czwartek, 14 listopada 2024

Kardynał Ryś, Watykan i terror synodalności

 

Kardynał Ryś, Watykan i terror synodalności

(Fot: AA/ABACA / Abaca Press / Forum)

W ramach procesu synodalnego lansuje się w Kościele katolickim… nowe grzechy. Według organizatorów Synodu o Synodalności jednym z nich jest na przykład grzech przeciwko „synodalności” w postaci „braku uczestnictwa wszystkich”. Z kolei kardynał Grzegorz Ryś uważa, że krytyka rzymskiego synodu to… bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu.

Nowe grzechy

Finalny etap procesu synodalnego rozpoczął się w tym roku od zaskakującej sceny. W Bazylice św. Piotra w Rzymie Watykan zorganizował wielkie nabożeństwo pokutne pod przewodnictwem samego papieża. Wzięli w nim udział zarówno uczestnicy synodu jak i w ogóle wszyscy chętni; w nabożeństwo można było włączać się również on-line, a Watykan zachęcał do tego szczególnie ludzi młodych.


Ideą było przeprosić za „grzechy Kościoła”, nawet jeżeli ktoś osobiście nie miałby w danej sprawie nic na sumieniu. Stolica Apostolska przygotowała konkretną listę przewin. Brzmiała następująco:

grzech przeciwko pokojowi; grzech przeciwko stworzeniu, przeciwko ludności rdzennej, przeciwko migrantom; grzech nadużycia; grzech przeciwko kobietom, rodzinie, młodzieży; grzech używania doktryny jak kamieni, którymi się ciska; grzech przeciwko biedzie; grzech przeciwko synodalności / brak słuchania, wspólnoty i uczestnictwa wszystkich.

Jak nakazano, tak też zrobiono; zgromadzeni w Bazylice św. Piotra uderzyli się w piersi i przepraszali za wykluczanie z Kościoła kobiet, doktrynerstwo i niechęć do synodalnego włączania każdej i każdego.

Czytelnik zauważy, że Stolica Apostolska nie podała ciężaru grzechów; każdy mógł pewnie sam ocenić, ile waży jego, na przykład, niewielka skłonność do rozmawiania z protestantami, muzułmanami albo ateistami.

Inaczej sprawę przedstawił metropolita łódzki, kardynał Grzegorz Ryś. Wygłosił niedawno w swojej archikatedrze homilię, gdzie mówił wprost o bluźnierstwach przeciwko Duchowi Świętemu.

Przypomnijmy: chodzi tu o w pewnym sensie najcięższy z możliwych grzechów. Chrystus Pan mówi według Ewangelii św. Mateusza 12, 31-32: „Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym”.

Odnosząc się do tego strasznego grzechu kardynał Ryś powiedział, co następuje:

Bluźnimy przeciw Duchowi Świętemu kiedy mówimy na przykład o tym, że nic gorszego nie mogło spotkać Kościoła jak Sobór Watykański II. Bluźnimy przeciw Duchowi Świętemu kiedy mówimy, że nic nie rozumiemy z tego synodu, który dzieje się w Rzymie o synodalności… Bluźnimy przeciw Duchowi Świętemu, niestety, kiedy opatrujemy wielkim znakiem podejrzenia osobę i działanie Ojca Świętego. Ile jest w naszym życiu publicznym takiej otwartej krytyki papieża Franciszka”.

Słowa zostały nagrane i wyemitowane na kanale YouTube’owym archidiecezji łódzkiej w dniu 19 października; Czytelnik, jeżeli nie wierzy, może sprawdzić sam.

Czym są nowe grzechy

W przypadku watykańskiej listy grzechów niektóre są dość oczywiste, inne – mniej. „Grzech przeciwko pokojowi” może zostać łatwo przypisany tym, którzy wywołują niesprawiedliwą wojnę albo też posługują się w wojnie metodami niegodziwymi. Grzechy przeciwko rodzinie są oczywiste: promowanie rozwodów, dzieciobójstwa, antagonizowanie mężów i żon ideologią feministyczną czy genderową. Grzech przeciwko biedzie brzmi wprawdzie dość enigmatycznie, ale możemy sobie wyobrazić wyzyskującego pracodawcę albo też człowieka, który pracownikom po prostu nie płaci, a wreszcie też twórców i promotorów wysoce niesprawiedliwego systemu ekonomicznego, na przykład socjalizmu albo materialistycznego kapitalizmu.

Gorzej z używaniem doktryny jak kamienia. Pewnie, znamy przedstawionych w Ewangelii faryzeuszy i możemy szukać również współcześnie katolików, którzy wybierają sobie odizolowane cytaty z Pisma albo chwytają się jakiegoś zapisu Katechizmu i „tłuką” nimi adwersarzy, nie bacząc na miłosierdzie. Trudno jednak nie czytać tych słów w kontekście toczonych od lat debat wokół takich kwestii jak na przykład dyscyplina sakramentalna – dopuszczanie do Komunii świętej osób rozwiedzionych w powtórnym związku albo osób w związkach jednopłciowych, które nie chcą się bynajmniej nawracać. Jeszcze gorzej ze zrozumieniem grzechu przeciwko synodalności. Chociaż Franciszek ogłosił synod o synodalności w 2020 roku, a rok później nadał mu globalny wymiar, Stolica Apostolska do dzisiaj nie wypracowała jasnej i zrozumiałej definicji synodalności; tym trudniej o definicję tego, co miałoby być przeciwko niej „grzechem”.

Gdy chodzi o „listę kardynała Rysia” trudności tylko się piętrzą. Grzechy przeciwko Duchowi Świętemu są w Kościele katolickim dobrze znane. Tzw. Katechizm Piusa X wymienia ich sześć: o łasce Bożej rozpaczać; przeciwko miłosierdziu Bożemu grzeszyć zuchwałością; uznanej prawdzie chrześcijańskiej się sprzeciwiać; bliźniemu łaski Bożej zazdrościć; na zbawienne napomnienia być zatwardziałym; rozmyślnie trwać w niepokucie. „Listę kard. Rysia” można skrótowo przedstawić następująco: fundamentalnie krytykować II Sobór Watykański; wątpić w sensowność synodalności; zdecydowanie krytykować Franciszka. Próba połączenia jednego z drugim wydaje się być skazana na porażkę, chyba, żeby krytyka soboru miała być „sprzeciwem wobec uznanej prawdy chrześcijańskiej”, a krytyka synodu „zatwardziałością na zbawienne napomnienia”, jako że synodalność prezentowana jest często przez swoich zwolenników w optyce „nawrócenia”. Gdzie podpiąć krytykę Franciszka, nie wiem.

O co tu chodzi?

Wydaje się, że celem zorganizowania przez Stolicę Apostolską przedsynodalnego nabożeństwa pokutnego z listą nowych grzechów było strategiczne zaprogramowanie debaty, jaka miała toczyć się w kolejnych tygodniach. Skoro Kościół winien jest tylu rzeczy, w ramach synodalnej odnowy należy znaleźć na nie odtrutkę. Gdy wczytamy się w dokument finalny synodu dojdziemy do wniosku, że w kluczowych kwestiach plan – jeżeli można mówić o jego istnieniu, zakładam jednak, że tak – został zrealizowany. W dokumencie synodu mówi się, na przykład, o szerokim włączeniu kobiet do struktur władzy w Kościele, a także o otwarciu debaty nad diakonatem kobiet. Sugeruje się też głębokie zmiany w liturgii tak, aby uczynić ją bardziej synodalną, co miałoby zakładać „uczestnictwo wszystkich” w akcji liturgicznej, w tym ludzi młodych. Słyszy się wiele o „różnorodności” Kościoła oraz o przedstawieniu doktryny zgodnie z lokalną kulturą, co z jednej strony rozwiązuje problem „grzechów przeciwko ludności rdzennej”, a z drugiej „używania doktryny jak kamieni”. Innymi słowy, zdefiniowawszy grzechy – synodalny Kościół wszedł na drogę „nawrócenia”, która ma te grzechy wykorzenić.

W przypadku kardynała Rysia, jak sądzę, można mówić o próbie zakończenia toczonych w Polsce dyskusji na temat roli i znaczenia soboru, celowości synodalności i samego pontyfikatu Franciszka. Jeżeli bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu miałoby być radykalne krytykowanie Vaticanum II, to zamilknąć powinni, zdaje się, ci, którzy przedstawiają sobór jako początek wielkiego kryzysu Kościoła; albo też ci, którzy w dokumentach soborowych dopatrują się otwarcia drogi do destrukcji doktrynalnej, choćby w takiej kwestii jak relatywizm religijny (Nostra aetate, Dignitatis humanae). Z synodem – jeszcze gorzej. Dosłownie kardynał Ryś powiedział przecież, że bluźni przeciwko Duchowi Świętemu ten, kto mówi, że nie rozumie, o co chodzi w synodzie. Jeżeliby potraktować to poważnie, bluźniercami należy nazwać nawet wielu kardynałów i biskupów, o świeckich, w tym dziennikarzach, już nawet nie wspominając. Skoro brak zrozumienia jest grzeszny, właściwe musi być zrozumienie. Jako że – jak wskazywałem – nie mamy wciąż jasnych definicji synodalności, zrozumienie musi opierać się po prostu na bezrefleksyjnej wierze w to, co serwują na temat synodalności ci, którzy ją organizują. Problem w tym, że – obok papieża – głównymi protagonistami synodalności są tacy kardynałowie jak Mario Grech czy Jean-Claude Hollerich. Grech mówił niedawno, że efektem synodalności byłoby wprowadzenie diakonatu kobiet; a Jean-Claude Hollerich – że zmiana nauki katechizmu na temat homoseksualności. Z drugiej strony słyszymy jednak, na przykład od kardynała Rysia, że w synodalności nie chodzi o takie sprawy, ale o nawrócenie i wsłuchiwanie się. Jak w końcu jest, naprawdę trudno zrozumieć; skoro jednak trudność zrozumienia jest bluźniercza – to mamy aporię. Mam nadzieję, że kardynał Ryś pozwoli nam z niej wybrnąć i przedstawi jakiś autorytatywny wykład synodalności, tak, żebyśmy wszyscy wiedzieli, o co chodzi i nie musieli już grzeszyć brakiem zrozumienia. Mówiąc jednak poważnie, sugerowanie, że krytyka synodalności – bo o to przecież naprawdę chodzi – jest bluźnierstwem wobec Ducha Świętego, to po prostu wola skrajnie arbitralnego, by nie rzec brutalnego, zamknięcia ust jakimkolwiek krytykom.

To samo odnosi się do pontyfikatu Franciszka. Według kardynała Rysia bluźni ten, kto „opatruje znakiem zapytania” jego pontyfikat. Przypomnę, że w 2016 roku Franciszek ogłosił „Amoris laetitia”, gdzie zawarł treści, które różni biskupi interpretują zupełnie różnie – bo sam papież umieścił w tekście głęboko dwuznaczne przypisy. W 2019 roku po ulicach Rzymu obnoszono pogańską figurkę Pachamamy. W tym samym roku Franciszek ogłosił, że Bóg chce różnorodności religijnej, a ostatnio stwierdził w Singapurze, że sikhizm, hinduizm, islam i chrześcijaństwo są równymi drogami do Boga. Nawet jeżeli ktoś bardzo by chciał zinterpretować to wszystko w duchu katolickim, to proces interpretacyjny, o ile ma być w jakikolwiek sposób oparty na racjonalności, musi jednak tu i ówdzie postawić znak zapytania; inaczej się tego wszystkiego komentować po prostu nie da. Skoro jednak stawianie znaków zapytania miałoby być bluźnierstwem, mamy do czynienia z wprowadzeniem do Kościoła swoistej Führerprinzip, zasady wodzowskiej – cokolwiek powie Wódz, my przyjmujemy ślepy na wiarę, bez jakichkolwiek komentarzy. Czy to jest katolickie? Czytelnik odpowie sobie sam.

Konkluzja

W mojej ocenie zarówno ze strony Watykanu jak i ze strony kardynała Rysia mamy do czynienia z agresywną operacją propagandową opatrzoną na przeforsowanie własnej wizji zmian w Kościele, przy odwołaniu – w przypadku metropolity Łodzi – do najcięższych możliwych sankcji. Trudno wyobrazić sobie katolika, który chciałby bluźnić wobec Ducha Świętego! Można odnieść wrażenie, że protagoniści Kościoła synodalnego nie są w stanie przedstawić na obronę własnego programu żadnych racjonalnych argumentów. Nie powołują się na Tradycję: Pismo Święte, Ojców, Doktorów, na literę dokumentów soborowych. Rzucają raczej hasła o „synodalnym nawróceniu”, „wsłuchiwaniu się” i „partycypacji”, oczekując, że wszyscy katolicy przyjmą je z wielką radością, nie pytając w ogóle o to, jaka jest podstawa tych haseł. O to właśnie należy jednak pytać. Gdzie jest źródło tych zmian? Co je sankcjonuje? Czy można wskazać jakiekolwiek konkretne elementy Tradycji Kościoła inne niż tylko „wola przywódcy”, które każą dziś, na przykład, udzielać Komunii świętej rozwodnikom, tworzyć wspólne rady z protestantami albo błogosławić pary LGBT?

Jeżeli awangardziści Kościoła synodalnego chcą naprawdę przekonać wszystkich do przyjęcia swojej optyki, niech argumentują. Na dzień dzisiejszy argumenty zastępuje jednak tani terror religijny i odwoływanie się do niekatolickiej i nierozumnej zasady wodzowskiej. Na to nie możemy się zgodzić.

Paweł Chmielewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz