czwartek, 29 sierpnia 2024

Pan Jezus :Żądam uczynków miłosierdzia

 

Z Dzienniczka Świętej Faustyny

Żądam uczynków miłosierdzia
Pan Jezus
Żądam od ciebie uczyków miłosierdzia, które mają wypływać z miłości ku mnie.
Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić.
Podaje ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy - czyn, drugi - słowo, trzeci - modlitwa; w tych trzech stopniach zawiera się pełnia miłosierdzia i jest niezbitym dowodem miłości ku mnie. W ten sposób dusza wysławia i oddaje cześć miłosierdziu mojemu.

Pan Bóg mówi nam, abyśmy umieli odczytywać znaki czasu - ks. Paweł Pająk

 

MOCNE SŁOWA Z JASNEJ GÓRY! - Konferencja którą wygłosił ks. Paweł Pająk, proboszcz parafii NMP Królowej Polski w Olszance w czasie Czuwania Modlitewnego Instytutu Prymasa Wyszyńskiego, które odbywają się od ponad 40 lat - zawsze z 27 na 28 dzień miesiąca.

Kochaj i wynagradzaj jak Ja. Kochaj i wynagradzaj tym żarliwej, gdy odczuwasz ból Mój powiększony przez niedbałe sprawowanie Mojej Ofiary.


"+ Niech cię nie obchodzi kapłan, który sprawuje Moją Ofiarę. Nie obserwuj go, nie oceniaj. Nie wybieraj
sobie Ofiary, którą sprawuje kapłan ulubiony przez ciebie. Nie dla niego tam idź.
Przychodź tylko dla Mnie - dla dokonania daru z siebie na ołtarzu i przyjęcia Mojego daru w Komunii.
Sercem swoim i duszą dostrzeż Mnie: Moją świętość, Moją Miłość i Mój ból. Kochaj i wynagradzaj jak
Ja. Kochaj i wynagradzaj tym żarliwej, gdy odczuwasz ból Mój powiększony przez niedbałe
sprawowanie Mojej Ofiary. Kochaj i wynagradzaj brak miłości u tego, który dotyka Moje Ciało i pije Moją
Krew."
Słowo pouczenia, 71
Alicja Lenczewska 


O milcząca Hostio biała.. Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że w Eucharystii Jezus "pozostaje w tajemniczy sposób pośród nas jako Ten, który nas umiłował i wydał za nas siebie samego"

 

O milcząca Hostio biała..

O milcząca Hostio biała..

"Bóg z nami" cichy i pokorny.

W wigilię swego nawrócenia Charles de Foucauld modlił się przed tabernakulum: "Mój Boże, jeśli istniejesz, daj mi się poznać"


. Po czasie napisał w swoim dzienniku: "Poprzez obecność naszego Pana w świętej Hostii, ludzie którzy nas otaczają zostają w sposób cudowny uświęceni"....W kilka dni po jego śmierci w Algierii, w tym samym miejscu gdzie znaleziono jego ciało, znaleziono także naczyńko z Hostią – Ciałem Boga. Nosił je zawieszone na swojej piersi.

Uderzająca jest cichość i pokora "Boga z nami". Ileż jest takich miejsc, w których adoruje Go jeden samotny człowiek, jak Ch. de Foucauld, jak klęcząca w kaplicy siostra
. Zawsze tak samo obecny, niezależnie od tego czy kościoły są pełne czy puste. Każde tabernakulum, każda Hostia na ołtarzu, każde wystawienie Najświętszego Sakramentu jest wystarczającym świadectwem, że umiłował nas "aż do końca" (J 13, 1). Świat, od dnia Wielkiego Czwartku, stał się "monstrancją" Boga ukrytego w białym Chlebie

. Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że w Eucharystii Jezus "pozostaje w tajemniczy sposób pośród nas jako Ten, który nas umiłował i wydał za nas siebie samego" (n. 1380) .

Jest dla nas tajemnicą nie tylko to, że ukrył się się w kruchej Hostii, ale również to, że zgodził się pozostać milczący i ukryty dla świata. Jest nieustannie obecny w świecie, choć często nie zauważany i nie odwiedzany.

Zatrzymać się, zamilknąć i adorować...

Karl Rahner SJ, znany współczesny teolog, w rozważaniu "Adoracja Eucharystyczna", zauważa: "Jeśli bez uprzedzeń obserwujemy dzisiejsze życie Kościoła w naszych krajach, nie możemy zaprzeczyć, że pobożność eucharystyczna przeżywa wśród wiernych pewien zanik. Czy adoracja w ciszy przed tabernakulum z wieczną lampką jest jeszcze tak samo praktykowana jak kiedyś?" Rahner dodaje:
"Trwać na klęczkach i adorować Pana obecnego w Eucharystii, jest czymś, co wielu osobom nawet przez myśl nie przechodzi – zwyczaj dziękczynienia po Komunii i po zakończeniu Mszy wydaje się mniej lub bardziej zapomniany".

Obserwacja zdaje się pokrywać z rzeczywistością. Chociaż w wielu wspólnotach odnowy wierni ponownie odkrywają Eucharystię i adorację, to jednak faktem pozostaje, że Bóg ukryty w białej Hostii jest dzisiaj coraz rzadziej adorowany. Tak jakby w człowieku słabły oczy wiary i już nie potrafił dostrzec rzeczywistej obecności Boga w białej Hostii.

Przypomina mi się scena z Ewangelii św. Jana, w której Chrystus wskazując na siebie powiedział ludziom, że jest Chlebem żywym.

Nie wierzyli. Zbyt prosty i zbyt "widzialny" wydawał się im Bóg w Jezusie Chrystusie. Był dla nich "zanadto bliski". Żyli z Nim przecież na co dzień i dotykali Go. W ludzkim ciele, nie potrafili dostrzec Osoby Boga. Dlatego odchodzili. "Czy i wy chcecie odejść?", zapytał pozostałych...

Należymy do owych "pozostałych", którzy wierzą, że Bóg stał się Chleben żywym

. A jednak adoracja Najświętszego Sakramentu wydaje się sprawiać nam trudności. Dlaczego?

Często zbyt szybko rezygnujemy z adoracji, ponieważ nasz codzienny styl życia oduczył nas cierpliwego i spokojnego trwania "przy jednym". Żyjemy bardzo roztargnieni. Na co dzień nie jesteśmy przyzwyczajeni do zatrzymania się, do ciszy i skupienia. I dlatego mamy często kłopoty z trwaniem przed tabernakulum.

Kiedy idziemy na adorację dostrzegamy, że niełatwo jest pozostać w "ukryciu", skupić uwagę serca na Jedynym najważniejszym. Trudno jest trwać przed milczącym Bogiem "bez działania", gdy tyle jest "do zrobienia"

. Trudno jest wyciszyć się wewnętrznie, gdy mnóstwo w nas niepokoju z powodu nie załatwionych spraw, wiele negatywnych uczuć czy hałasu. Tymczasem właśnie adorowanie cichego i pokornego Boga w białej Hostii może przywrócić nam powoli upragniony spokój serca. Świadomość żywej obecności Boga i Jego bliskości może stać się "lekarstwem" na nasze lęki i niepokoje. Wystarczy niewiele.
Wystarczy ofiarować Mu swoje trwanie, swój trud skupienia, swoje roztargnione myśli. Próbować oddać Mu siebie całego takim, jakim jestem w danej chwili. Bóg nie tylko jest obecny przy adorującym, ale przenika Go całego, jego życie, spotkania z ludźmi, pracę.

Przenika i uświęca. Z pewnością kiedyś w wieczności dowiemy się, ile znaczyła dla świata i każdego pojedyńczego człowieka adoracja klęczącej Siostry w nieznanej kaplicy; dowiemy się ile dla naszych rodzin znaczyły wieczne adoracje w klauzurowych klasztorach, w naszych kościołach parafialnych, ile wreszcie znaczą dla świata i dla nas samych nasze osobiste adoracje.

Świat potrzebuje adoracji Boga Eucharystycznego

Papież Jan Paweł II przekonuje nas: "Kościół i świat bardzo potrzebują kultu eucharystycznego. Jezus czeka na nas w tym sakramencie miłości. Nie odmawiajmy Mu naszego czasu, aby pójść spotkać Go w adoracji, w kontemplacji pełnej wiary, otwartej na wynagrodzenie za ciężkie winy i występki świata. Niech nigdy nie ustanie nasza adoracja" (List Dominicae cenae, n. 3).

Spróbujmy w ostatniej części naszej refleksji przypomnieć sobie te wszystkie okazje do adoracji Najświętszego Sakramentu, które przynosi nam codzienność.

Zwróćmy najpierw uwagę na te okazje, które pojawiają się jakby "niezaplanowane". Często są zaledwie małą chwilą, którą możemy jednak wypełnić adorowaniem Sakramentu Miłości. Jakie są to okazje?

Gdy przejeżdżamy tramwajem czy autobusem obok kościoła: możemy wtedy ze czcią przeżegnać się, zdjąć czapkę i zmówić w sercu kilka słów modlitwy, np. werset z dowolnej pieśni eucharystycznej.

Gdy mijamy księdza idącego z Komunią Świętą do chorego, godzi się przystanąć, oddać pokłon, uczynić znak krzyża świętego i jeśli to możliwe przyklęknąć.

Przechodząc obok kościoła, możemy wejść na chwilę adoracji. Wystarczy być i milczeć, wystarczy kilka aktów strzelistych oddania, wdzięczności i pamięci.

Gdy idziemy w niedzielę na Mszę Świętą starać się przyjść parę minut wcześniej i w chwili ciszy porozmawiać z Jezusem w Sakramencie Ołtarza.
Podobnie po Mszy Świętej, nie wychodzić od razu, lecz pozostać małą chwilę i ofiarować ją Jezusowi w cichej adoracji. Najpiękniejszą zaś postawą adoracji jest przyjmowanie Jezusa w Komunii Świętej Przez nią stajemy się "żywą monstrancją Boga". Pozostając w skupieniu po przyjęciu Komunii Świętej, zwłaszcza, gdy jeszcze trwa "komunikowanie", dobrze jest adorować Jezusa w sercu.

Aktem publicznej adoracji, której oczekuje od nas Bóg, są także procesje Najświętszego Sakramentu z okazji Bożego Ciała i Kongresu Eucharystycznego.

I wreszcie osobiste zaplanowanie sobie czasu na adorację eucharystyczną w kościele czy kaplicy, gdy np. duszpasterz zaprasza na Godzinę Świętą albo na inne czuwanie eucharystyczne. Każdy z tych momentów, choćby krótki, może stać się gestem miłości, adoracją milczącej obecności Boga.

Dzieje się wtedy coś bardzo ważnego: Ilekroć adorujemy Boga w sakramencie miłosierdzia tylekroć przypominamy sobie i światu, że On JEST, że chce wypełniać swoją obecnością każdy brak miłości, chce być obecny w każdej "tkance" świata, zdrowej i chorej. Chce byśmy przyzywali Go modlitwą jak bł. S. Faustyna : "Hostio żywa, Siło jedyna moja, Zdroju miłości i miłosierdzia ogarnij świat cały..."

Krzysztof Wons SDS

Św. Jan Chrzciciel ofiarował życie w obronie małżeństwa. Co powiedziałby o współczesnych „związkach”?

 Śmierć św. Jana Chrzciciela przypomina nam o naszym codziennym męczeństwie

Św. Jan Chrzciciel ofiarował życie w obronie małżeństwa. Co powiedziałby o współczesnych „związkach”?

(oprac. GS/PCh24.pl)

Święty Jan Chrzciciel oddał życie broniąc nierozerwalności małżeństwa. Nie była to ofiara ślepa, Chrzciciel wiedział jak wiele zła niesie rozbicie węzła małżeńskiego. Dziś dobitnie potwierdzają to badania socjologiczne wskazujące, że rozwody niszczą życie małżonków i ich dzieci.

Święty Marek Ewangelista jasno wskazuje powód, z którego Herod rozkazał aresztować, a potem zabić św. Jana Chrzciciela:

„Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: Nie wolno ci mieć żony twego brata”.


Święty Jan oddał życie za prawdę o świętości małżeńskiej jedności. Jest ona mocno powiedziana w samym sercu naszej wiary, czyli w Ewangelii. Tę prawdę wypowiada kilkukrotnie sam Chrystus m.in.: „Kto oddala swoją żonę – poza przypadkiem nierządu – prowadzi ją do cudzołóstwa, a kto żeni się z oddaloną, cudzołoży”.

Te słowa Chrystusa są dziś dla wielu nie do przyjęcia. Próbują „usprawiedliwiać” Jezusa, mówiąc „autor nie to miał na myśli”. A jednak Zbawiciel powiedział właśnie to, co miał na myśli – prawdę o świętości małżeństwa, za którą życie oddał św. Jan Chrzciciel, a później święty Tomasz More i św. Jan Fisher.

To, że dziś tak wielu nas chrześcijan mówi, za uczniami Chrystusa, którzy od Niego odeszli, „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać”, jest jedynie dowodem na to, jak wielkie postępy poczyniły w ostatnich dziesięcioleciach siły wrogie chrześcijaństwu. Wrogowie Ewangelii robią wszystko, żeby zniszczyć rodzinę, której centrum stanowią małżonkowie, połączeni węzłem sakramentu.

Herodzi współczesnych czasów lansują model związku między kobietą, jako porozumienie bez żadnych zobowiązań, nastawione jedynie na czerpanie przyjemności, czyli tak naprawdę na traktowanie drugiej osoby jako przedmiotu, który ma ci zapewnić przyjemność. Nie ma tu miejsca na czystość przedmałżeńską, okres wzajemnego poznawania siebie nawzajem, zastanawiania się, czy z tym mężczyzną lub kobietą możliwe będzie stworzenie trwałego związku, zapewniającego bezpieczeństwo nam i dzieciom, które przyjdą na świat.

Budowanie relacji zaczyna się od zbliżeniem cielesnym, czyli tym, co powinno być ostatnim etapem wzajemnego poznawania się, dokonanym już po przysiędze małżeńskiej, którą małżonkowie gwarantują sobie bezpieczeństwo czyli „wierność i uczciwość małżeńską”. Jak się jednak okazuje po ślubie, współżycie nie jest zasadniczym spoiwem małżeństwa, a odwracanie do góry nogami mądrych zasad budowania relacji jakie proponuje Kościół „wychodzi bokiem”. Widać to wyraźnie w przerażających statystykach, które pokazują, iż w Polsce rozpada się przerażająco dużo małżeństw. W roku 2023 było w sądach ponad 81 tysięcy spraw rozwodowych!

Badania socjologiczne ukazują natomiast drastyczne skutki rozwodów dla małżonków. Nie dotyczy to oczywiście sytuacji separacji, kiedy jeden z małżonków wchodzi w jakieś struktury zła i staje się niebezpieczny dla innych członków rodziny. Rozwody zajmują drugie miejsce w smutnym rankingu najbardziej traumatycznych wydarzeń w życiu człowieka, zaraz po tragicznej śmierci bliskiej osoby.

Jak się okazuje rozwód nie jest końcem problemów tylko ich początkiem. Odsetek samobójstw wśród osób rozwiedzionych jest czterokrotnie wyższy niż średnia statystyczna. Ryzyko przedwczesnego zgonu u rozwiedzionych mężczyzn wzrasta do 76%, w przypadku kobiet do 39%. Ryzyko zachorowań na nowotwory u rozwiedzionych mężczyzn jest takie samo jak u tych, którzy wypalają paczkę papierosów dziennie.

Rozwiedziony mężczyzna 21 razy częściej niż żonaty bywa pacjentem klinik psychiatrycznych. Badania prowadzone przez socjolog Anneke Napp-Peters dowodzą, iż po upływie 15 lat kobiety nadal cierpią na depresję porozwodową, a przytłaczające poczucie straty, bólu i zazdrości nie słabnie, zaś mężczyźni wciąż roztrząsają przyczyny rozpadu małżeństwa. 33 procent rozwiedzionych kobiet i 25 procent rozwiedzionych mężczyzn uważają życie po rozwodzie za smutne i pozbawione satysfakcji.

Nie mniejsze spustoszenie rozwody czynią w życiu dzieci rodziców, którzy decydują się na zakończenie relacji małżeńskiej. Rozwód rodziców to dla dzieci piętno na całe życie, piętno które przynosi złe owoce również w następnych pokoleniach. Dzieci z rozbitych rodzin zbyt wcześniej przechodzą inicjację seksualną, mają problemy z tworzeniem związków. Według badań psycholog Judith S. Wallerstein dzieci z rozbitych rodzin częściej się demoralizują. 85 procent przestępstw kryminalnych popełnianych jest właśnie przez dzieci z takich rodzin.

Te statystyki są zatrważające. Przestępcy, którzy pochodzą ze zniszczonych rozwodem rodzin stanowią 80 procent seryjnych morderców. Osoby, których rodzice rozstali się, to 80 procent pacjentów szpitali psychiatrycznych. W 75 procent grupy osób, którzy targnęli się na swoje życie lub uzależnili się od narkotyków, to dzieci z rozbitych rodzin.

U małych dzieci, częstym skutkiem rozwodu rodziców jest regres w rozwoju np. dziecko przestaje mówić lub chodzić, zaczyna się jąkać. U starszych dzieci następuje znaczne pogorszenie wyników w nauce, częściej zapadają na różne choroby, żyją w ciągłym lęku i poczuciu winy, mają zaniżone poczucie własnej wartości.

Dzieci pochodzące z „rozwiedzionych rodzin” mogą napotkać trudności w budowaniu własnych małżeństw. Wyniki badań potwierdzają, że w tej grupie osób zagrożenie rozwodem, jeśli jedna z osób wyrosła w zniszczonej rozstaniem rodziców rodzinie,  wzrasta o ponad 50 procent.  Natomiast, według statystyk, jest niemal pewne, że kiedy mąż i żona pochodzą z rozbitych rodzin, ich małżeństwo nie przetrwa.

Te smutne dane potwierdzają prawdę, iż gwarancją szczęścia człowieka jest zdrowe małżeństwo i zdrowa  rodzina, która ma największy wpływ na człowieka od najmłodszych lat, na kształtowanie się jego cech charakteru, osobowości. Znane są wyniki badań przeprowadzonych w USA, które jasno pokazują co jest najlepszym „spoiwem” małżeństwa. Według tych danych rozwodem kończy się 50 procent małżeństw cywilnych, natomiast kościelnych 33 procent. W przypadku małżeństw sakramentalnych, którzy razem uczęszczają na Msze św. czy nabożeństwa rozwodzi się jedynie 2 procent z nich.

Święty Jan Chrzciciel, który żył dwa tysiące lat temu i oczywiście nie znał żadnych badań statystycznych dotyczących małżeństw, doskonale wiedział, że podstawą szczęścia jest mieć kochających się rodziców, żyjących w świętym związku małżeńskim i opierających swoje życie na wierze w Boga. Sam miał takich właśnie rodziców. Jego męczeńska śmierć jest świadectwem prawdy o świętości małżeństwa i rodziny. 

Adam Białous

Imperium Sodomy – Upadek cywilizacji zachodniej - Paweł Lisicki

NEW AKITA SHOCKER: Sister Agnes Sasagawa, RIP! More Details Emerge!

Wiadomość z AKITA - chyba już nie można mieć wątpliwości co nadchodzi.

 https://www.youtube.com/watch?v=UvDOLAxOs8Q

 

 WIELKIE OSTRZEŻENIE
W Akicie Maryja płacze i wzywa ludzi do
nawrócenia . trim.pl/documents/5479.pdf

Reformacja Franciszka, cz. I

 

Reformacja Franciszka, cz. I

Reformacja Papieża Franciszka, cz. I

Autor: AlterCabrio, 23 sierpnia 2024 https://ekspedyt.org/2024/08/23/reformacja-papieza-franciszka-cz-i/

Publikujemy omówienie słynnej deklaracji Fiducia Supplicans. Poruszamy w niej wszystkie znaczenia i skutki, jakie zdołaliśmy dostrzec. Następstwa stosowania tego dokumentu mogą być bardzo poważne, nie tylko dla Kościoła, ale w ogóle dla życia społecznego. To jednak będziemy mogli obserwować w dłuższym okresie czasu. Już teraz próbujemy Państwu dowieść, czego tak naprawdę dokonał Papież Franciszek wraz z arcybiskupem Fernandezem.

−∗−

Obraz tytułowy: reformator postmodernistyczny zapatrzony w reformatora renesansowego LINK, LINK

Reformacja papieża Franciszka, cz. I

Publikujemy omówienie słynnej deklaracji Fiducia Supplicans. Poruszamy w niej wszystkie znaczenia i skutki, jakie zdołaliśmy dostrzec. Następstwa stosowania tego dokumentu mogą być bardzo poważne, nie tylko dla Kościoła, ale w ogóle dla życia społecznego. To jednak będziemy mogli obserwować w dłuższym okresie czasu. Już teraz próbujemy Państwu dowieść, czego tak naprawdę dokonał Papież Franciszek wraz z arcybiskupem Fernandezem.

Tekst niniejszy jest fragmentem dłuższej pracy, opisującej proces synodalny, dociekającej, czym ma stać się Kościół katolicki po Synodzie o synodalności.

Autorzy Deklaracji dogmatycznej Fiducia supplicans twierdzą, że „Deklaracja ta pozostaje niezachwiana w tradycyjnej doktrynie Kościoła dotyczącej małżeństwa, nie dopuszczając żadnego rodzaju obrzędu liturgicznego lub błogosławieństw podobnych do obrzędu liturgicznego, które mogłyby powodować zamieszanie.

Jednocześnie ustanawia nowy rodzaj duszpasterskich błogosławieństw, mających znaczenie liturgiczne. Dokument ten ma postać „deklaracji”, a nie jakiejś wiążącej formuły. Jednak nowe podejście oparte jest na duszpasterskiej wizji Papieża Franciszka, która twierdzi, że jest rzeczywistym rozwojem koncepcji błogosławieństw, zawartej w Magisterium i oficjalnych tekstach Kościoła.

Oznacza to, że Franciszek używa dokumentów, regulujących kwestie duszpasterskie w celu zmiany Magisterium. Możliwość błogosławienia par w sytuacjach nieregularnych i par tej samej płci, wedle tekstu Deklaracji co prawda nie jest ich oficjalnym potwierdzeniem ani zmianą odwiecznego nauczania w kwestii małżeństwa, jednakże tą możliwość należy rozumieć w kontekście nieoficjalnej zmiany Magisterium, dokonywanej przez Franciszka.

Deklaracja została wydana, aby rozwiać wątpliwości tych, którzy je dotąd mieli, czy należy błogosławić pary tej samej płci. Zaproponowano wizję, która łączy aspekty doktrynalne z duszpasterskimi. Stwierdzono, iż „Niedopuszczalne są zatem obrzędy i modlitwy, które mogłyby powodować zamieszanie między tym, co jest konstytutywne dla małżeństwa jako ‘wyłącznego, trwałego i nierozerwalnego związku między mężczyzną i kobietą, naturalnie otwartego na rodzenie dzieci’, a tym, co temu zaprzecza”, więc „Kościół nie ma uprawnień do udzielania błogosławieństw związkom osób tej samej płci”. Potwierdzono też, że błogosławieństwo małżeństwa jest zastrzeżone dla wyświęconego szafarza, więc błogosławieństwo udzielane jakiemuś innemu związkowi, niż małżeństwo mogłoby powoduje ryzyko mylenia tych innych związków z małżeństwem.

Jednakże Franciszek zachęca do poszerzania i wzbogacenia znaczenia błogosławieństw. Związki nieregularne nie mogą być błogosławione błogosławieństwem liturgicznym, gdyż, jak słusznie przyznaje Deklaracja byłoby to niezgodne z wolą Bożą wyrażoną w nauczaniu Kościoła. Tak więc Kościół może udzielać błogosławieństwa liturgicznego jedynie małżeństwom.

Jednakże te ograniczenia nie dotyczą błogosławieństw duszpasterskich. „Błogosławieństwo, udzielone przez Boga ludziom i przekazane przez nich bliźnim, przekształca się w inkluzywność, solidarność i budowanie pokoju. Jest to pozytywne przesłanie pocieszenia, troski i zachęty”.

Deklaracja twierdzi dalej, że poza liturgią znajdujemy się w obszarze większej spontaniczności i wolności nabożeństw ludowych. Pobożność ludowa jest wielka, a błogosławieństwa stają się bogactwem duszpasterskim do wykorzystania. Nabożeństwa pobożności ludowej nie mają charakteru celebracji liturgicznej. Kościół nie może opierać swojej praktyki duszpasterskiej na pewnej doktrynie i sztywnej dyscyplinie, bo to prowadzi do „narcystycznego i autorytarnego elitaryzmu”.

Ludzie, którzy spontanicznie przychodzą prosić o błogosławieństwo, okazują przez tę prośbę swoją szczerą otwartość na transcendencję, ufność ich serca, które nie polega wyłącznie na własnych siłach, ich potrzebę Boga i pragnienie wyjścia z ciasnych ram tego świata zamkniętego w swych ograniczeniach”. Gdy więc zwracają się o błogosławieństwo, kapłan nie powinien wyczerpująco analizować ich sytuacji moralnej, lecz wydać wstępną zgodę. Nie należy traktować „jako «grzeszników» innych ludzi, których wina lub odpowiedzialność może być złagodzona przez różne czynniki, które wpływają na subiektywną obciążalność”.

Papież Franciszek zaproponował więc takie błogosławieństwa, których można udzielać wszystkim, nie pytając o nic. „Nikogo nie można pozbawić tego dziękczynienia, a każdy, nawet jeśli żyje w sytuacjach niezgodnych z planem Stwórcy, posiada dobre cechy, za które można chwalić Pana”.

Tak więc kapłan może przyłączyć się do „modlitwy tych osób, które, chociaż są w związku, którego w żaden sposób nie można porównać do małżeństwa, pragną powierzyć się Panu i Jego miłosierdziu, wzywać Jego pomocy, być prowadzonym do lepszego zrozumienia Jego planu miłości i prawdy”.

Taki jest więc horyzont możliwości błogosławienia par tej samej płci i w sytuacjach nieregularnych. Dotyczy to takich związków, których uczestnicy „uznając się za niegodnych i potrzebujących Jego pomocy, nie domagają się uprawomocnienia własnego statusu, ale błagają, aby wszystko, co jest prawdziwe, dobre i po ludzku ważne w ich życiu i relacjach, zostało przeniknięte, uzdrowione i wzmocnione obecnością Ducha Świętego”. Udzielone przez kapłana błogosławieństwo nie powinno mieć żadnej formy liturgicznej czy obrzędowej, ale ma służyć temu, „aby ludzkie relacje mogły dojrzewać i wzrastać w wierności przesłaniu Ewangelii, uwalniać się od swoich niedoskonałości i słabości oraz wyrażać się w coraz większym wymiarze Bożej miłości”. Bóg nigdy nie oddala nikogo, kto się pokornie zbliża do niego z prośbą o błogosławieństwo. Taka prośba wyraża otwartość na transcendencję, pobożność i bliskość Boga.

Kapłani mają więc udzielać spontanicznych błogosławieństw, których nie ma w Księdze Błogosławieństw, każdemu, kto przyjdzie, bez sprawdzania, kto zacz i do czego mu to potrzebne. Mają to być proste gesty pobożności ludowej. Kapłan ma tylko zadbać, aby te spontaniczne błogosławieństwa nie stały się aktem liturgicznym lub paraliturgicznym, podobnym do sakramentu. Papież Franciszek zachęca do tworzenia nowych formuł, nieznanych prawu kanonicznemu i nieautoryzowanych przez żadne struktury kościelne. Formuły te mają być efektem rozeznania praktycznego, a ponieważ nie będą normami, pozostaną więc poza jakąkolwiek kontrolą. Jednocześnie wszelkie struktury kościelne powinny powstrzymać się od kontroli swobodnej działalności błogosławczej kapłanów, gdyż byłaby to „nieznośna kazuistyka”.

W Deklaracji stoi wyraźnie, że nie przewiduje się rytuału błogosławieństwa par w sytuacji nieregularnej. Jednocześnie Deklaracja taki rytuał określa: przed udzieleniem „spontanicznego” błogosławieństwa kapłan ma odmówić krótką modlitwę, w której poprosi o „pokój, zdrowie, ducha cierpliwości, dialog i wzajemną pomoc, a także o Boże światło i siłę, aby mogli w pełni wypełniać Jego wolę”.

Jest zastrzeżenie – „spontaniczne” błogosławieństwo nie może być udzielane związkom nieregularnym oraz jednopłciowym w kontekście cywilnych obrzędów zawarcia związku, ani w okolicznościach słów, gestów i strojów, właściwych dla małżeństwa. Jednocześnie Deklaracja wylicza sytuacje, w których jest możliwe błogosławieństwo związków nieregularnych i jednopłciowych: nawiedzenie sanktuarium, spotkanie z kapłanem, modlitwa odmawiana w grupie lub podczas pielgrzymki. Nie będzie to jednak legitymizacją tego związku.

Deklaracja Fiducia supplicans jest dokumentem bardzo zwodniczym i bałamutnym. Wielokrotnie zaprzecza sama sobie. Koniec kłóci się z początkiem. Dzięki takim zabiegom autorzy dokumentu mogą zwodzić czytelników i udawać, że nie twierdzą tego, co twierdzą, i nie robią tego, co robią. Tak, jak wszystkie wypowiedzi Franciszka i jego grupy jest to tekst gnostycki. Zawiera bowiem ukryte treści, maskowane różnymi technikami. Żeby zrozumieć teksty gnostyckie, trzeba znać klucze do ich odczytania. Są one następujące: autorzy mają złe intencje w stosunku do Kościoła; efekt finalny jest zsynchronizowany z globalnym wielkim resetem, którego celem jest powstanie nowego globalnego porządku; Deklaracja jest częścią rewolucji komunistycznej w Kościele, znanej jako Droga Synodalna.

Franciszek nie wydaje konkretnych dokumentów doktrynalnych, ale szereg wypowiedzi i dokumentów niższej rangi, a także wspiera i toleruje liczne naruszenia doktryny katolickiej, dokonywane przez samych członków Kościoła, i w ten sposób zmienia doktrynę katolicką. W ten sposób może powoływać się na swoje własne dokumenty, przedstawiając to jako Magisterium Kościoła.

W tekście Fiducia supplicans zostało zawartych kilka doniosłych zmian doktrynalnych i prawnych:

  • Został unieważniony grzech jako taki, w rozumieniu Dekalogu.
  • Zrezygnowano z oceniania sytuacji moralnych.
  • Przyjęto luterańskie rozumienie usprawiedliwienia przez wiarę.
  • Przyjęto anarchiczną definicję wolności.
  • Uznano, że Kościół jest sakramentem nieskończonej miłości Boga.
  • Zmianie uległa katolicka moralność seksualna. Dotychczasowe grzechy – sodomia i cudzołóstwo otrzymały przywileje i stały się nowymi cnotami.
  • Złamana została jedność doktrynalna Kościoła.
  • Ustanowiony został antysakrament – antymałżeństwo sodomickie / cudzołożne.
  • Zalegalizowano lokalny zwyczaj jako prawo precedensowe, konkurencyjne wobec prawa kanonicznego.

Rytuał:

Według Deklaracji kapłan może i powinien błogosławić związki sodomickie i cudzołożne pod kilkoma warunkami. Błogosławieństwo sodomicko – cudzołożne ma posiadać następujące cechy:

  • nie będzie częścią obecnie znanej liturgii. Oficjalnie nie będzie błogosławieństwem liturgicznym, tylko duszpasterskim, traktowanym jako akt pobożności ludowej.
  • Błogosławieństwo ma być spontaniczne, nieprzewidziane przez istniejące przepisy i zasady, tworzone ad hoc do konkretnej sytuacji, pozostające poza kontrolą struktur Kościoła.
  • Nie ma mieć oficjalnego rytuału, ale ma określoną formułę. Najpierw prośba o błogosławieństwo od zainteresowanych, rytualnie motywowana pragnieniem pobożności i bycia bliżej Boga. Warunkami udzielenia błogosławieństwa jest obecność zainteresowanej pary i subiektywny brak przekonania o własnym stanie grzechu.
  • Stająca przed kapłanem para ma prawo do jednoczesnych: życia w stanie grzechu ciężkiego, braku zamiaru przerwania tego stanu, subiektywnego przekonania o braku własnego grzechu. Nosi to znamiona herezji: luterańskiego samousprawiedliwienia przez wiarę oraz semipelagianizmu.
  • Następnie kapłan odmawia krótką modlitwę, w której prosi o o pokój, zdrowie, ducha cierpliwości, dialog i wzajemną pomoc, a także o Boże światło i siłę, aby ludzie, których ma błogosławić mogli w pełni wypełniać Jego wolę. Następnie udziela błogosławieństwa, zawierającego niezbędną treść.
  • Treść powinien zawierać wezwanie: „aby wszystko, co jest prawdziwe, dobre i po ludzku ważne w ich życiu i relacjach, zostało przeniknięte, uzdrowione i wzmocnione obecnością Ducha Świętego. Te formy błogosławieństwa wyrażają błaganie do Boga, aby udzielał tych pomocy, które pochodzą z impulsów Jego Ducha – które klasyczna teologia nazywa „łaskami aktualnymi” – aby ludzkie relacje mogły dojrzewać i wzrastać w wierności przesłaniu Ewangelii, uwalniać się od swoich niedoskonałości i słabości oraz wyrażać się w coraz większym wymiarze Bożej miłości”.
  • Ma być udzielane w następujących okolicznościach: nawiedzenie sanktuarium, spotkanie z kapłanem, modlitwa odmawiana w grupie lub podczas pielgrzymki. Dzięki temu będzie możliwe urządzanie grupowych pielgrzymek sodomitów i cudzołożników do takich sanktuariów, w których postępowi kapłani będą błogosławić nieregularne związki,

Antymałżeństwo:

Związek jednopłciowy lub cudzołożny nie ma być traktowany jak małżeństwo ani stać się małżeństwem. Powstaje zupełnie nowa kategoria związku ludzi, nie występująca dotąd w praktyce Kościoła. Nowe błogosławieństwo wykracza nawet poza konkubinat, obejmując dowolny związek dowolnej pary ludzi z dowolna intencją dotyczącą trwałości tego związku. Nie musi im przyświecać nawet zamiar wspólnego życia, wystarczy fakt bytowania razem, przy czym możliwe są nawet sytuacje krótkotrwałe, spontaniczne, wielokrotne i zmienne co do osób partnerów. Na mocy Fiducia Supplicans błogosławiona przez Kościół staje się sytuacja, będąca zaprzeczeniem małżeństwa, a jednocześnie na tyle do niego podobna, że można ją traktować jako antymałżeństwo sodomalne / cudzołożne. Jest to forma konkurencyjna wobec małżeństwa i zasadniczo mu wroga, szczególne w wersji sodomalnej. Ma wiele cech małżeństwa: związek dwojga ludzi, połączonych współżyciem, błogosławiony przez kapłana, z zastosowaniem formuły rytualnej. Zawiera ona cele antymałżeństwa: pokój, zdrowie, duch cierpliwości, dialog i wzajemna pomoc. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. (kan. 1013 § 1) wymienia następujące cele małżeństwa: cel pierwszorzędny: zrodzenie i wychowanie potomstwa, cel drugorzędny: wzajemną pomoc małżonków i uśmierzenie pożądliwości. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. (kan. 1055 § 1) odwraca porządek celów, ale zasadniczo nadal je zachowuje. Celami są: dobro małżonków oraz zrodzenie i wychowanie potomstwa.

Cele antymałżeństwa są spójne z drugim celem KPK z 1917 r. i z pierwszym celem KPK z 1983 r. Jednak antymałżeństwo nie zawiera pozostałego celu: zrodzenia i wychowania potomstwa. Nie ma również cechy trwałości. Jako, że nie jest małżeństwem, nie jest też sakramentem. Skoro nie jest formalne i nie będzie legitymizowane, nie jest nierozerwalne, nie wyłącza też dalszych związków tych samych osób. Jednak antymałżeństwo zostało uznane i pobłogosławione przez Kościół. Główną cechą odróżniającą go od małżeństwa jest całkowity brak zobowiązań. Antymałżonkowie nie mają żadnych obowiązków zarówno wobec Kościoła, jak i wobec siebie nawzajem. Dopóki trwa związek, trwa błogosławieństwo.

Określanie błogosławieństw sodomalno – cudzołożnych pobożnością ludową musi budzić wesołość. Trudno bowiem wyobrazić sobie jakąkolwiek ludową obyczajowość, która akceptuje zarówno homoseksualizm, jak i błogosławienie tego rodzaju ansambli. Zrobiono jednak rzecz znacznie gorszą. Podparto antymałżeństwo autorytetem Boga, twierdząc wprost, że jest ono wypełnieniem woli Bożej. To już zakrawa na bluźnierstwo.

Omawiana deklaracja jest częścią większego programu Kościoła synodalnego, który z kolei jest częścią jeszcze większego projektu państwa globalnego. Cele synodalistów i globalistów są zbieżne, a działania skoordynowane. Na drugiej Sesji Synodu o synodalności mają zapaść kwestie stanowcze. Trwają pracę nad zniesieniem wszystkich obecnych sakramentów i zastąpienia ich jednym – Kościołem synodalnym, który będzie celem samym dla siebie, W rzeczywistości Kościół synodalny będzie strukturą władzy i kontroli w ręku globalistów. A dla nich najgroźniejszym wrogiem jest funkcjonalna, sakramentalna rodzina. Dlatego Sprawozdanie Podsumowujące włącza do wspólnot kościelnych wszystkich, także mniejszości seksualne. Ten sam dokument przyznaje „potrzebującym” bardzo szerokie uprawnienia, a na wiernych nakłada liczne obowiązki. Wspólnoty kościelne mają monitorować rodziny sakramentalne, zachowujące tradycyjną etykę seksualną. A teraz Fiducia supplicans, która awansuje związki sodomalne i cudzołożne, stawia je ponad prawem i obyczajem. Mało tego, wyróżnia te grupy i zwalnia z wszelkich obowiązków.

Tekst Deklaracji i okoliczności towarzyszące wskazują, że w przyszłości tradycyjna rodzina będzie atakowana nie tylko przez świat i globalistów, ale również ze środka Kościoła. Będzie się to odbywać pod hasłami: wsparcie rodzin, wsparcie dzieci i młodzieży w kryzysie psychicznym, wsparcie uchodźców, walka z przemocą. Związki sodomalne i cudzołożne charakteryzują się większą płynnością i podatnością na dysfunkcje psychiczne i społeczne. Im więcej dysfunkcji, tym silniejsza jest presja globalistów, aby wprowadzić system wsparcia, czyli kontroli i nadzoru. Do tego celu ma służyć Edukacja Włączająca, taki też będzie cel Kościoła synodalnego. – globalne, kolektywne państwo komunistyczne.

Tak mocne twierdzenia wymagają uzasadnień. Należy sobie więc uświadomić, o jakim charakterze związku tu mowa. Zarówno małżeństwa, jak i związki nieregularne i homoseksualne mają cechę wspólną, a jest nią współżycie. Zawiera ono przynajmniej tymczasowy stan wspólnego funkcjonowania oraz relację seksualną. Te pary, o których mowa w Deklaracji przychodzą do Kościoła po błogosławieństwo, znajdując się w takich właśnie relacjach.

Obrońcy Fiducia supplicans przedstawiają określone w dokumencie stany faktyczne następująco: są osoby, żyjące w nieregularnych związkach, o których wiedzą, że są grzeszne. Te osoby pragną jednak transcendencji, być blisko z Bogiem i Kościołem. Proszą więc o błogosławieństwo dla siebie, aby Kościół życzył im natchnienia Ducha Świętego w celu doprowadzenia ich do tej bliskości. Według obrońców tej tezy błogosławieństwo takiej pary nie jest błogosławieństwem ich związku i ich grzesznej relacji, tylko ich osób. Kapłan natomiast nie powinien odmawiać im możliwości nawrócenia, duchowego rozwoju i zbliżenia z Bogiem i Kościołem. Tłumaczenie to jest jednak fałszywe.

Każdy człowiek o przeciętnej inteligencji zdaje sobie sprawę, że kto żyje w związku niesakramentalnym, a tym bardziej homoseksualnym znajduje się w stanie grzechu ciężkiego. Sam siebie odłącza od Kościoła, Boga i Jego łaski. Jedyną drogą zbliżenia się do nich jest nawrócenie, czyli zaprzestanie grzesznej praktyki życiowej, spowiedź i pokuta, i służy temu stosowny sakrament. Obrońcy Deklaracji twierdzą, że pary, o których mowa przychodzą właśnie po to, aby być bliżej Boga i Kościoła, co może wyprostować ich ścieżki życiowe i doprowadzić ich do nawrócenia. Kapłan powinien więc im błogosławieństwa udzielić. To atrakcyjne wytłumaczenie, jednak pozostające w sferze marzeń i fantazji. Ludzie, żyjący w takich związkach chcą, aby się im dobrze w nich żyło, i dopóki się im razem układa, nie będą życzyć sobie zakończenia tej relacji. Błogosławieństwo nie ma co prawda ścisłej formuły, ale ma wyraźnie określoną treść. Kapłan ma im życzyć m.in. aby wszystko, co jest po ludzku ważne w ich relacjach, zostało wzmocnione obecnością Ducha Świętego. Mają też otrzymać łaskę aktualną, aby ich ludzka relacja mogła dojrzewać i wzrastać w wierności przesłaniu Ewangelii. Dla Franciszka to przesłanie znaczy, by ludzie zobaczyli Chrystusa, który przychodzi do każdego, i każdego bezwarunkowo słucha. To wszystko, co po ludzku jest ważne w ich relacji jest tym, co ich łączy, więc emocje, uczucia i pożycie seksualne, i to ma się dzięki nowemu błogosławieństwu wzmocnić. Łaski aktualne są udzielane w danej sytuacji, w celu nawrócenia lub uświęcenia. Jeśli dzięki tej łasce ma się wzmocnić ich ludzka relacja seksualna, a nie dążenie do jej przerwania, oznacza to, że łaska, wypływająca z błogosławieństwa ma tą parę uświęcić. Nie można więc mówić, że Fiducia supplicans oferuje środki, służące naprawie życia i nawróceniu, jest bowiem odwrotnie. Błogosławieństwo ma wzmocnić ich aktualne życie, utwierdzić grzeszne praktyki seksualne i uświęcić ludzi, żyjących w grzechu ciężkim. I tego ma dokonać Duch Święty. Jest to więc bluźnierstwo i antysakrament.

Warto przypomnieć sobie, z jakiego powodu relacje seksualne, o jakich mowa są grzeszne. Nauka Kościoła Katolickiego głosi, że właściwe są stosunki seksualne w sakramentalnym związku małżeńskim pomiędzy kobietą i mężczyzną. Przyczyną jest rola, jaką Bóg wyznaczył ludziom, aby rozmnażali się i czynili Ziemię sobie poddaną. Dlatego Bóg stworzył ludzi obdarzonych dwupłciowością, płodnością i seksualnością. Zrodzenie i wychowanie potomstwa jest wysiłkiem długotrwałym i potrzebuje zgodnego współdziałania obojga rodziców. Potrzebni są swoim dzieciom i sobie nawzajem. Jest bardzo niedobrze zarówno dla samych małżonków, jak i ich dzieci, jeśli małżeństwo się rozpada, zawsze bowiem dzieje się szkoda nie tylko dla życia społecznego i materialnego, ale także dla życia duchowego. Kościół nie może popierać rozpadu małżeństw, dlatego domaga się, aby małżeństwo było wierne i wyłączne, czyli trwało jedno aż do śmierci jednego z małżonków. Błogosławienie ponownych związków osób, które już znajdują się w innych małżeństwach sakramentalnych, albo osób, które pomimo możliwości nie chcą małżeństwa, poprzestając tylko na współżyciu seksualnym byłoby popieraniem cudzołóstwa i grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu. Z kolei związek homoseksualny poza cudzołóstwem posiada jeszcze jedną wadę. Stosunki tego typu są przeciwne naturze, stworzonej przez Boga. Po to ludzie otrzymali płciowość i seksualność, aby wypełniać zamysł Boży, którym jest prokreacja. Przyjemność zmysłowa jest nagrodą i zachętą, mającą prowadzić ludzi do aktów seksualnych, które ze swej natury mogą doprowadzić do prokreacji. Akty homoseksualne to wykluczają, są więc Bogu obmierzłe. Ludzie, którzy wybierają tą drogę uzyskania przyjemności zmysłowej sprzeciwiają się więc prawu naturalnemu, nadanemu przez Boga, i stwarzają swoje własne prawo naturalne, czysto ludzkie. Ich relacja seksualna jest więc wykroczenie przeciw pierwszemu przykazaniu, i do wzmocnienia tej właśnie relacji wzywa Ducha Świętego błogosławieństwo, będące treścią Fiducia supplicans. Jest więc ono nie tylko namawianiem do grzechu, popieraniem grzechu i zezwalaniem na grzech, ale jest grzechem samym w sobie, bluźni bowiem Trójcy Świętej, stawiając Ducha Świętego przeciwko Bogu Ojcu.

Poważnych zarzutów jest jednak więcej. Nauka katolicka wyraźnie rozróżnia dobro i zło. Dobrem jest to, co Bóg ustanowił jako dobre, a złem jest to, co Bóg ustanowił jako złe. Dlatego to, co jest dobre służy człowiekowi i cieszy Boga, a to, co złe szkodzi człowiekowi i obraża Boga. Najwyższym dobrem człowieka jest zbawienie jego duszy, i wszelkie inne dobra, także materialne, zmysłowe i cielesne powinny być temu dobru podporządkowane. Trzeba teraz sposobu, aby rozeznać dobro i zło, postępować dobrze, a unikać zła. Temu służą wyższe władze duszy – rozum i wola. Rozum rozeznaje, wola nakazuje człowiekowi działać lub zaniechać. Tym wyższym władzom powinny być podporządkowane niższe – afekty, popędy, instynkty. Niższe władze są jednak człowiekowi potrzebne jako organizmowi żywemu do zaspokajania swoich żywotnych potrzeb. Jedną z nich jest rozmnażanie. Potrzebie tej towarzyszą bardzo silne uczucia i doznania zmysłowe. To wszystko jest naturalnym wyposażeniem człowieka, nadanym przez Boga. Człowiek powinien więc czynić ze swojej natury właściwy użytek. Musi jednak wiedzieć, co jest użytkiem właściwym, co niewłaściwym. Sama natura częściowo podpowiada, wzbudzając w człowieku pożądanie tych rzeczy, które przynoszą mu korzyść. Ponieważ jednak człowiek jest bytem złożonym z ciała i duszy nieśmiertelnej, musi więc wciąż podejmować wybory. Musi więc mieć zdolność i umiejętność odróżniania dobra od zła. Tam, gdzie natura sama nie wystarczy w tym rozeznaniu, tam musi działać rozum, a ten potrzebuje norm i reguł. Służy temu prawo moralne, nadane przez Boga i przekazane w Objawieniu. Prawo to zostało ujęte w przystępnej formie w katolickiej nauce moralnej. Została ona dana ludziom nie po to, aby utrudnić im życie, lecz odwrotnie – by ułatwiać wybory, dzięki czemu mogą pewniej dążyć do realizacji prawdziwego i słusznego dobra. Wybory to podejmowanie decyzji, a te wymagają oceny. Każdy człowiek musi więc wciąż oceniać – zjawiska, sytuacje, zachowania – zarówno swoje własne, jak również innych ludzi.

Tymczasem Fiducia supplicans nakazuje, aby nie dokonywać ocen moralnych. Kapłan nie powinien analizować sytuacji osób, których zachowanie ma błogosławić pod kątem moralnym. Nikt w ogóle nie powinien nikogo oceniać, ale doceniać to, co jest w innym dobre. Tak samo kapłana, który błogosławi grzech nie powinny oceniać żadne instancje kościelne. Dzięki Fiducia supplicans mamy więc pełną wolność seksualną w Kościele. To istna rewolucja seksualna, od teraz wolno robić wszystko, Kościół ani nikt inny nie powinien tego oceniać, ale doceniać i błogosławić. Ludzie, przychodzący do Kościoła po błogosławieństwo mogą sami wyłączyć swoją odpowiedzialność za grzech, uznając, że jakieś czynniki wpływają na ich subiektywną obciążalność, co prowadzi do luterańskiego samousprawiedliwienia przez wiarę. Skoro się nie wierzy w swoją winę, to winy nie ma. Nie są już więc potrzebne takie artefakty przeszłości, jak wyznanie win, pokuta, przebaczenie, pojednanie. Można więc już nie trudzić się rozumowym rozeznaniem dobra i zła, nie trzeba już uzdalniać woli, aby przeciwstawiała się pokusom. Dzięki Franciszkowi i abp. Fernandezowi można teraz podążać za pragnieniem, puścić wodze fantazji i w pełni oddać się instynktom i popędom. Synodalny Kościół prowadzony przez takich sterników nie będzie tego oceniał, tylko inkluzywnie pobłogosławi i przyjmie do komunii.

Niestety, ofiar tego procederu nie informuje się, jakie będą konsekwencje. Jeśli Kościół nie ocenia moralności, wówczas człowiek, mający nieuporządkowane przywiązania nie ma skali porównawczej i może nie wiedzieć, że żyje w grzechu ciężkim. Nie będzie więc dążył do nawrócenia i stanu łaski uświęcającej. Jeśli tak umrze, zagrożone są jego szanse na zbawienie duszy. Stanie bowiem przed sądem swoich czynów. Co prawda współcześni modni księża głoszą, że nie będzie sądu, wszyscy ludzie zostali już zbawieni raz na zawsze, można więc grzeszyć bezkarnie. Oni jednak są w błędzie lub kłamią. Zwiedziony człowiek nie będzie mógł zasłaniać się okolicznością, że nie wiedział o grzechu, ponieważ miał możliwość się o nim dowiedzieć, natomiast z niej nie skorzystał. Argument, że Kościół Franciszka nie mówił mu o grzechu, będzie okolicznością zaledwie łagodzącą, ale nie wyłączającą odpowiedzialność. Na gruncie Deklaracji mamy jednak sytuacje dalej idącą. Kościół nie tylko nie naucza o grzechu, nie tylko nie ocenia grzechu, ale wręcz namawia do grzechu, błogosławiąc sodomię i cudzołóstwo, wmawiając jeszcze, że będzie za to łaska, wspierająca uświęcenie. Dla błogosławiących kapłanów i wszystkich, którzy są w to zamieszani czynnie lub biernie rodzi to odpowiedzialność za grzechy cudze. Dla samych grzeszników to zachęta, by siedli na zjeżdżalni wprost do samego piekła.

To jednak nie koniec. Mamy oto ustanowiony antysakrament antymałżeństwa sodomalno – cudzołożnego. Nadal jednak pozostaje w mocy katolickie małżeństwo sakramentalne. Przed narzeczonymi, udzielającymi sobie nawzajem sakramentu małżeństwa będzie stał kapłan, który udzieli im błogosławieństwa. Może być tak, że ten sam kapłan chwilę wcześniej udzielał błogosławieństwa parze gejów, lesbijek, rozwodników, konkubentów, wiarołomnych małżonków w trakcie adulterium lub nawet przygodnych kochanków, którzy rozstaną się po upojnej nocy. Wszystkie ustawienia pseudomałżeńskie będą możliwe i dopuszczone do błogosławieństwa. Sakramentalne małżeństwo stanie się więc jedną z wielu form współżycia, błogosławionych przez Kościół. Za pewien czas zwolennicy drogi synodalnej będą zapewne z dumą wykazywać owoce tych błogosławieństw. Będą chwalić się bogactwem różnorodności pożycia w Kościele synodalnym, gdzie każdy może pobłogosławić i uświęcić swój związek. Przecież miłość jest najważniejsza, a gdzie jest miłość, tam jest Chrystus. Takie jest życie Ludu Bożego, a ponieważ Lud Boży ma sensus fidei, w ten sposób odczytuje, czego Duch Święty chce od Kościoła. Tak zapewne będą mówić synodaliści. Po cóż tedy komu będzie sakramentalne małżeństwo, które jest jedno na całe życie. Ludzie żyjący w małżeństwie nie mogą uprawiać poliamorii, nie mogą wiązać się z różnymi nowymi partnerami, nie mogą uprawiać swobodnego seksu. To są daleko idące ograniczenia.

Współczesny człowiek, kuszony różnorodnym światem pornografii, portali randkowych, mediów społecznościowych, celebryckich historyjek miłosnych ma silną pokusę, aby zamiast wymagającego ślubu rzymskokatolickiego zawrzeć lada jaki związek, byle zmienny, byle nie na zawsze, ale w kościele i z księdzem. Ci, którzy z jakiegoś powodu jednak zdecydują się na klasyczne małżeństwo, będą mieli pokusę zerwania związku, skoro z nowym wybrankiem czy wybranką znów będą mogli pójść do tego samego kościoła i tego samego księdza i dostać prawie to samo. Watykan pozwolił. Z pewnością nie wzrośnie dzięki temu ilość ślubów, trwałych małżeństw i dzieci.

Zmieniła się również koncepcja wolności człowieka, co ma znaczenie dla antropologii, a w konsekwencji dla całej doktryny katolickiej. Wolność katolicka polega na tym, aby móc wybierać dobro, czyli to, co Bóg określił jako dobre, oraz móc unikać zła, czyli tego, co Bóg określił jako złe. Człowiek nie może więc czynić wszystkiego, na co ma tylko ochotę, bo to jest swawolą, prowadzącą do anarchii i grzechu. Od teraz jednak panuje tu pełna wolność, nie tylko w sferze seksualnej. Kapłan ma udzielać błogosławieństwa, nie badając sytuacji moralnej pary, oczekującej na błogosławieństwo. Mogą więc być to oszuści, wprowadzający siebie nawzajem w błąd, mogą być socjopaci, planujący coś złego dla drugiej osoby, mogą być przestępcy, obciążeni grzechami. Nie ma to jednak znaczenia, bo z jednej strony wystarczy, aby oni w swoim uznaniu nie obciążali się swoimi grzechami, a kapłan i tak nie ma tego badać. Jest to wykroczenie nawet poza wolność liberalną, ta ma bowiem przynajmniej ograniczenie, aby nie czynić innemu tego, czego nie chciało by doznać od innych. W nowym błogosławieństwie nie ma żadnego limitu, błogosławiona jest wolność absolutna, czyli anarchia.

Ciąg dalszy w części drugiej.

_______________

Reformacja Papieża Franciszka, cz. I z II, Bartosz Kopczyński, 23 sierpnia 2024

−∗−

Warto porównać:

Fiducia supplicans – to nie jest bluźnierstwo, to już apostazja
Został unieważniony grzech jako taki w rozumieniu Dekalogu. Co to znaczy? Nie ma już grzechu? Nie. Są ludzkie zachowania. Ale nie można już ich nazywać grzesznymi, ponieważ zrezygnowano z oceniania […]

_______________

Błogosławić grzechy wołające o pomstę do nieba? To nie przejdzie! [20 grudnia 2023]
U nas w Polsce wśród kapłanów będzie opór i księża na to nie pójdą. Tam jest to tak ustawione, że wolno błogosławić człowieka. No, dobrze. A jak przyjdzie dwóch? Żeby […]

Strona Mirosława Dakowskiego

Były synod interesuje tylko tych, którzy chcą zastąpić katolickie nauczanie herezją

 

Były synod interesuje tylko tych, którzy chcą zastąpić katolickie nauczanie herezją


"Synodalność" jest mało interesująca dla wielu katolików, pisze Carl Olson w Catholic World Report.

Dla Olsona problem z byłym synodem jest prosty: "Jeśli twierdzą Państwo, że produkt Z jest nową i ulepszoną wersją produktu A, to lepiej być w stanie wyjaśnić, czym on jest, jak działa i dlaczego jest lepszy".

Zalew przymiotników synodalnych ("proces synodalny", "słuchanie synodalne", "nawrócenie synodalne", "podróż synodalna", "życie synodalne", "metoda synodalna", "perspektywa synodalna", "praktyka synodalna") zdezorientował i zirytował wielu katolików.

"Jak na ironię, podczas gdy 'słuchanie' (lub 'słuchanie synodalne') odgrywa ważną rolę w procesie synodalnym, można się zastanawiać, ilu słucha" - pisze Olson.

Instrumentum laboris dla Ex-Synodu jest długie, zawiera ponad 20 000 słów i jest pełne propagandowego żargonu.

Pokazuje obsesję na punkcie używania terminu "synodalny" do opisania rzeczywistości, które są częścią Kościoła od jego założenia.

Świadectwo, rozeznawanie, słuchanie, troska o ubogich, szacunek dla kobiet - są traktowane tak, jakby były w jakiś sposób nowe, dotychczas nieodkryte i niepraktykowane.

Nie zwraca się jednak uwagi na pełniejszą naturę odkupienia i zbawienia. W rzeczywistości "zbawienie" i "grzech" nigdy nie są wspomniane; "odkupiony" pojawia się tylko raz.

Cnota nigdy nie jest wspomniana, a "świętość" pojawia się tylko dwa razy. Eschatologiczny charakter wiary i Kościoła jest odsunięty na bok, jeśli nie całkowicie pogrzebany.

Wreszcie, niepokojące jest to, że dokument o Kościele i jego misji nigdy nie cytuje żadnych słów Jezusa Chrystusa ani nawet niczego z Ewangelii.

Co więcej, wielu katolików nie jest zainteresowanych dokumentami, które mówią dużo o "przejrzystości" (15) i "odpowiedzialności" (19), gdy ludzie tacy jak ojciec Marko Rupnik nadal cieszą się przychylnością Franciszka.

Ludzie Franciszka ujawniają wizję Kościoła przyszłości. Katolicy będą zaszokowani

 

Ludzie Franciszka ujawniają wizję Kościoła przyszłości. Katolicy będą zaszokowani

Katolicyzm jako konglomerat różnych poglądów moralnych, doktrynalnych i dyscyplinarnych – oto wizja, którą żyją najważniejsi watykańscy synodaliści. Kardynał Jean-Claude Hollerich i ks. prof. Maurizio Chiodi opowiadają, jaki będzie Kościół przyszłości. Mówiąc krótko: całkowicie odmienny od tego, który znaliśmy przez dwa tysiące lat.

Kiedy w 2021 roku pisaliśmy w PCh24.pl o zagrożeniach wynikających z Synodu o Synodalności spadała na nas ostra krytyka. Czarnowidztwo, sprowadzanie wspaniałej inicjatywy Franciszka do absurdu, nieuprawniona transpolacja niemieckiej Drogi Synodalnej na całość kościelnej synodalności, przesada, podejrzenia, duch osądu… Dominujące w kościelnych mediach głosy kategorycznie odrzucały nasze zastrzeżenia, przekonując swoich czytelników, słuchaczy i widzów, że wszystko zmierza w jak najlepszą stronę, a polscy katolicy powinni ochoczo włączyć się w proces synodalny, nie bojąc się w ogóle o przyszłość. Emblematycznym tego przejawem były wypowiedzi takich hierarchów jak Adrian Galbas [TUTAJ] czy Grzegorz Ryś, albo też Aleksandra Bańki, którego polscy biskupi wyznaczyli na świeckiego delegata ds. synodalnych [TUTAJ].

Rozwój wypadków pokazał jednak, że krytyka formułowana w PCh24.pl była całkowicie słuszna. Nie mogło być inaczej, bo w naszych tekstach i innych materiałach [TUTAJ] wychodziliśmy bynajmniej nie od własnych wyobrażeń – jak to czynili zwolennicy synodalności, wypowiadający się na ten temat wyłącznie na podstawie zasłyszanych haseł i swoich z nimi skojarzeń. Opieraliśmy się na konkretnych synodalnych dokumentach oraz na wypowiedziach ludzi, których papież Franciszek wyznaczył do kierowania procesem synodalnym; a także tych, którzy w praktyce rozwijali już „synodalny” model działania Kościoła. Korzystanie z tych ogólnodostępnych źródeł już na samym początku pozwalało stwierdzić, że synodalność będzie rozwijana zasadniczo w jednym i tylko jednym kierunku: umożliwienia wprowadzania do Kościoła katolickiego agendy progresywnej, którą wypracowali europejscy liberałowie w latach 60. i 70. XX wieku.


Agenda, o której mowa, dotyczy bardzo szerokiego wachlarza tematów. Nie owijając w bawełnę i skupiając się na twardych postulatach, chodzi o takie sprawy jak:

– kapłaństwo kobiet;
– akceptacja zachowań homoseksualnych;
– akceptacja innych odrzucanych przez katolicką naukę moralną zachowań seksualnych;
– zniesienie kategoryczności obowiązku przynależności do Kościoła katolickiego;
– demokratyzacja sposobu podejmowania decyzji w Kościele ograniczająca zakres władzy biskupiej;
– przyjęcie w Kościele zasadniczo pozytywnego stosunku do filozofii liberalno-relatywistycznej.

Taki program został zaprezentowany na Niderlandzkim Soborze Duszpasterskim, który obradował w Holandii w latach 1966 – 1970, a później na niemieckim Synodzie Würzburskim z lat 1970 – 1975. Był w kolejnych latach podtrzymywany i rozwijany przez całą plejadę teologów, a znajdywał swój wyraz w kościelnej działalności wielu biskupów i kardynałów obdarzonych bardzo wysokim autorytetem w Kościele, by wymienić tylko dwie najważniejsze figury – Carlo Marię Martiniego i Waltera Kaspera.

W istocie nie chodziło nigdy o konkretne nazwiska, bo reformistyczny program nie należał do żadnej konkretnej osoby czy nawet grupy osób. Innymi słowy: agenda progresywna, o której mowa, nie była dziełem żadnej organizacji ani sieci wpływu. Była wyrazem dużego prądu intelektualnego i duchowego, który stawiał sobie zasadniczo jeden konkretny cel: doprowadzić do głębokiego uzgodnienia pomiędzy nauką i dyscypliną Kościoła katolickiego a poglądami i sposobem życia, jaki przyniosła światu zachodniemu Rewolucja Francuska i ruchy laicyzacyjno-demokratyczne, które ogarnęły cały ten świat później.

Wracam do procesu synodalnego. Nie chcę tu analizować żadnych jego dokumentów, bo to w PCh24.pl zrobiłem już w wielu innych tekstach; dotyczy to również najnowszego dokumentu, Instrumentum laboris ogłoszonego w lipcu tego roku i mającego stanowić punkt wyjścia dla obrad synodalnych w październiku [TUTAJ]. Pragnę zwrócić uwagę wyłącznie na jeden wiodący aspekt synodalności; wiodący, to znaczy taki, do którego można tak naprawdę sprowadzić cały ten proces. Chodzi o wprowadzenie do Kościoła zasady „jedności w różnorodności”. To właśnie ta zasada ma być podstawą współistnienia katolików na całym świecie w przyszłości, a do pewnego stopnia – w cenie watykańskich ekspertów – już jest taką zasadą.

Na czym polega „jedność w różnorodności” najbardziej jasno i otwarcie wyjaśnił bynajmniej nie katolicki, ale anglikański hierarcha, tzw. prymas Anglii, Justin Welby z Canterbury. Welby jest przyjacielem papieża Franciszka; objął zwierzchnictwo nad światową Wspólnotą Anglikańską w tym samym roku, w którym Jorge Mario Bergoglio został wybrany następcą św. Piotra. W ciągu 11 lat obaj przywódcy często się spotykali, a ich ekumeniczna współpraca osiągnęła poziomy bezprecedensowe w historii Kościoła katolickiego po wystąpieniu Marcina Lutra z 1517 roku i po ekskomunice Henryka VIII z 1533 roku. Najpierw w roku 2023, a później po raz drugi w 2024, anglikanie sprawowali w rzymskich katolickich kościołach swoją liturgię, przynajmniej w tym drugim wypadku za pełną aprobatą samego Ojca Świętego. Tę współpracę również opisywałem w jednym z tekstów na PCh24.pl [TUTAJ]. W tym miejscu jest dla nas kluczowe to, że pod kierunkiem Justina Welby’ego również Wspólnota Anglikańska weszła na drogę „jedności w różnorodności”, co Welby ogłosił w lutym roku 2023, przemawiając do delegatów tejże Wspólnoty zebranych w Ghanie.

Całość jego przemówienia w języku angielskim jest dostępna w internecie i zachęcam każdego do jej lektury i analizy [TUTAJ]. Wyciągając jednak sedno z całego tego tekstu można powiedzieć, co następuje:

Welby chce nadać anglikanizmowi trwały charakter bardzo luźnej federacji chrześcijańskiej, w której każda wspólnota lokalna przyjmuje swoją własną interpretację doktryny i moralności, wychodząc od swojej kultury i partykularnego doświadczenia, a całość Wspólnoty Anglikańskiej ma być spajana wyłącznie przez kilka punktów brzegowych, takich jak uznanie sakramentu chrztu czy prawdy o Wcieleniu Boga w Chrystusie Jezusie; Welby nie wymaga nawet twardego uznania swojej własnej jurysdykcji, chcąc zadowolić się zupełnie honorowym prymatem we Wspólnocie.

Dokładnie ten sam scenariusz realizowany jest w Kościele katolickim przez papieża Franciszka za pomocą narzędzia synodalności. Ostatnio zwrócili na to uwagę dwaj bardzo ważni duchowni, luksemburski kardynał Jean-Claude Hollerich oraz włoski profesor teologii, ks. Maurizio Chiodi.

Jean-Claude Hollerich pełni w Watykanie dwie bardzo odpowiedzialne funkcje. Papież powołał go w 2023 roku do elitarnej Rady Kardynałów, czyli grupy hierarchów doradzających Ojcu Świętemu w dziele reformy Kościoła. Dwa lata wcześniej Hollerich został relatorem generalnym Synodu o Synodalności, a więc człowiekiem odpowiedzialnym za ostateczny kształt dokumentu synodalnego. Trzeba podkreślić, że Franciszek zdecydował się na powierzenie obu tych ról Hollerichowi w sytuacji, w której Luksemburczyk bynajmniej nie ukrywa swoich poglądów: jest przyjacielem niemieckiej Drogi Synodalnej, mówi pozytywnie o kapłaństwie kobiet, chciałby liberalizacji celibatu, oczekuje zmiany nauki Katechizmowej w kwestii homoseksualizmu. W rozmowie z jezuickim magazynem „America” kardynał Hollerich powiedział:

Są uprawnione różnice. Zawsze postrzegaliśmy różnice jako swoiste zagrożenie dla jedności Kościoła. Jakaś osoba w Afryce może mieć całkowicie odmienne poczucie w jakiejś sprawie, niż jedna osoba w Europie. Nie oznacza to jednak, że on albo ona jest moim przeciwnikiem, albo że trzeba jego czy ją zwalczyć, żeby narzucić jej mój pogląd. Wsłuchiwanie się w każdego człowieka oznacza, że się do siebie zbliżamy, a jednocześnie oznacza to, że to, co nas różni, nie jest absolutne, że jest coś większego, co nas jednoczy, a Bóg jest zawsze większy od ludzkiego serca i ludzkiego rozumowania. Myślę, że synodalność jest drogą, którą musi iść Kościół w celu zwalczenia polaryzacji. Jeżeli możemy spojrzeć na różnice nie jako na coś, co polaryzuje, ale jako na coś, co przybliża nas do lepszego rozumienia tego, kim jest Bóg i jak Bóg działa w świecie, to myślę, że byłby to wielki zysk.

Kardynał podał później przykład różnych sposobów przyjmowania Komunii świętej, ale rozmowa toczyła się w kontekście innych, jeszcze głębszych różnic. Podstawowa dychotomia pomiędzy katolikami w Afryce a częścią Europejczyków reprezentowaną przez Hollericha nie polega bynajmniej na odmiennym stosunku do Eucharystii, ale moralności seksualnej. Różnorodność podejścia, mająca ubogacać globalny katolicyzm, miałaby zatem objąć nawet takie kwestie, jak ocena czynów homoseksualnych – tego, na przykład, czy można błogosławić aktywne seksualnie pary jednopłciowe. W Afryce się to odrzuca, w Luksemburgu – akceptuje.

Na tym nie koniec, bo kardynał Hollerich mówił już zupełnie otwarcie o kapłaństwie kobiet, wskazując, że współczesny Kościół musi dołożyć wszelkich możliwych starań, aby kobiety czuły się w nim komfortowo; jeżeli kobiety uważają, że są dyskryminowane przez wykluczenie od święceń kapłańskich, to nad tą kwestią trzeba się zastanowić, powiedział.

Jak można z tego wywnioskować, synodalność jako narzędzie utwierdzania różnorodności w Kościele służy ostatecznie do tego, by w niektórych częściach Kościoła katolicyzm pozostał taki, jak zawsze, a w innych – by został przemodelowany zgodnie z wypunktowaną wcześniej agendą reformistyczną. Luksemburczycy – czy szerzej, liberalni ludzie Zachodu – będą mieć swoje własne podejście do homoseksualizmu czy roli kobiet, a Afrykanie – swoje. Wszyscy uznają jednak, że te różnice są bez znaczenia, bo łączy ich „coś większego”, czyli jakieś „warunki brzegowe” wspólne dla wszystkich katolików – tak samo, jak u anglikanów w strategicznej wizji Justina Welby’ego.

Bardzo podobnie co kardynał Hollerich przyszłość Kościoła synodalnego odmalował ks. Maurizio Chiodi. Jest kapłanem diecezji Bergamo na północy Włoch. Zajmuje się bioetyką i teologią moralną. Jako wykładowca i profesor jest od dziesięcioleci związany z Mediolanem, ale za pontyfikatu Franciszka zaczął robić wielką karierę. W roku 2017 papież włączył go do Papieskiej Akademii Życia. W roku 2019 uczynił go z kolei wykładowcą Papieskiego Instytutu Teologicznego Jana Pawła II w Rzymie. W tym roku Chiodi został członkiem jednej z 10 Komisji Synodalnych, które mają wypracować konkretny program reformy Kościoła jako owoc procesu synodalnego. W rozmowie z portalem Katholisch.de ks. prof. Chiodi stwierdził:

Celem naszej grupy jest przedstawienie kryteriów, to znaczy metody, pewnego stylu i sposobu, jak radzić sobie z kontrowersyjnymi pytaniami i tematami. […] Sądzę, że w obliczu współczesnych problemów nie możemy postępować tak, że z abstrakcyjnych zasad wyprowadzamy tak zwane «rozwiązania». Powinniśmy zawsze wychodzić od doświadczenia, od konkretnej historii człowieka, oczywiście bez zapominania o pytaniu o uniwersalne dobro, które jest obecne w każdej sytuacji. Dopiero na koniec tego procesu jesteśmy w stanie rozpoznać to dobro, które jest konkretnie możliwe.

W tych słowach znajduje się program teologii kontekstualnej, zależnej od konkretu życia i odmiennych okoliczności. To w pełni kompatybilne z geograficznym i kulturowym programem różnorodności doktrynalnej i moralnej: ludzie we Włoszech mają inne doświadczenie życiowe niż ludzie w Nigerii, co wynika z odmiennego kontekstu kulturowego. Ks. Maurizio Chiodi zwrócił uwagę, że jego wizja teologiczna może zostać zastosowana do konkretnych problemów. W wywiadzie była mowa o trzech: diakonacie kobiet, antykoncepcji oraz homoseksualizmie. Najwięcej miejsca poświęcono trzeciemu z tych tematów, a ks. Chiodi otwarcie optował za odrzuceniem aktualnego podejścia do tej skłonności jako już „niezrozumiałego”, na rzecz uznania „konkretu życia” homoseksualistów. Po raz kolejny widzimy zatem, że cała sprawa sprowadza się do wypracowania zgody na to, by Kościół w liberalnych częściach Zachodu mógł odchodzić od wcześniejszej nauki i moralności, uzgadniając swoją naukę i dyscyplinę z kulturą naszych czasów.

Do tego właśnie ma służyć synodalność. Wielki proces przemiany Kościoła jest zupełnie jawnie przedstawiany przez ludzi, którzy go prowadzą i kształtują, jako droga do relatywizacji prawd wiary i moralności. Czym ma się to skończyć, nie muszę mówić Czytelnikowi, bo każdy widzi, jak wygląda współczesność: synodalność jest po prostu sposobem na to, by usunąć rozdźwięk między Kościołem a rzeczywistością liberalnego zachodniego świata. Hollerich i Chiodi nie pozostawiają co do tego żadnych wątpliwości. Jest niestety dokładnie tak, jak pisaliśmy już w roku 2021: Synod o Synodalności to narzędzie dalszej głębokiej destrukcji kościelnej nauki i próba pogrążenia nas w lokalnych, neo-pogańskich tożsamościach, zamiast kształtowania wszystkich katolików podług uniwersalnego wzorca moralnego, opartego o naturę i Ewangelię.

Paweł Chmielewski

Bp Marian Eleganti: Proces synodalny jest z góry ustawiony pod konkretną agendę

 

Bp Marian Eleganti: Proces synodalny jest z góry ustawiony pod konkretną agendę

(bp Marian Eleganti/youtube.com, Kath.net)

Proces synodalny wydaje się być z góry ustawiony pod konkretną agendę. W bardzo niebezpieczną stronę zmierzają też formułowane ostatnio propozycje zmian w rozumieniu papiestwa. Mówił o tym szwajcarski biskup, Marian Eleganti.

Bp Marian Eleganti to emerytowany biskup pomocniczy Chur w Szwajcarii. Od lat jest bardzo aktywnym uczestnikiem debaty nad przyszłością Kościoła. Kilka tygodni temu opublikował artykuł krytyczny wobec propozycji reformy papiestwa przedstawionej przez Dykasterię Jedności Chrześcijan, którą kieruje jego rodak, kard. Kurt Koch.

Został o to zapytany w rozmowie z dziennikarką Jacqueline Straub z portalu Kath.ch. Pytany, przeciwko czemu wystąpił publikując tamten tekst, odparł:


Przeciwko podwójnej prawdzie. Jednej, która obowiązuje Kościół zachodni – i drugiej dla reszty chrześcijaństwa. Można powiedzieć, że papież jako «patriarcha Zachodu» miałby wówczas pełną władzę jurysdykcyjną, zdefiniowaną na I Soborze Watykańskim, wyłącznie nad Kościołem łacińskim, a nie nad Kościołem powszechnym – powiedział.

Hierarcha wskazał, że na I Soborze Watykańskim sformułowano dogmatyczne nauczanie dotyczące papieskiej władzy; nie można go teraz relatywizować, bo chodzi o prawdę wypracowaną dzięki asystencji Ducha Świętego. W jego ocenie propozycje Dykasterii mogłyby doprowadzić do przekształcenia Kościoła w swoisty wielobarwny dywan, gdzie istnieje tylko bardzo luźna wspólnota, ale nie ma prawdziwej jedności w kwestiach wiary.

Biskup mówił w rozmowie również o Synodzie o Synodalności.

Oceniam proces synodalny bardzo krytycznie – powiedział. W jego ocenie proces synodalny jest oparty o pewne odgórne założenia, a nawet o konkretną agendę, która ma zostać na nim przepchnięta.

Redaktorzy dokumentów synodalnych nie są wcale zainteresowani wsłuchiwaniem się w różne głosy; zresztą to właśnie oni mają najwięcej do powiedzenia, niekoniecznie Duch Święty… Zwrócił uwagę zwłaszcza na próbę uznania tzw. „realiów życiowych” za nowe „źródło Objawienia”.

Zdaniem biskupa papież Franciszek wypisał też synodalność na swoim sztandarze, w istocie jednak prowadzi pontyfikat bardzo autorytarnie i ma to również znaczenie w sprawie samego Synodu o Synodalności, w który papież ingeruje, co pokazał na początku roku tworząc 10 Komisji Synodalnych, które mają zająć się już poza właściwym synodem różnymi zagadnieniami szczegółowymi dyskutowanymi na wcześniejszych etapach procesu.

Biskup mówił też o Mszy świętej. Jak powiedział, celebruje liturgię w nowym rycie, ale na prośbę różnych grup – na przykład Bractwa Kapłańskiego św. Piotra – udziela sakramentów również w starym rycie. Podkreślił piękno dawnej liturgii, przyznając, że nie rozumie, dlaczego w reformie liturgicznej zdecydowano się na usunięcie wielu pięknych i głębokich modlitw z dawnego rytu.

Źródło: kath.ch

Pach

Biskup Amsterdamu: Nie możemy ulegać duchowi czasu. Nie wolno zmieniać odwiecznej nauki Kościoła

 

Biskup Amsterdamu: Nie możemy ulegać duchowi czasu. Nie wolno zmieniać odwiecznej nauki Kościoła

Nie możemy dać się kierować duchowi czasu. Trzeba iść za Duchem Świętym. Młodzi ludzie wracają do korzeni naszej wiary, nie chcą wymyślać jej na nowo. Mówi o tym biskup diecezji Haarlem-Amsterdam, Jan Hendriks.

Hierarcha udzielił wywiadu niemieckiemu dziennikowi katolickiemu Die Tagespost. Został zapytany między innymi o niemiecką Drogę Synodalną. Zwrócił uwagę na tak zwany Niderlandzki Sobór Duszpasterski, który obradował w Holandii pod koniec lat 60., na fali reform Soboru Watykańskiego II. Na skutek tamtych wydarzeń doszło w Holandii do załamania transmisji wiary; niderlandzki «sobór» był skrajnie progresywny. Hierarcha podkreślił, że wówczas głoszono w Holandii te same poglądy, które dzisiaj głosi się na Drodze Synodalnej.

– Mogę wskazać jedynie na konsekwencje, jakie te idee miały dla nas: spowodowały wiele podziałów i zamieszania, wśród wierzących, w relacjach z Rzymem i Kościołem powszechnym. Doprowadziły do silnej sekularyzacji. Ludzie odwrócili się od wiary – powiedział. W latach 60. holenderscy katolicy uważali, że muszą stać się „bardziej świeccy” i porzucić niektóre elementy wiary katolickiej, by dotrzymać kroku czasom. – To nie była właściwa odpowiedź. Przeciwnie, doprowadziło to do przyspieszenia procesu sekularyzacji w Kościele – stwierdził.


Nie możemy wymyślać nowej wiary. Nie można po prostu zmienić tego, czego Kościół nauczał i w co wierzył – na przykład, że małżeństwo jest właściwym otoczeniem dla seksualności – dodał biskup.

Hierarcha zwrócił też uwagę, że w Holandii każdego roku nawraca się kilkaset młodych osób, które nie pochodzą wcale z rodzin katolickich. To także muzułmanie. Młodzi nie chcą progresizmu. – Młodzi ludzie idą do korzeni naszej wiary. To starsi przychodzą z tematyką soborów duszpasterskich z tamtych czasów – stwierdził.

Nie możemy dać się kierować duchowi czasu. Wręcz przeciwnie, trzeba się od niego odwrócić; skupić się na Duchu Świętym – dodał.

 

Źródło: die-tagespost.de

Pach

Dr Gerard van den Aardweg: Dlaczego papież Franciszek popiera normalizację homoseksualizmu?

 

Dr Gerard van den Aardweg: Dlaczego papież Franciszek popiera normalizację homoseksualizmu?

Papież Franciszek ma bliskie związki z ideologią LGBT – uważa holenderski psycholog dr Gerard van den Aardweg. W obszernej analizie uczony zastanawia się, co motywuje papieża do narzucania Kościołowi katolickiego uznawania związków jednopłciowych.

Według Aardwega są dwa poważne wyjaśnienia polityki, jaką prowadzi papież. Pierwszym jest to, że „sam Franciszek jest dotknięty taką czy inną formą pociągu do osób tej samej płci”. Drugim, że „zaczął bez ograniczeń identyfikować się z ideologią LGBT i uczynił normalizację związków homoseksualnych w Kościele swoją misją”. Jak zaznacza holenderski badacz, w pierwszym punkcie chodzi bynajmniej nie o oskarżenie, ale po prostu o diagnozę psychologiczną. W punkcie drugim chodziłoby z kolei o kwestie moralne i doktrynalne.

Gerard van der Aardweg przypomniał, że św. Jan Paweł II uznał legalizowanie związków homoseksualnych za „poważną formę naruszenia prawa Bożego”, o czym mówił w odpowiedzi na plany Parlamentu Europejskiego. Franciszek mówi coś zupełnie innego – wiele razy wypowiadał się na rzecz jakiejś formy legalizacji takich związków.


Holeder zaznaczył, że ideologię LGBT papież w dziwny sposób wspiera już od 2014 roku, kiedy w dokumentach synodalnych zapisano, że „homoseksualiści mają dary do zaoferowania wspólnocie chrześcijańskiej” i sugerowano, że są związki homoseksualne pewne wzajemnej pomocy „aż do poświęcenia”. Tamte stwierdzenia nie zakładały różnicowania na homoseksualistów żyjących w czystości i homoseksualistów aktywnych seksualnie. Prowadziło to w sumie do normalizacji homoseksualizmu, uważa psycholog.

Dr Aardweg zwrócił też uwagę na radę, jakiej Franciszek miał udzielić młodemu homoseksualiście Juanowi Carlosowi Cruzowi. Tak mówił o tym sam Cruz: „To, że jesteś gejem, nie ma znaczenia. Bóg cię takim stworzył. Chce, żebyś taki był. Nie obchodzi mnie to. Musisz być szczęśliwy będąc takim, jakim jesteś” – miał mu powiedzieć papież. To „arcygejowska rada”, której starszy mężczyzna udziela młodemu przyjacielowi, uważa dr Aardweg. Takie słowa są jednak pełne błędów: zakładają, że homoseksualizm ma podłoże biologiczne i że jest pozytywnie chciany przez Boga.

Innym punktem, na który zwraca uwagę psycholog, jest papieskie zachowanie w związku z deklaracją Fiducia supplicans o błogosławieniu par homoseksualnych. Papież stwierdził, że Kościół w Afryce nie musi wprowadzać takich błogosławieństw, bo chodzi tu o „szczególny przypadek” w związku z afrykańską kulturą, która odrzuca homoseksualizm; na Zachodzie jednak przeciwko takim błogosławieństwom miałyby występować tylko „małe grupy ideologiczne”…

Według dr. Aardwega liczne zachowania papieża Franciszka, nacechowane autorytaryzmem, tyranią czy ostrymi osądami wobec innych ludzi, mogą wskazywać na problemy osobowościowe, które są typowe w przypadku wielu homoseksualistów dążących do normalizacji swoich skłonności. Jego zdaniem może to tłumaczyć, dlaczego papież jest tak bliski ideologii LGBT.

Całą analizę dr. Aardwega można przeczytać na portalu LifeSiteNews.

Źródło: lifesitenews.com

Pach

„Kosmiczny Chrystus” z Franciszkiem w otoczeniu homoseksualistów. O. James Martin SJ znowu szokuje

 

„Kosmiczny Chrystus” z Franciszkiem w otoczeniu homoseksualistów. O. James Martin SJ znowu szokuje

(fot. Twitter.com / Michael Heynes)

Jeden z prekursorów dysydenckiego ruchu LGBT+, otwarcie homoseksualny ksiądz William Hart McNichols namalował obraz przedstawiający „kosmicznego Chrystusa” w bluzie z kapturem, któremu stopy całuje papież Franciszek. Obie postaci znajdują się w otoczeniu obejmujących się homoseksualnych par. Skandaliczny obraz został zaprojektowany na specjalną prośbę innego promotora homoagendy w Kościele, o. Jamesa Martina SJ.

„Obmycie stóp” przedstawia papieża Franciszka całującego stopy Jezusa Chrystusa, który pojawia się po zmartwychwstaniu, w otoczeniu dwóch obejmujących się par tej samej płci. Zmartwychwstały Chrystus jest ubrany zwyczajnie, w bluzę i dżinsy.

Jak podkreślił Martin, praktyka papieża Franciszka polegająca na obmywaniu stóp kobietom i niekatolikom podczas ceremonii mandatum w Wielki Czwartek była znaczącym aspektem jego pontyfikatu. Są one, jak napisał Martin, „powszechnie postrzegane jako część działań papieża Franciszka na rzecz tych, którzy czują się na marginesie zarówno społeczeństwa, jak i Kościoła”.


Taka praktyka, dodał Martin, była kontynuowana przez Franciszka poprzez jego wsparcie dla aktywizmu LGBT i jego coroczne wsparcie dla konferencji Outreach.

Praca McNicholsa jako księdza była naznaczona promowaniem homoseksualności, a on sam otwarcie mówił o swoim pociągu homoseksualnym od lat 80-tych. „Bóg dał mi to powołanie jako bardzo małemu chłopcu, zanim dowiedziałem się, że jestem gejem” – powiedział McNichols o swoim życiu jako ksiądz. Spędził 35 lat jako jezuita, zanim odszedł w 2002 roku i pozostał księdzem w archidiecezji Santa Fe.

Komentując swój najnowszy obraz wyprodukowany dla Outreach, McNichols powiedział, że „gdybyś poprosił mnie o stworzenie obrazu, który symbolicznie zdefiniowałby pontyfikat papieża Franciszka, natychmiast odpowiedziałbym myciem stóp”.

Dodał, że obraz reprezentuje jego pragnienie przyjęcia przez Kościół katolicki ideologii LGBT: „Ten obraz jest osadzony w kosmosie, ponieważ akceptacja osób LGBTQ pozostaje nadal w teraźniejszości i przyszłości – jest czymś, co nadejdzie”.

Strona internetowa McNicholsa zawiera zdjęcia jego szerokiego portfolio, w tym osławionego dzieła z 1989 roku „Droga krzyżowa osoby chorej na AIDS”. Innym jego dziełem z tamtej dekady było „Ukrzyżowanie AIDS” z 1986 roku. Na tym obrazie Chrystus jest przedstawiony w majtkach, a na krzyżu widnieje napis: „AIDS, homoseksualista, pedał, zboczeniec, sodomita”.

Również w 1989 roku McNichols napisał rozdział do książki o homoseksualności w kapłaństwie i życiu zakonnym, która została opracowana przez siostrę Jeannine Gramick. Działalność współzałożycielki organizacji LGBT New Ways Ministry została oficjalnie potępiona przez papieża Jana Pawła II i kardynała Josepha Ratzingera w 1999 roku. Zakonnica zignorowała zakaz, prowadząc swoją wywrotową działalność.

Choć watykańskie obostrzenia nigdy nie zostały formalnie odwołane, dysydencka siostra otrzymała niedawno wsparcie od samego papieża Franciszka.

Źródło: lifesitenews.com
PR

Papież spotkał się z aktywistką LGBT z Ugandy. Zachęcał do walki z antysodomskim ustawodawstwem

 

Papież spotkał się z aktywistką LGBT z Ugandy. Zachęcał do walki z antysodomskim ustawodawstwem

Papież Franciszek spotkał się z Clare Byarugabą, aktywistką LGBT z Ugandy. Ojciec Święty przyjął ją na prywatnej audiencji. Miał zachęcać do walki z ustawodawstwem antysodomskim.

W maju 2023 roku władze Ugandy wprowadziły prawo penalizujące zachowania homoseksualne. Papież Franciszek kilkukrotnie krytykował to prawo, przekonując, że homoseksualizm nie jest przestępstwem i nie powinien być karany. Negatywnie oceniał też tych biskupów Ugandy i innych krajów afrykańskich, którzy poparli ustawodawstwo.

Teraz Ojciec Święty spotkał się z prominentną aktywistką LGBT z Ugandy, Clare Byarugabą. Kobieta podała, że podczas rozmowy papież powiedział, iż «dyskryminacja jest grzechem, a przemoc wobec społeczności LGBTIQ jest nieakceptowalna».


W mediach społecznościowych zaprezentowano krótki film pokazujący chwilę, w której papież wita się z Byarugabą. Franciszek sprawiał wrażenie autentycznie uradowanego: ściskając dłoń kobiety na twarzy miał szeroki, promienny uśmiech; ucałował ją w oba policzki.

W spotkaniu uczestniczył również aktywistka LGBT z Ghany, Ebenezer Peegah. Jego organizacja, Rightify Ghana, podała w social mediach, że papież zachęcił aktywistów LGBT do «walki o ich prawa», co w kontekście afrykańskim oznacza nie tyle «prawo» do małżeństwa czy adopcji dzieci, co raczej «prawo» do praktykowania aktywności homoseksualnej bez ryzyka ponoszenia kary.

Źródła: lifesitenews.com, pch24.pl

Pach

Abp Paglia: Uważaliśmy Bergoglia za nadzieję dla Kościoła na długo zanim został papieżem

 

Abp Paglia: Uważaliśmy Bergoglia za nadzieję dla Kościoła na długo zanim został papieżem

(Abp Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej Akademii Życia)

Przewodniczący Papieskiej Akademii Życia wyznał, że uważał Jorge Mario Bergoglio za nadzieję dla Kościoła na długo, zanim ten został papieżem. Ostatnio podarował Franciszkowi książkę o umieraniu i eutanazji. 

Abp Vincenzo Paglia wyznał, że zna Jorge Mario Bergoglia od bardzo dawna. – Początki sięgają czasów na długo przed tym, jak został papieżem. Spotkaliśmy się w Walencji. Później dowiedziałem się o nim ze spotkań ze Wspólnotą Sant’Egidio w Buenos Aires. Bywał tam często również ks. Matteo Zuppi. Już wtedy widzieliśmy w nim wyraz nowej wizji Kościoła – ubogiego Kościoła dla ubogich – powiedział arcybiskup.

Przekonywał też, że zmian, które wprowadza papież Franciszek, nie da się już odwrócić – a przynajmniej on sobie tego nie potrafi wyobrazić. „Jest opór i próby zmiany kursu. Nie sądzę jednak, żeby to było możliwe” – podkreślił.


Mówił też o eutanazji. Jak przyznał, sam chciałby umrzeć „w swoim domu, w otoczeniu najbliższych”. Dodał jednak, że „za mało myślimy o tym, jak wydłużanie życia i zaawansowane technologie wydłużają również choroby i cierpienie”. Pytany o eutanazję stwierdził: „Cierpienie ludzi nie powinno być obejmowane zimnymi mechanizmami prawa. Śmierć wykonuje brudną robotę; żaden człowiek nie powinien tego robić za nią. Należy jednak śmierć zhumanizować, a raczej re-humanizować” – stwierdził.

Na początku sierpnia abp Vincenzo Paglia przekazał papieżowi „Mały leksykon o końcu życia”, gdzie na kilkudziesięciu stronach Papieska Akademia Życia omawia kwestie związane z umieraniem, tzw. wspomaganym samobójstwem, eutanazją, podtrzymywaniem życia etc. Akademia nie odrzuca nauczania Kościoła katolickiego, ale język, którym się posługuje, jest często dwuznaczny – tak, jak wypowiedzi samego Paglii, który pytany przez dziennikarzy o eutanazję nie chce jasno się wypowiedzieć.

Abp Vincenzo Paglia przed pontyfikatem Franciszka był biskupem w Terni-Narni-Amelia. W katedrze pozostawił po sobie wielki fresk, którzy przedstawia Pana Jezusa niosącego w sieciach do nieba grzeszników. Jeden z nich ma twarz Vincenzo Paglii. Postacie są ewidentnie przedstawione jako homoseksualiści. Sam abp Paglia jest na fresku widoczny jako postać niemal naga, która obejmuje mężczyznę z odkrytymi pośladkami. Co ciekawe, obu mężczyzn otaczają liczne kobiety; ale Paglia ani obejmowany mężczyzna nie zwracają na nie uwagi – patrzą tylko na siebie.

Abp Paglia odpowiada za wiele publikacji Papieskiej Akademii Życia, między innymi takich, które promują stosowanie sztucznej antykoncepcji czy relatywizują in vitro. Publikacje nie mają waloru nauczycielskiego, ale kształtują myślenie i kierunki pracy wielu teologów.

Źródła: corriere.it, pch24.pl

Pach

środa, 28 sierpnia 2024

Bp Joseph Strickland: Musimy otworzyć oczy! Apostazja w Kościele idzie od góry

 Bp Joseph Strickland: Musimy otworzyć oczy! Apostazja w Kościele idzie od góry

„Nasz państwowy system polityczny, Watykan i nazbyt wiele wpływowych organizacji na świecie angażują się w program, który jest bliski XXI-wiecznej zdradzie Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła” – pisze biskup Joseph Strickland w liście, w którym zachęca do otwarcia oczu, „nim będzie za późno”, by „zobaczyć zepsucie i potężne siły zła, które powoli, ale bez wątpienia spychają nas ku druzgocącej katastrofie”.

Zaznaczając, że nie ma „pragnienia być czarnowidzem” (dosł. „prorokiem zagłady”), amerykański biskup uważa, że ta współczesna zdrada przypomina zdradę Judasza Iskarioty – wyłania się zarówno z wnętrza samego Kościoła, jak i państwa. Stąd zachęca wiernych, by uświadomili sobie tę rzeczywistość, „aby pozostać w Chrystusie, który jest wcieloną Prawdą i przyjąć zbawienie, które On dla nas zyskał na krzyżu”.

Bp Strickland podkreśla, że naszym zadaniem jest doprowadzenie do Chrystusa „tak wielu dusz, jak to możliwe”, gdyż to w Nim odnajdą „pełnię prawdy”, której strzeże Kościół katolicki. Dodaje, że nie da się zbyć tej zdrady Chrystusa wyjaśnieniami i że za tymi „wszystkimi niejednorodnymi siłami”, które do niej prowadzą, kryje się „ręka szatana, księcia ciemności”.

Nawiązując do niedawnej śmierci s. Agnes Sasagawy, wizjonerki, która przekazała przesłania Matki Bożej z Akity w Japonii w 1973 r., bp Strickland stwierdza, że nie potrzeba „jakiegoś specjalnego objawienia (...), by zrozumieć treść tych przesłań. Jeśli po prostu spojrzymy na przesłania z Akity oczami wiary, musimy dojść do wniosku, że to, co widzimy w dzisiejszym świecie odpowiada temu, co zostało w nich przepowiedziane”. A są to „złowieszcze ostrzeżenia przed tym, co rozwija się przed naszymi oczami”.

Nie tylko widzimy kardynała [występującego] przeciw kardynałowi i biskupa przeciwko biskupowi – pisze dalej bp Strickland – ale widzimy biskupów [występujących] przeciwko księżom i papieża przeciwko kardynałom. Widzimy bluźnierstwa przeciwko naszemu Panu i Matce Przenajświętszej oraz ataki na doktrynę wychodzące z urzędów watykańskich, gdy papież zachowuje albo milczenie, albo brak działania, dając milczące przyzwolenie”

 

Były biskup diecezji Tyler w Teksasie stwierdza, że przesłanie z Akity przypomina nam także o objawieniach Matki Bożej z Fatimy w 1917 r. i jej ostrzeżeniach przed szerzeniem się na całym świecie błędów Rosji, jeśli ten kraj nie zostanie poświęcony Jej Najświętszemu Sercu. Zdaniem bp. Stricklanda „nigdy tego nie zrobiono w całkowitej zgodzie z instrukcjami Matki Bożej”. Także III tajemnica nie została ujawniona w 1960 r. zgodnie z Jej poleceniem i stąd „istnieje dużo powodów, by wątpić w to, że trzecia tajemnica w ogóle została w pełni opublikowana”.

Bp Strickland przypomina znamienne słowa „przyszłego papieża Piusa XII, 31 lat przed początkiem Soboru Watykańskiego II”, w których mówił on przekazanych przez małą Łucję ostrzeżeniach Matki Bożej z Fatimy. Szczególnie podkreślił ostrzeżenie przed grożącym Kościołowi „samobójstwem zmiany wiary w jego liturgii, jego teologii i jego duszy”. A także zwrócił uwagę na „innowatorów”, chcących wprowadzić różne modyfikacje, a także sprawić, by Kościół czuł „wyrzuty sumienia z powodu swej historycznej przeszłości”. „Będzie on [Kościół] kuszony, by wierzyć, że człowiek stał się Bogiem. W naszych kościołach chrześcijanie na próżno będą szukać czerwonej lampki, gdzie czeka na nich Bóg”. Tak jak Maria Magdalena u pustego grobu.

Bp Strickland uważa, że są to „prorockie słowa” i że nie bez przyczyny Matka Boża chciała ujawnienia III tajemnicy w 1960, gdyż „od Soboru Watykańskiego II widzimy próby aktualizacji wiary poprzez odsuwanie Kościoła od depozytu wiary, który nie może być zmieniony lub poprawiony”. Zdaniem biskupa nie jest zatem dziwne, że III tajemnica „była ukryta przez tych, którzy mieli zamiar zmienić to, czego nie można zmieniać”.

Amerykański hierarcha zwraca uwagę na to, że ujawniona w 2000 r. III tajemnica nie zawierała tego, o czym mówił wcześniej o jej treści kard. Joseph Ratzinger, kard. Mario Luigi Ciappi i o. Pio. Według kard. Ratzingera miała ona dotyczyć „niebezpieczeństw zagrażających wierze”. Z kolei kard. Ciappi twierdził, że według przesłania z Fatimy „apostazja miała się zacząć od góry”. A o. Pio mówił o „fałszywym kościele” i „wielkiej apostazji”.

Rozwijając temat apostazji od góry bp Strickland przypomniał słowa papieża Franciszka z 2019 r., który pytany o to, „dlaczego Bóg dopuszcza tak wiele religii na świecie, opowiedział, że: (...) istnieje wiele religii. Niektóre zrodziły się z kultury, ale zawsze kierują się one ku niebu, kierują się ku Bogu. Powiedział, że to, czego Bóg chce, to braterstwo wśród nas i powiedział: nie wolno nam się bać różnic. Bóg to dopuszcza”.

Bp Strickland zauważa, że gdyby domyśleć do końca słowa papieża Franciszka, to można by wyciągnąć wniosek, że najważniejsze jest „braterstwo wśród nas”, natomiast „Kościół katolicki nie jest już jedyną prawdziwą religią i że nie jest tak naprawdę arką naszego zbawienia. Jednakże wiemy, że to nie jest prawdą. Zatem muszą nas niepokoić odnotowane słowa Panny Najświętszej o apostazji, która miałaby się zacząć od góry”.

Podsumowując, bp Strickland wyznaje, że nie chodzi mu o to, by zachwiać naszą wiarą, ale byśmy przebudzili się i uświadomili „potrzebę skruchy, wyznania naszych grzechów i całkowitego przywarcia do dwóch filarów wiary”, które w swoim śnie ujrzał Jan Bosko, czyli do eucharystycznego Chrystusa i Matki Bożej. Jego zdaniem nie wolno nam nie tylko opuszczać Kościoła – Oblubienicy Chrystusa, ale też milczeć, gdy zamienia się go w „karykaturę”. Nawet jeśli nie możemy zapobiec katastrofie, to możemy być zawsze na nią przygotowani, pozostając w stanie łaski uświęcającej.

jjf/LifeSiteNews.com

mp/Fronda.pl