poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Pan Jezus do siostry Józefy Menendez (z książki „Wezwanie do Miłości”):

Pan Jezus do siostry Józefy Menendez (z książki „Wezwanie do Miłości”):
„Pójdźmy do Getsemani a dusza twoja niech się na­pełni uczuciami smutku i goryczy, którymi była wypeł­niona dusza moja.
Najpierw nauczałem tłumy, uzdrawiałem chorych, wracałem wzrok ociemniałym, a życie zmarłym: ży­łem 3 lata wśród swoich apostołów, aby ukształtować ich i przekazać im swoją naukę. Potem, umywając im nogi i stając się ich pożywieniem, swoim przykładem nauczyłem ich, jak mają się miłować, wzajemnie się znosić i dawać sobie dowody miłości.
Nadeszła godzina, w której Syn Boży. stawszy się człowiekiem, jako Odkupiciel rodzaju ludzkiego, miał wylać swą krew i oddać swe życie za świat.
Wtedy to zaczęłam od modlitwy, aby się oddać woli mego Ojca.
Dusze moje umiłowane! Uczcie się od swego wzoru, że najkonieczniejszą rzeczą, mimo wszelkich buntów natury, jest poddać się i najwyższym aktem woli wydać się z pokorą na spełnienie woli Bożej, niezależnie od okoliczności. Uczcie się także od Niego, że modlitwa powinna poprzedzać i ożywiać każdą ważniejszą czyn­ność, w niej bowiem dusza czerpie swą siłę w ciężkich chwilach. Tu Bóg się jej udziela, daje jej rady i natchnie­nia, choćby nawet tego nie czuła.
Usunąłem się do ogrodu Getsemani. to znaczy na miejsce samotne. Niech więc dusza szuka Boga zdała od wszystkiego, w głębi siebie samej. Aby Go znaleźć, niech nakaże milczenie wszystkim odruchom natury, które tak często przeciwstawiają się łasce. Niech uciszy rozumowania miłości własnej i wrażliwość, które wciąż usiłują zagłuszyć natchnienia łaski i przeszkadzają jej w spotkaniu z Bogiem…
Wola zaś niech rozpala się pragnieniem, aby więcej i coraz lepiej pracować dla Niego…, dla zbawienia dusz, czy to przez działalność apostolską, czy też przez mil­czenie i modlitwę życia pokornego i ukrytego. Podda­wajcie Mu swoją wolę… Uwielbiajcie wszelkie Jego za­miary, jakie ma w stosunku do was…, a cała wasza istota niech się uniża, jak przystało stworzeniu w obecności Stworzyciela…! W ten sposób ofiarowałem się, aby do­konać dzieła Odkupienia świata. Równocześnie zaś od­czułem ciężar wszystkich katuszy męki: więc oszczer­stwa i obelgi…, chłostę i koronę cierniową…, pragnie­nie…, krzyż… Wszystko to cisnęło się przed moje oczy wraz z mnogością grzechów, zniewag i zbrodni, któ­re miały być popełnione w biegu przyszłych wieków… I nie tylko widziałem je, ale zostałem w nie przeobleczony. Przyodziany bezmiarem tej ohydy musiałem stanąć przed Obliczem Mego Najświętszego Ojca, aby błagać o miłosierdzie. Wtedy poczułem na sobie ciężar gniewu obrażonego Boga. Wówczas Ja, Syn Jego, ofiarowałem się jako zakładnik, aby Go przejednać i ułagodzić Jego sprawiedliwość.
Pod ciężarem tylu zbrodni moją ludzką naturę ogar­nęła taka trwoga i śmiertelne konanie, że całe moje ciało pokryło się krwawym potem. O grzesznicy, którzy Mi sprawiacie takie cierpienia…! czy ta krew przyniesie wam zbawienie i życie…? Czy nie będzie dla was przelana na próżno…? Jak wyrazić moją boleść na myśl, że ten pot, ta trwoga, konanie i ta krew… będą nadaremne dla tylu, tylu dusz…! Zbliż się do Mnie – mówi Jezus do siostry Józefy – a kiedy ujrzysz, że zalewa Mnie morze smutku, pójdź ze Mną do trzech uczniów, których pozo­stawiłem w pewnej odległości od siebie.
Wybrałem ich, aby doznać ulgi, dając im udział w mojej modlitwie i smutku. Jak wyrazić to, co doznało moje Serce, kiedy znalazłem ich pogrążonych we śnie? Jakaż przykrość dla Tego, który kocha, że musi być osa­motnionym i że nie może się zwierzyć swym bliskim…!
Ileż razy Serce moje doznaje tego samego bólu… Ileż razy szuka ulgi u swych wybranych i znajduje ich śpią­cych…
Na próżno staram się ich obudzić, skłonić do wyjścia z siebie, ze sfery osobistych zainteresowań, odwieść od czczych i próżnych rozmów… Bardzo często odpowia­dają Mi, jeśli nie słowami, to swym postępowaniem: «Nie mogę teraz…, mam dużo zajęcia…, jestem zbyt zmęczony…, potrzebuję spokoju…!»
Wtedy nalegając łagodnie, mówię do takiej duszy:
«Chodź na chwilę, chodź pomodlić się ze Mną, właśnie teraz cię potrzebuję, nie lękaj się porzucić dla Mnie tego spoczynku. Ja będę twoją nagrodą… l otrzymuję tę samą odpowiedź…!» Biedna śpiąca dusza, która nie może czu­wać ze Mną nawet jednej godziny…!
Uczcie się tu jeszcze, drogie dusze, że nie warto szu­kać ulgi w stworzeniach. Ileż razy znajdziecie u nich więcej goryczy tylko dlatego, że śpią i nie odpowiadają ani na wasze oczekiwania, ani na waszą miłość…
Powróciwszy na modlitwę, upadłem znowu na twarz, uwielbiałem mego Ojca i błagałem Go o pomoc… Mówiłem do Niego «Mój Ojcze». Kiedy serce wasze cierpi więcej, wtedy także powinniście Boga nazywać swoim Ojcem. Błagajcie Go o pomoc, przedstawiajcie Mu swe cierpienia…, obawy…, pragnienia i przez wasze bolesne wołanie przypominajcie Mu, że jesteście Jego j dziećmi. Powiedzcie Mu, że wasze ciało jest wyczerpa­ne…, że wasze serce jest śmiertelnie ściśnięte…, że wasza dusza zdaje się doświadczać co to jest krwawy pot… Proście Go z ufnością dziecięcą i oczekujcie wszystkie­go od Tego, który jest waszym Ojcem. On sam przynie­sie wam ulgę i udzieli koniecznej siły do zniesienia zmartwień i cierpień.
Moja dusza, smutna i opuszczona, miała doznać je­szcze gorszej udręki, kiedy pod ciężarem ludzkich nie­prawości widziałem jedynie zniewagi i niewdzięczność, w zamian za tyle cierpienia i tyle miłości. Krew, która płynęła ze wszystkich porów, a która wkrótce miała try­skać ze wszystkich ran, miała być daremna dla tylu dusz…, a całe ich mnóstwo w ogóle nie miało Mnie na­wet poznać…! Miałem przelać tę krew za wszystkie du­sze. Zasługi moje miały się stać własnością każdej du­szy… O Krwi Boska! O zasługi nieskończone! Daremne jesteście dla tylu, a tylu dusz…!
Tak, za wszystkie dusze miałem wylać swoją krew i wszystkie dusze mogły zasłużyć na moją wielką miłość… Dla iluż dusz miłość moja mogła być bardziej delikatna, bardziej czuła i gorąca… Od tych dusz wybra­nych mógłbym oczekiwać więcej pociechy i miłości, więcej wspaniałomyślności i zaparcia się siebie… Jed­nym słowem, serdeczniejszej odpowiedzi na moją do­broć… Niestety! Ujrzałem w tej chwili, jak wiele z nich odwraca się ode Mnie… Jedne z nich zamkną uszy na mój głos… Inne go wprawdzie posłyszą, ale nie pójdą za nim… Jeszcze inne odpowiedzą przez jakiś czas i nawet pewną wspaniałomyślnością na wezwanie mego Serca, ale potem zasną powoli i nadejdzie dzień, w którym po­wiedzą Mi swymi czynami: «Dosyć się napracowa­łam…, byłam wierna swym najdrobniejszym zobowią­zaniom…, opanowałam swoją naturę…, żyłam w zapar­ciu się siebie… Obecnie potrzebuję więcej swobody… Nie jestem już dzieckiem… Mogę zwolnić się od tego, co mnie krępuje…» itd.
Biedna duszo! Zaczynasz w ten sposób popadać w sen… Wkrótce wrócę, ale ty, śpiąc, już Mnie nie usły­szysz…! Zaofiaruję ci moją łaskę, ale ty jej już nie przyj­miesz…! Czy będziesz miała siłę, aby się kiedyś obu­dzić? Czy nie należy się raczej obawiać, że długo pozbawioną pożywienia osłabniesz i nie wyjdziesz już więcej ze swego letargu?
Dusze moje umiłowane, wiedzcie, że wielu zaskoczy­ła śmierć wśród głębokiego snu…! Gdzie i jak się obu­dzili…?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz