Wielkiej Polski moc to my! Czyli kto? To rodzina daje początek społeczeństwu
Tegoroczne hasło Marszu Niepodległości to dumna fraza zaczerpnięta z „Hymnu Młodych” Jana Kasprowicza. „Wielkiej Polski Moc to my”, brzmi zawołanie, pod jakim przejdzie przez Warszawę 14 już w historii patriotyczne zgromadzenie. Ale kim są Ci „my”, którzy dają państwu siłę i budują naród? W największym stopniu wielkość wspólnoty wykuwa się gdzie indziej niż na manifestacjach, w polityce krajowej czy zagranicznej. Jej podwaliny kładzie się znacznie, znacznie wcześniej…
W domu rodzinnym
Zygmunt Balicki, jeden z twórców polskiego obozu narodowego, w głośnej pracy „Zasady Wychowania Narodowego” podkreślał znaczenie przekazu wiary dla kondycji młodych pokoleń. Jego uwagi to zdecydowanie więcej niż zwykłe docenienie religijnego aspektu kształtowania młodzieży.
„Religia daje duszy ludzkiej, a tym bardziej duszy młodzieńczej, jedność i harmonię wewnętrzną, odkrywa nadto przed nią wyżyny życia duchowego i chroni ją od tego rozkładowego poczucia, że wszystko jest względne, wszystko znikome, wszystko przemijające i skończone. Perspektywa nieskończoności nie tylko nie umniejsza doniosłości najdrobniejszych rzeczy i czynów, ale nadaje im wagę czynników wiecznych, rodzi wiarę w to, iż żadne drgnienie duszy ludzkiej nie przemija we wszechświecie bez śladu, A na takich tylko podstawach może okrzepnąć i stężeć charakter człowieka”, zwracał uwagę sam odległy od Kościoła działacz.
„Wśród zadań poszczególnych, składających się na olbrzymią i rozległą dziedzinę wychowania człowieka, na pierwszym miejscu stoi jego wychowanie religijne, wpływa ono bowiem silnie wielu swymi stronami na wychowanie narodowe i obywatelskie”, dodawał Balicki.
Nie innego zdania był najsłynniejszy z polskich „narodowców” i wybitny mąż stanu – Roman Dmowski. Jak wskazywał „Wiek XIZ ogłosił zasadę, że religia jest prywatną sprawą jednostki. Niezawodnie, religia ze stanowiska chrześcijańskiego jest przede wszystkim sprawą jednostki. Ze względów wszakże, któreśmy wyjaśnili wyżej, religia jest także sprawą rodziny i sprawą narodu. Nie jest zatem wyłącznie sprawą jednostki”. To dlatego, że wychowanie religijne jest kluczowym czynnikiem rozwoju moralnego. Charaktery kształtowane w nihilizmie i bez Boga cechują ludzi przypominających „żywe trupy”, w zupełnej moralnej anarchii, stwierdzał Dmowski na kartach „Kościoła, Narodu i Państwa”.
„Polityka jest rzeczą ziemską i punkt widzenia polityczny jest ziemski, doczesny. Ale i z tego punktu widzenia religia w życiu narodów jest najwyższym dobrem, które dla żadnego celu nie może być poświęcane”, dodawał wybitny mąż stanu. To ona bowiem decyduje o postawach, priorytetach, wyborach, zdolności poświęcenia.
Refleksja o znaczeniu wychowania religijnego powinna przykuć naszą uwagę w kontekście kolejnego już Marszu Niepodległości. W tym roku nacjonalistyczna impreza odbędzie się pod hasłem „Wielkiej Polski Moc to my”. Pytanie, kto konkretnie może widzieć się w tej roli samo wyrywa się z ust…
Aby odnaleźć bohatera tego hasła warto do refleksji Dmowskiego i Balickiego dodać namysł nad myślą ks. Henriego Delassusa. W książce „Duch Rodzinny w Domu, Społeczeństwie i Państwie” duchowny wskazywał, że obdarzona wychowawczą rolą rodzina jest podstawowym budulcem wszystkich większych wspólnot. Dom to zaczyn społeczności lokalnych, a z nich bierze się naród – rodzina rodzin, sądził kapłan. Z tego powodu jego zdaniem to rodzinę – a nie jednostkę – należy uważać za narodowy „atom”.
„Bóg stworzył w ten sposób rodzinę. Uczynił z niej komórkę
społeczną i ustanowił ją na zupełnie innych zasadach niż zasady
równości społecznej: kobietę podporządkował mężczyźnie, a dzieci
rodzicom. Odnajdujemy bowiem w samym pochodzeniu rodzaju ludzkiego trzy
wielkie prawa społeczne: autorytet, hierarchię i jedność. Autorytet,
który należy do dawców życia. Hierarchię, która przyznaje mężczyźnie
pozycję dominującą w rodzinie i sprawia, iż rodzice stają się
przełożonymi dzieci. Jedność, którą muszą utrwalać między sobą ci, w
których płynie ta sama krew.
Państwa powstały z tego pierwotnego
społeczeństwa”, pisał ks. Henri Delassus.„Rodzina – mówi Cyceron – jest
podstawą miasta i w pewien sposób zarodkiem republiki. Rodzina dzieli
się, choć pozostaje zjednoczona, kiedy bracia, ich dzieci i wnuki już
nie mogą pomieścić się w domu ojcowskim, opuszczają go, by założyć nowe
domy oraz wiele innych osad. Wchodzą w związki, z których tworzą się
nowe pokrewieństwa i rodzina rozprzestrzenia się. Powoli domy mnożą się,
wszystko rośnie, wszystko się rozwija i rodzi się republika”,
przytaczał poglądy starożytnego oratora kapłan.
Wizję takiego formowania się narodu odnajdujemy również u kluczowych myślicieli polskiego nacjonalizmu. W „Myślach Nowoczesnego Polaka” Roman Dmowski określał pisał o nim jako sumie więzów wszystkich jego przedstawicieli: żyjących, ale i zmarłych oraz nienarodzonych jeszcze. Wątpliwości co do znaczenia domu nie miał również Roman Rybarski. Wybitny polski narodowiec pisał „Dobrze zorganizowana rodzina jest podstawą narodu. Naród, w którym rodzina jest słaba, będzie słabym narodem”.
Ta garść refleksji sugeruje, że najlepszym kandydatem do roli siły wielkiej polski są… współcześni rodzice . To właśnie ich przykład i przekaz wartości najbardziej wpływają na życie i charakter kolejnych pokoleń. Jednostka nie jest owocem własnej inwencji – ale obserwując codzienne postawy najbliższych oraz słuchając ich nauk buduje wzorce zachowań i tworzenia relacji…
Ta wychowawcza rola rodziców stawia nas w roli kowala narodowej przyszłości. W młodych pokoleniach drzemie potencjał zmiany położenia naszego państwa, a nawet mrocznego oblicza współczesności. Czy dojdzie do głosu zależy od wychowania i życia w domu rodzinnym.
Myśliciele stroniący od Kościoła, jak Zygmunt Balicki czy Dmowski, który dopiero u schyłku życia miał w pełni przyjąć wiarę, sądzą podobnie- to ważna wskazówka. Ich punkt widzenia wynikał wszak przede wszystkim z troski o dobro wspólne. Czasem nawet z przypisywanego szczególnie Balickiemu „egoizmu narodowego”. Skoro z tych pozycji religijne wychowanie uznali za tak kluczowe, to trudno powątpiewać o publicznym znaczeniu tego przedsięwzięcia.
Tym bardziej bolesne i niebezpieczne wydają się zatem niedomagania wychowawcze, widoczne powszechnie i na każdym kroku. Przyczyn i przejawów słabości rodzin jest dziś całe mnóstwo. W obliczu patriotycznej atmosfery Święta Niepodległości szczególnie warto wziąć pod uwagę jeden z nich.
Chodzi o całkiem dobrowolne zrzeczenie się przez rodziców ich wychowawczego zadania. Rezygnacji z władzy rodzicielskiej domaga się liberalny klimat i agitatorzy rewolucji. Te przeciwne władzy rodzicielskiej prądy rozdzierają rodzinę – widząc w niej nie solidarną jedność – ale zbiór konkurujących jednostek. Wskazywanie wartości, przekaz zdrowych poglądów, wyznaczanie zadań i obowiązków – wszystko to ma już rodzicom w XXI wieku nie przystawać. Dzieci mają być tylko utrzymywane i pilnowane. Ich wyznanie, czy życiowe pryncypia mają być za to ich własną sprawą…
W konsekwencji coraz modniejszy model wychowania, to tak naprawdę brak wychowania. Brak dobrze przemyślanego planu i zasad działania, które mają służyć wdrożeniu młodego człowieka w świat ponadczasowych wartości. Dziś mamy pozostawić dzieci samopas, na pastwę środowiska rówieśniczego, czy popularnych wzorców…
Tymczasem wszechobecna dekadencji domaga się wprowadzenia na nowo do wychowania odpowiedzialności. Jeśli w kimś drzemie bowiem potencjał odbudowy polskiej wielkości -to właśnie w rodzinie i jej pedagogicznym zadaniu…
Nie oznacza to przejmowania odpowiedzialności za młodego człowieka, ale uważne wspomaganie go w coraz bardziej samodzielnym wdrażaniu w życie wartości i ideałów poznanych i konsekwentnie stosowanych w domu. Poprzestanie na kontroli i pozbawianie młodych szans na zmierzenie się ze światem może być współcześnie jedną z większych zmór katolickiego wychowania. Powszechnym problemem jest dziś bowiem głośność, z jaką rozbrzmiewa wśród młodych lewicowy klangor. Jeśli głos oporu występuje – to uciszony i zawstydzony.
Rozbudzić go i wzmocnić mogą tylko kolejne pokolenia – wychowane do odpowiedzialności, przez wiernych swojemu zadaniu rodziców. Sedno to umiejętne i przemyślane wsparcie kształcenia w cnotach, jakich potrzebują od nas nasze dzieci… W niedługim czasie to ich wybory, wartości i kompetencja będą decydować o sprawach najwyższej wagi.
To nie słowo przestrogi – a przynajmniej nie przede wszystkim. To przesłanie zachęty. Cała rodzicielska praca i trud poświęcony dzieciom to inwestycja o potencjalnie nieopisanym stopniu zwrotu. Uważne i świadome wychowanie znaczy więcej dla narodu niż polityka, wyniki głosowań, gospodarcza koniunktura. Od niego zależy wszystko – również to, czy będą jeszcze i jak liczne, Marsze Niepodległości. Wielkiej Polski moc to my!
Filip Adamus
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz