Chrystus karmi nas swym Słowem i Ciałem, byśmy mogli żyć pełnią życia.
Ksiądz Kustosz Sanktuarium Najświętszego Sakramentu w Sokółce przypomina
(Fot. Pixabay)
Chrystus, ustanawiając ten sakrament, dał nam możliwość
uczestnictwa w Jego Męce i Zmartwychwstaniu. Podczas każdej Mszy Świętej
karmi nas najpierw swoim Słowem, aby poruszyć serce, a następnie
udziela nam Siebie, abyśmy zostali umocnieni, abyśmy mogli przy Nim
trwać, abyśmy mogli żyć pełnią życia w Nim – przypomina
ksiądz Jarosław Ciuchna, proboszcz parafii pod wezwaniem św. Antoniego w
Sokółce, kustosz Sanktuarium Najświętszego Sakramentu, wicedziekan
Dekanatu Sokółka.
Proszę Księdza, jedne z symboli chrześcijaństwa są
bardziej znane, inne – mniej, ale wszystkie są ważne i potrzebne. Jaką
rolę odgrywają?
W przestrzeni wiary, podobnie jak w codziennym życiu, człowiek
posługuje się symbolami. Potrzebuje ich, aby lepiej zrozumieć, mocniej
przylgnąć lub po prostu pamiętać, żeby nie zapomnieć. Kościół używając
różnych symboli przypominających o Jezusie Chrystusie – obrazami,
figurami, krzyżem – daje wierzącym narzędzie na lepsze poznanie
Zbawiciela. Poprzez widoczne znaki i symbole można zbliżyć się do
największych tajemnic naszej wiary. Podobnie czynił sam Chrystus podczas
nauczania i przepowiadania. Posługiwał się symbolami i znakami, żeby
słuchacze mogli lepiej zrozumieć prawdy objawione:
– „Kto mnie widzi, widzi także i Ojca” (J 14, 9)
– „To jest Chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak
ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten Chleb,
będzie żył na wieki” (J 6, 58).
– „Jezus dał im taką odpowiedź: Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo. Powiedzieli do Niego Żydzi: czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?
On zaś mówił o świątyni swego Ciała. Gdy więc zmartwychwstał,
przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i
słowu, które wyrzekł Jezus” (J 2, 19 – 22).
– „… A Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim” (Łk 5, 10 – 11).
Ze wszystkich naszych świętości jedna jest jednak największa – to
Najświętszy Sakrament. Niczego nie ujmuję świętości pozostałych
sakramentów ani tym bardziej Pisma Świętego. Ale ta obecność, z którą
mamy do czynienia w Eucharystii, nie da się porównać z żadną inną. Jest
bowiem obecnością „prawdziwą, rzeczywistą i substancjalną” (por. KKK
1374), podkreśla realną obecność Zbawiciela.
Czasami nawet w rozmowach dorosłych można usłyszeć, że ksiądz podczas Mszy Świętej pije wino…
Konsekrowana Hostia i konsekrowane wino nie jest hostią ani
winem, lecz Ciałem i Krwią Chrystusa. Istnieją zatem tylko widoczne dla
nas postacie chleba i wina. Substancjalnie jednak pod tymi znakami jest
obecny cały Jezus Chrystus – Bóg i prawdziwy Człowiek, Zmartwychwstały.
Eucharystia to największy dar i cud, gdyż uobecnia się w niej tajemnica
męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
Ojciec Święty Jan Paweł II pisał, że „człowiek, ażeby
osiągnąć życie wieczne, potrzebuje Eucharystii. Jest to pokarm oraz
napój, który przemienia życie człowieka i otwiera przed nim horyzont
życia wiecznego”. Tak trudno niekiedy to zrozumieć…
Warto też sobie uzmysłowić fakt, że określenie „Najświętsza” nie
wyczerpuje w żaden sposób omawianej tematyki. To tylko mizerna próba
zrozumienia, czym jest ta największa tajemnica naszej wiary. Jako
stworzenie możemy jedynie przyjąć z miłością ten wielki dar obecności
Miłości Bożej. Boże Tajemnice są tak głębokie i niepojęte, że możemy się
do nich zaledwie zbliżyć i przyjąć je, ale nie sposób ich dogłębnie
poznać.
Eucharystia to sakrament, który ma nam nieustannie przypominać o Bożej obecności wśród nas?
To wielki dar miłości Bożej, który ustanowiony podczas Ostatniej
Wieczerzy, wypełnił się przez śmierć i chwalebne zmartwychwstanie
naszego Zbawiciela. Chrystus, ustanawiając ten sakrament, dał nam
możliwość uczestnictwa w Jego męce i zmartwychwstaniu. Podczas każdej
Mszy Świętej karmi nas najpierw swoim Słowem, aby poruszyć serce, a
następnie udziela nam Siebie, abyśmy zostali umocnieni, abyśmy mogli
przy Nim trwać, abyśmy mogli żyć pełnią życia w Nim.
Z drugiej strony – nie tak łatwo wcale dziś, kiedy w
stolicy naszego kraju ze ścian urzędów są zdejmowane krzyże – mówić o
swojej wierze, bo można również i przez wyznanie wiary w Chrystusa
zostać wyśmianym, „stracić” znajomych, z którymi przyjemnie spędzamy
czas… Czy naszą wiarę widać?
Trzeba zrobić wszystko, aby wiary swojej nie osłabiać i
lekkomyślnie nie narażać się na jej utratę. Wiarę – obok nadziei i
miłości – otrzymaliśmy w darze od Boga w momencie Chrztu Świętego.
Praktykę wiary uczyli nas wprowadzać w życie nasi rodzice, dziadkowie i
babcie. Na wszystkich etapach życia było, jest i będzie aktualne:
„…wiarę swoją mężnie wyznawać, bronić jej i według niej żyć”. Bez
szacunku do rzeczy świętych nie można mówić o wierze. O żadnej wierze.
Co się z nami dzieje, że nie potrafimy czy nie chcemy okazać należnego szacunku Jezusowi Eucharystycznemu?
W ubiegłym roku obiegło sieć nagranie z parafii Ossanesga w
diecezji Bergamo (Włochy), gdzie ksiądz postanowił dać naczynie do
rozdzielania Eucharystii małej dziewczynce. Kilkuletnie dziecko
udzielało Komunii Świętej wiernym. Fakt ten wywołał wielkie poruszenie i
wcale nie dziwię się. Pośpiech, nonszalancja czy brak wyobraźni? A może
wszystkiego po trochu? Poprzez takie postępowanie można zniechęcić i
spłycić to, co dla ludzi wierzących jest najważniejsze podczas
Eucharystii – prawdziwe spotkanie z Chrystusem w Komunii Świętej.
Dlaczego Msza Święta jest tak ważna?
Ojciec Święty Jan Paweł II w swoich homiliach i przemówieniach, a szczególnie w encyklice Ecclesia de Eucharistia,
pragnął abyśmy uczyli się prawdziwego szacunku i zachwycili się darem
Eucharystii, gdyż Msza Święta nie jest jednym z wielu cennych darów, ale
jest to dar największy, jaki otrzymaliśmy od Chrystusa. Eucharystia
jest „…źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego. W Niej
bowiem zawiera się całe dobro duchowe Kościoła” (EE 1).
Za kilka dni wyjdziemy na ulice naszych miast z Panem
Jezusem, w procesji na Boże Ciało. I wcale nie idzie garstka starszych
ludzi, ale często wręcz tłum. Idziemy, bo wierzymy, że nasz Zbawiciel
żyje. Później chyba trochę – z różnych względów – ta wiara słabnie, co
przekłada się na naszą obecność podczas Mszy Świętych w „zwykłą”
niedzielę?
Przeszkodą na drodze wiary w Chrystusa i Jego obecność w
Eucharystii jest zadziwiający zwyczaj wielu polskich katolików, którzy
„uczestniczą” we Mszy świętej przed kościołem albo przy murze
kościelnym. Obok ołtarza wolna przestrzeń, a ludzie cisną się pod chórem
lub za drzwiami. W polskich kościołach im dalej od Chrystusa, tym
większy tłok, im dalej od ołtarza, tym ciaśniej. Jest to całkowicie
niezrozumiałe z punktu widzenia świadomego uczestnictwa we Mszy Świętej,
czyli minimum, które trzeba spełnić, aby uczynić zadość powyższemu
obowiązkowi. Byłoby to jednak bardzo smutne, gdybyśmy tak ważne
spotkanie z Chrystusem ograniczyli jedynie do bezwzględnego obowiązku.
Co powinniśmy zrobić?
Do tego, aby przeżywać głębię spotkania z Chrystusem, potrzeba
przed wszystkim pełnego uczestnictwa we Mszy Świętej, czyli przyjmowania
Ciała Pańskiego: „Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam
wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie
będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa
moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu
ostatecznym” (J 6, 53 – 54).
Czy to naprawdę zbyt mało żeby wreszcie uwierzyć i żyć – nie
tylko tutaj, na ziemi, ale przede wszystkim w wieczności? Przecież to
jest nasz cel: spotkać Chrystusa w wieczności…