Oczekiwaniu na beatyfikację sługi
Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego winna towarzyszyć praca nad
pogłębieniem jego dziedzictwa pasterskiego w Kościele, myśli
teologicznej, zwłaszcza maryjnej, troski o polski dom oraz inspiracji
kierunków życia narodu i Kościoła w Polsce
Gdyby Prymas mógł dziś stanąć pośród nas,
gdybyśmy wsłuchali się w jego miłość do polskiej ziemi, usłyszelibyśmy
stanowcze „non possumus” — nie możemy oddać polskiego domu pod panowanie
bezbożnych agentur europejskich, bo Polska nie przetrwa, jeżeli
zapomni, że bez Boga ani do proga. Wraz ze św. Janem Pawłem II,
współtwórcą przemiany oblicza polskiej ziemi, pewnie by wołał z placów i
gór polskiego trwania i zwycięstw: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym
znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem”, czyniąc własnym wyznanie
z wiersza Karola Balińskiego pt. „Śpiewakowi Mohorta bratnie słowo” z
1856 r. Była to pieśń serca polskiego, które brało oddech z Boga i
Maryi, a miłość do Ojczyzny wyssało z mlekiem matki.
Jasnogórskie źródło cudu prymasa Wyszyńskiego
Miłość ojczyźnianą Prymasa umacniało bezgraniczne zawierzenie Matce Bożej, które uczyniło go bramą spiżową trwania przy Bogu i Polsce. O czasach prymasa Wyszyńskiego możemy powiedzieć, że były cudem wykutym na kolanach przed Maryją, cudem, do którego blasku trzeba powracać jak do ożywczego źródła. Życiodajna woda ze źródła nigdy nie zamarza, lecz by się jej napić, trzeba przy źródle uklęknąć, jak czynili to Prymas Tysiąclecia oraz św. Jan Paweł II. Oni nieustannie pili wodę Boga ze źródła jasnogórskiego i dzięki temu dokonali cudu przemiany oblicza polskiego domu.
Miłość ojczyźnianą Prymasa umacniało bezgraniczne zawierzenie Matce Bożej, które uczyniło go bramą spiżową trwania przy Bogu i Polsce. O czasach prymasa Wyszyńskiego możemy powiedzieć, że były cudem wykutym na kolanach przed Maryją, cudem, do którego blasku trzeba powracać jak do ożywczego źródła. Życiodajna woda ze źródła nigdy nie zamarza, lecz by się jej napić, trzeba przy źródle uklęknąć, jak czynili to Prymas Tysiąclecia oraz św. Jan Paweł II. Oni nieustannie pili wodę Boga ze źródła jasnogórskiego i dzięki temu dokonali cudu przemiany oblicza polskiego domu.
Ostatnie moje osobiste spotkanie z Janem Pawłem
II, po Mszy św. w Watykanie w 2002 r., wyryło się mocno w mojej pamięci.
Do dziś czuję mocny uścisk świętego Papieża na moim ramieniu oraz
brzmią mi głosem dzwonu jego mówione prawie z płaczem słowa: „Ojcze
Janie, dlaczego oni, dlaczego (...), dlaczego oni tak się boją Jasnej
Góry. Nie ma dla Polski innej drogi niż droga jasnogórska. Na tę drogę
musicie powrócić!”. Był to czas, kiedy swoiste „rozbicie dzielnicowe” w
polskim Kościele zaczęło zbierać smutne żniwo po „wygaszaniu maryjności
Wyszyńskiego”. Niektórzy ludzie Kościoła ulegli propagandzie fałszywej
tolerancji i zgubnej nowoczesności, a nawet oskarżali maryjne inicjatywy
rodem z Wyszyńskiego, że „trącą myszką”. Czy dostrzegliśmy wreszcie
zgubne skutki wprowadzania „katolicyzmu dla elit, nie dla mas”, przed
czym tak mądrze i wytrwale bronił nas kard. Wyszyński?
Oczekiwanie na beatyfikację Stefana Wyszyńskiego
musi być powrotem do jego inspiracji jasnogórskiej, o której mówił sam
na łożu śmierci 15 maja 1981 r., kilka dni przed odejściem do Boga z
polskiej ziemi: „Staję na progu Kaplicy Jasnogórskiej i tam zawsze chcę
być, choćby mnie wszyscy potrącali. (...) Postawiłem wszystko na Nią [na
Maryję] i Jej to zawdzięczam, że miłosierdzie Boże towarzyszyło mi
zawsze i wszędzie, a szczególnie w najtrudniejszych chwilach życia”.
Wobec tego wyznania należy oczekiwanie na wyniesienie kard. Wyszyńskiego
na ołtarze uczynić czasem modlitwy i studium jego zapomnianego,
niestety, w dużej mierze dziedzictwa. Duma z wyniesionych na ołtarze
osób musi być budowana na fundamencie życia ich dziedzictwem — nawet
największy święty bez nas cudu nie dokona.
Prorok niezrozumiany i zapomniany
Bóg wybiera proroków, prowadzi ich i wspomaga, ale nie oszczędza, gdyż wie, że zahartowani cierpieniem, często własną ludzką bezradnością, pozwolą Mu na dokonywanie cudów według Jego planu. Tak było z prymasem Wyszyńskim, który prowadził Polaków przez lata zniewolenia komunistycznego i zobaczył ją nową, wschodzącą w blaskach posługi Jana Pawła II. Oddał ster świętemu Papieżowi z rodu Polaków. Tę radość proroka Wyszyńskiego widziałem w czerwcu 1979 r. w jego obliczu, gdy ze Szczytu Jasnej Góry patrzył na Polskę dosłownie przez ramię i serce papieża Wojtyły. Pamiętam radosną twarz Prymasa, która jakby mówiła: „Teraz pozwól, Maryjo, odejść słudze Twemu w pokoju”. Patrząc wtedy na rozpromienione oblicze Prymasa, myślałem o Mojżeszu, który schodził z góry Synaj z tablicami Dekalogu, a jego twarz promieniała po rozmowie z Bogiem. Oglądał ziemię obiecaną tylko z daleka. Prymas oglądał nową Polskę nie tylko oczami wiary, ale po nowej ojczystej ziemi już stąpał, bo nigdy nie zwątpił. Wiedział, że już powoli odmieniać się będzie polski dom, bo wszedł w jego podwoje zwiastun i twórca nowych czasów Kościoła i Ojczyzny — papież Jan Paweł II.
Bóg wybiera proroków, prowadzi ich i wspomaga, ale nie oszczędza, gdyż wie, że zahartowani cierpieniem, często własną ludzką bezradnością, pozwolą Mu na dokonywanie cudów według Jego planu. Tak było z prymasem Wyszyńskim, który prowadził Polaków przez lata zniewolenia komunistycznego i zobaczył ją nową, wschodzącą w blaskach posługi Jana Pawła II. Oddał ster świętemu Papieżowi z rodu Polaków. Tę radość proroka Wyszyńskiego widziałem w czerwcu 1979 r. w jego obliczu, gdy ze Szczytu Jasnej Góry patrzył na Polskę dosłownie przez ramię i serce papieża Wojtyły. Pamiętam radosną twarz Prymasa, która jakby mówiła: „Teraz pozwól, Maryjo, odejść słudze Twemu w pokoju”. Patrząc wtedy na rozpromienione oblicze Prymasa, myślałem o Mojżeszu, który schodził z góry Synaj z tablicami Dekalogu, a jego twarz promieniała po rozmowie z Bogiem. Oglądał ziemię obiecaną tylko z daleka. Prymas oglądał nową Polskę nie tylko oczami wiary, ale po nowej ojczystej ziemi już stąpał, bo nigdy nie zwątpił. Wiedział, że już powoli odmieniać się będzie polski dom, bo wszedł w jego podwoje zwiastun i twórca nowych czasów Kościoła i Ojczyzny — papież Jan Paweł II.
Jasnogórski prorok powraca na ołtarze
Gdy odchodził do nieba w maju 1981 r., Prymas mówił, że oddaje swoje życie za życie rannego Papieża, bo on jest bardziej potrzebny. Tacy są prorocy. Czy jesteśmy w stanie ich zrozumieć, naśladować, jeszcze dziś słuchać ich głosu? Kard. Wyszyński na łożu śmierci powiedział, że jego życie było nieustannym Wielkim Piątkiem, jednakże w życiu i posłudze nigdy się nie skarżył. Z pełnym przekonaniem — znałem go dosyć dobrze osobiście i przestudiowałem uważnie jego myśl maryjną — mogę powiedzieć, że jeżeli nawet się skarżył, to była to nieustanna modlitwa oddania Jezusowi i bezgranicznego zawierzenia Maryi. Kard. Wyszyńskiemu bardzo wiele zawdzięcza Kościół nie tylko w Polsce, ale również w Europie. Na kolanach powinny trwać przed nim Polska i cała Europa, która dziś sama siebie niszczy, odchodząc od chrześcijańskich korzeni, których za cenę męczeństwa Wyszyński bronił.
Gdy odchodził do nieba w maju 1981 r., Prymas mówił, że oddaje swoje życie za życie rannego Papieża, bo on jest bardziej potrzebny. Tacy są prorocy. Czy jesteśmy w stanie ich zrozumieć, naśladować, jeszcze dziś słuchać ich głosu? Kard. Wyszyński na łożu śmierci powiedział, że jego życie było nieustannym Wielkim Piątkiem, jednakże w życiu i posłudze nigdy się nie skarżył. Z pełnym przekonaniem — znałem go dosyć dobrze osobiście i przestudiowałem uważnie jego myśl maryjną — mogę powiedzieć, że jeżeli nawet się skarżył, to była to nieustanna modlitwa oddania Jezusowi i bezgranicznego zawierzenia Maryi. Kard. Wyszyńskiemu bardzo wiele zawdzięcza Kościół nie tylko w Polsce, ale również w Europie. Na kolanach powinny trwać przed nim Polska i cała Europa, która dziś sama siebie niszczy, odchodząc od chrześcijańskich korzeni, których za cenę męczeństwa Wyszyński bronił.
Prymas często był nierozumiany, bo wielu
współczesnych przerastał. Był człowiekiem tolerancyjnym, ale nie
bezmyślnym, bo szanował siebie oraz godność narodu polskiego, któremu
nikt nie może odebrać świętego prawa do samostanowienia. Na tym gruncie
kard. Wyszyński był niepokorny! Chwała mu za tę cnotę bycia Polakiem w
polskim domu oraz Europejczykiem w rodzinie narodów, pokornym pasterzem
Kościoła, trzymającym się mocno dłoni Matki Jezusa. Prymas nigdy nie
mówił o Polsce źle, choć go szykanowano i poniżano, bo rozumiał, że
rodzinnego gniazda kalać nie wolno. O Polsce mówił pozytywnie, mimo
cierpienia. Jemu zawdzięczamy, że Polska jest dziś szanowana w świecie.
On widział Europę bez granic, ale Europę ducha, nie pieniądza. Był ojcem
trudnym, bo wymagającym wyrzeczenia się nienawiści i odwetu, bo dobro
Polski było dla niego najważniejsze. Tacy są prorocy.
Kard. Wyszyński był człowiekiem samodzielnym,
często był samotny, ale nie osamotniony, uczył przebaczenia i miłości
bezwarunkowej. Zrozumieć go do końca nie będziemy w stanie, jeżeli nie
uklękniemy razem z nim przed Matką Bożą na Jasnej Górze. Tylko wtedy,
gdy z Janem Pawłem II przyłożymy ucho serca do jasnogórskich murów,
możemy podjąć wysiłek naśladowania Prymasa Tysiąclecia. W kolejnych
refleksjach spróbujemy go spotkać na zwycięskiej jasnogórskiej drodze.
O. Jan Pach OSPPE
Copyright © by Niedziela (8/2019)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz