MODLITWA MARYI – fragment z „Poematu Boga Człowieka”, Maria Valtorta
O! Ojcze! Ojcze! Zwróć Mi Mojego Syna! Niech Go ujrzę na nowo jako Człowieka, a nie – martwą istotę; jako Króla, a nie – skazańca. Wiem, że potem wróci do Ciebie, do Nieba. Ale ujrzę Go uzdrowionego z tylu boleści. Zobaczę Go silnego po takiej niemocy. Ujrzę Go zwycięskiego po tylu zmaganiach. Zobaczę Go jako Boga po udręczeniu dla ludzi Jego ludzkiej natury. I będę szczęśliwa, chociaż utracę Jego bliskość. Będę wiedziała, że jest z Tobą, Ojcze Święty. Będę wiedziała, że na zawsze jest poza Boleścią. Teraz jednak nie mogę, nie mogę zapomnieć, że jest w grobie, że Go zabiło tak wiele zadanych Mu cierpień, że On, Mój Syn – Bóg, dzieli ludzki los w ciemnościach grobu… On, Twój Żyjący.
Ojcze! Ojcze! Wysłuchaj Twą służebnicę! Z powodu tego: „tak”… Nigdy o nic Cię nie prosiłam za to, że byłam posłuszna Twoim zamysłom. To była Twoja Wola, a Twoja Wola była Moją. Niczego nie powinnam wymagać w zamian za to, że ofiarowałam Moją wolę Tobie, Ojcze Święty. Ale teraz… ale teraz, dla tego „tak”, które powiedziałam zwiastującemu Aniołowi, o Ojcze, wysłuchaj Mnie!
Jego nie dosięga już męka, gdyż wszystko wypełnił trzygodzinną agonią, po porannych udrękach. Ja jednak trwam od trzech dni w agonii. Ty widzisz Moje serce i słyszysz jego bicie… Nasz Jezus powiedział, że ptak nie zgubi pióra, byś Ty o tym nie wiedział, że kwiat nie zwiędnie na polu, byś Ty nie pocieszył jego agonii słońcem i rosą… O, Ojcze, umieram od tej boleści! Obejdź się ze Mną tak jak z wróblem, którego okrywasz nowym upierzeniem, i jak z kwiatem, który ogrzewasz i zraszasz w Swej litości. Umieram, wyczerpana cierpieniem. Nie mam już krwi w żyłach. Niegdyś stała się ona samym mlekiem dla nakarmienia Syna Twojego i Mojego. Teraz stała się cała łzami, bo nie mam już Syna. Zabili Mi Go, zabili, Ojcze, i Ty wiesz, w jaki sposób!
Nie mam już krwi! Przelałam ją wraz z Nim w noc Czwartkową i w bolesny Piątek. Odczuwam chłód, jak ktoś, komu przecięto żyły. Nie mam już słońca, bo On nie żyje, Moje święte Słońce, Moje Słońce błogosławione, Słońce zrodzone z Mojego łona dla radości Jego Mamy i dla zbawienia świata. Nie mam już umocnienia, bo Jego nie mam: najsłodszego ze źródeł dla Jego Mamy, która piła Jego Słowo i gasiła pragnienie Jego obecnością. Jestem jak kwiat na suchym piasku. Umieram, umieram, Święty Ojcze. Nie przeraża Mnie śmierć, bo On także nie żyje. Ale co zrobią te dzieci, ta mała trzódka Mego Syna, taka słaba, taka bojaźliwa, taka niestała, jeśli nie będzie mieć kogoś, kto ją podtrzyma? Jestem niczym, Ojcze, ale dla [wypełnienia] pragnień Mego Syna jestem jak zbrojne zastępy. Bronię i będę broniła Jego Nauki i Jego spuścizny tak, jak wilczyca broni swych wilczątek. Ja, podobna do owieczki, przemienię się w wilczycę dla obrony tego, co należy do Mego Syna, a zatem tego, co jest Twoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz