Z drugiej strony, jak pisze abp Viganò: „Nie ma ani jednego spośród świętych, doktorów Kościoła czy papieży, aż do i uwzględniwszy Piusa XII, który zaaprobowałby cokolwiek z tego, co obecnie dzieje się w Watykanie. Wprost przeciwnie: każdy z nich bez różnicy rozpoznałby w działaniu rządu i pseudo-magisterium minionych kilku dziesięcioleci – a obecnego pontyfikatu w szczególności – dzieło nieprzyjaciela, który infiltruje świętą sferę, i każdy z nich nie wahałby się potępić tego dzieła bez odwołania, wraz z jego twórcami, tak jak każdy z nich potępiał błędy swoich czasów i pomnażał wysiłki, by chronić owczarnię im powierzoną i utwierdzić ją w prawdzie”.
Abp Viganò zwraca uwagę w swoim tekście na szacunek, jakim cieszył się w swoich czasach św. Karol Boromeusz, zapraszany przez papieży do Rzymu i powoływany na ważne urzędy kościelne. Pełnił on m.in. rolę konsultanta Soboru Trydenckiego. Arcybiskup podkreśla jego gorliwość jako duszpasterza i hojność wobec ubogich i chorych, a jednocześnie fakt, że był on „nieprzejednanym przeciwnikiem zreformowanych i protestanckich heretyków”. Zdaniem abp. Viganò św. Karol Boromeusz był „prawdziwym biskupem soborowym, który niestrudzenie promował ducha okresu posoborowego”.
Arcybiskup świadomie używa tych określeń, by pisząc o roli św. Karola Boromeusza, jaką odegrał 400 lat wcześniej, nawiązać do roli, jaką odegrali biskupi w czasie i po Soborze Watykańskim II. Jego zdaniem pozwala to „zrozumieć różnicę, jaka istnieje pomiędzy byciem dobrym pasterzem, wiernym Chrystusowi a byciem najemnikiem opłacanym przez nieprzyjaciela”. Abp Viganò twierdzi, że różnica między wielkim świętym i innymi świętymi z przeszłości a obecnymi biskupami polega na miłości (charity), co można by też oddać łacińskim caritas. Polega ona na „miłości Boga ponad wszystko i miłości bliźniego z miłości do Boga”
„Bez [tej] miłości zostawiłby on [Karol Boromeusz] heretyków w herezji i nie zwalczałby ich błędów. (...) Bez miłości poprosiłby angielskich katolików, by w imię inkluzywności dialogowali ze swoją heretycką królową, która była zażartą nieprzyjaciółką papistów – pisze abp Viganò. – Bez miłości (...) święty Karol nie uczestniczyłby w Soborze Trydenckim, by zdefiniować z większą mocą punkty doktryny katolickiej kwestionowane przez luteranów i kalwinistów, ale w rzeczywistości próbowałby wygładzić wszelkie teologiczne rozbieżności, by nie dać się im czuć wykluczonymi i osądzanymi”.
Generalnie zdaniem abp. Viganò bez tej miłości św. Karol Boromeusz postępowałby jak współcześni biskupi, „porzucający dusze na niebezpieczeństwo wiecznego potępienia i zaniedbujący swoje obowiązki pasterzy i następców apostołów”. Oznaczałoby to nie tylko brak miłości bliźniego, ale także samego Boga, gdyż nie można Go kochać, pozwalając jednocześnie na odejście bliźniego od Boga. To właśnie z tego względu św. Karol nie postępował według abp Viganò w myśl zasady „każdy, każdy jest mile widziany, każdy jest wewnątrz”, jak głosi papież Franciszek.
Abp Viganò nie ma wątpliwości, jak św. Karol Boromeusz oceniłby zarówno uczestników Synodu o synodalności, jak i inne zjawiska we współczesnym Kościele, takie jak np. Paczamama, Deklaracja o ludzkim braterstwie z Abu Zabi, pomysły święceń kapłańskich dla kobiet czy „ewolucja interpretacji” Pisma św.
Według hierarchy w naszych czasach widać z całą mocą starcie Kościoła i anty-Kościoła, Kościoła Chrystusa i synagogi Szatana. W tym drugim duszpasterze kierują się „osobistym interesem, pragnieniem władzy i przyjemności”, są „zaślepieni pychą”. Jest to „sekta zdrajców i renegatów, którzy nie uznają niezmiennej zasady, ale żywią się krótkotrwałością, sprzecznościami, nieporozumieniami, zwiedzeniami, kłamstwami i paskudnym szantażem”.
We współczesnej „strukturze kościelnej” abp Viganò widzi „permanentną rewolucję”, która „uwiodła wielu świeckich wiernych i duchownych przynętą liberalnej mentalności i heglowskiej myśli”. Sądzi on, że „po raz pierwszy w historii w bitwie pomiędzy Kościołem a anty-Kościołem, ten pierwszy jest nie tylko marginalizowany i prześladowany, ale także okazuje się okradziony z najwyższego autorytetu biskupa Rzymu”.
Choć patrząc na to wszystko, można by uwierzyć, że piekło jest górą, to zdaniem abp. Viganò mamy obietnicę Chrystusa, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła i powinniśmy być wdzięczni za to, że „maski opadły w szczególności w czasie farsy Synodu o synodalności”. Jego zdaniem wzorem jest dla duchownych, i dla świeckich do naśladowania św. Karol Boromeusz, który „był pokorny i ubogi w tajemnicy”, nie pozbawiając się na pokaz „swojej kardynalskiej i biskupiej godności”. To on jest przykładem, jak kochać bliźniego i Boga i nie „gonić za duchem czasu lub próbować zadowolić księcia tego świata”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz