Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je."
Mt10:34-39 "Nie
sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem
przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem,
córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego
domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie
godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie
godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie
godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z
mego powodu, znajdzie je."
W dłoniach garncarza
EWANGELIA– komentarze Przypowieść o sieci Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza 13, 47-53 Jezus powiedział do tłumów: «Podobne
jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej
ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i
usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy
końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i
wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Zrozumieliście to wszystko?» Odpowiedzieli Mu: «Tak». A
On rzekł do nich: «Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się
uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze
swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare». Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd.
Oto słowo Pańskie. .:ILG:. - 1 sierpnia 2024: CZYTANIA LITURGICZNE ********†***** Bóg przedstawia siebie jako naszego garncarza, tzn. dosłownie z jęz. hebr. formującego, kształtującego nas
Pan posyła proroka Jeremiasza do domu garncarza z zapowiedzią, że dopiero tam usłyszy Jego słowa. Dlaczego?
«Słowo,
które Pan oznajmił Jeremiaszowi: „Wstań i zejdź do domu garncarza; tam
usłyszysz moje słowa”. Zstąpiłem więc do domu garncarza, on zaś pracował
właśnie przy kole. Jeżeli naczynie, które wyrabiał, uległo
zniekształceniu, jak to się zdarza z gliną w ręku garncarza, wyrabiał z
niego inne naczynie, jak tylko podobało się garncarzowi. Wtedy Pan
skierował do mnie następujące słowo: „Czy nie mogę postąpić z wami, domu
Izraela, jak ten garncarz? - wyrocznia Pana. Oto bowiem jak glina w
ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku”.» (Jr
18,1-6).
Pan posyła proroka Jeremiasza do domu garncarza z
zapowiedzią, że dopiero tam usłyszy Jego słowa. Dlaczego? Albowiem te
słowa będą w pełni zrozumiałe dopiero z tym obrazem, który zobaczą jego
oczy. Podobnie i my, słyszący dziś słowa Boga skierowane do Jeremiasza,
możemy zrozumieć ich sens jedynie wtedy, gdy razem z prorokiem zejdziemy
naszą wyobraźnią do garncarskiego warsztatu.
Co widzi prorok po
wejściu do domu garncarza? Mężczyznę pracującego akurat przy garncarskim
kole i wyrabiającego z gliny przeróżne naczynia. Garncarskie koło
składało się z dwóch tarcz zamocowanych na pionowej osi. Górną tarczę –
na której umieszczona była porcja gliny – wprawiało się w ruch,
popychając nogami dolną tarczę. Garncarz na obracającej sie tarczy
formował swoimi dłońmi naczynie. Ponieważ wprawionemu rzemieślnikowi na
wyrobienie jednego naczynia wystarczyło zaledwie kilka lub kilkanaście
minut, Jeremiasz patrzył jak powstawało kolejne i kolejne. Obserwowanie
jak dłonie garncarza modelują glinę, nadając piękną formę bezkształtnej
masie, musiało być niezwykle pasjonujące i oczarowujące. Wyobraźmy sobie
jak garncarz – wprawiając nogami koło w ruch i zręcznie używając swoich
rąk – podnosi glinę do góry, czyniąc z niej najpierw jedynie okrągłą
kulę. Następnie robi swoją dłonią w środku tej pięknej kuli przestrzeń,
pewne puste miejsce, nadając owej glinie zharmonizowany, zamierzony
wygląd. Dodatkowo – aby konsystencja gliny była plastyczna i łatwa do
formowania – nieustannie polewa ją wodą. Kształt gliny dzięki formowaniu
i obrotom koła zmienia się niezwykle szybko. Jednakże – obserwując
razem z Jeremiaszem pracę garncarza – dostrzegamy, iż niekiedy wyrabiane
naczynie ulega zniekształceniu. Glina może bowiem w każdej chwili
chwycić zły obrót i wtenczas pierwotna forma albo się zbytnio poszerzy
albo zmniejszy. Co wówczas? Pozostają wtedy dwa rozwiązania. Otóż można
na nowo zgnieść glinę sprowadzając ją do pierwotnej bezkształtnej masy i
jeszcze raz próbować kształtować przewidziane naczynie albo wykorzystać
zniekształcenie i wkomponować je w utworzenie nowego naczynia, trochę –
albo też całkiem – innego od tego pierwotnie zamierzonego.
Co w
przypadku zniekształcenia czyni garncarz, na którego patrzymy razem z
prorokiem? On widząc zniekształcenie nie przerywa swojej pracy, tzn. ani
na moment nie wypuszcza gliny ze swoich rąk. Nie okazuje ani złości,
ani zniecierpliwienia, ani nawet nie jest zawiedziony faktem
zniekształcenia i tym, że jego zamysł nie zostanie już zrealizowany. On
nie trwa uparcie przy swoim pomyśle i nie sprowadza gliny ponownie do
bezkształtnej masy, aby jeszcze raz próbować nadać jej zamierzony przez
siebie kształt. Ten garncarz po prostu wyrabia inne naczynie, tak jak mu
się podoba, tzn. zachowuje się tak, jakby od razu w chwili
zniekształcenia znalazł dla owej gliny nowy projekt. Gdy razem z
Jeremiaszem patrzymy na niego, to można odnieść wrażenie, że już sama
praca z gliną i kształtowanie jej sprawia mu radość tak wielką, iż nie
jest dla niego tak ważne, jakie naczynie powstanie w efekcie końcowym, a
pojawiające się czasem zniekształcenia, nie stanowią dla niego żadnej
przeszkody w pracy.
I oto Bóg każdemu z nas – patrzącemu oczami
wyobraźni na tę pracę garncarza – mówi to, co Jeremiaszowi: «Oto bowiem
jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, w moim ręku» (Jr 18,6). Co
tym obrazem i słowem Bóg objawia nam o sobie i o nas?
Bóg
przedstawia siebie jako naszego garncarza, tzn. dosłownie z jęz. hebr.
formującego, kształtującego nas. (W jęz. hebr. słowo garncarz – «jocer»
jest dokładnie imiesłowem od czasownika «jacar» – formować,
kształtować.) Bóg jest tym, który nas kształtuje, jak garncarz glinę:
«Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię» (Jr 1,5) – mówi Pan
powołując Jeremiasza. Ale jednocześnie jest naszym Ojcem: «A jednak,
Panie, Tyś naszym Ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. Dziełem rąk
Twoich jesteśmy my wszyscy» (Iz 64,7). Wydarzenia naszego życia są
niczym obroty koła garncarskiego i nigdy nie są przypadkowe, ponieważ
sam Bóg – jak ów garncarz – prowadzi je i czuwa nad nimi. Bóg nie jest –
jak to uznają deiści – wielkim Zegarmistrzem, który stworzył świat a
potem pozostawił go samego w swoim biegu. Bóg jest jedynym Panem
historii i czasu. On swoją Opatrznością kieruje kolejami świata, a w
nich kolejami naszego małego życia. Ponadto, w tym nieustannym ruchu
jakim jest nasze życie, On nieprzerwanie trzyma nas w swoich dłoniach –
jak ów garncarz glinę – i tworzy nas, przetwarza nas na swoje
podobieństwo, według obrazu swojego umiłowanego Syna (por. Rz 8,29).
Przecież glina bez tych rąk garncarza – mimo obrotów koła – nadal
pozostawałaby bezkształtną gliną. Dopiero połączenie pracy kół (obroty)
oraz pracy rąk – czyli upływający czas z przeżywanymi w nim wydarzeniami
oraz kształtowanie nas osobiście przez Boga – przynosi «owoc», czyli
gotowe naczynie. Tak jak glina na kole garncarskim potrzebuje
nieustannie od garncarza wody, która nada jej plastyczność, tak my
potrzebujemy żywej wody Ducha Świętego (por. J 7,37-39), aby pozostać
uległymi wobec kształtujących nas ojcowskich dłoni. Dlatego też nasz
Ojciec nieustannie daje nam – swoim dzieciom – Ducha Świętego, jako
najcenniejszy dar ze wszystkich możliwych darów (por. Łk 11,13).
Podobnie
jak w zależności od składników są różne rodzaje gliny odróżniające się
od siebie barwą, tak samo każdy z nas ma swój własny i niepowtarzalny
«kolor i skład». Nasz temperament, wrażliwość, nasze dary i ograniczenia
wpływają na jakość owej «gliny», którą jesteśmy, na jej wyjątkową barwę
i konsystencję. To wszystko bez wyjątku – kiedy zostaje przeniknięte
Duchem Świętym niczym życiodajną wodą – staje się wspaniałą bazą do
stworzenia wyjątkowego «naczynia». Niezwykłe jest to, że w tym rzemiośle
jakim jest garncarstwo – a które Bóg wybrał na zobrazowanie siebie i
nas – nie da się robić jednocześnie kilku naczyń, ale zawsze tylko
jedno. Nie ma tam mowy o jakiejkolwiek masowej produkcji naczyń, jak to
się dzieje w fabrykach. To przepiękny obraz tego, jak Bóg każdemu z nas
daje całą swoją uwagę, całą swoją troskę i całą swoją miłość, wyrabiając
cierpliwie z gliny naszego człowieczeństwa nowe naczynie – nowego
człowieka (por. 2Kor 5,17; Kol 1,12-17). Co więcej dłonie garncarza
aktywnie uczestniczące w powstawaniu naczynia ukazują, że Bóg nie jest
jedynie tym, który znajduje się zawsze blisko nas, ale obrazują nam jak
bardzo osobiście Bóg angażuje się w nasze życie, w jego kształt.
Jednakże
to, co wydaje się najcenniejszą ze wszystkich uzdrawiających prawd
wypływających z tego obrazu i słowa, to niesamowity pokój garncarza
wobec powstających zniekształceń.
Czasami każdemu z nas trudno
zaakceptować niektóre swoje wybory. Zastanawiamy się godzinami czy były
zgodne z Jego pierwotnym projektem wobec naszego życia. Niekiedy musimy
podjąć życiową decyzję i wciąż nie mamy tej stuprocentowej pewności, że
to ta właściwa. Rozważamy, co będzie, jeśli wybierzemy drogę, o której
Bóg dla nas wcale nie marzył… itd. Co natomiast przekazuje nam Bóg tym
opisem z Jr 18,1-6? Że nawet wtedy, gdy źle wybieramy, On nas nie
wypuszcza ze swoich rąk, ale modeluje dalej. On wciąż potrafi stworzyć z
nas piękne naczynie. Bóg uczy nas w ten sposób akceptacji wszystkich
naszych wyborów: nie tylko tych dobrych, ale także tych błędnych. Pomaga
nam jednocześnie z ufnością ryzykować i dodaje odwagi w podejmowaniu
nowych decyzji. Tym obrazem z domu garncarza Bóg usuwa z nas raz na
zawsze ten paraliżujący lęk przed pomyłką, lęk przed utratą, który
prowadzi do zakopywania swoich talentów (por. Mt 25,25). On tym
zapewnieniem trzymania nas w swoich dłoniach chce nam dać nieusuwalne
poczucie bezpieczeństwa i pomóc przechodzić nad każdym pojawiającym się
lękiem. Albowiem dłonie Ojca nigdy nas nie wypuszczą i co więcej – jak
nas zapewnia sam Jezus – nie istnieje nikt, kto byłby w stanie nas
wyrwać z tych rąk (por. J 10,28-30).
Uzdrawia nas prawda o Bogu,
którego nie rozczarowują nasze błędy ani też Mu nie przeszkadzają (co
oczywiście nie oznacza, że nie mamy – wsłuchując się w Jego głos –
starać się ich unikać). Nasze błędy mogą rodzić uczucie rozczarowania
jedynie w nas, ale nigdy nie zrodzą go w Bogu (zob. Łk 15,20-24).
Czasami tyle rzeczy, wydarzeń, wyborów… uważamy za nieodwracalne, w tym
właśnie sensie, że stało się coś, co zniszczyło piękny kształt naszego
życia, a czasu przecież nie da się wrócić. Nosimy w sobie poczucie
straty, żal, bo czujemy się, jakby bezpowrotnie została nam odebrana
szansę na bycie tym, kim mieliśmy być w Bożym zamyśle i już nie można
tego zmienić. Tymczasem Bóg nadal ze spokojem pracuje nad nami,
kształtuje nas i mówi nam: «nie jest tak, ponieważ Ja z tego wszystkiego
mogę nadal stworzyć arcydzieło, mam to w swoich dłoniach i wiem jak z
tego wyprowadzić dobro» (por. Rz 8,28). Ten obraz garncarza pracującego z
pokojem i radością nad gliną daje nam łaskę zaakceptowania całego
swojego życia, takim jakim ono było w przeszłości i jakie jest dziś, z
wszystkimi sukcesami i zarazem błędami, bez żadnych wyjątków. Albowiem
nic z tego, co było, nie wymknęło się z Bożych dłoni i Jego wszechmogąca
miłość potrafi wszystko wykorzystać do tego, abyśmy stali się jeszcze
bardziej podobnymi do Jego Syna. «Doświadczyłam, że miłość — o, jakaż w
niej moc — potrafi skorzystać i z dobra we mnie, i ze zła» (św. Tereska
od Dzieciątka Jezus).
Jednocześnie wpatrywanie się w ten obraz z
domu garncarza uzdrawia nas z niezdrowego poczucia winy – albo też
szukania winnych wokół nas – za te wszystkie zniekształcenia obecne w
historii naszego życia. Bóg otwiera nasze oczy, abyśmy w końcu
dostrzegli jak genialnie potrafi w naszym życiu wykorzystać to wszystko,
co my nazywamy zniekształceniem. Bóg chce nam ukazać jak konkretnie w
naszej historii z błędów, grzechów, ran, pomyłek… wyprowadził dobro.
Chce nas nauczyć swojego patrzenia na nas samych i na całe nasze życie.
Czyni to, abyśmy potrafili przyjąć wszystko, co przeżyliśmy. To my
czujemy się zawiedzeni, gdy nam nie wyjdzie zamierzony projekt. To my –
nawet mając przed sobą gotowe inne naczynie – jesteśmy bardziej skłonni
myśleć o tym, które miało powstać a którego nie ma, niż o tym, które
widzimy. Potrafimy niekiedy całe lata żyć nieudanym projektem, sami
pozbawiając się radości z tego, co jest. Tymczasem Bóg nie przestaje
radować się nami i naszym życiem, ponieważ umie każde zniekształcenie
wkomponować w nowy projekt i często czyni to tak fantastycznie, że staje
się ono niepowtarzalną ozdobą nowego naczynia. On nie czuje się w ogóle
zawiedziony nieudanym projektem, nie przechowuje w swojej pamięci
obrazu tego, co miało powstać ani też tym samym nie nosi w swoim sercu
żalu, że już tego nie będzie. Dlaczego? W jaki sposób Jemu się to udaje,
podczas gdy nam nie?
Popatrzmy jeszcze raz uważnie oczami naszej
wyobraźni na owego garncarza. Jest szczęśliwy kształtując glinę,
trzymając ją w swoich dłoniach, jest cały skupiony na glinie, niemalże
zakochany w glinie, choć jest jeszcze bezkształtną masą. Oto tajemnica
serca Boga ukryta pod tym obrazem. On zabrał nas do warsztatu garncarza
właśnie po to, aby nam ją objawić. Otóż Bóg miłuje już samą «glinę» –
czyli nasze człowieczeństwo – a nie kształt, który dla niej wymyślił. On
niczym garncarz wymyśla dla niej kształt, ponieważ miłuje i stąd może
wciąż wymyślać nowy i nowy bez żalu z niezrealizowania poprzedniego. My
natomiast miłujemy nasze role i przyjęte zadania bardziej niż siebie i
swoje życie. Kochamy siebie (jeśli kochamy) za to, co potrafimy, a nie
za to, kim jesteśmy. Bóg tymczasem kocha nas – tę ubogą glinę naszego
człowieczeństwa z całym jej składem i barwą – a nie to, co uczynimy z
naszym życiem albo też w naszym życiu. Zewnętrzny kształt, jaki
przybierze nasze życie, jest dla Boga sprawą drugorzędną wobec bliskości
z nami, podobnie jak dla owego garncarza nie było najważniejsze czy z
glinowej masy powstanie takie czy inne naczynie. Boga cieszy kontakt z
nami, a ten jest możliwy zawsze i wszędzie, na każdej drodze życia. Jego
radością jest trzymać nas w swoich dłoniach, kształtować. Dla Niego
liczy się przede wszystkim nasza bliskość, a nie nasz zewnętrzny kształt
(por. Łk 15,31). Dlatego On – niczym garncarz glinie – daje nam
nieskończoną ilość szans, naprawdę nieskończoną... To my sobie czasem
nie dajemy już szansy, ale Bóg nam ją daje zawsze i nigdy nas nie
wypuszcza ze swoich rąk (por. Iz 49,15-16). To, co w naszych oczach
często jest tragedią, zniekształceniem, a nawet całkowitą przegraną, dla
Boga jest po prostu kolejną sposobnością, szansą tworzenia nas od nowa,
okazją do wymyślenia dla nas nowego projektu.
Jezus także użył
pewnego obrazu do ukazania tej prawdy o Bogu. Przypomnijmy sobie
przypowieść o siewcy (zob. Mt 13,3-9). Możliwe, że pierwszym naszym
skojarzeniem z tą przypowieścią będzie wewnętrzne pytanie o to, jaką
jestem glebą i jak przyjmuję Boże słowo. Tymczasem obraz ten jest
znacznie głębszy. Siewca obsiewa każdą glebę i nie chodzi tu o jego
rozrzutność czy nieuważność. On doskonale wie, co robi i wie, gdzie
sieje ziarno. Widzi ciernie, dostrzega twardą skałę i zauważa drogę.
Dlaczego zatem nie rzuca ziaren jedynie do urodzajnej ziemi? Bo każda
ziemia jest jego własnością tak, jak życie każdego z nas należy do Boga
niezależnie od tego, jakie jest (por. 1Kor 3,22-23). Bóg – choć pragnie
owocu – miłuje glebę niezależnie od plonów, jakie z niej zbiera. Miłuje,
bo to Jego ziemia i choć nienawidzi cierni duszących ofiarowane nam
życie, to nie przestaje nas kochać nawet wtedy, gdy zamiast Jego życia
pielęgnujemy i troszczymy się o ciernie. Bóg miłuje nas nawet jeśli
nasze życie całe zostanie zarośnięte chwastami i cierniami. Miłuje nas,
nawet jeśli nasze serce staną się twarde i zamknięte jak skała. Miłuje
nas nawet jeśli będziemy niczym droga otwarta na działanie złego...
Interesujące jest jednocześnie, że Jego Duch jest przedstawiany w Biblii
pod postacią ognia, wody i wiatru. Przykładając te obrazy do tej
przypowieści i owych trzech nieurodzajnych rodzajów ziemi, dostrzegamy,
że to właśnie ogień Ducha może spalić ciernie grzechów i wypalić życiowe
chwasty z korzeniami; że woda Ducha może wyżłobić i rozpuścić nawet
najtwardszą skałę; że wiatr Ducha może swoją siłą wygnać złego z naszego
serca, czyli że Bóg swoją mocą działającą w nas – Duchem Świętym – może
uczynić nieskończenie więcej niż prosimy czy rozumiemy (por. Ef 3,20).
Ten Duch jest owym skarbem, który Bóg wkłada do kruchego naczynia
naszego człowieczeństwa (por. 1Kor 4,7). W ten sposób zwyczajne naczynie
staje się przepiękną świątynią Ducha Świętego (por. 1Kor 3,16), który
rozlewa w nim Bożą miłość (por. Rz 5,5).
Zdolność miłowania jest
owocem Ducha (por. Ga 5,22) i jak pisał sługa Boży kard. S. Wyszyński:
«Gdy znajdę w sobie choć jeden akt miłości, już nie jestem nędzą. Choćby
całe życie moje było jednym grzechem, ten jeden akt miłości oddaje mnie
Bogu. Nie, nie jestem nędzą... jestem wielkością, bo miłuję. A miłość
nie umiera. W rupieciarni mego życia znalazłem coś Bożego... To sam Bóg
zagubił tę „przecenną perłę";. A chociaż leży ona w roli, w ziemi, w
błocie, warto posiąść to błoto, by wraz z nim stać się panem perły. Ileż
pereł leży w błocie! Jak wielką cenę ma błoto przez to właśnie, że
odkryto w nim jedną, jedyną perłę. Wszak ludzie sprzedają wszystko, co
mają, aby nabyć to błoto wraz z perłą. Jestem tylko błotem! Ale w tym
błocie Bóg zgubił perłę miłości... Nie mówcie mi już nigdy, że jestem
nędzą. Nie mówcie tego nikomu, kto jeszcze umie miłować.» («Zapiski
więzienne»)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz