To była eutanazja
Sobota, 28 kwietnia 2018 (17:30)
Z Agatą Rejman, położną, która odmówiła asystowania przy zabiegach aborcyjnych, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Nie żyje Alfie Evans, dziecko, o którego życie walczyli rodzice i społeczność międzynarodowa. Czy tak musiało się to zakończyć? – Nie wiemy, jakie są wyroki Bożej Opatrzności, a zatem to nie my decydujemy o naszych losach, ale Pan Bóg. Z całą pewnością nie należało jednak odłączać dziecka od aparatury, bo to nie było ani moralne, ani normalne z ludzkiego punktu widzenia. W głowie się nie mieści, że coś takiego mogło mieć miejsce w XXI wieku, w cywilizowanym świecie, w kraju europejskim. Jestem przekonana, że to, co się wydarzyło w szpitalu w Liverpoolu, w ogóle nie powinno mieć miejsca. To bezbronne niespełna dwuletnie dziecko powinno być cały czas, do końca życia pod aparaturą, to dziecko powinno mieć kompleksową opiekę medyczną do samego końca. Jeżeli odeszłoby podłączone do aparatury medycznej, to wtedy należałoby zaakceptować wolę Bożą, ale tak się nie stało. To dziecko mogło jeszcze żyć i to nie sąd, ale Bóg decyduje o kresie jego ludzkiej egzystencji. Patrząc oczyma wiary, wszystko mogło się jeszcze zdarzyć, ale temu dziecku nie dano szansy. Jak to możliwe, że o odłączenie dziecka od aparatury podtrzymującej życie wnioskował szpital? – Niezależnie od przepisów obowiązujących w danym kraju szpital zawsze jest miejscem, gdzie ratuje się ludzkie życie, gdzie człowiekowi się pomaga, aby także ulżyć w jego cierpieniu. Natomiast tu mieliśmy do czynienia z niczym innym jak z przyzwoleniem na eutanazję. To była cicha eutanazja i tak trzeba to nazwać. Czy w Wielkiej Brytanii nie mamy dysonansu, bo z jednej strony Royal Baby i radość z urodzenia kolejnego członka rodziny królewskiej, a z drugiej tragedia i cicha walka bezbronnego dziecka i bezsilnych rodziców o jego życie? – Na tych dwóch przykładach widać, że mamy tu do czynienia z wpadaniem ze skrajności w skrajność. Z jednej strony euforia, bo narodził się nowy członek rodziny królewskiej i o tym się mówi, Brytyjczycy przyjeżdżają do Londynu i czekają przed szpitalem długie godziny czy nawet dni na ukazanie małego księcia, a niespełna kilkaset kilometrów dalej w szpitalu w Liverpoolu umiera bezbronne dziecko, bez żadnych szans na podtrzymanie czy na jakąkolwiek pomoc medyczną. Nie czarujmy się, to dziecko – mały Alfie – poprzez odłączenie od respiratora zostało skazane na śmierć przez uduszenie, przez zagłodzenie, a jego rodzice nie mieli znikąd pomocy i wsparcia od państwa, które powinno stać na straży każdego życia. Te dwie sytuacje to rozdwojenie jaźni. Ale czy podobnie nie jest dzisiaj w Polsce, mam na myśli protest opiekunów osób niepełnosprawnych w Sejmie, który bardzo aktywnie wspiera posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus, która najpierw bierze udział w proaborcyjnych „czarnych marszach”, a potem przyjeżdża do Sejmu i na korytarzach siedzi wraz z niepełnosprawnymi dziećmi i ich matkami, rzekomo dając im wsparcie. To pokazuje, że niestety wielu politykom brakuje kręgosłupa moralnego, aby konsekwentnie, w każdej sytuacji stawać po stronie życia. Dla mnie białe jest zawsze białe, a czarne jest czarne. Czy to, co się wydarzyło, nie pokazuje, że mimo zaangażowania wielu osób, Ojca Świętego Franciszka, który umożliwił Alfiemu przyjazd i leczenie w rzymskiej klinice, wsparcia i apelu prezydenta RP i milionów internautów z całego świata, nie przegrywamy jednak walki o życie? – Nie sądzę. Walka cały czas trwa, przybywa osób, rodzin, ludzi młodych, dzieci, ciągle powstają nowe organizacje pro-life, coraz więcej się mówi o potrzebie ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci i ten przekaz dociera do coraz szerszych kręgów. Oczywiście były, są i pewnie będą środowiska, które są głuche i za wszelką cenę chcą cywilizacji śmierci, popierają aborcję, eutanazję, ale to nie oznacza, że należy ulegać tym trendom. Róbmy swoje, mając świadomość, że nie wszystkich uda się nam przekonać do wartości i propagowania cywilizacji życia. W przypadku Alfiego jest rzeczą dziwną, niezrozumiałą, że oto Ojciec Święty Franciszek chciał udzielić dziecku pomocy, wziąć je do rzymskiego szpitala Dzieciątka Jezus w celu podjęcia nowych form terapii. W walkę o życie dziecka zaangażowały się także władze włoskiego państwa, przyznając Alfiemu włoskie obywatelstwo, co umożliwiało leczenie dziecka we Włoszech, tymczasem pod pretekstem rzekomego zagrożenia życia dziecka podczas podróży lekarze nie pozwolili na transport Alfiego do Włoch. Jakaż w tym hipokryzja i zakłamanie. Nawiasem mówiąc, to podobnie jak było w rzeszowskim szpitalu Pro-Familia, w którym pracowałam, gdzie po naszej interwencji i upublicznieniu, czego się tam dokonuje, żeby abortowane dzieci, które umierały przecież m.in. przez uduszenie i wyziębienie, żeby umierały w „godnych” warunkach, to w zabiegówce, gdzie były dokonywane zabiegi aborcji, ustawiono cieplarkę. To jest mniej więcej takie samo podejście i jak to określił jeden z kapłanów podczas homilii – schizofrenia. Co sprawa Alfiego oznacza dla nas wszystkich, jaki przekaz płynie dla nas z tej tragedii, której świadkami był cały świat? – Przede wszystkim sprawa Alfiego Evansa uświadamia nam, jak okrutny jest świat, jak bardzo jest zakłamany, ale jednocześnie pokazuje nam jedną podstawową prawdę, mianowicie, że jedynym Dawcą życia i Tym, który decyduje o kresie naszej doczesnej egzystencji, jest Pan Bóg. Ta sprawa pokazuje nam, że warto walczyć o życie, warto walczyć o każdy dzień chorego człowieka. Świat, jak widzimy, jest pełen zła, ale jest także pełen dobra i jako ludzie wierzący, ceniący wartości powinniśmy walczyć o to, żeby tego dobra było wokół nas jak najwięcej, musimy stawiać czoło złu, a przede wszystkim od najmłodszych lat wpajać naszym dzieciom te wartości, rozwijać w nich potencjał dobra, bo to od nich będzie zależeć, jaki będzie świat przyszłości. Nie bójmy się i mówmy dzieciom, pokazując im, co jest dobre, a co złe, aby umiały wybierać dobro. Jak rozumieć ostatnie wypowiedzi poseł Joanny Lichockiej, z których wynika, że wprawdzie jest za życiem, ale jednocześnie popiera aborcję eugeniczną? – Byłam zaskoczona treścią tego wywiadu i faktem, że takie słowa wypowiada osoba publiczna, którą uważałam za osobę wysokich lotów. Może nie zawsze się z nią zgadzałam, ale generalnie wzbudzała we mnie pozytywne emocje. Natomiast to, co powiedziała, wskazuje na takie samo podejście jak w Wielkiej Brytanii. Z jednej strony odłączymy dziecko od aparatury, ale jednocześnie – z powodu zagrożenia życia – nie pozwolimy przetransportować go do Rzymu, aby miało szansę być dalej leczone. Podobnie poseł Joanna Lichocka – z jednej strony jest za ochroną życia ludzkiego, ale jednocześnie popiera aborcję eugeniczną. Jeśli chodzi o życie ludzkie, to nie ma tu miejsca na żaden kompromis. Ojciec Święty powiedział wyraźnie, że każde życie od poczęcia do naturalnej śmierci trzeba chronić, że każdy człowiek – także ten w łonie matki – ma prawo do życia. Dawcą, Panem życia i śmierci jest jeden Bóg. Dlatego my nie możemy decydować i stawiać się po stronie Boga. Nie możemy klasyfikować życia i wydawać werdyktów, że dzieci, dajmy na to, z zespołem Downa mogą żyć, ale już dzieci z zespołem Turnera czy z paraliżem czterokończynowym już nie i dlatego są do odstrzału. Ale tak nie jest. Zawsze musimy być konsekwentni i zdecydowani i albo jesteśmy za życiem, albo przeciwko życiu. Inaczej mówiąc, albo jesteśmy społeczeństwem i krajem cywilizowanym i opowiadamy się za pełną ochroną życia ludzkiego, albo jesteśmy za aborcją, eutanazją, pokazując mroczną stronę naszej egzystencji. Tak czy inaczej wypowiedź poseł Lichockiej bardzo mi się nie spodobała, stąd w stosunku do niej mam teraz mieszane uczucia. Może przemyśli swoją wypowiedź i się zreflektuje, ale słuchając jej słów, można odnieść wrażenie, że rzeczywiście tak czuje, stąd taka, a nie inna retoryka. Pozostając w temacie ochrony życia, czy Pani zdaniem nasi politycy, którzy dla poparcia społecznego są w stanie zrobić wiele i często usta mają pełne frazesów, dojrzeli do funkcji, jakie sprawują? – Wygląda na to, że niekoniecznie. Mam na myśli inicjatywę „Zatrzymaj aborcję”, z którą Zjednoczona Prawica wykonuje różne szpagaty, a sprawa jest przecież prosta. Dlaczego ten projekt, pod którym podpisało się tak wielu Polaków, jest wstrzymywany? Czyżby politycy się obawiali utraty poparcia przed wyborami samorządowymi? Tego się boją? Ze złem nie ma kompromisu: albo jesteśmy prawi i konsekwentni, albo tylko udajemy. Tyle że Polacy wyczują brak szczerości i prędzej czy później wydadzą swój werdykt przy urnach. Pani się nie zawahała stanąć w prawdzie, po stronie życia mimo grożących konsekwencji? – Nie czuję się i nigdy nie czułam się bohaterką. Jestem zwykła kobietą, matką, ale kiedy widziałam, że dzieje się zło, odmówiłam uczestnictwa w zabiegach aborcyjnych i powiedziałam NIE. Podobnie uczyniły moje koleżanki, które też straciły pracę, ale pozostałyśmy w zgodzie z naszą wiarą, z naszymi przekonaniami. Taką odwagą cywilną powinien się wykazać także każdy polityk: albo jestem po stronie życia – tak jak deklarowałem i zagłosuję za wejściem tej ustawy w życie, albo nie powinienem reprezentować ludzi, którzy mi zaufali, oddając na mnie głos. Wykręty, uniki, jakich świadkami jesteśmy przy tej ustawie, źle świadczą o rządzących. Co do usunięcia aborcji eugenicznej z przepisów polskiego prawa jest pełna narodowa zgoda. Czy zatem nie nadszedł czas, aby dobra zmiana konkretnie opowiedziała się za życiem, a nie po stronie antycywilizacji śmierci? – Każdy czas jest dobry, żeby bronić życia ludzkiego. Dzisiaj Zjednoczona Prawica ma wszelkie możliwości, żeby bez kłopotu prawnie usankcjonować pełną ochronę życia ludzkiego. Pytanie, dlaczego tego nie chcą zrobić, co stoi na przeszkodzie. Jedno jest pewne: od naszych przedstawicieli w Sejmie powinniśmy się tego domagać. Dziękuję za rozmowę. Mariusz Kamieniecki
Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl/polska-kraj/196847,to-byla-eutanazja.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz