19 czerwca - Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej.
19 czerwca - Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej.
19 czerwca - Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej.
Pocałunek Boga.
Dlaczego
w Boże Ciało wychodzimy z Najświętszym Sakramentem na ulice miast i
wsi? By zamanifestować wiarę? A może po to, aby rozpoznać Wędrowca,
który przechodzi przez naszą codzienność?
Myśląc
o Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, warto spojrzeć na
ewangeliczną scenę, kiedy to dwaj uczniowie rozczarowani po śmierci
Jezusa uciekają z Jerozolimy do Emaus. W pewnym momencie na
ich drodze staje Nieznany Wędrowiec, który przyłącza się do nich i
rozpoczyna rozmowę. Pod wieczór, kiedy docierają do celu, zachęcony
naleganiem dwóch towarzyszy, zasiada z nimi do wieczerzy, aby w znaku
łamanego chleba rozpoznali obecnego Pana. Ta historia doskonale tłumaczy sens procesji eucharystycznych, które w czwartek przejdą przez wszystkie polskie wsie i miasta. Ona łączy w jedną opowieść: wspólne wędrowanie, głoszenie słowa, biały chleb i obecność Pana.
Święto i procesje.
Procesja Bożego Ciała jest od samej uroczystości nieco młodsza. Święto
powstało z inspiracji mistyczki św. Julianny z Mont Cornillon i
rozpowszechniło się dzięki papieżowi Urbanowi IV, który w 1264 r.
ogłosił je obowiązujące dla całego Kościoła. Jednak sama procesja
eucharystyczna stała się nieodłącznym elementem tego święta dopiero na
przełomie XIV–XV w. Była ona z jednej strony okazją do pogłębiania kultu
Eucharystii i wyznawania wiary w realną obecność Jezusa pod postaciami
eucharystycznymi, z drugiej zaś, miała charakter błagalny, tzn. była
formą zadośćuczynienia za grzechy i zniewagi wobec Eucharystii, a także
modlitwą przywołującą Boże błogosławieństwo.(...)
Manifestacja wiary?
Kluczowe
pytanie, które pojawia się w kontekście procesji, nie jest związane z
tym, skąd się wzięła ta tradycja, ale jaki ma ona sens? Szczególnie
dzisiaj, kiedy próbuje się zepchnąć kwestię wiary do przestrzeni
prywatnej, oczekując, że nikt nie będzie „narzucał” innym swojej
prywatnej pobożności. Czy właśnie
dlatego wychodzimy na ulice miast ze śpiewem ku czci Chrystusa, żeby
zamanifestować katolicką wiarę, żeby dobitnie pokazać, że ma ona swoje
miejsce w przestrzeni publicznej? (...)
Chrystus nigdy nie
przymusza, ani do wiary, ani do słuchania Ewangelii, ani do nawrócenia,
ani do przyjęcia Jego obecności. On nigdy nie narusza naszej wolności,
nigdy nie wchodzi w nasze życie bez pytania i bez naszej zgody na Jego
działanie. Dlatego – tego uczy nas
opowieść o Emaus – to raczej człowiek musi „przymusić” Go do pozostania,
zaprosić do swojego domu i do swojego życia, bo On przechodzi przez
nie, ale żeby pozostał, trzeba Go zatrzymać.
Cichość Najważniejszego
W
eucharystycznych procesjach wszystko jest wielkie i bogate: tłumy ludzi
wypełniających największe place miast, najlepsze orkiestry grające
kościelne pieśni i głośny śpiew tysięcy gardeł, niezliczone ilości
kwiatków dekorujących drogę, baldachimy i złote monstrancje. To wszystko
może i powinno robić wrażenie, bo to wszystko jest ważne – jest wyrazem
naszej wiary. Jak ktoś kocha, to dla
ukochanego chce wszystkiego, co najlepsze. Ale z tym „naj-lepsze” i
„naj-większe”, jakby w kontraście, objawia się to, co „naj-ważniejsze” –
On: Jezus Chrystus obecny w tym malutkim, kruchym, delikatnym, białym
kawałku chleba. Właśnie taki jest On, cichy Wędrowiec na
drogach ludzkiego życia, który idzie obok nas i wraz z nami, który jest
Drogą, Przewodnikiem i Metą, a my możemy Go albo nie zauważyć i nie
rozpoznać, albo wybrać, pokochać i zaprosić do życia.
Oczywiście,
procesja eucharystyczna jest przestrzenią dawania publicznego
świadectwa wiary w Chrystusową obecność w świecie, ale nie ten aspekt
powinien być wysunięty na pierwszy plan. Świadectwo wiary rodzi się jako odpowiedź na to, co dla nas czyni Pan – to On i Jego działanie powinny być postawione w centrum. To
działanie można by streścić w jednym zdaniu: w procesji eucharystycznej
objawia się prawda o tym, że Bóg jest zatroskany o naszą codzienność,
że chce mieszkać wśród nas i w nas, że chce być tam, gdzie my jesteśmy,
aby nam błogosławić.
Ze złożonymi dłońmi, a nie zaciśniętymi pięściami
Niemiecki
teolog Karl Rahner taki pisał o tej procesji: „Procesja jest świętym
ruchem ludzi rzeczywiście ze sobą związanych, łagodną falą pełną spokoju
i majestatu, pochodem z kornie złożonymi dłońmi, a nie z gorzko
zaciśniętymi pięściami – pochodem, który nikomu nie zagraża, nikogo nie
wyklucza i błogosławi nawet tym, co stoją zdziwieni z boku i patrzą,
niczego nie pojmując. (...) A idzie z nimi sam Pan dziejów. Jest to święty pochód, który prawdziwie ma cel – przed sobą i w sobie”. Zatem nie tyle chodzi o to, aby w tej procesji iść za monstrancją. Znacznie
ważniejsze jest w tej procesji iść z Jezusem obecnym w sercu, ponieważ
przyjąłem Go w Komunii, ponieważ żyję Jego eucharystyczną obecnością na
co dzień. Nie chodzi o to, aby przejść się z innymi wiernymi w
religijnym korowodzie, ale żeby iść za Jezusem każdego dnia w jednym
kierunku – do nieba.
Znacznie
lepiej tego dnia nie tyle skupiać się na „publicznym okazywaniu wiary”,
ile na modlitwie i na adoracji Najświętszego Sakramentu, w najgłębszym
tego słowa znaczeniu. Ad-oratio znaczy tyle, co podnosić kogoś/coś do ust, oznacza pocałunek. Średniowieczny dominikanin Henryk z Bitterfeld tłumaczył, że kiedy człowiek jako grzesznik w pokorze pada na kolana do stóp Jezusa, to wtedy On podnosi go do swoich ust, aby go pocałować. Uklęknij
zatem przed Najświętszym Sakramentem na ulicy swojego miasta czy
wioski, aby doświadczyć w tym geście adoracji, jak bardzo Bóg cię kocha,
aby doświadczyć pocałunku samego Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz