Więcej w niem smutku, niż wesela; więcęj pracy, niż spoczynku; więcej cierpień, niż pokoju; więcej goryczy, niż słodyczy.  A w końcu czatuje na nas śmierć, której wspomnienie każdą, myślącą; duszę, zgrozą i dreszczem przejmuje. Śmierć ! koniec ziemskiego życia! wieczne rozstanie się że światem ! Śmierć! rozstrzygająca los nasz na całą wieczność! Jedną chwilką sprawi się śmierć z każdym człowiekiem, ale ta chwila jest najważniejsza, oraz i najboleśniejsza w życiu naszem. Otóż na tę bolesną, okropną, w skutki brzemienną chwilę, rozesłał Zbawiciel z krzyża na cały świat lekarstwo Boskie, bo wymawiając powtórnie głosem wielkim: „Ojcze, w ręce Twoje polecam Ducha mojego”, tym samym polecił wszystkich umierających w Bogu chrześcijan, polecił Ojcu swemu niebieskiemu. A tak każdy chrześcjian wymawiając przy skonaniu te słowa: „Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mojego”, tym wymówieniem przechodzi z tego życia przed sąd Boga jakoby z listem rekomendacyjnym otrzymanym od Syna Bożego, adresowanym do Ojca niebieskiego. Już szatan nie ma takiej mocy nad umierającym chrześcianem , bo z tymi słowy umiera on na wzór swego Zbawiciela, bo tymi słowy podstawia się niejako na miejsce Zbawiciela na krzyżu umierającego, bo tymi słowy jakoby przypominał Panu Bogu Ofiarę Jezusa Chrystusa. Wymawiając te słowa przy skonaniu w śmierci, którą Bóg na nas zsyła, nie tyle widzimy w niej karę, raczej ofiarę, którą Bogu składamy z życia naszego.

O dobry Jezu! Zachowajże nas od nagłej a niespodziewanej śmierci, ażebyśmy z wszelką przytomnością umysłu i gorącością serca , powtórzyli słowo Twoje: „Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mojego”.

Siedem słów Kościoła Chrystusowego – Ks. Karol Antoniewicz

 

Siedem słów Kościoła Chrystusowego – Ks. Karol Antoniewicz


„Kto‎ ‎da‎ ‎oczom‎ ‎moim‎ ‎źródło‎ ‎łez
i‎ ‎będę‎ ‎płakał‎ ‎we‎ ‎dnie‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎nocy?“
.Jerem.‎ ‎IX.‎ ‎1.

 

Słowa‎ ‎to‎ ‎Jeremiasza‎ ‎proroka,‎ ‎bolejącego‎ ‎nad‎ ‎złością przeniewierczego‎ ‎ludu,‎ ‎który‎ ‎na próżno‎ ‎upominał,‎ ‎oznajmując‎ ‎mu‎ ‎przyszłe‎ ‎kary‎ ‎boże.‎ ‎I‎ ‎my,‎ ‎bracia‎ ‎moi,‎ ‎płacząc nad‎ ‎Męką‎ ‎Pana‎ ‎naszego,‎ ‎ozwać‎ ‎się‎ ‎możemy‎ ‎w‎ ‎te‎ ‎same słowa,‎ ‎wspominając‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎wszyscy‎ ‎korzystają‎ ‎z‎ ‎tej łaski‎ ‎bożej,‎ ‎lekceważąc‎ ‎śmierć‎ ‎bożego‎ Syna‎ ‎i‎ ‎jego‎ cierpienia,‎ ‎nad‎ ‎które‎ ‎nic‎ ‎droższego,‎ ‎nic‎ ‎większego‎ ‎nie ma.‎ ‎

Płakał‎ ‎Jeremiasz‎ ‎prorok‎ ‎nad‎ ‎nieczułością‎ ‎i‎ ‎zatwardziałością ludu,‎ ‎i‎ ‎my‎ ‎płaczmy‎ ‎nad‎ ‎nieczułością‎ ‎własną‎ ‎i‎ ‎zatwardziałością‎ ‎grzeszników,‎ ‎co‎ ‎albo‎ ‎odwracają‎ ‎oczy‎ ‎od‎ Chrystusowego‎ ‎krzyża,‎ ‎albo,‎ ‎patrząc‎ ‎nań,‎ ‎odchodzą‎ ‎bez‎ ‎żadnej nauki,‎ ‎zimni‎ ‎i‎  obojętni,‎ ‎nie‎ ‎wywoławszy‎ ‎z‎ ‎piersi‎ ‎jednego westchnienia,‎ ‎jednej‎ ‎łzy‎ ‎nie‎ ‎uroniwszy‎ ‎nad‎ ‎grzechami swojemi.‎ ‎Jeżeli‎ ‎strata‎ ‎najukochańszej‎ ‎osoby,‎ ‎zadaje‎ ‎naszemu‎ ‎sercu‎ ‎ciężką,‎ ‎bolesną‎ ‎ranę,‎ ‎i‎ ‎płyną‎ ‎łzy‎ ‎obficie‎ ‎i‎ ‎długo jesteśmy‎ ‎niepocieszeni‎ ‎i‎ ‎smutni,‎ ‎to‎ ‎patrząc‎ ‎na‎ ‎śmierć‎ ‎Chrystusa,‎ ‎przez‎ ‎wielu‎ ‎nieopłakaną,‎ ‎nieocenioną‎ ‎i‎ ‎znieważoną,‎ ‎pomimowoli‎ ‎zawołać‎ ‎musimy;‎ ‎„o‎ ‎kto‎ ‎da‎ ‎oczom‎ ‎moim źródło‎ ‎łez‎ ‎i‎ ‎będę‎ ‎płakał‎ ‎we‎ ‎dnie‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎nocy.”‎ ‎Płaczmyż‎ ‎duszą‎ ‎całą,‎ ‎patrząc‎ ‎na‎ ‎Chrystusa‎ ‎obciążonego‎ ‎krzyżem ciężkim,‎ ‎a‎ ‎długim,‎ ‎uginającego‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎upadającego‎ ‎pod‎ ‎jego‎ ‎ciężarem‎ ‎po trzykroć,‎ ‎a‎ ‎za‎ ‎każdym‎ ‎razem‎ ‎raniącego‎ ‎na nowo‎ ‎ciało‎ ‎najświętsze,‎ ‎niedawno‎ ‎od‎ ‎stóp‎ ‎do‎ ‎głowy‎ ‎pokaleczone.‎ ‎Ubolewajmy‎ ‎nad‎ ‎ludem‎ ‎zaślepionym‎ ‎w‎ ‎złościach; spośród‎ ‎którego‎ ‎wychodzi‎ ‎Jezus,‎ ‎okryty‎ ‎pogardą‎ ‎i‎ ‎obelgami,‎ ‎ludem,‎ ‎co‎ ‎nie‎ ‎poznał‎ ‎dnia‎ ‎nawiedzenia‎ ‎Pańskiego.
Płaczmy‎ ‎i‎ ‎ubolewajmy‎ ‎z‎ ‎Maryą,‎ ‎Matką‎ ‎Jezusową,‎ ‎co‎ ‎razem‎ ‎z‎ ‎innemi‎ ‎pobożnemi‎ ‎niewiastami‎ ‎zabiega‎ ‎drogę‎ ‎najmilszemu‎ ‎synowi,‎ ‎żeby‎ ‎go‎ ‎pocieszyła‎ ‎i‎ ‎ulżyła‎ ‎cierpieniom jego,‎ ‎choć‎ ‎jednem‎ ‎słowem‎ ‎macierzyńskiego‎ ‎serca,‎ ‎choć jedną‎ ‎łzą‎ ‎współczucia.‎ ‎

A‎ ‎potem‎ ‎dalej,‎ ‎wstępując‎ ‎za‎ ‎Chrystusem‎ ‎na‎ ‎Golgotę,‎ ‎może‎ ‎się‎ ‎wstrzymajmy,‎ ‎żeby‎ ‎nas‎ ‎niepojęte‎ ‎cierpienia‎ ‎Boga-Człowieka‎ ‎nie‎ ‎zgorszyły,‎ ‎nie zmniejszyły‎ ‎wiary‎ ‎naszej,‎ ‎żebyśmy,‎ ‎jak‎ ‎uczniowie‎ ‎Pańscy,‎ ‎nie‎ ‎odbiegli‎ ‎od‎ ‎krzyża,‎ ‎przerażeni‎ ‎ogromem‎ ‎boleści.
Ale‎ ‎nie,‎ ‎bracia‎ ‎moi,‎ ‎idźmy,‎ ‎ach‎ ‎idźmy!‎ ‎aż‎ ‎pod‎ ‎stopy‎ ‎krzyża,‎ ‎bo‎ ‎przy‎ ‎tem‎ ‎źródle‎ ‎miłości‎ ‎zapalimy‎ ‎w‎ ‎sercach‎ ‎naszych‎ ‎ogień‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎gasnący;‎ ‎tam‎ ‎zaczniemy‎ ‎płakać całem‎ ‎sercem,‎ ‎boleć‎ ‎duszą‎ ‎całą,‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎całe‎ ‎życie;‎ ‎tam, choćbyśmy‎ ‎byli‎ ‎jak‎ ‎głaz‎ ‎zimni,‎ ‎stopniejem‎ ‎w‎ ‎ogniu‎ ‎miłości.‎

‎Patrzmy‎ ‎w‎ ‎ten,‎ ‎oto,‎ ‎obraz‎ ‎przed‎ ‎nami,‎ ‎ten‎ ‎krzyż, zakrwawiony‎ ‎Krwią‎ ‎Przenajświętszą,‎ ‎krzyż,‎ ‎do‎ ‎którego przybijają‎ ‎nielitościwie‎ ‎naszego‎ ‎Zbawiciela!‎ ‎Nadstawmy uszu,‎ ‎bo‎ ‎oto‎ ‎zdają‎ ‎się‎ ‎słyszeć‎ ‎uderzenia‎ ‎młotu,‎ ‎dźwięk gwoździ,‎ ‎i‎ ‎cichy‎ ‎jęk,‎ ‎a‎ ‎gwałtowne‎ ‎uderzenie‎ ‎serca‎ ‎Jezusowego;‎ ‎oto‎ ‎już‎ ‎przekłuli‎ ‎te‎ ‎ręce‎ ‎błogosławione,‎ ‎co‎ ‎tyle‎ ‎błogosławieństw‎ ‎na‎ ‎świat‎ ‎sprowadziły,‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎za‎ ‎nami‎ ‎podnosiły‎ ‎w‎ ‎modlitwie‎ ‎ciągłej‎ ‎ku‎ ‎niebu,‎ ‎przy‎ ‎każdym‎ ‎cudzie, przy‎ ‎każdej‎ ‎łasce,‎ ‎te‎ ‎wszechmocne‎ ‎ręce,‎ ‎co‎ ‎stworzywszy świat‎ ‎cały‎ ‎błogosławiły‎ ‎światu;‎ ‎oto‎ ‎przekłuli‎ ‎gwoźdźmi‎ ‎te stopy‎ ‎święte,‎ ‎niezmordowane‎ ‎na‎ ‎pracach‎ ‎dla‎ ‎ziemi,‎ ‎stopy,‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎już‎ ‎za‎ ‎życia‎ ‎ciągle‎ ‎krwawiły‎ ‎w‎ ‎miłosiernem ściganiu‎ ‎grzeszników;‎ ‎oto‎ ‎przebito‎ ‎bok‎ ‎święty‎ ‎i‎ ‎to‎ ‎kochające‎ ‎serce,‎ ‎jedyne‎ ‎schronienie‎ ‎nasze‎ ‎przed‎ ‎zagniewanym Bogiem!‎ ‎Oto‎ ‎już‎ ‎krzyż‎ ‎podniesiony‎ ‎na‎ ‎widok‎ ‎świata‎ ‎całego;‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎tego‎ ‎krzyża‎ ‎płynie‎ ‎krew‎ ‎obficie!…‎ ‎Ach!‎ ‎upadnijmy przed‎ ‎nim‎ ‎na‎ ‎oblicza‎ ‎nasze,‎ ‎nachylmy‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎łoża boleści‎ ‎umierającego‎ ‎Chrystusa,‎ ‎tego‎ ‎prawdziwego‎ ‎Izaaka,‎ ‎żebyśmy,‎ ‎jak‎ ‎niegdyś‎ ‎patryarcha‎ ‎Jakób‎ ‎otrzymali przedśmiertne‎ ‎błogosławieństwo;‎ ‎otoczmy,‎ ‎jako‎ ‎dobre dzieci,‎ ‎łoże‎ ‎umierającego‎ ‎ojca,‎ ‎a‎ ‎słuchajmy,‎ ‎jaka‎ ‎jest ostatnia‎ ‎jego‎ ‎wola,‎ ‎jaki‎ ‎testament;‎ ‎słuchajmy‎ ‎pilnie,‎ ‎bo się‎ ‎on‎ ‎w‎ ‎siedmiu‎ ‎słowach‎ ‎zawiera‎ ‎i‎ ‎jest‎ ‎dowodem‎ ‎największej‎ ‎miłości‎ ‎ku‎ ‎nam.‎ ‎O,‎ ‎kto‎ ‎da‎ ‎oczom‎ ‎naszym‎ ‎źródło łez,‎ ‎i‎ ‎będziem‎ ‎płakać‎ ‎we‎ ‎dnie‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎nocy‎ ‎nad‎ ‎śmiercią‎ ‎naszego‎ ‎Zbawiciela?‎ ‎Kto‎ ‎nam‎ ‎to‎ ‎da,‎ ‎chyba‎ ‎Marya‎ ‎Panna, do‎ ‎której‎ ‎się‎ ‎uciekamy‎ ‎w‎ ‎pokorze.‎ ‎O‎ ‎Maryo!‎ ‎nie‎ ‎opuszczaj nas;‎ ‎ale‎ ‎stojąc‎ ‎pod‎ ‎krzyżem‎ ‎Twojego‎ ‎Syna,‎ ‎polecaj‎ ‎nas‎ ‎jemu!‎ ‎Podzielamy‎ ‎całem‎ ‎sercem‎ ‎boleści‎ ‎Twojego‎ ‎serca,‎ ‎bo i‎ ‎któżby‎ ‎nie‎ ‎podzielał‎ ‎cierpień‎ ‎swej‎ ‎najukochańszej‎ ‎Matki!‎ ‎Ach!‎ ‎chcemy‎ ‎z‎ ‎Tobą‎ ‎trwać‎ ‎do‎ ‎końca‎ ‎pod‎ ‎krzyżem‎ ‎Jezusa,‎ ‎żebyśmy‎ ‎ostatnie‎ ‎jego‎ ‎słowa‎ ‎przyjęli‎ ‎na zawsze‎ ‎do duszy!‎ ‎Ciesząc‎ ‎Cię‎ ‎w‎ ‎smutku,‎ ‎Matko‎ ‎zbolała,‎ ‎niesiemy anielskie‎ ‎słowa‎ ‎pociechy:‎ ‎„Zdrowaś‎ ‎Marya.”

Tak‎ ‎niedawno‎ ‎jeszcze‎ ‎Zbawiciel,‎ ‎pełen‎ ‎zdrowia‎ ‎i‎ ‎siły,‎ ‎nauczał‎ ‎i‎ ‎dobrze‎ ‎czynił‎ ‎światu,‎ ‎aż,‎ ‎oto‎ ‎już‎ ‎na‎ ‎krzyżu srogim‎ ‎podniesiony‎ ‎nad‎ ‎światem,‎ ‎wpośród‎ ‎dwóch‎ złoczyńców,‎ ‎w‎ ‎największych‎ ‎boleściach‎ ‎duszy‎ ‎i‎ ‎ciała,‎ ‎pogląda okiem‎ ‎miłosierdzia‎ ‎na‎ ‎lud‎ ‎nieprzeliczony,‎ ‎pozbawiony wszelkiego‎ ‎współczucia,‎ ‎patrzący‎ ‎z‎ ‎ciekawości‎ ‎na‎ ‎jego‎ ‎mękę,‎ ‎lud‎ ‎naśmiewający‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎bluźniący,‎ ‎lud‎ ‎zaślepiony,‎ ‎wołający‎ ‎bezbożnie:‎ ‎„jeśliś‎ ‎syn‎ ‎boży,‎ ‎zstąp‎ ‎z‎ ‎krzyża!”‎ ‎A‎ ‎Chrystus‎ ‎Pan‎ ‎nie‎ ‎myśli‎ ‎o‎ ‎sobie‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎ostatniej‎ ‎chwili,‎ ‎ale‎ ‎o‎ ‎nas i‎ ‎ogłasza‎ ‎nam‎ ‎ostatnią‎ ‎wolę,‎ ‎ostatnie‎ ‎prawo‎ ‎miłości,‎ ‎rzuca‎ ‎miłosiernie‎ ‎światu‎ ‎całemu‎ ‎siedem‎ ‎słów‎ ‎ostatnich,‎ ‎których‎ ‎słuchajmy‎ ‎ze‎ ‎świętem‎ ‎uszanowaniem,‎bo‎ ‎nie masz uroczystszej‎ ‎mowy‎ ‎nad‎ ‎mowę‎ ‎konającego‎ ‎Boga-Człowieka.‎

Patrzmy‎ ‎w‎ ‎duchu‎ ‎na‎ ‎Kalwaryę!‎ ‎Oto,‎ ‎Chrystusowe usta‎ ‎składają‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎modlitwy,‎ ‎a‎ ‎oczy‎ ‎podnoszą‎ ‎się‎ ‎ku niebu:‎ ‎ten‎ ‎wzrok‎ ‎błagalny‎ ‎Zbawiciela‎ ‎naszego‎ ‎wyraźnie mówi‎ ‎nam,‎ ‎że‎ ‎prosi‎ ‎Ojca‎ ‎niebieskiego‎ ‎za‎ ‎grzesznych‎ ‎ludzi,‎ ‎za‎ ‎swoich‎ ‎prześladowców.‎ ‎A‎ ‎tą‎ ‎modlitwą,‎ ‎zasłaniającą‎ ‎grzeszników‎ ‎przed‎ ‎karzącą‎ ‎sprawiedliwością‎ ‎bożą‎ ‎jest:

„Ojcze,‎ ‎odpuść‎ ‎im,‎ ‎bo‎ ‎nie‎ ‎wiedzą,‎ ‎co‎ ‎czynią!”‎ ‎Czy‎ ‎świat pogański,‎ ‎przedchrystusowy,‎ ‎słyszał‎ ‎podobne‎ ‎wyrazy i‎ ‎w‎ ‎podobnym‎ ‎razie?‎ ‎czy‎ ‎przebaczał‎ ‎swoim‎ ‎nieprzyjaciołom,‎ ‎czy‎ ‎się‎ ‎tak‎ ‎wysoko‎ ‎w‎ ‎miłości‎ ‎podnosił?‎ ‎„Ojcze,‎ ‎odpuść‎ ‎im,‎ ‎bo‎ ‎nie‎ ‎wiedzą‎ ‎co‎ ‎czynią,”‎ ‎zawołał‎ ‎Jezus‎ ‎za‎ ‎ludem‎ ‎przewrotnym;‎ ‎bo‎ ‎i‎ ‎zaprawdę,‎ ‎czy‎ ‎ten‎ ‎lud‎ ‎zapamiętały‎ ‎wiedział,‎ ‎co‎ ‎czynił,‎ ‎gdy,‎ ‎opanowany‎ ‎dziką,‎ ‎zwierzęcą namiętnością,‎ ‎krzyżował‎ ‎Boga-Człowieka?!…‎ ‎Niewiadomość‎ ‎ta‎ ‎wszakże‎ ‎była‎ ‎bardzo‎ ‎grzeszną-,‎ ‎zakrywał‎ ‎ten‎ ‎lud nieszczęsny‎ ‎oczy‎ ‎na‎ ‎światło,‎ ‎zatykał‎ ‎uszy‎ ‎na‎ ‎prawdę, i‎ ‎tak‎ ‎coraz‎ ‎dalej‎ ‎postępując‎ ‎w‎ ‎złości‎ ‎stał‎ ‎się‎ ‎zaślepionym do‎ ‎tego‎ ‎stopnia,‎ ‎że‎ ‎sam‎ ‎nie‎ ‎wiedział,‎ ‎co‎ ‎czynił,‎ ‎krzyżując Syna‎ ‎bożego.‎ ‎Grzeszniku!‎ ‎nadstaw‎ ‎uszu‎ ‎na‎ ‎te‎ ‎miłosierne słowa‎ ‎Chrystusowej‎ ‎modlitwy,‎ ‎a‎ ‎powróć‎ ‎do‎ ‎cnoty,‎ ‎do‎ ‎w‎iary,‎ ‎do‎ ‎miłości‎ ‎Boga!‎ ‎Każdy‎ ‎grzech‎ ‎jest‎ ‎ślepotą‎ ‎rozumu i‎ ‎serca,‎ ‎jest‎ ‎tern‎ ‎upojeniem,‎ ‎co‎ ‎w‎ ‎nas‎ ‎przytępia‎ ‎wszystkie władze‎ ‎duszy,‎ ‎podsycając‎ ‎zmysły,‎ ‎byśmy‎ ‎zapomnieli‎ ‎o‎ ‎Bogu.‎ ‎Ileż‎ ‎to‎ ‎razy,‎ ‎bracia‎ ‎moi,‎ ‎było‎ ‎tak‎ ‎z‎ ‎nami,‎ ‎gdyśmy zrywając‎ ‎przez‎ ‎grzech‎ ‎związek‎ ‎z‎ ‎Bogiem,‎ ‎sami‎ ‎nie‎ ‎wiedzieli,‎ ‎co‎ ‎czynimy;‎ ‎i‎ ‎Chrystus‎ ‎Pan‎ ‎za‎ ‎nas‎ ‎się‎ ‎modlił,‎ ‎modlił‎ ‎się‎ ‎kościół,‎ ‎i‎ ‎przejrzeliśmy‎ ‎na nowo,‎ ‎i‎ ‎powróciliśmy‎ ‎do Boga,‎ ‎i‎ ‎przebaczył‎ ‎Bóg‎ ‎grzechy‎ ‎nasze:‎ ‎„Ojcze,‎ ‎odpuść‎ ‎im, bo‎ ‎nie‎ ‎wiedzą,‎ ‎co‎ ‎czynią,”‎ ‎wyrzekł‎ ‎Zbawiciel‎ ‎dla‎ ‎naszego przykładu,‎ ‎żebyśmy‎ ‎na‎ ‎wzór‎ ‎jego‎ ‎odpuszczali‎ ‎winy‎ ‎bliźnim‎ ‎naszym;‎ ‎„bądźmy‎ ‎przeto‎ ‎łaskawi,‎ ‎mówi‎ ‎Paweł‎ ‎św. jedni‎ ‎przeciw‎ ‎drugim,‎ ‎odpuszczając‎ ‎jeden‎ ‎drogiemu,‎ ‎jako i‎ ‎Bóg‎ ‎w‎ ‎Chrystusie‎ ‎nam‎ ‎odpuścił.”‎ ‎Lecz,‎ ‎o‎ ‎jakże‎ ‎często nie‎ ‎idziemy‎ ‎za‎ ‎tym‎ ‎głosem!‎ ‎Braknie‎ ‎nam‎ ‎miłosierdzia, kiedy‎ ‎nie tylko‎ ‎przebaczyć‎ ‎nie‎ ‎chcemy‎ ‎urazy,‎ ‎ale‎ ‎nawet najlepsze‎ ‎nieraz‎ ‎uczynki‎ ‎bliźnich‎ ‎tłumaczymy‎ ‎na‎ ‎zło‎ ‎lub potępiamy‎ ‎zuchwale.‎ ‎O,‎ ‎cóżby‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎nami‎ ‎było‎ ‎stało,‎ ‎gdyby‎ ‎Chrystus‎ ‎Pan‎ ‎tak‎ ‎nas‎ ‎był‎ ‎osądził‎ ‎na‎ ‎krzyżu?!…‎ ‎Zawstydźmy‎ ‎się‎ ‎naszej‎ ‎zapamiętałości,‎ ‎przebaczmy‎ ‎z‎ ‎serca wzajemne‎ ‎urazy,‎ ‎podajmy‎ ‎sobie‎ ‎dłonie‎ ‎bratnie,‎ ‎bo‎ ‎jesteśmy‎ ‎dziećmi‎ ‎jednego‎ ‎Ojca‎ ‎w‎ ‎niebie,‎ ‎a‎ ‎powtarzajmy‎ ‎z‎ ‎Chrystusem‎ ‎za‎ ‎wszystkimi‎ ‎nieprzyjaciółmi:‎ ‎Panie,‎ ‎odpuść‎ ‎im, bo‎ ‎nie‎ ‎wiedzą,‎ ‎co‎ ‎czynią!…

 

Na‎ ‎Golgocie‎ ‎wznoszą‎ ‎się‎ ‎trzy‎ ‎krzyże,‎ ‎gdyż‎ ‎ukrzyżowano‎ ‎naszego‎ ‎Zbawcę‎ ‎pomiędzy‎ ‎dwoma‎ ‎łotrami;‎ ‎lecz to,‎ ‎co‎ ‎miało‎ ‎służyć‎ ‎ku‎ ‎większej‎ ‎hańbie‎ ‎Chrystusa,‎ ‎posłużyło‎ ‎ku‎ ‎większej‎ ‎chwale‎ ‎jego.‎ ‎Modlitwa‎ ‎Jezusa,‎ ‎którą niedawno‎ ‎zaniósł‎ ‎do‎ ‎Boga‎ ‎za‎ ‎nieprzyjaciół‎ ‎swoich,‎ ‎sprowadziła‎ ‎obfitą‎ ‎łaskę‎ ‎na‎ ‎jednego‎ ‎ze‎ ‎złoczyńców,‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎jej nie‎ ‎opierał,‎ ‎gdy‎ ‎tymczasem‎ ‎drugi‎ ‎pozostał‎ ‎do‎ ‎końca zbrodniarzem‎ ‎i‎ ‎umarł‎ ‎bez‎ ‎pokuty,‎ ‎mając‎ ‎obok‎ ‎siebie‎ ‎Jezusa,‎ ‎źródło‎ ‎wszelkiej‎ ‎łaski‎ ‎i‎ ‎przebaczenia.‎ ‎Patrzmy,‎ ‎co czyni‎ ‎Byzmas,‎ ‎łotr‎ ‎dobry!‎ ‎Oto,‎ ‎oświecony‎ ‎łaską‎ ‎bożą, uznał‎ ‎w‎ ‎Chrystusie‎ ‎Boga,‎ ‎i‎ ‎jego‎ ‎mękę‎ ‎zużytecznił‎ ‎na‎ ‎zbawienie‎ ‎swoje.‎ ‎Słysząc‎ ‎bluźnierstwa‎ złego‎ ‎łotra,‎ ‎upominałgo,‎ ‎mówiąc:‎ ‎„Ani‎ ‎ty‎ ‎się‎ ‎Boga‎ ‎boisz;‎ ‎my‎ ‎sprawiedliwie godną‎ ‎zapłatę‎ ‎za‎ ‎uczynki‎ ‎odnosimy,‎ ‎lecz‎ ‎ten‎ ‎nic‎ ‎złego nie‎ ‎uczynił.”‎ ‎Jakiż‎ ‎to‎ ‎wielki‎ ‎krok‎ ‎do‎ ‎zbawienia,‎ ‎jaka szczera‎ ‎pokuta,‎ ‎jakie‎ ‎uznanie‎ ‎niegodności‎ ‎własnej,‎ ‎jakie znoszenie‎ ‎kary,‎ ‎jaka‎ ‎ucieczka‎ ‎do‎ ‎najświętszych‎ ‎ran‎ ‎Jezusowych‎ ‎i‎ ‎radość,‎ ‎że‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎nim‎ ‎cierpi,‎ ‎jaka‎ ‎wiara‎ ‎w‎ ‎bóstwo i‎ ‎świętość‎ ‎Ukrzyżowanego,‎ ‎jakie‎ ‎mocne‎ ‎przekonanie,‎ ‎że Chrystus‎ ‎zgładzić‎ ‎może‎ ‎grzechy‎ ‎całego‎ ‎świata!!‎ ‎Taką ufnością‎ ‎przejęty‎ ‎w‎ ‎miłosierdzie‎ ‎i‎ ‎wszechmocność‎ ‎Zbawiciela,‎ ‎zawołał:‎ ‎„Panie,‎ ‎pomnij‎ ‎na‎ ‎mnie,‎ ‎gdy‎ ‎przyjdziesz do‎ ‎królestwa‎ ‎twego!”‎ ‎A‎ ‎Zbawiciel,‎ ‎widząc‎ ‎serce‎ ‎skruszone‎ ‎i‎ ‎upokorzone,‎ ‎nie‎ ‎wzgardził‎ ‎tą‎ ‎prośbą,‎ ‎a‎ ‎przebaczając w‎ ‎jednej‎ ‎chwili‎ ‎zastarzałe‎ ‎zbrodnie,‎ ‎wyrzekł‎ ‎te‎ ‎pełne‎ ‎pociechy‎ ‎i‎ ‎szczęścia‎ ‎wyrazy:‎ ‎„Zaprawdę,‎ ‎mówię‎ ‎tobie,‎ ‎dziś ze‎ ‎mną‎ ‎będziesz‎ ‎w‎ ‎raju.

 

Trzy‎ ‎krzyże,‎ ‎mówi‎ ‎św.‎ ‎Augustyn,‎ ‎odsłaniają‎ ‎nam wielkie‎ ‎tajemnice;‎ ‎trzy‎ ‎krzyże,‎ ‎to‎  trzy‎ ‎stany‎ ‎duszy‎ ‎człowieka:‎ ‎to‎ ‎jego‎ ‎świętość,‎ ‎jak‎ ‎świętość‎ ‎w‎ ‎Chrystusie,‎ ‎to‎ ‎jego‎ ‎pokuta‎ ‎lub‎ ‎zatwardziałość‎ ‎w‎ ‎grzechach,‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎tych dwóch‎ ‎złoczyńcach.‎ ‎Świat‎ ‎cały‎ ‎dzieli‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎dwa‎ ‎obozy, świat‎ ‎cały,‎ ‎to‎ ‎dobry‎ ‎lub‎ ‎zły‎ ‎łotr;‎ ‎bo‎ ‎kto‎ ‎nie‎ ‎wyznaje Chrystusa‎ ‎całem‎ ‎sercem‎ ‎i‎ ‎życiem,‎ ‎jest‎ ‎złym‎ ‎łotrem‎ ‎i‎ ‎ginie‎ ‎z‎ ‎nim;‎ ‎kto,‎ ‎wyznając‎ ‎jego‎ ‎bóstwo,‎ ‎w‎ ‎nim‎ ‎całą‎ ‎ufność pokłada,‎ ‎kto‎ ‎widząc‎ ‎własną‎ ‎niegodność,‎ ‎do‎ ‎jego‎ ‎się‎ ‎zasług‎ ‎ucieka,‎ ‎jak‎ ‎dobry‎ ‎łotr‎ ‎zbawionym‎ ‎zostanie.

 

Chrystus‎ ‎Pan‎ ‎na‎ ‎krzyżu,‎ ‎jako‎ ‎król‎ ‎i‎ ‎sędzia,‎ ‎wydał dwa‎ ‎wyroki:‎ ‎jednego‎ ‎łotra‎ ‎zbawił,‎ ‎drugiego‎ ‎potępił;‎ ‎to‎ ‎samo‎ ‎dziać‎ ‎się‎ ‎będzie‎ ‎i‎ ‎przy‎ ‎końcu‎ ‎świata:‎ ‎na‎ ‎strasznym sądzie‎ ‎Chrystus‎ ‎Pan,‎ ‎sędzia‎ ‎żywych‎ ‎i‎ ‎umarłych;‎ ‎rozłączy dobrych‎ ‎od‎ ‎złych—pierwszych‎ ‎zabierze‎ ‎z‎ ‎sobą‎ ‎do‎ ‎wiecznego‎ ‎przybytku,‎ ‎drugich‎ ‎potępi‎ ‎i‎ ‎zatraci‎ ‎na‎ ‎wieki…

Ach,‎ ‎bracia‎ ‎moi,‎ ‎przejmijmy‎ ‎się‎ ‎świętą‎ ‎bojaźnią‎ ‎i‎ ‎trwogą‎ ‎na‎ ‎myśl‎ ‎o‎ ‎tera,‎ ‎i‎ ‎dziś,‎ ‎gdy‎ ‎to‎ ‎słyszymy,‎ ‎zapragnijmy nieba‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎niebo‎ ‎pracujmy,‎ ‎nie‎ ‎odwlekając‎ ‎pokuty‎ ‎szczerej‎ ‎za‎ ‎grzechy,‎ ‎bo‎ ‎choć‎ ‎Pan‎ ‎w‎ ‎jednej‎ ‎chwili‎ ‎mocen‎ ‎jest przebaczyć‎ ‎nam‎ ‎grzechy‎ ‎całego‎ ‎życia,‎ ‎lecz‎ ‎pewni‎ ‎być‎ ‎nie możemy,‎ ‎że,‎ ‎gardząc‎ ‎łaską‎ ‎bożą‎ ‎całe‎ ‎życie‎ ‎nasze,‎ ‎usłuchamy‎ ‎jej‎ ‎wołania‎ ‎przy‎ ‎śmierci.‎ ‎Mówią‎ ‎ojcowie‎ ‎święci, a‎ ‎za‎ ‎nimi‎ ‎św.‎ ‎Wincenty‎ ‎Ferraryusz,‎ ‎że‎ ‎cień‎ ‎od‎ ‎Chrystusowego‎ ‎krzyża‎ ‎osłonił‎ ‎dobrego‎ ‎łotra,‎ ‎jakby‎ ‎szata‎ ‎miłosierdzia‎ ‎bożego‎ ‎i‎ ‎nawrócił‎ ‎do‎ ‎Pana,że‎ ‎krew‎ ‎Jezusowa,‎ ‎tryskając‎ ‎z‎ ‎ran‎ ‎obficie,‎ ‎obmyła‎ ‎go,‎ ‎że‎ ‎nakoniec,‎ ‎jak‎ ‎mówi‎ ‎Bernard‎ ‎św.,‎ ‎Matka‎ ‎najświętsza,‎ ‎stojąca‎ ‎pod‎ ‎krzyżem,‎ ‎wstawiała‎ ‎się‎ ‎za‎ ‎Dyzmą‎ ‎do‎ ‎Syna‎ ‎swojego,‎ ‎Jezusa,‎ ‎i‎ ‎wymodliła‎ ‎mu‎ ‎niebo.‎ ‎Środki‎ ‎te‎ ‎zbawienne,‎ ‎których‎ ‎użył‎ ‎na‎ ‎dobre ten‎ ‎nawrócony‎ ‎zbrodniarz,‎ ‎i‎ ‎dla‎ ‎nas‎ ‎stoją‎ ‎otworem:‎ ‎udawajmy‎ ‎się‎ ‎pod‎ ‎cień‎ ‎Chrystusowego‎ ‎krzyża,‎ ‎pod‎ ‎opiekę‎ ‎św. kościoła,‎ ‎gdzie‎ ‎tryska‎ ‎krew‎ ‎Zbawiciela‎ ‎ku‎ ‎naszemu‎ ‎zbawieniu,‎ ‎pod‎ ‎opiekę‎ ‎Matki‎ ‎Boga,‎ ‎której‎ ‎wstawienie‎ ‎się‎ ‎za nami‎ ‎grzesznikami‎ ‎do‎ ‎Jezusa‎ ‎uprosi‎ ‎nam‎ ‎nawrócenie i‎ ‎przebaczenie;‎ ‎i‎ ‎posłyszymy,‎ ‎jako‎ ‎łotr‎ ‎dobry,‎ ‎te‎ ‎słowa, pełne‎ ‎pociechy,‎ ‎w‎ ‎głębi‎ ‎naszej‎ ‎duszy:‎ ‎„dziś‎ ‎ze‎ ‎mną‎ ‎będziesz‎ ‎w‎ ‎raju,”‎ ‎to‎ ‎jest,‎ ‎otrzymasz‎ ‎obfitość‎ ‎łaski‎ ‎mojej,‎ ‎co sprawia‎ ‎niewysłowione‎ ‎szczęście‎ ‎i‎ ‎pokój‎ ‎w‎ ‎sercu‎ ‎i‎ ‎sumieniu‎ ‎usprawiedliwionego‎ ‎grzesznika…

 

Powiedzieliśmy,‎ ‎że‎ ‎pod‎ ‎krzyżem‎ ‎stała‎ ‎Matka‎ ‎Jezusa.‎ Tak‎ ‎jest,‎ ‎bo‎ ‎i‎ ‎jakżeby‎ ‎ta‎ ‎kochająca‎ ‎Matka‎ ‎mogła‎ ‎opuścić‎ ‎najukochańszego‎ ‎Syna?‎ ‎Stała‎ ‎ona‎ ‎pod‎ ‎krzyżem‎ ‎wraz z‎ ‎innemi‎ ‎świętemi‎ ‎niewiastami‎ ‎płaczącemi‎ ‎w‎ ‎pobożnej ciszy‎ ‎nad‎ ‎męką‎ ‎Pana‎ ‎swego;‎ ‎ale‎ ‎Marya‎ ‎wznioślejsze‎ ‎od nich‎ ‎spełniała‎ ‎posłannictwo:‎ ‎Marya‎ ‎stała‎ ‎pod‎ ‎krzyżem jako‎ ‎współodkupicielka‎ ‎nasza,‎ ‎dzieląc‎ ‎boleść‎ ‎Jezusa,‎ ‎cierpiąc‎ ‎najwięcej‎ ‎ze‎ ‎wszystkich‎ ‎ludzi,‎ ‎ze‎ ‎wszystkich‎ ‎matek, jakkolwiek‎ ‎zbolałych.‎ ‎Bolała‎ ‎z‎ ‎miłości‎ ‎ku‎ ‎nam,‎ ‎pragnąc nas‎ ‎wybawić‎ ‎z‎ ‎rąk‎ ‎nieprzyjaciela‎ ‎męką‎ ‎swojego‎ ‎Syna—  i‎ ‎ta‎ ‎miłość‎ ku‎ ‎nam‎ ‎zwalczyła‎ ‎w‎ ‎niej‎ ‎boleść.‎

Czyśmy‎ ‎się kiedy‎ ‎bracia‎ ‎zastanawiali‎ ‎nad‎ ‎boleścią‎ ‎Matki‎ ‎naszej? czyśmy‎ ‎kiedy‎ ‎z‎ ‎synowską‎ ‎miłością‎ ‎weszli‎ ‎do‎ ‎serca‎ ‎Maryi, przebitego‎ ‎siedmią‎ ‎mieczami‎ ‎boleści?!‎ ‎Boleść‎ ‎tej‎ ‎Matki, zapowiedziana‎ ‎jeszcze‎ ‎przez‎ ‎świętego‎ ‎starca‎ ‎Symeona, zwiększała‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎każdym‎ ‎dniem,‎ ‎aż‎ ‎na koniec,‎ ‎oto‎ ‎teraz pod‎ ‎krzyżem,‎ ‎wezbrała‎ ‎jako‎ ‎wody‎ ‎rozhukanego‎ ‎morza i‎ ‎uderzyła‎ ‎o‎ ‎jej‎ ‎macierzyńskie‎ ‎serce,‎ ‎w‎ ‎którem‎ ‎silniejsza od‎ ‎śmierci‎ ‎panowała‎ ‎miłość.‎ ‎Podniósł‎ ‎się‎ ‎krzyk‎ ‎straszny, uderzyły‎ ‎młoty,‎ ‎i‎ ‎pędzą‎ ‎srogie‎ ‎gwoździe‎ ‎w‎ ‎najniewinniejsze‎ ‎ciało‎ ‎Jezusa,‎ ‎płynie‎ ‎krew‎ ‎strumieniami‎ ‎z‎ ‎ran‎ ‎przenajświętszych,‎ ‎naśmiewają‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎bluźnią‎ ‎nieprzyjaciele, a‎ ‎Marya,‎ ‎Matka‎ ‎najczulsza,‎ ‎czuje‎ ‎to‎ ‎wszystko‎ ‎w‎ ‎najczulszem‎ ‎sercu;‎ ‎a‎ ‎jednak‎ ‎nie‎ ‎odbiega‎ ‎od‎ ‎krzyża,‎ ‎ale‎ ‎przy‎ ‎nim stoi,‎ ‎pragnąc,‎ ‎ażeby‎ ‎jej‎ ‎Syn‎ ‎najmilszy‎ ‎dokonał‎ ‎ofiary; stoi‎ ‎spokojnie,‎ ‎cierpliwie,‎ ‎licząc‎ ‎każde‎ ‎uderzenie‎ ‎młota, każdy‎ ‎jęk‎ ‎Chrystusa,‎ ‎każdą‎ ‎zniewagę‎ ‎i,‎ ‎pomimo‎ ‎niepojętej‎ ‎boleści,‎ ‎ofiaruje‎ ‎go‎ ‎przedwiecznemu‎ ‎Ojcu‎ ‎na‎ ‎zadosyćuczynienie‎ ‎za‎ ‎nasze‎ ‎grzechy,‎ ‎ofiaruje‎ ‎i‎ ‎siebie‎ ‎na‎ ‎wszystkie boleści‎ ‎bez‎ ‎końca,‎ ‎na‎ ‎śmierć‎ ‎samą,‎ ‎bylebyśmy‎ ‎otrzymali‎ ‎życie‎ ‎wieczne…‎ ‎A‎ ‎tak‎ ‎najświętsza‎ ‎Panna‎ ‎stała‎ ‎się‎ ‎prawdziwą Matką‎ ‎naszą‎ ‎w‎ ‎boleściach‎ ‎pod‎ ‎krzyżem,‎ ‎a‎ ‎my‎ ‎jej‎ ‎dziećmi, których‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎zapomina,‎ ‎nawet‎ ‎wtedy,‎ ‎kiedy‎ ‎my,‎ ‎niewdzięczni,‎ ‎zapominamy‎ ‎o‎ ‎niej.‎ ‎To‎ ‎jej‎ ‎macierzyństwo‎ ‎i‎ ‎synowstwo‎ ‎nasze‎ ‎zapewnił‎ ‎uroczyście‎ ‎Zbawiciel‎ ‎z‎ ‎krzyża swego,‎ ‎mówiąc‎ ‎do‎ ‎Maryi‎ ‎o‎ ‎Janie:‎ ‎„oto‎ ‎syn‎ ‎twój;”‎ ‎a‎ ‎do Jana‎ ‎o‎ ‎Maryi:‎ ‎„oto‎ ‎matka‎ ‎twoja;”‎ ‎rzekł‎ ‎i‎ ‎wszystko‎ ‎się stało,‎ ‎a‎ ‎stało‎ ‎wszechmocnie;‎ ‎i‎ ‎Marya‎ ‎Panna‎ ‎uczuła‎ ‎od tej‎ ‎chwili‎ ‎w‎ ‎swem‎ ‎sercu‎ ‎niepojętą‎ ‎miłość‎ ‎ku‎ ‎nam,‎ ‎którą pałać‎ ‎będzie‎ ‎do‎ ‎skończenia‎ ‎świata;‎ ‎a‎ ‎ludzie‎ ‎czuć‎ ‎będą wdzięczność‎ ‎na‎ ‎wieki‎ ‎za‎ ‎jej‎ ‎opiekę‎ ‎i‎ ‎miłość,‎ ‎i‎ ‎wzywać‎ ‎będą‎ ‎jej‎ ‎pomocy‎ ‎w‎ ‎każdej‎ ‎przygodzie,‎ ‎w‎ ‎każdem‎ ‎niebezpieczeństwie…‎ ‎Tak,‎ ‎bracia‎ ‎najmilsi!‎ ‎kocha‎ ‎nas‎ ‎Marya‎ ‎jakodzieci‎ ‎swoje,‎ ‎bo‎ ‎jesteśmy‎ ‎prawdziwymi‎ ‎synami‎ ‎Jezusa, kocha‎ ‎nas‎ ‎miłością‎ ‎największą‎ ‎na‎ ‎ziemi,‎ ‎i‎ ‎wstawia‎ ‎się‎ ‎za nami,‎ ‎żebyśmy‎ ‎byli‎ ‎zbawieni!‎ ‎O,‎ ‎„nie‎ ‎zapominajmyż,‎ ‎bracia,‎ ‎stękania‎ ‎matki‎ ‎naszej,‎ ‎aby‎ ‎się‎ ‎wykonało‎ ‎ubłaganie i‎ ‎błogosławieństwo‎ ‎nasze!‎ ‎(Eccl.‎ ‎VII).

 

Czytamy‎ ‎w‎ ‎Piśmie‎ ‎św.,‎ ‎że‎ ‎Mojżesz,‎ ‎mając‎ ‎lud‎ ‎izraelski‎ ‎wybawić‎ ‎z‎ ‎rąk‎ ‎Faraona,‎ ‎pomiędzy‎ ‎innemi‎ ‎plagami pokrył‎ ‎Egipt‎ ‎ciemnością,‎ ‎przez‎ ‎trzy‎ ‎dni‎ ‎trwającą;‎ ‎coś podobnego‎ ‎działo‎ ‎się‎ ‎przy‎ ‎śmierci‎ ‎Jezusa,‎ ‎naszego‎ ‎wybawiciela‎ ‎z‎ ‎rąk‎ ‎nieprzyjaciela‎ ‎zbawienia;‎ ‎„i‎ ‎stały‎ ‎się‎ ‎ciemności,‎ ‎mówi‎ ‎Ewangelia,‎ ‎po ‎wszystkiej‎ ‎ziemi;”‎ ‎już‎ ‎i‎ ‎natura‎ ‎cała‎ ‎oburza‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎zniewagę‎ ‎Chrystusa:‎ ‎ciemność‎ ‎grubą,‎ ‎ponurą‎ ‎szatą‎ ‎okryła‎ ‎występne‎ ‎miasto‎ ‎Jeruzalem, przejmując‎ ‎wszystkich‎ ‎niewypowiedzianą‎ ‎trwogą,‎ ‎i‎ ‎wszystko‎ ‎umilkło:‎ ‎zapamiętali‎ ‎kaci‎ ‎stoją‎ ‎w‎ ‎osłupieniu‎ ‎na‎ ‎widok‎ ‎przerażającego‎ ‎cudu,‎ ‎Marya‎ ‎z‎ ‎kilku‎ ‎pobożnymi,‎ ‎pogrążona‎ ‎w‎ ‎boleściach,‎ ‎a‎ ‎Zbawiciel‎ ‎cierpi‎ ‎okropnie,‎ ‎bo‎ ‎oto raz‎ ‎jeszcze,‎ ‎gwałtowniej,‎ ‎niż‎ ‎w‎ ‎ogrodzie‎ ‎Oliwnym,‎ ‎uderzyły‎ ‎nań‎ ‎grzechy‎ ‎całego‎ ‎świata;‎ ‎gdzie‎ ‎oczy‎ ‎obróci,‎ ‎wszędzie‎ ‎grzech‎ ‎widzi;‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎mając‎ ‎z‎nikąd‎ ‎pociechy,‎ ‎zawołał głosem‎ ‎wielkim:‎ ‎„Boże‎ ‎mój,‎ ‎Boże‎ ‎mój,‎ ‎czemuś‎ ‎mnie‎ ‎opuścił!”‎ ‎O!‎ ‎wielkie‎ ‎musiało‎ ‎być‎ ‎cierpienie‎ ‎Jezusa,‎ ‎kiedy‎ ‎się w‎ ‎te‎ ‎słowa‎ ‎odezwał,‎ ‎nie‎ ‎dlatego,‎ ‎żeby‎ ‎był‎ ‎opuszczony‎ ‎od swojego‎ ‎Ojca,‎ ‎z‎ ‎którym,‎ ‎jako‎ ‎Bóg,‎ ‎składał‎ ‎jednę‎ ‎istotę, ale‎ ‎że‎ ‎nawet‎ ‎z‎ ‎nieba‎ ‎na‎ ‎chwilę‎ ‎ustała‎ ‎wszelka‎ ‎pociecha, żeby‎ ‎wycierpiał‎ ‎za‎ ‎nas‎ ‎całą‎ ‎słabość,‎ ‎cały‎ ‎strach,‎ ‎całe opuszczenie‎ ‎grzesznika,‎ ‎nad‎ ‎które‎ ‎nic‎ ‎straszniejszego nie ma.‎ ‎„Boże‎ ‎mój,‎ ‎czemuś‎ ‎mnie‎ ‎opuścił,”‎ ‎pyta‎ ‎Chrystus, żebyśmy‎ ‎sami‎ ‎w‎ ‎duszy‎ ‎naszej‎ ‎dali‎ ‎odpowiedź—że‎ ‎dla grzechów‎ ‎naszych,‎ ‎że‎ ‎dlatego,‎ ‎byśmy‎ ‎nie‎ ‎byli‎ ‎opuszczonymi‎ ‎na‎ ‎wieki,‎ ‎byśmy‎ ‎na‎ ‎zawsze‎ ‎mieli‎ ‎łaskę‎ ‎bożą.‎ ‎Tak zmęczony‎ ‎boleściami,‎ ‎wycieńczony‎ ‎wylewem‎ ‎krwi,‎ ‎spalony‎ ‎od‎ ‎boleści,‎ ‎od‎ ‎upału‎ ‎słonecznego,‎ ‎a‎ ‎jeszcze‎ ‎więcej‎ ‎od palącej‎ ‎miłości‎ ‎wewnątrz,‎ ‎zawołał‎ ‎Jezus:‎ ‎„pragnę;” a‎ ‎wtem‎ ‎jeden‎ ‎ze‎ ‎stojących‎ ‎żołnierzy‎ ‎podał‎ ‎mu‎ ‎gąbkę, umoczoną‎ ‎w‎ ‎occie‎ ‎i‎ ‎żółci:‎ ‎i‎ ‎skosztował‎ ‎Jezus‎ ‎tego‎ ‎przykrego‎ ‎napoju,‎ ‎co‎ ‎wyrażał‎ ‎wszystkie‎ ‎złości‎ ‎nasze,‎ ‎i‎ ‎wypełniło‎ ‎się‎ ‎Pismo‎ ‎„w‎ ‎pragnieniu‎ ‎mojem‎ ‎poją‎ ‎mię‎ ‎octem.”
Nie‎ ‎masz‎ ‎nic‎ ‎dotkliwszego‎ ‎nad‎ ‎pragnienie;‎ ‎zły‎ ‎bogacz wyraża‎ ‎boleści‎ ‎piekielne‎ ‎jednem‎ ‎słowem‎ ‎„pragnę,”‎ ‎i‎ ‎niejeden‎ ‎z‎ ‎pragnienia‎ ‎umiera;‎ ‎czuł‎ ‎takie‎ ‎śmiertelne‎ ‎pragnienie‎ ‎Chrystus,‎ ‎ale‎ ‎to‎ ‎jego‎ ‎słowo‎ ‎„pragnę”‎ ‎głębsze‎ ‎ma‎ ‎znaczenie.‎ ‎To‎ ‎słowo,‎ ‎wyrzeczone‎ ‎na‎ ‎krzyżu,‎ ‎jest‎ ‎treścią‎ ‎całego‎ ‎życia‎ ‎Chrystusa;‎ ‎to‎ ‎słowo‎ ‎powtarzał‎ ‎od‎ ‎chwili‎ ‎urodzenia‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎tej‎ ‎ostatniej:‎ ‎pragnął‎ ‎on‎ ‎zbawienia‎ ‎naszego, i‎ ‎dlatego‎ ‎na‎ ‎świat‎ ‎przyszedł,‎ ‎pragnął‎ ‎szczęścia‎ ‎naszego, i‎ ‎dlatego‎ ‎o‎ ‎woli‎ ‎bożej‎ ‎nauczał,‎ ‎pragnął‎ ‎odkupienia,‎ ‎i‎ ‎dlatego‎ ‎na‎ ‎krzyż‎ ‎wstąpił,‎ ‎i‎ ‎tu‎ ‎jeszcze‎ ‎pragnie‎ ‎bez‎ ‎końca. Słowo,‎ ‎tej‎ ‎samej‎ ‎treści‎ ‎co‎ ‎dzisiaj,‎ ‎wyrzekł‎ ‎‎niegdyś przy‎ ‎studni‎ ‎Jakóbowej,‎ ‎w‎ ‎rozmowie‎ ‎z‎ ‎Samarytanką—i‎ ‎zrozumiała‎ ‎ona‎ ‎pragnienie‎ ‎Jezusa;‎ ‎woła‎ ‎tem‎ ‎samem‎ ‎słowem‎ ‎na‎ ‎krzyżu‎ ‎do‎ ‎żydów,‎ ‎a‎ ‎oni‎ ‎go‎ ‎nie‎ ‎rozumieją,‎ ‎i‎ ‎poją go‎ ‎octem‎ ‎i‎ ‎żółcią,‎ ‎gdy‎ ‎on‎ ‎pragnie‎ ‎ich‎ ‎wiary‎ ‎i‎ ‎nawrócenia. Temu‎ ‎wołaniu‎ ‎Chrystusa‎ ‎„pragnę,”‎ ‎końca‎ ‎niema;‎ ‎i‎ ‎teraz, i‎ ‎od‎ ‎tylu‎ ‎wieków,‎ ‎i‎ ‎do‎ ‎końca‎ ‎świata‎ ‎wołać‎ ‎on‎ ‎będzie,,‎ ‎pragnę;”‎ ‎wołać‎ ‎będzie‎ ‎na‎ ‎świat‎ ‎cały,‎ ‎na‎ ‎wszystkich‎ ‎ludzi,‎ ‎co mu,‎ ‎jak‎ ‎niegdyś‎ ‎lud‎ ‎żydowski,‎ ‎podają‎ ‎ocet‎ ‎złych‎ ‎uczynków‎ ‎swoich;‎ ‎woła‎ ‎on‎ ‎do‎ ‎tych,‎ ‎co‎ ‎wiary‎ ‎nie‎ ‎mają,‎ ‎woła‎ ‎i‎ ‎do tych,‎ ‎co,‎ ‎odebrawszy‎ ‎skarb‎ ‎wiary,‎ ‎sprzedają‎ ‎go‎ ‎i‎ ‎rozpraszają‎ ‎przez‎ ‎złe‎ ‎życie,‎ ‎woła‎ ‎do‎ ‎wszystkich,‎ ‎co‎ ‎w‎ ‎jakikolwiek‎ ‎sposób‎ ‎zmniejszają‎ ‎chwałę‎ ‎bożą,‎ ‎i‎ ‎sami‎ ‎giną‎ ‎wiecznie;‎ ‎do‎ ‎takich‎ ‎wszystkich‎ ‎woła‎ ‎on‎ ‎głosem‎ ‎potężnym,‎ ‎co przenika‎ ‎niebo‎ ‎i‎ ‎ziemię,‎ ‎woła‎ ‎głosem‎ ‎„pragnę,”‎ ‎a‎ ‎biada temu,‎ ‎co‎ ‎tego‎ ‎głosu‎ ‎nie‎ ‎słucha,‎ ‎albo‎ ‎kto‎ ‎go‎ ‎usłyszawszy zrozumieć‎ ‎nie‎ ‎chce,‎ ‎i‎ ‎zamiast‎ ‎słodkiego‎ ‎napoju‎ ‎żywej wiary‎ ‎i‎ ‎miłości,‎ ‎poda‎ ‎mu‎ ‎gorzki‎ ‎i‎ ‎kwaśny‎ ‎napój‎ ‎zniewagi i‎ ‎grzechu!

I‎ ‎cóż‎ ‎dalej‎ ‎powiemy?!‎ ‎Chrystus‎ ‎skonał‎ ‎za‎ ‎nas‎ ‎na krzyżu…‎ ‎Bóg-Człowiek‎ ‎skonał!…‎ ‎Ach,‎ ‎bracia,‎ ‎wstrzymajmy‎ ‎się,‎ ‎na‎ ‎widok‎ ‎tak‎ ‎niepojętego‎ ‎cudu!‎ ‎bo‎ ‎to‎ ‎kres‎ ‎wszystkiego,‎ ‎to‎ ‎tajemnica,‎ ‎to‎ ‎wypadek‎ ‎wszechświatowy,‎ ‎niepojęty,‎ ‎przed‎ ‎którym‎ ‎chyba‎ ‎tylko‎ ‎zdołamy‎ ‎uniżyć‎ ‎się w‎ ‎naszem‎ ‎nicestwie;‎ ‎to‎ ‎dobrodziejstwo‎ ‎niesłychane,‎ ‎niezgłębione,‎ ‎za‎ ‎które‎ ‎mało‎ ‎ofiary‎ ‎całego‎ ‎życia‎ ‎naszego,‎ ‎mało‎ ‎śmierci‎ ‎naszej!!..‎ ‎Cóż‎ ‎dalej‎ ‎powiedzieć‎ ‎możem,‎ ‎kiedy wszystko‎ ‎na‎ ‎ziemi‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎niebie‎ ‎stanęło‎ ‎zdumione,‎ ‎umilkło?!. Aniołowie‎ ‎przerwali‎ ‎pienia‎ ‎swoje,‎ ‎i‎ ‎padli‎ ‎na‎ ‎oblicza‎ ‎u‎ ‎stóp krzyża,‎ ‎i‎ ‎płaczą‎ ‎w‎ ‎niemej‎ ‎boleści‎ ‎za‎ ‎ludzi,‎ ‎co‎ ‎twardsi nad‎ ‎skały,‎ ‎płakać‎ ‎nie‎ ‎chcą;‎ ‎kruszą‎ ‎się‎ ‎opoki,‎ ‎groby‎ ‎otwierają,‎ ‎wychodzą‎ ‎umarli,‎ ‎słońce‎ ‎odmawia‎ ‎światła,‎ ‎zasłona w‎ ‎jerozolimskiej‎ ‎świątyni‎ ‎rozdziera‎ ‎się,‎ ‎ziemia‎ ‎się‎ ‎trzęsie,‎ ‎a‎ ‎zdumiony‎ ‎setnik,‎ ‎bijąc‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎piersi‎ ‎w‎ ‎pokorze,‎ ‎wyznaje‎ ‎uroczyście,‎ ‎że‎ ‎Jezus‎ ‎jest‎ ‎Synem‎ ‎Boga…‎ ‎I‎ ‎wszystko się‎ ‎spełniło!‎ ‎Bóstwo‎ ‎Chrystusa‎ ‎wykazane,‎ ‎dzieło‎ ‎odkupienia‎ ‎człowieka‎ ‎dokonane,‎ ‎szatan‎ ‎zwyciężony,‎ ‎pęta‎ ‎naszej niewoli‎ ‎złamane‎ ‎i‎ ‎złożone‎ ‎u‎ ‎stóp‎ ‎Chrystusowego‎ ‎krzyża, nad‎ ‎którym‎ ‎powiewa‎ ‎zwycięska‎ ‎chorągiew‎ ‎zbawienia!!
A‎ ‎przystąpiwszy‎ ‎jeden‎ ‎z‎ ‎żołnierzy,‎ ‎Longinem‎ ‎zwany‎ ‎według‎ ‎starożytnego‎ ‎podania,‎ ‎włócznią‎ ‎otworzył‎ ‎bok Chrystusa,‎ ‎aby‎ ‎się‎ ‎wypełniło‎ ‎proroctwo;‎ ‎a‎ ‎wnet‎ ‎trysnęły krew‎ ‎i‎ ‎woda,‎ ‎i‎ ‎spłynęły‎ ‎na‎ ‎kościół‎ ‎siedmią‎ ‎korytami‎ ‎Sakramentów‎ ‎świętych;‎ ‎i‎ ‎kościół,‎ ‎ta‎ ‎czysta‎ ‎oblubienica,‎ ‎zajął‎ ‎miejsce‎ ‎Chrystusa‎ ‎na‎ ‎ziemi,‎ ‎i‎ ‎prowadzi‎ ‎ludzkość‎ ‎do zamierzonego‎ ‎celu,‎ ‎teraz‎ ‎i‎ ‎do‎ ‎końca‎ ‎świata,‎ ‎zalecając spełnianie‎ ‎woli‎ ‎niebieskiego‎ ‎Mistrza.‎ ‎I‎ ‎gdybyśmy‎ ‎tej‎ ‎woli nie‎ ‎słuchali‎ ‎i‎ ‎niewypełniali,‎ ‎nie‎ ‎bylibyśmy‎ ‎zbawieni:‎ ‎słuchajmyż‎ ‎jej,‎ ‎a‎ ‎wprowadzajmy‎ ‎w‎ ‎życie,‎ ‎jeśli‎ ‎się‎ ‎chcemy uświęcić‎ ‎i‎ ‎zbawić.‎ ‎Ale,‎ ‎niestety,‎ ‎nie‎ ‎wszyscy‎ ‎wierzą‎ ‎w‎ ‎kościół,‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎bóstwo‎ ‎Chrystusa‎ ‎nie‎ ‎wszyscy‎ ‎wierzyli,‎ ‎i‎ ‎wielu,‎ ‎bardzo ‎wielu,‎ ‎którym‎ ‎gwiazda‎ ‎wiary‎ ‎nie‎ ‎świeci,‎ ‎miotają‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎kościół‎ ‎św.,‎ ‎i‎ ‎wołają:‎ ‎„ukrzyżuj‎ ‎go;”‎ ‎i‎ ‎przesądzają‎ ‎jego‎ ‎wyroki‎ ‎i‎ ‎zdania,‎ ‎i‎ ‎cierniem‎ ‎go‎ ‎koronują,‎ ‎i‎ ‎żółcią‎ ‎i‎ ‎octem‎ ‎napawają,‎ ‎i‎ ‎włóczą‎ ‎po‎ ‎błocie‎ ‎pism‎ ‎najbezecniejszych,‎ ‎a‎ ‎on‎ ‎przemawia‎ ‎słowy‎ ‎Chrystusa:‎ ‎„Panie,‎ ‎odpuść‎ ‎im,‎ ‎bo‎ ‎nie‎ ‎wiedzą‎ ‎co‎ ‎czynią,‎ ‎Panie,‎ ‎oświeć‎ ‎ich,‎ ‎a‎ ‎nawróć‎ ‎do‎ ‎siebie!’’‎ ‎Taką‎ ‎bronią,‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎inną,‎ ‎każe‎ ‎nam‎ ‎kościół‎ ‎wojować,‎ ‎bronią‎ ‎miłości‎ ‎i‎ ‎przebaczenia;‎ ‎taką‎ ‎i‎ ‎sam wciąż‎ ‎walczy,‎ ‎i‎ ‎niejednego‎ ‎przeciwnika‎ ‎pokonywa,‎ ‎i‎ ‎na wróconemu‎ ‎powtarza‎ ‎drugie‎ ‎słowo‎ ‎Chrystusa‎ ‎„zaprawdę, mówię‎ ‎tobie,‎ ‎dziś‎ ‎ze‎ ‎mną‎ ‎będziesz‎ ‎w‎ ‎raju.”‎ ‎
Ale‎ ‎wie‎ ‎kościół,‎ ‎że‎ ‎niewielu by‎ ‎pozyskał‎ ‎niebu,‎ ‎niewielu‎ ‎na‎ ‎dobrej drodze‎ ‎utrzymał‎ ‎bez‎ ‎łaski‎ ‎bożej,‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎tajno‎ ‎mu‎ ‎także,‎ ‎że te‎ ‎łaski‎ ‎zlewają‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎ludzi‎ ‎za‎ ‎pośrednictwem‎ ‎Maryi; dlatego‎ ‎woła‎ ‎on‎ ‎na‎ ‎świat‎ ‎chrześciański,‎ ‎wskazując‎ ‎na Maryę:‎ ‎„oto‎ ‎Matka‎ ‎twoja;”‎ ‎woła‎ ‎słowami‎ ‎Chrystusa, przypominając‎ ‎każdemu,‎ ‎że‎ ‎wszechmocna‎ ‎pomoc‎ ‎złożoną jest‎ ‎w‎ ‎macierzyńskiem‎ ‎sercu‎ ‎tej‎ ‎najświętszej‎ ‎Matki,‎ ‎czułej‎ ‎na‎ ‎każdą‎ ‎potrzebę‎ ‎swych‎ ‎dzieci;‎ ‎te‎ ‎słowa‎ ‎przypomina kościół,‎ ‎oddając‎ ‎Maryi‎ ‎cześć,‎ ‎najpierwszą‎ ‎po‎ ‎Bogu,‎ ‎stanowiąc‎ ‎mnogie‎ ‎święta‎ ‎ku‎ ‎jej‎ ‎chwale,‎ ‎dźwigając‎ ‎kościoły i‎ ‎ołtarze‎ ‎pod‎ ‎jej‎ ‎wezwaniem,‎ ‎zakładając‎ ‎stowarzyszenia pod‎ ‎jej‎ ‎świętą‎ ‎opieką,‎ ‎zdobiąc‎ ‎wreszcie‎ ‎imię‎ ‎Maryi‎ ‎tylą imionami,‎ ‎świadczącemi‎ ‎ojej‎ ‎wysokich‎ ‎przymiotach,‎ ‎na zywając‎ ‎ją‎ ‎Królową‎ ‎i‎ ‎Matką‎ ‎wszystkich‎ ‎stanów‎ ‎i‎ ‎wszystkich‎ ‎świętych.‎ ‎„Oto‎ ‎Matka‎ ‎twoja,”‎ ‎woła‎ ‎kościół‎ ‎do‎ ‎grzesznika,‎ ‎budząc‎ ‎go‎ ‎z‎ ‎uśpienia‎ ‎do‎ ‎ufności‎ ‎w‎ ‎Maryi;‎ ‎„oto Matka‎ ‎twoja,”‎ ‎woła‎ ‎do‎ ‎sprawiedliwego,‎ ‎mówiąc,‎ ‎że‎ ‎nic nie‎ ‎znaczy‎ ‎żadna‎ ‎cnota‎ ‎bez‎ ‎opieki‎ ‎tej‎ ‎wszechmocnej‎ ‎Matki.‎ ‎O,‎ ‎nie zapominajmyż‎ ‎bracia‎ ‎nigdy,‎ ‎że‎ ‎Marya,—to‎ ‎nasza‎ ‎Matka‎ ‎i‎ ‎Królowa,‎ ‎nie‎ ‎lekceważmy‎ ‎jej‎ ‎macierzyństwem,‎ ‎nabytem‎ ‎w‎ ‎boleściach‎ ‎pod‎ ‎krzyżem!‎ ‎Nie‎ ‎zawsze kościół‎ ‎św.‎ ‎pożądanym‎ ‎cieszy‎ ‎się‎ ‎pokojem,‎ ‎nie‎ ‎zawsze nad‎ ‎nim‎ ‎świeci‎ ‎pogodne‎ ‎i‎ ‎jasne‎ ‎słońce‎ ‎pomyślności;‎ ‎często‎ ‎i‎ ‎burza‎ ‎zaszumi,‎ ‎zahuczy‎ ‎i‎ ‎wicher‎ ‎zawyje,‎ ‎i‎ ‎czarne chmury,‎ ‎pełne‎ ‎gromów‎ ‎i‎ ‎błyskawic,‎ ‎zawisną‎ ‎nad‎ ‎jego‎ ‎budową,‎ ‎i‎ ‎ta‎ ‎łódź‎ ‎wstrząsa‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎chwieje‎ ‎i‎ ‎wpośród‎ ‎trwogi, jaką‎ ‎Bóg‎ ‎dopuszcza,‎ ‎a‎ ‎zawsze‎ ‎dla‎ ‎najświętszych‎ ‎celów,mzdaje‎ ‎się‎ ‎kościół‎ ‎wołać‎ ‎jak‎ ‎Chrystus‎ ‎na‎ ‎krzyżu:‎ ‎„Boże mój,‎ ‎Boże‎ ‎mój,‎ ‎czemuś‎ ‎mnie‎ ‎opuścił?”‎ ‎a‎ ‎temi‎ ‎słowy‎ ‎ożywia‎ ‎wiarę‎ ‎swych‎ ‎wiernych,‎ ‎wzywając‎ ‎do‎ ‎szczerej,‎ ‎a‎ ‎wspólnej‎ ‎modlitwy,‎ ‎do‎ ‎poprawy‎ ‎obyczajów,‎ ‎do‎ ‎czuwania‎ ‎i‎ ‎baczności.‎ ‎I‎ ‎znowu,‎ ‎uspokojony,‎ ‎dalej‎ ‎prowadzi‎ ‎dzieło‎ ‎boże, i‎ ‎wciąż,‎ ‎jak‎ ‎Chrystus,‎ ‎woła‎ ‎„pragnę,‎ ‎pragnę;”‎ ‎i‎ ‎wciąż pracuje,‎ ‎by‎ ‎pragnieniu‎ ‎swemu‎ ‎uczynić‎ ‎zadość,‎ ‎by‎ ‎co najwięcej‎ ‎dusz‎ ‎Bogu‎ ‎pozyskać,‎ ‎by‎ ‎świat‎ ‎pogański‎ ‎nawrócić, a‎ ‎wyznawców‎ ‎Chrystusa‎ ‎utrzymać‎ ‎w‎ ‎świętości‎ ‎i‎ ‎prawdzie; dla‎ ‎wypełnienia‎ ‎tego‎ ‎świętego‎ ‎zadania‎ ‎nie‎ ‎szczędzi‎ ‎kościół‎ ‎największych‎ ‎prac,‎ ‎używa‎ ‎wszelkich‎ ‎środków,‎ ‎pełnych‎ ‎poświęcenia,‎ ‎zaparcia‎ ‎się,‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎krwi,‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎śmierci samej.‎ ‎A‎ ‎jeśli‎ ‎o‎ ‎tej‎ ‎prawdzie‎ ‎chcemy‎ ‎się‎ ‎dotykalnie‎ ‎przekonać,‎ ‎popatrzmy‎ ‎na‎ ‎apostolstwo‎ ‎kościoła,‎ ‎zajrzyjmy‎ ‎aż w‎ ‎dzikie,‎ ‎nieprzebyte‎ ‎puszcze,‎ ‎a‎ ‎tam‎ ‎spotkamy‎ ‎ubogich ale‎ ‎mężnych‎ ‎missyonarzy,‎ ‎co‎ ‎z‎ ‎krzyżem‎ ‎w‎ ‎ręku,‎ ‎a‎ ‎miłością‎ ‎w‎ ‎sercu,‎ ‎witają‎ ‎barbarzyńców‎ ‎imieniem‎ ‎Chrystusa,‎ ‎i‎ ‎dla‎ ‎niego‎ ‎cierpią,‎ ‎pracują,‎ ‎i‎ ‎jak‎ ‎on‎ ‎na‎ ‎krzyżu‎ ‎wylewają‎ ‎krew‎ ‎świętą,‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎staje‎ ‎plennym‎ ‎zasiewem‎ ‎nowych‎ ‎wyznawców’,‎ ‎nowych‎ ‎męczenników.‎ ‎I‎ ‎nie‎ ‎przestanie kościół‎ ‎wołać‎ ‎tern‎ ‎słowem‎ ‎„pragnę,”‎ ‎aż‎ ‎się‎ ‎kiedyś‎ ‎stanie jedna‎ ‎owczarnia‎ ‎i‎ ‎jeden‎ ‎pasterz,‎ ‎aż‎ ‎wszyscy‎ ‎przyjdą‎ ‎do poznania‎ ‎prawdy,‎ ‎aż‎ ‎upadnie‎ ‎świat‎ ‎cały‎ ‎na‎ ‎kolana‎ ‎przed Ukrzyżowanym;‎ ‎a‎ ‎wtedy‎ ‎kościół,‎ ‎jak‎ ‎Chrystus‎ ‎przy‎ ‎dokonaniu‎ ‎swej‎ ‎męki,‎ ‎zawoła‎ ‎uroczyście‎ ‎„spełniło‎ ‎się!”‎ ‎i‎ ‎poleci‎ ‎ducha‎ ‎wszystkich‎ ‎ludzi‎ ‎w‎ ‎ręce‎ ‎Boga,‎ ‎przedwiecznego Ojca,‎ ‎i‎ ‎będziem‎ ‎żyć‎ ‎wszyscy‎ ‎i‎ ‎oddychać‎ ‎Chrystusowym duchem‎ ‎w‎ ‎nieprzebytej‎ ‎wieczności…‎ ‎O,‎ ‎działajmyż‎ ‎za jedno‎ ‎z‎ ‎myślą‎ ‎kościoła‎ ‎świętego‎ ‎i‎ ‎z‎ ‎myślą‎ ‎Chrystusa, a‎ ‎dokonywać‎ ‎będziem‎ ‎wielkiego‎ ‎posłannictwa‎ ‎na‎ ‎ziemi, do‎ ‎spełniania‎ ‎którego‎ ‎wszyscy‎ ‎jesteśmy‎ ‎wezwani‎ ‎w‎ ‎Chrystusie‎ ‎Jezusie,‎ ‎Panu‎ ‎naszym!
Stanęliśmy‎ ‎już‎ ‎w‎ ‎końcu,‎ ‎bracia‎ ‎moi,‎ ‎u‎ ‎kresu‎ ‎kilkutygodniowych‎ ‎rozmyślań‎ ‎nad‎ ‎Męką‎ ‎naszego‎ ‎Zbawiciela, przebiegliśmy‎ ‎przez‎ ‎wszystkie‎ ‎jej‎  szczegóły,‎ ‎i‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎że‎ ‎z‎ ‎tego‎ ‎wielkiego‎ ‎obrazu‎ ‎świeciła‎ ‎wszędzie‎ ‎nieskończona‎ ‎mądrość‎ ‎i‎ ‎cudowna‎ ‎miłość‎ ‎boża,‎ ‎a‎ ‎przewrotność‎ ‎i‎ ‎nędza‎ ‎ludzka;‎ ‎poznaliśmy‎ ‎Boga‎ ‎i‎ ‎Człowieka,‎ ‎i‎ ‎dokonaliśmy‎ ‎zamierzonego‎ ‎celu.‎ ‎Ale‎ ‎stanęlibyśmy‎ ‎na‎ ‎połowie‎ ‎drogi,‎ ‎gdybyśmy‎ ‎z‎ ‎dniem‎ ‎dzisiejszym‎ ‎przestali‎ ‎wpatrywać‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎ten‎ ‎cudowny‎ ‎obraz‎ ‎Męki‎ ‎Pańskiej,‎ ‎przestali czytać‎ ‎tę‎ ‎księgę‎ ‎wszelkiej‎ ‎mądrości,‎ ‎gdybyśmy,‎ ‎umiłowawszy‎ ‎Boga,‎ ‎a‎ ‎znienawidziwszy‎ ‎grzech,‎ ‎nie‎ ‎prowadzili dalej‎ ‎tej‎ ‎świętej‎ ‎sprawy,‎ ‎nie‎ ‎wyrażali‎ ‎w‎ ‎dalszem‎ ‎życiu naszem‎ ‎potężnych‎ ‎skutków‎ ‎Męki‎ ‎Pańskiej.‎ ‎
Czyśmy‎ ‎to dwojakie‎ ‎poznanie‎ ‎otrzymali,‎ ‎czyśmy‎ ‎zaszczepili‎ ‎w‎ ‎sercu to‎ ‎dwojakie‎ ‎uczucie,‎ ‎sam‎ ‎tylko‎ ‎Bóg‎ ‎wie;‎ ‎ale‎ ‎w‎ ‎każdym razie,‎ ‎to‎ ‎tylko‎ ‎powiedzieć‎ ‎możemy,‎ ‎że‎ ‎jeśliśmy‎ ‎chcieli, nastąpić‎ ‎koniecznie‎ ‎musiała‎ ‎odmiana‎ ‎w‎ ‎duszach‎ ‎naszych, jeśli‎ ‎tej‎ ‎była‎ ‎potrzeba,‎ ‎albo‎ ‎umocnienie‎ ‎na‎ ‎dobrej‎ ‎drodze w‎ ‎postępie‎ ‎do‎ ‎doskonałości;‎ ‎a‎ ‎jeśliśmy‎ ‎nie‎ ‎otrzymali‎ ‎tego dwojakiego‎ ‎celu,‎ ‎tośmy‎ ‎winni‎ ‎sami,‎ ‎nie‎ ‎Bóg,‎ ‎co‎ ‎nam‎ ‎tyle podawał‎ ‎do‎ ‎serca‎ ‎wrażeń,‎ ‎tyle‎ ‎myśli‎ ‎wzniosłych‎ ‎ciskał‎ ‎do duszy…‎ ‎
O,‎ ‎bracia‎ ‎najmilsi!‎ ‎o‎ ‎wy‎ ‎wszyscy,‎ ‎którzy‎ ‎macie krzyż‎ ‎Chrystusa‎ ‎wyrażony‎ ‎w‎ ‎sercu,‎ ‎okazujcież‎ ‎w‎ ‎życiu, żeście‎ ‎jego‎ ‎zwolennikami‎ ‎i‎ ‎naśladowcami;‎ ‎stąpajcie‎ ‎dalej spokojnie‎ ‎po‎ ‎drodze‎ ‎cnoty,‎ ‎idźcie‎ ‎śmiało‎ ‎dalej‎ ‎w‎ ‎świat, a‎ ‎jeśli‎ ‎znajdziecie‎ ‎ludzi,‎ ‎noszących‎ ‎na‎ ‎sobie‎ ‎Chrystusowe cechy,‎ ‎a,‎ ‎na‎ ‎miłość‎ ‎Boga,‎ ‎nie‎ ‎mijajcie‎ ‎ich,‎ ‎bo byście‎ ‎inaczej‎ ‎pominęli‎ ‎Chrystusa!‎ ‎Zwracajcie‎ ‎pilną‎ ‎uwagę,‎ ‎bo‎ ‎każdy człowiek‎ ‎cnotliwy‎ ‎a‎ ‎ubogi—to‎ ‎Chrystus,‎ ‎święty‎ ‎a‎ ‎niemający‎ ‎gdzieby‎ ‎głowę‎ ‎skłonił;‎ ‎każdy‎ ‎strapiony‎ ‎i‎ ‎smutny—bo Chrystus,‎ ‎smucący‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎ogrodzie‎ ‎Oliwnym;‎ ‎prześladowany—to‎ ‎Chrystus,‎ ‎niosący‎ ‎swój‎ ‎krzyż;‎ ‎umierający‎ ‎w‎ ‎boleściach to‎ ‎Chrystus,‎ ‎konający‎ ‎na‎ ‎krzyżu!‎ ‎Niechże‎ ‎was każda‎ ‎nędza‎ ‎porusza,‎ ‎każda‎ ‎zbrodnia‎ ‎przeraża,‎ ‎każda świętość‎ ‎buduje,‎ ‎każda‎ ‎miłość‎ ‎zapala,‎ ‎a‎ ‎będziecie‎ ‎wiernie‎ ‎wyrażać‎ ‎na‎ ‎sobie‎ ‎Mękę‎ ‎Jezusa,‎ ‎która‎ ‎was‎ ‎uświęci i‎ ‎zbawi‎ ‎na‎ ‎wieki!‎ ‎O,‎ ‎miejmyż‎ ‎zawsze‎ ‎krzyż‎ ‎Chrystusowy przed‎ ‎sobą,‎ ‎nośmy‎ ‎go‎ ‎w‎ ‎sercu‎ ‎naszem,‎ ‎nośmy‎ ‎go‎ ‎w‎ ‎duszy naszej;‎ ‎za‎ ‎tą‎ ‎chorągwią‎ ‎postępujmy‎ ‎w‎ ‎życiu,‎ ‎a‎  choćby wszystko‎ ‎na‎ ‎świecie‎ ‎zginęło,‎ ‎my‎ ‎nie‎ ‎zginiemy‎ ‎i‎ ‎dojdziemy‎ ‎tam,‎ ‎gdzie‎ ‎nasz‎ ‎Pan‎ ‎i‎ ‎Król,‎ ‎bo‎ ‎tylko‎ ‎przez‎ ‎walkę‎ ‎do chodzi‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎zwycięztwa,‎ ‎bo‎ ‎tylko‎ ‎przez‎ ‎krzyż‎ ‎przychodzi‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎chwalebnego‎ ‎zmartwychwstania…‎ ‎
A‎ ‎teraz upadnijmy‎ ‎na‎ ‎kolana,‎ ‎bracia,‎ ‎złóżmy‎ ‎Bogu‎ ‎dzięki‎ ‎za‎ ‎ode brane‎ ‎łaski:‎ ‎O,‎ ‎Panie‎ ‎Ukrzyżowany,‎ ‎miłośniku‎ ‎dusz‎ ‎naszych,‎ ‎dawco‎ ‎wszelkiego‎ ‎dobra‎ ‎i‎ ‎błogosławieństwa!‎ ‎dziękujemy‎ ‎Tobie‎ ‎pokornie‎ ‎za‎ ‎dobre‎ ‎myśli‎ ‎i‎ ‎uczucia,‎ ‎jakie w‎ ‎ciągu‎ ‎tej‎ ‎drogi‎ ‎krzyżowej‎ ‎podałeś‎ ‎nam‎ ‎do‎ ‎duszy.‎ ‎Jeszcze Cię‎ ‎tylko‎ ‎prosimy‎ ‎o‎ ‎jedną ‎łaskę,‎ ‎a‎ ‎tą‎ ‎jest,‎ ‎żeby‎ ‎się‎ ‎Twój krzyż‎ ‎święty‎ ‎tak‎ ‎głęboko‎ ‎wrył‎ ‎w‎ ‎serca,‎ ‎iżby‎ ‎zaznaczał i‎ ‎uświęcał‎ ‎wszystkie‎ ‎myśli,‎ ‎słowa‎ ‎i‎ ‎uczynki‎ ‎nasze!‎ ‎Niech on‎ ‎nam‎ ‎będzie‎ ‎całą‎ ‎mocą,‎ ‎pociechą‎ ‎i‎ ‎całą‎ ‎nadzieją‎ ‎w‎ ‎życiu‎ ‎i‎ ‎przy‎ ‎śmierci!‎ ‎O,‎ ‎Jezu,‎ ‎niepojętej‎ ‎boleści!‎ ‎żegnamy Cię‎ ‎już,‎ ‎smutni‎ ‎i‎ ‎spłakani;‎ ‎już‎ ‎odchodzimy‎ ‎od‎ ‎stóp‎ ‎Twego‎ ‎krzyża,‎ ‎ale‎ ‎go‎ ‎niesiemy‎ ‎w‎ ‎sercu.‎ ‎O,‎ ‎Panie,‎ ‎któryś‎ ‎za nas‎ ‎cierpiał‎ ‎rany,‎ ‎o,‎ ‎Boże‎ ‎wszechmocny,‎ ‎zmiłuj‎ ‎się‎ ‎nad nami!‎ ‎Amen.

Ks. Karol Antoniewicz – Kazania Wielkopostne. 1892.