PEWNOŚĆ WIARY, PEWNOŚĆ PRAWDY, PEWNOŚĆ KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO
PEWNOŚĆ WIARY, PEWNOŚĆ PRAWDY, PEWNOŚĆ KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO
PEWNOŚĆ WIARY, PEWNOŚĆ PRAWDY, PEWNOŚĆ KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO
Ks. Piotr Glas: Kościół niezmiennie nas uczy zasady wyrażonej w Symbolu Atanazjańskim, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Warto
być także świadomym faktu, że „Jeden jest tylko powszechny Kościół
wiernych, poza obrębem którego nikt zbawiony być nie może” – jak
stwierdził Sobór Laterański IV, a potwierdził Sobór Trydencki. Jest
tylko jedna Droga, Prawda i Życie, czyli Jezus Chrystus. Ta pewność musi
być dzisiaj fundamentalnym wyznaniem wiary. Grzech
oczywiście niszczy i sieje spustoszenie w nas samych, a przez to i w
całym Kościele, ale jeśli wierzący będą pewni, że to, w co wierzą, jest
jedyną Prawdą i nie ma innej, ponowne odrodzenie chrześcijaństwa stanie
się możliwe.
Tymczasem dzisiaj mamy do czynienia z
rozmywaniem, a nawet niszczeniem zbawczego depozytu. Mówi się coraz
głośniej, że jest wiele innych dróg, równie dobrych wyznań, i że w
każdym możemy znaleźć coś dla siebie.
Co
więcej: że liczne odstępstwa od prawdziwej wiary i rozmaite pogańskie
wierzenia, pewnie nawet te demoniczne, istnieją, bo taka była odwieczna
wola Boga. Nie muszę tu wyjaśniać, że coraz większej liczbie
wiernych takie stwierdzenia płynące niepokojąco często prosto z „serca”
katolicyzmu – Rzymu – bardzo odpowiadają. Jedni muszą żyć w stanie łaski
i spowiadać się, inni nie, jedni muszą przyjmować Komunię Świętą, Chleb
Życia, inni są z tego zwolnieni. Niektórzy mogą się rozwodzić lub żyć w
związkach partnerskich czy homoseksualnych, a inni popełniają grzech
cudzołóstwa, jeśli tylko z pożądliwością popatrzą na kobietę, i mogą być
odesłani w ogień wieczny. Jedni – według słów Jezusa – muszą wyłupić
sobie oko, gdy jest dla nich powodem do grzechu, a inni mogą mieć
dziewic, ile tylko chcą dla swojej przyjemności, bo na to zezwala ich
bóg. Można wyliczać bardzo długo. To wszystko nie ma żadnego sensu,
zabija jasną i klarowną naukę Jezusa płynącą z Ewangelii i zadaje kłam
wielu Jego słowom. To kolejne i chyba jedno z największych bluźnierstw,
uderzające obecnie w sam fundament naszej wiary i całkowicie podważające
sens istnienia Kościoła katolickiego. Skoro
każde wierzenie jest zgodne z wolą Bożą, to mogę w domu obok krzyża
albo zamiast niego postawić figurkę Buddy czy jakiegoś bożka i nie
będzie w tym nic złego. Z tym wiąże się też potępianie prozelityzmu w
Kościele. Jeśli nikogo nie wolno nawracać, to w jaki sposób mamy
wypełnić apostolskie powołanie, by głosić Ewangelię na cały świat? Po
co?
Misjonarze niech wracają do domów. Misje, które nie
przynoszą duchowych owoców, czyli nawrócenia człowieka na jedyną
prawdziwą wiarę, tracą sens. A przecież Duch Święty prowadzi Kościół
przez stulecia, aby najowocniej głosił słowo i przyprowadzał ludzi do
jedynego źródła prawdziwej wiary. Tymczasem dzisiaj nie wolno nawet
mówić o nawracaniu muzułmanów, buddystów czy żydów. Oni mają swoje drogi
i trzeba to w imię braterskiej miłości oraz wzajemnego zrozumienia
uszanować. Nie wolno nam jednak zwątpić. Pismo wyraźnie mówi, że
odstępstwo musi przyjść przy końcu czasów. „Niech was w żaden sposób
nikt nie zwodzi, bo [dzień ten nie nadejdzie], dopóki nie przyjdzie
najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia”
(2 Tes 2, 3). I wygląda na to, że nasze pokolenie jest tego świadkiem.
Jest
jeszcze jedna rzecz, która celuje w pewność wiary: powtarzane stale
frazy o tym, że każdy otwarty na Ducha Świętego katolik powinien iść
drogą stałych poszukiwań czy wątpliwości, bo jeśli tak postępuje,
rozwija się duchowo. To jest bardzo niebezpieczne podejście.
Ks.
P. G. Prowadzi do totalnej niepewności co do prawdziwości własnej
wiary. Przecież Chrystus wprost powiedział: „Błogosławieni, którzy nie
widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). Panuje dzisiaj w teologii trend
nieustannego poszukiwania, wątpienia, kwestionowania. Wszystko jest
płynne i zmienne, podlega reinterpretacji. Jednak naszą siłą powinna być
pewna, stała i niezachwiana wiara. Tymczasem
wśród współczesnych teologów i niektórych duchownych widzimy jakiś
niezdrowy zachwyt nad tymi, którzy ciągle poszukują i, jak mi się
wydaje, nie mogą lub nie chcą znaleźć prawdy. To bardzo dziwny
sposób na życie duchowe oraz niezdrowe podejście do spraw objawionych i
od wieków nauczanych przez Kościół. Coraz częściej zdarza się, że ci,
którzy kierują się pewnością wiary lub ją głoszą, nazywani są
maksymalistami, fanatykami lub, co gorsza, stawia się ich prawie na
równi z religijnymi ekstremistami. Powiem wprost: takie stwierdzenia są
kłamliwe, a nawet posunę się jeszcze dalej – demoniczne.
Jest nawet takie powiedzenie: nie bądź świętszy od papieża.
Ks.
P. G. A przecież wielki święty, kard. Newman, były anglikanin,
powiedział, nie bawiąc się w uprzejmości: „Kto nie ma w sobie pewności
wiary, ten nie jest katolikiem”. To jedno zdanie było kiedyś dla mnie
jak najsilniejszy huragan, który zdewastował, na szczęście pozytywnie,
moje chwiejne poglądy na ten temat. Jeżeli
brakuje nam pewności, nasza wiara zamienia się albo w jakąś
paraideologię, albo w rodzaj ulotnej emocji. To właśnie nierzadko robią
pseudocharyzmatycy, sekty zielonoświątkowe i inni, którzy manipulując
człowiekiem, przekonują, że musi on zostać w jakiś nadprzyrodzony sposób
doświadczony, by wierzyć. Musisz przeżyć coś wyjątkowego, na
pograniczu uniesienia mistycznego, rozgrzewającego uczucia i emocje do
czerwoności – dopiero wtedy zacznie się twoje życie z Bogiem, narodzisz
się na nowo. To stoi w sprzeczności z faktem, że można być katolikiem
właśnie dlatego, że jest się pewnym tego, w co się wierzy. I mówię to
jako ksiądz, który nie ma nic przeciwko zdrowemu ruchowi
charyzmatycznemu. Sam brałem udział w takich spotkaniach. Po prostu nie
twierdzę, że bez tego przeżycia człowiek wierzy w jakiś niepełny sposób.
Newman idzie zresztą dalej i powołując się na św. Atanazego, stwierdza
coś, co dla wielu współczesnych ewangelizatorów zapewne może być
szokiem: tylko ten należy do Kościoła i może zostać zbawiony, kto wierzy
bez cienia wątpliwości. Czy w tym
kontekście nie brzmi znajomo wypowiedź Jezusa, że jeżeli nie staniemy
się jak dzieci – wiara prosta i pełna ufności, bez powątpiewań – nie
wejdziemy do nieba? To jest niezwykłe przesłanie na czasy, w
których grzech nazywa się cnotą, powątpiewanie – wiarą, a z Watykanu i
od wielu hierarchów docierają do nas coraz to częściej zupełnie
sprzeczne komunikaty. Jeśli czujesz niepokój co do swojej wiary,
pamiętaj, że odpowiedzią na to jest właśnie pewność wiary, czyli wiara
bez cienia wątpliwości. Przekonanie w sumieniu, że jedyną prawdą jest
to, co Kościół głosił od dwóch tysięcy lat i dalej głosi w niezmienionej
formie. Taka właśnie wiara da nam siłę w godzinie próby. Zwłaszcza
gdy usłyszymy kłamstwa i bluźnierstwa, jak to, że nie jest jasne i nie
możemy być do końca pewni, czego Pan Jezus nauczał, bo – jak swego czasu
stwierdził sam generał jezuitów – nikt nie nagrywał tego na dyktafon. A
przecież sam Newman, który był historykiem, nawrócił się z anglikanizmu
na katolicyzm, bo właśnie po wnikliwym przestudiowaniu historii obu
Kościołów doszedł do wniosku, że tylko w Kościele katolickim dostrzega
stałość dogmatu, kerygmę, konsekwentne nauczanie od początku jego
istnienia. Inaczej niż chociażby w licznych wspólnotach protestanckich,
gdzie obowiązuje to, co powie jeden czy drugi pastor. Wiara bez dogmatów nie jest żadną wiarą objawioną, jest samowolką.
Wiara u Newmana to przyjęcie pewnej prawdy opartej o autorytet Boski
reprezentowany przez Kościół katolicki. Wielki święty Kościoła nawrócił
się, bo uznał wartość pewnej, twardo osadzonej w Biblii i Tradycji
Prawdy. Nie opierał się na odczuciach, teologicznych nowinkach czy
zwykłych emocjach, ale po wieloletnich, solidnych badaniach
historycznych doszedł do wniosku, że to właśnie Kościół katolicki
otrzymał cały depozyt wiary i go zachowuje. To jest niezmiernie ważne,
bo dzisiaj często się chwiejemy w wierze właśnie dlatego, że pozwalamy
sobie łatwo wmówić, iż nawet fundamentalne prawdy naszej wiary nie są
już wcale takie pewne, a więc nas nie zobowiązują. Przecież
Chrystus tego wprost nie powiedział, tłumaczy się, a nawet jeśli to
zrobił, to nie jest do końca pewne, czy naprawdę to miał na myśli.
Trudno jest to wszystko zrozumieć przeciętnemu wiernemu. Ktoś kiedyś
powiedział żartobliwie, że Pan Bóg nawet go tak nie denerwuje w życiu
jak Jego obsługa naziemna. Oby w niedalekiej przyszłości Kościół nie
ucierpiał najwięcej właśnie z rąk jego sług.
_______ Źródło: "Noc bluźnierstw. W oczekiwaniu na świt", ks. Piotr Glas w rozmowie z Krzysztofem Gędłkiem, wyd. Esprit Fot. VICONA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz