środa, 31 lipca 2024

W cierpieniu nie odwracaj się od Boga - ks. Sławomir Kostrzewa

Potrzebna jest PILNA MODLITWA za ks. Łukasza Słocińskiego

 

Potrzebna jest PILNA MODLITWA za ks. Łukasza Słocińskiego 🙏

Minionej nocy/nad ranem ktoś napadł na jego rodzinny dom w Środzie Wielkopolskiej i zamordował Jego Mamę, a Jego brutalnie pobił. Ks. Łukasz, który był m.in. wikariuszem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Śremie, a obecnie posługuje w kościele pw. św. Urszuli Ledóchowskiej w Dąbrówce, przebywa w stanie ciężkim na intensywnej terapii w szpitalu w Poznaniu. Jego rodzina prosi o modlitwę, a ja o posyłanie tego apelu dalej. 🙏

Ks. Łukasz przebywał na urlopie u swojej mamy, która była cenioną dr stomatolog. Sprawca, pochodzący z Mołdawii, został już ujęty przez policję.

Źródło Zawierzam Maryi

https://www.facebook.com/photo?fbid=897134545791941&set=a.458604689644931

„Ostrzegaliśmy” – Krzysztof Bosak o imigrancie, który zamordował Polkę. Winę ponosi PiS?

 

„Ostrzegaliśmy” – Krzysztof Bosak o imigrancie, który zamordował Polkę. Winę ponosi PiS?

(Krzysztof Bosak / fot. Katarzyna Komarowska / Młodzież Wszechpolska / Wikimedia Commons)

Krzysztof Bosak w mocnych słowach skomentował przerażającą zbrodnię popełnioną przez nielegalnego imigranta z Mołdawii. Morderca 84-letniej kobiety został wpuszczony do Polski dwa lata temu, za rządów PiS – przypomina wicemarszałek Sejmu.

Do tragedii doszło w Środzie Wielkopolskiej. Podczas włamania do domu Mołdawianin zamordował 84-letnią kobietę, a jej 38-letni syn trafił do szpitala. Policja poinformowała, że trwają czynności pod nadzorem prokuratora. Służby zatrzymały 48-letniego imigranta, przy którym znaleziono przedmioty ukradzione z domu.

Do sprawy odniósł się Krzysztof Bosak we wpisie na X. Ostrzegaliśmy, że rząd PiS wpuszczał z przestrzeni postsowieckiej prawie wszystkich jak leci i że to były kłamstwa, że imigranci na których się zgadzali są jakkolwiek sprawdzani. Nie byli – napisał.


Tu przykład – Mołdawianin, który zamordował w Środzie Wielkopolskiej swoją sąsiadkę wjechał do Polski 2 lata temu, a wcześniej był karany za granicą – dodał polityk Konfederacji.

Podejrzany przebywał w Polsce od 2 lat, nie miał stałego zatrudnienia, znęcał się nad swoją polską partnerką, a teraz mu grozi dożywocie na koszt polskiego podatnika – komentuje profil Wolność_ _Słowa na X, którego post udostępnił Bosak.  Piękno całkowitego braku polityki migracyjnej – dodaje z gorzką ironią.

Źródła: dorzeczy.pl / X

Wezwanie do radykalizmu (Mt 13, 44-46)

Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić – mówi Pan. Wybawię cię z rąk złoczyńców i uwolnię cię z mocy gwałtowników».

 

Wytrwaj!

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza

Biada mi, matko moja, że mnie urodziłaś, męża skargi i niezgody dla całego kraju. Nie pożyczam ani nie daję pożyczki, a wszyscy mi złorzeczą.
Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, chłonąłem je, a Twoje słowo stawało się dla mnie rozkoszą i radością serca mego. Bo imię Twoje zostało wezwane nade mną, Panie, Boże Zastępów!
Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić; pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem. Dlaczego mój ból nie ma granic, a moja rana jest nieuleczalna, niemożliwa do uzdrowienia? Czy będziesz więc dla mnie jakby zwodniczym strumieniem, zwodniczą wodą?
Dlatego tak mówi Pan: «Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz czynić to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał. Uczynię z ciebie dla tego narodu niezdobyty mur ze spiżu. Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić – mówi Pan. Wybawię cię z rąk złoczyńców i uwolnię cię z mocy gwałtowników».

Oto słowo Boże.
.:ILG:. - 31 lipca 2024: CZYTANIA LITURGICZNE
******†*******
Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić (Jr 15,20)

,,Bywa i tak, że masz wszystkiego dosyć. Nic nie wychodzi, wszystko boli, czujesz się potrzaskany, czego się nie tkniesz – psujesz. Masz poczucie przegranego życia, daremnych starań, bezowocności wysiłków. Czujesz się niezrozumiany, odrzucony, popadasz w pesymizm, rozpacz, tracisz smak. Piętrzą się przeszkody, trudności wydają się nie do pokonania.

A miało być dobrze. W końcu przecież spotkałeś samego Boga, doświadczyłeś Jego miłości, uwierzyłeś Mu z radością. Miałeś być spełniony. Życie jawiło się jako prosta droga do szczęścia.

Naprawdę?

Święty Ignacy Loyola mówił: „Doświadczenie uczy nas, że tam, gdzie napotyka się na liczne sprzeciwy, można zazwyczaj spodziewać się większych owoców”. Wiedział, co mówi, bo był człowiekiem wielkich pragnień. Kiedy na jego drodze stawały przeszkody – a było ich wiele – nie poddawał się. Wierzył, że jeśli wypełnia misję Boga, wytrwa. Jeśli wytrwa, stanie przed Panem, a On wybawi go z ręki złoczyńców. Będzie jak mur ze spiżu, bo Wszechmocny mu obiecał: „Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić”.

Nie jesteś skazany na przegrane życie. Jesteś w rękach Dawcy życia,,

Słowa Najważniejsze

Ewagriusz z Pontu: Osiem duchów zła

 

Ewagriusz z Pontu - jeden z najznamienitszych Ojców Pustyni, mistrz życia duchowego - twierdził, że istotą walki ze złem jest uwolnienie się od grzechu wewnętrznego (także tego popełnionego w myśli). Dlatego celem ludzkiego życia jest apatheia, beznamiętność. Nie ma ona nic wspólnego z bezczynnością czy brakiem życiowej energii. Beznamiętność to wolność...

    Pokusy zmysłowe zwalczał kąpiąc się w lodowatej wodzie. Pokusę bluźnierstwa - wystawiając ciało na ukąszenia owadów. Na wzór swojego mistrza (Abby Makarego z Aleksandrii) przez wiele lat pościł radykalnie, posilając się jedynie wydzielonymi porcjami chleba i wody.

    Po dłuższym czasie doprowadziło go to do tak dużych kłopotów trawiennych, że sam mistrz zalecił mu złagodzenie diety. Odtąd jadł surowe warzywa i pił wywary ziołowe. Jednocześnie nieustannie się modlił (medytacja serca), studiował Pismo Święte i spisywał doświadczenia swoje oraz tych, którzy tak jak on - z miłości do Jezusa Chrystusa - wybrali życie na pustyni.

    Praktykując tak surowy tryb życia - w odosobnieniu od ówczesnego świata - Ewagriusz z Pontu walczył z demonami, obserwując ich strategie działania (kiedy, w jakiej kolejności i w jaki sposób atakują człowieka). Ewagriusz wykazał istnienie ośmiu demonów, które ustawicznie dręczą człowieka - w zależności od jego kondycji duchowej, w tym sposobu "panowania" nad swymi pragnieniami ciała.

Demon pierwszy: obżarstwo

    Od tego demona nie można się wyzwolić inaczej, jak tylko przez post i wstrzemięźliwość (umiarkowanie). Dlatego mnisi podejmowali posty, aby ograniczyć do minimum działanie zewnętrznych bodźców.

    Podstępny demon, wykorzystując wyobraźnię, podsuwał mnichom (pustelnikom) obrazy dawnych uczt i wzbudzał w nich różne fantazje kulinarne. W ten sposób dążył do tego, aby mnich opuścił pustynię, a jeśli nie, to chociaż złagodził praktykowane posty, co w efekcie doprowadzi go do utraty poczucia sensu przebywania w odosobnieniu. Kuszony mnich lękał się też, że z powodu surowego postu utraci zdrowie i umrze w strasznych męczarniach.

    Ewagriusz odkrył, że istnieje demon radykalizmu ascetycznego. Uległy mu mnich chce naśladować radykalnych mistrzów i jednocześnie, aby nie ujawnić własnej słabości, odmawia przyjęcia pomocy innych. Pogardza własnym ciałem, a przecież celem ascezy nie powinno być odrzucenie tego daru Bożego, ale oczyszczenie i scalenie w jedno ciała z duszą. Mnich poszczący ponad miarę koncentruje się na swoim pseudodoskonaleniu i zapomina o potrzebach innych ludzi.

    Oprócz umiarkowania obroną była gościnność i kontrola własnej wyobraźni - tak, aby demon obżarstwa nie mógł się nią posłużyć.

Demon drugi: nieczystość

    Pontyjski mnich nie był zwolennikiem traktowania sfery erotycznej człowieka jako złej, tak jak robili to manichejczycy. Przestrzegał jednak mnichów, którzy dobrowolnie wybrali życie w samotności, przed uleganiem demonowi nieczystości. Demon kusząc pustelnika wykorzystywał naturalną u człowieka potrzebę bliskości i posiadania potomstwa.

    Myśli nieczyste rodzą się w wyobraźni najczęściej za pośrednictwem rzeczy widzialnych, dlatego pustelnicy powinni unikać niepotrzebnych spotkań z kobietami, dotykania ich i patrzenia na nie. Kuszony mnich mógł jednak kompensować brak bliskości z kobietą przez sny i wyobrażenia erotyczne. Budząc się w nocy widział wokół siebie dzikie bestie, które przemieniały się w bezwstydnie tańczące kobiety.

    Ewagriusz zdawał sobie sprawę, że niemożliwe jest całkowite wyzwolenie się z naturalnych pragnień seksualnych. Dlatego podkreślał, że w walce z demonem chodzi głównie o to, aby namiętność nie przejęła kontroli nad człowiekiem. Czasami demon namawiał też mnicha do opuszczenia pustyni, ukazując wstrzemięźliwość jako bezsensowną, a Boga jako tyrana, który wymaga rzeczy ponad ludzkie siły.

    Ścisły post, czuwanie nocne, modlitwa oraz powściągliwość powodują, że demon, nienawidzący udręki ciała, ucieka. Pustelnik powinien też opowiadać innym o swoich upadkach, a nie szczycić się trudami ascezy.

Demon trzeci: chciwość

    Chciwość - wraz z szukaniem próżnej chwały i obżarstwem - jest przyczyną wszystkich innych namiętności. Te trzy pokusy podsuwał przecież Jezusowi Chrystusowi diabeł, kusząc Go na pustyni. Demonowi chciwości nie chodzi tylko o obudzenie pragnienia posiadania pieniędzy, ale przede wszystkim o to, aby człowiek chciał zdobyć władzę nad całym światem. Pieniądze są jedynie środkiem do osiągnięcia tego celu.

    Zdaniem Ewagriusza, chciwcem nie jest ten, kto ma pieniądze, ale ten, kto nieustannie o nich myśli i ich pożąda. Można więc być chciwym będąc bogatym, jak i biednym. Demon może kusić mnicha wspomnieniami o przeszłym bogactwie, z którego zrezygnował, albo o rzeczach, które mógłby mieć. Stosując tę strategię powoduje rozdwojenie pragnień - mnich na zewnątrz wyrzeka się bogactwa, ale gromadzi w sercu.

    Ewagriusz porównuje bogatego mnicha do psa uwiązanego na łańcuchu, który stracił wolność na rzecz zniewalającej go troski o posiadanie pełnej miski. Opanowany przez demona mnich staje się nienasyconym szaleńcem, u którego chciwość wzbudza nieustanny lęk o przyszłość, a przez to odbiera mu radość życia.

    Czasami demon zmienia strategię. Mnich może pod jego wpływem zabiegać o pieniądze wśród ludzi bogatych, pod pozorem rozdania ich potem ubogim. Wtedy prawdziwym celem staje się nie pomoc potrzebującym, ale pragnienie posiadania pieniędzy choćby na chwilę, by nacieszyć nimi oczy. A przecież prawdziwy uczeń Jezusa Chrystusa powinien dzielić się tym, co ma, a nie tym, co dopiero zdobędzie.

    Najlepszą obroną przeciwko demonowi chciwości jest ubóstwo, jałmużna, zawierzenie Bogu, a także nieużalanie się nad własną biedą i równe traktowanie biedaków i bogaczy.

Demon czwarty: smutek

    Symbolem smutku, według Ewagriusza, jest żmija. Jej jad, zgodnie z przekonaniem antycznych lekarzy, w niewielkich ilościach niszczy inne trucizny, nadmiar zaś zabija.

    Ewagriusz, podobnie jak św. Paweł, rozróżnia dwa rodzaje smutku. Jeden z nich pochodzi od Boga i jest konsekwencją popełnionej przez człowieka nieprawości. Wiąże się z poczuciem żalu i skruchy, co prowadzi do nawrócenia. Jego objawem są łzy, rozmyślanie o śmierci i Bożym sądzie.

    Drugi rodzaj smutku powstaje w sercu człowieka, kiedy rozmyśla on o tym, co w jego życiu się nie spełniło, i powoduje powolne obumieranie duchowe. Taki człowiek, nawet jeśli będzie doświadczał jakiejś przyjemności duchowej lub cielesnej, nie będzie w stanie jej odczuć ani się nią cieszyć, bo jego dusza jest "jak wysuszona". Najgorsze jest to, że nie może też nikogo poprosić o ratunek, ponieważ demon smutku izoluje go od innych ludzi, zamykając w niewoli własnej wyobraźni i niespełnionych pragnień.

    Demon chce odebrać człowiekowi radość życia, która jest darem Bożym. Atakuje najczęściej ludzi samotnych, żyjących w odosobnieniu. Mnich kuszony przez demona smutku nie cieszy się obraną drogą, unika spotkań z braćmi. Rozmyślając ciągle o przyjemnościach, pragnieniach, których nie może osiągnąć, staje się coraz bardziej sfrustrowany. Doprowadza go do gniewu, smutku - a nawet szaleństwa lub samobójstwa.

    Demon smutku utrudnia także oczyszczenie serca po grzechu, sprawiając, że człowiek nieustannie pamięta o złu i zamyka się na Boże miłosierdzie. Jedynymi skutecznymi środkami w walce z tym demonem są: radość, otwarcie się na innych ludzi, wytrwałość i modlitwa.

Demon piąty: gniew

    W sercu człowieka ulegającego demonowi gniewu rośnie nienawiść do świata, ludzi i Boga. Człowiek taki stopniowo staje się podobny do bestii. Jest krytykancki, nieufny, zawzięty, oczernia innych. Ponieważ nie może zrealizować własnej wizji świata, wpada we frustrację, a ta prowadzi go do gniewu. Nie potrafi znieść grzeszności innych, uważając jednocześnie, że sam jest niemal doskonały.

    Demon wykorzystuje nawet błahy pretekst, aby wywołać w sercu człowieka gniew. Czasami zwyczajne codziennie zajęcia, drobne sprawy czy wydarzenia, które potoczą się niezgodnie z zamierzeniami człowieka, mogą wzbudzić w nim gniew. Owładnięty nim nie może nawet spokojnie spać, gdyż męczą go senne koszmary, w których wspina się stromymi ścieżkami, spotyka krwiożercze i jadowite bestie, przed którymi ucieka.

    Mnich opanowany przez demona gniewu traci w pewnym momencie zdolność odróżniania snu od jawy, w celi widzi dym i bestie, jego organizm słabnie, umysł popada w obłęd. Demon może też wykorzystywać skrywaną w sercu urazę. Dlatego poznanie własnych myśli i lęków, miłość bliźniego, przebaczenie, wielkoduszność, cierpliwość, łagodność i wyrozumiałość dla słabości innych oraz modlitwa Psalmami pełnią kluczową rolę w walce z tym demonem.

Demon szósty: acedia (lenistwo)

    Ten demon atakuje mnicha najczęściej w południe. Wówczas dzień dłuży się, tak jakby miał pięćset godzin. Mnich nie może się doczekać pory posiłku, jest niespokojny i ciągle wygląda przez okno. Ogarnia go duchowe lenistwo i fizyczna ociężałość. Jest jak nierozumne zwierzę, z przodu ciągnięte przez pożądliwość, z tyłu popychane i bite przez nienawiść.

    Ten demon, w przeciwieństwie do innych, dotyka całej duszy człowieka i sprawia, że pożąda on tego, czego nie ma, a nienawidzi to, co ma. Duchowe zniechęcenie, znużenie, oschłość, tchórzostwo, przygnębienie, niezdolność do koncentracji, obrzydzenie, atonia (osłabienie) duszy, jej paraliż - to określenia opisujące stan człowieka w acedii.

    Ewagriusz mówi, że żonaty mężczyzna będąc w stanie acedii zmienia żonę, ponieważ obwinia ją o swoje cierpienie. Mnich z kolei chce uciec z celi łudząc się, że w innym miejscu będzie mu lepiej. Ma subiektywne poczucie opuszczenia przez braci, mistrza duchowego, oczekuje od nich pocieszenia, a nie otrzymując go oskarża ich o obojętność i brak miłości. Nikt nie jest jednak w stanie pomóc takiemu człowiekowi, ponieważ toczy on wewnętrzną walkę, w której przeciwnikiem nie jest żona, współbracia, koledzy z pracy, ale zranione "ja". Jedynym lekarstwem jest wówczas przetrzymanie tego stanu i staranie się o większy obiektywizm w ocenie sytuacji.

    Czasami demon zmienia strategię. Człowiek wypiera gniew i złość towarzyszące poczuciu niespełnienia. Na zewnątrz jest opanowany, ale w jego sercu wszystko się "gotuje". A to powoduje, że jego dusza staje się nieczuła, niejako obumiera. Będący w takim stanie mnich modli się, ale nie sprawia mu to radości, żałuje za grzechy, ale nie odczuwa żalu. Najlepszym lekarstwem jest wtedy prośba o dar łez.

    Inna strategia demona polega na tym, że pobudza człowieka do nadmiernej aktywności. Mnich wówczas chętnie posługuje wśród chorych, kieruje nim jednak miłość własna, a nie bliźniego - dla chorych jest niewyrozumiały. Także ludzie świeccy uciekają przed pustką w pracoholizm, szczycą się tym, że nigdy nie odpoczywają, mają poczucie winy, gdy nie znajdują zajęcia.

    Kryterium oceny jest tutaj intencja. Jeśli ktoś szuka w podejmowanym działaniu siebie, to choćby zamęczył się ascezą albo pracą dla Boga jest to bez wartości. Ewagriusz mówi, że wszelka przesada, brak umiaru pochodzą od złego ducha. Demony bowiem powstrzymują przed czynieniem tego, co możliwe, a skłaniają do robienia rzeczy niemożliwych.

    Lekarstwami w walce z demonem acedii są wytrwałość w powziętych postanowieniach oraz zachowanie właściwej miary.

    Autorzy średniowieczni "demonem południa" nazwali poczucie bezsensu życia i niepokoju, jakie dotyka człowieka w "południe" życia, czyli około czterdziestego roku życia. C. G Jung nazwał to doświadczenie "kryzysem wieku średniego".

Demon siódmy: próżność

    Żeglarze wyrzucali w czasie burzy zbędne rzeczy po to, aby okręt miotany przez fale nie zatonął. Według Ewagriusza podobnie robią ci, którzy wybierają życie mnisze. Nie powinni jednak walczyć z namiętnościami w taki sposób, by widzieli to inni. W przeciwnym razie oddają się demonowi próżnej chwały. Są wtedy jak grzesznicy, którzy szczycąc się wyzwaniami rzuconymi Bogu, szukają podziwu ze strony innych.

    Przed demonem próżnej chwały ucieczka jest bardzo trudna. Każde bowiem zwycięstwo nad namiętnościami może stać się powodem próżności. Mnich "zapętla się" duchowo, ponieważ z jednej strony stara się oczyścić duszę, a z drugiej wpada w próżność i wzmacnia własne ego.

    Człowiek opanowany przez tego demona ponad wszystko chce osiągnąć sukces, pragnie pierwszeństwa, nie dba o jedność z innymi braćmi czy współpracownikami. Uzależnia jakość swojego działania od pochwał. Jednocześnie sam nie potrafi chwalić innych. W ten sposób demon próżnej chwały otwiera drzwi duszy innym demonom i doprowadza ją do upadku.

    Czasami demon sprawia, że człowiek zabiega o towarzystwo ważnych osób lub wiąże się z różnymi znanymi instytucjami. Czuje się ważniejszy i lepszy od innych, ponieważ przebywa w elitarnych i wpływowych środowiskach.

    Jedynym skutecznym sposobem walki z tym demonem jest wytrwała modlitwa, oczyszczanie motywacji podejmowanych wyrzeczeń i skromność.

Demon ósmy: pycha

    Demon pychy kusił mnicha zawsze jako ostatni. Najczęściej przedstawiał mu Boga jako bezsilnego, a wtedy miłość własna opanowywała wszystkie działania i myśli mnicha. Demon ukazywał też Boga jako faworyzującego jednych, a odrzucającego drugich. Podpowiadał mnichowi, że przecież bardziej niż inni zasługuje na względy Najwyższego, bo tyle wycierpiał, wybierając życie ascety. Mnich ulegając pokusie wierzył, że własnymi siłami pokonywał trudności. Ulegając pysze wracał niejako do początku swojej drogi, a nawet - jak twierdzi Ewagriusz - pogarszał swój stan, przed czym przestrzegał Jezus Chrystus [por. Mt 12,45].

    Pontyjczyk nazywa pychę urojeniem, złą gorliwością, mroczną ułudą, zarozumiałością ciała. Opanowany przez nią człowiek stawia się na miejscu Boga i podkreśla swoją niezależność. Wcześniej czy później sam staje się jak demon, który go opanował. Nie przyjmuje napomnień, przypisuje sobie wszystkie zasługi, gardzi innymi. Wszystkich dookoła uważa za głupców, którzy nie dostrzegają jego "wielkości". Poucza i nie toleruje słabości innych, pogardza grzeszącymi.

    Lekarstwem jest pokora, posłuszeństwo Bogu, cierpliwe znoszenie przeciwności losu i zniewag. Tylko człowiek akceptujący swoją zależność od Boga i ograniczoność jest w stanie cieszyć się życiem i ma szansę zdobyć prawdziwą Bożą mądrość. Mnich powinien opłakiwać swoje grzechy, a nie cudze, pamiętać o krzywdach, jakie wyrządziły mu demony, nie chwalić się czynionym dobrem i słuchać swojego kierownika duchowego.

Anna Dąbrowska

Źródło: www.katolik.pl; Ewagriusz z Pontu: "O różnych rodzajach złych myśli. O ośmiu duchach zła", Biblioteka Ojców Kościoła.

mp/katolik.pl

SZOK! ROZPUSTA W KOŚCIELE. BĘDZIE KARA BOŻA?

„Tęczowa” ohyda w Essen. Kościół katolicki włącza się w obchody parady LGBT

 

„Tęczowa” ohyda w Essen. Kościół katolicki włącza się w obchody parady LGBT

(pixabay.com)

W niemieckim Essen w sobotę 3 sierpnia odbędzie się homoseksualna parada. Włączyć się w jej obchody zamierza lokalny Kościół katolicki. W wigilię festiwalu sprośności odbędzie się ekumeniczne nabożeństwo. Jego motto brzmi wyjątkowo perwersyjnie. Organizatorzy wybrali słowa św. Pawła z 1 listu do Koryntian: «Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości!».

W ekumenicznym prohomoseksualnym nabożeństwie wezmą udział przedstawiciele esseńskiego Kościoła katolickiego, a także protestanci ewangeliccy oraz tzw. starokatolicy. Parada w Essen będzie dużym wydarzeniem, bo obejmuje obszar całego Zagłębia Ruhry zamieszkałe w sumie przez ponad 5 mln osób.

Zwyrodniałe nabożeństwo odbędzie się w zborze ewangelickim na rynku w Essen.


Jak podała w specjalnym komunikacie katolicka Diecezja Essen, zacytowane wyżej motto „ma w oczywisty sposób opowiadać się za miłością w całej jej płciowej i seksualnej różnorodności”, która to „miłość” miałaby czerpać z miłości samego Pana Boga.

Jak wygląda w praktyce różnorodna homoseksualna miłość będzie przypominać obecność przedstawicieli organizacji zwalczających AIDS, którzy mają pojawić się na nabożeństwie.

Biskupem Essen jest Franz-Josef Overbeck. To jeden z najważniejszych hierarchów w Niemczech. Ma duże wpływy w Ameryce Łacińskiej, jako że zarządza organizacją transferującą niemieckie pieniądze do państw tamtego regionu.

Overbeck jest też «biskupem wojskowym» (Militärbischof) – kieruje katolickim duszpasterstwem Bundeswehry. 

Źródła: bistum-essen.de, PCh24.pl

Pach

Caminante Wanderer: „Głęboka teologia” rozkłada Kościół od środka

 

Caminante Wanderer: „Głęboka teologia” rozkłada Kościół od środka

(Oprac. GS/PCh24.pl)

W Kościele działa „głęboka teologia”; są ludzie, którzy już dawno utracili wiarę w Boga Abrahama i w Chrystusa, a wszystkie swoje siły poświęcają na podkopywanie Kościoła. Pisze o nich argentyński bloger i znawca pontyfikatu papieża Franciszka, Caminante Wanderer.

W Kościele katolickim, napisał Caminante Wanderer, istnieje niewątpliwie coś takiego, jak kościelne „głębokie państwo”, „deep state”. Działało już za pontyfikatu Piusa XII, a jego działalność uwidoczniła się szczególnie podczas II Soboru Watykańskiego i reformy liturgicznej.

Kościelne „głębokie państwo” ma zarazem bardzo ważnego sojusznika. Jest nim „głęboka teologia”, „deep theology”. Teologia ta „stoi za wieloma powierzchownymi ruchami, które zdają się być spontaniczne i realizowane przez pożytecznych idiotów, tak jak w społeczeństwie świeckim”, napisał autor.


Według Caminante Wanderera przykładem na „głęboką teologię” jest kwestia kapłaństwa kobiet. „To niewątpliwie najbardziej barwny sztandar progresizmu ostatniej dekady. Argumenty na rzecz kapłaństwa kobiet są liczne i różnorodne. Niektóre mają pozór teologii, inne są czysto utylitarne. Twierdzi się, że w Kościele nie było nigdy kobiet kapłanów, ale wyłącznie dlatego, że nie pozwalała na to kultura, a nie argumenty teologiczne. Teraz, biorąc pod uwagę kryzys męskich powołań kapłańskich, należałoby zaakceptować «żeńskie powołania kapłańskie»”.

Prawdziwym celem wprowadzenia kapłaństwa kobiet jest podważenie samego kapłaństwa w ogóle, bez którego Kościół nie mógłby istnieć. Chodzi o to, aby przekonać wiernych, że przez wieki funkcjonowali w ramach iluzji. „Niewielka grupa neognostyckich teologów próbuje sprawić, by nastąpiła powolna i niezauważalna zmiana. To właśnie członkowie «głębokiej teologii»” – napisał.

Jak podkreślił Caminante Wanderer, nie jest to oczywiście nowa teza, bo promowano ją już w latach 80. na europejskich i amerykańskich wydziałach teologii katolickiej, sugerując, że kapłaństwo jest swoistą pomyłką historyczną. Dziś taką tezę, wprawdzie dyskretnie, przemyca wielu patrologów. Ludzie tego rodzaju posługują się ideologicznie metodą historyczno-krytyczną; „rekonstruują przeszłość, aby podważyć wiarę Kościoła w teraźniejszość”, ocenia. Ich celem jest po prostu „relatywistyczna interpretacja dogmatu”. Tacy „neognostyccy” teologowie zachowują się, jakby obok widzialnego Kościoła istniał jeszcze inny Kościół, a jego pasterzem i zarazem arcykapłanem był właśnie „teolog oświecony naukami historycznymi”.

„Uczniowie czarnoksiężnika, którzy odgrywają rolę progresywnych teologów wpatrzonych w człowieka współczesności – to na przykład aktualny strażnik wiary» kardynał Fernández – powinni wiedzieć, że są tylko marionetkami małej, zideologizowanej grupy teologów, którzy już dawno stracili wiarę w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz w posłanego przezeń Zbawiciela Jezusa Chrystusa; powinni rozumieć, że poświęcają się systematycznemu podkopywaniu Kościoła, który założył Chrystus” – zakończył.

Źródło: Katholisches.info

Pach

Bella Dodd: Setki komunistów zostało wyświęconych w Kościele na kapłanów

 

- W końcu lat dwudziestych i w latach trzydziestych osobiście popchnęłam setki mężczyzn do kapłaństwa, aby osłabić Kościół katolicki od środka. Był pomysł, żeby ci mężczyźni otrzymali święcenia i awansowali na wpływowe stanowiska jako prałaci i biskupi. Właśnie obecnie są na najwyższych stanowiskach i pracują nad zmianami, aby osłabić skuteczność Kościoła w zmaganiu z komunizmem – pisze w swojej książce „Szkoła ciemności” Bella Visano Dodd.

Dodd była „wpływową funkcjonariuszką Komunistycznej Partii USA, w 1950 roku porzuciła komunizm i powróciła do Kościoła za sprawą abp Fultona J. Sheena”. Zeznania, jako złożyła przed Komisją do spraw Działalności Antyamerykańskiej stanowią niezwykle ważny zbiór informacji i danych na temat źródeł i dziejów komunizmu i komunistycznej konspiracji na świecie.

W swojej książce Dodd ujawnia mechanizmy działania komunistów oraz to, jak został przez nich wykorzystany Związek Nauczycieli, a także inne centrale związków zawodowych w celu zdobycia wpływów politycznych. Odkrywa też tajemnice niszczenia Kościoła przez komunistów i socjalistów. Obalenie Kościoła jest dla niech punktem centralnym działań, ponieważ to miałoby umożliwić im narzucenie nowego porządku światu. Bardzo wyraźne są też tam analogie „do bieżącej sytuacji politycznej w Polsce i w Unii Europejskiej”.

Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Fundacji Instytut Globalizacji i dzięki staraniom Tomasza Teluka – polskiego politologa, doktora filozofii, autora książek,  komentatora i publicysty, który jest także założycielem i prezesem Instytutu Globalizacji.

mp/radioolsztyn.pl

Upadek jezuitów. Czy Towarzystwo da Kościołowi jeszcze coś dobrego?

 

Towarzystwo Jezusowe jest w kryzysie – tak głębokim, że nie wiadomo, czy jeszcze się z niego podniesie. Skrót „SJ” zaczyna się kojarzyć nie z oddaniem Chrystusowi, ale z prowokacją i intelektualnymi wybiegami, które mają uzasadniać liberalizm. Kto wie: może jezuici już bezpowrotnie stracili szansę bycia narzędziem w rękach Boga.

Jezuitów jest na świecie kilkanaście tysięcy, w Polsce kilkuset. Wszystkie uogólnienia trzeba dlatego traktować z pewnym dystansem. Towarzystwo Jezusowe zawsze cieszyło się znaczną liczbą doskonałych kapłanów i tak jest na pewno również dzisiaj. Niestety, nie sposób zaprzeczyć, że o ile św. Ignacego Loyolę można z powodzeniem nazywać zarówno mistrzem duchowości jak i walecznym rycerzem sprawy katolickiej, to z trudem można byłoby zastosować takie określenia do typowego jezuity naszych czasów. Staje się to tym bardziej prawdziwe, jeżeli przyjrzeć się znanym członkom Towarzystwa. Zarówno na świecie jak i w naszym kraju jezuici celują we wzbudzaniu niezdrowej sensacji, lubując się w prowokacjach i przekraczaniu granic.

Podam kilka wymownych przykładów, zaczynając od Polski.


Ojciec Grzegorz Kramer. Tylko w ostatnich miesiącach wywołał dwa skandale, publikując wizerunek Matki Bożej z elementami symbolicznej dla ruchu LGBT tęczy, a później Zbawiciela ubranego w bluzę z nauczycielem fałszywej religii, Siddharthą Gautamą (tzw. budda). O jego wcześniejszej prowokacyjnej aktywności nie ma już nawet co mówić, każdy pamięta, jak – na przykład – „dziękował za odwagę” Piotrowi S., który popełnił samobójstwo z przyczyn politycznych, dla walki z PiS…

Ojciec Wacław Oszajca. Niedawno zaatakował procesje Bożego Ciała, oskarżając pobożność Bożocielną o ciemnotę, fanatyzm, doktrynerstwo i nietolerancję, a katolików w nich uczestniczących lżąc jako ludzi, którzy w oczach postronnych mogą uchodzić za mających skłonności kanibalistyczne. Później oskarżył katolicką egzegezę o fałszywą ocenę zdrady św. Piotra, bo Apostoł, wypierając się Chrystusa Pana, miał mieć przecież rację.

Ojciec Wojciech Żmudziński. Ogłosił, że Matka Boża nie mogła interweniować w Bitwie Warszawskiej, a to ze względu na, między innymi, dobrostan ruskich sołdatów, wobec czego na pewno nie interweniowała, a ci, którzy twierdzą, że było inaczej, powtarzają nieewangeliczną i brudną endecką propagandę. Po ogłoszeniu deklaracji Fiducia supplicans o błogosławieniu par LGBT jej krytyków przyrównał z kolei do ludzi błogosławiących „czołgi i armaty”, sugerując, że są to ludzie z przepowiedni Pana Jezusa, którzy zabijając Jego uczniów sądzą, że oddają cześć Bogu.

Ojciec Jacek Prusak. Tak dużo razy powtarzał za niemieckimi progresistami, że św. Paweł nigdy nie potępił homoseksualizmu, że chyba sam w to uwierzył i uznał za dowiedzione, bo ostatnio przestał o tym mówić. Ogranicza się do stwierdzania, że ludzie bez względu na orientację seksualną mogą „kochać w celibacie”, ale mogą też „kochać nie w celibacie”. W 2020 roku bronił też tzw. kompromisu aborcyjnego (zakaz zabijania chorych dzieci uznał za „targnięcie się” się na ów kompromis), a dwa lata później brał udział w festiwalu „Jezus spotyka Buddę”.

Pomijam tu celowo tych wszystkich jezuitów, którzy wypowiadają się w mediach społecznościowych w bardziej umiarkowanej, niemniej jednak otwarcie proliberalnej tonacji, nieustannie prowokując tym internetowe awantury; jest ich po prostu zbyt wielu. Trzeba jednak pamiętać, że ta ich działalność mocno rzutuje na wizerunku Towarzystwa Jezusowego. „SJ” w sieci zaczyna się coraz częściej kojarzyć z brakiem zdolności nazwania zła po imieniu i próbą znalezienia jakiegoś wytłumaczenia dla każdej patologii.

Nie wiem, czy w przestrzeni światowej jest z jezuitami lepiej, czy gorzej: tak jak pisałem wcześniej, to zbyt duże zgromadzenie, by wydawać ogólne sądy. Niemniej jednak gdy myślę o znanych jezuitach znowu przychodzą na myśl głównie kontrowersyjne postaci – i nie mówię już wcale o papieżu ani o nawet o generale jezuitów, Arturo Sosie, który wsławił się kiedyś twierdzeniami o mityczności zła. Chodzi na przykład o kard. Jean-Claude Hollericha, po samym Franciszku chyba najważniejszego jezuitę w Watykanie. Hollerich jest relatorem generalnym Synodu o Synodalności. Z tej racji wypowiada się na różne „gorące” tematy. Niestety, zawsze z góry wiadomo, co powie: będzie wspierać zniesienia obowiązkowego celibatu, rewizję nauczania Katechizmu na temat homoseksualności, poprze „włączenie kobiet”, sugerując, że osobiście byłby otwarty nawet na żeńskie kapłaństwo, wreszcie wyrazi się z aprobatą o reformizmie niemieckiej Drogi Synodalnej. Innym bywałym w Watykanie jezuitą jest ojciec James Martin z progejowskiej organizacji „Outreach”. Jego działalność, jednoznacznie wymierzona w moralną naukę Kościoła, jest wszystkim czytelnikom PCh24.pl tak dobrze znana, że nie trzeba jej tu w ogóle opisywać; prawda jednak, że odkąd kard. Fernández opublikował Fiducia supplicans ten amerykański jezuita jeszcze się rozzuchwalił, choćby manifestacyjnie błogosławiąc pary LGBT, nawet takie, które są bardzo odległe od wiary katolickiej. W Watykanie obecny jest też w pośredni sposób Marko Rupnik – były jezuita, wyrzucony ze zgromadzenia w 2023 roku. W Kurii Rzymskiej używa się jego dzieł artystycznych, chętnie promuje je sam papież… Niestety, gdy weźmie się pod uwagę inne skandale seksualne związane z działalnością niektórych członków Towarzystwa Jezusowego (także w Polsce), sprawy nie można tak po prostu załatwić stwierdzeniem, że Rupnik „już nie jest jezuitą”. Jest ewidentne, że system kontroli i zapobiegania przestępstwom seksualnym w zakonie działa źle. Zwracał zresztą na to uwagę o. Julio Fernández Techera SJ, inicjator dużej i trwającej od kilku lat dyskusji wewnętrznej o stanie Towarzystwa. W swoim obszernym eseju z 2023 roku (Ad usum nostrorum III, opublikowany przez dziennikarzy portalu InfoVaticana) wskazywał na poważne problemy z odpowiednim podejściem do sprawców nadużyć.

Coś złego wdarło się do zakonu jezuitów już dawno temu. Łatwo byłoby wskazać na Karla Rahnera jako tego, który zatruł Towarzystwo wieloma błędnymi ideami zaczerpniętymi z fascynacji niekatolickimi filozofiami rozwijanymi od oświecenia, zwłaszcza niemieckim idealizmem. Byłoby to w dużej mierze słuszne – choćby wspomniany wyżej Jean-Claude Hollerich przyznaje, że Rahner należy do jego głównych nauczycieli. Kiedy leciał w 1994 roku do Japonii, gdzie miał mieszkać przez wiele lat, z dziedziny teologii zabrał ze sobą wyłącznie dzieła Rahnera. Dzieło Rahnera podziwiał i cenił również długoletni generał jezuitów Pedro Arrupe, który wprowadzał Towarzystwo na pokrętne ścieżki teologii wyzwolenia; podobnie jak kardynał jezuita Carlo Maria Martini, przywódca grupy z Sankt Gallen, która doprowadziła do wyboru Jorge Mario Bergoglio na papieża. Sprowadzenie całości problemu do wpływu autora 16 tomów „Pism teologicznych” („Schriften zur Theologie”) byłoby jednak nadmiernym uproszczeniem. Pierre Teihlard de Chardin nie potrzebował Rahneryzmu by rozwijać swoją własną heterodoksyjną teologię. O Rahnerze nie mógł nawet słyszeć jezuita George Tyrrell, który obok Alfreda Loisy’ego był chyba najbardziej wpływowym heretykiem modernistycznym przełomu XIX i XX stuleci. Towarzystwo Jezusowe zaczęło chorować wcześniej, a Rahner jest tylko kolejnym tej choroby etapem.

Nie podejmuję się oceniać partykularnych przyczyn, dla których choroba tego rodzaju dopadła właśnie Towarzystwo Jezusowe i w nim znalazła tak podany grunt do dalszego rozwoju; zostawię to licznym jezuitologom, których także w Polsce doprawdy nie brakuje. Zaryzykuję jednak dość prostą hipotezę: jezuici nie popadli w kryzys dlatego, albo przynajmniej nie tylko dlatego, że są jezuitami; popadli w kryzys, bo byli i wciąż pozostają największym męskim zakonem na świecie, a to oznacza, że jak w soczewce skupia się w nich cały chaos i niepewność współczesnego katolicyzmu. Mówimy o jezuitach, ale przecież można byułoby z łatwością wymienić wielu skrajnie kontrowersyjnych dominikanów czy franciszkanów… Absurdalna teologia homoseksualna, którą rozwijają dzisiaj o. Martin i o. Prusak, a którą promują o. Kramer czy kard. Hollerich, to nie jest bynajmniej jezuicka domena; to problem Kościoła w ogóle. Zaciemnianie prawdy o jedyności zbawczej Pana Jezusa Chrystusa, którym parało i wciąż pra się wielu jezuitów, to znowu zjawisko rozpowszechnione wśród katolików w ogóle. Tak samo jest gdy idzie o inne problemy, jak podejście do aborcji, celibatu, roli kobiet, sposobu sprawowania władzy w Kościele, wreszcie i utrzymywania właściwej dyscypliny moralnej duchowieństwa. Jezuici w dawnych wiekach byli w awangardzie odnowy Kościoła. Dzisiaj są w awangardzie zepsucia, ale nie tyle ze względu na swoje szczególne „dokonania”, co raczej z powodu masowości zgromadzenia. Skupiamy na nich uwagę, bo pamiętamy o dawnych zasługach, często stykamy się z owocami ich dawnej działalności, wreszcie widzimy wielu wciąż aktywnych zakonników. Upadek Towarzystwa Jezusowego postępuje jednak równolegle z upadkiem duchowieństwa i świeckich Kościoła katolickiego w ogóle.

Czy można mieć nadzieję, że jezuici się odrodzą i zamiast dokładać nam zmartwień zajmą się jako całość pracą na rzecz odbudowy katolicyzmu? Nadzieję, owszem, zawsze można mieć; ale nie sądzę, by była bardziej uzasadniona niż związana z jakimkolwiek innym dużym zgromadzeniem zakonnym. Ostatecznie Ignacy Loyola założył Towarzystwo Jezusowe tylko dlatego, że chciał tego Jezus Chrystus. Jezuici byli przez lata ziemskim narzędziem w rękach Pana. Pewnie, mogą być nim znowu. Pytanie jednak, dlaczego akurat oni – i co miałoby na to wskazywać? Sam Bóg wie, kogo powoła do dzieła odnowy katolicyzmu i przywrócenia Kościołowi ewangelicznego blasku.

A jezuici? Może przetrwają; a może będą powoli zanikać, jak wiele innych zakonów przed nimi. Kto zamiast służyć Bogu i Kościołowi zajmuje się prowokacjami, traci, by tak rzec, metafizyczną rację bytu.

Paweł Chmielewski

Od pięciu wieków zmieniają ludzkie życie. Fenomen rekolekcji ignacjańskich

 Kto chciały spędzić urlop w całkowitym milczeniu, bez telefonu komórkowego, za to z Pismem Świętym

 

Jak się okazuje, chętnych jest zadziwiająco wielu. Chociaż rekolekcje ignacjańskie organizowane są bardzo często w kilku domach w całej Polsce, miejsca trzeba rezerwować dużo wcześniej - w lecie nawet z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.

- Rozmawiając z ludźmi, którzy przeżyli te rekolekcje, czułem, że emanuje z nich spokój, że coś w ich życiu się zmieniło. Chciałem zobaczyć, co w tych rekolekcjach jest takiego niezwykłego - mówi Michał Zielski z Warszawy, który w zeszłym roku uczestniczył w Fundamencie - pierwszym etapie Ćwiczeń Duchowych.

Ich działania od prawie pięciuset lat doświadczają ojcowie jezuici. To właśnie założyciel ich zakonu, św. Ignacy z Loyoli, spisał treść i sposób odprawiania rekolekcji, nazwanych później jego imieniem, w książeczce "Ćwiczenia Duchowe". Składają się one z kilku części: Fundamentu oraz czterech etapów zwanych Tygodniami. Każdy jezuita dwa razy w życiu odprawia rekolekcje trzydzie-stodniowe, czyli wszystkie części po kolei z przerwami trwającymi 1-2 dni. Jest to jednak wyjątek - u pozostałych osób zaleca się, żeby przerwy między kolejnymi etapami trwały około roku.

Ćwiczenia Duchowe odbywają się w domach rekolekcyjnych m.in. w Częstochowie, Gdyni, Kaliszu, Warszawie czy Zakopanem. Jednak gdyby ktoś myślał, że w Gdyni uda się wykorzystać czas wolny na plaży, a w Zakopanem - na górskich szlakach, bardzo by się mylił. Są to rekolekcje zamknięte, wychodzić można tylko na spacery do klasztornego ogrodu. Obowiązuje też całkowite milczenie, które ma sprzyjać wewnętrznemu skupieniu. Właśnie ten element najczęściej budzi obawy. - Strasznie się bałam milczenia, ono mnie przerażało, wydawało się nierealne - wyznaje Magda Molenda, studentka z Warszawy. - Ale kiedy weszliśmy w ciszę, okazało się to bardzo pomocne. Ku mojemu zdziwieniu, mimo że wszyscy milczeli, było czuć wielką jedność i ciepło od drugiego człowieka.

- Milczenie jest jak czyste powietrze, dzięki któremu lepiej się widzi i słyszy - wyjaśnia o. Henryk Droździel SJ, dyrektor Domu Formacji Duchowej w Kaliszu, który od pięciu lat prowadzi rekolekcje. - Lęk przed milczeniem to skutek grzechu, tego, że człowiek boi się zostać sam z własnymi myślami i zobaczyć prawdę o sobie.

Każdy uczestnik rekolekcji codziennie musi odbyć cztery medytacje. Na czym one polegają? W skrócie jest to rozważanie fragmentów Pisma Świętego w odniesieniu do własnego życia, według metody św. Ignacego. - Te metody i środki są bardzo praktyczne, ale tu nie chodzi o schemat, tylko o wprowadzenie w spotkanie, zachęcenie ludzi do poznania Boga - mówi o. Droździel. Udaje się to do tego stopnia, że uczestnicy rekolekcji zupełnie zmieniają spojrzenie na modlitwę. - Wcześniej modlitwa kojarzyła mi się z czymś monotonnym, pozbawionym smaku - przyznaje Łukasz Przesław.

- A medytacja to coś zupełnie innego, to żywa rozmowa z Bogiem, ona mnie nigdy nie nudziła.

W planie rekolekcji jest też codzienna dwudziestominutowa rozmowa z przydzielonym na ten czas kierownikiem duchowym, który ma pomóc we właściwym przeżywaniu modlitwy. - Kierownik pytał, co mnie najbardziej poruszyło w medytacjach, jakie myśli i uczucia mi towarzyszyły - mówi Grzegorz Żakiewicz. - Ja z kolei zadawałem mu pytania odnośnie do treści, które rozważyłem, jak mogę je wykorzystać w codziennym życiu.

- Cieszyłam się z rozmów z kierownikiem, bo mogłam wyrzucić z siebie wszystko, co tam przeżywałam. A miałam mnóstwo wrażeń, myśli i emocji - opowiada Magda.

Ostatniego dnia rekolekcji oficjalnie kończy się milczenie, na spotkaniu podsumowującym można wreszcie zabrać głos. Uczestnicy zgodnie przyznają, że w ich życiu wiele się zmieniło. - Wcześniej traktowałem Pana Boga, jakbym znał Go tylko z widzenia, a na rekolekcjach naprawdę Go spotkałem, przebywałem z Nim sam na sam - opowiada Michał.

- Rozkochałam się w Panu Bogu do szaleństwa, On mnie pociągnął do siebie, poczułam, że jestem Jego cudownym dziełem - uśmiecha się Magda.

Co sprawia, że rekolekcje ignacjańskie są tak owocne? - One pozwalają każdemu stanąć twarzą w twarz z Panem Bogiem, bez pośredników - tłumaczy o. Droździel. - Prowadzący pokazuje tylko pewne narzędzia, uczy jak się nimi posługiwać, tak jak rodzice odprowadzają dziecko pod drzwi szkoły, a dalej musi już iść samo. Owocność rekolekcji nie zależy od tego, kto je prowadzi, ale od tego, kto i jak je odprawia. Ćwiczenia Duchowe pomagają otworzyć się na dary, których Pan Bóg każdemu pragnie udzielić.

Monika Florek-Mostowska

Tekst pochodzi z Tygodnika Idziemy, 21 sierpna 2011

mp//adonai.pl

Od grzesznika do mistrza duchowego. 10 rzeczy, które musisz wiedzieć o św. Ignacym Loyoli

 

Od grzesznika do mistrza duchowego. 10 rzeczy, które musisz wiedzieć o św. Ignacym Loyoli

(Palace of Versailles, Public domain, via Wikimedia Commons)

Św. Ignacy Loyola, dzięki temu że zaufał Bogu, przeszedł długą drogę – od hulaki do jednego największych świętych Kościoła. Założone przez niego Towarzystwo Jezusowe odegrało kluczową rolę w rozwoju cywilizacji łacińskiej i dziele walki z błędami rewolucji protestanckiej. Pisma nauczyciela, takie jak „ćwiczenia duchowe”, do dziś pozostają cennym narzędziem formacji dla wielu katolików. Oto lista dziesięciu rzeczy, które powinieneś o twórcy zakonu jezuitów.

  1. Z rycerskiego rodu

Inigo Lopez, jak brzmi chrzcielne imię i nazwisko św. Ignacego, urodził się w roku 1491 na zamku Loyola w kraju Basków (Hiszpania). Był trzynastym dzieckiem w zamożnej  rycerskiej rodzinie rodu Loyola. O jego wczesnej młodości wiadomo jedynie tyle, że otrzymał staranne wychowanie. Rodzice chcieli, żeby został księdzem. Jednak on, kiedy osiągnął wiek młodzieńczy, postanowił zostać wojakiem. Kariera młodzieńcza rozwijała się szybko. Zaczął ją jako paź ministra skarbu króla hiszpańskiego –  Jana Velasqueza de Cuellar. Później służył jako oficer w wojsku wicekróla Nawarry. Publicznie najchętniej pojawiał się wówczas w pancerzu, nosząc miecz, sztylet i oręż wszelkiego rodzaju. Marzył o ziemskiej sławie bohaterskiego rycerza. Chciał ożenić się z kobietą należącą do książęcego, lub nawet królewskiego, rodu. 

  1. Szumne lata

Jak opowiadał już w starszym wieku swoim współbraciom i uczniom święty, aż do 30-tego roku życia oddawał się marnościom świata. Miał wówczas kłopoty z prawem, kilka razy stawał przed różnymi sądami. Wszystko dlatego, że lubował się w pojedynkach, awanturach i hazardzie. Nie stronił też od towarzystwa pięknych kobiet. Wszystko miało jednak ulec diametralnej przemianie.


  1. Moment zwrotny

W czasie walk hiszpańsko-francuskich (rok 1521) oficer Inigo znalazł się w oblężonej Pampelunie. Podczas bitwy kula armatnia strzaskała mu prawą goleń (kulał do końca życia). W celu rekonwalescencji rycerz został przewieziony do rodzinnego zamku. Długie miesiące rekonwalescencji były dla niego okresem łaski i gruntownej przemiany.

Dla skrócenia czasu zalegania w łożu, prosił o powieści rycerskie, ale na zamku ich nie było. Podano mu więc książkę pt. „Złota legenda” autorstwa bł. Jakuba de Voragine (XIII wiek), która wówczas była bardzo popularną lekturą. Księga ta stanowiła zbiór żywotów świętych. Widząc, że to religijne dzieło żywo zainteresowało Inigo, bratowa „podsunęła” mu jeszcze  „Życie Jezusa” Ludolfa de Saksa. Kiedy Loyola „przetrawił” te księgi, postanowił radykalnie zmienić swoje życie.

  1. Rozeznawanie duchowe

Jeszcze podczas rekonwalescencji w rodzinnym zamku 30 – letni wówczas Inigo dokonał pewnego ważnego dla niego, i wielu innych, odkrycia, które miało zostać rozwinięte przez niego w przyszłości. Zauważył, że kiedy myślami wracał do zabaw z okresu poprzedzającego spotkanie z kulą armatnią, wspomnienia przynosiły mu wielką radość, ale kiedy kończył rozmyślać, pojawiała się pustka, niezadowolenie i smutek. Kiedy zaś zainspirowany lekturą „Złotej legendy” rozmyślał o świętych, radość i spokój trwały dłużej.

Tak rozpoczął „rozeznawanie duchów”, odkrywał, czym są duchowe strapienia i pocieszenia. Z czasem stworzył cały zbiór reguł, które pomagały mu w rozpoznawaniu łaski Boga i życia według niej. To odkrycie stało się jednym z kluczowych elementów późniejszej jezuickiej duchowości.

  1. Pierwsze trudne kroki w wierze

Inigo po wyzdrowieniu opuścił rodzinny zamek i udał się do pobliskiego sanktuarium maryjnego, Montserrat. Zdumionemu żebrakowi oddał swój kosztowny strój rycerski. Przed cudownym wizerunkiem Maryi złożył swoją broń. Otrzymał wtedy dozgonną łaskę całkowitej wolności od pokus cielesnych. Stamtąd poszedł do miasta Manresa, gdzie zamieszkał w celi, użyczonej mu przez dominikanów. Żył tam jak żebrak. Tu również przeżył swoją „noc ciemną”.

Święty zmagał się wtedy z licznymi pokusami, nachodziło go również zwątpienie. Z powodu tych utrapień Ignacego ogarnęło głębokie przygnębienie. Cierpienia duchowe i psychiczne były tak dotkliwe, że miał nawet myśli samobójcze, o czym sam wspominał w swojej autobiografii („Opowiadanie pielgrzyma”). W czasie takich zmagań duchowych powstało jednak coś wspaniałego – szkic najważniejszego dzieła św. Ignacego Loyoli, jakim są „Ćwiczenia duchowne”. Formę ostateczną otrzymały one dopiero w 1540 roku. Były więc owocem 19 lat przemyśleń i kontemplacji. Papież zatwierdził „Ćwiczenia duchowe” dość szybko po ich powstaniu, bo już w roku w roku 1548.

  1. Po nocy przychodzi dzień

Trudne doświadczenia, jakie spadły na św. Ignacego, nie poszły jednak na marne. Gdy za ich pomocą Bóg „wypróbował” swojego sługę, zesłał mu pocieszenie. Pewnego dnia nad rzeką Cardonera, nieopodal miasta Manresa, Inigo doświadczył przeżycia mistycznego. Nagle wszystko zobaczył na nowo, wszystko stało się świeże, spójne. Wróciła radość serca. Odkrył w sobie również głęboką znajomość życia duchowego, wiary i teologii. Czuł się nowym, zupełnie innym człowiekiem. Pierwsze co po tej przemianie zrobił, była pielgrzymka pokutna za dawne grzechy, odbyta do Ziemi Świętej.

  1. Pod czujnym okiem inkwizycji

Po powrocie do ojczyzny Ignacy, wraz z kilkoma przyjaciółmi, przywdział szary workowaty habit i zaczął pomagać miejscowej biedocie, a także głosić jej katechezy.  Były to pierwociny zakonu, który powstał później i miał wielki wpływ na rozwój łacińskiej cywilizacji.

Nauki, które wówczas głosił Ignacy, zaniepokoiły jednak Inkwizycję, która wychodziła z założenia, że bez gruntownych studiów teologicznych nie da się prawidłowo głosić Ewangelii i przekazywać katolickiej doktryny. Ignacego i jego towarzyszy aresztowano w Salamance na 22 dwa dni, po czym wypuszczono ich przestrzegając, że jeżeli chcą nauczać publicznie, muszą skończyć studia teologiczne. Oni się temu z pokorą poddali. Ignacy ukończył takowe studia w Paryżu.

  1. Narodziny Jezuitów 

Trzy lata później Ignacy otrzymał święcenia kapłańskie. Nie myślał jednak o założeniu zakonu. Zmienił zdanie po mistycznej wizji, w której zobaczył Chrystusa stojącego obok Boga Ojca. Jezus powiedział mu w widzeniu: „Chcę, abyś nam służył”. Wtedy zrodził się pomysł powołania Towarzystwa Jezusowego.

Do Ignacego jako pierwsi dołączyli – Piotr Faber i Franciszek Ksawery, ogłoszeni później świętymi Kościoła. Wszyscy zebrali się rankiem 15 sierpnia 1534 roku w kapliczce na zboczu wzgórza Montmartre i tam w czasie Mszy świętej, odprawionej przez Piotra Fabera, złożyli śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza Ojcu Świętemu. Tak narodzili się Jezuici. 27 września roku 1540 papież Paweł III zatwierdził przedłożoną mu przez Ignacego regułę zakonną.

  1. Patron kuszonych i skrupulantów

30 lipca 1556 roku Ignacy zapowiedział swoją śmierć na kolejny dzień i poprosił o udzielenie mu odpustu papieskiego. Rzeczywiście zmarł 31 lipca 1556 roku (zakon Jezuitów liczył już wtedy około 1000 osób). Beatyfikacji Ignacego Loyoli dokonał papież Paweł V (w 1609 r.), a kanonizacji – Grzegorz XV (w 1623 r.). Św. Ignacy jest patronem trzech diecezji w kraju Basków; zakonu jezuitów; dzieci, matek oczekujących dziecka, kuszonych, skrupulantów, żołnierzy oraz uczestników rekolekcji – zarówno rekolektantów, jak i rekolekcjonistów. Jego relikwie spoczywają w rzymskim kościele il Gesu.

  1. Jezuici pchnęli cywilizację do przodu

Zasługi, jakie jezuici oddali w procesie rozwoju cywilizacji łacińskiej, są nie do przecenienia. Głównym celem działalności zakonu w pierwszych latach jego działalności była walka z reformacją, tj. obrona katolicyzmu i przeciwstawianie się błędnym doktrynom teologicznym. Po tym okresie jezuici skupili się na posłudze kaznodziejskiej, misyjnej, pedagogicznej oraz naukowej.

Zakon odegrał szczególną rolę także w Polsce, do której ojcowie przybyli w roku 1564. Na ziemiach polskich wydał on wielu wielkich duchownych: jak: św. Stanisława Kostkę, św. Andrzeja Bobolę, św. Melchiora Grodzieckiego, czy Jakuba Wujka. Pośród polskich jezuitów wybitna sławę zdobył również kaznodzieja królewski i pisarz ks. Piotr Skarga.

Źródła – jezuici.pl, brewiarz.pl, stacja7.pl

Adam Białous

POTĘŻNY ZNAK Z NIEBA? DZIEŃ PO CEREMONII OTWARCIA IGRZYSK! Chrystus Światłem...

Bluźniercy z Paryża nie umrą śmiercią szczęśliwą

 

Ks. Marcin Kostka FSSP: Nie bluźnij!

Bluźniercy z Paryża nie umrą śmiercią szczęśliwą

Bluźnierstwo podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu nie pozostanie bezkarne, napisał ojciec kapucyn Thomas G. Weinandy na TheCatholicThing.org (30 lipca).
"Ci, którzy zaplanowali, zaaranżowali i dopuścili się takiego bluźnierczego przedstawienia, jeśli nie okażą skruchy, nie umrą szczęśliwą śmiercią", przewiduje Weinandy: "W chwili śmierci staną twarzą w twarz z tym, którego bluźnierczo wyśmiewali i poniżali".
Bóg Ojciec nie pozwoli, by bluźniono Jego Synowi: "Francja, a zwłaszcza Paryż, a może nawet same igrzyska olimpijskie, nie pozostaną bezkarne".
Ksiądz wyjaśnia, że bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu nie może zostać wybaczone: "Bluźnić Duchowi Świętemu to zaprzeczać, że Jezus jest umiłowanym wcielonym Synem Ojca".
Takiego bluźnierstwa "Ojciec nigdy nie będzie tolerował, ale wiecznie potępi".
Weinandy argumentuje, że bluźniercy z Paryża wiedzą, że Jezus jest Synem Ojca. Właśnie z tego powodu szydzili z Niego: "Pogarda była całym celem ich bluźnierczego przedstawienia".
Dla Weinandy'ego całe to wydarzenie było demoniczne: "Diabeł nie pragnie niczego bardziej niż bluźnierstwa Jezusa", ponieważ demon wciąż szuka zemsty. Było to "w pełni widoczne w Paryżu podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich - demonicznego obrzędu liturgicznego".
To nie był przypadek, że bluźnierstwo dotknęło Ostatniej Wieczerzy, ponieważ szatan pragnie również bluźnić Eucharystii: "Msza jest ostatecznym zadośćuczynieniem za to, że królestwo szatana zostało kiedykolwiek zniszczone".
Dlatego "wszyscy chrześcijanie muszą wzywać Jezusa, jako Najświętsze Serce, aby wypędził wszystkie demony z Paryża i igrzysk olimpijskich".

Ksiądz Marek Bąk: ANATOMIA PEWNEGO UPADKU..czyli o wydarzeniach na Olimpiadzie we Francji.

PRZECIWKO BLUŹNIERSTWOM NA IGRZYSKACH! ...

SZALEŃSTWO FRANCJI. Kolejne – czy ostatnie?

Satanistyczna ceremonia w Paryżu. Co musimy zrobić.

Rytuał otwarcia igrzysk. Analiza, cz. I: Ca ira – Bartosz Kopczyński

„To nie pomyłka, ale premedytacja” – masowe poparcie dla protestu przeciwko bluźnierstwom na igrzyskach

 

„To nie pomyłka, ale premedytacja” – masowe poparcie dla protestu przeciwko bluźnierstwom na igrzyskach

To była celowa i okrutna parodia upokarzająca nasze najdroższe przekonania jako chrześcijan — piszą autorzy petycji protestacyjnej do członków Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w związku z bluźnierczą parodią Ostatniej Wieczerzy podczas inauguracji igrzysk w Paryżu. W ciągu jednego dnia akcji zebrano blisko 200 tysięcy podpisów.

 

„Dopóki ich nie powstrzymamy, będą to robić. Trzeba stanąć w obronie naszej wiary i zapewnić, że tak rażące bluźnierstwa nigdy się nie powtórzą” – podkreślają inicjatorzy apelu zamieszczonego na platformie Citizen Go. Kampania błyskawicznie zyskała ogromną popularność.


Jak przypominają autorzy, „francuscy organizatorzy Letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu w 2024 r. (za cichym przyzwoleniem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego) wykorzystali to wydarzenie do popełnienia bluźnierstwa przeciwko chrześcijaństwu i znieważenia chrześcijan, mimo że ci są najbardziej prześladowani zarówno pod względem liczby, jak i biorąc pod uwagę udział procentowy.

Poprzyj protest do MKOl

W przekonaniu katolików, którzy założyli petycję, aby uniemożliwić profanatorom podobne działania w przyszłości, ludzie wierzący muszą okazać jedność i determinację. Powinni też przygotować się na dłuższą konfrontację.

„Podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu 2024 nasza wiara chrześcijańska została otwarcie wyśmiana w najbardziej obraźliwy sposób, jaki można sobie wyobrazić. Oglądanie nagich transseksualistów i drag queens profanujących coś tak świętego, jak Ostatnia Wieczerza, było odrażające i obrzydliwe” – podkreślają inicjatorzy sprzeciwu. Podkreślają konieczność przerwania bezczynności wobec powtarzających się profanacji i bluźnierstw.

„Co się stanie, jeśli będziemy milczeć? Nasza wiara, nasze symbole chrześcijańskie będą wciąż parodiowane przez lobby queer, LGBTI i trans, które wspierane są przez naszych globalistycznych liderów i międzynarodową lewicę” – przewidują.

To była celowa i okrutna parodia upokarzająca nasze najbardziej cenione przekonania jako chrześcijan — wiedzą, że jesteśmy łatwym celem. I dopóki ich nie powstrzymamy, będą to robić. Chodzi o to, aby stanąć w obronie naszej wiary i zapewnić, że tak rażące bluźnierstwa nigdy się nie powtórzą” – zachęcają katolicy na platformie Citizen Go.

 

Celem było upokorzenie chrześcijan

„Nie był to błąd, ale wyrachowany ruch mający na celu zaatakowanie i upokorzenie chrześcijan na całym świecie. Ponadto jestem zszokowany, że pozwoliliście na udział małych dzieci w tym obraźliwym widowisku” – brzmi tekst apelu.

„Dlaczego MKOl zezwala na seksualizację dzieci w takich przedstawieniach? Dlaczego dziecko było obecne obok nagiego mężczyzny? To głęboko niepokojące i wymaga natychmiastowego wyjaśnienia” – czytamy dalej.

List otwarty zawiera żądanie natychmiastowych, publicznych przeprosin przez MKOl za obraźliwe działania przeprowadzone podczas inauguracji Igrzysk Olimpijskich. Miały one – bądź co bądź – „symbolizować jedność i szacunek między wszystkimi kulturami i wyznaniami. MKOl nie wywiązał się z tego obowiązku, dopuszczając jawną wrogość wobec chrześcijan” – wskazują katolicy.

„Żądamy natychmiastowych działań w celu rozwiązania tych poważnych problemów” – brzmi puenta wystąpienia.

Celem inicjatorów akcji było osiągnięcie poparcia 200 tysięcy osób. Już dobę po rozpoczęciu kampanii liczba ta niemal została osiągnięta a liczba uczestników protestu lawinowo rośnie.

 

Poprzyj protest do MKOl

Źródło: CitizenGo.org

RoM 

 

 

Rytuał otwarcia igrzysk. Analiza, cz. I: Ca ira – Bartosz Kopczyński

Przemysław Babiarz zawieszony w TVP za mówienie prawdy! Weź udział w pilnym proteście i wesprzyj odważnego dziennikarza!

 Przemysław Babiarz zawieszony w TVP za mówienie prawdy! Weź udział w pilnym proteście i wesprzyj odważnego dziennikarza! 

 

O TYM MILCZĄ MEDIA: CZYM NAPRAWDĘ PODPADŁ W TVP PRZEMYSŁAW BABIARZ?

 

„Żal i oburzenie”. Abp Marek Jędraszewski o inauguracji igrzysk i „tolerancji” w TVP

 

„Żal i oburzenie”. Abp Marek Jędraszewski o inauguracji igrzysk i „tolerancji” w TVP

(Źródło: flickr.com/Archidiecezja Krakowska Biuro Prasowe)

„Przeżywamy z żalem i bólem, ale także z wielkim oburzeniem te smutne wydarzenia jako przejawy Europy, która niejako na własne życzenie pragnie doczekać końca własnych dziejów” – wskazał abp Marek Jędraszewski, odnosząc się do skandalicznej inauguracji paryskiej olimpiady.

Jak ocenił, „szczyt agresji, braku wszelkiego szacunku i tolerancji osiągnęła ona w chwili, jak to już określono w mediach światowych, „tęczowej parodii” dotyczącej Ostatniej Wieczerzy, najświętszego dla chrześcijan wydarzenia”.

„W parodii tej pośród drag queen i innych wyuzdanych postaci znalazło się również dziecko. W ten sposób obrażono ponad miliard chrześcijan żyjących na całym świecie. Jak można było z tego wszystkiego uczynić swoiste przesłanie igrzysk olimpijskich – i to w wymiarze globalnym? Jak to przesłanie mogło popłynąć na świat właśnie z Francji?” – napisał metropolita krakowski.

Poniżej prezentujemy cały tekst abp. Marka Jędraszewskiego

Żal i oburzenie

Niemal dokładnie dziesięć lat temu, 25 października 2014 roku, miałem zaszczyt w imieniu Konferencji Episkopatu Polski poświęcić w Paryżu monumentalny pomnik Jana Pawła II. Uroczystość odbyła się w obecności ponad 200 księży i kilku biskupów pod przewodnictwem kard. André Vingt-Trois, ówczesnego arcybiskupa Paryża, oraz mera stolicy Francji p. Anny Marii Hidalgo.

Sama statua Papieża została wykonana z brązu, ma 3,6 metra wysokości i waży 1,5 tony. Jest dziełem rosyjskiego rzeźbiarza gruzińskiego pochodzenia, Zuraba Cereteliego, który podarował ją Polskiej Misji Katolickiej we Francji, aby w ten sposób wyrazić swoją „wdzięczność za rolę odegraną przez Jana Pawła II w obaleniu radzieckiego totalitaryzmu”.

Stanęła ona na skwerze św. Jana XXIII, między wielką południową rozetą katedry Notre-Dame a Sekwaną. Była widoczna dla licznych turystów z całego świata, którzy pośród wielu paryskich atrakcji wybierali także wycieczkę statkiem po Sekwanie. Podczas wygłoszonego wtedy przemówienia przypomniałem pytanie, które św. Jan Paweł II Wielki miał odwagę postawić 1 czerwca 1980 roku w Paryżu, nawiązując do świadectwa danego przez pierwszych męczenników francuskich: „Francjo, pierworodna Córo Kościoła, czy jesteś wierna twojemu Chrztowi?”.

Wspominając to wydarzenie, pragnąłem obejrzeć transmisję z otwarcia Olimpiady w Paryżu, które miało się odbywać właśnie na Sekwanie i jej nadbrzeżach. Jednakże w trakcie tego ponad miarę rozciągniętego w czasie wydarzenia wzrastał mój wewnętrzny sprzeciw i oburzenie wobec nachalnej, niekiedy wręcz prymitywnej propagandy współczesnej ideologii lewicowej, którą była przesycona ceremonia otwarcia.

Szczyt agresji, braku wszelkiego szacunku i tolerancji osiągnęła ona w chwili, jak to już określono w mediach światowych, „tęczowej parodii” dotyczącej Ostatniej Wieczerzy, najświętszego dla chrześcijan wydarzenia. W parodii tej pośród drag queen i innych wyuzdanych postaci znalazło się również dziecko. W ten sposób obrażono ponad miliard chrześcijan żyjących na całym świecie. Jak można było z tego wszystkiego uczynić swoiste przesłanie igrzysk olimpijskich – i to w wymiarze globalnym? Jak to przesłanie mogło popłynąć na świat właśnie z Francji?

Oglądając to żałosne widowisko, przypominały mi się niektóre sformułowania adhortacji apostolskiej Jana Pawła II Ecclesia in Europa z 2003 roku, którymi Papież następująco określał sytuację duchową Starego Kontynentu: „utrata pamięci i dziedzictwa chrześcijańskiego”; wielu Europejczyków żyje „bez duchowego zaplecza, niczym spadkobiercy, którzy roztrwonili dziedzictwo pozostawione im przez historię”; „europejska kultura sprawia wrażenie «milczącej apostazji» człowieka sytego, który żyje tak, jakby Bóg nie istniał”, „kultura śmierci”. Sama zaś nachalność ideologii leżącej u podstaw programu otwarcia Olimpiady w Paryżu znalazła swoje wytłumaczenie w kolejnym sformułowaniu adhortacji Ecclesia in Europa: „dążenie do narzucenia antropologii bez Boga i bez Chrystusa” (por. EiE, 7-9).

Że właśnie tak było i jest, świadczy wykonany pod koniec uroczystości otwarcia Olimpiady utwór Johna Lennona „Imagine”, w którym roztaczał on wizję świata, gdzie „nie ma raju”, „nie ma piekła”, „nie ma religii”, „nie ma państw” i „nie ma majątków”, a ludzie żyją tylko „chwilą obecną”.

Znany, lubiany i powszechnie ceniony dla swej osobistej kultury i taktu, a także profesjonalizmu polski dziennikarz sportowy, podczas transmisji w TVP z uroczystości otwarcia igrzysk olimpijskich, nawiązując do tej piosenki Lennona, ośmielił się w imię najbardziej oczywistej prawdy powiedzieć: „Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety”. Następnego dnia, określając jego wypowiedź mianem „skandalicznej”, w imię „wzajemnego zrozumienia, tolerancji i pojednania” władze telewizji zawiesiły go w obowiązkach służbowych, zabraniając mu dalszego komentowania sportowych zmagań podczas igrzysk olimpijskich. W ten sposób „tolerancyjna Polska” dołączyła do Francji, „ojczyzny miłości i piękna”.

Przeżywamy z żalem i bólem, ale także z wielkim oburzeniem te smutne wydarzenia jako przejawy Europy, która niejako na własne życzenie pragnie doczekać końca własnych dziejów. Wiemy jednak z tą pewnością, którą daje nam wiara: bramy piekielne nie przemogą Kościoła. Dlatego proszę wszystkich wiernych zjednoczonych wokół Eucharystycznego Stołu, aby mając w sercu i żyjąc owocami niedawno zakończonego Kongresu Eucharystycznego Archidiecezji Krakowskiej, nieustannie modlili się zarówno za tych, którzy mają odwagę „cierpieć dla sprawiedliwości”, jak i za tych, którzy profanują nasze święte chrześcijańskie rzeczywistości. Prośmy równocześnie Boga Wszechmogącego, aby zbliżający się Rok Święty był czasem nawrócenia oraz odkrycia na nowo bogactwa wierności Bogu i Kościołowi, a przez to prawdy o wielkości człowieka stworzonego na Boży obraz i podobieństwo.

Abp Marek Jędraszewski

Źródło: diecezja.pl

Papież milczy o skandalu na Olimpiadzie, kontrowersyjny arcybiskup zabiera głos

 

„Wszyscy chcą zasiąść przy stole z Jezusem”. Abp Paglia szokuje ws. parodii Ostatniej Wieczerzy

 

„Wszyscy chcą zasiąść przy stole z Jezusem”. Abp Paglia szokuje ws. parodii Ostatniej Wieczerzy

(Abp Vincenzo Paglia. By Fotos Presidencia El Salvador [CC0], via Wikimedia Commons)

Znany z kontrowersyjnych wypowiedzi arcybiskup Vincenzo Paglia pokusił się o osobliwą interpretację ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Jego zdaniem, roznegliżowani drag queens, parodiujący Ostatnią Wieczerzę to znak, że „absolutnie wszyscy chcą zasiąść przy tym stole” z Jezusem.

Niesławną ceremonię otwarcia skrytykował m.in. episkopat Francji i USA. Swoje oburzenie wyraziło indywidualnie wielu hierarchów, a sekretarz watykańskiej Dykasterii Nauki Wiary abp. Charles Scicluna wysłał wiadomość do francuskiego ambasadora Malty, podkreślając „niepokój i wielkie rozczarowanie z powodu zniewagi wobec (…) chrześcijan”. 

W zupełnie inny sposób na skandal zareagował rektor Papieskiej Akademii Zycia, abp. Vincenzo Paglia. W poście opublikowanym w mediach społecznościowych 27 lipca, skomentował niesławną ceremonię otwarcia Igrzysk Olimpijskich.


„Wyśmiewanie i ośmieszanie Ostatniej Wieczerzy podczas olipiady w Paryżu, słusznie potępiane przez
francuski episkopat, ukazuje głębokie pytanie: wszyscy, absolutnie wszyscy chcą zasiąść przy tym stole, przy którym Jezus daje życie wszystkim i uczy miłości” – napisał.

Przypomnijmy, w parodii słynnego dzieła Leonardo da Vinci brali udział przedstawiciele środowisk LGBT+, występujący w wulgarnych i seksualnych pozach. Homoseksualistą jest również sam dyrektor artystyczny ceremonii. Z kolei lesbijka stojąca w centrum sceny, będąca odpowiednikiem Jezusa, w mediach społecznościowych oficjalnie pryznała, że chodzi o „queerowy Nowy Testament”.

Ponieważ ceremonia olimpijska odbyła się w piątek wieczorem, wielu katolików i watykanistów czekało, aby zobaczyć, czy Franciszek skomentuje skandal podczas cotygodniowej niedzielnej modlitwy Anioł Pański. Papież zwyczajowo odnosi się do aktualnych kwestii na całym świecie, często wyrażając solidarność z określonymi grupami ludzi i wzywając katolików do modlitwy.

Co prawda Franciszek wspomniał gólnikowo o igrzyskach olimpijskich, ale w odniesieniu do głodu i produkcji broni. „I podczas gdy na świecie jest wielu ludzi, którzy cierpią z powodu katastrof i głodu, my nadal produkujemy i sprzedajemy broń oraz spalamy zasoby podsycając wojny, duże i małe. To skandal, którego społeczność międzynarodowa nie powinna tolerować i który jest sprzeczny z duchem braterstwa Igrzysk Olimpijskich” – mówił.

Źródło: lifesitenews.com

Kard. Gerhard Müller o prawdziwych korzeniach zepsucia na Olimpiadzie .Kardynał Burke: Inauguracja Olimpiady jako dzieło Szatana

 

Kard. Gerhard Müller o prawdziwych korzeniach zepsucia na Olimpiadzie [PEŁNE TŁUMACZENIE – TYLKO U NAS]

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Inauguracja Igrzysk Olimpijskich była ściśle związana z antychrześcijańskim impetem krwawej rewolucji francuskiej. Ci, którzy w duchu ideologii woke i LGBT wyszydzili chrześcijan, nie będą się jednak śmiać zbyt długo. Rewolucja jest jak Saturn, zawsze pożera własne dzieci. Pisze o tym kard. Gerhard Müller.

Poniżej prezentujemy całość komentarza JE Kardynała Gerharda Ludwiga Müllera, który ukazał się pierwotnie na austriackim portalu katolickim Kath.net.

Całkowicie nieludzkie sceny, którymi podczas ceremonii inaugurującej Igrzyska Olimpijskie ideolodzy LGBT wyszydzili nie tylko Ostatnią Wieczerzę, ale również swoją własną godność ludzką, nawiązują w otwarty sposób do kampanii jakobinów na rzecz dechrystianizacji Francji. U szczytu antykatolickiego szału, 10 listopada 1793 roku, francuscy rewolucjoniści wprowadzili do paryskiej katedry Notre Dame nagą kobietę jako Boginię Rozumu, która prezentowała na ołtarzu swoje seksualne perwersje.


Bluźniercza obscena wymierzona w religię jest nierozłącznie powiązana z fizyczną i psychiczną przemocą względem wierzących chrześcijan. Z «kultem rozumu i wolności» ściśle związany jest Wielki Terror, którego ofiarą padły setki tysięcy i miliony niewinnych ludzi w różnych ateistycznych systemach totalitarnych – począwszy od jakobinów – mistrzów gilotyny, przez faszystów i komunistów, aż po dzień dzisiejszy, kiedy chrześcijanie są najbardziej prześladowaną wspólnotą wiary na świecie.

Ideologia woke na Zachodzie ma wyraźne korzenie ateistyczne, jest całkowicie przesiąknięta nienawiścią do Jezusa Chrystusa i przeżarta najgorszą niechęcią do Kościoła katolickiego. Wyraża się dyskryminacją chrześcijan w brutalnych słowach i działaniach aż po sądowe przestępstwa przeciwko ludzkości, na przykład kiedy na mocy wyroku sądowego zabiera się rodzicom ich dzieci, kiedy ci nie zgadzają się na okaleczenie ich genitaliów – wszystko pod płaszczykiem «samostanowienia o własnej płci».

Francuskie autorytety państwowe używają ideologii laicyzmu dla usprawiedliwienia swojego przyzwolenia na wrogi wobec chrześcijan i pogardliwy wobec człowieka spektakl. Laicyzm w żadnej mierze nie oznacza neutralności religijnej państwa, jest tylko przykrywką dla brutalnego naruszania praw człowieka do wolności religii i sumienia.

Pieje się z zachwytu nad inkluzją «przebudzonych» osób w kraju, w którym od 200 lat katolicy są systematycznie wykluczani z życia publicznego i złośliwie dyskryminowani.

Ludzie ci nie zauważają, że zmieszali z błotem honor Francji, która jako kraj i kultura wszystko zawdzięcza chrześcijaństwu. W przypływie duchowego obłędu sami dążą do tego zbrukania. Pogarda wobec religii i sumienia prowadzi koniecznie do terroru psychicznego i do przemocy. Organizatorzy Olimpiady powinni zobaczyć to na obrazie Francisco Goi z 1797 roku. Nosi on tytuł: «Gdy rozum śpi, budzą się demony». Saturn/Kronos jest w mitologii dzieckiem bóstw Uranosa i Gai, ikony nowej religii klimatycznej. Mówi prostym językiem, że czas pochłania i pożera wszystko, również ideologie neopogańskie.

Już Apostoł Paweł opisał samobójcze konsekwencje wynikające z pogardy wobec rozumu otwartego na Boga, która wiąże się z zakłamaniem wiecznej mocy Boga i samej Jego boskości. «Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał» (Rz 1, 24).

Wyszydzenie Ostatniej Wieczerzy przez duchowo wykorzenionych i ciężko zaburzonych psychicznie aktorów, ich mocodawców i tych, którzy to sfinansowali, było aktem duchowego terroryzmu, który obróci się przeciwko sprawcom. «Rewolucja jest jak Saturn, pożera własne dzieci, a na końcu rodzi despotyzm w całej jego szpetocie» – to ostatnie słowa Pierre’a Verniauda, przywódcy żyrondystów, które wypowiedział na szafocie. Jakobini, którzy szli w awangardzie antychrześcijańskiej rewolucji kulturowej, poszli szybko w jego ślady.

Mniej interesują nas jednak te historyczno-filozoficzne refleksje, niż Słowo Boże, które wskazuje nam drogę, przekracza wszelką mądrość ludzką i nawet tym, którzy błądzą, daje nadzieję na ucieczkę z więzienia ich perwersji i głupoty: «Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył» (Ez 33, 11).

Kard. Gerhard Müller

Źródło: Kath.net

Pach 

 

 

Kardynał Burke: Inauguracja Olimpiady jako dzieło Szatana

(fot. prtscr/youtube/Pints With Aquinas )

Inauguracja Igrzysk Olimpijskich pokazała, że to, co dawniej było kulturą chrześcijańską, przemieniło się w teatr szatana. Jak powinniśmy na to zareagować? O tym mówił kard. Raymond Burke.

 

Przychodzimy dziś do naszego Pana poprzez Jego Matkę, dziś, kiedy jesteśmy otoczeni przez ciemność i grzech, których jest coraz więcej w świecie a nawet w Kościele.


W miniony piątek byliśmy świadkami niewiarygodnej manifestacji ciemności i grzechu w naszym świecie: na otwarciu letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu doszło do okropnego wyszydzenia Świętej Eucharystii. Trudno wyobrazić sobie coś bardziej nikczemnego i bluźnierczego.

Dokonanie tego aktu pokazuje w niezwykle bolesny sposób, że to, co było kiedyś chrześcijańską kulturą, stało się teatrem szatana i ludzi uczestniczących w jego przesiąkniętych złem planach. Planach tego, który «od początku był zabójcą» i który «w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma», w planach «kłamcy i ojca kłamstwa» (J 8, 44).

Zgorszenie i złość na to, co stało się na letniej Olimpiadzie, wzbudza w nas na powrót pamięć o wielu innych przejawach jawnej rebelii przeciwko Bogu i Jego planom zbawienia w świecie, w którym żyjemy. To ataki na ludzkie życie i jego kolebkę wewnątrz rodziny stworzonej przez małżeństwo mężczyzny i kobiety, ataki na samą religię i swobodę jej praktykowania.

Również w Kościele obserwujemy celowe rozpowszechnianie błędów i niejasności odnośnie prawd naszej wiary, zeświecczenie Świętej Liturgii, brak poszanowania dla fundamentu miłosierdzia, jakim jest przestrzeganie sprawiedliwości i rządów prawa.

Co mamy zrobić my, choć ludzie grzeszni, to pokorni i skruszonego serca? Musimy każdego dnia zwracać się do naszego Pana i poprzez Jego Matkę, Matkę Bożej Łaski, prosić Go o siedmiorakie dary Ducha Świętego, które pomogą nam przemienić życie i tę część Jego winnicy, którą On sam powierzył naszej opiece, począwszy od naszych domów. Nigdy nie możemy zapominać o słowach, które wypowiedział nasz Pan rozpoczynając swoją publiczną działalność: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię» (Mk 1, 15).

Chrystus obiecał, że zostanie z nami w Jego świętym Kościele aż do Ostatniego Dnia. On jest prawdomówny; On udziela nam łaski życia w prawdziwe. Poprzez nieprzerwaną nić Apostołów i ich następców Chrystus jest znamy, lecząc nas i wzmacniając przed bitwą z ciemnością i grzechem, bitwą, w której – w Nim – jesteśmy zwycięzcami. Pozostaje nam tylko walczyć w dobrych zawodach, ukończyć bieg, ustrzec wiary (1 Tm 6, 11-10; 2 Tm 4, 1-8).

Tekst pochodzi z homilii kardynała wygłoszonej 31 lipca 2024 roku z okazji 16. rocznicy poświęcenia Sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe w La Crosse w stanie Wisconsin w USA.

Źródło: cardinalburke.com

Pach