Znany włoski mariolog krytycznie o zakazie tytułu „Współodkupicielka”. Konkretne zarzuty
Stolica Apostolska nie powinna była zakazywać tytułu „Współodkupicielka”, uważa znany włoski mariolog, ks. Salvatore Maria Perrella. Nota doktrynalna Mater Populi fidelis jest przesadna i zawiera wiele stwierdzeń, które są dość niepoważne.
Ks. Salvatore Maria Perrella to serwita, dogmatyk i mariolog ceniony przez papieża Benedykta XVI. W rozmowie ze szwajcarskim włoskojęzycznym portalem RSI (Radiotelevisione svizzera) wskazywał na problemy związane z notą doktrynalną „Mater Populi fidelis” Dykasterii Nauki Wiary. Nota mówi o rzekomej niewłaściwości tytułu „Współodkupicielka”.
Ks. Perrella wskazał, że tekst otwiera nowe spory w mariologii, ale robi to jednostronnie. Wskazuje, że nota ujmuje Maryję niemal wyłącznie w perspektywie chrystologicznej, natomiast „niewiele miejsca, by nie powiedzieć: wcale” poświęca wymiarowi eklezjologicznemu i antropologicznemu, a wymiar trynitarny i symboliczny nie pojawia się w ogóle. Dlatego — jak stwierdza — dokument trzeba czytać „w perspektywie o wiele szerszej”.
Ta szersza perspektywa to przede wszystkim nawiązanie do stanowiska papieża Franciszka wobec tytułu „Współodkupicielka”. Teolog zauważa, że autorzy sami na to wskazują, a kluczowy jest tutaj punkt 20 Noty. Podkreśla, że spór o tytuły maryjne to temat, który w Kościele „ciągle wraca, potem zanika, i znów wraca”. Po ogłoszeniu dogmatu o Niepokalanym Poczęciu w 1854 roku teologia zaczęła intensywnie szukać nowych określeń roli Maryi w zbawieniu — niekiedy przesadnych. Jak zwraca uwagę, część tych tytułów była „całkowicie niewłaściwa”, ponieważ sugerowała, że Maryja pełni funkcje właściwe wyłącznie Bogu. Stąd papieże od Leona XIII do Piusa XII stopniowo porządkowali język i ukazywali Maryję nie jako „zastępczynię Boga”, lecz jako tę, która otrzymała misję dzięki Bożemu miłosierdziu.
Teolog dodaje, że w dawnych ujęciach często zaniedbywano „wymiar stworzenia”, czyli świadomość, że Maryja jest przede wszystkim człowiekiem. Dziś — jak mówi — akcentuje się to czasem z kolei aż za bardzo. Potrzebna jest więc równowaga, której nota nie zachowuje.
Dokument trzyma się formalnie nauczania Soboru Watykańskiego II, zwłaszcza Lumen gentium 60–62, oraz encykliki Jana Pawła II Redemptoris Mater, ale — jak zaznacza — „nie zawsze czyni to z należytą mądrością”.
Ks. Perrella odnosi się do faktu, że Jan Paweł II używał tytułu „Współodkupicielka” siedem razy. Przypomina, że później faktycznie przestał tego terminu stosować, ale nadal korzystał z określeń równoważnych, takich jak „współpracownica Odkupiciela” czy „szczególna współpracownica Odkupienia”. Dlatego — jak podkreśla — teolog nie może udawać, że temat nie istnieje.
Przechodząc do współczesności, kapłan określa Mater populi fidelis jako dokument „bardzo franciszkowy, w sensie: bergogliański”. Zwraca uwagę, że punkt 21 — kluczowy dla zrozumienia tonu dokumentu — uzasadnia, dlaczego Franciszek uważa tytuł „Współodkupicielka” za niewłaściwy i nieodpowiedni. On sam, jak przyznaje, „nigdy nie użyłby” określenia „Współodkupicielka”; ale zdecydowanie woli podejście Soboru — nie potępiać dawnego słownictwa, ale też go nie przyjmować.
Najostrzejsza krytyka dotyczy jednak orientacji całego dokumentu. Teolog stwierdza, że w nocie „zbyt mocno dominuje obawa o aspekt ekumeniczny”. To — jego zdaniem — błąd. Ekumenizm powinien być obecny, ale nie może być „najważniejszy”. Pierwszeństwo ma pastoralność, czyli to, jak nauczanie pomaga wiernym. Na koniec dodaje, że tekst jest „zbyt obszerny”, co odbiega od rzymskiej tradycji „trzeźwości i zwięzłości”.
W opinii ks. Perrelli najbardziej problematycznym elementem dokumentu jest fragment z numeru 22, w którym autorzy stwierdzają: „Gdy jakieś wyrażenie wymaga licznych i nieustannych objaśnień, by nie zostało błędnie zrozumiane, nie służy wierze Ludu Bożego i staje się niestosowne”. Teolog zwraca uwagę, że taka logika może obrócić się przeciwko całej mariologii, bo w ten sposób „niewłaściwe” musiałyby zostać uznane również tak fundamentalne tytuły jak Matka Boża, Niepokalana czy Matka Kościoła, które również wymagają szerokiej katechezy. A przecież — jak zauważa — właśnie teologia i katecheza istnieją po to, by tłumaczyć sens trudnych pojęć.
Źródło: RSI.ch
Pach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz