czwartek, 31 lipca 2025

 

Ks.prof.T. Guz Profanacja to jeden z najcięższych grzechów

Św. Paweł wzywa nas do rachunku sumienia: "Kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije" (1 Kor 11, 27-29). Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem Komunii powinien przystąpić do Sakramentu pojednania.

Komunia Święta.

KKK 1406 Jezus mówi: "Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z Nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki... Kto spożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, ma życie wieczne... trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 51. 54. 56).

KKK 1382 Msza święta jest równocześnie i nierozdzielnie pamiątką ofiarną, w której przedłuża się ofiara Krzyża, i świętą ucztą Komunii w Ciele i Krwi Pana. Sprawowanie Ofiary Eucharystycznej jest nastawione na wewnętrzne zjednoczenie wiernych z Chrystusem przez Komunię. Przystępować do Komunii Świętej oznacza przyjmować samego Chrystusa, który ofiarował się za nas.

KKK 1383 Ołtarz, wokół którego Kościół gromadzi się podczas sprawowania Eucharystii, reprezentuje dwa aspekty tego samego misterium, którymi są ołtarz ofiary i stół Pana. Co więcej, ołtarz chrześcijański jest symbolem samego Chrystusa, obecnego w zgromadzeniu swoich wiernych, równocześnie jako ofiara złożona dla naszego pojednania i jako niebieski pokarm, który nam się udziela. "Czym jest bowiem ołtarz Chrystusa, jeśli nie wyobrażeniem Jego Ciała?" – mówi św. Ambroży (Św. Ambroży, De sacramentis, 5, 7: PL 16, 447 C), a w innym miejscu: "Ołtarz jest symbolem Ciała [Chrystusa], na ołtarzu zaś spoczywa Ciało Chrystusa" (Św. Ambroży, De sacramentis, 4, 7: PL 16, 437 D). Liturgia wyraża tę jedność ofiary i komunii w wielu modlitwach. Kościół Rzymski modli się w Modlitwie eucharystycznej w taki sposób:

Pokornie Cię błagamy, wszechmogący Boże, niech Twój święty Anioł zaniesie tę ofiarę na ołtarz w Niebie, przed Oblicze Boskiego Majestatu Twego, abyśmy przyjmując z tego Ołtarza Najświętsze Ciało i Krew Twojego Syna, otrzymali obfite Błogosławieństwo i łaskę (Mszał Rzymski, Kanon Rzymski: Supplices Te rogamus).

KKK 1384 Pan kieruje do nas usilne zaproszenie, abyśmy przyjmowali Go w sakramencie Eucharystii: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53).

KKK 1385 Aby odpowiedzieć na to zaproszenie, musimy przygotować się do tej wielkiej i Świętej chwili. Św. Paweł wzywa nas do rachunku sumienia: "Kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije" (1 Kor 11, 27-29). Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem Komunii powinien przystąpić do sakramentu pojednania.

KKK 1386
Wobec wielkości tego Sakramentu chrześcijanin może jedynie powtórzyć z pokorą i płomienną wiarą słowa setnika (Por. Mt 8, 8.: Domine, non sum dignus, ut intres sub tectum meum, sed tantum dic verbo, et sanabitur anima mea – "Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja" (Mszał Rzymski, Obrzęd Komunii). W liturgii św. Jana Chryzostoma wierni modlą się w tym samym duchu:

Synu Boży, pozwól mi dzisiaj uczestniczyć w Twojej uczcie mistycznej. Nie zdradzę tajemnicy wobec Twych nieprzyjaciół ani nie dam Ci pocałunku Judasza, ale wołam do Ciebie słowami łotra na krzyżu: Wspomnij o mnie, Panie, w Twoim Królestwie.

KKK 1387
Aby przygotować się odpowiednio na przyjęcie sakramentu Eucharystii, wierni zachowają ustanowiony przez Kościół post (Por. KPK, kan. 919). postawa zewnętrzna (gesty, ubranie) powinna być wyrazem szacunku, powagi i radości tej chwili, w której Chrystus staje się naszym gościem.

KKK 1388 Zgodnie z tym, co oznacza Eucharystia, jest rzeczą właściwą, by wierni, jeśli tylko są odpowiednio usposobieni, przyjmowali Komunię, gdy uczestniczą we Mszy Świętej (Por. KPK, kan. 917; AAS 76 (1984) 746-747). "Zaleca się usilnie ów doskonalszy sposób uczestniczenia we Mszy Świętej, który polega na tym, że po Komunii Kapłana wierni przyjmują Ciało Pańskie z tej samej ofiary" (Sobór Watykański II, konst. Sacrosanctum Concilium, 55).

KKK 1389 Kościół zobowiązuje wiernych do uczestniczenia w niedziele i święta w Boskiej liturgii i do przyjmowania Eucharystii przynajmniej raz w roku, jeśli to jest możliwe w Okresie Wielkanocnym (Por. KPK, kan. 920). po przygotowaniu się przez sakrament pojednania. Ale Kościół gorąco zaleca jednak wiernym przyjmowanie Najświętszej Eucharystii w niedziele i dni świąteczne lub jeszcze częściej, nawet codziennie.

KKK 1390
Dzięki sakramentalnej obecności Chrystusa w każdej z obu postaci Komunia przyjmowana tylko pod postacią chleba pozwala otrzymać cały owoc łaski Eucharystii. Ze względów duszpasterskich ten sposób przyjmowania Komunii świętej ustalił się powszechnie w obrządku łacińskim. "Ze względu na wymowę znaku Komunia Święta nabiera pełniejszego wyrazu, gdy jest przyjmowana pod obiema postaciami. W tej bowiem formie ukazuje się w doskonalszym świetle znak Uczty Eucharystycznej" (Ogólne wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, 240). Jest to forma zwyczajna przyjmowania Komunii w obrządkach wschodnich.

Słownik zagadnień omawianych w "Katechizmie …

Gdy zlekceważy się przestrogi Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowiadaną otchłań rozpaczy! Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać? Odpowiadamy: na pewno nie!

 W lipcu 1943 roku w Orzywole, gdzie pojechałam na rozkaz Matki Najświętszej, po modlitwie, miałam widzenie Pana Jezusa, który trzymał rózgę nad Warszawą. Wiedziałam, że Warszawę czeka wielka kara.
W okresie międzywojnia sytuacja moralna społeczeństwa polskiego była, oględnie mówiąc, nienajlepsza. Dlatego Jezus Chrystus prosił wizjonerów św. siostrę Faustynę, Sługi Boże: Rozalię Celakównę, Leonię Nastał, Kunegundę (Kundusię) Siwiec o modlitwy wynagradzające za grzechy rozwiązłości: Strasznie ranią moje Serce Najświętsze grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji!

Siekierki będą spalone ! - Ojawienia Matki Bożej w Siekierkach 1943-49

Fragment z zapisków z "dzieniczka objawień na Siekierkach"


 Siekierki będą spalone!

23 sierpnia 1944 r. Niemcy spędzili na boisko szkolne 126 mężczyzn, by ich rozstrzelać. Wśród nich był ojciec Władzi. Jeden z okupantów zdążył ostrzec mamę Władzi: „Bierz dzieci i jak najszybciej uciekaj. Siekierki zostaną spalone! Jemu już nie pomożesz!” – krzyknął łamaną polszczyzną. Mama Władzi wzięła więc poduszkę, kołdrę i kilka ubrań. „Sąsiedzi śmiali się z nas, że wyjeżdżamy. Kilka godzin później z oddali widzieliśmy kłęby dymu palących się Siekierek” – wspominała ów tragiczny dzień ocalona z pożogi wojennej Władzia. I przypominała słowa Matki Bożej, która prosiła: „Módlcie się, bo idzie na was wielka kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna Mojego, bo się lud nie nawraca. Klękaj codziennie od godziny 12 do 15 i błagaj Boga o miłosierdzie dla całego świata” – prosiła Maryja. Na Siekierki przybywało coraz więcej ludzi. Mieszkańcy okolicznych domów z gruzów zburzonej stolicy zbudowali małą kapliczkę. Miłość do Matki Bożej w tym miejscu była szczególna, dlatego wybudowano kościół, który od 1997 r. nosi tytuł sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży, a kaplicę na miejscu objawień po roku 1980 kilkukrotnie rozbudowano.

Po sześćdziesięciu trzech dniach powstanie poniosło druzgoczącą klęskę, a Warszawa została totalnie zrujnowana, wręcz starta z powierzchni ziemi. Stało się tak, jak zaplanował Hitler: Warszawa [została] zrównana z ziemią, [by] w ten sposób [stworzyć] zastraszający przykład dla całej Europy. Warschau caput! ! ! Pół miliona niewinnych ludzi straciło życie. Słusznie zauważa ks. Kazimierz Góral: Gdy zlekceważy się przestrogi Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowiadaną otchłań rozpaczy! Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać? Odpowiadamy: na pewno nie! Wystarczy przyjrzeć się analogicznej sytuacji, jaka w tym samym czasie miała miejsce w okupowanym Rzymie

Matka Boża objawiła mistyczce Bronisławie Kuczewskiej wybuch Powstania Warszawskiego

Matka Boża Łaskawa, obrana w 1652 roku Patronką Warszawy i Strażniczką Polski [pełen tytuł warszawskiej Madonny, przyp. red.] w 1943 roku ukazała się w Warszawie, na osadzie Siekierki, by uprzedzić swój lud o grożącym nieszczęściu. Maryja przybywa, aby miasto, któremu od 291 lat patronuje, nie podzieliło losu dopalającego się w tym czasie żydowskiego getta. Mistyczka Bronisława Kuczewska (1907-1989) tak wspomina swoje pierwsze spotkania z Matką Bożą na Siekierkach: 28 kwietnia 1943 roku Matka Boża objawiła mi się w domu rodzinnym w Nowym Dobrem i powiedziała: Dziecino, nie będziesz już do Mnie przychodzić do Przygód i do Budzieszyna. Wybieram sobie inne miejsce, w Warszawie, na Siekierkach. Będziesz miała tylko 3 kilometry od tramwaju, z ulicy Czerniakowskiej, i tam masz przychodzić. Ujrzałam wiśnię i dziewczynkę. Jak się później okazało, była nią 13-letnia Władysława Fronczakówna [obecnie Papis przyp.aut.], której Matka Najświętsza objawi się 3 maja 1943 roku.

Bogurodzica, niebiańsko piękna, ukazała się wśród zieleni, na drzewie wiśni obsypanym kwiatami. Jej słowa były poważne i brzmiały złowieszczo: Módlcie się, bo idzie na was WIELKA KARA, CIĘŻKI KRZYŻ. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo lud się nie nawraca. Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia!
Bronisława relacjonuje dalej: 4 maja 1943 roku przyjechał do mnie mąż i powiedział, że w Warszawie na Siekierkach było objawienie [Bogurodzicy] 3 maja. Ja mu na to odpowiedziałam, że wiem o tym, bo Matka Boża powiedziała mi o tym 5 dni wcześniej. 5 maja 1943 roku urodziłam syna Janusza. 28 maja 1943 roku pojechałam z mężem i małym dzieckiem [23-dniowym niemowlęciem] na Siekierki, gdzie 3 maja objawiła się Matka Boża, i miałam z Nią tam po raz pierwszy objawienie. Odtąd chodziłam na Siekierki i tam otrzymywałam od Matki Bożej polecenia do wykonania przez 38 lat, aż do 1981 roku. Kilka razy w miesiącu nawiedzałam to miejsce, a szczególnie każdego 3 i 28 dnia miesiąca oraz w uroczystości Matki Bożej.
3 czerwca 1943 roku poszłam z synkiem na ręku na Siekierki. Ujrzałam Matkę Najświętszą, która powiedziała mi, że pragnie, aby na tym miejscu wybudować klasztor. Powiedziała też, że to będzie jakby druga Częstochowa dla Warszawy, że ludność nie będzie musiała tak daleko jeździć, względnie chodzić. Będą mogli przychodzić na Siekierki.


W lipcu 1943 roku w Orzywole, gdzie pojechałam na rozkaz Matki Najświętszej, po modlitwie, miałam widzenie Pana Jezusa, który trzymał rózgę nad Warszawą. Wiedziałam, że Warszawę czeka wielka kara.
W okresie międzywojnia sytuacja moralna społeczeństwa polskiego była, oględnie mówiąc, nienajlepsza. Dlatego Jezus Chrystus prosił wizjonerów św. siostrę Faustynę, Sługi Boże: Rozalię Celakównę, Leonię Nastał, Kunegundę (Kundusię) Siwiec o modlitwy wynagradzające za grzechy rozwiązłości: Strasznie ranią moje Serce Najświętsze grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji!
Nasz Pan szczególnie prosił o modlitwy za warszawian: stolica odrodzonej Polski, nie chciała pamiętać o Dekalogu. Wystarczy zajrzeć do pamiętników i wspomnień z tego okresu. Luminarze życia społecznego i kulturalnego prowadzili ostentacyjnie, nader rozwiązłe życie, zarażając tym stylem życia otoczenie, a szczególnie podatną na wpływy młodzież.

Masoni zdawali sobie sprawę z tego, że aby osiągnąć powszechne rozluźnienie obyczajów potrzebna jest demoralizacja. Starali się, aby romanse i rozwody sławnych ludzi były nagłaśniane w bulwarowej prasie tak, by te niemoralne zachowania przestały bulwersować, by spowszedniały i powoli stały się obowiązującą normą. Postarali się także, by swobodę obyczajów lansowali pisarze i dziennikarze, sami żyjący według tego wzorca, tak długo, aż stanie się ona normą i nastąpi wyparcie z powszechnej świadomości zarówno pojęcia grzechu, jak i jego skutków [w książce autorzy zamieścili m. in. cytaty z autobiografii Ireny Krzywickiej, o znamiennym tytule: Wyznania Gorszycielki, gdzie bez żenady opowiada o sobie (pisarce, matce dwóch synów), mężu (znanym warszawskim adwokacie Jerzym Krzywickim) i… wieloletnim kochanku, żonatym pisarzu i krytyku teatralnym Tadeuszu Boyu-Żeleńskim]. świadectwa rozwiązłości znajdziemy nie tylko we wspomnieniach Krzywickiej.

Z długiej listy książek lansujących „nowy moralny ład” wybija się książka Tadeusza Wittlina Pieśniarka Warszawy. Biografia. Hanna Ordonówna i jej świat (Wydawnictwo POLONIA, Warszawa 1990). Jej autor na 300 stronach (małym drukiem!) relacjonuje życie gwiazdy, tzn. omawia trwające do ostatnich miesięcy życia romanse zamężnej artystki, podając bardzo szczegółowo źródła każdej informacji (por. także: Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena. Z pamiętnika niemłodej już mężatki.

Dzięki aktywnym propagatorkom wolności seksualnej masoni stopniowo osiągnęli cel, jakim było doprowadzenie do tego, że większa część społeczeństwa polskiego odrzuci chrześcijańskie zasady moralne, tj. prawa Dekalogu. Masoni przyjęli roztropną taktykę: „wyciszenia religii katolickiej nie rozumowaniem, ale psuciem obyczajów”.

W roku 1936, po osiemnastu latach niepodległości, masoni mogli się wykazać znacznymi osiągnięciami w demoralizacji społeczeństwa
. [Tu opuszczam fragmenty książki Sławomira Kopera Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej (Bellona Rytm, Warszawa, 2009, md]
Katolicki pisarz Gilbert Keith Chesterton w roku 1923 napisał: Rozwód to coś, co dzisiejsze gazety nie tylko reklamują, ale wręcz zalecają, zupełnie jakby to była przyjemność sama w sobie.

Ks. kard. August Hlond konkluduje: Fala wszelkiego rodzaju nowinkarstwa zabagnia dziedzinę obyczajów. Podkopuje nie tylko moralność chrześcijańską, ale godzi wprost w etykę naturalną, szerzy nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześcijańską „masońskim naturalizmem”. Koła liberalne i masońskie przypuściły atak na małżeństwa chrześcijańskie, sprowadzając je tylko do rangi kontraktu cywilnego, pozbawiając je wszelkiej nadprzyrodzoności.

Zapoczątkowany przed II wojną światową proces upadku moralności doprowadził do tego, że w pierwszej dekadzie XXI wieku, już nikt nie ośmieli się przypomnieć „nowożeńcom z odzysku”, zawierającym kontrakt małżeński (w urzędzie Stanu Cywilnego), że w świetle prawa kanonicznego popełniają cudzołóstwo (gdy któreś z nich jest nadal związane sakramentem małżeństwa). Czyli zaczynają, świadomie i dobrowolnie, tzw. nowe życie w grzechu ciężkim, co prowadzi prostą drogą do piekła!

Wygodny eufemizm, używany w kościele – „związek niesakramentalny” – zgrabnie ukrywa złowieszczą perspektywę. Autor wielokrotnie rozmawiał w konfesjonale z kobietami, które dla swoich dzieci, związanych sakramentem małżeństwa, a rozwiedzionych w świetle prawa cywilnego, modlą się o… założenie nowej, szczęśliwej rodziny! Sądzą one, że jest to intencja słuszna! Te „pobożne” matki realizują plan masonów, którzy chcą zniszczyć chrześcijaństwo… rękami samych katolików!

Trwająca od dziesięcioleci promocja wszelkiej wolności seksualnej i zanik społecznego ostracyzmu w stosunku do tzw. „związków partnerskich” doprowadził, zdaniem księdza profesora Jerzego Bajdy, do: Zniszczenia moralnych, religijnych, społecznych i ekonomicznych podstaw rodziny i fałszowania jej struktury personalistycznej. Profesor przestrzega: Jeżeli proces niszczenia rodziny będzie się dalej toczył tak, jak tego chcą promotorzy rewolucji obyczajowej – a właściwie promotorzy rozwiązłości, […] wkrótce może zupełnie zniknąć ta formuła antropologiczna, której na imię naród, a społeczeństwo nie będzie się niczym różniło od stada zwierząt, chyba tylko strojem. Choć i pod tym względem różnica systematycznie maleje.
Czyny, których nikt nie ośmieliłby się publicznie nazwać grzechem, a więc nierząd, cudzołóstwo, lesbijstwo i homoseksualizm – nadal wywołują, określone w Piśmie świętym, konsekwencje. […]

Bóg Ojciec, chcąc ocalić Warszawę przed zasłużoną karą pozwala, by Matka Łaskawa ostrzegła swój lud, by żądała nawrócenia, całkowitego odwrócenia się od grzesznego życia i wynagrodzenia za dotychczas popełnione grzechy: rozwiązłości, cudzołóstwa i te najstraszniejsze – grzechy dzieciobójstwa. Trzeba bowiem wiedzieć, że w okresie międzywojennym przeciętna liczba umyślnych poronień wynosiła rocznie, według oficjalnych statystyk: przeciętnie od 100 do 130 tysięcy.

Kiedy Maryja przybędzie na Siekierki, orędzia będzie otrzymywać nie tylko trzynastoletnia Władysława Fronczakówna, ale przede wszystkim Jej ulubienica, trzydziestosześcioletnia Bronisława Kuczewska: Od 9 kwietnia przestałam chodzić do Budzieszyna, natomiast od 28 maja 1943 roku zaczęłam chodzić na Siekierki, gdzie otrzymywałam polecenia od Matki Bożej do wykonania, przez okres 38 lat, do 21 sierpnia 1981 roku [tj. od święta Maryi Królowej Polski do wigilii święta Matki Bożej Królowej].
Maryja, Matka Łaskawa Patronka Warszawy, za pośrednictwem Broni Kuczewskiej i Fronczakówny będzie apelować do ludu stolicy, aby przez przemianę życia, respektowanie

Prosi warszawian o modlitwę powszechną, czyli taką jak w 1920 roku, kiedy to lud stolicy żarliwie błagał Boga i Patronkę Warszawy o ocalenie przed bolszewikami [rozdziały 15 i 16 cytowanej książki przyp. red.] i wymodlił cud Jej publicznego ukazania się, które w konsekwencji zmieniło zdawałoby się już przesądzony wynik wojny i ocaliło Polskę!
Po 23 latach, w roku 1943 – czwartym roku okupacji niemieckiej, sytuacja jest diametralnie różna: to nie lud błaga Maryję, Patronkę Warszawy i Strażniczkę Polski o ustanie okropieństw wojny, lecz Ona Sama schodzi z nieba i osobiście wzywa do modlitwy o pokój, błagając Swój lud o nawrócenie i pokutę!!! Najłaskawsza z Matek chce odwrócić od miasta zapowiedzianą karę! Podejmuje się tej niewdzięcznej misji, by nie doszło do tragedii: Jeśli się nie nawrócicie, to wszyscy zginiecie!

Pomimo ośmieszania i deprecjonowania objawień wiadomości o nich rozchodzą się po mieście. Dzieje się tak dzięki niestrudzonej Broni Kuczewskiej, która dociera z nimi do warszawskich księży, oraz życzliwym mieszkankom Siekierek, które rozwożąc mleko i warzywa „na gospody”, opowiadają w mieście o objawieniach.

Mimo wielu wysiłków przestrogi Maryi nie dotrą do ogółu warszawian. Główną przyczyną jest brak zainteresowania objawieniami ze strony kleru.
Wydawało się oczywiste, że księża Zmartwychwstańcy z parafii św. Bonifacego na Czerniakowie, pełniący posługę w osadzie, dopomogą w upowszechnieniu orędzi i że słowa Bogurodzicy, uprzedzające o mającej nadejść na miasto karze, będą głoszone ze wszystkich ambon stolicy. Niestety, Zmartwychwstańcy nie tylko nie traktowali objawień poważnie, ale negowali wszystko, co miało z nimi związek, m.in. odmówili poświęcenia malutkiej kapliczki, umiejscowionej przy drzewie, na którym ukazała się Matka Boża. Bronisława Kuczewska napisze: Po postawieniu kapliczki Pan Jezus dał mi polecenie, abym poszła do księdza do parafii św. Kazimierza na ul. Chełmską. Kiedy przyszłam i powiedziałam, że Pan Jezus życzy sobie, aby poświęcić kapliczkę, ksiądz wysłał mnie do parafii św. Jakuba [na Ochocie, przyp. aut.]. Było tam 5 księży. Wypytywali mnie o objawienia na Siekierkach. Opowiadałam im o nich przez około 4 godziny. Potem wysłali mnie z powrotem do parafii św. Kazimierza [Dolny Mokotów, przyp. aut.]. Ksiądz jednak nadal nie chciał wyrazić zgody na poświęcenie kapliczki. Powiedział, że nie ma pozwolenia, bo trzeba iść z procesją i on nie może tego wykonać.

Wróciłam więc do domu [przy ul. Jasnej, przyp. aut.], a że byłam zmęczona, położyłam się. I wtem słyszę głos Pana Jezusa: Idź Dziecino do księdza po raz trzeci, i powiedz, żeby poszedł z kościelnym, bez ludzi i bez procesji, i poświęcił kapliczkę. Powiesz, że taka jest Wola Moja i Matki Mojej, ażeby kapliczka była poświęcona, bo jest bardzo znieważana.

Kiedy poszłam po raz trzeci do księdza, chciał mi drzwi zamknąć przed nosem, ale ja przytrzymałam je nogą i powtórzyłam to, co mi Pan Jezus powiedział. Ksiądz jednak nie wykonał tego polecenia. Dopiero jedna z wiernych przyprowadziła, po kryjomu, księdza jezuitę, ojca Antoniego Kozłowskiego, który był wielkim czcicielem Matki Bożej i wiedział o moich objawieniach, i on poświęcił kapliczkę.


Wokół siostry Bronisławy, profeski III Zakonu św. Franciszka, spontanicznie gromadzili się ludzie i wkrótce zawiązała się wspólnota, której Sama Bogurodzica nadała nazwę Grono Matki Bożej i Miłosierdzia Bożego. Jej członkowie, osoby świeckie, pomagały mistyczce w wykonywaniu poleceń z Nieba. Grono podejmowało także cotygodniowe modlitwy o nawrócenie Warszawy i upowszechniało orędzia Maryi i Pana Jezusa w swoich środowiskach.

Misja ostrzeżenia Warszawy przed mającym wybuchnąć za 16 miesięcy powstaniem wymagała od Kuczewskiej heroizmu i zaparcia: W sierpniu 1943 roku [rok przed wybuchem powstania] na modlitwie u pani Teofili Ciecierskiej, przy ul. Płockiej 25, miałam objawienie Matki Najświętszej. Maryja ukazała mi okropny widok Warszawy w czasie Powstania. Widziałam masowe aresztowania, rozstrzeliwania, palące się domy. Zobaczyłam też dom, w którym modliliśmy się. Matka Boża powiedziała mi, że ten dom będzie podlany benzyną i podpalony od dołu przez Niemców. W widzeniu widziałam, jak matki wyskakiwały z dziećmi z płonącego domu. Zaraz powiedziałam o tym widzeniu obecnym, ale nie chcieli mi uwierzyć. Huknęli na mnie, że opowiadam głupstwa, bo Niemcy będą liczyć się z nami. [W innym miejscu Bronisława mówi o tym wydarzeniu w ten sposób: Powiedzieli, żebym nie plotła głupstw i zajęła się robotą, a nie plotkami, że Niemcy będą się z nami liczyć].

Trzy dni przed Powstaniem Matka Boża dała mi polecenie, abym zabrała dzieci i wyjechała z Warszawy w rodzinne strony, do Dobrego. Kiedy po Powstaniu wróciłam do Warszawy, dom, który miałam ukazany przez Matkę Bożą przy ul. Płockiej 25 – był spalony. W domu tym i w sąsiednich zabito 300 ludzi. Ludzie mówili, że matki wyrzucały swoje dzieci przez okna, a za nimi same wyskakiwały. Dzisiaj widnieje w tym miejscu tablica pamiątkowa mówiąca, że zginęło tu ok. 300 osób.


Proroctwa nie lekceważcie – pisze św. Paweł w Liście do Tesaloniczan (1 Tes 5,20). Proroctwo o całkowitym zniszczeniu Warszawy zostało lekceważone. Przestroga, jaką w imieniu Boga Najwyższego, Bogurodzica przekazała warszawianom: Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Żąda nawrócenia! – do nich nie dotrze…

Powstanie Warszawskie wybuchnie po szesnastu miesiącach od pierwszych objawień i ostrzeżeń Maryi. W sierpniu 1944 roku młodych warszawian rozpiera chęć walki ze znienawidzonym wrogiem, ruszą więc naprzeciw potędze militarnej Niemców z gorącymi sercami, z butelkami napełnionymi benzyną, ale… bez błogosławieństwa Bogurodzicy.

Dowództwo nie czuło potrzeby oficjalnego zawierzenia akcji zbrojnej Patronce miasta. Owszem, indywidualnie zawierzano się Maryi Łaskawej, modlono się na różańcu, przyjmowano sakramenty, uczestniczono w polowych Mszach świętych (co w swojej książce wspomina s. Maria Okońska),
lecz oficjalnego – jak za Marszałka Piłsudskiego – zawierzenia akcji zbrojnej Bogu Najwyższemu nie było!

Po 47 latach w dniu święta Najświętszego Imienia Maryi, 12.09.1991r., w Sastin, Narodowym Sanktuarium Słowacji, w orędziu skierowanym do ks. Stefano Gobbi’ego Maryja dobitnie wyjaśni kwestię oficjalnego zawierzenia na przykładzie odsieczy wiedeńskiej: Turcy zostali pokonani, gdy oblegali Wiedeń i grozili zniszczeniem całego chrześcijańskiego świata. Przewyższali żołnierzy świętej Ligi liczbą, siłą, uzbrojeniem i czuli, że do nich należy zwycięstwo, ale: wezwano Mnie publicznie, i publicznie proszono o pomoc, Moje Imię zostało wypisane na proporcach i było wzywane przez wszystkich żołnierzy. To za Moim wstawiennictwem miał miejsce cud zwycięstwa, który uratował świat chrześcijański.

Matka Łaskawa w ciągu 16 miesięcy wielokrotnie uprzedzała, że jedynym sposobem na pokój i zakończenie wojny jest nawrócenie, modlitwa i pokuta, nie zaś pięści i butelki z benzyną.

Młodzi warszawianie jednakże bezgranicznie ufali w moc pięści i nie widzieli powodu, by w swoje plany wtajemniczać Boga. Stolica w obliczu godziny W zachowała się tak, jak zachowują się przemądrzałe dzieci, które chcą wszystko robić same, bez pomocy Mamy i Taty!

Nie chciano pamiętać, że to, co dzieli zwycięstwo od klęski, to nie moc oręża, przeważające siły czy strategia nawet najgenialniejszych dowódców, lecz wola Boga Najwyższego, który zawsze i wszędzie Sam o wszystkim decyduje!
Nie chciano pamiętać, że to jedynie od Niego zależy, czy ludzkie plany zaowocują sukcesem, czy zakończą się porażką.

Miał tą świadomość lud Warszawy w sierpniu 1920 roku, kiedy leżał krzyżem przed Patronką Stolicy i Strażniczką Polski, błagając o ocalenie stolicy, ocalenie Polski.

W 1920 roku warszawianie mieli świadomość, że współpracując z Najwyższym, będą w stanie pokonać pięciokrotnie liczniejszych i zdeterminowanych bolszewików. Wiedzieli, że gdy współpracują z Bogiem, siła i moc są po ich stronie. Bo: Jeśli Bóg jest z nami, to kto przeciwko nam?
1 sierpnia 1944 roku, w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego, Hitler wspólnie z Himmlerem wydał rozkaz, który przesądzi o losie „zbuntowanej” Warszawy: Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią. W ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy.

Po drugiej stronie Wisły stały wojska radzieckie, Sowieci jednak nie kiwnęli palcem, by konającej Warszawie przybyć z odsieczą. Stalin zdawał sobie sprawę, że skupione w Warszawie młode pokolenie polskiej inteligencji zagraża jego koncepcji utworzenia w Polsce rządu totalitarnego. Dlatego nie przeszkadzał w zbrodni, która dokonywała się niemieckimi rękami w zbuntowanym mieście.

Sowieci, zgrupowani na drugim brzegu Wisły, z zimną krwią przyglądali się agonii Warszawy, miasta, którego nie udało się im zdobyć i złupić w 1920 roku:
[….]
1 sierpnia 1944 roku o godzinie „W” nastąpiło zderzenie młodzieńczego zapału, młodzieńczych wizji, z realnymi możliwościami, ergo brutalną rzeczywistością. Akcja zbrojna, podjęta bez wsparcia się na Bogu i Maryi, po dwóch miesiącach zakończyła się totalną, niewyobrażalną klęską, jakiej w historii Polski i narodu jeszcze nie było. Daremny był trud żołnierzy, daremna ofiara z życia i krwi osób cywilnych.

Czas gorzki, zły, zwątpienia czas podchodzi nam pod gardło,
Czy wszyscy zapomnieli nas, czekając, by miasto padło?…
Na barykadach wciąż czekamy, licząc ostatnie chwile,
Tak się powoli dopalają warszawskie Termopile…
Tylko na Woli w dniach 3-5 sierpnia bestialsko zamordowano pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Ogółem zginało pół miliona ludzi (wg szacunku historyka Norberta Boratyna). Z pewnością nie taki los w zamyśle Bożym miał spotkać lud Warszawy, gdyby usłuchał ostrzeżeń swej Łaskawej Matki, swej Patronki!

Nurtuje pytanie: co w ciągu dwudziestu czterech lat, które upłynęły od bitwy warszawskiej, mogło tak bardzo odmienić serca i umysły mieszkańców stolicy, że bez oficjalnego zawierzenia Bożej Opatrzności podjęli się walki z przeważającym wrogiem? Skąd pomysł, by własnymi, wątłymi siłami, bez Bożego błogosławieństwa próbować oswobodzić stolicę? Nie od dziś wiadomo, że: jeśli Pan miasta nie strzeże, daremnie czuwają straże (Ps 127,1).


Chrystus Pan uprzedzał: beze Mnie nic dobrego uczynić nie możecie (J 15,5).

Skąd więc ta krótkowzroczność w Polsce, która w owym czasie uważała się za kraj katolicki? Gdyby orędzia Bogurodzicy zostały przyjęte, gdyby podjęto powszechne modlitwy przebłagalne w intencji pokoju (jak w 1920 roku), gdyby lud Warszawy zreflektował się i podjął przemianę życia, to losy Powstania z pewnością potoczyłyby się inaczej! Tak ocalała Niniwa, której mieszkańcy posłuchali proroka Jonasza i nawrócili się, żałując za dawne grzechy. Niniwici mieli czterdzieści dni na zmianę postępowania, a warszawianie… prawie półtora roku! Tak ocalał Rzym dwa miesiące wcześniej (5. VI.44). Dzięki modlitwie uratowało się zaminowane przez Niemców miasto, miliony ludzi ocaliły życie, o czym piszemy dalej.

Dowódcom AK nie brakowało bojowej odwagi, ale zabrakło im wiary, by los powstania oficjalnie, przez ręce Maryi, powierzyć Bogu Najwyższemu. Ze słów Matki Bożej, które padły na Siekierkach, wybraliśmy te z listopada 1943 roku, są one bowiem kluczem do zrozumienia przyczyny klęski Powstania Warszawskiego:

Jak wy jesteście ze Mną, to i Ja jestem z wami i nic się wam nie stanie!

Dowódcy Armii Krajowej nie poszli w bój z Jej błogosławieństwem, okryci płaszczem Jej opieki. Nie prosili Patronki Warszawy, by skruszyła strzały Bożego gniewu godzące w miasto, nie prosili, by odrzucała, jak ongiś w Wólce Radzymińskiej, wrogie pociski, które teraz bezkarnie burzyły dom po domu. Nie byli z Maryją, więc nie mogli doświadczyć skutków Jej solennej obietnicy: i nic się wam nie stanie! Dlatego nie może nikogo dziwić, że w sierpniu 1944 roku, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, nie powtórzył się Cud nad Wisłą z 1920 roku, nie pokonano i nie przepędzono okupanta ze stolicy!

Nie może nikogo dziwić, że wszystko dookoła leżało w gruzach. Wszystko było zburzone i wszystko się paliło. Między jednym a drugim schronem przekopy były zniszczone. Nie było możliwości życia. Bomby padały i burzyły ulicę po ulicy, dom po domu.

Po sześćdziesięciu trzech dniach powstanie poniosło druzgoczącą klęskę, a Warszawa została totalnie zrujnowana, wręcz starta z powierzchni ziemi. Stało się tak, jak zaplanował Hitler: Warszawa [została] zrównana z ziemią, [by] w ten sposób [stworzyć] zastraszający przykład dla całej Europy. Warschau caput! ! !
Pół miliona niewinnych ludzi straciło życie. Słusznie zauważa ks. Kazimierz Góral: Gdy zlekceważy się przestrogi Maryi, przychodzi tylko czekać na zapowiadaną otchłań rozpaczy!
Ponawiamy pytanie, czy tak się musiało stać? Odpowiadamy: na pewno nie! Wystarczy przyjrzeć się analogicznej sytuacji, jaka w tym samym czasie miała miejsce w okupowanym Rzymie: Rzym, maj 1944 roku. Front szybko zbliżał się do Wiecznego Miasta. Walki toczyły się zaledwie o 12 kilometrów od centrum, w pobliżu miejscowości Castel di Leva. Papież Pius XII zatroskany o bezpieczeństwo cudownego, starożytnego obrazu Madonny Bożej Miłości, nakazał przeniesienie go do rzymskiej bazyliki św. Ignacego.

W końcu maja, gdy działania wojenne objęły przedmieścia, Papież polecił, by przed obrazem Madonny dei Divino Amore została podjęta nowenna o ocalenie miasta. Sam w imieniu mieszkańców Rzymu złożył Maryi ślubowanie. Przyrzekł, że jeśli Madonna ocali miasto, to na ruinach zamku Castel di Leva zostanie zbudowana dla cudownego obrazu nowa świątynia i zostaną erygowane organizacje religijne i charytatywne Jej imienia.


4 czerwca 1944 roku czołgi generała Alexandra ruszyły do ataku. Niemcy byli przygotowani do zdetonowania założonych ładunków i wysadzenia w powietrze miasta. Chcieli pozostawić po sobie pamiątkę: spaloną ziemię i rumowisko gruzów (takie samo, jakie w 3 miesiące później pozostawili w Warszawie i jakie chcieli pozostawić po sobie na Jasnej Górze, w styczniu 1945 roku).

Lud Rzymu, odmiennie niż lud Warszawy, nie sposobił się do akcji zbrojnej. Jego mieszkańcy trwali na modlitwie dzień i noc na placu przed bazyliką świętego Ignacego. Zawierzali Matce Bożej Miłości los Wiecznego Miasta, a władze magistratu oficjalnie potwierdziły gotowość wypełnienia ślubów, jakie w ich imieniu złożył Madonnie Ojciec święty.

I oto tego samego dnia, w nocy z 4 na 5 czerwca, Niemcy nagle, z niewiadomych przyczyn, opuścili Rzym, nie detonując założonych ładunków. Nikt nie mógł pojąć, jak to się właściwie stało i dlaczego? Wszystkich: cywilów, wojskowych i polityków zadziwił ten cudowny obrót sprawy! Winston Churchill dał wyraz zdumieniu, pisząc: „Rzym zdobyto w sposób całkowicie nieoczekiwany!”

12 czerwca 1944 r. „L’ Osservatore Romano” poinformował swoich czytelników: 11 czerwca dziesiątki tysięcy ludzi zebrały się przed Bazyliką Sant Ignazio, a wielu z nich przyszło tutaj boso. Przybyły rodziny, instytucje i szkoły. W procesji bez końca podchodzono, by ucałować obraz Madonny Bożej Miłości, by podziękować i oddać Jej cześć. Wśród rzeszy pątników znajdował się także Papież Pius XIL który przemówi! do Maryi w imieniu zgromadzonych, wyrażając Jej wdzięczność za cud bezkrwawego oswobodzenia Rzymu! Następnego dnia nieprzebrane tłumy odprowadziły procesyjnie cudowny obraz Madonny dei Divino Amore do jej siedziby w Castel di Leva.

Rzymianie nie chcieli rozstać się ze swoją dobrodziejką! W ścianach rzymskich kamienic wykuwano nisze, gdzie wśród kwiatów i płonących lampek królował obraz ich umiłowanej Matki! Magistrat Rzymu wkrótce wywiązał się ze złożonych obietnic: Czym się odpłacimy Maryi, za wszystko co nam wyświadczyła? Wypełnimy nasze śluby dla Niej, przed ludem Rzymu!

Porównajmy skuteczność sposobów zastosowanych dla wyzwolenia dwóch europejskich stolic latem 1944 roku:
. lud Wiecznego Miasta sposobił się do wyzwolenia stolicy, nie chwytając za broń i nie wzniecając powstania. Pod przewodnictwem swego biskupa, ojca świętego Piusa XII, złożył Bogurodzicy ślubowania i … trwał na ufnej modlitwie przed Jej obliczem;
. papież, Głowa Kościoła katolickiego i jednocześnie biskup Rzymu, mimo realnie istniejącego śmiertelnego niebezpieczeństwa (zaminowane miasto miało być lada chwila wysadzone w powietrze!) nie opuścił miasta, by ratować życie, lecz jak Dobry Pasterz pozostał ze swoimi owcami. I był promotorem ocalenia miasta, które dokonało się w sposób duchowy, bez użycia broni i przelewu krwi. Bo jak siłą armii jest wódz, tak siłą wierzącego ludu są jego pasterze;
ˇ prymas Polski, kard. Hlond opuścił Polskę i swoją owczarnię już we wrześniu 1939 roku;

. w Warszawie słowa ostrzeżeń Matki Bożej, nawołujące do pokuty i modlitwy, zostały praktycznie zignorowane, trafiając jedynie do znikomej części warszawian;
. Mater Gratiarum odwrotnie niż Madonna dei Divino Amore nie została oficjalnie zaproszona do współpracy! Pozbawione Jej matczynej opieki Powstanie upadło, hitlerowcy stolicę Polski spalili i wymordowali pół miliona jej mieszkańców;
. rzymianie postawili na MARYJĘ i… uratowali miasto;
. warszawianie postawili na SIEBIE i… ponieśli totalną klęskę;
. nie chciano pamiętać, że: lepiej uciekać się do Pana, niźli pokładać ufność w człowieku (Ps 118);
. zapomniano, że : bez Boga ani do proga!


Fragment książki ks. dra Józef Marii Bartnika SJ i Ewy J. Storożyńskiej „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą, czyli prawdziwa historia Bitwy Warszawskiej, rozdz. pt.: Rok 1943 Matka Łaskawa objawia się na Siekierkach, czyli S.O.S dla Warszawy.

Matka Boża objawiła mistyczce Bronisławie Kuczewskiej wybuch Powstania Warszawskiego

Ze słów Matki Bożej, które padły na Siekierkach, …

OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. I – dotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy. „ Proroctwa nie lekceważcie”. (1 Tes 5,20) Proroctwo zostało zlekceważone.

 

OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. I – dotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy. „ Proroctwa nie lekceważcie”. (1 Tes 5,20) Proroctwo zostało zlekceważone. Młodzi Warszawiacy, ruszyli do boju, przeciwko militarnej potędze wroga, mając niewielką ilość broni i amunicji, oraz butelki z benzyną. Ale w tym wszystkim zabrakło najważniejszego… - ZAWIERZENIA AKCJI ZBROJNEJ BOGU NAJWYŻSZEMU I ODDANIA SIĘ POD OPIEKĘ MATKI BOŻEJ ŁASKAWEJ - PATRONKI WARSZAWY, tak, jak to uczynił lud Warszawy przed nawałą bolszewicką.

To, co miało miejsce w czasie II wojny światowej, a zwłaszcza w czasie Powstania Warszawskiego, gdzie zupełnie nie liczono się z człowiekiem, powinno nam dać do myślenia. Grzech został ukarany i to srogo. Życie niezgodne z Bożym Prawem, do niczego nie prowadzi, jedynie prędzej, czy później, do nieszczęścia i do zguby
OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. Idotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy

1 sierpnia – kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, które miało trwać zaledwie kilka dni, ale w rzeczywistości przeciągnęło się do ponad 2 msc. Powstanie przepowiedziała Maryja w czasie objawień w Siekierkach, w czasie II Wojny Światowej, w roku 1943. Gdyby wówczas posłuchano Matki Bożej, losy okupowanej Warszawy i przebieg Powstania Warszawskiego byłyby inne. Nie wzięto przykładu z mieszkańców Stolicy, którzy dzień i noc błagali na kolanach o pomoc, gdy w 1920 r. Polskę zalewał bolszewicki wróg. Powstanie w Warszawie rozpoczęto, liczono przy tym na własne siły, zupełnie pomijając Boga i Jego pomoc. I to był błąd, który skończył się klęską. Zginęło kilkaset tys. ludzi, a miasto było niemalże zrównane z ziemią.

„Módlcie się, bo idzie na was kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo lud się nie nawraca. Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia”.

„Grożące nieszczęście nie jest przejawem gniewu Boga wobec swego ludu, ale samozniszczeniem narodu poprzez grzech”.


Przed wybuchem II wojny światowej, będącej karą za grzechy, Bóg ostrzegał Polaków wielokrotnie. O ukaraniu Polski, Pan Jezus przestrzegał przez św. Faustynę, oraz Rozalię Celakównę: „Nastaną straszne czasy dla Polski. Polska ma być ukarana za to […], że naród odwrócił się od Boga, […] popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najgłośniejsze z nich są grzechy nieczyste”. „Moje dziecko, za grzechy: zbrodnię zabijania dzieci poczętych i rozpustę, popełniane przez ludzkość na całym świecie, ześle Bóg straszną karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków”

Najbardziej grzesznym miastem była stolica Polski – Warszawa. Żeby przestrzec jej mieszkańców, Matka Boża Łaskawa, ukazywała się dwóm osobom i przez nie upominała ludzi. Objawienia miały miejsce w Siekierkach, rozpoczęły się 3 maja 1943 roku. Matka Najświętsza ukazywała się wówczas, na kwitnącym drzewie wiśniowym, 13 -letniej dziewczynce Władysławie Fronczakównej.

Na wiśni, w miejscu, w którym pień rozgałęzia się w konary, zobaczyłam postać. Ubrana była w białą suknię koloru reflektorów, jarzeniówek, jak gdyby mgły. To była postać kobiety, młodej dziewczyny. Suknię miała przepasaną niebieską, niezbyt szeroką szarfą. Na głowie miała welon, tylko nie przejrzysty, tego samego koloru. Ręce złożone. Była boso. Na prawym ręku miała biały różaniec. Nie stała bezpośrednio na drzewie, pod stopami miała biały obłoczek. Kwiaty białej wiśni zdawały się martwe przy tej postaci. To było tak bardzo świetliste”.

W czasie objawień na Siekierkach, Matka Boża zapewniała, że jest z cierpiącym ludem, że Bóg nie opuszcza swoich dzieci, gdy nadchodzą straszne czasy.

Objawienia Maryi na Siekierkach były przepełnione rozmaitymi znakami i bogatą symboliką. Obok Matki Najświętszej, widoczna była litera „X”, w powietrzu unosiły się ptaki, które śpiewały i tańczyły na Jej cześć; potem były ukazane spadające na ziemię i nagle rozpływające się w powietrzu brązowe, tajemnicze ptaki, których było siedem; trzy wielkie gwiazdy i dwanaście małych gwiazdek; kaplica, kościół i trzy zakonnice. Była też góra, na którą, jak mrówki, wspinało się wielu ludzi, jednak nie potrafili oni dotrzeć na szczyt. Te znaki i symbole, były trudne do odczytania.

W trakcie objawień Maryja nazywała siebie patronką kobiet, matek tracących dzieci, synów. Niektórzy odczytują to jako znak i ostrzeżenie przed utratą dzieci przez matkę -Kościół.
Władysława miała przekazane dwie modlitwy: Litanię i Koronkę do Matki Bożej Niepokalanie Poczętej. Maryja podyktowała jej również słowa i nuty pieśni, aby ją śpiewano na Jej cześć, a także sama pięknie ją śpiewała łagodnym sopranem. Niepokalana nauczyła też dzieci, jak mają odmawiać różaniec. Do Władysławy powiedziała, że:

„Przyjdą ciężkie czasy, ale kto będzie miał iskrę wiary , nadziei i miłości ten nie zginie''

13 października 1943 r. Matka Najświętsza rzekła: „Dziateczki kochane, dążcie do Mnie i Syna Mojego, a okryję was swoim płaszczem i nic wam się złego nie stanie”. Ludzie, którzy przychodzili na modlitwę, prosili wizjonerkę, aby zapytała Najświętszą Panienkę, kiedy zakończy się wojna. 29 maja 1943 r. dziewczynka ujrzała obok Maryi następujące cyfry: 1945. Gdy spostrzegła tą datę, nie bardzo wiedziała, jak ma oznajmić to ludziom, gdyż wszyscy spodziewali się szybkiego zakończenia wojny. W pierwszy piątek miesiąca sam Pan Jezus udzielił Komunii św. zgromadzonym na modlitwie przy kapliczce. 23 sierpnia, Niemcy zabrali mężczyzn i podpalili wszystkie domy w Siekierkach. Dzięki Bogu kobiety z dziećmi zdążyły uciec. Kapliczka oraz drzewo wiśniowe były nienaruszone. Ci, którzy ocaleli, wiedzieli, że zawdzięczają to Matce Bożej Łaskawej. Gdy powrócili po wojnie, zebrali cegły, które pozostały po zburzonych domach i ułożyli je przy kapliczce. Posłużyły one potem do budowy kaplicy, którą rozpoczęto stawiać w 1946 r., tj. w trzecią rocznicę pierwszych objawień Maryi w Siekierkach.

Kolejną osobą, której objawiała się Maryja, była Bronisława Kuczewska. Ta 36 letnia wówczas wizjonerka i mistyczka miała pierwsze widzenie z Matką Bożą w wieku 15 lat, w święto Wniebowzięcia NMP, w 1922 roku. 28 kwietnia 1943 r., podczas objawienia w domu rodzinnym, w Nowym Dobrem, Maryja zapowiedziała jej, że teraz będzie się ukazywała w Warszawie, na Siekierkach. Od tej chwili Bronisława przychodziła na miejsce objawień kilka razy w miesiącu, a szczególnie każdego 3 i 28 dnia miesiąca a także w uroczystości Matki Bożej. Po raz pierwszy udała się na Siekierki 28 maja 1943 r. Wybrała się tam z mężem i 23 dniowym synkiem. Natomiast 3 czerwca, Bogurodzica przekazała jej prośbę, żeby w tym miejscu wybudować kapliczkę. Wizjonerka otrzymywała też od Matki Bożej różne polecenia do wykonania.

Bogurodzica przekazała ostrzeżenie, że, jeżeli ludzie się nie nawrócą, będą strasznie ukarani. Nawoływała do pokuty, wynagrodzenia za grzechy cudzołóstwa, rozwiązłości i dzieciobójstwa. Wzywała do modlitwy powszechnej i przebłagalnej w intencji pokoju, podobnej do tej sprzed 23 lat, gdy Warszawie, a także całej Polsce, groził zalew bolszewizmu, ze strony Armii Czerwonej.

Co prawda wiadomości o tym, że Maryja ukazuje się w Siekierkach były rozpowszechniane na różne sposoby, jednak przestrogi Bogurodzicy nie dotarły do zbyt wielu mieszkańców stolicy, ponieważ kapłani to zbagatelizowali i nie upowszechniali tych orędzi, nie wzywali z ambon do nawrócenia i nie uprzedzali o karze nadchodzącej na Warszawę, jeśli jej mieszkańcy nie zawrócą z drogi grzechu. Księża Zmartwychwstańcy nie wierzyli w te objawienia, wszystko negowali, co miało z nimi jakikolwiek związek. Gdy Pan Jezus prosił przez Bronisławę, aby kapłani poświęcili malutką kapliczkę, którą ludzie postawili przy drzewie, na którym objawiała się Matka Boża, ksiądz z miejscowej parafii odmówił, twierdząc, że aby to zrobić, musi iść z procesją, a to jest niemożliwe.

Wówczas Pan Jezus ponowił prośbę, by wizjonerka udała się do księdza i powiedziała mu, że wolą Jezusa i Maryi jest, aby kapliczka była poświęcona, gdyż jest bardzo znieważana, i by poszedł z kościelnym, bez ludzi i bez procesji. Niestety także i tym razem ksiądz tego nie uczynił. Dopiero ojciec Antoni Kozłowski, jezuita, który był wielkim czcicielem Matki Bożej, poświęcił kapliczkę.

Misja ostrzeżenia stolicy przed mającym wybuchnąć za kilkanaście miesięcy Powstaniem, nie była łatwa i wymagała od wizjonerki heroizmu i odwagi. W sierpniu 1943 r., w czasie modlitwy miała objawienie, w czasie którego Matka Boża, ukazała jej pewne okrutne sceny. Widziała Warszawę w czasie Powstania. Przed jej oczyma przesuwały się straszliwe obrazy: masowych aresztowań, rozstrzeliwań ludzi, palących się budynków; wśród nich ujrzała dom, w którym z kilkoma osobami gromadziła się na modlitwie. Maryja powiedziała jej, że ten dom będzie podlany benzyną, a potem podpalony przez Niemców. Bronisława miała ukazane matki wyskakujące z dziećmi z płonącego domu. Po tym widzeniu natychmiast opowiedziała o wszystkim osobom zgromadzonym na modlitwie, lecz nikt jej nie uwierzył. Ludzie twierdzili, że plecie głupstwa, bo Niemcy będą się z nimi liczyć.

Bronisława Kuczewska była przez Maryję ostrzeżona na trzy dni przed wybuchem Powstania. Opuściła Warszawę i pojechała w rodzinne strony, do Dobrego. Wróciła do stolicy po Powstaniu i rzeczywiście widziała spalony dom, który miała w widzeniu. Gdy ludzie opowiadali jej o całym zdarzeniu, wszystko było tak, jak to miała ukazane w wizji. W domu tym zginęło ok. 300 osób.

„ Proroctwa nie lekceważcie”. (1 Tes 5,20)

Proroctwo zostało zlekceważone. Młodzi Warszawiacy, ruszyli do boju, przeciwko militarnej potędze wroga, mając niewielką ilość broni i amunicji, oraz butelki z benzyną. Ale w tym wszystkim zabrakło najważniejszego… - ZAWIERZENIA AKCJI ZBROJNEJ BOGU NAJWYŻSZEMU I ODDANIA SIĘ POD OPIEKĘ MATKI BOŻEJ ŁASKAWEJ - PATRONKI WARSZAWY, tak, jak to uczynił lud Warszawy przed nawałą bolszewicką.

Wtedy to, Warszawiacy, pokutowali za grzechy, leżąc krzyżem przed Jezusem i Maryją i błagali o ocalenie stolicy i całej ojczyzny, zawierzając swojej patronce losy Polski.

Same chęci i wola walki ze znienawidzonym okupantem, oraz odwaga w sercu nie wystarczyły. To od Boga bowiem zależy, czy ludzkie plany zakończą się sukcesem, czy porażką. Gdyby wówczas posłuchano Matki Bożej i lud stolicy wraz ze swoimi pasterzami i kapłanami, upadł na kolana w akcie pokutnym, oraz gdyby dowódcy AK dokonali oficjalnego aktu zawierzenia, wówczas losy Powstania Warszawskiego, a także losy okupowanej stolicy, byłyby inne, gdyż sama Maryja wraz z Niebiańską Armią Aniołów przyszła by na pomoc, jak to miało miejsce w czasie Bitwy Warszawskiej w 1920 r., podczas której miał miejsce tzw. Cud nad Wisłą.

W czasie Powstania Warszawskiego zginęło kilkaset tys. ludzi: żołnierzy i cywilów, osób starszych, dorosłych i dzieci. W ruinę obróciło się wiele kościołów, klasztorów, budynków mieszkalnych i rozmaitych budowli.

Porażka Powstania Warszawskiego, dowodzi, że my sami z siebie nic nie możemy uczynić. Dopiero, gdy prosimy o pomoc Boga, wszystko jest możliwe, bowiem On sam walczy za nas. Jeżeli jesteśmy posłusznym narzędziem w Jego Rękach, zawierzamy Mu siebie, całe swoje życie i czynimy to, co nam nakazuje, wtedy w każdej walce odnosimy zwycięstwo. I nie chodzi tu tylko o walki zbrojne, ale przede wszystkim o takie, zwykłe, ludzkie, codzienne, z naszymi słabościami, nałogami, rozmaitymi problemami. Sami z niczym nie wygramy, bo w rezultacie dopadnie nas frustracja i zniechęcenie. Zamiast nadziei pojawi się rozgoryczenie, pesymizm. Jedynie z Bożą pomocą możemy osiągnąć wiele


W Piśmie Świętym, w Księdze Jozuego, ukazany jest przykład zwycięstwa nad poganami, w czasie oblężenia miasta Jerycha. Miasto to było otoczone mocnym murem i uważano je za trudne do zdobycia. Gdyby Izraelici (naród wybrany) nie prosili Pana Boga o pomoc, oraz gdyby nie posłuchali Go i postąpili po
swojemu, wtedy miasta by nie zdobyli i ponieśliby ogromne straty w ludziach.

„Jerycho było silnie umocnione i zamknięte przed Izraelitami. Nikt nie wychodził ani nie wchodził. I rzekł Pan do Jozuego: «Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami. Wy wszyscy, uzbrojeni mężowie, będziecie okrążali miasto codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach. Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie”.

(Księga Jozuego 6, 1 -5)

To, co miało miejsce w czasie II wojny światowej, a zwłaszcza w czasie Powstania Warszawskiego, gdzie zupełnie nie liczono się z człowiekiem, powinno nam dać do myślenia. Grzech został ukarany i to srogo. Życie niezgodne z Bożym Prawem, do niczego nie prowadzi, jedynie prędzej, czy później, do nieszczęścia i do zguby.

Gdy zanika chrześcijaństwo, wtedy również zanika u ludzi dobroć, miłość, radość, życzliwość, uprzejmość, empatia, cierpliwość, łagodność, pokój, opanowanie, wierność. Bez tych cnót, człowiek staje się zdolny do wszelkiego zła. Przecież nie kto inny, tylko ludzie ludziom gotują taki czy inny los.

W momencie, kiedy odrzucamy Boga, powstaje pustka i trzeba ją czymś wypełnić, zazwyczaj wtedy z propozycją przychodzi szatan, który mami i wabi różnymi obietnicami. Ci których zwiódł, jego ziemscy słudzy, stają się często nieobliczalnymi barbarzyńcami, niosącymi ze sobą cierpienie, pożogę, zniszczenie, trwogę i śmierć. Pycha, która rodzi się w ich zatwardziałych sercach wynosi takich ludzi ponad wszystkich i dlatego gardzą oni drugim człowiekiem, uważając go za przedmiot, który można wykorzystać, oraz zniszczyć.

Dlaczego Niebo wzywało wtedy do pokuty i do nawrócenia? Ponieważ moralność w Polsce w okresie międzywojennym, była w opłakanym stanie. Poza tym kwitł okultyzm, spirytyzm, popularne było chodzenie do wróżek. Prawa dekalogu były przez polskie społeczeństwo mocno lekceważone, nastąpiło rozluźnienie obyczajów. Dygnitarze życia społecznego, kulturalnego, prowadzili rozwiązłe życie, a za ich przykładem szła podatna na wpływy młodzież
.

Wśród tzw. gwiazd, na porządku dziennym były romanse, rozwody, życie erotyczne z wieloma partnerami, a także związki jednopłciowe i biseksualne. Mnożyły się niechciane ciąże, a przez to wzrastała ilość aborcji. W czwartym roku okupacji hitlerowskiej, pozwolono Polkom na przerywanie ciąży i jednocześnie Niemkom zabroniono tego pod karą śmierci. Aborcje były przeprowadzane oficjalnie w szpitalach i prywatnych klinikach.

Masoni wprowadzili w życie taktykę „wyciszenia religii katolickiej nie rozumowaniem, ale psuciem obyczajów”. Żeby ten cel osiągnąć, nagłaśniali w prasie bulwarowej romanse i rozwody sławnych ludzi: polityków, aktorów, pisarzy, piosenkarzy, dziennikarzy, itd., po to, aby niemoralne życie stało się czymś powszednim, by ludzie się do tego przyzwyczaili, żeby takie swobodne obyczaje przestały gorszyć, oraz żeby stały się wzorcem dla ogółu, niemalże obowiązującą normą. Chodziło o wyparcie z ludzkiej świadomości poczucia, że takie niemoralne zachowania są grzechem, i dążono do tego, aby większa część polskiego społeczeństwa odeszła od praw Dekalogu. Masoni chcieli zniszczyć chrześcijaństwo rękami samych katolików.

Ks. kard. August Hlond wyraził się w sposób następujący: „Fala wszelkiego rodzaju nowinkarstwa zabagnia dziedzinę obyczajów. Podkopuje nie tylko moralność chrześcijańską, ale godzi wprost w etykę naturalną, szerzy nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześcijańską „masońskim naturalizmem”. Koła liberalne i masońskie przypuściły atak na małżeństwa chrześcijańskie, sprowadzając je tylko do rangi kontraktu cywilnego, pozbawiając je wszelkiej nadprzyrodzoności”.

Katolicki pisarz Gilbert Keith Chesterton pisał w 1923 r.: „Rozwód to coś, co dzisiejsze gazety nie tylko reklamują, ale wręcz zalecają, zupełnie jakby to była przyjemność sama w sobie”

„Zawsze jest tak, że gdy Bóg zamierza upomnieć świat, przed wymierzeniem kary proponuje, z pewną obawą, ostatnią drogę ocalenia: Swoją Najświętszą Matkę! Jeśli zlekceważymy i odepchniemy ten ostatni środek ocalenia, wtedy nie będzie już dla nas ratunku.” (s. Łucja z Fatimy)

Objawienia w Siekierkach nie zostały oficjalnie uznane przez Kościół. Na ich temat wypowiedzieli się jednak niektórzy duchowni. Więcej na ten temat na stronach: Potwierdzają objawienie Boga? oraz Ona nas teraz słucha

a.n.

Źródła: gwiazdaporanna.pl, tvrepublika.pl , stacja7.pl, sanktuarium.pijarzy.pl
Foto: marypages.com, sppw1944.org (zdjęcie główne), tvp.info (zdjęcie w tekście)

Objawienia Maryjne

OBJAWIENIA MARYJNE W SIEKIERKACH - cz. I – dotyczyły Powstania Warszawskiego i były ostrzeżeniem dla mieszkańców stolicy


To, co miało miejsce w czasie II wojny …

środa, 30 lipca 2025

 

Rozmowy niedokończone: Wyzwania nowego Prezydenta RP

Za 2 dni przypada Godzina „W”

 

Za 2 dni przypada Godzina „W”

Za 2 dni przypada Godzina „W”

– chwila, gdy cały naród zatrzymuje oddech, oddając hołd bohaterom Powstania Warszawskiego.

To nie tylko historia. To nasza tożsamość, duma i przestroga na przyszłość.
Pamięć o tamtych dniach łączy pokolenia – młodszych i starszych, tych, którzy znają losy Powstania z opowieści, i tych, którzy oddali za Polskę życie.
Niech ten dzień przypomina, że wolność ma swoją cenę, a my mamy obowiązek ją pielęgnować i szanować.

Bądźmy razem 1 sierpnia o godz. 17:00 – w ciszy, zadumie i z dumą.
„Oni mieli tylko 63 dni. My mamy całe życie, by pamiętać.”

Polska Armia Ma Być Gotowa Na Długotrwały Konflikt. Przyjęli Nową Strategie...

Polska w Rozpadzie: Sabotaż, Zarzuty, Zatrzymania, Represje Władzy! Kto nami rządzi.


 

CZY W POLSCE TRWA HYBRYDOWA WOJNA 

POGODOWA?

 Globalne ocieplenie sprowadzi EPOKĘ LODOWCOWĄ?! Naukowcy w szoku - wir polarny się rozpada!  Europa zamarznie w kilka dni!
Szczegóły
Szokujące odkrycie naukowców: Globalne …

 

Polska Ma Być Gotowa Na Wojnę! USA Zdecydowało! Tusk ...

 

Pilne! Tusk Wprowadził Stan Alarmowy w Polsce! Co Wie? ...

Pogoda alarmuje: Będą dziać się rzeczy STRASZNE. Niemcy góra, Polska dół...

Zamach stanu w Polsce? Sumliński ujawnia: Nawrocki może nie zostać prezydentem ...

Od Smoleńska po Brukselę – co naprawdę dzieje się z Polską? Agenda 2030 - plandemia,wojna,migracje, klimatyzm Prezydent Rafał Piech ujawnia

Wielkie Zawierzenie Polski Świętemu Michałowi Archaniołowi 6 - 14 SIERPNIA

 

Wielkie Zawierzenie Polski Świętemu Michałowi Archaniołowi 6 - 14 SIERPNIA


Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie, Rodacy!

W obliczu bolesnych i niepokojących wydarzeń, które dotykają naszej umiłowanej Ojczyzny, wzywamy Was do wspólnego aktu duchowego, do WIELKIEGO ZAWIERZENIA POLSKI ŚWIĘTEMU MICHAŁOWI ARCHANIOŁOWI, naszemu potężnemu Obrońcy w walce ze złem.

Zawierzenie odbędzie się w formie nowenny od 6 do 14 sierpnia 2025 roku.

Dlaczego to takie ważne?

15 czerwca 2025 roku, ulicami Warszawy przeszła „parada równości”, która promowała ideologię LGBT, zabijanie dzieci nienarodzonych i satanizm. Wydarzenie odbyło się nie tylko pod patronatem prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, ale również z jego udziałem.

W pochodzie ramię w ramię z politykami szli również sataniści, którzy wprost szydzili ze śmierci niewinnych dzieci. Jeden z nich miał na głowie maskę szatana, ale zamiast rogów, miał szczątki zabitego dziecka. Mianował się imieniem „Aborcjel”.

Ksiądz Mateusz Szerszeń w mocnych słowach skomentował ten pochód ciemności:

„Warszawa, czerwiec 2025. Parada Równości ponownie przeszła przez centrum stolicy, prezentując się jako święto tolerancji i różnorodności. Ale tegoroczny pochód przekroczył kolejną granicę. Wśród uczestników pojawiła się grupa identyfikująca się jako sataniści, niosąca transparent z napisem: „Szatan nie wyklucza”. Nie był to przypadek. To był akt świadomy. Symboliczny. I – co najważniejsze – duchowo groźny. […]

Warszawa została dotknięta ciemnością i trzeba ją oczyścić modlitwą, postem i pokutą.

Nie chodzi o walkę z ludźmi. Chodzi o walkę o dusze. Duchowa wojna toczy się dziś nie w klasztornych murach, ale na ulicach, w mediach, w przestrzeni publicznej. Parada Równości 2025 pokazała, że stawką nie są już tylko prawa społeczne, ale sama definicja człowieczeństwa, prawdy i wolności.

Nie można służyć dwóm panom. Kiedy Bóg jest wyśmiewany, a Szatan wprowadzany na ołtarze ideologii, każdy wierzący musi się obudzić. To nie czas na poprawność. To czas na świadectwo pod hasłem: „Któż jak Bóg”.”

Dlatego wzywamy, abyście dołączyli do WIELKIEGO ZAWIERZENIA POLSKI ŚWIĘTEMU MICHAŁOWI ARCHANIOŁOWI.

Przez kolejne 9 dni polecamy świętemu Michałowi Archaniołowi dobro naszego kraju i intencje narodu. Ufamy, że przyczyni się On do odnowy moralnej naszych rodaków, a Ojczyznę naszą ochroni

przed wpływami złego ducha, siewcy kłamstwa i niezgody.

Modlitwie towarzyszyć będą przygotowane przez księdza Mateusza Szerszenia rozważania inspirowane słowami św. Jana Pawła II.

Każdego dnia nowenny, będziemy udostępniali jej treść na naszym portalu Chrześcijańskie VETO na Facebooku, jak również drogą mailową.

Zapraszamy do odmawiania Nowenny na kanale YouTube „Któż jak Bóg”.

Prosimy, przekazujecie tą informację bliskim i znajomym!

Św. Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce!

Św. Janie Pawle II, módl się za nami!

Zostańcie z Bogiem!

KTÓŻ JAK BÓG!

Zachęcamy do wydrukowania plakatu i powieszenia w swojej parafii.

Link do pobrania plakatu:

Pobierz link: https://drive.google.com/file/d/15ANBitBbTWSSafKUg5hhTtUPGPmQcLPT/view?usp=drive_link

Dołącz do Wielkiego Zawierzenia razem z Chrześcijańskim VETO. Wypełnij formularz, a przez 9 dni nowenny, będziemy przysyłali Ci link do modlitwy na każdy dzień.

Chrześcijańskie VETO

NIE BĄDŹ OBOJĘTNY
"Zło DOBREM ZWYCIĘŻAJ,
MIŁOŚCIĄ ZAWSTYDZAJ nienawiść."

Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko


OJCIEC MAKSYMILIAN KOLBE. JAK WALCZYŁ O DUSZE ŻYDÓW I MASONÓW?

Ojciec Maksymilian Maria Kolbe – wielki święty, który oddał życie za bliźniego .Do zadań specjalnych – św. Szarbel Makhluf

 

Ojciec Maksymilian Maria Kolbe – wielki święty, który oddał życie za bliźniego

(Oprac. GS /PCh24.pl)

29 lipca 1941 r. podczas apelu w niemieckim KL Auschwitz franciszkanin Maksymilian Kolbe dobrowolnie oddał życie za współwięźnia Franciszka Gajowniczka, jednego z dziesięciu skazanych na śmierć głodową w odwecie za ucieczkę z obozu Polaka. Franciszkanin trafił do bunkra głodowego, gdzie 14 sierpnia 1941 roku został zabity zastrzykiem fenolu.

Franciszkanin o. Maksymilian Maria Kolbe trafił do Auschwitz 28 maja 1941 r. z więzienia na Pawiaku w Warszawie. W obozie otrzymał numer 16670. Początkowo pracował przy zwożeniu żwiru na budowę parkanu przy krematorium. Potem dołączył do komanda w Babicach, które budowało ogrodzenie wokół pastwiska.

Maksymilian w Auschwitz szybko podupadł na zdrowiu. Trafił do szpitala obozowego. Więźniowie otaczali go opieką. Gdy poczuł się lepiej, wręcz wypchnięto go ze szpitala w obawie, by nie został w nim uśmiercony. Później trafiał do lżejszych prac, początkowo w pończoszarni, gdzie reperowano odzież, a później w kartoflarni przy kuchni.



Pod koniec lipca 1941 r. z obozu uciekł więzień Zygmunt Pilawski. Za karę zastępca komendanta Karl Fritzsch wybrał dziesięciu więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek.

Opisując w 1946 r. tzw. wybiórkę Gajowniczek powiedział: „Nieszczęśliwy los padł na mnie. Ze słowami Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci. Te słowa słyszał ojciec Maksymilian. Wyszedł z szeregu, zbliżył się do Fritzscha i usiłował ucałować go w rękę. Wyraził chęć pójścia za mnie na śmierć”. Niemiec zgodził się.

O. Kolbe po dwóch tygodniach męki wciąż żył. 14 sierpnia 1941 r. został uśmiercony przez niemieckiego więźnia-kryminalistę Hansa Bocka, który wstrzyknął mu zabójczy fenol.

Kilka tygodni przed śmiercią Maksymilian powiedział do współwięźnia Józefa Stemlera: „Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”.

Franciszek Gajowniczek przeżył wojnę. Zmarł w 1995 r. w Brzegu na Opolszczyźnie w wieku 94 lat. Pochowany został na cmentarzu przyklasztornym franciszkanów w Niepokalanowie.

***

Rajmund Kolbe urodził się 8 października 1894 r. w Zduńskiej Woli. W 1910 r. wstąpił do zakonu, gdzie przyjął imię Maksymilian. Studiował w Rzymie, gdzie w 1917 r. założył stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej. Do Polski wrócił dwa lata później. W 1927 r. założył pod Warszawą klasztor-wydawnictwo Niepokalanów. Trzy lata później wyjechał do Japonii, skąd wrócił w 1936 r. Objął kierownictwo Niepokalanowa, który stał się największym klasztorem katolickim na świecie.

We wrześniu 1939 r. Niemcy po raz pierwszy aresztowali Kolbego i franciszkanów. Duchowni odzyskali wolność w grudniu. 17 lutego 1941 r. Maksymiliana aresztowano po raz drugi. Trafił na Pawiak, a potem do Auschwitz.

Polski franciszkanin został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 r., a kanonizowany przez Jana Pawła II jedenaście lat później. Stał się pierwszym polskim męczennikiem podczas II wojny, który został wyniesiony na ołtarze.

Źródło: PAP pap logo

MA

Zobacz także zbiór tekstów i filmów PCh24.pl o św. Maksymilianie 

 

 

Do zadań specjalnych – św. Szarbel Makhluf

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Libański pustelnik św. Szarbel Makhluf (1828–1898) jest uznawany nie tylko za najważniejszego współczesnego świętego Kościoła katolickiego obrządku maronickiego, lecz także za jednego z największych cudotwórców XX wieku. Po otwarciu grobu świętego w 1950 roku, tylko przez dwa kolejne lata zebrano aż 1200 świadectw nadzwyczajnych łask. Do dziś ludzie, którzy modlą się za jego wstawiennictwem, doznają cudownych uzdrowień. Nieustannie do długiej listy liczącej dziś już kilkadziesiąt tysięcy wyproszonych łask dopisywane są kolejne.

Czy słyszeliście kiedyś o cudzie fotograficznym? 8 maja 1950 roku czterech maronickich misjonarzy odwiedziło klasztor i pustelnię w libańskim miasteczku Annaya. Duchowni pomodlili się przed grobem Świętego Szarbela Makhlufa i zrobili sobie grupową fotografię ze strażnikiem grobu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że po wywołaniu zdjęcia na pierwszym planie – przed pielgrzymami, stróżem grobu i pustelnią w tle – pojawiła się tajemnicza postać zakapturzonego mnicha, który wcale do zdjęcia nie pozował. Starsi z zakonników po znakach szczególnych rozpoznali w nim samego… nieżyjącego od 1898 roku ojca Szarbela. Co ciekawe – był to jego pierwszy fotograficzny wizerunek, bowiem za życia nigdy go w taki sposób nie uwieczniono. Fotomontaż? Eksperci wykluczyli taką możliwość.

Święty Bogiem upojony


Youssef Antoun (Józef Antoni) Makhluf (1828–1898) miał 23 lata, kiedy wstąpił do klasztoru, przybierając imię Szarbel – po syriacku: „historia Boga”, „opowieść Boga” lub „wieść Boga”. Uczynił to potajemnie, bowiem rodzina chciała, żeby się ożenił. Studiował filozofię i teologię, został kapłanem, a potem pustelnikiem. W pustelni położonej w pobliżu klasztoru w Annai zwanej dziś „libańskim Lourdes” przebywał przez 23 lata. Żywił wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny, godzinami odmawiał Różaniec. Centrum jego życia stanowiła Eucharystia – całymi nocami modlił się przed Najświętszym Sakramentem, a Mszę Świętą odprawiał zazwyczaj w południe – pół dnia spędzając na przygotowaniach, a drugie pół na modlitwach dziękczynnych. Pracował i pokutował, pościł i umartwiał się. Sypiał na twardej macie z głową na drewnianym klocku, znosił lodowaty ziąb panujący w kościele i nieogrzewanej celi, jadał tylko raz dziennie, pod habitem nosił włosiennicę z koziej skóry i żelazny pas, a do kaptura przytroczony miał – powodujący ból – woreczek z kamieniami. Mówiono o nim „święty Bogiem upojony”. Zdarzyło się, że pogrążony w modlitwie nie zauważył, że od uderzenia pioruna zaczął tlić mu się habit. Innym razem, kiedy pewnego dnia wierni poprosili go o pomoc w uchronieniu upraw przed zbliżającą się plagą szarańczy, dał im pobłogosławioną przez siebie wodę. Rolnicy spryskali nią swoje pola i ocalili zbiory. Kiedy indziej bracia zakonni wezwali go, gdy pracę w ogrodzie przerwał im wąż. „Idź stąd!” – powiedział pustelnik. Zwierzę posłuchało.

16 grudnia 1898 roku podczas odprawiania Mszy Świętej Szarbel doznał ataku apopleksji. Umarł w Wigilię Bożego Narodzenia. Przez 45 dni po pogrzebie widziano smugę światła unoszącą się nad marami, na których leżał, i nad grobowcem. Cztery miesiące później dokonano otwarcia grobu. Mimo, że ciało leżało w błocie – było giętkie jak za życia i nie nosiło żadnych oznak rozkładu. Zauważono też, że skóra jakby oddycha i że sączą się zeń pot i krew. Podobne niewytłumaczalne zjawisko transpiracji zaobserwowano w 1952 roku podczas kolejnego otwarcia grobu. Wtedy też ‒ po usunięciu białawej pleśni ‒ zebrano pokrywającą ciało mieszaninę potu i krwi. Wielu ludzi traktowało tę maź jako lekarstwo. Libański pustelnik został beatyfikowany w 1965 roku a w 1977 roku papież Paweł VI dokonał jego kanonizacji.

Dalsza część tekstu pod oknem filmu

Chirurg ze snów

Niezwykłych wydarzeń, cudów, łask i uzdrowień związanych z osobą tego świętego mnicha jest dziś co niemiara. W 2014 roku szacowano je na ponad 20 tys. Choć od jego śmierci minęło już ponad 100 lat, Święty Szarbel mocą Bożą wciąż uzdrawia i to nie tylko katolików i chrześcijan. „Około 10 procent uzdrowionych to osoby nieochrzczone. Wielu uzdrowionych wyznaje religie niechrześcijańskie (muzułmanie, druzowie, rozmaite sekty)”1 – pisała zafascynowana postacią maronickiego pustelnika włoska pisarka religijna Patrizia Cattaneo.

Święty ojciec Szarbel ma jeszcze inny przedziwny charyzmat: bardzo często pojawia się w snach, zapowiadając chorym uzdrowienie, a bywa, że nawet… sam dokonuje operacji, pozostawiając po nich widoczne ślady i blizny. Cuda dzieją się dziś również za pośrednictwem jego relikwii, już nie potno-krwawej mazi, ale oleju, którym nasączane są rozprowadzane przez maronitów bawełniane waciki.

Nie widział, a przejrzał

To właśnie we śnie zobaczył ojca Szarbela cudownie uzdrowiony kowal Skandar Obeid z libańskiego miasta Baabdat. Był rok 1950. Mężczyzna od kilkunastu lat wskutek wypadku nie widział na jedno oko. Przez jakiś czas tuż po wypadku Skandar przebywał w szpitalu w Bejrucie, ale w końcu lekarze dali za wygraną. Stwierdzili, że uszkodzenia są tak duże, że nie ma już szans na wyleczenie, i – co więcej – oko trzeba usunąć. Obawiali się, że infekcja przeniesie się także na drugie oko. Oubeid ciągle jednak nie mógł się zdecydować na operację. Uratowała go żarliwa wiara. Pewnej nocy rozmodlonemu i codziennie przystępującemu do Komunii Świętej, mężczyźnie przyśnił się brodaty mnich. „Idź do klasztoru a będziesz uleczony”. Posłuchał. Spędził noc w maronickim klasztorze w Annai, modląc się przy grobie Szarbela Makhlufa. Następnego dnia uczestniczył we Mszy Świętej, przyjął Komunię Świętą i wrócił do domu.

Jeszcze tego samego dnia poczuł dotkliwy ból w zranionym oku. Nie był tym zbytnio zdziwiony, ale po dwóch dniach jego niepokój wzrósł, bowiem ból nie tylko wciąż narastał, ale w końcu stał się nie do wytrzymania. Przyjaciele i rodzina nakłaniali go, żeby wybrał się do lekarza, ale on – mając w pamięci brodatego mnicha ze snu – wciąż tylko w Szarbelu pokładał nadzieję na wyleczenie.

Kowal męczył się niemiłosiernie, nie mógł spać, a kiedy nad ranem wreszcie zasnął, przyśniło mu się, że na klasztornym dziedzińcu rozładowuje jakiś samochód. Nagle obecny tam razem z nim znajomy uderzył go w oko żelazną sztabą. „Wybiłeś mi oko!” – zawył z bólu Skandar i… obudził się z krzykiem. Uświadamiając sobie jednak, że to, co go dotknęło, nie wydarzyło się naprawdę, ponownie zapadł w sen. Znów znalazł się na klasztornym dziedzińcu. Nagle podszedł do niego jakiś mnich, pytając go, czym się tak bardzo zamartwia. „Bardzo boli mnie oko” – odpowiedział Skandar. „Od dawna tu jesteś?”– kontynuował mnich. „Od rana” – odpowiedział Skandar. „Dlaczego nas nie zawiadomiłeś? Przyszlibyśmy wcześniej, żeby cię uzdrowić” – powiedział zakonnik i odszedł. Po chwili powrócił i sypnął mu w oko jakiś biały proszek. Zapewnił przy tym, że to go uzdrowi. We śnie Skandar widział siebie odchodzącego z klasztoru i odczytującego widniejące na asfalcie imię: „Szarbel”.

Kiedy się obudził, oko było spuchnięte, ale nie czuł już bólu. Poprosił żonę o przyniesienie obrazka przedstawiającego ojca Szarbela, przykrył zdrowe oko chusteczką, spojrzał na obrazek i… oniemiał. Przeżegnał się. Widział! Widział chorym okiem! Był wyleczony! „Zniszczona źrenica, która nie przepuszczała już światła, jest teraz całkowicie zdrowa” – zaświadczył później badający go lekarz dr T. Salhab. Uzdrowienie to było cudem potrzebnym do beatyfikacji maronickiego pustelnika.

Prezent od Ojca Szarbela

Z pomocą sączącego się z grobowca płynu uzdrowiona została ciężko chora libańska zakonnica Maria Abel Kamari SSCC ze Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi. W wieku 23 lat – po siedmiu latach pobytu w zakonie – ciesząca się zawsze dobrym zdrowiem kobieta zaczęła odczuwać bóle brzucha i nie była w stanie normalnie jeść. Zwracała wszystko, co zjadła. W lecie 1936 roku jej stan jeszcze bardziej się pogorszył. Lekarze nie potrafili jej pomóc. Leki ani płukanie żołądka nie przyniosły jej ulgi. Jeden z lekarzy zdiagnozował wrzód żołądka, a późniejsza wielogodzinna operacja potwierdziła, że jest on duży. Okazało się też, że wątroba, przewód żółciowy i jedna z nerek przestały normalnie funkcjonować. Zapewniono wtedy odpowiedni drenaż i możliwość leczenia wrzodu. Jednak kiedy rana się zagoiła, nudności powróciły a zakonnica poczuła się jeszcze gorzej. Przeprowadzono kolejną operację, po której okazało się, że jelita i żołądek zbiły się w niefunkcjonalną masę poprzetykaną ogromnymi polipami. Bez narażenia życia chorej lekarze mogli usunąć tylko niewielką ich część. Okazało się też, że przyczyną uporczywych nudności był płyn wytwarzający się w przewodzie żółciowym.

Z roku na rok cierpienia siostry przybierały na sile. Siostra Maria zwracała praktycznie każdy posiłek. Była coraz słabsza i wszystko ją bolało. Jakby tych dolegliwości było jeszcze mało, w 1942 roku, kiedy już od mniej więcej dwóch lat zakonnica większość czasu spędzała w łóżku, dołączył paraliż prawej ręki i zaczęły wypadać jej zęby. Siostra miała niespełna 30 lat, a była już ludzkim wrakiem. Uważano – a i ona sama też tak sądziła – że nie pożyje już długo, i udzielono jej sakramentu namaszczenia chorych.

Właśnie wtedy zakonnica usłyszała o ojcu Szarbelu i zaczęła błagać go o wstawiennictwo. „Jeśli chcesz mnie uzdrowić, pozwól mi zobaczyć cię we śnie” – poprosiła i… zobaczyła go. We śnie ujrzała mnicha, który rozpostarł ramiona i ją pobłogosławił. Odczytała to jako znak z nieba.

Niedługo potem – 2 lipca 1950 roku w towarzystwie siostry Izabeli – przełożonej klasztoru w Jbeil oraz dwóch innych sióstr Maria pojechała do klasztoru maronitów w Annai. Była już tak słaba, że musiała być noszona na krześle. Po wyczerpującej podróży współsiostry zaniosły ją przed grób świątobliwego mnicha. Uniosły krzesło, żeby mogła dotknąć nagrobka. „W chwili, kiedy moje wargi dotknęły kamienia, poczułam, jakby po kręgosłupie przebiegł mi prąd” – relacjonowała później siostra Maria.

Potem – wraz z innymi kalekami – siostra pomodliła się jeszcze przed starą trumną, w której znajdowało się wcześniej ciało ojca Szarbela. Wieczorem siostra Maria poprosiła przełożoną o możliwość spędzenia nocy w pobliżu grobowca. Siostra Izabela nie chciała się na to zgodzić. „Jest tam bardzo wielu chorych i nie będziesz w stanie zmrużyć oka. Zostaniesz tam kiedy indziej” – zawyrokowała.

Następnego ranka zakonnica znowu została zaniesiona przed grobowiec ojca Szarbela. Wysłuchała tam trzech Mszy Świętych, przyjęła Komunię Świętą, i żarliwie się modliła. W czasie modlitwy za chorych spojrzała na miejsce, w którym wygrawerowane było nazwisko Szarbela. Zauważyła, że miejsce to pokryte jest kroplami jakiegoś błyszczącego płynu.

Nie wierząc własnym oczom, siostra z trudem podniosła się z krzesła i przyjrzała się im z bliska. Uznając, że to istotnie krople jakiejś cieczy i że to „prezent od ojca Szarbela”, siostra Maria wyjęła chusteczkę, zebrała krople, a następnie potarła tkaniną wszystkie bolące miejsca na swoim ciele.

Kiedy to uczyniła stał się cud. Nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co robi, zakonnica wstała i stanęła przed wszystkimi. Trwające od 12 lat cierpienia ustały jak ręką odjął i nic jej już nie dolegało. Odzyskała siły, mogła znów chodzić i normalnie jeść.

„Dzwony zaczęły bić, aby uczcić moje przywrócenie do zdrowia i uwielbiać Boga. Oszołomiony tłum wyszedł za mną z oratorium, wychwalając dzieła Boże i zdumiewając się moim zdrowiem” – wyznała w złożonym później świadectwie. Świadkami tego cudu było pięciu jezuitów, a wymykający się „szkiełku i oku” niespodziewany, nagły i trwały powrót do zdrowia poświadczyli także leczący siostrę Marię lekarze. „Uważam to za cudowne, nadprzyrodzone wydarzenie, które przewyższa wszelkie ludzkie wyjaśnienia. Wywodzi się z woli Boga, którego siostra Abel jest pobożną czcicielką” – stwierdził dr Ibrahim Abi Haidar z Hammany, a dr Albert Farhat, biegły Sądu Apelacyjnego w Bejrucie, napisał m.in.: „Lekarze zapewnili mnie, że choroba była nieuleczalna. Po wizycie u grobu Ojca Szarbela [s. Maria] powróciła w dobrym stanie zdrowia, normalnie chodząc i jedząc”. Uzdrowienie siostry Marii Abel Kamarie było drugim cudem potrzebnym do uznania ojca Szarbela za godnego chwały ołtarzy.

Jedyne lekarstwo: Boża interwencja

Cudem kanonizacyjnym było natomiast uzdrowienie ciężko chorej na raka Mariam Assaf Awad z Hammany. Prosta, nie potrafiąca czytać ani pisać kobieta od 19 lat była wdową a także matką jedynaka Georgiosa, który był wyznania rzymskokatolickiego.

Pomiędzy 1963 a 1965 rokiem Mariam przeszła trzy operację – zoperowano jej żołądek, jelita i prawą stronę szyi. Za każdym razem chodziło o usunięcie zmian nowotworowych. Usunięto dwie zmiany (m.in. raka żołądka, który – zdaniem lekarzy – miał już przerzuty do innych narządów) oraz wykonano biopsję narośli na migdałkach.

Jeśli chodzi o migdałki, lekarz nie zaordynował żadnego leczenia. Kobieta – która miała wątpliwości co do natury tego ostatniego schorzenia – zaczęła się wtedy modlić do Boga za przyczyną bł. Szarbela.

Zmiany na migdałkach powodowały nieznośny ból. Kobieta miała trudności z przełykaniem i nie była w stanie głośno mówić. Traciła siły. Zaczerwienione migdałki urosły do rozmiarów orzechów włoskich. Pani Mariam odmówiła jednak leczenia i radioterapii. Jedynego lekarstwa upatrywała w Bożej interwencji. Za pośrednictwem bł. Szarbela prosiła Boga o uzdrowienie lub o siłę do dalszego znoszenia cierpienia i choroby.

„Pewnego dnia kobieta, siedząc w łóżku – jak czytamy w opisie tego uzdrowienia – modliła się do Świętego Szarbela: «Daj mi lekarstwo na tę chorobę. Jesteś wielkim świętym, który uzdrawiał niewidomych i chromych. Jeśli wyzdrowieję, pójdę do twojej świątyni, żeby ci podziękować»”. Po modlitwie kobieta zasnęła, a rano była już zdrowa. Migdałki zmniejszyły się, narośle i ból zniknęły. Po powrocie do pełni zdrowia Mariam Assaf Awad spełniła swoją obietnicę, udając się z dziękczynną pielgrzymką do grobu bł. Szarbela w klasztorze Świętego Marona.

Naznaczony

Niezwykłego spotkania ze świętym ojcem Szarbelem doświadczył także libański inżynier Raymond Nader. Mężczyzna – który szerzy dziś na całym świecie otrzymywane od świętego orędzia z nieba, wierzy, że został przezeń naznaczony. Efektem jego bliskiego spotkania był ślad pięciu palców wypalony na ramieniu.

Raymond Nader od dzieciństwa miał problemy z wiarą. Choć urodził się w chrześcijańskiej rodzinie, a jego dziadek był księdzem [żonaty maronita może otrzymać święcenia kapłańskie – przyp. H.B.], nie potrafił pojąć cudu Eucharystii – dobrowolnego zamknięcia się potężnego Boga w maleńkim kawałeczku chleba. Pytania o istnienie Boga, o to, po co nas stworzył, o Bożą Miłość i inne Boże tajemnice towarzyszyły mu także podczas studiów w Bejrucie i w Londynie (zgłębiał tam tajniki inżynierii jądrowej). Myślał, że nauka pozwoli mu je zrozumieć. „Nauczyłem się wiele o materii, kosmosie, świecie, ale nie udało mi się poznać Boga, dowiedzieć się, kim On jest”2 – wyznał podczas świadectwa składanego w Polsce (Tychy, 1 sierpnia 2017 roku).

Mimo że wciąż przeszkadzało mu to, że „nie rozumie”, młody mężczyzna nadal modlił się, czytał Biblię i podobnie jak wielu jego rodaków był pod wielkim wrażeniem – otaczanego kultem przez wszystkich wierzących Libańczyków – Świętego Szarbela. Już po powrocie do Libanu jako mąż i ojciec często wymykał się, by spędzać całe noce w klasztorze w Annai. Święty Szarbel przyciągał go tam jak magnes z uwagi na swoją wielką tajemnicę. Intrygowało go to, że jego ciało wydzielało niezwykły pot. „Każdy człowiek w Libanie czuje, że Święty Szarbel jest ciągle żywy” – stwierdził.

Nawiedzając pustelnię ojca Szarbela, Nader pytał go o sens życia i prosił, by objawił mu, co czeka go po śmierci. Pytanie to było jak najbardziej na czasie, bo w Libanie dopiero co zakończyła się wojna domowa, bardzo wielu ludzi straciło życie. On sam walczył wtedy jako żołnierz w siłach chrześcijańskich.

„9 listopada 1994 roku [w przeddzień 33. urodzin Nadera – przyp. H.B.] podczas jednej nocy, kiedy się tam modliłem, wydarzyło się coś przedziwnego, coś, co przemieniło całe moje życie” – opowiadał.  – „To była bardzo zimna noc, ponieważ klasztor znajduje się w górach – ponad 1300 metrów nad poziomem morza. Udałem się tam – tak jak robiłem to każdego wieczora – żeby się modlić. Dotarłem do celi o 22.30, zapaliłem pięć świeczek, ustawiłem je na ziemi (na kształt krzyża), zacząłem czytać Biblię [jak wyznał podczas innych spotkań, czytał fragment Ewangelii św. Mateusza o talentach – Mt 25,14–30] i się modlić. Po pewnym czasie poczułem, że pojawił się i stopniowo otacza mnie lekki i ciepły wietrzyk. Poczułem ciepło. Wiatr stawał się coraz gwałtowniejszy i cieplejszy. Po pewnym czasie zostałem otoczony przez bardzo silny i ciepły wiatr. Wiatr poruszał wszystkim wokół mnie. Ruszały się drzewa i wszystko inne. Kiedy jednak spojrzałem na świeczki, zobaczyłem, że ich płomienie w ogóle się nie poruszają. Wiejący bardzo silny wiatr nie był w stanie poruszyć płomieni. Byłem tym zdumiony, nie wiedziałem, co się dzieje, myślałem, że doznaję halucynacji. Postanowiłem wyciągnąć rękę i dotknąć tych płomieni, żeby się upewnić, czy to halucynacje, czy coś innego. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, było to, że pochylam się próbując dotknąć płomieni świec. Zanim jednak zdołałem to uczynić, poczułem, że jestem przenoszony do innego świata. Straciłem zmysły, niczego nie czułem, nie czułem swojego ciała i niczego nie słyszałem. Zostałem nagle otoczony przez potężne, intensywne światło. Światło było mocniejsze niż milion słońc. Światło to jednak nie spalało, nie oślepiało. Było mocne i potężne, a równocześnie bardzo delikatne, bardzo jasne, przejrzyste, piękne. Poczułem czyjąś obecność. Nie widziałem nikogo, ale czułem czyjąś obecność. Powiedziałem sobie, że śnię. Ten ktoś powiedział mi jednak: – «Nie śnisz».  –  Mówił do mnie bez słów, nie używając żadnego języka, bezgłośnie. (…) Pomyślałem sobie wtedy, że straciłem świadomość. Ale usłyszałem: «Nie, właśnie teraz jesteś świadomy. Nigdy nie byłeś tak świadomy, jak teraz». –  Zacząłem wtedy mnożyć pytania: kto do mnie mówi? Kim jestem? Co się dzieje? I nagle doznałem bardzo głębokiego mocnego odczucia. Poczułem wiele miłości, pokoju, siły, czułości. Najbardziej dominującym odczuciem była potężna miłość. Ten ktoś powiedział do mnie: «To jestem ja». Pokazał mi, że pokój, miłość, radość i czułość to on. Wtedy przestałem zadawać pytania, a jedyną rzeczą, której pragnąłem, było zostać z nim i w tym stanie. Poprosiłem go, by został, by nigdzie nie odchodził. Odpowiedział mi wtedy: «Jestem zawsze i wszędzie». Po pewnym czasie światło odeszło i poczułem, że jestem w tym samym miejscu, w którym znajdowałem się na początku. Kiedy spojrzałem na świeczki, zobaczyłem, że są całkowicie wypalone. Spojrzałem na zegarek. Była 3.35 rano”. Pięć godzin przeleciało mu jak jedna sekunda.

„Pozbierałem ogarki świec, zabrałem Biblię i udałem się do samochodu – opowiadał dalej Raymond Nader. Byłem szczęśliwy, wracając do domu, czując w sercu miłość i radość. Kiedy szedłem w dół do samochodu [a przechodził wtedy – jak wyznał, składając inne świadectwa – obok stojącej na klasztornym dziedzińcu figury Świętego Szarbela – przyp. H.B.], poczułem ciepło na ramieniu, poczułem, że moje ubranie przylepia się w tym miejscu do skóry. Wszedłem do samochodu, zapaliłem światło, podwinąłem rękaw i zobaczyłem pięć palców odciśniętych na moim ramieniu. Z tego oparzenia wydzielały się krew i woda. Kiedy wróciłem do domu, obudziłem żonę i pokazałem jej te odciśnięte na moim ramieniu palce. Kiedy żona je zobaczyła, ucieszyłem się, bo myślałem wcześniej, że przez cały czas ulegam jakimś halucynacjom i widzę coś, czego nie ma. Od tego momentu wszystko w moim życiu się zmieniło. Zostawiłem wszystko – z wyjątkiem
mojej żony i dzieci – i zdecydowałem, że chcę oddać swe życie na służbę Jezusowi i Kościołowi”.

Szarbelowy apostoł

Raymond Nader porzucił dotychczasowe zajęcia zostając pracownikiem, a z czasem dyrektorem, libańskiej telewizji katolickiej Télé-Lumière, założył też grupę modlitewną Rodziny św. Szarbela, która z czasem przekształciła się w obecne na niemal całym świecie zgromadzenie świeckich (podobne do III Zakonu św. Franciszka). Niezwykły ślad na ramieniu uznał za odcisk palców Świętego Szarbela. Przez cztery dni sączyły się z niego woda i krew, a piątego dnia rana sama się zagoiła.

Niecały rok później wydarzyło się coś jeszcze. „Podczas wspomnienia Świętego Szarbela w lipcu 1995 roku Raymond Nader przeżył nowe nadzwyczajne doświadczenie. Na końcu procesji do klasztoru Annaja zobaczył starego mnicha, którego nie znał. Kiedy zbliżył się do niego, nagle zanikła wszelka wrzawa, lecz głos nieznajomego rozbrzmiewał w głowie Raymonda, przekazując mu pierwsze z serii orędzi. Orędziom tym zawsze towarzyszy ponowne pojawienie się znaku na ramieniu Raymonda” 3 – czytamy w książce Święty Charbel. Orędzia z Nieba.

Od tego pierwszego spotkania do 2019 roku Święty Szarbel objawił się Naderowi już czterdziestokrotnie, za każdym razem powierzając mu specjalne przesłanie, które – zgodnie z nakazem mnicha i za zgodą władz kościelnych – ma głosić całemu światu.

Ciąg dalszy tekstu pod grafiką

Orędzia z nieba

Przesłania Świętego Szarbela zawierają proste prawdy ujęte w Piśmie Świętym. Święty mnich mówi o istnieniu Boga, o Jego miłości i że dla każdego z nas ma On plan; naucza o synostwie i człowieczeństwie Jezusa Chrystusa, realnej obecności Chrystusa w Eucharystii, o potrzebie naśladowania Syna Bożego, podążania za Nim i odważnego świadczenia o Nim całemu światu, o potrzebie czytania Biblii, życia Słowem Bożym oraz karmienia się Eucharystią – prawdziwym Ciałem Chrystusa i naszym duchowym pokarmem – które są nam potrzebne do osiągnięcia życia wiecznego. Wiele mówi też o możliwym dla każdego człowieka osiąganiu świętości.

„Święty Szarbel był człowiekiem jak każdy z nas, a teraz żyje w promieniach Bożej chwały i pomaga nam stać się takimi jak on” – mówił Raymond Nader podczas spotkania w Tychach. „Dlatego jest wśród nas, uzdrawia nas, pomaga nam, żebyśmy nawiązali ścisłą więź z Jezusem. I zaprasza, abyśmy byli prawdziwymi świadkami Jezusa, żebyśmy nie bali się rozgłaszać Jego słów całemu światu. Mówi nam: «Nie bójcie się być świętymi i podążać za Jezusem. I bądźcie pewni, że Jezus Chrystus będzie wam towarzyszył. Nawet jeżeli w świecie jest wiele zła, to ostatecznie Jezus zwycięży, więc nie lękajcie się, słuchajcie jego słów i głoście je całemu światu. A najważniejsze to przyjąć do swojego życia projekt Jezusa, który chce, żeby każdy z nas został świętym. Niekoniecznie takim jak Święty Szarbel czy Święty Jan Paweł II, ale stać się świętym na swoją własną miarę. (…) Mamy skupić się na tym, co jest w naszym życiu najważniejsze – a tym czymś jest życie duchowe. (…) Najważniejsze, co mamy zrobić, to podjąć decyzję, by podążać za Jezusem»”. A Święty Szarbel i inni święci są właśnie po to, aby nam w tym pomóc.

 

Tekst pochodzi z albumu „Cuda Wielkich Świętych”, Henryk Bejda. 

Publikacja dzięki uprzejmości Wydawnictwa Fronda

1 
Patrizia Cattaneo, Św. Charbel – mnich cudotwórca. Życie, cuda, orędzia, modlitwy, Wydawnictwo AA, Kraków 2013, s. 26.

2 
Świadectwo R. Nadera przytoczyłem głównie na podstawie jego przesłań wygłaszanych w 2017 r. w Polsce: w Tychach (Raymond Nader, Świadectwo spotkania ze św. Charbelem (komentarz i tłumaczenie Aleksander Bańka), kanał: Aleksander Bańka, www.youtube.com/watch?v=vr_2w3GUlMk) oraz w Krakowie (Przesłania od św. Charbela, mip [Mieczysław Pabis] w: „Cuda i Łaski Boże”,
nr 11/2017). Aby doprecyzować jego – tłumaczoną z angielskiego oraz arabskiego
– historię, skorzystałem również z: Św. Charbel zmienił mi życie / Świadectwo Raymonda Nadera, kanał: EWTN Polska, (www.youtube.com/watch?v=v76EEiRS4gk), Święty Charbel. Orędzia z nieba, Wydawnictwo AA, Kraków 2013, oraz tekstu z miesięcznika „Miłujcie się”: To ja jestem, ks. M. Piotrowski (https://milujciesie.pl/to-ja-jestem.html (dostęp: 29.07.2020).

3 
Cytat dot. nadzwyczajnego doświadczenia z lipca 1995 r. za: Święty Charbel. Orędzia z nieba, Wydawnictwo AA, Kraków 2013, s. 18.

 

Zobacz także:

Matka Boża Łaskawa – patronka Warszawy. Mater Gratiarum.

  https://pch24.pl/105-lat-po-bitwie-warszawskiej-czas-na-nowy-cud-nad-wisla Matka Boża Łaskawa – patronka Warszawy. Mater Gratiarum....