Wyniki pierwszej tury
wyborów prezydenckich wskazują, że rolę języczka u wagi mogą odegrać
w drugiej turze wyborcy Krzysztofa Bosaka. Doskonale widzą to zarówno
w sztabie Andrzeja Dudy jak i Rafała Trzaskowskiego. Środowisko skupione
wokół Krzysztofa Bosaka zachowuje jednak równy dystans wobec obydwu
rywali, ogłaszając, że nie udzieli wsparcia żadnemu z nich.
Z taktycznego punktu widzenia można to zrozumieć. Jeśli
Bosak i jego ekipa chcą się targować, to popełniliby duży błąd,
pozbawiając się od razu atutu, jakim jest ponad milion głosów oddanych
na kandydata Konfederacji w pierwszej turze. Ten milion, a choćby i jego
część, może za dwa tygodnie zdecydować o ostatecznym wyniku wyborów.
Gdyby więc doszło do targów, to bardziej naturalnym adresatem pretensji
Bosaka byłby Andrzej Duda. Bo Rafał Trzaskowski może po pierwsze liczyć
na przepływy elektoratu od Szymona Hołowni i Roberta Biedronia,
a po drugie – choć jest naprawdę bardzo elastyczny programowo –
to jednak trudno byłoby mu sformułować ofertę łączącą tęczowych wyborców
Biedronia i elektorat Bosaka.
Może być jednak i tak, że liderom Konfederacji – tak jak oświadczyli na ostatniej konferencji prasowej – rzeczywiście jest równie daleko do PO i PiS. Oznaczałoby to, że nie widzą żadnych różnic między obydwiema formacjami, bo obie są dla nich równie złe i szkodliwe. Takie postawienie sprawy nie sprawia jednak, że Bosak i jego środowisko zachowują bezstronność. Przeciwnie – w praktyce – to gra na eliminację Andrzeja Dudy, a w przyszłości na zajęcie miejsca PiS po prawej stronie sceny politycznej w Polsce. Dokładnie o to samo, lecz z innych względów, chodzi Rafałowi Trzaskowskiemu, choć oczywiście nie sugeruję tu, że kandydat PO działa w zmowie ze środowiskiem Konfederacji. Po prostu, bez względu na intencje, długofalowe interesy obu formacji są podobne i kilkakrotnie było to również widać w Sejmie. Trzaskowski widzi Konfederację jako krzykliwą, ale – w odróżnieniu od PiS – politycznie niegroźną grupę „oszołomów”, którą będzie mógł straszyć Polaków. Z kolei Konfederacja ma pewnie nadzieję, że jeśli wygra Trzaskowski, to Polskę zaleje fala tęczowej propagandy oraz muzułmańskich imigrantów i wtedy jej liderzy wypłyną jako zbawcy narodu, zgarniając kilkadziesiąt procent głosów od przerażonych wyborców. Nie jestem jednak pewien, czy do tego czasu polskie społeczeństwo przetrwa w obecnym kształcie.
Pozostaje jeszcze pytanie o wyborców Krzysztofa Bosaka. Czy oni również są gotowi na taki scenariusz? Nie sądzę, aby byli aż tak cyniczni. Uważam jednak, że większość z nich rzeczywiście może zrezygnować z udziału w głosowaniu w drugiej turze. Pozostali pójdą do urn i oddadzą głos bądź na Andrzeja Dudę, bądź na Rafała Trzaskowskiego. Wszystko będzie zależeć od tego, co jest dla nich ważniejsze: czy kwestie światopoglądowe (ci wybiorą Dudę), czy gospodarcze (tym bliżej będzie do Trzaskowskiego). Warto jednak pamiętać, że od podejmowanych dziś wyborów może w przyszłości sporo zależeć.
Może być jednak i tak, że liderom Konfederacji – tak jak oświadczyli na ostatniej konferencji prasowej – rzeczywiście jest równie daleko do PO i PiS. Oznaczałoby to, że nie widzą żadnych różnic między obydwiema formacjami, bo obie są dla nich równie złe i szkodliwe. Takie postawienie sprawy nie sprawia jednak, że Bosak i jego środowisko zachowują bezstronność. Przeciwnie – w praktyce – to gra na eliminację Andrzeja Dudy, a w przyszłości na zajęcie miejsca PiS po prawej stronie sceny politycznej w Polsce. Dokładnie o to samo, lecz z innych względów, chodzi Rafałowi Trzaskowskiemu, choć oczywiście nie sugeruję tu, że kandydat PO działa w zmowie ze środowiskiem Konfederacji. Po prostu, bez względu na intencje, długofalowe interesy obu formacji są podobne i kilkakrotnie było to również widać w Sejmie. Trzaskowski widzi Konfederację jako krzykliwą, ale – w odróżnieniu od PiS – politycznie niegroźną grupę „oszołomów”, którą będzie mógł straszyć Polaków. Z kolei Konfederacja ma pewnie nadzieję, że jeśli wygra Trzaskowski, to Polskę zaleje fala tęczowej propagandy oraz muzułmańskich imigrantów i wtedy jej liderzy wypłyną jako zbawcy narodu, zgarniając kilkadziesiąt procent głosów od przerażonych wyborców. Nie jestem jednak pewien, czy do tego czasu polskie społeczeństwo przetrwa w obecnym kształcie.
Pozostaje jeszcze pytanie o wyborców Krzysztofa Bosaka. Czy oni również są gotowi na taki scenariusz? Nie sądzę, aby byli aż tak cyniczni. Uważam jednak, że większość z nich rzeczywiście może zrezygnować z udziału w głosowaniu w drugiej turze. Pozostali pójdą do urn i oddadzą głos bądź na Andrzeja Dudę, bądź na Rafała Trzaskowskiego. Wszystko będzie zależeć od tego, co jest dla nich ważniejsze: czy kwestie światopoglądowe (ci wybiorą Dudę), czy gospodarcze (tym bliżej będzie do Trzaskowskiego). Warto jednak pamiętać, że od podejmowanych dziś wyborów może w przyszłości sporo zależeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz